środa, 19 lutego 2014

20.



Nareszcie czułem się wolny. Żadne wyrzuty sumienia nie zżerały mnie od środka, nie miałem ochoty ryczeć, ani rzucać się Harry'emu do stóp i błagać o wybaczenie. Zamiast tego pojawił się dziwny entuzjazm, lekkość i poczucie błogiego spokoju. Tak intensywnego, że te wszystkie nieprzespane noce spędzone na zamartwianiu się co z Harrym dały o sobie znać, wywołując u mnie okropne zmęczenie. Sen na kanapie nie był najzdrowszy dla mojego kręgosłupa, więc grzecznie przeprosiłem Stylesa i poczłapałem do własnej sypialni. Z wygodnym łóżkiem...
Przechodząc przez korytarz ziewnąłem szeroko, chcąc jakoś orzeźwić swój mózg, żeby na spokojnie móc dojść do sypialni. Jakoś nie uśmiechało mi się nocowanie na korytarzu... Dlatego wypierając z umysłu całe zmęczenie dzisiejszym dniem, szurałem na oślep przed siebie, macając ściany w poszukiwaniu odpowiednich drzwi. Udało mi się to dopiero po paru minutach i kilku wiązankach.
Otworzyłem je delikatnie, nie chcąc narobić hałasu i powoli wszedłem do sypialni. Starałem się jak najciszej dojść do łóżka, ale oczywiście przez ciemność po drodze musiałem przywalić w coś stopą. "Kurwa.!" Zabolało... Wytłumiłem jęk bólu i kuśtykając podszedłem do łóżka, kładąc się w nim ostrożnie. "Żeby tylko nie obudzić Eve..." Ułożyłem się wygodnie, przytulając do pleców dziewczyny i obejmując ją ramieniem w talii. Starałem się zrobić to najdelikatniej jak tylko mogłem, ale kiedy moja dłoń dotknęła brzucha Eve, dziewczyna drgnęła nieznacznie i mruknęła przeciągle.
- Co tam.? - zapytała nieprzytomnym głosem, delikatnie odwracając głowę w moją stronę.
- Nic, śpij. - szepnąłem i objąłem ją mocniej. Przelotnie całując ją w policzek, położyłem głowę na poduszce, gotowy zasnąć. Ale zanim zdążyłem dobrze zamknąć powieki, usłyszałem jak dziewczyna wzdycha przeciągle. I nim się zorientowałem, już odwróciła się przodem do mnie, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem.
- Dogadaliście się.? - mruknęła uśmiechając się delikatnie. Natychmiast odwzajemniłem gest i poprawiając się na łóżku, oparłem głowę na dłoni.
- Tak. - kiwnąłem energicznie głową. Czując kolejną falę radości rozlewającej się po moim wnętrzu, zacząłem jej wszystko opowiadać.
- Cicho. - dosłownie po pierwszym zdaniu pocałowała mnie delikatnie, blokując słowa w gardle. - Jutro. - popatrzyła na mnie zaspanym wzrokiem i zamknęła gwałtownie oczy. Gotowa powrócić do snu, zacisnęła pięści na mojej koszulce i wtuliła się we mnie jak dziecko. - Teraz chcę spać. - mruknęła niewyraźnie, drażniąc mój organizm wyjątkowo gorącym oddechem. Krew natychmiast zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach, podczas gdy jednocześnie na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. To wystarczyło, żeby spanie przestało być dla mnie najważniejszą rzeczą.
- A ja już nie. - nachyliłem się do dziewczyny i złożyłem przelotny pocałunek na jej szyi. "Jak zimny prysznic..."
- No wiesz.?! - Eve natychmiast otworzyła oczy, odsuwając się ode mnie na dobry metr. I trzymając dłoń na mojej klatce w ostrzeżeniu, że jak tylko się zbliżę, to będzie po mnie. "Jasne..." Zaśmiałem się tylko krótko i łapiąc ją za nadgarstki, przyciągnąłem ją do siebie. Łapczywie wpiłem się w jej wargi, próbując ją unieruchomić. Początkowo oczywiście próbowała się uwolnić, zaciskając bezczelnie usta. Ale kiedy unieruchomiłem jej ręce za głową i siadłem okrakiem na jej biodrach, wszystkie hamulce jej puściły. Stanowczo wyswobodziła jedną dłoń z mojego uścisku i sięgnęła nią do mojego karku, zaciskając na nim swoje palce i przysuwając mnie do siebie jak najbliżej tylko można. Zachęcony jej gestem, oparłem dłoń na jej talii, powoli i delikatnie przesuwając ją najpierw w górę, a następnie prosto na jej brzuch. Dziewczyna zadrżała znacząco, kiedy z lekkością podwinąłem jej koszulkę i przejechałem ręką po jej odkrytej, rozpalonej skórze. Eve zareagowała głębokim oddechem, po czym przycisnęła swoje wargi do moich jeszcze mocniej niż poprzednio. Krew w moim organizmie zaszumiała zdradziecko, a całe moje ciało przeszedł rozkoszny dreszcz. W nagłym odruchu sięgnąłem ręką do pleców dziewczyny i przylgnąłem do jej kruchego ciała jak w jakimś amoku. Nagły żar rozpalił moje żyły i na pewno nie zamierzałem się mu opierać. A nawet wręcz przeciwnie, poddałem mu się bez słowa. Dźwignąłem się do pozycji siedzącej, ciągnąc za sobą dziewczynę, którą nadal gorliwie obejmowałem ramieniem. Nie protestowała, zatracona w coraz gwałtowniejszych pocałunkach. Co więcej, skrzętnie objęła mnie swoimi ramionami i, jakby to w ogóle było możliwe, jeszcze mocniej przywarła do mojego ciała. "Za mało." Materiał ubrań dzielących mnie od dziewczyny natychmiast zaczął mi ciążyć. Oderwałem się od jej ust z głośnym cmoknięciem i praktycznie zerwałem z siebie koszulkę. To samo chciałem zrobić z ubraniem Eve, ale kiedy napotkałem jej błyszczące, natarczywe spojrzenie uśmiechnąłem się bezczelnie i powoli sięgnąłem do krańców jej koszulki. Zaciskając palce na szorstkim materiale poczułem niewyobrażalne gorąco w miejscu, gdzie niespodziewanie wylądowały jej dłonie, leniwie przesuwające się po mojej klatce. Jej płynne ruchy wydobyły ciche westchnięcie z mojej strony. Byłem gotowy poddać się im bez walki, pozwolić żeby Eve zatorturowała mnie swoim dotykiem i delikatnymi pocałunkami. Wiedziałem jednak, że w tego tempa mój organizm zwyczajnie nie wytrzyma, więc delikatnie podciągnąłem jej koszulkę do góry. Szybko odrzuciłem ją gdzieś nie wiadomo gdzie i ponownie przywierając do dziewczyny, wróciłem do całowania jej gorących ust. Eve tylko na to czekała, wplątując palce w moje włosy i bezczelnie przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Czerpałem niewyobrażalną przyjemność z jej bliskości, ale gdzieś z tyłu głowy nadal pewna myśl krzyczała mi, że to za mało. Zanim jednak zdążyłem zrobić jakikolwiek krok w kierunku pogłębienia sytuacji, w mój mózg niespodziewanie wbiło się natarczywe i cholernie głośne pukanie o drzwi. "Co jest kurwa.?!" Zanim zdążyłem pomyśleć, Eve gwałtownie zepchnęła mnie z siebie i sięgnęła po pierwszą lepszą koszulkę, wkładając ją na siebie w pośpiechu.
- Ja wiem co wy robicie, ale coś mi szura za oknem i wcale mi się to nie podoba. - natręt w osobie nikogo innego jak Stylesa jęknął donośnie zza drzwi, z każdym swoim słowem wzbudzając we mnie setkę nowych przekleństw. "MUSIAŁ TERAZ.?!" Zanim jednak kulturalnie dałem mu do zrozumienia, żeby wracał do siebie, usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwiami i kilka ciężkich kroków. A już po chwili dosłownie znikąd oślepiło mnie mnie cholerne światło. Przymknąłem oczy, odliczając w myślach kolejne przekleństwa i metody pozbawienia Stylesa jaj, a kiedy już zbrakło mi pomysłów, powoli podniosłem powieki. Spojrzałem na niego morderczo i słowo daję, nawet ten kocyk, którym się szczelnie owinął od góry do dołu średnio by mu pomógł, gdyby tylko żadne sumienie nie blokowało mi ruchów. - Mogę się kimnąć na fotelu.? - Styles uśmiechnął się niewinnie, wpatrując się we mnie dziwnie powiększonymi oczami. - Ewentualnie gdyby wam to nie robiło różnicy, mógłbym do was, bo w sumie miło byłoby się do kogoś przytulić...
- Bohaterze... Wyjdź. - syknąłem. Każda minicząstka mojej sympatii do Stylesa odpływała właśnie bezpowrotnie.
- Ale tam coś szura... Skrobie w okno... A jak mnie opęta.? - Harry pisnął jak panienka i jakby to go miało ochronić, tylko mocniej przewiązał się kocem.
- Już cię opętało. Głupota. - westchnąłem cierpliwie, chociaż miałem nieodpartą ochotę wywalenia go za drzwi. Zdrowy rozsądek podpowiedział mi jednak, że w sytuacji ocieplenia naszych stosunków nie byłby to najlepszy pomysł. "Znowu to cholerne sumienie." - Stary kocham cię, ale nie aż tak. I nie teraz. Teraz mi przeszkadzasz.
- Ja się tylko tu położę... - Styles niespodziewanie zgasił światło, a w ciemności dosłyszałem jedynie jego kroki. - Nawet mnie nie zauważycie... Jakby mnie nie było. Ale nie dosłownie, jakbym chciał oglądać pornosy, to włączyłbym komputer. - palnął, a ja już prawie się podniosłem, żeby go stąd eksmitować. - Nic nie mówię... - poprawił się natychmiast i usłyszałem, że siada na czymś, co skrzypnęło z pretensją. I skrzypiało jeszcze dobrą minutę potem, kiedy kręcił się jak opętany, coś tam mrucząc jeszcze pod nosem. - Dobranoc... - rzucił wesoło, gdy już w końcu przestał się wiercić, a ja jedynie miałem ochotę posłać go do diabła.
- Mam go wynieść.? - odwróciłem głowę w stronę, gdzie powinna leżeć Eve i spojrzałem na jej twarz oświetloną nikłym światłem księżyca. Była rozbawiona. "No strasznie śmieszne, strasznie."
- Nie.! - Harry zaprotestował natychmiast.
- Nie ciebie pytam. - mruknąłem. Widząc, że dziewczyna tylko kręci głową westchnąłem i ciężko opadłem na poduszkę. "No dobra, niech mu już będzie..." Z poczuciem rezygnacji sięgnąłem więc po swoją część kołdry i spokojnie się nią przykryłem. Powoli się uspokajając, ułożyłem się wygodnie do snu, wtulając się w Eve dla uspokojenia własnych nerwów. Podziałało. Nie minęła nawet sekunda, kiedy poprzednie opanowanie wróciło. I chociaż nadal byłem wkurzony niedokończoną chwilą, a niedawne gorąco jeszcze gdzieś we mnie siedziało, poczułem się dziwnie wykończony. Więc przytuliłem się mocniej do dziewczyny i pozwoliłem mojemu umysłowi powoli się wyłączać.
- Możecie się o siebie nie ocierać.? Czuję się dziwnie. - usłyszałem nagle i nawet nie myśląc złapałem pierwszą cięższą rzecz z szafki nocnej i po omacku rzuciłem nią mniej więcej w kierunku fotela. Zduszony jęk upewnił mnie, że trafiłem. "No i bardzo dobrze..." - No dobra, już nic nie mówię...
***

Do korytarza wparowałem ziewając szeroko i drapiąc odrętwiałe po spaniu ramię. Zmarszczyłem czoło zastanawiając się, czemu jedyne co słyszę to bezwzględna cisza i moje własne kroki. Rozejrzałem się wokół siebie, mając nadzieję, że znikąd nagle pojawi się Niall albo ta jego laska, ale skończyło się to tak, że przez nieuwagę przyrąbałem w ścianę. "Cholera..." Aż mnie porządnie odbiło i ledwo udało mi się nie trzasnąć na tyłek. Łapiąc równowagę przyłożyłem dłoń do promieniującego bólem czoła i poczułem dziwną ulgę. Chyba pierwszy raz cieszyłem się, że mam zimne łapska... Dłoń jednak za szybko się nagrzała, więc w trymiga pognałem do kuchni w poszukiwaniu jakiejś wielgachnej, zimnej łyżki, która powinna uchronić mnie przed wyrośnięciem guza wielkości drugiej łepetyny. "Wystarczy, że w tej pierwszej panuje niezły zamęt..." Nie wiedziałem jednak gdzie mam szukać, więc na oślep zacząłem otwierać wszystkie półki i szuflady po kolei. "Kurde, po kiego farfocla im tyle talerzy..." W okolicy piętnastej dopatrzyłem się w końcu czegoś innego niż zapasów dżemów i szybko wyciągnąłem stamtąd dwie chochle. Jedną szybko przyłożyłem do czoła i aż jęknąłem z ulgi wywołanej zimnem. Z drugą natomiast poczłapałem do lodówki, żeby jeszcze bardziej ją schłodzić. Kiedy jednak podszedłem do buczącego urządzenia, wielka, czerwona kartka przyczepiona do drzwi przykuła moją uwagę. "A to co...?" Odrzuciłem łyżkę z brzękiem na półkę i zerwałem kartkę, przenosząc ją przed oczy.
"Eve jest na treningu..." przeczytałem kilka słów, a mój umysł buchnął setką skojarzeń. "Trening.? Jaki trening.? Pewnie jest tancerką... Razem z Dan. Więc dlaczego to ja ich niby spiknąłem, a nie na przykład Liam.?" Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się czy ta dziewczyna na pewno wygląda na tancerkę, po czym wzruszyłem ramionami i wróciłem do kartki.
"...ja dogrywam materiał na płytę. W lodówce jest pełno jedzenia, ale jak wrócę niech coś tam jednak jeszcze będzie... Wrócę pewnie około południa. N.
PS: Spróbuj zbałamucić nam sprzątaczkę, to mnie popamiętasz..."
"Sprzątaczka... Hm." Pospiesznie zerknąłem na zegarek i ze smutkiem stwierdziłem, że jest już grubo po pierwszej. "Aż tak mnie zmogło.?" Ziewnąłem szeroko, żałując, że o tej godzinie żadnej sprzątaczki już tu nie zastanę. Zresztą może i lepiej... Gdyby widziała jak zgrabnie witam się ze ścianą miałbym marne szanse. "A właśnie..." Czując, że metal trzymanej przeze mnie łyżki już się rozgrzał, szybko zamieniłem ją na tą drugą i powoli rozejrzałem się po kuchni. Pusto, cicho i jakoś tak dziwacznie obco. Zdecydowanie nie miałem ochoty jeść śniadania w takiej atmosferze. "Poczekam na Nialla..." Postanowiłem, że w tym czasie przynajmniej jakoś się ogarnę, bo na dobrą sprawę sam czułem, że ze świeżością to u mnie coś nie tego. Wyczłapałem więc z kuchni w poszukiwaniu jakiejś ekstra łazienki. Długo szukać nie musiałem, przy trzecich drzwiach w końcu trafiłem. I bez wahania wszedłem do środka, korzystając z tego, że zauważyłem przy kabinie jakiś szampon i wolny ręcznik. "Niall się chyba nie obrazi..."
Prysznic zajął mi chwilę. Wolałem się pospieszyć, gdyby jednak Niall nagle wrócił i postanowił jednak sam opróżnić całą lodówkę. Przecież już nie takie rzeczy odstawiał z głodu... "Ciekawe jak jego panna to wytrzymuje..."
"Jak w ogóle Z NIM wytrzymuje..."
"Jakim cudem on ją w ogóle wyrwał.?"
Czując narastającą ilość pytań w mojej głowie szybko wyrzuciłem pannę kumpla z umysłu, postanawiając dokładnie przepytać go w tym kierunku. Na ślepo przecież nie miałem co błądzić... Chrząknąłem więc donośnie, żeby pomóc myślom szybciej opuścić moją łepetynę i wywlekłem mokry tyłek spod prysznica. Pobieżnie wycierając wodę z ciała podszedłem do lusterka i odrzucając ręcznik w kąt poważnie przyjrzałem się swojemu odbiciu. "Niepojęte..." Ciężko oparłem dłonie o krańce umywalki i przybliżyłem twarz do lustra, jakby dopatrując się jakiejś obcości. Ale to nadal byłem ja. Trochę starszy, ale nadal ja. Bez loków, ale nadal ja. Z... "Cholera, zaczynałem zarastać..." Przejechałem dłonią po kującym zaroście i skrzywiłem się. "Niall musi mieć tu coś do golenia..." Z westchnieniem znowu bezczelnie zacząłem grzebać mu po półkach, zachodząc w głowę ile szpargałów może mieć jedna kobieta. Szampony, balsamy, odżywki, pudełka plastrów, wacików i innych tamponów, kremy, toniki, zmywacze, wybielacze... Wszystko walało się w zastawionych po brzegi szafkach. Na szczęście znalazłem też kącik Nialla, w szafce za lusterkiem. Skąpy bo skąpy, ale odpowiednie rzeczy jeszcze zapakowane nowością znalazłem. Wyciągając je natrafiłem na coś dziwnego przyczepionego do ściany i aż zmrużyłem oczy próbując odgadnąć co to. "Radio w łazience.?" Uśmiechnąłem się pod nosem. "Lubili sobie robić nastrój przy wspólnej kąpieli..." Żeby jakoś zagłuszyć panującą ciszę włączyłem odtwarzacz, który już po chwili cicho rozbrzmiał hitem Katy Perry. I nawet go pamiętałem. Z nudów zacząłem nucić zaraz za nim i bezmyślnie pochłonąłem swój umysł bezpiecznym goleniem. Krew mi tu zdecydowanie potrzebna nie była. Nucąc i wykonując praktyczne te same czynności wpadłem już  jakiś automat.
"Sometimes when I miss you"
Mózg powoli zaczął mi się wyłączać...
"I put those records on"
Skakać po innych częstotliwościach...
"Someone said you had your tattoo removed"
Szukać czegoś ciekawego...
"Saw you downtown singing the Blues"
Zmarszczyłem brwi, na moment przerywając zajęcie. Poczułem się dziwnie, cholernie dziwnie. Jakieś deja vu, czy inne bajery... Byłem święcie przekonany, że kiedyś już to przeżyłem... W łazience... Goląc się... Słuchając Katy Perry... Ale jednak czegoś tu jeszcze brakowało. "Cholera, czego.?"
"Ty się golisz...?!" dziewczęce pytanie natychmiast rozbrzmiało w mojej głowie. Znikąd. I prawie mnie uderzyło. Brzmiało tak cholernie wyraźnie... Jakby znajomo... Ale za cholerę nie mogłem powiązać tego głosu z żadnym, o którym mógłbym mieć pojęcie. Pospiesznie przeleciałem w głowie spis wszystkich panien, z którymi miałem styczność. Nic mi to nie dało. "Cholera..." Z lekką obawą rozejrzałem się wokoło, jakby to mi miało w jakikolwiek sposób pomóc. Nie pomogło. Pieprzone uczucie, że już to kiedyś przeżyłem tylko się wzmogło. A piosenka, chociaż nadal wyraźnie słyszana z radia, w mojej głowie rozbrzmiała zupełnie innym głosem. Tamtym. Niezidentyfikowanym. "Co to do cholery jest...?" Od intensywnego zastanawiania się nad tym wszystkim w głowie zaczęło mnie dziwnie ćmić, jakby mózg zaczął puchnąć i naciskał na czaszkę. To prawie bolało... "No kurwa..." Westchnąłem głęboko, panicznie przeczesując mokre jeszcze włosy palcami i wściekły walnąłem w radio. Zamilkło, chybocząc się niebezpiecznie, jakby groziło, że spadnie. Nie spadło. W łazience za to zapadła dziwna cisza, przerywana jedynie moimi głębokimi oddechami. Które w zadziwiający sposób zaczęły mi pomagać... "Tylko spokojnie..." Pospiesznie dokończyłem przerwane zajęcie, chcąc jak najszybciej się stąd usunąć i zająć umysł czymś na tyle, żeby nie skakał sobie gdzie mu się podoba. "Nigdy więcej..." Intensywnie skupiałem myśli na wykonywanych czynnościach. Jeżdżeniu maszynką po szczęce. Wypłukiwanie jej w strumieniu czystej wody. I tak dopóki twarz nie została ogarnięta. Po wszystkim nachyliłem się do kranu i spłukałem resztki pianki, przy okazji otrzeźwiając się z lekka lodowatą wodą. Wpakowałem pod kran praktycznie cały łeb, pozwalając zimnym kroplom pobudzić mój mózg do czegoś innego niż jakieś idiotyczne przypominanki. "Naprawdę cholera nigdy więcej..." Westchnąłem głęboko i wyprostowałem się powoli, zaczesując włosy do tyłu. Kilka kropel zimnej wody spadło mi na plecy, powodując dziwne dreszcze, ale nawet mnie to nie obeszło. Znowu bowiem skupiłem się na swoim odbiciu, doszukując się w nim odpowiedzi. Na cokolwiek. Bylebym w końcu dostał jakieś sensowne wyjaśnienie. "Akurat..." Kiedy jednak żadne oświecenie na mnie nie spływało, postanowiłem już stąd wyjść. I już nawet odwróciłem się w stronę drzwi, kiedy mój wzrok padł na niewielką czarną plamę nad prawą jaskółką. "CO JEST.?!" Do lustra dopadłem w sekundę, praktycznie przytulając się do jego powierzchni, żeby zdobyć pewność, że nie mam już omamów. Na wszelki wypadek zakryłem tatuaż ręką, licząc na to, że jak go odkryje, on zniknie. Nie zniknął. Po następnych stu razach też nadal był na miejscu. "Cholera..."
"Cholera, cholera, cholera, CHOLERA.!"
Poczułem jak serce zaczyna mi gwałtownie bić, a pompowana krew uderza do głowy. Na moment nawet zrobiło mi się ciemno przed oczami i podejrzanie zakręciło w mózgownicy. W ostatniej chwili przytrzymałem się umywalki i jakoś udało mi się utrzymać równowagę... "Styles, bez paniki..." Oddychając ciężko podniosłem głowę i utkwiłem wzrok w czarnym punkcie. Byłem pewien, że ozdobne "L" w niczym nie kojarzy się z Louisem, Louise, a nawet małą Lux. Natomiast "3912" jako niewyraźne tło ma ścisły związek z tą samą osobą. "Nią..." Setki myśli uderzyły w mój umysł z niesamowitą siłą. Nie mogłem ich opanować za żadne skarby. Ale przecież nie chciałem nic wiedzieć... "Ja pierdolę..." Zamknąłem oczy, wciągając gwałtownie powietrze i próbując jakoś się uspokoić. Nic z tego. Myśli skakały mi po mózgu jak oszalałe, rozrywając mi łeb od środka.
Strzępki myśli.
Kawałki zdań.
Nerwy.
Kłótnie.
Tatuaż...
"Wkurza mnie twoja nieodpowiedzialność..."
"Wymagałam od ciebie deklaracji...?"
"Po co to zrobiłeś...?"
"A jak zerwiemy i znajdziesz inną, to co jej powiesz...?"
"Ty nie jesteś poważny..."
Ten głos.
Jej wypowiedzi.
Jej złość.
Zaciśnięte usta.
Na pewno chciała mi przylać.
"Kurde, dlaczego.?"
Coś ciepłego kapnęło mi na dłoń, wyrywając nagle z burzy wszystkich myśli. Gwałtownie otworzyłem oczy, wbijając je przed siebie i zobaczyłem czerwoną kroplę. Jedną małą czerwoną kroplę, która rozprysła na mojej skórze... "Co do...?" Ścierając ją z dłoni zauważyłem podobną na krawędzi umywalki. I kilka wewnątrz. I jeszcze kilka na podłodze. Zanim porządnie zdążyłem ogarnąć co się dzieje, kolejna kropla spłynęła na umywalkę, przełamując jej biel soczystą czerwienią. Powoli podniosłem głowę i wówczas zorientowałem się, że to ja. Z nosa kroplami leciała mi krew. "No cholera pięknie..." Szybko odkręciłem wodę, chcąc jakoś to zatamować. Ale ledwo zamoczyłem dłoń, a do moich uszu dobiegł odgłos zamykanych z trzaskiem drzwi. "Błagam, nie teraz..."
- Harry...? - usłyszałem czyjś głos i byłem pewien, że tym razem nie pochodził z mojej głowy. Raczej z korytarza. "Eve." Spanikowałem w jednym momencie. Ona nie mogła przecież zobaczyć tej krwi, na pewno nie. Zaczęłaby się doszukiwać, pytać... Jakby się dowiedzieli, że słyszę jakieś głosy w głowie natychmiast wylądowałbym w szpitalu bez klamek. "Nie pozwolę na to..." Zdecydowanie sięgnąłem po papierowy ręcznik leżący na półce obok, ale tylko poprzewracałem setki babskich szpargałów, które z hukiem pospadały na podłogę.
- O kurwa... - wyrwało mi się, kiedy próbowałem złapać chociaż część z nich. Nic z tego. Hałas był tak ogromny, że pewnie słyszeli to na drugim końcu miasta. A co dopiero Eve... "A może nie słyszała.?"
- Hazz.? Stało się coś.? - jej z lekka przestraszony głos dobiegł mnie z niepokojącego bliska. "Nie, nie, nie, nie..." Pospiesznie zgarnąłem z podłogi wszystkie szpargały i wrzuciłem je do kosza na brudy. W panice wziąłem też ten papierowy ręcznik i urywając kawałek szybko zacząłem wycierać podłogę i umywalkę. "To trwało zbyt wolno..."
- Nic, ja tylko... - próbowałem ją jakoś zatrzymać, ale nim zdążyłem dokończyć zdanie drzwi łazienki gwałtownie się otworzyły i pojawiła się w nich Eve. "No to po mnie..." Dziewczyna jednak nawet na mnie nie spojrzała. Za to przytknęła dłonie do oczy i wycofała się w sekundę na korytarz.
- Jezus Maria, zaczniesz ty się kiedyś ubierać, czy nie.?! - krzyknęła z taką pretensją, że już nie wiedziałem czy bardziej cieszy mnie ulga, że niczego nie zauważyła, czy po prostu rozbawiła mnie jej reakcja. "Nigdy nie widziała nagiego faceta, czy jak...?"
- To ty mi tu wlazłaś bez pukania. - zaznaczyłem, powracając do ścierania śladów mojej zbrodni. Miałem zamiar trzymać ją jak najdalej od tego miejsca tak długo jak to tylko było konieczne. A póki gadałem głupoty i nadal nie miałem na sobie ubrania... No chyba jej się tu nie uśmiechało wchodzić.
- Boś się żenił niemiłosiernie.! - dziewczyna pisnęła tylko. - Myślałam, że coś się stało. Nie sądziłam, że będziesz aż tak bezczelny, żeby łazić bez ubrania po czyimś domu.
- Akurat, doskonale wiedziałaś. - prychnąłem głupio. - Pewnie chciałaś sobie popatrzeć jak wygląda prawdziwy facet, co.? Niall w tych sprawach trochę marnie wypada. - paplałem, kończąc ścieranie krwi i wyrzucając wszystkie brudne papiery do kosza. Które przykryłem zmiętymi czystymi, żeby nikt się nie połapał. Po czym spokojnie wziąłem się za ogarnianie własnej twarzy.
- Nie twój interes. - usłyszałem gdzieś w trakcie.
- I całe szczęście.! - zaznaczyłem, na siłę podtrzymując rozmowę.
- Tak dla twojej wiadomości, nie dorastasz mu nawet do pięt. - parsknąłem śmiechem między ścieraniem zaschniętej już krwi spod nosa. - I co to był w ogóle za hałas.?
- Żaden hałas, trochę rzeczy poupadało... - wywinąłem się, wyrzucając ostatnią chusteczkę do kosza i rozglądając się wokoło czy czegoś przypadkiem nie przegapiłem. - Wszystko mam pod kontrolą. Pełną. - westchnąłem bardziej do siebie, niż do niej, po czym uśmiechnąłem się pod nosem. "Nikt nie zauważy." Sięgnąłem też po ręcznik, ciasno owinąłem nim biodra, żeby już nie straszyć dziewczyny, po czym odważnie, jak gdyby nigdy nic wyszedłem na korytarz. I zauważyłem jak Eve stoi przy ścianie z założonymi rękami, mając morderstwo na twarzy. "Czas dokończyć przedstawienie..."
- A ty czemu tu jeszcze stoisz.? - zagaiłem, stając naprzeciwko niej. - Chcesz sobie jeszcze popatrzeć.?
- Idioto jeden, Niall by mnie zabił jakbyś sobie coś zrobił i bym ci nie pomogła. - zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie z gniewem. "No jasne..."
- A ty się o mnie nie martwisz...? - zrobiłem odpowiednio smutną minkę, wpatrując się w nią odpowiednio smutno.
- Nie. - stwierdziła hardo. "Charakterna..."
- Zabolało... - mruknąłem i zanim doczekałem się odpowiedzi, wejściowe drzwi znowu trzasnęły, a do korytarza wparował zdezorientowany Niall. "Ohooo..."
- A co tu się...? - zlustrował mnie od góry do dołu i wbił we mnie okropne spojrzenie. "Jaki zazdrośnik..."
- Wiesz, że twoja dziewczyna to zboczuch jakiś.? - zażartowałem, patrząc to na dziewczynę, to na Horana. - Pod prysznic mi prawie wlazła.
- Debil.! - nim się obejrzałem, Eve strzeliła mnie po ramieniu i wkurzona wyparowała z korytarza.
- Widzisz jaka zadziorna.? - zaśmiałem się, ukradkiem pocierając obolałe ramię. - Nie może się powstrzymać, żeby mnie nie podotykać. - spojrzałem na Horana i aż mnie cofnęło, kiedy zauważyłem jego morderczą minę. - Żartuję przecież, co pióra stroszysz... - próbowałem załagodzić sytuację. - Wywaliłem się i przyszła zobaczyć czy żyję. Nie martw się, ubiorę się i znikam. - powoli zacząłem wycofywać się do pokoju, gdzie leżała jeszcze nierozpakowana walizka moich ciuchów. - Będziesz czymś teraz zajęty, czy coś...? Bo ja prowadzić nie mogę, a nie chcę dłużej narażać swojego zdrowia. Wolę się wyprowadzić zanim z zazdrości mi przywalisz. - stwierdziłem spontanicznie, właściwie zadowolony ze swojego pomysłu. Inna sprawa, że nie wiedziałem gdzie się zatrzymać. "Ale to nieważne..." - Nawet nic nie mów, bo i tak nie uwierzę, że chciałbyś mnie tu zatrzymać po tym wszystkim. - zaznaczyłem, widząc, że otwiera usta.
- Święta prawda. - kiwnął głową i uśmiechając się pod nosem ruszył do pokoju, w którym zniknęła jego dziewczyna. "No to czeka ich niezła rozmowa..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz