czwartek, 27 lutego 2014

24.


- Niall...? - jakieś słonisko zupełnie znikąd zwaliło się na mój brzuch, brutalnie wyrywając mnie ze snu. Aż jęknąłem cicho, tracąc oddech. "Do cholery, kto mnie przyduszał w środku nocy.?!" Po chwili jednak uścisk zelżał, więc postanowiłem wszystko olać, nadal mimo wszystko mając głowę w sennych majakach. I chociaż czułem w sypialni czyjąś obecność, wykręciłem się do niej dupą i postanowiłem spać dalej. "Jeśli to Styles i jego koszmary, to ja mam to głęboko..." - Niall, nie śpij do cholery... - usłyszałem znowu, tym razem z lekka bardziej oprzytomniały. "To nie był Styles..." W sumie dobrze, bo mimo wszystko nadal miałem ochotę mu przyrąbać za wczorajsze gadanie. "Znalazł się cholera, Sherlock..." Tylko kto do kurwy śmiał mnie właśnie trącać...? - Obudź się, no... - poczułem się zupełnie jak przy jakichś turbulencjach, kiedy coś, czy raczej ten ktoś zaczął szarpać moje ramię. "No toż do cholery rękę mi wyrwie z zawiasów.!"
- No co.? - wydarłem się z pretensją, gniewnie otwierając oczy. "Eve..." Siedziała na łóżku obok mnie ze zmartwioną miną, podkulając kolana pod brodę i mnąc w pięści krawędź swojej koszulki nocnej. "Coś było nie tak..." Natychmiast poczułem jak cała złość poprzedniego wieczora ze mnie ulatuje, a na jej miejsce wprowadza się poczucie winy. "Super Horan, co jeszcze odpieprzysz.?" Mimo, że czułem się naprawdę usprawiedliwiony co do swojego gniewu i wczorajszego zachowania, o czym zresztą długo gadałem z Eve, teraz poczułem się dziwnie głupio. Okej, byłem zły. Ale kurwa na Stylesa, nie na Boga ducha winną dziewczynę. "Właśnie." Zamierzałem ją nawet za to przeprosić. "Tylko kurde jak.?"
- Harry zniknął. - usłyszałem, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. "Harry... Co kurwa.?!"
- Co.? - powtórzyłem bezmyślnie, łypiąc na dziewczynę spojrzeniem 'powiedz mi, że to jakiś chory żart...' Niestety, nie doczekałem się żadnego potwierdzenia. "Jakim cudem...?" - Jak to zniknął...? - pisnąłem, zachodząc w głowę co mogło mu strzelić do głowy pod tą kudłatą kopułą, kiedy wczoraj bez słowa zamknął się w swoim pokoju dosłownie na cztery spusty. "Foch kurczę, do setnej potęgi." I chociaż wczoraj na swój sposób to nawet było zabawne, tak teraz nagle przestało. "Co mu cholera odwaliło.?" - Zupełnie zniknął.? - upewniłem się, z nerwów podnosząc się do pozycji siedzącej.
- No zniknął. - Eve wzruszyła ramionami, patrząc na mnie niepewnie. - Chciałam sprawdzić czy żyje, nie wychodził przecież od wczoraj. Ale w jego pokoju nikogo nie ma. - pokręciła głową. - Łóżko zaścielone, jego rzeczy wyparowały... - zakończyła cichutko, ledwo dosłyszalnie. "No fantastycznie..."
- Kurwa... - wyrwało mi się, kiedy wzdychając ciężko schowałem twarz w dłonie i bezmyślnie opadłem z powrotem na plecy. "Styles, debilu, jak ty coś wymyślisz..."

*

- Kawa ci zlodowacieje... - chrząknąłem, widząc jak Perrie siedzi przy zastawionym po brzegi stole, nie tykając nawet okruszka ze śniadania. Za to gapi się nieustannie przez okno, skubiąc brzeg swojej koszulki, którą zaciągnęła aż na kolana. "I tak przez pół godziny..." Westchnąłem pod nosem, zastanawiając się co weszło w tą dziewczynę, że od powrotu zachowywała się jak nieobecna. Mało mówiła, ledwo reagowała. "Już lepiej było jak dzwoniliśmy do siebie wieczorami..." - Zaraz sprujesz całą koszulkę... - zauważyłem, widząc jak dziewczyna okręca na palcu spory już kawałek nitki.
- Co.? - Pezz zamrugała kilka razy powiekami i spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem. - Sorry, zamyśliłam się. - uśmiechnęła się delikatnie, zaciskając w końcu palce na kubku przed sobą. "No jakbym się sam nie domyślił..."
- No widzę właśnie. - mruknąłem, odstawiając swój kubek z kawą na szafkę przy której stałem i powoli ruszyłem do dziewczyny. - Ledwo przyjechałaś z trasy, a już mi odlatujesz. - poskarżyłem się, podchodząc do niej i przytulając się do jej pleców. - Coś tu jest chyba nie tak. - nachyliłem się do jej ucha, po drodze całując ją delikatnie w szyję. "Cudownie..."
- Zayn... - Pezz niespodziewanie odsunęła się, zostawiając we mnie poczucie zdezorientowania i goryczy. "Co to miało niby być.?"
- No nawet przytulić się nie mogę.? - jęknąłem z pretensją, przysuwając sobie krzesło, żeby zbytnio nie oddalać się od dziewczyny i padłem na nie ciężko. - Co jest z tobą.? - zmarszczyłem brwi, nawet nie będąc pewien czy mogę jej dotknąć. Wprawdzie łapska same się do tego rwały, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że to może jednak nie jest najlepszy pomysł. "Ona ma chyba problem..." A ja, jako dobry i odpowiedzialny facet powinienem ją wesprzeć. "O ile nie będzie kazała mi się domyślać..."
- Jakoś mi tak głupio. - dziewczyna na szczęście postanowiła ze mną współpracować. Ale nie do końca... "Czyli sama nie wiedziała o co jej chodzi. Fantastycznie." I już miałem zacząć typową śpiewkę w takich chwilach, gdzie zapewniałem ją, że wszystko będzie cudownie, kiedy Pezz znowu otworzyła usta. - Nie mogę wyrzucić z głowy, że Lou leży gdzieś tam w szpitalu, a my... tak normalnie... - zawahała się, kręcąc głową i przymykając oczy dokładnie w taki sposób, jakby się zaraz miała rozpłakać. Słowo daję, moja szczęka ze zdziwienia prawie pieprznęła o podłogę. "Ona tak serio...?" W sekundę zacząłem się zastanawiać co to się stało, że teraz zamiast ona mnie, to teraz ja będę pocieszał ją. A przecież one widziały się ledwie ze trzy razy w życiu...! - I jeszcze ta cholerna trasa... - jej głos dziwnie zadrżał. Alarm paniki zaczął bić w mojej głowie. "Nie płacz, nie płacz, nie płacz..." - To dziwne. - westchnęła nagle, nerwowo zakładając włosy za ucho. Spoglądając na mnie niepewnie, uśmiechnęła się z lekka. Sztucznie, ale zawsze. "Uffffffffffffffffffffffffff."
- Skarbie... - westchnąłem, nawet nie wiedząc co więcej mógłbym powiedzieć. Mimo całej ulgi, moja głowa i tak nie mogła się skupić i wymyślić odpowiednią formułkę.
- Wiem. - Pezz nagle kiwnęła głową bez przekonania, uwalniając mnie od ciężaru mówienia. "Całe szczęście." - Jedyne co możemy teraz zrobić to ją wspierać. Życie przecież toczy się dalej. - skrzywiła się, wymawiając te słowa. Ale i mnie coś dziwnie ukuło w środku, gdy je usłyszałem. "Życie toczy się dalej... Kurwa." - Ale jest mi głupio korzystać z normalności, kiedy ona tam tak leży. - pisnęła, biorąc głęboki wdech. "No jakby mnie strofowała..." Natychmiast dziwne uczucie wypełniło mój organizm. I już nawet miałem się tłumaczyć, że tak być nie powinno, kiedy Pezz wbiła we mnie intensywne spojrzenie. - Zabierzesz mnie do niej...? - spytała niepewnie.
- Zabiorę. - kiwnąłem głową, uśmiechając się z lekka. "To nawet słodkie..."
- Jesteś cudowny. - Perrie natychmiast się rozpromieniła, przysuwając się do mnie. I układając swoje dłonie na moich policzkach, złożyła krótki i delikatny pocałunek na moich wargach. Poczucie mojej rycerskości wzrosło maksymalnie. "Malik, jesteś czarodziejem..." Zanim jednak zdążyłem choćby odpowiedzieć na jej dotyk, mój telefon rozdarł się na całą kuchnię. "I kogo, kurwa...?"
- Poczekaj chwilę. - westchnąłem spokojnie do Pezz, z wielką niechęcią się od niej odsuwając. Przeklinając w myślach natręta, sięgnąłem do kieszeni, wyciągając z niej telefon. I aż mnie zmroziło, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłem numer Nialla. "Dzwoń przez pierdołę, dzwoń przez pierdołę, dzwoń przez pierdołę..." - Coś się stało.? - rzuciłem do słuchawki, dziwnie piszczącym głosem.
- A stało się, stało... - usłyszałem. Zawał był nagły, ale przestał być groźny, kiedy Horan zaczął mi tłumaczyć jak to Harry'emu odwaliło i postanowił sobie uciec. Nie wiadomo dokąd. "Inteligent, kurwa mać..."

*

- Lou... - usłyszałem jak przez mgłę jakiś dziewczęcy głos. "Hm, mów mi jeszcze..." - Louis... - znowu dopadł mnie ten słodki głosik, teraz bardziej rzeczywisty. Od razu przypomniałem sobie, że ostatnie miejsce gdzie byłem to sala Louisy. "ONA MÓWI?!" Gwałtownie otworzyłem oczy, rozglądając się wokoło jak w jakiejś panice. Byłem przekonany, że się obudziła i jakież było moje rozczarowanie, kiedy swoimi cudownymi, zaspanymi oczętami zobaczyłem twarz Rudej, nadal pogrążoną w głębokim śnie. "Kurwa..." Sapnąłem, mocno zawiedziony. A po chwili znowu napiąłem wszystkie możliwe mięśnie, zastanawiając się głęboko kto w takim razie do mnie gadał. Automatycznie obejrzałem się za siebie i jak Boga kocham, runąłem z krzesła. Prosto na dupę. "Zabolało..." 
- Ooo kurwa. - wyrwało mi się, mając przed oczami ostatnią osobę, którą spodziewałbym się tu zobaczyć. "Bo co tu do cholery robiła Danielle, ta Danielle, podkreślam, była Payne'a.?!"
- Miłe powitanie. - dziewczyna zaśmiała się wdzięcznie, przeszywając mnie spojrzeniem. "Pięknie, Tomlinson, pięknie..." 
- Sorry, Dan... - westchnąłem, dźwigając dupsko szybko z podłogi i otrzepując ubranie jak gdyby nigdy nic. Robiąc minę niewiniątka, uśmiechnąłem się do niej szeroko. I nagle poczułem się cholernie dziwnie. "Kurwa, ja jej nie widziałem od... no odkąd się rozstała z Liamem." "Więc co tu teraz robiła.?!" - Ale serio, ciebie to ja się tu nie spodziewałem. - palnąłem bezmyślnie. I aż się skrzywiłem, kiedy dotarło do mnie to, co powiedziałem. "DEBILU.!" - Znaczy ten... - chrząknąłem, dla niepoznaki przeczesując włosy palcami i przybierając skuteczny szczerz numer tysiąc siedemset pięć. - Co tu robisz tak właściwie.? - sprostowałem, licząc, że może jakimś cudem dziewczyna się nie obrazi. Nie obraziła się. Co więcej, uśmiechnęła delikatnie i chyba nerwowo poprawiła swoje bujne loki. "Zawsze mnie dziwiło jak jej nie jest z tym ciężko..."
- Przyszłam zobaczyć czy z Lou się nic nie zmieniło. - jej głos wyrwał mnie z durnych rozmyślań. Na tyle niespodziewanie, że tylko zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią jak na idiotkę. "Że słucham.?"
- Byłaś już tu wcześniej.? - palnąłem, nie spuszczając z niej oka. "Kiedy.?!"
- Przed wyjazdem w trasę. - Dan uśmiechnęła się niepewnie. "A bo one wciąż się przyjaźniły...!" Odkrywając całą tajemnicę, poczułem się jak cudownie oświecony. - Chciałam nawet zrezygnować, bo tak jakoś głupio było, ale... Nieważne. - Dan uśmiechnęła się niespodziewanie, wbijając we mnie swoje uważne spojrzenie. - Widzę, że o opiekę nad Lou martwić się nie trzeba. - rzuciła, podchodząc do łóżka Louisy. Kiedy spojrzała na dziewczynę, przez moment na jej twarzy wykwitł czysty smutek. Zamaskowała go jednak sztucznym uśmiechem, kiedy jej oczy znowu wbiły się w moją osobę. "Były chyba bliżej niż mógłbym podejrzewać..."
- Staramy się. - westchnąłem, nawet nie chcąc wchodzić w szczegóły nastawienia Hazzy do tego wszystkiego. I dziwnym trafem też Liama... "Wiadomo, eks..." - Ale wiadomo jak to z naszym staraniem. Nigdy nic nie wychodzi. - wyszczerzyłem się, na co Dan zareagowała krótkim uśmiechem. "Debilu, przeszkadzasz..." Odkrywając w końcu, że mnie tu nikt już nie potrzebuje, postanowiłem się szybko ewakuować. I przy okazji powiadomić o wszystkim Liama. - Em, dobra, bo mnie trochę chyba połamało... Może pójdę poszukać jakiejś masażystki, co mi ulży w cierpieniu... - wykpiłem się, tyłem wycofując się do wyjścia. - Zostawię was same. - będąc już przy drzwiach, złapałem za klamkę i delikatnie je uchyliłem. - Pogadajcie sobie. Ona podobno wszystko słyszy. - skinąłem dłonią na śpiącą dziewczynę, czując dziwny uścisk w środku na myśl o wszystkich durnotach, które jej naopowiadałem, naiwnie myśląc, że to jej pomoże. "Może akurat Dannie się uda..." - Więc lepiej nie zdradzaj wszystkich tajemnic. - zaśmiałem się cicho, prawie będąc już na korytarzu. - Trzymaj się. - rzuciłem, już zza drzwi.
- Na razie. - usłyszałem jeszcze, po czym serio w końcu odciąłem się od sytuacji, zamykając za sobą drzwi. Natychmiast sięgnąłem do kieszeni po swój mobilek, chcąc oświecić Liama w całej historii. Ale zanim zdążyłem wybrać jego numer, telefon sam rozdzwonił mi się w ręku. I chociaż to nie był Payne, uśmiechnąłem się pod nosem, odbierając telefon.
- Nie zgadniesz kogo... - zacząłem, ale przerwało mnie głębokie, irlandzkie westchnięcie.
- Louis, nie teraz. - Niall bezczelnie wrył mi się w słowo, strasząc paniką w swoim głosie. "Kurwa stało się coś, no jak babcię kapciem..." - Widziałeś dzisiaj Harry'ego.?
- Jest siódma rano, całą noc siedziałem przy Lou, a jak wiesz, jego chyba sala z nią uczula. - próbowałem jakoś wyciszyć uścisk dziwności w moim mostku durnymi żartami. "Tylko to kurwa nie było wcale śmieszne... To była święta prawda." - A co.? Uciekł ci.? - zaśmiałem się nerwowo, prując przed siebie dziwnie szybko i dziwnie do wyjścia.
- Lou, to nie jest zabawne. - Horan natychmiast sprowadził mnie na ziemię. - On serio zniknął. Wczoraj się trochę pokłóciliśmy, zamknął się w pokoju i tyle go widziałem. Nie ma jego, nie ma rzeczy. Nic. - oczami wyobraźni już prawie widziałem jak jego krótkie rączki rozkładają się bezradnie. "Ale, że jak to...?!"
- Nialler, co ty pierdolisz mi tutaj, bo nie rozumiem... - westchnąłem, próbując jakoś sobie ułożyć w głowie jego wypowiedź. Za nic nie potrafiłem. "Harry zniknął.? Tak po prostu.? To było jakieś poronione..." Marszcząc czoło, szarpnąłem drzwiami w końcu wyjściowymi, licząc, że może światło dnia jakoś mnie oświeci. Zanim się jednak zorientowałem, drzwi dziwnie zatrzymały się na czymś twardym, co jęknęło głośno i prawie upadło na tyłek od zderzenia. "No i kurwa jeszcze to..."
- Jezuuuu.! - zanim zdążyłem się odezwać, dzierlatka, którą wcale niedelikatnie potrąciłem, już rozdarła się piskliwie, skupiając na nas całą uwagę postronnych. "Bo ciszej oczywiście nie można..." Naprawdę nie miałem ochoty na nowe plotki o mojej osobie, więc szybko podszedłem do dziewczyny i wyciągnąłem do niej rękę. Chciałem tylko pomóc jej wstać, ale za dobre chęci tylko dostałem po łapach. "Baby, cholera jasna..." Skrzywiony, wycofałem się kilka kroków, patrząc jak ciemna blondynka nieporadnie sama się podnosi, nieustannie trzymając się jedną ręką za nos. Z którego chyba zaczęło coś kapać. "No pięknie, kurwa, i jeszcze to..." 
- Baranie, masz ty oczy w ogóle.? - dziewczyna pisnęła, gdy tylko już wstała i z całą złością rąbnęła mnie w ramie. "Ała, no..." Zmarszczyłem czoło, łapiąc się szybko za obolałe miejsce. - Ta szybka tu jest chyba nie bez powodu. - laska machnęła wolną ręką na drzwi. - Jak się widzi, że ktoś z zewnątrz chce wejść to się chyba czeka, a nie na chama pcha.!
- Raz, na drzwi się pchałem, nie na ciebie... - palnąłem, zanim zdążyłem pomyśleć. Ale mina tej panny tak mnie rozwaliła, że postanowiłem kontynuować. - Dwa, najpierw to się chyba WYCHODZI, prawda.? - wyszczerzyłem się, przyuczając ją przy okazji dobrych manier. I chyba urosłem ze dwa metry, kiedy dziewczyna zapowietrzyła się z gniewu i tylko patrzyła na mnie z morderstwem w oczach. "No i co teraz, mądralo...?!"
- Nieprawda. - rzuciła w końcu walecznie z tak zaciętą miną, że normalnie nie mogłem się nie roześmiać. "Co za riposta... Aż mnie normalnie ścięło z nóg.!" Postanowiłem się jednak nie odzywać i wpakowałem łapsko do kieszeni bluzy, szukając w niej paczki chusteczek. Szybko ją stamtąd wydobyłem i wyciągnąłem w kierunku dziewczyny.
- Masz chociaż... 
- A wsadź to sobie.! - laska wcięła mi się w słowo, znowu bijąc mnie po dłoni. "Nienormalna jakaś..." Paczka chusteczek z wrażenia aż wypadła mi z ręki i poturlała się po przemokniętym chodniku. - Zakichana gwiazdeczka. - dziewczyna spojrzała na mnie morderczo i zanim zdążyłem się odciąć, odwróciła się na pięcie, wchodząc gwałtownie do budynku. "Narwaniec..." Prychnąłem tylko pod nosem, patrząc za nią z podniesioną brwią. I tkwiłbym tak pewnie jeszcze długo, gdyby nie jakieś szmery, dobiegające mnie z telefonu, który nadal dziwnym trafem trzymałem w lewej dłoni. "NIALL.!" Natychmiast przycisnąłem telefon do ucha.
- Gwiazdeczko, skup się. - usłyszałem pełen pretensji głos Horana i aż prychnąłem pod nosem.
- No co...
- Jajco, kurwa. Dorośnij wreszcie. - Niall rzucił wkurzonym tonem. "Co za nerwus..." - Hazzę trzeba znaleźć. - oznajmił poważnie. A ja tylko zmarszczyłem czoło. "A co ja, kurwa, jego matka.?" Nawet nie wiedziałbym gdzie mam szukać... "Swoją drogą, mógłby chociaż jedną wskazówkę zostawić, geniusz jeden..."

*

Przemierzając szpitalny korytarz, cały czas zastanawiałem się gdzie można by znaleźć Harry'ego. Po porannym telefonie Nialla jakoś nie mogłem ani znaleźć sobie miejsca, ani wyrzucić z głowy Stylesa. "Co mu odwaliło...?" Wprawdzie Niall wytłumaczył mi całe zajście, ale to i tak nie tłumaczyło jego zagrywki. "Uciec bez słowa..." No cholera jasna, kto tak niby robi.? "Debil bez mózgu..." Westchnąłem pod nosem, jeszcze raz powoli przebiegając myślami spis miejsc, w których Styles mógł się ukryć. "Chłopaki.?" Odpadają, do razu byłoby wiadomo. "Rodzina.?" Coś szczerze wątpiłem, zwłaszcza, że ostatnio tak bardzo chciał się od nich odciąć. "Nick...? Ed...? Inny kompan zakraplanych imprez...?" Bardziej prawdopodobne, ale mimo wszystko coś wewnątrz podpowiadało mi, że to nie to. Już nawet zaczynałem łączyć jego zniknięcie z tą jego nagłą sympatią do Taylor, ale naprawdę wolałem wierzyć, że nie zrobiłby czegoś takiego. "Więc gdzie się podziewał w takim razie...?" Przejechałem ręką po głowie, nareszcie dochodząc już do drzwi sali Lou. Nie zastanawiając się zbytnio, szybko nacisnąłem klamkę i wpakowałem się do środka.
- Oh, sorry... - zatrzymałem się gwałtownie, widząc znajomą sylwetkę przy łóżku Lou. Zbyt znajomą... "O kurna..." Powiedzieć, że mnie zamurowało to za mało. Centralnie byłem w szoku.! Z wrażenia moja szczęka prawie zatrzymała się na ciemnej posadzce. "No chyba mam zwidy..." Na wszelki wypadek zamknąłem szybko oczy i otworzyłem je jeszcze raz dopiero po chwili. "No jak nic to Dan..." - Nie wiedziałem, że ktoś tu jest... - chrząknąłem dla niepoznaki, chociaż na dobrą sprawę nie miałem pojęcia gdzie nawet mógłbym oczy podziać. Dziwnym trafem patrzenie na dziewczynę wydawało mi się przegięciem. Zwłaszcza kiedy się uśmiechała. Właśnie do mnie. "Bardziej krępująco już być nie mogło..."
- No trochę niezapowiedziana wizyta. - Dan zaśmiała się melodyjnie, a ja poczułem się jeszcze bardziej dziwnie. "A co tam, udziwnijmy wszystko jeszcze bardziej, czemu nie..."
- Ale chyba miła... - westchnąłem, nie wiedząc jak się zachować. "Mogłem na nią chociaż spojrzeć.?" Postanowiłem zaryzykować. "Dobra, nie rozpuściła się..." Ale jednak mimo wszystko było mi na nią głupio patrzeć, więc jakoś tak mimowolnie odwróciłem wzrok.
- Wiesz, czasem jeszcze ze sobą gadałyśmy... - Dan wzruszyła ramionami, sięgając dłonią po płaszcz leżący na krześle obok niej. - Ja już właściwie... - mnąc materiał w dłoniach, odeszła od łóżka Lou, zbliżając się powoli do drzwi. "Czyli sorry Payne, nie chce mi się z tobą dłużej gadać."
- Nie. Zostań. - rzuciłem natychmiast, samemu wycofując się do drzwi. "No nie mogłem jej przecież odbierać chwili z Louisą, prawda.?" - Ja przynajmniej pójdę coś zjeść... - chwyciłem już za klamkę, naciskając na nią z lekką paniką. "Chyba chciałem się już stąd oddalić." - Przynieść ci kawę potem.? - palnąłem, zanim zdążyłem sobie przypomnieć, że to chyba nie było właściwe. I już miałem ją przeprosić, kiedy zauważyłem jak Dan się uśmiecha. Lekko, ale zawsze. "Ekhm, taaaaaaaaaaa."
- Jeśli możesz. - usłyszałem. "Pewnie, że mogę."



***
Takie tam przemyślenia chłopaków na ostudzenie sytuacji z poprzedniego rozdziału. Ale, że szybko.? Cóż.

ZDAŁAM SESJĘ!!!

Z radości aż napisałam rozdzialik :). Mam tylko nadzieję, że nikt mi tu z nudów nie umarł... :)

środa, 26 lutego 2014

23.

Wiem, że rozdział jest do dupy, ale proszę Was jak człowiek człowieka... Nie narzekajcie zbytnio, bo jako człowiek zarywający noce... Wiadomo. Student jak wampir, żyć nie musi. Za to udzielać się na blogu jak najbardziej :) Więc... powodzeniu w nie-zaśnięciu z nudów :)

***

#numb


kilka dni później.

- Zaraz cię zniszczę... - Louis syknął znad joysticka, przybierając wojowniczą minę, zupełnie jak bohater, którego kontrolował. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, bardziej niż na grę, patrzyłem raczej na ich zawziętość wypisaną na twarzy. Nie mogłem się oprzeć, raz po raz cykając każdemu z osobna kolejne fotki. "Wyglądali, jakby mieli zatwardzenie..."
- Chyba w snach... - Zayn odgryzł się natychmiast, mocniej zaciskając swój joystick w garści. "No jakby to miało ci pomóc..." - No co jest kurwa...?! - krzyknął zdezorientowany, kiedy jego postać runęła jak długa od ciosu Tomlinsona, nawet się nie broniąc. "No to jednak nie pomogło..."
- Haaaaaaaa.! - Louis zwycięsko poderwał się z kanapy i odstawił jakiś taniec, wywalając przy okazji szklany stolik. Wystarczyły milimetry... "No jak to mówią, głupi to ma zawsze szczęście." - Tak się gra.!
- Kurwa, to jest popsute.! - Zayn prychną obrażony, odrzucając joystick gdzieś w kąt. - Guziki nie działają.! Jak miałem wygrać tym szmelcem.?
- Przegrałeś, pogódź się z tym. - Tomlinson klapnął obok niego i rzucił mu szczerzem prosto w twarz. "Jak wyzwanie..."
- Bo to dziadostwo się popsuło.! - Zayn wskazał z pretensją na telewizor.
- Bo grać nie umiesz... - Louis prychnął jedynie.
- Tak.? To się zamień. - Mulat prawie wyrwał mu joystick z garści. - Sam zobaczysz. - rzucił. "A ja to niby kiedy.?!"
- O na pewno, teraz moja kolej. - natychmiast poderwałem się ze swojego miejsca, podchodząc do Malika. - Zayn, wypad. - rąbnąłem go mocno w ramię. Aż popatrzył na mnie z pretensją i potarł obolałe miejsce. Ale przynajmniej wstał.
- Nie gram z wami. - rzucił, odwracając się na pięcie i siadając na fotelu w najdalszym kącie pokoju. "Myślałby kto, że taki wrażliwy..."
- Nie bądź baba, zostaw fochy. - Tomlinson wychylił się zza oparcia kanapy, uważnie obserwując każdy ruch przyjaciela. Ja w tym czasie sięgnąłem po joystick i ułożyłem się wygodnie na kanapie, ustawiając nową grę. Którą zdecydowanie zamierzałem wygrać.
- Spierdalaj, nie gadam z tobą. - usłyszałem zza siebie i aż prychnąłem śmiechem. 
- Jaki delikatny... - Tomlinson odwrócił się do mnie i pokręcił głową z udawanym politowaniem.
- Skupiłbyś się, zaczynamy... - mrugnąłem kilka razy powiekami i ignorując jego wykrzywienia, skupiłem wzrok na plazmie. "No to teraz go rozgromić..."
- Nie myśl sobie, że będziesz miał fory... - usłyszałem groźbę i tylko prychnąłem pod nosem. "Myślałby kto, że ich potrzebuję..."
- Graj, nie pierdol. - Zayn z tyłu pokoju rzucił mi się na pomoc. "Jakby mi było jej potrzeba..." Ale mimo wszystko ucieszony, że nie muszę przymykać Louisa ręcznie, skupiłem się na graniu. Szkoda tylko, że od razu, z miejsca dostałem mocny cios. "A przecież się broniłem.!" Spróbowałem też zaatakować Tomlinsona, ale i to nie podziałało. "Zepsuło się.!"
- Ej, co jest do cholery...? - potrząsnąłem urządzeniem, aż coś zagrzechotało w środku. "Gruchot." Patrząc to na swoje dłonie, to na telewizor, powbijałem palce w każdy możliwy przycisk. Zero reakcji. "No i cudownie..."
- Styles, nie symuluj, tylko graj. - Louis nawet nie oderwał wzroku od telewizora, skrupulatnie pozbawiając moją postać życia. "Czy on nie widział, że to sensu nie ma.?!"
- Jak mam grać, jak to kurna nie działa.?! - sprzeciwiłem się, trzęsąc tym jeszcze raz. Guzik mi to pomogło.
- Mówiłem.! - Zayn tymczasem poderwał się z fotela i podszedł do kanapy, przewieszając się przez jej oparcie.
- Jak nie działa.? - Tomlinson spojrzał na mnie uważnie.
- Normalnie. - prychnąłem. - Naciskam i nic.
- Pokaż... - Louis wyrwał mi joystick z uścisku i zaczął walić w guziki na oślep. "No uważaj bo ci to jeszcze coś pomoże..."
- No właśnie.! - Malik sprzeciwił się gdzieś z tyłu, pakując się przez oparcie na kanapę. Prawie przyrąbał głową o podłogę i nogami rozbił szklany blat stolika. Szczerze.? Nie wiem jakim cudem tego dokonał, ale zanim mrugnąłem, już siedział grzecznie między mną, a Louisem. "Powinien zostać akrobatą..." "Hm, ciekawe co on właściwie wyprawia w łóżku z Pezz, jak ma takie zdolności..." - Tamto się nie liczy. Żądam rewanżu. - zaplótł ręce przed sobą i z fochem oparł się plecami o oparcie kanapy. Zerknąłem na niego z powątpiewaniem, po czym wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie z Louisem. "Idiota..."
- Nialler, coś ty nam opchnął.? - Tomlinson po chwili przerzucił wzrok na Nialla, który wlazł do pokoju z miską pełną paprykowych czipsów, z każdym krokiem podjadając ich coraz więcej. "On ma kurde dwa żołądki, idę o zakład..." - Na tym nie da się grać.
- Podłącz do prądu. - Nialler postawił miskę na stoliku, z miejsca wybierając z niej garść czipsów. Wszystkie, ale to wszystkie wpakował do gęby. "Matko kochana, jakie on ma rozwarcie..."
- Jakie to kurwa zabawne. - Louis wykrzywił się. - Napraw to jakoś.
- A co ja, elektryk.? - Niall walnął się na ostatnie wolne miejsce na kanapie i założył nogi na stolik. "No ciekawe co na to Eve..." - Jak zepsułeś to nie grasz. Proste. - wzruszył ramionami. -  A jak chcesz grać, padasz na kolana, całujesz po stopach, przepraszasz, sypiesz kasą na nowe i wszyscy zadowoleni. - rozłożył ramiona, jakby to było takie oczywiste.
- Masz facet wyobraźnię, słowo daję... - Louis pokręcił jedynie głową.
- To co robimy.? - spojrzałem po wszystkich, nie chcąc kolejnej godziny spędzić na obgadywaniu mojej pamięci. W ciągu ostatnich dni przeżyłem kilkaset takich sesji. O wszystkim, nawet o Louisie. I wszystkimi jednakowo zaczynałem już rzygać. "Nigdy więcej..."
- Kurwa... - Zayn niespodziewanie zerknął na zegarek i aż poderwał się z kanapy, zahaczając nogą o stolik. Niebezpiecznie się zachybotał. "Jeszcze raz i po stoliku..." - Miałem zmienić Liama pół godziny temu. Lou, jedziesz.? - Mulat spojrzał na przyjaciela z ciekawością. "Ale o co chodziło...? Co to za zmiany...?"
- Jadę. - Tomlinson wstał powoli, z uwagą omijając szklany stolik.
- Dokąd.? - spojrzałem za nimi z ciekawością.
- Do Louisy. - Zayn odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie z nadzieją. "O nie, nie, nie..." - Jedziesz.?
- Nie. - mruknąłem ostro, wbijając się głębiej w kanapie. "Nie ma nawet kurna mowy." Wiedziałem, że Louis wpatruje mi się w czubek głowy z morderstwem w oczach, ale miałem go gdzieś. "Czy oni kurde nie mogli odpuścić...?"
- Chodź, Liam mnie zabije... - słyszałem jak Zayn pociągnął Louisa do drzwi, wymieniając z nim przyciszone i wkurzone wypowiedzi, których na ich szczęście nie dosłyszałem. Ale i tak postanowiłem ich zignorować. Łącznie z Niallem, który wciąż gapił się we mnie tymi swoimi gałami, wypalając mi dziurę we łbie. "A niech się odwali..." Udając, że go nie widzę, sięgnąłem do kieszeni po swój nowy nabytek telefoniczny i dla zabicia czasu włączyłem sobie jakąś durną gierkę. "Byle przeczekać..."
- Hazz... - usłyszałem jego wstępny ton, oznajmujący poważną rozmowę. "Absolutnie się nie zgadzam."
- Nie zamierzam o tym teraz gadać. - prychnąłem, wbijając oczy w telefon i zaciskając na nim swoje palce. Słowo daję, gdyby to był żywy organizm, to by pewnie zapiszczał z pretensją.
- A kiedy.? - Niall zrzucił nogi ze stolika i siadł jakoś tak poważniej, nieustannie się we mnie wgapiając. "Oj Horan, wyluzuj..." - Ciągle się migasz. Minął tydzień odkąd wyszedłeś ze szpitala i ani razu jej nie odwiedziłeś.
- Bo nie widzę powodu. - wzruszyłem ramionami, nadal wgapiając się w telefon. A przecież nawet nie wiedziałem w co gram... "Nieważne, jak będę go zlewać, to sobie pójdzie..."
- Słucham.? - "Ahaaa..." Jak to mówią, nadzieja jest matką głupich. Teraz, kiedy Niall prawie zapowietrzył się z wrażenia już wiedziałem, że nie odpuści. "Chciał rozmawiać.?!"
- Wiem. Widzę jak skaczecie wokół niej. - podniosłem głos, odrzucając telefon w bok i wyprostowując się jak do jakiejś konfrontacji. Niall natychmiast pobladł, chociaż dziwnym trafem zacisnął szczękę. "Ale niech kurna poczeka..." - Ona jest cudowna i tak dalej. - prawie się zaplułem, wypowiadając słowa, które wzbudziły we mnie lawinę mdłości. "Pieprzyć to." - Ale wiesz jak to wygląda z mojej strony.? - zmrużyłem oczy, czując dziwną odwagę w szczerości. Miałem zamiar mu wszystko powiedzieć. Teraz. I raz na zawsze z tym skończyć. - Ja jej do cholery nie znam. - oznajmiłem. Szczęka Nialla praktycznie wylądowała na ziemi. "A niech kurde wie." - Wszyscy próbują mi coś wmawiać. Na siłę wciskacie mi ją w łapy. - żaliłem się. - A ja tego nie chcę.! - podniosłem głos, z nerwów prawie wywalając stolik przede mną. W ostatniej chwili założyłem ramiona przed sobą, patrząc na Horana z jawną niechęcią. "No i co się baranie gapisz, jeszcze nie rozumiesz.?"
- Na siłę... Co.?! - wybąkał dopiero po chwili naprzemiennego otwierania i zamykania gęby. "Półmózg, cholera, półmózg."
- To. - prychnąłem, gestykulując gniewnie. - Ciągle słyszę jaka to ona jest idealna, normalnie dziewczyna bez skazy. Dobra, miła, bez grzechu. Normalnie anioł. - aż zacisnąłem pięści wypowiadając te słowa. Nakręciły mnie w gniewie jeszcze bardziej. "Cholera, niech ją jeszcze kanonizują..." - I wiesz co.? - prychnąłem. - Średnio mi się chce w to wszystko wierzyć. Wy mi ją po prostu reklamujecie.
- Chcemy ci przypomnieć. - Niall próbował wcisnąć się gdzieś ze swoim marnym, spokojnym głosikiem. Słabo mu wyszło.
- Ale ja nie chcę.! - poderwałem się z kanapy, kopiąc z gniewu w jej podstawę. - Mam tego dosyć. Tego skakania, tego tematu, jej.! - wydarłem się na Nialla z całego chorobliwie zirytowanego serca. "Zero ulgi." Więc to jeszcze nie był koniec... - I tego całego związku. - westchnąłem, dopiero teraz czując dziwną lekkość. "Nareszcie.! Nareszcie cholera to powiedziałem." Kontrolnie zerknąłem na Nialla, żeby zarejestrować jego reakcję. Jak widać był w szoku. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi malutkimi gałeczkami, praktycznie świdrując mi nimi mózg. "Chciał cholera wywołać u mnie współczucie... Niedoczekanie..." - Nie patrz się tak. - prychnąłem, odwracając wzrok. - Mam dosyć. Nie będę więcej słuchać o tym jacy to nie byliśmy razem szczęśliwi. - oznajmiłem wszem i wobec. - Nie dam sobie wciskać durnot, w które nie wierzę.
- Jak to nie wierzysz.? - Horan pisnął piskliwie, jakby cholera przybity do fotela. Oprócz gadki nie ruszył się stamtąd nawet o milimetr. "Wmurowało, co.?"
- Normalnie nie wierzę.! - krzyknąłem donośnie, z nerwów przeczesując włosy obiema dłońmi. - Ja nawet nie mam pewności czy naprawdę byliśmy razem.!
- Czy ciebie całkiem popieprzyło.?! - w końcu i święty pan Horan przykuty dupą do fotela się ruszył, stając przede mną prawie twarzą w twarz. "Jakby to kurna miało mnie przestraszyć..." - Nie masz pewności.? - złapał mnie za ramię, ale natychmiast się wyrwałem, odchodząc kilka kroków od niego. "Nie będzie mnie tu idiota tykał..." - Przecież...
- To tylko wasza kwestia. - wszedłem mu w słowo, nawet nie mając ochoty słuchać jego wyjaśnień. Wystarczyło mi to, co powtarzali mi dotąd. Więcej do cholery nie potrzebowałem. - Wiem, mama też ją uwielbia. - zaznaczyłem, widząc jak otwiera gębę. "Teraz ja cholera mówię.!" - Ale wiesz co.? - spojrzałem na niego uważnie. - Przez pięć lat mogłem narobić głupot. Mogłem się zmienić w idiotę bez rozumu. Mogłem was okłamywać. - sam siebie nakręciłem, przyznając się do najciemniejszych scenariuszy, które zdołałem wymyślić. "No bo to kurwa chyba nie było znowu takie niemożliwe."
- Co ty pierdolisz.? - Nialla jak widać to nie przekonało, bo spojrzał na mnie jak na ostatniego idiotę na ziemi. "No pewnie, tak najłatwiej..."
- O fałszywym związku. Słyszałeś kiedyś.? - spytałem z udawaną słodyczą, wpatrując się w blondyna uważnie. Nie zareagował. - Nie.? No to ci podpowiem. - oznajmiłem, poważnie zakładając ręce przed sobą. - Kiedy ktoś jest na topie i sława zaczyna przycichać, namawia się jakiegoś jelenia, żeby udawał z kimś związek, żeby o nich pisali. - wyjaśniłem, a Nialla jakby wmurowało. "Znowu." Otrząsnęło go jednak zbyt szybko, bo już po chwili otworzył gębę, jakby chciał coś powiedzieć. "Teraz kurwa ja.!" - Jak było z Lou i El.? - spojrzałem na niego z wyzwaniem. Natychmiast zamknął japę i tylko ciskał we mnie swoimi ocznymi piorunkami. - Wiem, wyszło im, ale do cholery nie każdemu musi. - westchnąłem na koniec, czując, że sam zapędziłem się w niebezpieczne rejony. "Lepsze argumenty, Styles..."
- Czy tyś się czegoś nałykał.? - Horan spojrzał na mnie uważnie. Zupełnie jakby widział mnie pierwszy raz w życiu na oczy. "No kurde, zatkało, tak.? Jak nie mówiłem tego, co się chciało słyszeć...?" - Jakieś teorie spiskowe wyczuwasz.?
- Pamiętam jak podpisywałem jakąś umowę, okej.?! - wybuchłem, aż prawie zatrzęsły się ściany. - Jakąś pieprzoną umowę o zachowaniu poufności.! - wrzasnąłem, mając przed oczami tą cholerną kartkę z moim podpisem, która ostatnio śniła mi się po nocach. "Kurwa, musieli mnie przypiekać. No musieli. Inaczej bym się do cholery nigdy nie zgodził." - I sorry bardzo, wasza piękna gadka o słodziutkiej dziewczynce bez skazy mnie nie przekona. - zaznaczyłem, patrząc na Horana z wyzwaniem.
- Hazz, kurwa, zastanów się przez moment.! - Niall krzyknął niespodziewanie, swoim głosem ryjąc mi się w mózg. "Znalazł się, waleczny..." - Czy ty siebie w ogóle słyszysz.?! - wbił we mnie uważne spojrzenie i zaczął wymachiwać rękami jak ocipiały. - Zaręczyliście się, mieszkaliście razem, uprawialiście seks do cholery.! - skrzywiłem się, słysząc te słowa. "Na pewno kurwa nie.!" - Sam słyszałem.! - zapewnił, chociaż i tak mu nie wierzyłem.
- Przestań pierdolić Niall. - prychnąłem, zbywając jego idiotyczne argumenty. Bo kurwa takie debilstwa miały mnie przekonać.? "Dziecko by już lepiej wymyśliło." - To co podobno było między nami to tylko tyle, co wy mi mówicie. Ja nic nie pamiętam.! - wrzasnąłem. - Nie pamiętam jej, nie pamiętam niczego co by mnie z nią łączyło i tego co niby było między nami.! - w gniewie podszedłem do Horana i prawie złapałem go za poły bluzy. Powstrzymałem się w ostatniej chwili, żeby nim nie wierzgnąć o ścianę.
- Niby.? - Niall wyciszył się i spojrzał na mnie z dołu dziwnie wielkimi gałami. "No kurwa ogłuchł.!"
- Niby.! - krzyknąłem, nachylając się do niego ze złością. - I nie chcę tego... - nawet się nie obejrzałem, a Niall zamachnął się nagle i z siłą przyjebał mi z pięści prosto w twarz. Aż mnie odrzuciło kilka dobrych metrów w tył i klapnąłem tyłkiem na twardą podłogę. "Co do kurwy...?!" Automatycznie złapałem się dłonią za pulsujące bólem miejsce, czyli jak się okazało wargę, czując pod palcami ciepłą, mazistą ciecz. "Krew..." "No kurwa, zajebię mu... Jak mu cholera oddam...!" - Popieprzyło cię.?! - wrzasnąłem jedynie, przyciskając palce do krwawiącej rany i patrząc na niego z nieukrywaną pretensją.
- Nic już więcej nie mów.! - Niall nachylił się do mnie, wymachując mi swoją łapą tuż przed moją twarzą. Mimowolnie się odsunąłem, naprawdę nie mając ochoty na powtórkę z rozrywki. Raz wystarczył, zrozumiałem. Niall był drażliwy gorzej niż baba. I jeszcze bardziej uparty. Jak sobie kurna wmówił, że ma jej bronić, to będzie bronił. "Rycerzyk, cholera jasna." Ale zanim zdążyłem wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, Horan odwrócił się na pięcie i tupiąc tak, że tynk spadał z sufitu, wyszedł na korytarz. "I kurwa cudownie.!"
Westchnąłem ciężko pod nosem, czując się mimo wszystko dziwnie. Tak jak dotąd myślałem, że po wyznaniu wszystkich swoich przemyśleń będzie mi lżej, tak teraz czułem się jak ostatni debil. "Niepotrzebnie się tak uniosłem... Niepotrzebnie..." Fala wyrzutów sumienia w sekundę zalała moje ciało, wyrzucając z niego całą i aktualnie niezrozumianą złość. Aż mnie ugięło pod tym wszystkim. "Kurwa..." Zacisnąłem powieki, opierając brodę na kolanie i mimowolnie pokręciłem głową. "Co mi cholera strzeliło do głowy..." Pokłóciłem się z kumplem, prawie mu przywaliłem, a skończyło się tak, że to ja dostałem... "No cudownie." Na myśl o uderzeniu mimowolnie się skrzywiłem i tylko mocniej przycisnąłem palce do ust. Krew zaczęła wypływać z nich jeszcze szybciej. "Muszę jakoś to ogarnąć." Mimowolnie rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś, co zatamuje krwawienie, ale nic odpowiedniego nie rzuciło mi się w oczy. "I dobrze, kurde. Za głupotę teraz wykrwawiaj się na śmierć."
- Masz. - niespodziewanie usłyszałem nad sobą jakiś dziewczęcy głos i szelest papieru. Natychmiast podniosłem głowę, przed oczami dostrzegając Eve, która patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy i wyciągała do mnie rękę z chusteczką. Nie potrzebowałem nawet słów, od razu zrozumiałem, że wszystko słyszała. I na dodatek trzymała stronę Nialla. Była jednak na tyle miła, żeby nie zostawiać mnie na pastwę losu. "Niech jej będzie..." Sięgnąłem po chusteczkę, natychmiast przyciskając ją do wargi. Średnio pomogło, ale przynajmniej krew się wchłaniała, a nie ściekała mi po palcach... "Kurwa, Niall ma torpedę w pięści czy jak...?!" Mimo wszelkich prób ignorowania dziewczyny i tak czułem, że nadal stoi nade mną i gapi się w sam czubek mojej głowy z pretensjami wypisanymi na twarzy. "Przecież były przyjaciółeczkami, cholera jasna." Ale co mnie to kurde obchodziło.? "Tłumaczyć na pewno się nie będę."
- Nie chcę o tym gadać, jasne.? - rzuciłem z pretensją, niespodziewanie nawet dla siebie podrywając się z podłogi. Mijając dziewczynę, zmiąłem już nie nadającą się do niczego chusteczkę w pięści i ruszyłem z nią do najbliższego kosza na śmieci. Czyli do kuchni. Chociaż tak naprawdę miało być to pretekstem do tego, żeby wszyscy zostawili mnie samego. Do Eve to jednak nie dotarło... "Ugh..." Myśląc, że nie słyszę, ruszyła jakieś dwa kroki za mną, a gdy ja dotarłem do kuchni, ona stanęła w drzwiach i opierając się o futrynę, obserwowała każdy mój ruch. "Niech sobie kurde nagra i potem puszcza, a mnie niech zostawi w spokoju..." Czując powracające zirytowanie, otworzyłem zamaszyście szafkę pod umywalką i aż jęknąłem ze złości widząc cudowny kosz z pokrywką, który nie miał żadnej stopki. "Ja miałem tego kurna dotykać...?"
- Nie możecie sobie kupić normalnego kosza do cholery.? Tam są miliony bakterii.! - pisnąłem z pretensją, korzystając z tego, że właścicielka domu już tu przypadkiem jest. A podnosząc dwoma palcami pokrywę kosza, skrzywiłem się i wrzuciłem tam chusteczkę szybciej niż z prędkością światła. "Żadna bakteria nie miała szans..." Z rozpędu natychmiast się wyprostowałem i nachyliłem do umywalki, płucząc ręce z nieistniejących bakterii. "No właśnie..." - Skąd ja w ogóle to do cholery wiem.? - zmarszczyłem czoło i gniewnie zakręciłem kran, otrzepując dłonie. Z pretensją spojrzałem na Eve, która od mojego wejścia do kuchni nie ruszyła się nawet o milimetr, nadal intensywnie wgapiając się we mnie.
- Lou cały czas to powtarzała. - oznajmiła donośnie w odpowiedzi. Aż prychnąłem ze złości. "Lou..." No pewnie, kurna, pewnie.



***
W kwestii wyjaśnienia, ja nie mam nic do związku Louisa i Eleanor. Nie twierdzę, że nie są razem, nawet wręcz przeciwnie. Bardzo ich lubię :) Ale w opowiadaniu, jak to w opowiadaniu, można sobie zmyślać różne rzeczy, więc postanowiłam troszeczkę podkoloryzować historię. Mam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe :)

niedziela, 23 lutego 2014

22.

W trakcie nauki do Komunikacji Językowej... Mam nadzieję, że nie jest tak zły, jak efekty wpajania wiedzy... Miłego czytania :)
***


- Panie Styles, pan nie jest słowny. - doktorek westchnął niecierpliwie, uważnie przeglądając szufladę pełną białych teczek. Praktycznie zachodziłem w głowie jak on do cholery się w tym nie pogubi. "To trzeba mieć łeb..." Zanim jednak zdążyłem nawet domyśleć się jego systemu, już wyciągnął tą grubą teczkę z moim nazwiskiem i trzymając ją w garści, zamknął szufladę i podszedł do biurka. - Obiecał mi pan, że będzie pan odpoczywał i się nie denerwował. - spojrzał na mnie przelotnie, siadając za brązowym blatem i rozkładając kupę moich papierów. "Serio, było ich o wiele za dużo." - A teraz co.? - zapytał takim tonem, jakby przyjął, że popełniłem morderstwo. "No to przecież nie moja wina..."
- Ja tylko oglądałem swoje mieszkanie. - chrząknąłem, starając się na niego nie patrzeć i lekko wzruszyłem ramionami. "To jakaś zbrodnia.?"
- Przypomniał pan sobie chociaż cokolwiek.? - doktorek natychmiast się zainteresował, patrząc na mnie uważnie i zakładając dłonie przed sobą, opierając je na blacie biurka. Mimowolnie skupiłem na nich wzrok, zastanawiając się jak to jest możliwe, że jego skóra jest tak przeraźliwie biała. Słowo daję, gdybym już do końca stracił zdrowy rozsądek, wziąłbym go za wampira, czy coś... "Ej, nie było przypadkiem takiego filmu, gdzie wampir był lekarzem...?" Mimowolnie spojrzałem na twarz doktorka, przyglądając jej się uważnie. "No nawet kurczę podobny..." Westchnąłem ciężko nad swoimi odkryciami i natychmiast wbiłem wzrok we własne dłonie. "Styles, ogarnij się do cholery..."
- Jakieś pierdoły. - poprawiłem się na niewygodnym, drewnianym krześle, od którego tyłek mi drętwiał. - Na przykład jak w salonie wylałem na siebie gorącą herbatę. Bolało, więc to może dlatego.
- Panie Styles... - doktorek zaśmiał się pod nosem, po czym spoważniał sztucznie i pokręcił głową. "Etyka zawodowa..." Zawsze się dziwiłem jak można wytrzymywać w takich poważnych profesjach... "Ja bym nie wytrzymał..." - Co pan robił przed omdleniem.? - spytał oficjalnie. Skrzywiłem się natychmiast, czując, że tematyka zaczyna robić się niebezpieczna.
- Nie zemdlałem. - sprostowałem. "Nie dam się wrobić w kolejne leżenie na dupie." - Cały czas byłem przytomny. - oznajmiłem poważnie, a doktorek spojrzał na mnie z powątpiewaniem. "No dobra, no..." - Miałem jakieś przebłyski wspomnień. - westchnąłem, przeczesując włosy palcami. "No to teraz się zacznie..."
- O kim.? - padło niewygodne pytanie. A dodając kontrolny wzrok lekarza, chyba nagle zacząłem się kurczyć na tym krzesełku. "Nie daj się, Styles."
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Tego przypomnieć sobie nie mogę. - stwierdziłem i aż sam się zdziwiłem, że mój głos zaczął nagle piszczeć. Zupełnie jakbym kłamał... "Ale przecież serio nie wiedziałem..."
- Zdarzały się panu takie przypadki wcześniej? - usłyszałem, od razu przypominając sobie dzisiejszy poranek. "Dwa razy w ciągu dnia się liczy...?" Kontrolnie zerknąłem na doktorka. "Chyba nie mogłem tego zataić..."
- Tak. - przyznałem. - To samo. Coś mi się przypomniało i głowa zaczęła panikować.
- O tej samej osobie.? - doktorek się zaciekawił.
- Nie wiem. Trudno mi... - spojrzałem w górę, napotykając pełną pobłażliwości minę doktorka. "No jasne..." Mimowolnie westchnąłem, jakby przytłoczony. "Kiedyś trzeba się przyznać..." - Tak, wydaje mi się, że o tej samej. - kiwnąłem głową kapitulacyjnie.
- O Louisie.? - doktorek nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby oczekując mojej reakcji. I chociaż wiedziałem, że mnie podpuszczał, już czułem się dziwnie zirytowany. "Ona, nie ona, co za różnica.?" Na usta już cisnęły mi się odpowiednie słowa, ale postanowiłem jednak już nic nie mówić. I tylko wściekle wzruszyłem ramionami. Doktorek natychmiast to odnotował w moich papierach. "No to mam już przesrane." - Panie Styles, pan się na nią zablokował. - stwierdził poważnie, ciągle coś pisząc. "No ileż można.?" Zapisanie, że pacjent jest popieprzony chyba nie zajmuje zbyt wiele czasu... - Czego pan się boi.? - spojrzał w końcu na mnie, odkładając długopis na bok. - Widziałem ją i może mi pan wierzyć, straszna to ona nie jest.
- Nie boję się jej. - prychnąłem urażony. "Ja się boję... jasne."
- A właśnie, ze się pan boi. - doktorek upierał się przy swoim. "Ciekawe czy byłby taki mądry, gdybyśmy się zamienili rolami." - Pan nie chce jej sobie przypomnieć. - wyraźnie zaakcentował drugie i trzecie słowo. "A to dopiero odkrycie..." Mimo wszystko chciałem jednak wyprostować sytuację i już prawie otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy doktorek wpadł mi w niewypowiedziane słowo. - Niektórzy pacjenci obawiają się myśleć o rzeczach, bądź osobach, z którymi byli podczas wypadku. - oznajmił. - Boją się, że to im przypomni o traumie, związanej z wypadkiem. Ale to się rzadko zdarza. - zapewnił.
- To nie tak. - pokręciłem głową. - Nie boję się wspomnień o wypadku. - stwierdziłem hardo. I nawet nie miałem poczucia, że kłamię. "Bo przecież to mówiłem szczerze..."
- Więc czego boi się pan tak bardzo, ze unika jej odwiedzin.? - spytał poważnie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że sam nie wiedziałem co mam na to odpowiedzieć. "Bałem się.?" No może. Ale na pewno nie chciałem teraz odwiedzać tej dziewczyny. "Tylko jak to wszystkim wytłumaczyć...?" Zanim jednak otworzyłem usta, żeby cokolwiek powiedzieć, ktoś cicho zapukał do drzwi. "Uratowany..."
- Panie doktorze... - jakaś blond pielęgniareczka zajrzała przestraszona do gabinetu i spłoszyła się na mój widok. Automatycznie się wyszczerzyłem, obserwując jej rumieniec. "Hah." - Przepraszam bardzo. - zmieszana starała się patrzeć tylko na doktorka. - Potrzebują pana do 23. Natychmiast. - stwierdziła poważnie.
- Już idę. - doktorek kiwnął na nią głową. Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie delikatnie i po chwili zniknęła za drzwiami. "A szkoda..." - Przepraszam, obowiązki. - doktorek skupił moją uwagę na sobie, wstając zza biurka i zmierzając prosto do wyjścia. Automatycznie podążyłem w jego ślady. - Mógłby pan przyjść jutro.? - spytał, kiedy przepuszczał mnie w drzwiach. "Jak jakąś panienkę..." Chyba poczułem się ugodzony we własną męskość. - Wtedy dokończymy rozmowę. 

*

- No i co to było.? - poderwałem się z ławki szpitalnej, widząc jak Harry wychodzi w końcu z gabinetu doktorka. Z niewyjaśnioną miną... "Co tam się stało.?" Trzy godziny badań wytrzymałem, ale teraz moja cierpliwość zaczęła się kończyć. "Nie wytrzymam ani minuty dłużej..." Ale oczywiście ten debil specjalnie przedłużał sprawę, ślimacząc się jeszcze gorzej niż normalnie. "Ja nie wiem, Anne musiała go kilka razy chyba upuścić za młodu prosto na ten jego durny łeb, słowo daję..." - Co to było.? - powtórzyłem, stając jakieś centymetry przed nim.
- Nerwy. - Harry wzruszył tylko ramionami i mijając mnie, powoli ruszył do wyjścia.
- Nerwy.?! - ruszyłem za nim gniewnie. "TYLKO NERWY.?!" - On powinien kurwa zobaczyć jak wyglądałeś.! - majtnąłem ręką, prawie uderzając nią Stylesa w twarz. Ledwo się uchylił. - To w ogóle lekarz jest.?
- Powiem ci to samo, co i on mi zalecił. - Styles westchnął, zatrzymując się. Stanął przede mną i, i mnie blokując w ruchach, położył mi dłonie na ramionach. - Nie denerwuj się. - stwierdził, klepiąc mnie kilka po twarzy. Odsunąłem się natychmiast, przywalając mu w dłoń.
- Jak mam się nie denerwować, co.? - zmarszczyłem czoło, patrząc na niego uważnie. - Cały jesteś ubabrany krwią. - wskazałem na jego koszulkę, która była już prawie cała czerwona. - Własną. - zaznaczyłem. - Nie mów mi, że to normalne.
- Nialler, zrobili mi badania, wsadzili mnie znowu w tą wielką tubę, namagnetyzowali mi mózg... - Hazz westchnął, z powrotem ruszając do wyjścia. Ja zaraz za nim. - Oni się chyba na tym znają. Skoro nic nie zobaczyli, to nic mi nie jest. - wzruszył ramionami, kiedy przechodził przez drzwi i zmrużył oczy od nagłego kontaktu ze słońcem. - Mam się tylko nie denerwować. Jeszcze nie umieram, nie masz się co cieszyć. - rzucił, szczerząc się idiotycznie prosto do mnie.
- Przestań, Styles. - prychnąłem. - Ja tam prawie zawału dostałem.
- Martwisz się o mnie.? - Styles zaśmiał się donośnie i zarzucił mi ramię na barki. - Nialler, nie znałem cię od tej strony...
- Przestaniesz się wydurniać.? - natychmiast strąciłem go z siebie, patrząc na niego z gniewem. "Mógłby się chociaż na chwilę ogarnąć."
- Coś ty taki drażliwy, Nialluś... - Młody zaśmiał się pod nosem. - Okres masz.?
- Spójrz na siebie. - zerknąłem na niego kątem oka. Ścisnąłem w dwóch palcach jego koszulkę i zamachałem nią dla efektu. - Wyglądasz tak jakby ci mózg zaczął krwią sikać.
- Albo jakbym kogoś zarąbał... - Harry uśmiechnął się jedynie. - Pilnuj się, Horan. - zniżył głos, wydurniając się w stylu jakiegoś zombie. "No debil."
- Nie nakręcaj się, Styles. - sparodiowałem jego ton. - Znowu ci będzie stać...
- NIALL.! - Harry przerwał mi z oburzeniem. Kilkoro ludzi z parkingu spojrzało na nas z zaciekawieniem. "Debil, debil, debil..."
- ...w kącie zjawa z siekierą, zboczeńcu. - zakończyłem z westchnieniem, nawet nie poświęcając uwagi jego durnym zboczeństwom. "Ciekawi mnie tylko jak Lou to wytrzymywała 24 na dobę..." - Ja cię w łóżku drugą noc z rzędu trzymać nie będę. - zaznaczyłem poważnie, dochodząc w końcu do samochodu i otwierając jego drzwi. Spokojnie wskoczyłem do środka, czekając aż i Harry się zapakuje. "Bo wolniej już oczywiście nie można..."
- A właśnie... - Styles usadził się w końcu na siedzeniu pasażera i spojrzał na mnie z błaganiem, gdy odpalałem samochód. "Co znowu...?" - Mogę jednak wrócić do was.? - spytał ledwo dosłyszalnie. - Obiecuję, że nawet nie będę rozmawiał z twoją dziewczyną. Słowa z nią nie zamienię.! - zapewnił całkowicie poważnie. - Ja nie czuję się tam dobrze...
- Jasne. - uśmiechnąłem się pod nosem, obserwując kątem oka jego zmieszanie. - Możesz u nas zostać ile chcesz.


czwartek, 20 lutego 2014

21.


Tak jak wcześniej Hazz tryskał energią i gęba mu się nie zamykała, tak jak już wsiadł do samochodu słowem się nie odezwał i zamyślony gapił się gdzieś za okno. Jego zmiany nastrojów trochę mnie przerażały, ale jakoś głupio było mi pytać. Może akurat próbował ułożyć sobie wszystko w głowie sam.? Przecież jakby chciał gadać to by gadał. "No..." Przekonując sam siebie, skupiłem się na drodze. Chociaż przejechaliśmy już większość trasy, dopiero teraz zaczęła doskwierać mi cisza. Automatycznie sięgnąłem więc do radia, które wypełniło samochód głosem Katy Perry. Jednak ledwo moja ręka zdążyła wrócić na kierownicę, Harry wystrzelił przed siebie, prawie demolując mi deskę rozdzielczą, gdy wyłączał odtwarzacz. "A temu co strzeliło...?" Popatrzyłem na niego zszokowany, a ten jak gdyby nigdy nic oparł się plecami o oparcie i wyszczerzył niespodziewanie.
- Nie podoba mi się ta piosenka. - stwierdził lekko, przeplatając ramiona przed sobą. "Okej..."
- Wystarczyło powiedzieć... - westchnąłem, zerkając kontrolnie to na niego, to na drogę. Już sam nie wiedziałem co bardziej potrzebuje mojej uwagi. Ostatecznie stwierdziłem, że lepiej jest się poświęcić drodze. Stylesa przecież i tak trudno zrozumieć... Dlatego wbiłem wzrok przed siebie, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy.
- Ej, podrzucisz mnie potem pod jakiś salon z telefonami.? - usłyszałem niespodziewanie jego dziwnie entuzjastyczny głos. "No mówiłem.! Jak baba w ciąży..." - Zostałem zupełnie bez kontaktu, moja komórka rozpadła się na części... Policjanci oddali mi tylko kartę, ale bez telefonu to ja ją sobie mogę jedynie w tyłek wsadzić.
- Trzeba było mówić, mam kilka starych gratów w szufladzie. - zauważyłem, przypominając sobie o stercie przez nikogo nieużywanych telefonów. "Miały się marnować.?"
- Stać mnie jeszcze na swój własny... - Styles parsknął tylko, po czym spoważniał po chwili i czułem, że wbił we mnie spanikowane spojrzenie. - Czy nie.? Zbankrutowaliśmy.?
- Nie, mamy trochę oszczędności. - zapewniłem go.
- Całe szczęście. - odetchnął z ulgą, opierając się z powrotem z lekkością o zagłówek i wbijając wzrok gdzieś za okno. Przygotowałem się na to, że i tym razem odpłynie w zapomnienie, dając sobie spokój z gadkami, więc praktycznie wyskoczyłem przez dach, kiedy po chwili usłyszałem jego baryton wypełniający cały samochód. - Ej, w ogóle to co to za treningi ma twoja panna.? - zapytał z zaciekawieniem. - Jest tancerką tak jak Dan.?
- Nie. - zaśmiałem się pod nosem, nawet nie próbując sobie tego wyobrazić. "Eve i tańce..." Przecież to była większa łamaga ode mnie w tej dziedzinie.! - Z Dan to się nawet nie poznały. Eve gra w piłkę. - wyjaśniłem.
- Piłkę.? - Styles zmarszczył brwi i wbił we mnie zaciekawione spojrzenie, zupełnie jakbym mówił o krowie robiącej na drutach szaliczki.
- No. Nożną. - kiwnąłem głową. - Słabo opłacalne, więc uczy jeszcze wf'u w szkole.
- Laska gra zawodowo w piłkę nożną.? - Harry chyba nie mógł dowierzyć, bo tylko wybałuszył debilnie swoje gały. A oczami wyobraźni już widziałem jak Eve do za to opieprza...
- A za to pytanie to byś dostał od niej w łeb. - podzieliłem się z nim własnymi wyobrażeniami i zaśmiałem się pod nosem. Momentalnie poczułem się głupio, bo Styles chyba nie widział w tym nic zabawnego, bo nadal siedział zszokowany i poważny, próbując jakoś ułożyć sobie to wszystko w głowie. "No co za tuman..."
- No a ciebie to nie dziwi...? - pisnął. - To męski sport, nawet dosyć brutalny.
- Przestań, one się tam nie leją na boisku. - prychnąłem.
- A szkoda. - Styles zaniósł się maniackim śmiechem, zagłębiając się we własnych, najprawdopodobniej kudłatych jak jego łeb myślach. Jak babcię kocham, gorszego zboczeńca nigdy nie spotkałem... "No może poza Lou..." "Lou... Cholera..." Wraz z pojawieniem się w głowie myśli o dziewczynie poczułem dziwne przygnębienie. "Muszę ją odwiedzić..." - Jakby się lały można by dodać trochę kiślu i każdy facet by na to chodził. - wypowiedź Harry'ego natychmiast sprowadziła mnie na zupełnie inne tory myślenia i mimowolnie parsknąłem śmiechem. Co w zaistniałej sytuacji było chyba trochę nie tak, więc usilnie próbowałem utrzymać powagę. - Nie mów, że byś nie oglądał. - Hazz natychmiast to wyłapał i wyszczerzył się do mnie zachęcająco. "Debil." Ale nie mogłem się nie uśmiechnąć. - No pewnie, że byś oglądał... - stwierdził z uśmiechem, rozbawiając mnie tym praktycznie w głos. - Ej, a ona z tobą mecze ogląda.? - zagaił nagle, znowu zainteresowany do tego stopnia, jakby od tego zależało całe jego życie.
- Ogląda. - rzuciłem, nieco zbity z tropu. "Cholernie trudno za nim nadążyć..."
- I nie narzeka.? - zdziwił się poważnie. - Każda laska z którą próbowałem oglądać sport od razu zaczyna kłapać dziobem i nie można się w ogóle skupić. A potem trzeba setki razy tłumaczyć co to spalony. - pokręcił głową z niesmakiem. A mi od razu przypomniał się wieczór, kiedy zaprosił mnie na oglądanie meczu i zapomniał o tym powiedzieć Lou... Pierwszą połowę próbowałem wysłuchać jak jej nadskakiwał i prosił, żeby została, bo to nie jest wcale takie nudne jak jej się wydaje, ale przy drugiej nie wytrzymałem. Wyszedłem, chociaż ona nawet słowa z siebie nie wydusiła. Ani jednego. To on cały wieczór 'kłapał dziobem jak oszalały'. "Szkoda, że tego nie pamięta..." - One mają jakiś odporny mózg na tą wiedzę czy jak.? - Styles kontynuował niezrażony, a ja tylko kręciłem głową na te jego wywody. - To musi być genetyka, innego wytłumaczenia nie ma. - zakończył tonem szalonego naukowca.
- Ostrzegam cię, nie powtarzaj tego przy Eve. - zaśmiałem się mimo wszystko, dostrzegając w końcu znajome budynki. Skupiając się na poprawnym parkowaniu, zajechałem pod dom Stylesa i zgasiłem auto. - Dobra, już jesteśmy. - oznajmiłem, w razie, gdyby nie zauważył. Jednak sądząc po jego dosyć wielkich gałach, którymi wpatrywał się w budynek przed sobą... "No tylko znowu mi tu nie tchórz..." - Chodź. - ponagliłem go, samemu płynnie wyskakując z auta. Styles na szczęście poszedł w moje ślady, chociaż wyraźnie się ociągał, zagapiony nadal na budynek. Ale nie mogłem mieć mu tego za złe. Wiedziałem, że był oszołomiony, więc po prostu pozwoliłem mu na chwilę oswojenia się z sytuacją i wyciągnąłem z bagażnika jego walizkę. "Boże, kamieni tam nawkładał...?!" Starając się nie jęczeć z przesilenia, przedźwigałem bagaż aż pod same drzwi i z ulgą postawiłem ją na ziemi. Przeczekałem jeszcze parę minut Stylesowego odrętwienia, ale nie chcąc spędzić pod jego domem wieczności, w końcu chrząknąłem znacząco, wybudzając go z tego całego letargu. Chyba trochę zbyt gwałtownie... Drgnął bowiem lekko i spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nieobecny. Ale podszedł powoli i wyraźnie drżącymi rękami wydobył klucz z tylnej kieszeni spodni. "Cholera, naprawdę się denerwował... Może jednak powinienem go stąd zabrać...?" Zanim jednak zdobyłem się na jakiekolwiek słowo, Styles już odsunął wszystkie zamki i delikatnie nacisnął klamkę. Po czym zamarł na amen...
- No właź, nie będę tu wiecznie czekać... - ponagliłem go, starając się nie pokazać mu, że jakoś mu nadskakuję, czy coś. Wolałem, żeby nie myślał, że się nad nim lituję. "Bo przecież wcale tak nie było..." Chrząknąłem, odsuwając od siebie nieprzyjemne myśli i obserwując jak Harry w żółwim tempie otwiera drzwi i jeszcze wolniej wchodzi do budynku. Musiałem zaczekać dobrą chwilę, zanim wtoczył się tam na tyle, żebym i jak mógł tam wejść. A kiedy już wszedłem, dosłownie mnie zamurowało. - Wow... - wyrwało mi się, kiedy mój wzrok próbował ogarną te góry porozrzucanych w każdym kącie ciuchów. "Tsunami tu przeszło, czy jak...?" Byłem w dosłownym szoku. Kilka razy przecież zdarzało mi się tutaj bywać, ale nigdy nie spotkałem się z takim bałaganem. "To to już chyba nawet nie był bałagan..." Zmieszany, automatycznie potarłem kark, czując się nagle jakbym wszedł im z butami centralnie w prywatność. "To tak to wyglądało za zamkniętymi drzwiami...?" - Powinniście wynająć kogoś do sprzątania. - zagaiłem, gadką próbując jakoś wytłumić przedziwne uczucia ściskające mój żołądek. Ale przy okazji odblokowałem Stylesa. "I całe szczęście..." Drgnął bowiem nieznacznie i tak jak wcześniej stał niewzruszony, tak teraz ruszył powoli przed siebie, rozglądając się uważnie na boki, dotykając po drodze delikatnie mijanych mebli. Po jego minie wywnioskowałem, że próbuje to sobie jakoś ułożyć w głowie i tylko mogłem się domyślać jakie to musiało być dla niego ciężkie. Z miejsca współczucie do niego wypełniło całą moją osobę. Ale minęło, gdy Styles nagle zatrzymał się obok typowej kobiecej części garderoby, schylił się i biorąc ostrożnie w dwa palce czarną szelkę, podniósł ją przed oczy. Wpatrywał się w nią z żywym zainteresowaniem i jednoczesnym szokiem. Chociaż zdawałem sobie sprawę, że w jego obecnej sytuacji to nie było zabawne, za żadne skarby nie mogłem ukryć rozbawienia. - Gapisz się tak, jakbyś stanika nigdy nie widział... - zaśmiałem się, doliczając się jeszcze trzech takich rozwalonych po pokoju. "Nad każdym będzie się tak samo modlił...?"
- Nie na mojej podłodze. - zmarszczył brwi i odrzucił ciuch na podłogę zupełnie jakby go nagle zaczął parzyć. Albo przynajmniej pobrudził ręce, bo z niewytłumaczalnych przyczyn Hazz wytarł dłonie o koszulkę i przeszedł parę kroków dalej. Prosto do półki, gdzie oprócz sterty książek można było znaleźć kilka ich wspólnych zdjęć w fikuśnych ramkach. Normalna, związkowa sprawa. "Więc dlaczego Hazz się na to gapi jak na jakąś zbrodnie przeciw ludzkości.?" Chrząknąłem, czując nawrót ścisku w żołądku. I właśnie w związku z tym postanowiłem się stamtąd ewakuować.
- Gdzie mam co to zanieść.? - spytałem, zaciskając dłoń na rączce walizki, którą tu ze sobą przytachałem i zerknąłem kontrolnie na Stylesa. "Może akurat pamięta...?" Zauważyłem jednak jak odrzuca coś, co jeszcze przed chwilą trzymał w garści i tak jak wcześniej, wyciera dłonie. Tym razem o dżinsy. "Co on kurwa wyprawia.? Zaznacza teren, czy jak.?" "Chociaż wcale bym się nie zdziwił..."
- Chyba tam. - odwrócił się do mnie jak gdyby nigdy nic i starannie mijając wyspy ciuchów ruszył prościutko do ich sypialni. "Cholera... PAMIĘTA.!" Ostatnimi siłami powstrzymałem okrzyk radości. Zamiast tego uśmiechnąłem się pod nosem i szybko zrównałem krok z Harrym, który już powoli otwierał drzwi. - No, tutaj... - westchnął, wchodząc niepewnie do środka i rozglądając się po zachowanej w czerwieni i czerni swojej własnej sypialni. A jego mina i rozbiegany od łóżka od szafy wzrok powiedział mi, że naprawdę nie ma pojęcia co tu robi. "Cholera..." - My naprawdę...? - niespodziewanie spojrzał na mnie z jakimś szaleństwem w oczach. Chrząknął znacząco, jakby bał się wypowiedzieć te słowa na głos. "To musiało być dla niego cholernie trudne..."
- Czy mieszkaliście razem.? - podpowiedziałem, zauważając jak jego oczy dziwnie gasną. I automatycznie poczułem się cholernie dziwnie. Jakbym mówił o... "Horan, skończ." - Tak. - kiwnąłem natychmiast głową, chcąc wypędzić z niej nieprzyjemne myśli. W tym samym celu wyszczerzyłem się też w nienaturalnym uśmiechu. - Od trzech lat. - wyjaśniłem, starając się jednak nie patrzeć na Hazzę. Wolałem chyba nie widzieć jego reakcji. Poza tym chyba naprawdę powinien zostać sam. Oswoić się. Rozejrzeć. "Przypomnieć ją sobie..." - Pójdę... - urwałem, wskazując dłonią na drzwi i modląc się w duchu, żeby Styles nie żądał ode mnie miejsca. Bo sam nie wiedziałem gdzie, ale czułem, że pilnie muszę się tam znaleźć.
- Aha... - Harry zbył mnie zupełnie nieobecnym głosem, wpatrzony w rozbabrane, typowo poranne łóżko. Szybko wycofałem się z pokoju, zostawiając go samego. "Niech się powoli oswoi..."
- Jezu... - jego paniczny głos zatrzymał mnie jednak, kiedy byłem już przy drzwiach.
- Co.? - wyrwało mi się. Natychmiast odwróciłem się i spojrzałem na niego z pytaniem czy właśnie zobaczył jakiegoś kosmitę. Bo słowo daję, dokładnie taką miał właśnie minę, kiedy patrzył na... "No niemożliwe..." Parsknąłem śmiechem widząc jak Styles, stojąc obok otwartej szuflady z szafki nocnej, z przerażeniem w oczach przygląda się trzymanej w ręku nierozpakowanej prezerwatywie, po czym rzuca ją z paniką na blat.
- Gdzie nie sięgnę, tam zaraz to.! - pisnął z pretensją, wskazując na opakowanie palcem. Po czym westchnął głęboko i zaplótł dłonie na karku, patrząc na mnie, jakby oczekiwał wyjaśnień. Ale co ja miałem mu do cholery wyjaśniać.? "Mieszkałeś tu z dziewczyną, Styles. SWOJĄ dziewczyną." - Założyłem jakąś własną sieć, czy jak.? - usłyszałem nagle i prawie zachłysnąłem się śliną ze śmiechu widząc jak Styles ze zdenerwowania pociera twarz. - Jedną znalazłem w salonie, drugą w jakichś dżinsach z podłogi, teraz tu... - zaczął machać rękami na lewo i prawo, jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc, po czym spokojnie wsunął dłonie w kieszenie i westchnął ciężko z powrotem wbijając wzrok w granatowe opakowanie. "No bez jaj, przecież to cię nie ugryzie..."
- No wiesz... - prychnąłem, obserwując jak twarz Stylesa przybiera kolor dorodnej czerwieni. "No tego to jeszcze kurwa nie było..." Moje rozbawienie sięgnęło zenitu, kiedy pierwszy raz miałem okazję zobaczyć zażenowanego Harry'ego, ale dzielnie próbowałem nie zaśmiać się przyjacielowi w twarz. "Niech zna moje dobre serce..." - Ale skoro nie chcesz, mogę sobie wziąć. - wzruszyłem ramionami, szczerząc się szeroko.
- Nie ten rozmiar, Horan. - Styles spojrzał na mnie kątem oka. "Pf."
- Masz rację, mogą być za małe. - stwierdziłem wrednie.
- Bardzo zabawne. - Harry skwitował to jedynie przewróceniem oczu, co tylko wywołało u mnie chęć dalszego grania w tą durną gierkę. Zanim się zorientowałem, już prawie schyliłem się, sięgając po opakowanie. A kiedy miałem je już w ręce, dostałem prosto w łeb. Aż się za niego złapałem. - Nie dotykaj.! - Styles pisnął natychmiast wytrącił mi opakowanie z dłoni i zacisnął na nim własną pięść.
- Przecież nie chciałeś. - spojrzałem na niego tylko troszeczkę go podpuszczając. Jego mina - bezcenna. "Aż szkoda, że nie miałem aparatu..."
- Jak już są, niech sobie leżą. - westchnął, nadspodziewanie łagodnie, z niezwykłą delikatnością odkładając prezerwatywę do szuflady. - Tak chyba ma być... - zerknął na mnie, zataczając rękami kółka wokół szafki. Parsknąłem jedynie śmiechem. "Boże, co za dziwak..."
***

Niall mimo wszystko postanowił mnie zostawić samego w tej całej... sypialni i chyba nawet byłem mu za to wdzięczny. Po doświadczeniach z Liamem i oglądaniem zdjęć zrozumiałem, że chłopaki mieli wobec mnie i... Jej jakieś oczekiwania i naprawdę wolałem nie zachodzić w głowę czy udaje mi się im sprostać. Zamiast tego wolałem wyciszać zalewające moją łepetynę pytania. "Setki pytań..." Co bym nie robił i tak wiedziałem, że za nic w świecie nie uda mi się ich wyciszyć, więc postanowiłem wszystko ignorować. Co nie było znowu takie łatwe, gdyż gdziekolwiek nie spojrzałem, zaraz pytania strzelały mi w mózgu. Najgorsze było to, że większość z nich dotyczyła Jej. Niezidentyfikowanej w mojej pamięci osobie, która podobno była mi tak bliska. "No taaa..." Na pewno tu mieszkała. Na pewno. Babskie szpargały walały się po domu kilogramami, więc nie mogłem mieć wątpliwości. Była zadomowiona tu na dobre. "Więc jak do cholery to miało się też nazywać i moim mieszkaniem.?" Westchnąłem ciężko, nawet nie starając się ułożyć tego wszystkiego w głowie. Było tego zdecydowanie za dużo, żebym sam mógł sobie z tym poradzić. Sam właściwie nie wiedziałem czy w ogóle CHCĘ. "Dobrze, że reszta doskonale wiedziała za mnie i szanując moje zdanie pchała mnie w Jej objęcia..." Przeczesując dłonią włosy, rozejrzałem się wokoło. Czułem się tu dziwnie, cholernie dziwnie. Obco. Nie u siebie. "Bo cholera nie byłem." To miejsce było Jej. Nie moje. To Jej ciuchy wystawały z szafy, w której dziwnym trafem brakowało drzwi. To Jej szpargały zajmowały biurko przy oknie. To Jej zapiski wisiały na tablicy korkowej nad łóżkiem. To Jej książki o miłości startami leżały obok fotela. Jej płyty, Jej kosmetyki, Jej kapcie. Jej. Jej, Jej, Jej... Wszystko było jakby czuć Nią. "A obok tego byłem ja..." Byłem tutaj nieproszonym gościem. Wlazłem z buciorami dziewczynie do sypialni. Najbardziej osobistego miejsca jakie może mieć. Komnaty tajemnic, czy czegoś takiego. "Grzebiesz jej w prywatności, Styles..." Poczucie winy zalało mnie jedną, gwałtowną falą. Poczułem się tak przytłoczony, że prawie zmiotło mnie z nóg. Na szczęście miałem obok siebie łóżko, więc przysiadłem na nim ciężko, próbując usunąć z siebie zdenerwowanie wraz z wydychanym powietrzem. "Co ja tu kurwa robiłem..." Kręcąc głową, wyprostowałem się gwałtownie i runąłem na plecy, ku głośnemu sprzeciwowi łóżka. Które obudziło we mnie jedną myśl. Znajomą. "Co to kurde było.?" Zmarszczyłem czoło, wpatrując się w sufit i bezmyślnie przekręciłem się na brzuch. Łóżko znowu zaskrzypiało. Ćmiąca myśl wróciła, uciskając tył mojej głowy. "Ten dźwięk..." Tym razem zamknąłem oczy. I wracając z powrotem na plecy, uświadomiłem sobie, że znam to skrzypienie. Doskonale. "Tylko skąd...?" Tego niestety nie udało mi się wyjaśnić. Mimo, że myśl nadal ćmiła w mojej głowie, za żadne skarby nie chciała się rozjaśnić. A jedyne co spowodowała to to, że łepetyna zaczęła mnie pobolewać. "Koniec z myśleniem, Styles." Dźwignąłem się na łóżku, przez przypadek przejeżdżając dłonią po materiale rozbabranej pościeli. Cholernie miła w dotyku. "I chyba jakby znajoma..." Nie wiadomo skąd zalała mnie fala dziwnych skojarzeń. Głównie z przyjemnością. Nie potrafiłem jednak określić czym spowodowaną. Nawet intensywne wpatrywanie w białą poszewką na kołdrę mi nie pomogło. Westchnąłem więc i przejechałem dłońmi po twarzy dla otrzeźwienia. "Może lepiej nie dociekaj, Sherlocku..." Tchnięty czymś nieokreślonym, poderwałem się w końcu z łóżka i jakoś tak z rozbiegu podszedłem do biurka. "Jej biurka." Przyglądałem mu się intensywnie, jakby chcąc go sprowokować, żeby zaczęło mówić. Ale się nie odezwało. "Może to i lepiej..." Wolałem nie wiedzieć jakie tajemnice mogłoby mi wyjawić. "Pewnie same brudne..." Z lekką obawą dotknąłem chłodnego blatu. Bałem się, bo przecież nie należało do mnie. Chociaż jednocześnie wyglądało dziwnie znajomo. "Naprawdę znajomo..." Kolejna myśl nacisnęła mi na mózg, marszcząc mi czoło. I wyprostowała je, kiedy podsunęła mi diabelski pomysł. "Laptop..." Przełknąłem ciężko ślinę, siadając na krześle przy biurku i wpatrując się w szarą klapkę. "Powinienem...?" Rozejrzałem się pobieżnie na boki. Żaden znak nie powiedział mi, że nie. "Najwyżej spłonę w ogniu piekielnym..." Drżącymi dłońmi otworzyłem laptopa i wcisnąłem odpowiedni guzik. Z narastającym niepokojem obserwowałem jak czarny ekran rozbłyska od razu znanym szablonem youtube'a. "Był na uśpieniu..." Ucieszyłem się, że nie muszę zgadywać hasła, ale jednocześnie poczułem się zażenowany swoim działaniem. "Grzebiesz jej w prywatności, Styles..." Wiedziałem, że to złe, kiedy jednak zobaczyłem tytuł filmiku, który już w połowie był odtworzony, nie mogłem się powstrzymać. "One Direction Win the Global Success Award at The Brit Award..." Natychmiast wcisnąłem przycisk play. Głośniki rozbrzmiały piskiem fanów i dźwiękami jakiejś piosenki. Śpiewanej moim prywatnym głosem. Ale kompletnie nieznanej. "Nagraliśmy coś takiego...?" Problem ten zjechał jednak na drugi tor, kiedy zauważyłem, że wywołani po nagrodę, Lou, Niall, Zen i Liam od razu ruszyli na scenę. "Tylko gdzie do cholery byłem ja.?!" Mózg od intensywności myślenia zaczął mi normalnie puchnąć. Setki myśli przeleciało mi przez łeb. Większość oczywiście tych negatywnych. "Pokłóciliśmy się.? Wywalili mnie z zespołu.? Co tu się kurde działo...?" Odetchnąłem jednak z ulgą, kiedy Liam dorwawszy się do mikrofonu zaczął mnie wywoływać. "Czyli jednak byłem... Ciekawe tylko gdzie."
"Hazz, czyś ty oszalał.?! Wyłaźżesz stamtąd.! Wywołali was.!"
Ten głos... Znowu... Jęknąłem, przymykając oczy, gdy mózg zaczął mi wewnętrznie pulsować. "No tylko nie to..." Niestety, nie miałem na to żadnego wpływu. I chociaż miałem pojęcie gdzie jestem, przed oczami stanęły mi obrazy z miejsc, które mgielnie skądś kojarzyłem. "Łazienka..." "Co ja do cholery robiłem w łazience...?" Cholera, nie wiedziałem, ale gdzieś mi się chyba spieszyło... Jak na żądanie, głośniki nagle buchnęły głosem Liama, oznajmującym, że ktoś biegnie. Momentalnie wróciłem do rzeczywistości, wbijając zamglony wzrok w ekran. I rzeczywiście zobaczyłem biegnącego człowieka. Siebie samego. "No czyli to tam mi się spieszyło..." I jak się okazało, prosto z łazienki... "No pięknie..." Natychmiast wyłączyłem filmik przekonany, że akurat tego to ja naprawdę nie chcę pamiętać. "Zrobiłem z siebie kretyna..." Okej, nie pierwszy raz, ale nigdy na skalę rozdania nagród. "Chłopaki pewnie długo nie dali mi o tym zapomnieć..." Uśmiechnąłem się pod nosem, mimowolnie zamykając klapę komputera. "Chyba jednak wolę się wszystkiego dowiedzieć od nich..." Dźwignąłem się z krzesła z głośnym westchnieniem i poprawiłem laptop tak, jak wydawało mi się, że był wcześniej. "Niczego nie przestawiaj Styles..." A jako, że dotykania sobie nie odmówiłem, powoli i delikatnie przejechałem dłonią przez miękki materiał fotela, prowadzący mnie prosto do poniszczonej szafy, zatrzymując się dobry metr przed nią. "Kto trzyma w domu taki grat.?" Zmarszczyłem brwi, opuszkami palców jeżdżąc po krawędziach obecnych drzwi. Z rozpędu zjechałem dłonią na materiał jakiejś kiecki, niestarannie zawieszonej na wieszaku. "Ciekawe." Materiał był szorstki i chłodny. Miał jednak w sobie coś takiego, że wywoływał u mnie gęsią skórkę i jakiś dreszcze emocji. "Może to ten kolor.?" Zacisnąłem palce na sukience i zdjąłem ją z wieszaka, przyglądając jej się uważnie. "Czerwony chyba działa na zmysły."
"Jeśli myślisz, że serio uda ci się mnie przekonać, żebym poszła z tobą na tą głupią galę to się cholera grubo mylisz..."
Rzuciłem sukienkę na podłogę zupełnie jakby parzyła, kiedy w głowie znowu majtnął mi ten głos. Mało brakowało, żebym i pisnął z przestrachem, ale skończyło się tylko na głębokim westchnięciu. "Czy to się kurde nigdy nie skończy...?"
"Styles, przestań się wydurniać... Nie założę tej kiecki..."
Mętlik w mojej głowie natychmiastowo urósł do jakichś monstrualnych rozmiarów, naciskając mi na czaszkę z niesamowicie bolącą siłą. "Jak Boga kocham, rozsadzi mi łeb..." Zacisnąłem powieki, nachylając się do przodu i próbując jakoś ulżyć sobie w cierpieniu, ale to tylko pogorszyło sprawę. Do dźwięków doszły bowiem obrazy. Strzępki obrazów.
Małe pomieszczenie.
Skąpe światło.
Gorąco.
Urywany oddech.
Zamknięte oczy.
Spierzchnięte usta.
Jej dotyk.
Czerwony materiał zsuwający się z białego ramienia.
Naga skóra.
Malutki klucz wiolinowy na obojczyku.
Przeklęte gorąco.
Spazmatyczny oddech.
Zagryzione usta.
"O ja pierdolę..."
Ucisk w głowie był już nie do wytrzymania. To bolało, cholernie bolało. I kompletnie nie wiedziałem co zrobić, żeby jakoś to złagodzić. "Niech to sobie kurwa pójdzie..." Serce waliło mi jak młotem. Krew szumiała w uszach. Gardło zablokowała dziwna gula. Organizm nie chciał przyjmować tlenu. Normalnie zaczynało mi się robić ciemno przed oczami. "Nie kurwa, nie..." Jedna ciepła kropla przeciekająca przez dżinsy i sięgająca skóry. Druga. Trzecia. Zanim czwarta zdążyła spaść, przytknąłem nadgarstek do nosa i otworzyłem powoli oczy. "Kiedy ja cholera usiadłem.?!" Zdezorientowany szybko podniosłem się z kolan i ruszyłem do białych drzwi, które nie prowadziły na korytarz. "To musiała być łazienka." Prawie jęknąłem z ulgi, kiedy wchodząc do pomieszczenia okazało się, że to nic innego jak spełnienie mojego życzenia. Wprawdzie nieznane i zagracone, ale jednak potrzebne. "Tylko gdzie do cholery są jakieś chusteczki...?" Z szybkością otworzyłem pierwszą lepszą półkę pobieżnie oglądając jej zawartość. Jabłkowy szampon, pomarańczowy żel do twarzy, truskawkowy balsam do ciała, cytrynowe pies wie co... "Przynajmniej wiem już czemu Ona kojarzy mi się z sałatką owocową..." Wzruszyłem ramionami próbując nawet nie myśleć jak mdlące musi być zestawienie tych wszystkich zapachów i zatrzasnąłem szafkę, czepiając się kolejnej. Nadal dzielnie trzymałem nadgarstek przy nosie, czując jak pojedyncze krople powoli spływają mi wzdłuż ramienia. "Wyglądam jakbym kogoś zarżnął..." Westchnąłem ciężko, cierpliwie dokopując się do jakiegoś papierowego ręcznika. A kiedy w końcu go znalazłem, urwałem spory kawałek i przytknąłem go sobie go nosa, odchylając głowę. "Niech szybko przechodzi..." Opierając się o jakąś szafkę zacząłem odliczać upływające sekundy dla zabicia czasu. A żeby złagodzić jakoś ćmienie w głowie, zamknąłem powieki. I od razu poczułem się jakbym gdzieś kiedyś to już przeżywał. "No błagam..."
"Hazz, to nie jest normalne... Powinieneś pójść do lekarza..."
Prawie jęknąłem z bólu, kiedy setka nowych myśli wybijała mi czaszkę od środka. Setka myśli, setka skojarzeń. Powodująca, że znów zaczęło mi się robić dziwnie ciężko...
- Styles...? - usłyszałem gdzieś zza mgły, a potem ktoś zapał mnie mocno za ramię. - Harry, Jezus Maria.! Hazz, kurwa, nie mdlej teraz... - natarczywy głos wbijał mi się w świadomość, powoli wyciągając mnie z ciężkości. A kiedy dostałem z liścia w twarz, przebudziło mnie natychmiast. I zobaczyłem nad sobą przerażoną minę Nialla, który próbował jakoś utrzymać u mnie równowagę. "No to cholera cudownie..." Kumulując w sobie całą możlwią siłę, spróbowałem się wyprostować. "On nie może myśleć, że jest źle."
- Nic mi nie jest... - zachrypiałem, ale Niall w ogóle nie zareagował. - Nic mi nie jest.! - wyrwałem ramię, odsuwając się od niego jak najdalej. - Zostaw. - zagroziłem, patrząc na niego bokiem.
- Co ty pieprzysz.! - Niall w gniewie prawie puknął się w czoło. - Prawie odpłynąłeś.!
- Zaraz przejdzie. - burknąłem ledwo zrozumiale, przyciskając mocniej chusteczkę do nosa.
- To nie pierwszy raz.? - Horan spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja zaczynałem rozumieć, że już mam przerąbane. "Normalnie zrobią dyżury, żeby nade mną smędzić."
- Oj daj spokój. - prychnąłem z ostatkiem nadziei. Wkurzona mina Nialla powiedziała mi jednak, że na nią już nie mam co liczyć.
- No pięknie, kurwa, bardzo pięknie. - zaczął gniewnie gestykulować, po czym wbił we mnie nachalne spojrzenie. - Jedziemy do szpitala. - oznajmił, jakbym nie miał tu nic do gadania i złapał mnie za ramię.
- Nialler, nie... - próbowałem jakoś się wymigać, ale dłoń przyjaciela tylko mocniej zacisnęła się na mojej skórze.
- Do szpitala, powiedziałem.! - zagrzmiał, prawie targając mnie za sobą, kiedy wkurzony człapał do wyjścia.
- Jak będziesz mną szarpać to na pewno mi się polepszy. - zironizowałem, kolejny raz wyrywając się z jego uścisku i równając z nim krok.
- Ty się lepiej już kurwa nie odzywaj. - spojrzał na mnie bokiem tak stanowczo, że naprawdę nie miałem już nic do gadania. "No i cholera cudownie..."


środa, 19 lutego 2014

20.



Nareszcie czułem się wolny. Żadne wyrzuty sumienia nie zżerały mnie od środka, nie miałem ochoty ryczeć, ani rzucać się Harry'emu do stóp i błagać o wybaczenie. Zamiast tego pojawił się dziwny entuzjazm, lekkość i poczucie błogiego spokoju. Tak intensywnego, że te wszystkie nieprzespane noce spędzone na zamartwianiu się co z Harrym dały o sobie znać, wywołując u mnie okropne zmęczenie. Sen na kanapie nie był najzdrowszy dla mojego kręgosłupa, więc grzecznie przeprosiłem Stylesa i poczłapałem do własnej sypialni. Z wygodnym łóżkiem...
Przechodząc przez korytarz ziewnąłem szeroko, chcąc jakoś orzeźwić swój mózg, żeby na spokojnie móc dojść do sypialni. Jakoś nie uśmiechało mi się nocowanie na korytarzu... Dlatego wypierając z umysłu całe zmęczenie dzisiejszym dniem, szurałem na oślep przed siebie, macając ściany w poszukiwaniu odpowiednich drzwi. Udało mi się to dopiero po paru minutach i kilku wiązankach.
Otworzyłem je delikatnie, nie chcąc narobić hałasu i powoli wszedłem do sypialni. Starałem się jak najciszej dojść do łóżka, ale oczywiście przez ciemność po drodze musiałem przywalić w coś stopą. "Kurwa.!" Zabolało... Wytłumiłem jęk bólu i kuśtykając podszedłem do łóżka, kładąc się w nim ostrożnie. "Żeby tylko nie obudzić Eve..." Ułożyłem się wygodnie, przytulając do pleców dziewczyny i obejmując ją ramieniem w talii. Starałem się zrobić to najdelikatniej jak tylko mogłem, ale kiedy moja dłoń dotknęła brzucha Eve, dziewczyna drgnęła nieznacznie i mruknęła przeciągle.
- Co tam.? - zapytała nieprzytomnym głosem, delikatnie odwracając głowę w moją stronę.
- Nic, śpij. - szepnąłem i objąłem ją mocniej. Przelotnie całując ją w policzek, położyłem głowę na poduszce, gotowy zasnąć. Ale zanim zdążyłem dobrze zamknąć powieki, usłyszałem jak dziewczyna wzdycha przeciągle. I nim się zorientowałem, już odwróciła się przodem do mnie, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem.
- Dogadaliście się.? - mruknęła uśmiechając się delikatnie. Natychmiast odwzajemniłem gest i poprawiając się na łóżku, oparłem głowę na dłoni.
- Tak. - kiwnąłem energicznie głową. Czując kolejną falę radości rozlewającej się po moim wnętrzu, zacząłem jej wszystko opowiadać.
- Cicho. - dosłownie po pierwszym zdaniu pocałowała mnie delikatnie, blokując słowa w gardle. - Jutro. - popatrzyła na mnie zaspanym wzrokiem i zamknęła gwałtownie oczy. Gotowa powrócić do snu, zacisnęła pięści na mojej koszulce i wtuliła się we mnie jak dziecko. - Teraz chcę spać. - mruknęła niewyraźnie, drażniąc mój organizm wyjątkowo gorącym oddechem. Krew natychmiast zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach, podczas gdy jednocześnie na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. To wystarczyło, żeby spanie przestało być dla mnie najważniejszą rzeczą.
- A ja już nie. - nachyliłem się do dziewczyny i złożyłem przelotny pocałunek na jej szyi. "Jak zimny prysznic..."
- No wiesz.?! - Eve natychmiast otworzyła oczy, odsuwając się ode mnie na dobry metr. I trzymając dłoń na mojej klatce w ostrzeżeniu, że jak tylko się zbliżę, to będzie po mnie. "Jasne..." Zaśmiałem się tylko krótko i łapiąc ją za nadgarstki, przyciągnąłem ją do siebie. Łapczywie wpiłem się w jej wargi, próbując ją unieruchomić. Początkowo oczywiście próbowała się uwolnić, zaciskając bezczelnie usta. Ale kiedy unieruchomiłem jej ręce za głową i siadłem okrakiem na jej biodrach, wszystkie hamulce jej puściły. Stanowczo wyswobodziła jedną dłoń z mojego uścisku i sięgnęła nią do mojego karku, zaciskając na nim swoje palce i przysuwając mnie do siebie jak najbliżej tylko można. Zachęcony jej gestem, oparłem dłoń na jej talii, powoli i delikatnie przesuwając ją najpierw w górę, a następnie prosto na jej brzuch. Dziewczyna zadrżała znacząco, kiedy z lekkością podwinąłem jej koszulkę i przejechałem ręką po jej odkrytej, rozpalonej skórze. Eve zareagowała głębokim oddechem, po czym przycisnęła swoje wargi do moich jeszcze mocniej niż poprzednio. Krew w moim organizmie zaszumiała zdradziecko, a całe moje ciało przeszedł rozkoszny dreszcz. W nagłym odruchu sięgnąłem ręką do pleców dziewczyny i przylgnąłem do jej kruchego ciała jak w jakimś amoku. Nagły żar rozpalił moje żyły i na pewno nie zamierzałem się mu opierać. A nawet wręcz przeciwnie, poddałem mu się bez słowa. Dźwignąłem się do pozycji siedzącej, ciągnąc za sobą dziewczynę, którą nadal gorliwie obejmowałem ramieniem. Nie protestowała, zatracona w coraz gwałtowniejszych pocałunkach. Co więcej, skrzętnie objęła mnie swoimi ramionami i, jakby to w ogóle było możliwe, jeszcze mocniej przywarła do mojego ciała. "Za mało." Materiał ubrań dzielących mnie od dziewczyny natychmiast zaczął mi ciążyć. Oderwałem się od jej ust z głośnym cmoknięciem i praktycznie zerwałem z siebie koszulkę. To samo chciałem zrobić z ubraniem Eve, ale kiedy napotkałem jej błyszczące, natarczywe spojrzenie uśmiechnąłem się bezczelnie i powoli sięgnąłem do krańców jej koszulki. Zaciskając palce na szorstkim materiale poczułem niewyobrażalne gorąco w miejscu, gdzie niespodziewanie wylądowały jej dłonie, leniwie przesuwające się po mojej klatce. Jej płynne ruchy wydobyły ciche westchnięcie z mojej strony. Byłem gotowy poddać się im bez walki, pozwolić żeby Eve zatorturowała mnie swoim dotykiem i delikatnymi pocałunkami. Wiedziałem jednak, że w tego tempa mój organizm zwyczajnie nie wytrzyma, więc delikatnie podciągnąłem jej koszulkę do góry. Szybko odrzuciłem ją gdzieś nie wiadomo gdzie i ponownie przywierając do dziewczyny, wróciłem do całowania jej gorących ust. Eve tylko na to czekała, wplątując palce w moje włosy i bezczelnie przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Czerpałem niewyobrażalną przyjemność z jej bliskości, ale gdzieś z tyłu głowy nadal pewna myśl krzyczała mi, że to za mało. Zanim jednak zdążyłem zrobić jakikolwiek krok w kierunku pogłębienia sytuacji, w mój mózg niespodziewanie wbiło się natarczywe i cholernie głośne pukanie o drzwi. "Co jest kurwa.?!" Zanim zdążyłem pomyśleć, Eve gwałtownie zepchnęła mnie z siebie i sięgnęła po pierwszą lepszą koszulkę, wkładając ją na siebie w pośpiechu.
- Ja wiem co wy robicie, ale coś mi szura za oknem i wcale mi się to nie podoba. - natręt w osobie nikogo innego jak Stylesa jęknął donośnie zza drzwi, z każdym swoim słowem wzbudzając we mnie setkę nowych przekleństw. "MUSIAŁ TERAZ.?!" Zanim jednak kulturalnie dałem mu do zrozumienia, żeby wracał do siebie, usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwiami i kilka ciężkich kroków. A już po chwili dosłownie znikąd oślepiło mnie mnie cholerne światło. Przymknąłem oczy, odliczając w myślach kolejne przekleństwa i metody pozbawienia Stylesa jaj, a kiedy już zbrakło mi pomysłów, powoli podniosłem powieki. Spojrzałem na niego morderczo i słowo daję, nawet ten kocyk, którym się szczelnie owinął od góry do dołu średnio by mu pomógł, gdyby tylko żadne sumienie nie blokowało mi ruchów. - Mogę się kimnąć na fotelu.? - Styles uśmiechnął się niewinnie, wpatrując się we mnie dziwnie powiększonymi oczami. - Ewentualnie gdyby wam to nie robiło różnicy, mógłbym do was, bo w sumie miło byłoby się do kogoś przytulić...
- Bohaterze... Wyjdź. - syknąłem. Każda minicząstka mojej sympatii do Stylesa odpływała właśnie bezpowrotnie.
- Ale tam coś szura... Skrobie w okno... A jak mnie opęta.? - Harry pisnął jak panienka i jakby to go miało ochronić, tylko mocniej przewiązał się kocem.
- Już cię opętało. Głupota. - westchnąłem cierpliwie, chociaż miałem nieodpartą ochotę wywalenia go za drzwi. Zdrowy rozsądek podpowiedział mi jednak, że w sytuacji ocieplenia naszych stosunków nie byłby to najlepszy pomysł. "Znowu to cholerne sumienie." - Stary kocham cię, ale nie aż tak. I nie teraz. Teraz mi przeszkadzasz.
- Ja się tylko tu położę... - Styles niespodziewanie zgasił światło, a w ciemności dosłyszałem jedynie jego kroki. - Nawet mnie nie zauważycie... Jakby mnie nie było. Ale nie dosłownie, jakbym chciał oglądać pornosy, to włączyłbym komputer. - palnął, a ja już prawie się podniosłem, żeby go stąd eksmitować. - Nic nie mówię... - poprawił się natychmiast i usłyszałem, że siada na czymś, co skrzypnęło z pretensją. I skrzypiało jeszcze dobrą minutę potem, kiedy kręcił się jak opętany, coś tam mrucząc jeszcze pod nosem. - Dobranoc... - rzucił wesoło, gdy już w końcu przestał się wiercić, a ja jedynie miałem ochotę posłać go do diabła.
- Mam go wynieść.? - odwróciłem głowę w stronę, gdzie powinna leżeć Eve i spojrzałem na jej twarz oświetloną nikłym światłem księżyca. Była rozbawiona. "No strasznie śmieszne, strasznie."
- Nie.! - Harry zaprotestował natychmiast.
- Nie ciebie pytam. - mruknąłem. Widząc, że dziewczyna tylko kręci głową westchnąłem i ciężko opadłem na poduszkę. "No dobra, niech mu już będzie..." Z poczuciem rezygnacji sięgnąłem więc po swoją część kołdry i spokojnie się nią przykryłem. Powoli się uspokajając, ułożyłem się wygodnie do snu, wtulając się w Eve dla uspokojenia własnych nerwów. Podziałało. Nie minęła nawet sekunda, kiedy poprzednie opanowanie wróciło. I chociaż nadal byłem wkurzony niedokończoną chwilą, a niedawne gorąco jeszcze gdzieś we mnie siedziało, poczułem się dziwnie wykończony. Więc przytuliłem się mocniej do dziewczyny i pozwoliłem mojemu umysłowi powoli się wyłączać.
- Możecie się o siebie nie ocierać.? Czuję się dziwnie. - usłyszałem nagle i nawet nie myśląc złapałem pierwszą cięższą rzecz z szafki nocnej i po omacku rzuciłem nią mniej więcej w kierunku fotela. Zduszony jęk upewnił mnie, że trafiłem. "No i bardzo dobrze..." - No dobra, już nic nie mówię...
***

Do korytarza wparowałem ziewając szeroko i drapiąc odrętwiałe po spaniu ramię. Zmarszczyłem czoło zastanawiając się, czemu jedyne co słyszę to bezwzględna cisza i moje własne kroki. Rozejrzałem się wokół siebie, mając nadzieję, że znikąd nagle pojawi się Niall albo ta jego laska, ale skończyło się to tak, że przez nieuwagę przyrąbałem w ścianę. "Cholera..." Aż mnie porządnie odbiło i ledwo udało mi się nie trzasnąć na tyłek. Łapiąc równowagę przyłożyłem dłoń do promieniującego bólem czoła i poczułem dziwną ulgę. Chyba pierwszy raz cieszyłem się, że mam zimne łapska... Dłoń jednak za szybko się nagrzała, więc w trymiga pognałem do kuchni w poszukiwaniu jakiejś wielgachnej, zimnej łyżki, która powinna uchronić mnie przed wyrośnięciem guza wielkości drugiej łepetyny. "Wystarczy, że w tej pierwszej panuje niezły zamęt..." Nie wiedziałem jednak gdzie mam szukać, więc na oślep zacząłem otwierać wszystkie półki i szuflady po kolei. "Kurde, po kiego farfocla im tyle talerzy..." W okolicy piętnastej dopatrzyłem się w końcu czegoś innego niż zapasów dżemów i szybko wyciągnąłem stamtąd dwie chochle. Jedną szybko przyłożyłem do czoła i aż jęknąłem z ulgi wywołanej zimnem. Z drugą natomiast poczłapałem do lodówki, żeby jeszcze bardziej ją schłodzić. Kiedy jednak podszedłem do buczącego urządzenia, wielka, czerwona kartka przyczepiona do drzwi przykuła moją uwagę. "A to co...?" Odrzuciłem łyżkę z brzękiem na półkę i zerwałem kartkę, przenosząc ją przed oczy.
"Eve jest na treningu..." przeczytałem kilka słów, a mój umysł buchnął setką skojarzeń. "Trening.? Jaki trening.? Pewnie jest tancerką... Razem z Dan. Więc dlaczego to ja ich niby spiknąłem, a nie na przykład Liam.?" Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się czy ta dziewczyna na pewno wygląda na tancerkę, po czym wzruszyłem ramionami i wróciłem do kartki.
"...ja dogrywam materiał na płytę. W lodówce jest pełno jedzenia, ale jak wrócę niech coś tam jednak jeszcze będzie... Wrócę pewnie około południa. N.
PS: Spróbuj zbałamucić nam sprzątaczkę, to mnie popamiętasz..."
"Sprzątaczka... Hm." Pospiesznie zerknąłem na zegarek i ze smutkiem stwierdziłem, że jest już grubo po pierwszej. "Aż tak mnie zmogło.?" Ziewnąłem szeroko, żałując, że o tej godzinie żadnej sprzątaczki już tu nie zastanę. Zresztą może i lepiej... Gdyby widziała jak zgrabnie witam się ze ścianą miałbym marne szanse. "A właśnie..." Czując, że metal trzymanej przeze mnie łyżki już się rozgrzał, szybko zamieniłem ją na tą drugą i powoli rozejrzałem się po kuchni. Pusto, cicho i jakoś tak dziwacznie obco. Zdecydowanie nie miałem ochoty jeść śniadania w takiej atmosferze. "Poczekam na Nialla..." Postanowiłem, że w tym czasie przynajmniej jakoś się ogarnę, bo na dobrą sprawę sam czułem, że ze świeżością to u mnie coś nie tego. Wyczłapałem więc z kuchni w poszukiwaniu jakiejś ekstra łazienki. Długo szukać nie musiałem, przy trzecich drzwiach w końcu trafiłem. I bez wahania wszedłem do środka, korzystając z tego, że zauważyłem przy kabinie jakiś szampon i wolny ręcznik. "Niall się chyba nie obrazi..."
Prysznic zajął mi chwilę. Wolałem się pospieszyć, gdyby jednak Niall nagle wrócił i postanowił jednak sam opróżnić całą lodówkę. Przecież już nie takie rzeczy odstawiał z głodu... "Ciekawe jak jego panna to wytrzymuje..."
"Jak w ogóle Z NIM wytrzymuje..."
"Jakim cudem on ją w ogóle wyrwał.?"
Czując narastającą ilość pytań w mojej głowie szybko wyrzuciłem pannę kumpla z umysłu, postanawiając dokładnie przepytać go w tym kierunku. Na ślepo przecież nie miałem co błądzić... Chrząknąłem więc donośnie, żeby pomóc myślom szybciej opuścić moją łepetynę i wywlekłem mokry tyłek spod prysznica. Pobieżnie wycierając wodę z ciała podszedłem do lusterka i odrzucając ręcznik w kąt poważnie przyjrzałem się swojemu odbiciu. "Niepojęte..." Ciężko oparłem dłonie o krańce umywalki i przybliżyłem twarz do lustra, jakby dopatrując się jakiejś obcości. Ale to nadal byłem ja. Trochę starszy, ale nadal ja. Bez loków, ale nadal ja. Z... "Cholera, zaczynałem zarastać..." Przejechałem dłonią po kującym zaroście i skrzywiłem się. "Niall musi mieć tu coś do golenia..." Z westchnieniem znowu bezczelnie zacząłem grzebać mu po półkach, zachodząc w głowę ile szpargałów może mieć jedna kobieta. Szampony, balsamy, odżywki, pudełka plastrów, wacików i innych tamponów, kremy, toniki, zmywacze, wybielacze... Wszystko walało się w zastawionych po brzegi szafkach. Na szczęście znalazłem też kącik Nialla, w szafce za lusterkiem. Skąpy bo skąpy, ale odpowiednie rzeczy jeszcze zapakowane nowością znalazłem. Wyciągając je natrafiłem na coś dziwnego przyczepionego do ściany i aż zmrużyłem oczy próbując odgadnąć co to. "Radio w łazience.?" Uśmiechnąłem się pod nosem. "Lubili sobie robić nastrój przy wspólnej kąpieli..." Żeby jakoś zagłuszyć panującą ciszę włączyłem odtwarzacz, który już po chwili cicho rozbrzmiał hitem Katy Perry. I nawet go pamiętałem. Z nudów zacząłem nucić zaraz za nim i bezmyślnie pochłonąłem swój umysł bezpiecznym goleniem. Krew mi tu zdecydowanie potrzebna nie była. Nucąc i wykonując praktyczne te same czynności wpadłem już  jakiś automat.
"Sometimes when I miss you"
Mózg powoli zaczął mi się wyłączać...
"I put those records on"
Skakać po innych częstotliwościach...
"Someone said you had your tattoo removed"
Szukać czegoś ciekawego...
"Saw you downtown singing the Blues"
Zmarszczyłem brwi, na moment przerywając zajęcie. Poczułem się dziwnie, cholernie dziwnie. Jakieś deja vu, czy inne bajery... Byłem święcie przekonany, że kiedyś już to przeżyłem... W łazience... Goląc się... Słuchając Katy Perry... Ale jednak czegoś tu jeszcze brakowało. "Cholera, czego.?"
"Ty się golisz...?!" dziewczęce pytanie natychmiast rozbrzmiało w mojej głowie. Znikąd. I prawie mnie uderzyło. Brzmiało tak cholernie wyraźnie... Jakby znajomo... Ale za cholerę nie mogłem powiązać tego głosu z żadnym, o którym mógłbym mieć pojęcie. Pospiesznie przeleciałem w głowie spis wszystkich panien, z którymi miałem styczność. Nic mi to nie dało. "Cholera..." Z lekką obawą rozejrzałem się wokoło, jakby to mi miało w jakikolwiek sposób pomóc. Nie pomogło. Pieprzone uczucie, że już to kiedyś przeżyłem tylko się wzmogło. A piosenka, chociaż nadal wyraźnie słyszana z radia, w mojej głowie rozbrzmiała zupełnie innym głosem. Tamtym. Niezidentyfikowanym. "Co to do cholery jest...?" Od intensywnego zastanawiania się nad tym wszystkim w głowie zaczęło mnie dziwnie ćmić, jakby mózg zaczął puchnąć i naciskał na czaszkę. To prawie bolało... "No kurwa..." Westchnąłem głęboko, panicznie przeczesując mokre jeszcze włosy palcami i wściekły walnąłem w radio. Zamilkło, chybocząc się niebezpiecznie, jakby groziło, że spadnie. Nie spadło. W łazience za to zapadła dziwna cisza, przerywana jedynie moimi głębokimi oddechami. Które w zadziwiający sposób zaczęły mi pomagać... "Tylko spokojnie..." Pospiesznie dokończyłem przerwane zajęcie, chcąc jak najszybciej się stąd usunąć i zająć umysł czymś na tyle, żeby nie skakał sobie gdzie mu się podoba. "Nigdy więcej..." Intensywnie skupiałem myśli na wykonywanych czynnościach. Jeżdżeniu maszynką po szczęce. Wypłukiwanie jej w strumieniu czystej wody. I tak dopóki twarz nie została ogarnięta. Po wszystkim nachyliłem się do kranu i spłukałem resztki pianki, przy okazji otrzeźwiając się z lekka lodowatą wodą. Wpakowałem pod kran praktycznie cały łeb, pozwalając zimnym kroplom pobudzić mój mózg do czegoś innego niż jakieś idiotyczne przypominanki. "Naprawdę cholera nigdy więcej..." Westchnąłem głęboko i wyprostowałem się powoli, zaczesując włosy do tyłu. Kilka kropel zimnej wody spadło mi na plecy, powodując dziwne dreszcze, ale nawet mnie to nie obeszło. Znowu bowiem skupiłem się na swoim odbiciu, doszukując się w nim odpowiedzi. Na cokolwiek. Bylebym w końcu dostał jakieś sensowne wyjaśnienie. "Akurat..." Kiedy jednak żadne oświecenie na mnie nie spływało, postanowiłem już stąd wyjść. I już nawet odwróciłem się w stronę drzwi, kiedy mój wzrok padł na niewielką czarną plamę nad prawą jaskółką. "CO JEST.?!" Do lustra dopadłem w sekundę, praktycznie przytulając się do jego powierzchni, żeby zdobyć pewność, że nie mam już omamów. Na wszelki wypadek zakryłem tatuaż ręką, licząc na to, że jak go odkryje, on zniknie. Nie zniknął. Po następnych stu razach też nadal był na miejscu. "Cholera..."
"Cholera, cholera, cholera, CHOLERA.!"
Poczułem jak serce zaczyna mi gwałtownie bić, a pompowana krew uderza do głowy. Na moment nawet zrobiło mi się ciemno przed oczami i podejrzanie zakręciło w mózgownicy. W ostatniej chwili przytrzymałem się umywalki i jakoś udało mi się utrzymać równowagę... "Styles, bez paniki..." Oddychając ciężko podniosłem głowę i utkwiłem wzrok w czarnym punkcie. Byłem pewien, że ozdobne "L" w niczym nie kojarzy się z Louisem, Louise, a nawet małą Lux. Natomiast "3912" jako niewyraźne tło ma ścisły związek z tą samą osobą. "Nią..." Setki myśli uderzyły w mój umysł z niesamowitą siłą. Nie mogłem ich opanować za żadne skarby. Ale przecież nie chciałem nic wiedzieć... "Ja pierdolę..." Zamknąłem oczy, wciągając gwałtownie powietrze i próbując jakoś się uspokoić. Nic z tego. Myśli skakały mi po mózgu jak oszalałe, rozrywając mi łeb od środka.
Strzępki myśli.
Kawałki zdań.
Nerwy.
Kłótnie.
Tatuaż...
"Wkurza mnie twoja nieodpowiedzialność..."
"Wymagałam od ciebie deklaracji...?"
"Po co to zrobiłeś...?"
"A jak zerwiemy i znajdziesz inną, to co jej powiesz...?"
"Ty nie jesteś poważny..."
Ten głos.
Jej wypowiedzi.
Jej złość.
Zaciśnięte usta.
Na pewno chciała mi przylać.
"Kurde, dlaczego.?"
Coś ciepłego kapnęło mi na dłoń, wyrywając nagle z burzy wszystkich myśli. Gwałtownie otworzyłem oczy, wbijając je przed siebie i zobaczyłem czerwoną kroplę. Jedną małą czerwoną kroplę, która rozprysła na mojej skórze... "Co do...?" Ścierając ją z dłoni zauważyłem podobną na krawędzi umywalki. I kilka wewnątrz. I jeszcze kilka na podłodze. Zanim porządnie zdążyłem ogarnąć co się dzieje, kolejna kropla spłynęła na umywalkę, przełamując jej biel soczystą czerwienią. Powoli podniosłem głowę i wówczas zorientowałem się, że to ja. Z nosa kroplami leciała mi krew. "No cholera pięknie..." Szybko odkręciłem wodę, chcąc jakoś to zatamować. Ale ledwo zamoczyłem dłoń, a do moich uszu dobiegł odgłos zamykanych z trzaskiem drzwi. "Błagam, nie teraz..."
- Harry...? - usłyszałem czyjś głos i byłem pewien, że tym razem nie pochodził z mojej głowy. Raczej z korytarza. "Eve." Spanikowałem w jednym momencie. Ona nie mogła przecież zobaczyć tej krwi, na pewno nie. Zaczęłaby się doszukiwać, pytać... Jakby się dowiedzieli, że słyszę jakieś głosy w głowie natychmiast wylądowałbym w szpitalu bez klamek. "Nie pozwolę na to..." Zdecydowanie sięgnąłem po papierowy ręcznik leżący na półce obok, ale tylko poprzewracałem setki babskich szpargałów, które z hukiem pospadały na podłogę.
- O kurwa... - wyrwało mi się, kiedy próbowałem złapać chociaż część z nich. Nic z tego. Hałas był tak ogromny, że pewnie słyszeli to na drugim końcu miasta. A co dopiero Eve... "A może nie słyszała.?"
- Hazz.? Stało się coś.? - jej z lekka przestraszony głos dobiegł mnie z niepokojącego bliska. "Nie, nie, nie, nie..." Pospiesznie zgarnąłem z podłogi wszystkie szpargały i wrzuciłem je do kosza na brudy. W panice wziąłem też ten papierowy ręcznik i urywając kawałek szybko zacząłem wycierać podłogę i umywalkę. "To trwało zbyt wolno..."
- Nic, ja tylko... - próbowałem ją jakoś zatrzymać, ale nim zdążyłem dokończyć zdanie drzwi łazienki gwałtownie się otworzyły i pojawiła się w nich Eve. "No to po mnie..." Dziewczyna jednak nawet na mnie nie spojrzała. Za to przytknęła dłonie do oczy i wycofała się w sekundę na korytarz.
- Jezus Maria, zaczniesz ty się kiedyś ubierać, czy nie.?! - krzyknęła z taką pretensją, że już nie wiedziałem czy bardziej cieszy mnie ulga, że niczego nie zauważyła, czy po prostu rozbawiła mnie jej reakcja. "Nigdy nie widziała nagiego faceta, czy jak...?"
- To ty mi tu wlazłaś bez pukania. - zaznaczyłem, powracając do ścierania śladów mojej zbrodni. Miałem zamiar trzymać ją jak najdalej od tego miejsca tak długo jak to tylko było konieczne. A póki gadałem głupoty i nadal nie miałem na sobie ubrania... No chyba jej się tu nie uśmiechało wchodzić.
- Boś się żenił niemiłosiernie.! - dziewczyna pisnęła tylko. - Myślałam, że coś się stało. Nie sądziłam, że będziesz aż tak bezczelny, żeby łazić bez ubrania po czyimś domu.
- Akurat, doskonale wiedziałaś. - prychnąłem głupio. - Pewnie chciałaś sobie popatrzeć jak wygląda prawdziwy facet, co.? Niall w tych sprawach trochę marnie wypada. - paplałem, kończąc ścieranie krwi i wyrzucając wszystkie brudne papiery do kosza. Które przykryłem zmiętymi czystymi, żeby nikt się nie połapał. Po czym spokojnie wziąłem się za ogarnianie własnej twarzy.
- Nie twój interes. - usłyszałem gdzieś w trakcie.
- I całe szczęście.! - zaznaczyłem, na siłę podtrzymując rozmowę.
- Tak dla twojej wiadomości, nie dorastasz mu nawet do pięt. - parsknąłem śmiechem między ścieraniem zaschniętej już krwi spod nosa. - I co to był w ogóle za hałas.?
- Żaden hałas, trochę rzeczy poupadało... - wywinąłem się, wyrzucając ostatnią chusteczkę do kosza i rozglądając się wokoło czy czegoś przypadkiem nie przegapiłem. - Wszystko mam pod kontrolą. Pełną. - westchnąłem bardziej do siebie, niż do niej, po czym uśmiechnąłem się pod nosem. "Nikt nie zauważy." Sięgnąłem też po ręcznik, ciasno owinąłem nim biodra, żeby już nie straszyć dziewczyny, po czym odważnie, jak gdyby nigdy nic wyszedłem na korytarz. I zauważyłem jak Eve stoi przy ścianie z założonymi rękami, mając morderstwo na twarzy. "Czas dokończyć przedstawienie..."
- A ty czemu tu jeszcze stoisz.? - zagaiłem, stając naprzeciwko niej. - Chcesz sobie jeszcze popatrzeć.?
- Idioto jeden, Niall by mnie zabił jakbyś sobie coś zrobił i bym ci nie pomogła. - zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie z gniewem. "No jasne..."
- A ty się o mnie nie martwisz...? - zrobiłem odpowiednio smutną minkę, wpatrując się w nią odpowiednio smutno.
- Nie. - stwierdziła hardo. "Charakterna..."
- Zabolało... - mruknąłem i zanim doczekałem się odpowiedzi, wejściowe drzwi znowu trzasnęły, a do korytarza wparował zdezorientowany Niall. "Ohooo..."
- A co tu się...? - zlustrował mnie od góry do dołu i wbił we mnie okropne spojrzenie. "Jaki zazdrośnik..."
- Wiesz, że twoja dziewczyna to zboczuch jakiś.? - zażartowałem, patrząc to na dziewczynę, to na Horana. - Pod prysznic mi prawie wlazła.
- Debil.! - nim się obejrzałem, Eve strzeliła mnie po ramieniu i wkurzona wyparowała z korytarza.
- Widzisz jaka zadziorna.? - zaśmiałem się, ukradkiem pocierając obolałe ramię. - Nie może się powstrzymać, żeby mnie nie podotykać. - spojrzałem na Horana i aż mnie cofnęło, kiedy zauważyłem jego morderczą minę. - Żartuję przecież, co pióra stroszysz... - próbowałem załagodzić sytuację. - Wywaliłem się i przyszła zobaczyć czy żyję. Nie martw się, ubiorę się i znikam. - powoli zacząłem wycofywać się do pokoju, gdzie leżała jeszcze nierozpakowana walizka moich ciuchów. - Będziesz czymś teraz zajęty, czy coś...? Bo ja prowadzić nie mogę, a nie chcę dłużej narażać swojego zdrowia. Wolę się wyprowadzić zanim z zazdrości mi przywalisz. - stwierdziłem spontanicznie, właściwie zadowolony ze swojego pomysłu. Inna sprawa, że nie wiedziałem gdzie się zatrzymać. "Ale to nieważne..." - Nawet nic nie mów, bo i tak nie uwierzę, że chciałbyś mnie tu zatrzymać po tym wszystkim. - zaznaczyłem, widząc, że otwiera usta.
- Święta prawda. - kiwnął głową i uśmiechając się pod nosem ruszył do pokoju, w którym zniknęła jego dziewczyna. "No to czeka ich niezła rozmowa..."