środa, 19 lutego 2014

03.



Praktycznie podskakiwałem ze zniecierpliwienia, sunąc za lekarzem prowadzącym nas do sali, gdzie leżał Harry. Słowo daję, gdyby ten gość nie był tym, który jako jedyny dał się przebłagać, żeby nas tam wpuścić, już dawno dostałby za ślamazarstwo. Ale musiałem jakoś ogarnąć nerwy, bo naprawdę miałem już dosyć dowiadywania się o stanie przyjaciela z niejasnych opowiastek. Musiałem go zobaczyć. I przekonać się, że naprawdę mnie pamięta. Bo gdyby nie... Tego bym już nie zniósł. "Egoista z ciebie, Tomlinson." Tylko co ja mogłem poradzić.? Jakoś nie mogłem się skupić na tym, że Styles zapomniał o Lou. Wiadomo, uderzyło mnie to na początku. Ale zaraz potem dotarło do mnie, że skoro z jego mózgiem coś jest nie tak (zwłaszcza, że nie do końca wiadomo dokładnie co), nagle i my możemy mu wyparować. "Tylko, że my możemy mu jakoś o sobie przypomnieć w razie co..."
- Jest trochę zdezorientowany, więc prosiłbym o zachowanie spokoju. - doktorek w końcu zatrzymał się przed jakimiś idiotycznie granatowymi drzwiami, oznaczonymi numerem...13. "Serio.?" Ale nie miałem czasu zastanawiać się jak bardzo wierzę teraz w te wszystkie kretyńskie przesądy, bo doktorek znów wystawił moją cierpliwość na próbę, chwytając klamkę i ani myśląc otwierać drzwi. "Pospiesz się koleś, dla własnego dobra." - Czy to jest możliwe.? - jeszcze raz przejechał wzrokiem po każdym z nas. I albo mi się wydawało, albo zatrzymał się dłużej na mnie. Na wszelki wypadek zacząłem kiwać głową jak jakiś wariat, próbując przybrać jak najbardziej poważną minę. "No wpuść nas już tam..." - Macie dosłownie dziesięć minut. - stwierdził w końcu i niechętnie otworzył drzwi. "Jezu, nareszcie." Przez moment poczułem się jak na jakimś debilnym przygodowym filmie, czekając gdy bohater odkrywa skarb. Czekałem nawet aż łuna niebiańskiego światła zza drzwi mnie powali, ale oczywiście nic takiego się nie stało. Zamiast tego wepchnąłem się do środka na chama, zatrzymując się jednak tuż pod drzwiami. Zawahałem się, nie wiedząc co dalej. Reszta chyba zrobiła mniej więcej to samo, bo już po chwili wylądowała mi na plecach. Ale nawet nie miałem siły ich opieprzać.
"Hazz, Boże..."
Leżał tam, taki...nietaki. Wśród tych wszystkich sprzętów naokoło jego łóżka wyglądał... krucho. Topił się w tym wszystkim, jakiś taki biało-czerwono-fioletowy. Był dziwnie blady, miał jakieś rozcięcia i pełno siniaków na sobie. "Cholera, musiało boleć." Dosłownie sam poczułem ból każdej ranki. "Okropność." Na całe szczęście nigdzie nie było gipsu, bandaży, czy innych większych opatrunków. Mimo wszystko wyglądał prawie normalnie. "Prawie..." No i przynajmniej się uśmiechał.
- Heeeej. - Liam pierwszy zdobył się na wypowiedź, podchodząc do jego łóżka tak cholernie niepewnie. Ale przynajmniej w ogóle. Natychmiast ruszyliśmy w jego ślady, otaczając łóżko Harry'ego w jakimś przeklętym kręgu, czekając na jakikolwiek ruch z jego strony. Serce mi zamarło, widząc jak Styles gapi się na każdego z nas jak na jakieś przybłędy i dziwnie marszczy czoło. "Nie pamięta nas. Kurwa."
- Eeeem. Jak się czujesz.? - spytałem, sam się dziwiąc jak bardzo piskliwie zabrzmiał mój głos. "Styles, powiedz coś do cholery."
- Serio, będziecie się tak teraz na mnie gapić.? - odezwał się w końcu. Zabrzmiało to tak cholernie normalnie. Dokładnie tak samo jak zwykle. "Uff." Sam nie wiem czego się spodziewałem, ale ulga, którą odczułem była niesamowita. Natychmiast poczułem przyjemne ciepło gdzieś wewnątrz siebie. "Pamięta. Kurwa, pamięta nas." - Nie jestem małpą w zoo.
- Sorry, to trochę...
- Dziwne, wiem. - Harry dokończył za mnie, przybierając poważną minę. - Ale mogę was pocieszyć. Podobno nawet tyłek mi pokiereszowało, więc nie musicie się martwić, że przez najbliższy czas będę paradować bez gaci. Przynajmniej do czasu aż wszystko estetycznie wróci do normy. - wyszczerzył zęby, przygotowany chyba na śmiech z naszej strony. Ale nikt nie miał na to siły. Nie wiem jak inni, ale ja tylko uśmiechnąłem się ledwo zauważalnie, nadal nie spuszczając oczu ze Stylesa. "Niby wszystko jest okej. Niby..." - No proszę was, nie zachowujcie się sztucznie. - westchnął, niezadowolony z naszej reakcji. Chciał jeszcze założyć ramiona na piersi, ale tylko skrzywił się z bólu i ułożył ręce po bokach. "Czyli jednak... Cholera, niedobrze."
- Naprawdę byśmy chcieli, ale to wszystko jest takie pokręcone. - Zayn mruknął niepewnie, pocierając kark ze zdenerwowania. Mimowolnie zmałpowałem jego gest. "Cholera, to wszystko nie było na moje nerwy.”
- Mnie to mówisz.? - Harry pisnął tylko, marszcząc brwi. - Budzę się, a tu nagle wszyscy wyglądają starzej, zachowują się zupełnie inaczej niż pamiętam i wmawiają rzeczy o których nie mam pojęcia. To dopiero jest pokręcone. - stwierdził, a ja poczułem jakby ktoś dziabnął mnie nożem w brzuch. A jakby tego mało jeszcze nim przekręcał dla zabawy. "Czyli tak to działało.? Zatrzymał się w pewnym momencie.?" - Oj, dajcie spokój, tak tylko gadam. - w sekundę twarz Harry'ego z przygnębionej zmieniła wyraz na uśmiechniętą. I to wcale nie w ten sztuczny sposób. "Takiego mogłem go oglądać." - Okej, trochę dostałem po głowie, ale proszę was... nie pierwszy, nie ostatni raz. Jak mi tylko przestanie dzwonić w uszach, z pewnością wspomnienia wrócą. Także od razu uprzedzam, jak któryś jest mi winny kasę, przyznawać się od razu. Póki jesteście na etapie 'dzięki Bogu, on żyje', będę ciągnąć procenty. - uśmiechnął się szerzej, patrząc na każdego z udawaną czujnością. W sekundę cały stres uciekł gdzieś ze mnie, pozwalając w końcu mi się roześmiać. A w ślad za mną poszła zaraz reszta. "Nareszcie."
- Styles, jesteś niereformowalny. - parsknąłem śmiechem, kręcąc głową z politowaniem.
- Mam pozwolić, żebyście tu siedzieli i ślepili na mnie jak na jakiegoś odmieńca.? - Styles wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się niewinnie. "Jak dzieciak..."
- Dobrze mieć cię z powrotem. - Zayn wypowiedział dokładnie to, co sam miałem na myśli. I jak podejrzewam, pozostała dwójka też. Słodycz wszystkiego prawie spływała po ścianach, ale teraz miałem to w nosie. Cieszyłem się tylko jak głupi, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Okej, minuta na sentymenty. - Harry wyciągnął ręce do góry w znajomym geście. "Serio.?" Spojrzałem po reszcie niepewnie. - Tylko mnie nie uszkodzić. - Styles zaznaczył jeszcze i zanim się zorientowałem już prawie na nim leżałem, wtulając się w jego ramię jak zdesperowana laska. "Trochę dziwnie..." "Chuj z tym, tego było mi trzeba."
- Prosiłem, nie brawurowo... - całą chwilę popsuł głos doktorka, który pojawił się w sali dosłownie znikąd. "Ten to ma wyczucie czasu."
- Jesteś uszkodzony.? - wyprostowałem się i popatrzyłem na Harry'ego z uwagą.
- Nie bardziej niż przedtem.
- Wedle życzenia. - odwróciłem się do doktorka, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Bez kombinowania. - facet starał się zachować powagę, ale średnio mu to szło. "Aktorem byś doktorku nie został." - Wystarczy wrażeń jak na jeden dzień. - spoważniał po chwili. Aż się przestraszyłem. - Zapraszam panów do wyjścia. - powiedział takim tonem, że nie miałem nawet pomysłu jak protestować. Chociaż na dobrą sprawę najchętniej po prostu przykuł się do łóżka Harry'ego i już nie odstępował go na krok, pożegnałem się z przyjacielem i obiecując jutrzejszą wizytę, opuściłem pokój wraz z resztą.
"Kurwa, wszystko było w porządku."
- Ulga, nie.? - uśmiechnąłem się do najbliżej stojącego, jak się okazało, Nialla. Ale ten tylko wzruszył ramionami i ze zwieszoną głową przyspieszył kroku, znikając gdzieś nagle za zakrętem. - A jemu co.? - spojrzałem po reszcie, nic z tego nie rozumiejąc.
- Chyba musi się dłużej z tym oswoić.
- Jak się jutro znów słowem nie odezwie, samodzielnie zaprowadzę go do psychologa. - Liam popatrzył za nim i przybrał poważną minę. - Dosyć dziwactw jak na jeden zespół. - "Harry..."
- Ale w sumie zachowywał się normalne. - Zayn od razu podjął wątpliwość, która we mnie wykwitła. "Ten to potrafi czytać mi w myślach."
- Był w dobrym humorze. - potwierdziłem.
- Żartował.
- I ani razu o niej nie wspomniał. - Payne od razu uciął cały mój dobry humor. "Kurwa, prawie nie zwróciłem na to uwagi. Pięknie."

*

Sam nie wiedziałem dokąd idę. Po prostu zostawiłem resztę, nie mając ochoty gadać z nimi o tym jak bardzo cieszę się, że Harry zachowuje się normalnie. Fakt, ulga była, ale mimo wszystko... Oni tego nie zrozumieją. Sam nie rozumiałem. I wciąż szukałem odpowiedzi.
Być może właśnie dlatego zawędrowałem pod salę, gdzie leżała Lou. Nie zamierzałem się tam wkradać, skąd. Po prostu zastukałem w drzwi, licząc na to, że Eve, która jako najbliższa osoba siedziała przy Louisie od dwóch dni, rozpozna mój znak. Rozpoznała. Minutę później wychyliła się zza drzwi, otulając się moją bluzą, którą miała na sobie.
- Niall.? - szepnęła tylko, stając naprzeciwko mnie z niepewną miną. Natychmiast się w nią wtuliłem, czując przynajmniej część ulgi od jej obecności. "Dokładnie tego mi było trzeba."
- Nie mam ochoty rozmawiać. - rzuciłem, gdzieś w jej szyję. Zabrzmiało trochę niewyraźnie, ale miałem to gdzieś. Objąłem dziewczynę mocniej, jakby to w jakikolwiek sposób mogło mi jakoś pomóc. Ale nie pomogło. Nawet gdy Eve w ten swój uspokajający spokój gładziła mnie po ramionach.
- Pamiętaj, to nie twoja wina. - stwierdziła, a ja naprawdę chciałem jej uwierzyć. Nie potrafiłem.
"Jak mogłem go tak po prostu olać..."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz