środa, 19 lutego 2014

05.


- Dlaczego nie możemy wejść tam wszyscy razem.? - Louis westchnął tylko niecierpliwie, wyraźnie gotowy wkraść się za Liamem do sali Harry'ego. W zasadzie sam miałem ochotę zrobić to samo, ale miałem jednak na uwadze zalecenia lekarza. Facet miał w sobie coś takiego, że nie miałem odwagi się mu sprzeciwiać. Jeszcze bym dostał jakiś zakaz odwiedzania Stylesa... A akurat wolałem być pewien, że z nim już wszystko coraz lepiej. - To jest jawna dyskryminacja.
- W ogóle nie powinienem was tam wpuszczać. - lekarz domyślnie stanął naprzeciwko chłopaka, tym samym blokując mu przejście do drzwi. To wyglądało zupełnie jakby zaraz mieli stanąć do walki. Mimowolnie się zaśmiałem, kręcąc delikatnie głową.
- Właśnie Tomlinson. - poparłem lekarza, próbując jednocześnie ostudzić zapał przyjaciela do głupich zachowań. "Bo jeszcze tylko brakowało, żeby nas stąd wywalili..." - Przestań narzekać.
- Łatwo ci mówić, bo idziesz jako drugi. - obrażony założył ręce na piersi i dosłownie wydął usta. "Ale trafił..." - Ja muszę czekać aż do jutra.
- Harry jest świeżo po wypadku. Potrzebuje dużo odpoczynku, a do tego niezbędny jest spokój. - lekarz wtrącił poważnie, patrząc na Louisa. Zupełnie jakby badając czy Tomlinson nie zamierza nagle ruszyć w długą i wbiec do sali Harry'ego jak opętany. A sądząc po jego minie, chyba właśnie taki miał plan... "Pokręceniec..." - Jak tylko poczuje się wystarczająco dobrze, będziecie mogli siedzieć u niego i 24 godziny na dobę. Ale jak na razie jest pod moją opieką i musicie mnie słuchać. - doktor przybrał pełną wyższości minę, błądząc czujnym spojrzeniem to po mnie, to po Louisie. Z miejsca poczułem się niesłusznie oskarżony. "Chociaż na dobrą sprawę też ocyganiłbym Liama z kolejki...."
- To nadal dyskryminacja. - Louis uparcie obstawiał na swoim.
- Losowanie było uczciwe. - zauważyłem, ku niezadowoleniu Tomlinsona. Natychmiast się oburzył, gotowy zasypać nas milionem powodów dlaczego to właśnie on powinien pójść do Hazzy na pierwszy ogień. "Narwaniec..."
- Czy jeśli pozwolę ci odwiedzić dziewczynę, uciszysz się.? - nim jednak ten zdążył odezwać się chociażby słowem, doktor uciszył jego narzekania jednym skinieniem ręki. Tomlinson natychmiast się wyszczerzył, kiwając głową jak opętaniec. "Zaraz, a ja.?!" - Pan tam, a pan ze mną. - facet, czując przypływ władzy skinął dłonią do poczekalni, w której miałem się zatrzymać. Louisa natomiast pociągnął za sobą. - Może pana wrzaski pomogą jej się w końcu obudzić... - lekarz wysilił się na żart, który mimo wszystko wywołał dziwny ścisk w moim żołądku. Ten niefajny. Płaczliwy. "Cholera."
To było tak cholernie nie fair... Ona leżała tam nieprzytomna, on jej nawet nie pamiętał... I gdzie tu logika.?
"Chyba znowu muszę zapalić..."
"A najlepiej zadzwonić do Pezz..."

*

- Mogę.? - starając się zignorować kłótnie Louisa o stan kolejności odwiedzin Harry'ego, niepewnie wsunąłem głowę zza drzwi jego sali. Nie wiem czy bardziej bałem się tego, że nagle okaże się, że i nas nie pamięta, czy tego jego powypadkowego widoku, który ściskał mnie za serce nawet pomimo tego całego jego humoru... w każdym bądź razie czułem się nie na miejscu. "Harry w szpitalu..." Cholera, to nadal było dla mnie abstrakcyjne, nawet jeśli właśnie miałem przed oczami jego poszkodowaną sylwetkę. "No i dlaczego on.?"
- Nie. - chłopak prychnął tylko, patrząc na mnie złowrogo. Serio, miałem ochotę zwiewać. "W tył zwrot i koniec odwiedzin..." - Jestem poważnie zajęty. - dodał, a ja naprawdę byłem gotowy zamknąć za sobą drzwi i pozwolić mu odpocząć. - Produkuje kolejne odleżyny na plecach. To wymaga stuprocentowego skupienia. Nie mogę się rozdrabniać. - dokończył jednak, z tym swoim błyskiem rozbawienia w oku. "Uff."
- Dowcipkowanie ci zostało. - zauważyłem, wzdychając praktycznie z ulgą. "Mimo wszystko lepiej jednak spędzić z nim trochę czasu..."
- Bo się głupio pytasz. - Harry prychnął tylko, w tym swoim starym, dobrym stylu. Co spowodowało niemiły ucisk w brzuchu, gdy przypomniał mi się kłopot z jego głową... "Jak to możliwe, że zachowuje się tak normalnie, a nie pamięta własnej narzeczonej.?" - No właź. - chłopak zniecierpliwił się, gdy zamyślony nadal stałem przy drzwiach. Dlatego ruszyłem nieśmiało przed siebie, nie wiedząc kompletnie co zrobić z oczami. "Przecież nie chciał, żeby się na niego gapić..." - O ile masz coś do jedzenia. - rzucił jeszcze, gdy równie niepewnie siadałem na krześle tuż obok jego łóżka. - Te plotki o szpitalnym żarciu wcale nie są przesadzone. Wiesz co dzisiaj dostałem.? Gotowaną marchewkę. - prychnął niezadowolony, a ja tylko parsknąłem śmiechem. "Serio, Styles.?" - Kto o zdrowym umyśle dobrowolnie wsuwa gotowaną marchewkę.? - zmarszczył brwi, w ten swój stary sposób wyrzucając dłonie przed siebie. "Znowu..."
- Rekonwalescent po wypadku. - zauważyłem logicznie, starając się nie gapić na te wszystkie szwy, zadrapania i siniaki widoczne na jego ciele. "Okropność... Co on musiał przeżyć, że teraz wyglądał tak marnie.?" - Musisz się oszczędzać.
- Ciekawe na co, hę.? Na starość.? - Harry popatrzył na mnie podejrzliwie i trochę zaczepnie. A ten błysk, który pojawił się w jego oku był zupełnie jak jakiś promyk nadziei. "To było takie normalne..." - Po osiemdziesiątce będę używać życia.? - zmarszczył brwi z udawanym niezadowoleniem. - Z niektórymi sprawami mogę mieć problem. - stwierdził tak poważnie, że natychmiast mimowolnie parsknąłem śmiechem.
- Nawet w szpitalu nie możesz zapomnieć o seksie.? - zapytałem, kręcąc głową z politowaniem. Ale mimo wszystko przyjemne ciepło wypełniło moje wnętrze. "To też było takie w jego stylu."
"Więc czemu jej nie pamiętał.?"
- Widziałeś te pielęgniarki.? - chłopak nie przestając się wydurniać zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. I nachylił się do mnie, dla dodania sobie całej dramaturgii. "Pajac..." - W tych obcisłych uniformach.? Jedna, wyjątkowo obdarzona przez naturę, specjalnie nie dopina guzika u góry. Nie tylko serce mi staje. - zakończył z lubieżnym uśmiechem, opadając głową na poduszkę. Okej, to było zabawne, ale mimo wszystko... "On nadal miał narzeczoną do cholery. To nie było fair." - No tak, szczęśliwy w związku. - chłopak prychnął tylko, widząc moją niepewną minę. A mnie znowu ścisnęło w środku. I to wcale nie przez jego stan. "Mój związek..."
- Informacja pierwsza: nie jestem z Danielle. - uśmiechnąłem się cierpko, próbując nie pokazać jak bardzo nieprzyjemna była dla mnie ta chwila. Ale wiadomo, trzeba było odświeżyć Harry'emu te ostatnie pięć lat życia. A dla przyjaciela można się było poświęcić. "Byle krótko i bez szczegółów..."
- Że co ty do mnie mówisz, przepraszam.? - oczy Harry'ego dosłownie wyskoczyły z orbit. - Wy.? Para forever and always.? Wzór mojego przyszłego związku.? Najcudowniejszy związek pod słońcem, para która miała się pobrać i mieć jedenaścioro słodziutkich bobasków, które stworzyłyby idealną drużynę piłkarską.? Co się stało.? - zasypał mnie piskliwymi pytaniami. "I to by było na tyle, jeśli chodzi o ogólne informacje..."
- Tak już bywa. - mruknąłem cicho, chcąc już skończyć ten temat. Niestety, tylko ja...
- Tak już bywa.? - jego głos znowu się podniósł, a maszynka wskazująca aktywność jego serca tylko się bardziej uruchomiła. "No tylko jeszcze tu jego zawału brakowało..." - Co ty mi tu ściemniasz.? Byliście parą idealną. - rzucił, prawie wbijając mi tym nóż w serce. Ale próbowałem pokazać, że mnie to nie obeszło. "Chociaż bolało..." Ale Harry i tak był zbyt zajęty intensywnym myśleniem, niż obserwowaniem moich reakcji. "I całe szczęście." - A Zayn z Pezz.? - zapytał po chwili, marszcząc czoło w dziwny sposób. "Tej miny jeszcze nie widziałem. Ale zdecydowanie nie była zbyt fajna..."
- Zaręczyli się. - odpowiedziałem niepewnie, obserwując ekrany wszystkich maszyn. Na szczęście już żadna się bardziej nie rozruszała. "Miałem szczęście..."
- Ci, których od razu posłałbym pod ołtarz się rozeszli, a ci, których nie podejrzewałem o wytrwanie roku się zaręczyli. Świat jest popieprzony. - pokręcił głową, niepewnie przeczesując włosy palcami. A ja naprawdę dzielnie ignorowałem jego gadanie o moim byłym związku. "Przecież co było to było..." - A Lou z El.? Są po ślubie.? Dziecko w drodze.? - zapytał po chwili, z równą intensywnością w głosie. "Cholera, czemu to ja musiałem iść na pierwszy ogień.?" - Co się tak patrzysz.? Wiem jaka dzisiaj data. - mruknął tylko, widząc moje zmieszanie.
- Lekarz mówił, żeby ostrożnie z informacjami. - zmarszczyłem czoło, niepewny jak wiele mogę mu jeszcze powiedzieć, żeby nie zrobić mu galarety z mózgu. "I tak nie było tam zbyt normalnie..."
"Okej, to nie było sympatyczne..."
"Ale prawdziwe..."
- Oj przestań, przecież mnie nie przegrzeje. - Harry prychnął tylko teatralnie. - Najwyżej złapie zawias. Wtedy możesz poprosić tą blond pielęgniarkę, żeby mi zrobiła reset. - uśmiechnął się lubieżnie, znów wywołując we mnie to dziwne uczucie zdrady wobec Lou. "To było naprawdę nie fair..." - Znowu ta mina, co jest.?
- Po prostu dziwnie mi słuchać jak zachwycasz się innymi babkami. - mruknąłem poważnie, nie wiedząc do końca gdzie mam podziać wzrok. Jego twarz była ostatnim miejscem gdzie chciałem patrzeć. Ale ostatecznie ciekawość wygrała z zażenowaniem... "Cholera, a mogłem się nie odzywać."
- Stary, ja jej nie pamiętam. - w jednej sekundzie z jego twarzy znikło całe rozbawienie, wyparte porażającym przygnębieniem. "No i coś narobił.?!" - W ogóle. Ja... - urwał, przejeżdżając dłonią po linii szczęki w ten niepewny sposób. "O nie, nie, nie, nie, nie..." - Ledwo zacząłem być narzeczonym, a już jestem okropny.
- Przestań. - pisnąłem, czując wielką gulę w gardle, która blokowała każde moje słowo. - Bo zawołam pielęgniarkę. - wysiliłem się na żart, licząc na idiotycznie zboczony humor Stylesa. "Zazwyczaj działało..."
- Byłoby miło. - Harry uśmiechnął się na moment. Ale zachowując jednak tą niepokojącą powagę. "Tylko nie to..." - Hm, ale mógłbyś...?
- Nie wiem co na to twój lekarz. - wszedłem mu w słowo, przeklinając w duchu wszystkie siły, które pozwoliły mi tu wejść pierwszemu. Nie byłem na to wszystko gotowy. Żeby mu przypominać, naprowadzać, opowiadać. Zwłaszcza o Louisie. "Bo to było tak cholernie dziwne..." - Dobra, pytaj o co chcesz. - westchnąłem tylko, widząc jego błagalny wzrok. A w środku normalnie zżerała mnie niepewność. "No czemu ja.?"
- Jaka ona jest.? - zapytał, zgodnie z moimi oczekiwaniami. I z takim dziwnym błyskiem w oku. Nie tym radosnym, przepełnionym uczuciem, tym samym, który pojawiał się zawsze, gdy o niej wspominał. To był raczej błysk zwykłej ciekawości. "Cholera, to takie dziwne..."
- Hm, ona... - zacząłem, wahając się co więcej mógłbym powiedzieć. Że fajna.? Miła.? Sympatyczna.? To było takie banalne... "Kurczę. To będzie trudniejsze, niż oczekiwałem..."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz