środa, 19 lutego 2014

16.


Znowu mnie rozrywało od środka. Miałem już dosyć tego całego leżenia plackiem i gapienia się w sufit. Za dużo wtedy myślałem, a to zdecydowanie nie było dobre dla mojej biednej łepetyny. Bo ile razy można roztrząsać jedno i to samo.? "Naprawdę ze mną była, czy oni coś kręcą.?" Oszaleć można od tego zastanawiania. A pewny byłem tylko jednego. Tego, że te wszystkie historie, które wcisnęli mi chłopaki o niej, o... mnie i o niej, są idealne. Za idealne. To zdecydowanie było podejrzane. Ale jak miałem dowiedzieć się prawdy, skoro nikt nie chciał mi nic powiedzieć.? Każdy się migał. Każdy... Nawet własna matka. "Nie wytrzymam tego dłużej..." Westchnąłem ciężko, gwałtownie podnosząc się z łóżka. I praktycznie biegając, zacząłem swoje codzienne krążenie po pokoju, żeby jakoś się rozruszać i chociaż na chwilę skupić się na czymś innym niż... ona. Chyba naprawdę zaczynałem mieć jej dość... A nawet jej nie znałem.! "To było za bardzo pokręcone..."
"O cholera..."
Zamarłem nagle, słysząc jakieś donośne hałasy z korytarza i wyraźne kroki zbliżające się do mojego pokoju. Panicznie rozejrzałem się wokoło, nie do końca rozumując co powinienem zrobić. "Uciekać.!" Zanim jednak myśl ta dotarła do mojego układu nerwowego, kroki minęły mój pokój i zaczęły się od niego oddalać. "Szczęście..." Westchnąłem z ulgą, przykładając dłoń do nagle rozszalałego serca i pokręciłem kilka razy głową. Straciłem jakąkolwiek ochotę na chodzenie, ale do łóżka zdecydowanie wracać nie chciałem. Dlatego też podszedłem do okna i przesuwając doniczki z paprotkami na sam kraniec parapetu, wspiąłem się na niego nieporadnie. Układając się wygodnie i opierając plecami o ścianę za mną, wyciągnąłem nogi przed siebie i przytuliłem głowę do zimnej szyby, próbując wyłapać coś interesującego w widoku za oknem, który rozciągał się na park. "Nic ciekawego..." Paru ludzi sunących smętnie po alejkach, deszcz kapiący z nieba i absolutnie nic więcej. "Nuuuuuda." Wzdychając głęboko, podciągnąłem prawą nogę do siebie i oparłem brodę na jej kolanie, obejmując ją ramionami. "Jak ja miałem to wszystko ogarnąć.?" Przymknąłem oczy, zastanawiając się chwilę nad tym wszystkim. Całą sytuacją. I nagle poczułem się cholernie winny, że przez swoją arogancję sprawiałem przykrość bliskim. Mamie, chłopakom. Strasznie im zależało na tym, żebym sobie przypomniał. Zwłaszcza ją. A ja co.? Kłamałem im prosto w oczy, że nadal nie pozwalają mi wstawać, żeby tylko nie zaczęli mnie do niej ciągnąć. "Zdrajca..." Ale ja naprawdę nie chciałem. Nie widziałem w tym sensu. I pragnąłem tylko spokoju...
- Co ty robisz, debilu.?! - usłyszałem nagle zza pleców i aż mnie poderwało. Ze strachu rąbnąłem głową o ścianę, zaraz potem z cudownym łomotem spadając na podłogę. "O kurwa..." Westchnąłem przestraszony, próbując ustatkować galopujące serce i kilka razy pokręciłem głową. Dopiero po tym wszystkim byłem gotowy podnieść głowę i próbować ogarnąć co się dzieje. 
- Gems.? - zdziwiłem się konkretnie, widząc zszokowaną siostrę, trochę inną, ale jednak siostrę, stojącą na środku sali i przyglądającą mi się z opadniętą szczęką. Ale ja musiałem wyglądać dokładnie tak samo, przyglądając się jej. Bo za cholerę nie mogłem pojąć czemu ona jest tu, a nie... "No tak." Dopiero po chwili, kiedy pierwszy szok minął, przypomniałem sobie, że rzeczywiście wczoraj mama zapowiedziała mi jej przyjazd. Ale to nie zmieniało faktu, że właśnie zostałem spalony. I to po całości... "Wpadłem..." - Em, ja... - zacząłem, panicznie rozglądając się wokół, jakby to miało mi pomóc znaleźć rozwiązanie. Nie pomogło. Dlatego westchnąłem ciężko i podniosłem się powoli z podłogi, patrząc na siostrę błagalnie. - Nic nie mów mamie. Ani chłopakom. - poprosiłem, licząc na jej dobre serce. Bo naprawdę wolałem, żeby nikt niepowołany o tym nie wiedział. Jedna mała wpadka nie mogła mnie przecież pogrążyć...
- Ale... - zaczęła, marszcząc brwi i z pretensją wskazując ręką to na mnie, to na parapet. 
- Lekarz mi pozwolił, spokojnie. - zapewniłem ją, kiwając przesadnie głową. I od razu ruszyłem do łóżka, w razie gdyby ktoś jeszcze miał zamiar tu wchodzić.
- Więc...
- Po prostu nikomu nie mów. - stanąłem tuż przed nią i zgromiłem ją z góry spojrzeniem. Zaraz jednak uśmiechnąłem się lekko i zacząłem wycofywać, nie spuszczając z niej oka. - Nic nie widziałaś. Nic nie słyszałaś. Nic nie pamiętasz. - zaklinałem, wymachując rękami dla efektu i w odpowiednim momencie wskoczyłem do łóżka, przykrywając się starannie ciepłym kocem.
- Jesteś durny, tyle ci powiem. - Gems parsknęła tylko śmiechem i przekrzywiając głowę przewróciła oczami.
- Ty też najnormalniejsza nie jesteś. - wzruszyłem ramionami, szczerząc się bezczelnie. - Już się przyzwyczaiłem, że ludzie przychodzą tu zdruzgotani, a ty mi się bezczelnie śmiejesz w twarz. - spojrzałem na nią wymownie, kiedy znowu parsknęła śmiechem.
- Naprawdę nic nie pamiętasz.? - niespodziewanie spojrzała na mnie uważnie, rozpalając w mojej przemęczonej głowie czerwoną lampkę. "Coś ukrywała..."
- Zepsułaś coś mojego.? - zmrużyłem oczy, taksując siostrę spojrzeniem. "Na pewno coś przeskrobała..." - Spaliłaś dom.? Rozjechałaś kota.? Przyznaj się. - wysunąłem walecznie podbródek, automatycznie szykując się na kłótnię.
- Harry, no wiesz co... - ucięła gwałtownie, burząc się natychmiast. "Za szybko..." Nie zdołałem jednak porządnie się nad tym zastanowić, kiedy dziewczyna ruszyła ku mnie i siadła lekko na krześle obok mojego łóżka. Po czym spojrzała na mnie urażona. - Jesteś podły. - stwierdziła ostro, więc natychmiast wyciszyłem wszystkie podejrzenia. "No, załóżmy..." - Przyszłam do mojego młodszego braciszka, zobaczyć jak się czuje, a ty mi tu z jakimiś wyrzutami wyskakujesz... Uspokój się, debilu.
- Nic nie zniszczyłaś.? - posłałem jej kolejne podejrzliwe spojrzenie.
- Nic, odczep się. - zmarszczyła gniewnie brwi. A odetchnąłem z dziwną ulgą i rozpromieniłem się natychmiastowo. "Jezu, nareszcie.!"
- Boże, Gems, wiesz, że cię kocham.? - rzuciłem głośno, szczerząc się jak debil. I nie czekając na jej reakcję, po prostu nachyliłem się do niej i przytuliłem najmocniej jak tylko mogłem. Trochę mocniej, niż zniosłaby to normalna osoba... "Ale to w końcu siostra."
- No czy ciebie już do reszty porąbało.? - obruszyła się natychmiast, chociaż odwzajemniła uścisk. Tylko przez sekundę, ale zawsze. Ale już zaraz potem odsunęła mnie siłowo od siebie, zachowując odpowiedni dystans. - Uprzedzali mnie, że możesz być trochę inny, ale żeby aż tak...
- Nie cackasz się ze mną. - wyjaśniłem, uszczęśliwiony jak nigdy. - Wiesz jak mi tego brakowało.? Każdy tylko: a tu uważaj, a tam nic nie mów, nie podnoś ręki, bo się połamiesz. - przewróciłem oczami. - Oszaleć można. - pokręciłem głową, jakby chcąc wyrzucić z niej te wszystkie reakcje innych.
- Głupi jesteś, tyle ci powiem. - Gems kiwnęła tylko głową i spojrzała na mnie jak na debila. Co przyjąłem z wielkim uśmiechem, bo to w zasadzie też było takie normalne. - Jak się czujesz.? - spytała nagle, poważniejąc na moment.
- Skołowany. - westchnąłem, marszcząc czoło w zamyśleniu. - Jesteś blondynką. - sięgnąłem dłonią do jej włosów i ostrożnie podniosłem do góry kosmyk jej włosów. Za co natychmiast dostałem po łapach. "Siostrzyczka, kurczę..." - I wyglądasz staro.
- Dzięki braciszku. - Gems pokiwała głową z udawanym uznaniem. - Umiesz podnieść człowieka na duchu.
- Mówię tylko to, co widzę. - wzruszyłem niewinnie ramionami, próbując jakoś się usprawiedliwić. No przynajmniej w jej oczach, bo przecież obrażanie było celowe. - Trochę mnie ominęło. A jedyną osobą, która wygląda nadal tak samo jest mama. - stwierdziłem.
- Genialnie się trzyma, prawda.? - siostra przyznała mi rację. - Na szczęście mam trochę jej genów. - uśmiechnęła się wyniośle, nagle prostując się na krześle.
- Średnio ci to pomaga. - stwierdziłem cicho, za co zaraz dostałem po ramieniu. Mocno. Za mocno... - Ał.! - zaprotestowałem, sięgając dłonią do obolałego miejsca. I powoli zacząłem je rozmasowywać. "Co za chamstwo.!" - Kretynko, jestem po wypadku.!
- Mi to nie przeszkadza. - wzruszyła wdzięcznie ramionami i posłała mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów. "Nie ze mną te numery..." Spojrzałem na nią urażony, zastanawiając się jakby jej tu oddać, kiedy nagle w oczy wpadło mi coś niezwykłego. Coś... "O cholera..."
- Czekaj, czekaj, czekaj... - sięgnąłem po jej lewą dłoń, przesuwając ją sobie centralnie przed oczy. - Co to jest.? - spojrzałem na siostrę uważnie, naprawdę oczekując odpowiedzi. Bo chociaż widziałem, że walec drogowy to to raczej nie jest, jakoś nie mogłem uwierzyć, że to okrągłe, złote, błyszczące na palcu serdecznym mojej siostry może być... "Ona nie mogła... Mogła.?"
- Obrączka. - usłyszałem nagle potwierdzenie i aż mnie zmroziło. Dziwny prąd przeszedł przez mój kręgosłup, budząc lawinę myśli w mojej głowie. "To przecież..."
- Obrączka.? - powtórzyłem debilnie, nic z tego nie rozumiejąc. - Jak to obrączka.?! Czy ty...? - urwałem, zapowietrzając się gwałtownie. "NIEMOŻLIWE.!"
- Nawet przed wypadkiem nie pamiętałeś wesela. - Gems wyszczerzyła się znacząco. - Tak się uchlałeś.
- Serio.? - wytrzeszczyłem na nią oczy. "To... Cholera... Moja siostra mężatką." Kiedy tylko ta myśl dotarła do mojej głowy, natychmiast w środku zakwitła jakaś dziwna przykrość i złość na siebie, że mogłem o tym zapomnieć. I że nie pamiętam w tym swojego udziału. Zaraz jednak pojawiła się nieodparta duma i dziwne ciepło wypełniło całe moje wnętrze. "No to się porobiło..." - Normalnie nie wierzę... - pokręciłem głową, szczerząc się niekontrolowanie. - Kim on jest.?
- Nadal Liam. - usłyszałem, co tylko pogłębiło mój uśmiech.
- Przynajmniej wiem o kim mowa. - odetchnąłem z ulgą, że znowu nie muszę słuchać o kimś, o kim nie miałbym pojęcia. - Dawno.?
- Jakieś pół roku temu.
- Cholera, to nie do uwierzenia... - parsknąłem śmiechem, przeczesując włosy rękoma. - Moja starsza, wiecznie znęcająca się nade mną siostra, ma już męża, nad którym może się znęcać... - popatrzyłem na nią z dziwacznym uśmiechem, próbując wyłapać jakieś zmiany w jej wyglądzie, które by świadczyły o tym wszystkim. No ale co ja, biedny facet, mógłbym zajarzyć.? Chyba tylko wielki brzuch, gdyby... "ZARAZ.!" - Zaraz. - zmrużyłem oczy, patrząc na nią badawczo, kiedy mój mózg powiązał ze sobą pewne fakty. - Czyli mogę już być legalnie wujkiem.? - ucieszyłem się sam nie wiem z czego, czując również niesłabnące rozbawienie. "Moja siostra matką... Ja pieprzę... Już współczuję dzieciakowi."
- Nie.! - Gems ucięła krótko i gniewnie, marszcząc przy tym czoło. - Daj spokój, jeszcze nie.
- Jeszcze.? - wyłapałem małe niedociągnięcie, bezczelnie wgapiając się w jej brzuch, jakbym tam miał odczytać rozwiązanie.
- Nie jestem w ciąży, debilu, przestań się gapić. - Gems oburzyła się tylko, ostentacyjnie zasłaniając brzuch tym zielonym fartuszkiem, w którym ostatnio wszystkich widywałem. - I skończ z tym tematem.
- No jak mam skończyć.? Życie mojej siostry wywaliło się do góry nogami, a ja mam nie pytać.? - wyszczerzyłem się, smutniejąc w sekundę, kiedy Gems pokiwała radośnie głową. - Błagam, chociaż nie ty. - westchnąłem, ciężko opadając plecami na poduszkę za mną.
- Czyli idealnie się rozumiemy. - stwierdziła wyniośle, zabijając wszystkie moje nadzieje.
- Jesteś wredna, wiesz.? - wydrzeźniłem się do niej, przewracając oczami. "Po co w ogóle człowiekowi siostra.?"
- To podobno dziedziczne. - odgryzła się natychmiast, małpując moją minę. A gdy się zaśmiałem, uśmiechnęła się przyjaźnie. - Dobra, jutro wpadnę z Liamem.
- Gems.! - upomniałem ją, śmiejąc się mimowolnie.
- Nie w tym sensie, pacanie.! - wrzasnęła urażona, marszcząc brwi w niezadowoleniu. - Nadal nie rozumiem jak ludzie mogą z tobą przebywać z czystej chęci... - pokręciła tylko głową z politowaniem. A ja w odpowiedzi jedynie prychnąłem, przelotnie wzruszając ramionami i odwracając znacząco głowę. "Też mi coś..." - Dobra, nieważne. - machnęła nagle ręką, rozpromieniając się gwałtownie. I robiąc dziwnie maślane oczęta. "Czegoś chciała..." - Słyszałam, że przez dłuższy czas nie będziesz mógł prowadzić...
- Zapomnij. - prychnąłem szybko, z góry przewidując o co chce poprosić. Ale nie dam się w to wciągnąć. Moja siostra za kółkiem to zdecydowanie nic dobrego. Zwłaszcza, jeśli to miało być kółko mojego auto. "Niedoczekanie..."
- Szkoda, żeby takie auta się marnowały. - zaczęła, uśmiechając się słodko. "Pf."
- Nie. - mruknąłem krótko i żeby zaakcentować fakt, że nie dam się przekonać, założyłem ręce przed sobą i rzuciłem siostrze władcze spojrzenie.
- A jak ci powiem, że nadal mi nie dałeś prezentu ślubnego.? - popatrzyła na mnie uważnie, jakby naprawdę urażona. "Udawać to ona potrafiła..."
- Nie uwierzę. - pokręciłem głową. - Co najwyżej go zepsułaś, ale to nie mój problem.
- No i co ci szkodzi.? - sapnęła zniecierpliwiona, garbiąc się gwałtownie.
- To, że zaraz byś je rozwaliła, tak jak mój skuter. - wyjaśniłem spokojnie, niewzruszony jej zagraniami. W dodatku poczułem nieprzyjemny ścisk na wspomnienie tamtego wydarzenia. "Zołza..." - Rok na niego zbierałem, a wystarczyło, żebyś raz na niego wsiadła... - urwałem nagle, uderzony dziwną myślą, kiedy siostra skrzywiła się delikatnie wraz z moimi słowami. - Chwila. - zmarszczyłem brwi, zastanawiając się głębiej. "Ona nie mogła..." - Rozbiłaś mi samochód.? - spytałem piskliwie, tchnięty okrutną myślą.
- Co ty znowu wygadujesz. - Gems zmieszała się tylko, nagle zaczynając wiercić się na krześle i unikać mojego wzroku. "Czyli...!"
- Rozbiłaś mi samochód. - stwierdziłem poważnie, próbując nie dać się ponieść irytacji, która dzielnie wdzierała mi się do organizmu. "Tylko nie popełnij morderstwa..."
- Wcale nie. - upierała się dalej, tym razem bardziej przekonująco. Ale nadal nie wierzyłem.
- Rozbiłaś mi samochód.! - wrzasnąłem z pretensją, czując jak wnętrze zalewa mi nagły gniew. "Co za pierdoła.!"
- Nie rozbiłam.! - natychmiast na mnie naskoczyła, ciskając we mnie piorunami. Zaraz potem jednak westchnęła tylko, spuściła głowę i wzruszyła ramionami. - Trochę się tylko zarysował... - szepnęła ledwo dosłyszalnie, kątem oka obserwując moją reakcję. A ja tylko zacisnąłem szczękę i westchnąłem głęboko, próbując jakoś nie dać ponieść się wściekłości.
- Który.? - syknąłem przez zaciśnięte zęby, na moment przymykając oczy. A kiedy znowu je otworzyłem zauważyłem jak Gems coraz bardziej się miesza. - Rozwaliłaś moje Audi R8.! - pisnąłem, gdy nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Co jak co, ale jeśli już coś rozwaliła, to musiało to być najdroższe i najlepsze auto. "Co za kretynka.!"
- Tego nie powiedziałam. - siostra zdziwiła się szczerze, ale w tym momencie miałem to centralnie gdzieś. Moja złość tylko się potęgowała.
- I jak ja mam ci znowu zaufać, skoro naprawa kosztowała mnie 23 440 funtów.?! - napadłem na nią, zaczynając gwałtownie gestykulować.
- O tym też nie wspomniałam. - stwierdziła cicho, jeszcze bardziej zszokowana. W dodatku popatrzyła na mnie z ogromnym zdziwieniem. A moja złość natychmiast mi wyparowała, zastępowana dziwnym uczuciem niepewności. "Bo skąd ja to do cholery wiem.?"
- Głowa mnie zaczęła boleć. - syknąłem tylko, kiedy poczułem jak nagle milion myśli zasypało mój umysł i zaczęło go dosłownie miażdżyć. Chcąc jakoś to zatrzymać, automatycznie przyłożyłem dłonie do czoła, próbując je jakoś rozmasować. Nic to nie dało. Coś niezidentyfikowanego nadal rozwalało mi łeb od środka. Boleśnie. "Ja pieprzę..."
"Co się do cholery działo...?"

*

- Panie Styles, pan jest leniwy. - usłyszałem rozbawiony głos doktorka, który z uwagą wpatrywał się w moją kartę, pisząc w niej coś zawzięcie i raz za razem rzucając mi wesołe spojrzenie znad kartki. - Jak już pan uznał, że nic nie pamięta, przystał pan na to bez walki. Trochę wbrew swojemu organizmowi. On wie, że stać pana na więcej. - mruknął, z jawnym wyrzutem, chociaż wcale nie zabrzmiało jak reprymenda. A raczej jak wszystko inne w jego wydaniu, jak zwykły żart. "I za to go lubiłem." Chociaż teraz, po tym całym wydarzeniu nie miałem czasu zastanawiać się nad własną sympatią do innych. Teraz byłem tylko skołowany i nie bardzo ogarniałem rzeczywistość. Bo gdy tylko złapał mnie ten dziwaczny ból głowy, siostra zaalarmowała pół szpitala, mamę, tatę, Robina, chłopaków... I teraz wszyscy tłoczyli się za doktorem, obserwując uważnie każdy jego ruch i oczekując słów nadziei z jego strony. A sądząc po ich pełnych ulgi minach... Chyba się nie przeliczyli. Szkoda tylko, że ja sam nie wiedziałem jak to interpretować. "Bo co w ogóle takiego się stało.?"
- Ja sam nie wiem co to było... - westchnąłem tylko, nadal pamiętając to nieprzyjemne uczucie, chociaż przecież dawno już wygasło. - Zabolała mnie głowa i po prostu pojawiła mi się myśl. - wzruszyłem ramionami, jakby akcentując brak zrozumienia dla tej całej sytuacji.
- To było wspomnienie. - doktorek wyjaśnił cierpliwie, kończąc pisanie zaakcentowaną kropką. Po czym uśmiechnął się do siebie zadowolony, sekundę później przenosząc ten uśmiech na mnie.
- Czyli zaczyna mi się poprawiać.? - zmarszczyłem czoło, czując jak nadzieja rozlewa się gwałtownie po moim wnętrzu. "Nareszcie.!" Zauważyłem też jak cała pielgrzymka wstrzymuje gwałtownie oddech, czekając na reakcję doktora. A ten, jakby przekornie, powoli odwiesił moją kartę na barierkę łóżka i jeszcze bardziej powoli wsunął sobie długopis za kieszeń przy kitlu.
- Po jednym błysku trudno mi jest to określić, ale będziemy się starać, żeby takich błysków było coraz więcej. - powiedział w końcu i pogłębił uśmiech, ustawiając się tak, żeby móc patrzeć i na mnie i na resztę zainteresowanych. Którzy znowu odetchnęli z ulgą. Tak samo jak i ja. "Boże, będę normalny..."
- Jest szansa, że sobie wszystko przypomnę.? - zapytałem, coraz bardziej zadowolony.
- Niestety, tego panu nie mogę obiecać. - pokręcił smutno głową, wzruszając bezradnie ramionami. "Nieeeeee.!" Natychmiast cały mój dobry humor wyparował, zastępowany przez czarną rozpacz. "Jednak zostanę kretynem, który nie pamięta najważniejszego okresu swojego życia..." - Będziemy chcieli wyciągnąć z pana leniwego umysłu jak najwięcej oczywiście. Ale sądząc po tym co stało się przed chwilą, wszystko wpada w pozytywne światło. - uśmiechnął się sympatycznie, mrużąc oczy w przyjaznym geście. "Czyli jednak..."
- Genialnie. - wyszczerzyłem się mimowolnie, kiwając głową z aprobatą. I powoli patrząc na reakcję bliskich. "Chyba też się cieszyli..."
- Zapiszemy też pana na terapię, dobrze.? - doktorek spojrzał na mnie uważnie, wyciągając z kieszeni jakiś swój notatnik, w którym znowu zaczął coś pisać. "No dobrze..."
- Jeśli to ma pomóc... - kiwnąłem głową, czując jak uśmiech zamarza mi na ustach. Średnio podobał mi się ten pomysł. Sugerował, że z moją głową naprawdę było coś nie tak. A wolałem chyba o tym nie wiedzieć...
- W takim razie pójdę porozmawiać z naszym psychologiem, może uda mi się wynegocjować jak najszybszy termin. - stwierdził przyjaźnie, chowając notatnik do kieszeni i powoli zaczynając się wycofywać. - A państwa bardzo proszę o nie zamęczanie pacjenta. - odwrócił się do zgromadzenia, posyłając im przyjazny uśmiech. Po którym wszyscy zgodnie kiwnęli głową. "To nawet zabawne." - Panów od razu proszę do wyjścia. - niespodziewanie kiwnął na chłopaków, którzy spojrzeli na niego oburzeni. I Lou już miał nawet coś powiedzieć, kiedy doktorek uciszył go jednym gestem ręki. - Bez dyskusji, bo sobie inaczej porozmawiamy... - zagroził, podchodząc do drzwi i otwierając je szeroko. Chłopaki westchnęli tylko ciężko i rzucając pożegnaniem, wyczłapali smutno z sali, a zaraz za nimi doktorek. A ja tylko zaśmiałem się cicho, delikatnie kręcąc głową. I rozglądając się wokół dziwnie zadowolony. "Jezu, normalniałem..." Chcąc podzielić się moją radością z rodziną, spojrzałem na wszystkich pobieżnie. I zamarłem, widząc jak mama podchodzi do mojego łóżka, siada na tym samym miejscu co zawsze i patrzy na mnie ze świeczkami w oczach... "Nie, nie, nie, nie..."
- Mamo, nie płacz. - rzuciłem błagalnie, już czując ogromną gulę w gardle. "Ona nie może tyle płakać..."
- Przepraszam, to z nerwów. - mama uśmiechnęła się przez łzy i opuściła głowę, kręcąc nią delikatnie.
- Nie ma się czym denerwować. - uśmiechnąłem się ciepło, ściskając mocniej jej rękę. - Zaczynam sobie przypominać. Wszystko już będzie dobrze. - stwierdziłem, czując dziwny ucisk w żołądku. Zupełnie jakby reakcja na kłamstwo.
"Bo co jeśli zacznę sobie przypominać o... niej.?"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz