Czułem się tak, jakby ktoś posadził mnie na szpilkach. Normalnie to krzesło, to popieprzone brązowe krzesło stojące naprzeciwko drzwi do sali Harry'ego, gryzło mnie w tyłek. Perfidnie. Podskakiwałem na nim jak oszalały, zaciskając jednocześnie pięści i praktycznie bijąc się nimi po głowie. Miałem już dosyć tej niepewności. "Ile Payne ma zamiar tam jeszcze siedzieć.?" Westchnąłem niecierpliwie, rozluźniając palce i wybijając jakiś dziwny rytm na udach. Kontrolnie zerknąłem na zegarek na nadgarstku, który od poprzedniego razu zmienił swoje położenie tylko o 180 stopni. "Kurwa, zegarek mi się jeszcze popsuł..." Prawie pisnąłem z irytacji, prostując się nagle na krześle i gwałtownie zakładając ręce za głowę. "Nienawidzę czekać. NIENAWIDZĘ CZEKAĆ.!" Praktycznie zaczynałem już zaklinać te cholerne drzwi, żeby w końcu się otworzyły. Ale telekinezę miałem chyba marnie opanowaną, bo odkąd tylko zacząłem (czyli prawie od 45 minut), nawet ani drgnęły. A mnie aż skręcało w środku, żeby dowiedzieć się co dzieje się za nimi. "To chyba nie tak wiele, prawda.?" Ale chyba było, bo absolutnie nikt i nic nie chciało skrócić moich mąk. A naprawdę czułem się jak na torturach. A nawet gorzej. Bo poza ciałem bolał mnie umysł. Cały. Od wymyślania kolejnych reakcji Harry'ego na te wszystkie ich zdjęcia. Na całą ich historię. "Kurwa, on musi sobie od tego cokolwiek przypomnieć..." Wiedziałem, że moje nadzieje były na odstrzał, ale mimo wszystko nie mogłem się ich wyzbyć. Bo chociaż rozum podpowiadał, że z medycznego punktu widzenia nie było szans na poprawę w jego pamięci, serce nadal utrzymywało małą iskierkę, że dzięki temu wszystkiemu coś się jednak zmieni. W końcu przecież oglądał jej zdjęcia... "Tylko co to naprawdę da.?" Westchnąłem ciężko, energicznie pocierając twarz i poprawiając się wygodniej na krześle. Nie miałem już pojęcia co mógłbym ze sobą zrobić. Z braku większego pomysłu wbiłem więc wzrok w Louisa, który prawie biegał w te i we w tę po korytarzu, kopiąc po drodze wszystko, co tylko się dało. "Tego to dopiero nosiło." Ale wcale się nie dziwiłem. Gdyby tylko korytarz był szerszy i nie groziłaby nam kolizja, robiłbym dokładnie to samo co on. "Bo ile do cholery można czekać.?!"
Nie zdążyłem jednak nawet dobrze wypowiedzieć tego zdania w myślach, kiedy drzwi do pokoju Harry'ego powoli się otworzyły i wyszedł zza nich Liam. Przygnębiony Liam. "Kurwa, co tam się stało...?"
- I jak.? - Lou natychmiast dobiegł do chłopaka, prawie dociskając go do ściany swoją natarczywością. Aż Payne się oburzył, odsuwając go siłą od siebie. Co niestety tylko przedłużyło cały proces, bo zamiast mówić Liam musiał jeszcze sobie głęboko westchnąć i w żółwim tempie wpakować dłonie do kieszeni. Akurat zdążyłem podejść do niego i milion razy wyprzeklinać go w myślach. "No do rzeczy..."
- Oglądał zdjęcia, dopytywał się, ale na pamięć to raczej nie podziałało. - wydusił w końcu z poważną miną. A cała nadzieja, która we mnie tkwiła nagle zaczęła się ulatniać. - Nic mu nie przypomniało. - "Kurwa..."
- Kurwa. - usłyszałem jednocześnie z ust Tomlinsona. Też był rozczarowany. - Myślałem, że to zadziała.
- Trzeba będzie w inny sposób. - westchnąłem, nerwowo pocierając kark. "Tylko kurwa jaki.?"
- Ale to już nie ja. - Payne uniósł dłonie w obronnym geście. - Nie chcę więcej widzieć jak patrzy na ich wspólne zdjęcia. To nie była nawet ciekawość, ani zdezorientowanie. Był po prostu w szoku.
- Może nadal nie jest przekonany. - zmarszczyłem brwi, zakładając ręce przed sobą. Ale sam nie do końca wierzyłem we własne słowa. "Bo co niby miało go bardziej przekonać.?"
- No kurwa czego mu jeszcze potrzeba.? - Tomlinson natychmiast wypowiedział moje obawy na głos. Ale w jego ustach zabrzmiało to jak wyrzut. I naprawdę mi się to nie spodobało. - Wspólne zdjęcia to za mały dowód.?
- Jakbym ci teraz pokazał zdjęcie z tobą i jakąś obcą panną i chciał wmówić, że to twoja narzeczona, uwierzyłbyś mi na słowo.? - zmarszczyłem brwi, zakładając ręce przed sobą.
- Nie cytuj mi tu Perrie, dobra.? - Louis z miejsca się oburzył i tylko wbił we mnie to swoje spojrzenie. "Miał mnie."
- Dobrze to ujęła. - wzruszyłem ramionami z lekką pretensją. "Bo przecież coś w tym było..."
- I miała rację. - Liam na szczęście się ze mną zgodził. - Za bardzo naciskamy. Harry trochę stracił i na nasze życzenie wszystkiego sobie nie przypomni. Musimy trochę przystopować.
- Payne, czy ciebie to nie boli, jak on mówi o kimś, o którym jeszcze kilka dni temu mu się gęba nie zamykała, jak o obcej osobie.? - Lou wkurzając się coraz bardziej, zaczął gwałtownie gestykulować. - To cholernie dziwne tylko dla mnie.? - spojrzał po nas z nieukrywaną złością. Jakby naprawdę myślał, że nas to nie obchodzi. "Czy on zdurniał do cholery.?!"
- Nie, nie tylko, ale może powinniśmy przestać się na niego rzucać. - na szczęście zanim zdążyłem się odezwać, to Liam postanowił odpowiedzieć. I to w o wiele bardziej cywilizowany sposób.
- Co wy...
- Lou... - zanim chłopak zdążył jednak cokolwiek powiedzieć, dosłownie znikąd pojawiła się Eve. Z taką zmartwioną miną, że natychmiast serce mi stanęło. Zwłaszcza, że unikała wzroku każdego z nas, jakby bojąc się do nas podejść. "Kurwa..." - Em... Mogę cię na chwilę prosić.? - wydusiła po chwili, odciągając Tomlinsona na bok. A jej głos był tak dziwny, że... "Matko, to nie..." Natychmiast wymieniłem spanikowane spojrzenie z Liamem. I po jego minie wywnioskowałem, że pomyślał o tym samym. "Ona nie mogła..." Nie, zdecydowanie nie mogła. Przecież gdyby... Eve nie mówiłaby o tym tylko Louisowi... "No właśnie."
"No właśnie.?"
"Muszę szybko zadzwonić do Pezz."
*
Monotonny dźwięk aparatury oznajmujący bicie serca Louisy zaczął mnie usypiać. Od dawna nie mogłem zmrużyć oka. Ale teraz, w zaciemnionej sali, z monotonnym dźwiękiem nad uchem, dzięki któremu wiedziałem, że Lou żyje, pierwszy raz poczułem się na tyle spokojnie, żeby móc usnąć. Miałem chociaż cień kontroli nad sytuacją. A właśnie tego zabrakło mi w ostatnich dniach. Kontroli nad czymkolwiek. Po ostatnich wydarzeniach nawet do końca nie wiedziałem co się dzieje. A teraz nagle odzyskałem chociaż fragment równowagi. Na tyle duży, że mogłem spokojnie oprzeć ramiona na barierce przy łóżku Louisy i zamknąć oczy. "Na pewno usłyszę gdyby się obudziła..."
- Skarbie, idź się przespać. - usłyszałem nagle nad uchem i aż mnie poderwało. Zniechęcony spojrzałem w prawo, akurat żeby zauważyć jak Eve wchodzi do sali i powoli zbliża się do mnie ze smutną miną.
- I tak nie mogę spać. - wzruszyłem ramionami, odwracając głowę. I znowu oparłem ją na przedramionach, wracając do poprzedniej pozycji. Tym razem zamknąłem też oczy, licząc, że przez to stanę się niewidzialny. Albo przynajmniej świat się ode mnie odczepi. Niestety...
- A jak tu będziesz siedzieć też nikomu nie pomożesz. - Eve stanęła tuż za mną, kładąc mi dłonie na ramionach. W jakiś sposób nawet mi to pomogło, jakieś przyjemne ciepło rozjechało się po moim ciele. Ale nestety nie wyparło tego okropnego ścisku wewnątrz mnie. "Na to już nic nie pomoże..." - Musisz się odświeżyć, coś zjeść i w końcu się przespać. - widząc mój brak reakcji, Eve delikatnie naparła swoją sylwetką na moje plecy i mocniej ścisnęła moje ramiona. - Kiedy ostatnio coś jadłeś.? - zapytała cicho. A ja miałem już tego dosyć. Po prostu wstałem i ruszyłem do wyjścia. - Skarbie, porozmawiaj ze mną. - usłyszałem jeszcze, gdy byłem już przy drzwiach. Ale nie zamierzałem zawracać.
- Zadzwoń gdyby się obudziła. - rzuciłem tylko, nawet się nie odwracając. I pognałem na korytarz, czując pogłębiający się ścisk w mostku. "To nie było miłe, Horan." Ale nie miałem teraz głowy do sympatii. Nie miałem pojęcia co mógłbym zrobić. Czułem się bezradny. I raczej nikt nie mógł mi pomóc się z tym uporać. Sam musiałem. Jeszcze nie wiedziałem jak, ale to był najmniejszy problem. Najważniejsze było to, żeby świat się w końcu ode mnie odczepił. "Szkoda, że za cholerę nie chciał..." Tym razem miałem nadzieję, że już nikt nic ode mnie nie będzie chciał. Było już późno, szpitalny korytarz świecił pustkami, co napawało mnie dziwną radością. "O ile mogę teraz czuć jakąś radość..." Ale w razie czego pędziłem przed siebie najszybciej jak się dało, żeby móc już opuścić ten szpital. Nie chciałem się natknąć na nikogo znajomego. "Tylko kilka kroków do wyjścia."
- Niall, Niall, Niall. - usłyszałem nagle za sobą i aż przekląłem pod nosem. - Czekaj. - nim zdążyłem zareagować, dopadł mnie Tomlinson, stając naprzeciwko mnie i na chwilę opierając dłonie na kolanach. Sądząc po jego urywanym oddechu, chyba się zmęczył biegiem. "Ale co mnie to obchodziło.?"
- Taksówka na mnie czeka. - skłamałem, wymijając chłopaka i dzielnie ruszając przed siebie. Miałem nadzieję, że to w jakiś sposób go zrazi, ale niestety... Po chwili Louis zrównał ze mną krok. Akurat w momencie, kiedy mijałem drzwi wyjściowe i znalazłem się na zimnym, ciemnym parkingu.
- Świetnie, pojedziemy razem. - stwierdził, łapiąc mnie za ramię. I za mało było powiedzieć, że mi się to nie spodobało. Po prostu wyrwałem się z jego uścisku i pakując dłonie w kieszenie poszedłem przed siebie. - Albo po prostu cię odwiozę, chodź. - chłopak spróbował jeszcze raz. Tym razem skuteczniej. Zacisnął swoją dłoń na moim ramieniu i pociągnął w stronę swojego samochodu. A jakby tego było mało, prawie wepchnął na przednie siedzenie pasażera i zanim zdążyłem chociaż cokolwiek pomyśleć, już siedział za kierownicą i odpalając samochód, wyjeżdżał z parkingu. Westchnąłem, widząc brak szansy na ucieczkę. Ale na konfrontację się nie przygotowywałem. Postanowiłem olać całą sprawę, włączając samochodowe radio i udawać, że jestem tu sam. Żeby to zaakcentować odwróciłem się od Louisa, oparłem głowę o zimne okno i wbiłem wzrok na widok za nimi. "Byle do domu." Niestety, Louis nie rozumiał moich aluzji. Szybko wyłączył radio, licząc na moją reakcję. Nie ruszyłem się nawet o centymetr. Westchnął ciężko. To też mnie nie wzruszyło. - Wyglądasz jakbyś przez rok nie zmrużył oka. - odezwał się w końcu, ale nie siliłem się na odpowiedź. Po prostu tępo patrzyłem przed siebie. - Jadłeś coś ostatnio.? - spytał w końcu, ale nie widziałem sensu, żeby odpowiadać. Zwyczajnie poprawiłem się na siedzeniu, jeszcze bardziej odkręcając się od Tomlinsona. Co spowodowało jedynie tyle, że czułem jak jego wzrok coraz bardziej pali mnie w plecy. "No czemu on się nie odczepi.?" - Jak Louisa.?
- Nadal śpi. - mruknąłem cicho i ledwo zrozumiale. "Tego mu nie mogłem odmówić..."
- Żadnych popraw.? - zapytał szybko, widząc swoją szansę. "Zapomnij, kolego..." - Nialler. To nie jest normalne.
- Hm.? - zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Louisa zaskoczony. Wiadomo, śpiączka to nie był normalny stan, ale lekarze nie przewidywali, żeby w najbliższych dniach Lou miała sie obudzić. "Więc o czym on gada.?"
- Eve u mnie była. - "Więc o to chodzi..." Widząc co się święci, natychmiast poczułem się jak ofiara jakiegoś spisku. "Jak oni mogli..." - Kazała mi z tobą porozmawiać. - stwierdził, kątem oka patrząc na mnie uważnie. A ja wstrzymywałem ochotę, żeby mu powiedzieć, żeby się odpierdolił. Bo naprawdę nie miałem ochoty o tym rozmawiać. - I sam nie wiem jak, bo skoro ona nawet nie potrafi do ciebie dotrzeć, to jak ja mam to niby zrobić.? - westchnął cieżką, robiąc krótką pauzę w swojej wypowiedzi. W której tylko przewróciłem oczami, z powrotem odwracając się do niego tyłem. - Powiedz coś, do cholery. Ja nawet nie wiem co ci jest. - jęknął, prawie błagalnie. Aż coś dziwnego ścisnęło mnie w mostku. Ale również i w gardle, więc nie byłem w stanie niczego powiedzieć. - Uwierz mi, nas też dotknął ten wypadek. To wszystko jest okropne. I Lou, i pamięć Hazzy. Najgorsza jest bezsilność. Wiesz, że nawet gdybyś chciał to nic już zrobić nie możesz. - zauważyłem, że głos Lou zatrząsł się w niepewności. "Ryczał.?" Ale postanowiłem nie sprawdzać, dzielnie siedząc oparty o drzwi. - Też miałem ochotę ryczeć i obrazić na cały świat. Ale potem sobie pomyślałem, że warto by pokazać Harry'emu, że wszystko nadal jest tak samo. On o ciebie pytał. - zakomunikował z wyrzutem. Tak dosadnie, że poczułem się jakby mi wymierzył policzek. "Znowu go olewałem..." Ale co mógłbym mu powiedzieć.? - Nialler, do cholery.! - Louis niespodziewanie podniósł głos. I znowu mnie nim uderzył.
- Nie pójdę już do niego. - mruknąłem niewyraźnie, nawet się nie odwracając. "To musiało mu wystarczyć."
- Słucham.? - "Nie wystarczyło..."
- Nie pójdę do niego, nie spojrzę mu w oczy. - zacisnąłem szczękę, denerwując się coraz mocniej. - To przeze mnie, rozumiesz.?
- Nie rozumiem. - usłyszałem zdezorientowany ton. - Ciebie tam przecież nie było. Ciężarówka w nich wjechała. - "Kurwa..."
- Zatrzymaj się. - rozkazałem, odwracając się do niego gwałtownie. - Wysiądę tutaj.
- Ale...
- Powiedziałem, że masz się zatrzymać. - przerwałem mu ostro. I podziałało, już po chwili staliśmy na poboczu ulicy. - Nie chcę z nikim gadać, jasne.? - rzuciłem, wychodząc z samochodu. Jednocześnie spojrzałem na niego uważnie, żeby na pewno zrozumiał mój przekaz. - Chcę być sam. - dodałem, trzaskając drzwiami. I pakując ręce do kieszeni ruszyłem przed siebie. Nawet nie do końca wiedząc gdzie. Byle po prostu iść. "Jak najdalej od wszystkich."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz