środa, 19 lutego 2014

08.


Byłem serio wkurzony na Stylesa. Jak jeszcze nigdy wcześniej. Gdy chłopaki przedstawili mi ich wersję rozmowy na temat Lou... Dobrze, że byłem daleko od szpitala. Inaczej Harry wczoraj dostałby takie kazanie, że nawet jego pokrzywdzony stan by mu nie pomógł. "Pieprzony amant..." Ale teraz też nie zamierzałem mu odpuścić. Wprawdzie złość mi już trochę przeszła, ale kurwa tylko trochę. Przeciwnie do tych dwóch lalusiów ja nie zamierzałem się cackać z pamięcią Harry'ego. "Nie będzie tu sobie przy mnie lecieć w kulki..." I z wielkim postanowieniem ogarnięcia jego uporu, dosłownie wparowałem do jego sali.
"Kurwa, na korytarzu, gdy nie widziałem go pokiereszowanego było to o wiele łatwiejsze..." pomyślałem, widząc przyjaciela, który nadal tonął w pościeli jakiś taki bezbronny. Ale przynajmniej nabrał kolorów. No i się uśmiechał. "Czyli do dzieła..."
- I chociaż jeden normalny... - stwierdził ni z tego, ni z owego, patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem. "Ale nie ze mną te numery..."
- Nie leć sobie w kulki, Styles. - z impetem usiadłem na krześle obok jego łóżka. Aż zaskrzypiało w proteście, ale to akurat było moim najmniejszym problemem. "Uważaj Harry, teraz masz się skupić..." - Co ty robisz.?
- Leżę. - Hazz zmarszczył brwi, patrząc na mnie jak na idiotę. "Ja ci dam idiotę, kretynie... Więcej domyślunku..."
- Do cholery widzę, że nie tańczysz. - obruszyłem się. - Serio pytam.
- Ale o co ci chodzi.?
- Swift.? - prawie się zaplułem, wypowiadając to nazwisko. Cała akcja z tą... dziewuchą nadal wkurwiała mnie wyjątkowo. Naprawdę nie mogłem pojąć jak po tym wszystkim on mógłby się nią w jakikolwiek sposób ekscytować. "No tak, miał luki w pamięci... Cholera." - Tylko to cię interesuje.? - dopytałem, próbując na wszelkie sposoby uniknąć wyrzutów sumienia. A pojawiły się takie, gdy tylko znów dopadł mnie widok wszystkich uszkodzeń Stylesa. Cierpiał, cholera, cierpiał. A ja mu jeszcze miałem dowalić... "Tomlinson, nie rozklejaj się..." - Masz chłopie NA-RZE-CZO-NĄ.! - wycedziłem, nie wiem czy bardziej przez złość, czy ściśnięte z żalu gardło. "Nie pękaj..." - Tym mógłbyś się zainteresować. - zakończyłem efektownie, z odpowiednim natężeniem oburzenia w głosie. "Trzymaj tak dalej..."
- Serio Tomlinson.? - Harry natychmiast wykrzywił się w jakimś zagniewanym grymasie, na dokładkę zaplątując ręce na piersi. "Gówniarz. Pokiereszowany, ale nadal gówniarz." - Chcesz mi mówić co mam robić.? - prychnął jeszcze, zupełnie jak jakiś pięciolatek oburzony szlabanem na wychodzenie. "I jak ja mam z nim normalnie rozmawiać.?"
- A mam jakieś wyjście.? - uniosłem się, jak zwykle w nerwach, zaczynając gwałtownie gestykulować. - Odpierdzielasz tu jakieś szopki. Migasz się jak przed torturami. Powiedz, ta wiedza cię boli.? - spojrzałem na niego uważnie, oczekując najbardziej oczywistej odpowiedzi w takiej sytuacji. Ale jego reakcja wprawiła mnie w zwyczajne osłupienie. "O kurwa..."
- Tak. - kiwnął głową. - Właśnie tak. To mnie cholernie przytłacza. - przeczesał włosy palcami jakimś takim panicznym gestem. Nie spodobało mi się to. Cholernie mi się to nie spodobało. A jakby tego było mało, wzbudziło to we mnie niewyobrażalne wyrzuty sumienia. "Kurwa, kurwa, kurwa. Pięknie Tomlinson." - Wszyscy oczekują, że będę się zachowywał dokładnie tak samo jak przed wypadkiem. A ja nic nie pamiętam.! - krzyknął ni z tego, ni z owego, a te wszystkie sprzęty obok niego zaczęły się wydzierać. "No tylko tego mi tu jeszcze brakowało..." pomyślałem, obserwując ze ściśniętym sercem każdy ekranik, który migał, ale kompletnie nic mi to nie dało. "No i czemuś debilu nie poszedł na medycynę.? Mógłbyś to teraz rozszyfrować..." - To jest do cholery pięć lat. Pięć długich lat. 1827 dni, policzyłem dokładnie. - zaznaczył. "Kiedy on do cholery zdążył to policzyć.?" "Chwila... czyli, że próbuje się znaleźć gdzieś w czasie.?" "Kurwa, on o tym myśli.!" ucieszyłem się, czując nagle dziwną siłę i nadzieję. - Wiesz ile przez ten czas ważnych rzeczy się wydarzyło.? - Harry spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, jakby wiedział, że to tym bardziej działa na moje poczucie winy. "Spryciarz." - I każda z nich mogła mnie ukształtować inaczej.
- Pieprzysz. - stwierdziłem, starając się, żeby mój głos zabrzmiał odpowiednio ostro. Co było trudne w momencie, gdy coś rozdzierało mnie od środka. "Współczucie dla Harry'ego, nazywaj rzeczy po imieniu..."
- Słucham.? - Harry zaskoczony, zamrugał kilka razy powiekami.
- Pierdolisz głupoty. - wyjaśniłem innym sposobem. Hazz tylko prychnął lekceważąco, przewracając oczami. - Migasz się. Nie wiem czemu, ale tchórzysz. - pokręciłem głową, jakby to miało mi pomóc w zrozumieniu jego sytuacji. Nie pomogło. Nadal współczucie mieszało mi się z wkurzeniem. "I jak mam to rozegrać.?"
- To ty pieprzysz. - Styles mruknął ostro, a te pikawki wokół niego znowu się uruchomiły. "Styles, kurwa, uspokój się, bo nie wiem co zrobię, jak mi tu dostaniesz jakiejś zapaści..." - To moja sprawa co chcę sobie przypomnieć, a czego nie. - zaznaczył głośno, patrząc na mnie uważnie. "Tomlinson, jesteś bezmyślny..." - Nie naciskaj na mnie do cholery.
- A mam inne wyjście.? - spytałem, jakoś tak bez większego przekonania. Ale wystarczył głęboki oddech, żeby cały mój upór wrócił. "Nie wykręcisz się tak łatwo, Styles..." - Zamknąłeś się. To trzeba cię otworzyć. - wzruszyłem ramionami, ostatecznie krzyżując ręce na piersi.
- Psycholog się znalazł. - Hazz mruknął pod nosem, patrząc na mnie kątem oka. "Jeszcze chwila i dojdzie do rękoczynów..." - Pokaż mi papierek, to pozwolę ci wydawać opinie i zajmować się moją pamięcią.
- Poznaliście się w hotelu. - rzuciłem pierwszym lepszym skojarzeniem, które mogłoby go naprowadzić na jakikolwiek trop Louisy. "Może to, kurwa, zadziała..." - Wrąbałeś się jej w telefon.
- Wiem. - dosłownie burknął, patrząc na mnie tak, jakby chciał mi przywalić cegłą w mózgoczaszkę. - I co z tego.?
- Nie chciała się z tobą umówić. - skoro już zacząłem temat, postanowiłem nie dać za wygraną. "Grunt to odpowiednie podejście..."
- Oj, przestań. - Hazz jęknął tylko, znowu przeczesując dłonią grzywkę w ten dziwny sposób.
- Próbowałeś ją podejść, ale nie miałeś pomysłu jak.
- Naprawdę nie chcę tego słuchać.
- Jest jedynaczką.
- Tomlinson, głowa mnie boli. - przytknął dłoń do czoła, robiąc przy tym zbolałą minę. "Nie łam się, panienko..."
- Pracuje w schronisku dla zwierząt.
- Co.? - zdziwił się ostro, patrząc na mnie z zaciekawieniem. "No, nareszcie..." - Ty serio.? - pisnął jeszcze, coraz bardziej zaintrygowany, sądząc po tym pozbawionym inteligencji wyrazie twarzy. "I tu cię mam, złotko..." - Z tego da się wyżyć.?
- Najwyraźniej się da. - wyszczerzyłem się jak głupi, czując taką ulgę, że z miejsca poczułem się dwadzieścia kilo lżejszy. I jednocześnie naładowany energią do dalszych działań. Bo skoro już miałem jego uwagę... "Styles, szykuj się na wielkie przypominanie..." - Jeszcze na początku jeździła z nami w trasy, ale strasznie ją bolało, że wszystko opłacasz. Potem zaczęła studia, chciałeś jej pomóc, ale ona kazała ci się... - zawahałem się, nie wiedząc jak odpowiednio ująć w słowa ich wielką ścinę. Bo tej burzy normalnie nie dało się opisać... "Dobrze Styles, że tego nie pamiętasz..." - uspokoić. - zakończyłem łagodnie, skupiając się na tych bardziej weselszych chwilach między nimi. Na kłótnie jeszcze przyjdzie czas...
- No i dlaczego.? - Styles widocznie wkręcił się w temat, marszcząc brwi w geście zamyślenia. "Zaczął o niej myśleć..." - Skoro niby byliśmy razem... - "Ja ci dam kurwa niby..."
- Nawet ze zwykłymi prezentami miała problem. - wyjaśniłem, automatycznie uśmiechając się na wspomnienie dziewczyny. Kiedy jednak dotarło do mnie, że ona nadal leży nieprzytomna kilka sal obok i wcale nie zanosi się na poprawę... "Kurwa, kurwa, kurwa." - Taki typ człowieka. - wzruszyłem ramionami, próbując odciągnąć od siebie nieprzyjemne myśli. Ale jak już tam się zagnieździły, mogiła. "Kurwa, Tomlinson, nie pomyślałeś tego..." - Może bała się, żebyś nie pomyślał, że jest z tobą tylko dla kasy.
- A była.? - Harry spojrzał na mnie czujnie, zupełnie jakby chciał się dopatrzeć odpowiedzi w gestach. No jakbym miał mu tu skłamać.!
- Serio Styles.? - uniosłem się, czując się urażony za Louisę. Bo on tu ją na moich oczach oskarżał o materializm.! "Co za idiota..." pomyślałem, machinalnie zaciskając szczękę.
- Najpierw się czepiasz, że nie pytam, teraz się rzucasz bo pytam. - Hazz zirytowany przewrócił oczami. - Zdecyduj się.
- Nie, do cholery. - pisnąłem, powracając do gwałtownego gestykulowania. Musiałem mu przecież jak najwierniej opowiedzieć o dziewczynie, a to w jakiś niewyjaśniony sposób mi pomagało. Nie mogłem tego spieprzyć, po prostu nie mogłem... - To najbardziej bezinteresowna osoba jaką znam. - zmarszczyłem brwi, widząc mało zainteresowaną minę Hazzy. "Znowu Styles...?"
- Dobrze wiedzieć... - westchnął nieobecnie, a mnie opuściło całe pozytywnie nastawienie. Znowu byłem w czarnej dupie... "Musisz być do kurwy nędzy taki oporny, debilu.?" - No na co czekasz.? - spytał nagle, z niepewnym uśmiechem. "Ym.?" - Dawaj dalej. Muszę chyba coś o niej wiedzieć, nie.? - wyszczerzył się, a mi znowu jakby kamień spadł z serca. "Dobrze, że nie prosto na jaja..."
- Nareszcie. - westchnąłem, rozsadzając swój tyłek wygodniej na krześle. I układając ręce przed sobą, przygotowałem się na dłuższy monolog... "Oby się opłaciło..." - Więc... jest Polką. - zacząłem, bo właściwie od czegoś musiałem. A nagle wszystkie przygotowane wcześniej wersje uciekły mi z łepetyny. - Do Anglii przyjechała za pracą. Na początku robiła za kelnerkę, w schronisku działała tylko charytatywnie, ale ją wywalili, więc musiała przyjąć pracę w schronisku. Eeem... - zawahałem się, nie wiedząc już co mógłbym mówić. "Normalnie jak nigdy..."
- Mówiłeś, że studiuje... - Hazz sam się doprosił o temat. I to było jak miód na moje skołatane ostatnio serce. "Nareszcie działasz normalnie, przyjacielu."
- Dziennikarstwo. - kiwnąłem głową. - Czaisz paradoks.? Ty jesteś celebrytą, ona prawie reporterką. - zaśmiałem się pod nosem, widząc na wpół zszokowaną, na wpół nie rozumiejącą minę Stylesa. - Trochę się to gryzie, zwłaszcza odkąd zaczęła ten bezpłatny staż w jakimś tanim tabloidzie, ale jakoś dawaliście radę.
- A jak chłopaki na nią zareagowali.?
- Niall z Zaynem mieli problem, bo dziewczyna nienawidzi fajek. - stwierdziłem, przywracając w umyśle wszystkie momenty, kiedy chłopaki musieli rezygnować z kurzenia. I nie byli z tego powodu wielce zadowoleni... "To były czasy..." - I musieliśmy ograniczyć też przekleństwa, bo ma na nie uczulenie. - wykrzywiłem się, licząc w myślach każdy raz, kiedy musiałem się przy niej gryźć w język. - A Liam się ucieszył, że już nie będzie ostatnim abstynentem na świecie.
- A ty.? - Harry spojrzał na mnie uważnie, że aż poczułem się dziwnie głupio. Więc mimowolnie spuściłem łeb, wzdychając głęboko.
- Ja... Sam nie wiem.
- To chociaż twoje pierwsze wrażenie... - Hazz jęknął prosząco, a ja musiałem się wysilić, żeby przypomnieć sobie nasze pierwsze spotkanie.
"Ale czego nie robi się dla przyjaciół..."

*

Impreza zalatywała nudą. Kilkoro starych znajomych, parę mniej mdlejących fanek, trochę alkoholu i do groma muzyki. Niby przepis na dobrą zabawę, ale schemat był już tak oklepany, że... no właśnie. Ile można się wydurniać, upijać i bajerować panny.? Niby cały czas, ale...
"Kurwa, Tomlinson, starzejesz się. Stajesz się starym, pierdzącym dziadem z obwisłym tyłkiem, który narzeka na wszystko co go otacza..."
Nie mogłem na to pozwolić, za żadne skarby. Dla rozgrzewki wlałem więc w siebie kolejny łyk piwa, licząc, że jakoś mnie rozruszył. I chyba podziałało, bo uśmiechnąłem się, kiedy zobaczyłem stojącego w kącie Zayna z piwem w ręku, który bacznie obserwował jakąś rudą pannę przy barze. "No ciekawe..."
Natychmiast ruszyłem do przyjaciela. I żeby nie było, że się skradam, rąbnąłem go z całej siły w tyłek, oznajmiając swoje nadejście. Chłopak tylko przewrócił oczami i spokojnie upił łyk piwa.
- Stary... - zacząłem konspiracyjnym tonem, nachylając się do przyjaciela, żeby mógł mnie usłyszeć. - Ani to nie jest Pezz, ani ty nie jesteś Harrym, żeby wiecznie ślepić za innymi. - skinąłem głową na laskę przy barze, którą wciąż bezwstydnie lustrował spojrzeniem. - Ogarnij się, człowieku. Albo chociaż wyjaśnij kim jest ta laska... - westchnąłem, widząc, że mój apel i tak nie działa.
- Laska, której Hazz rozwalił komórkę na dzień dobry. - Zayn spojrzał na mnie jakimś dziwnie mętnym spojrzeniem, a już po chwili obdarzył interesującą historyjką o tym jak Harry staranował biedną pannę, a kiedy chciał od niej wyciągnąć jakiś kontakt, zwyczajnie mu zwiała. "To się nazywa godna postawa..."
- Czyli mówisz, że dzięki temu, że teraz tu siedzi, może to być przyszła dziewczyna Hazzy.? - podsumowałem jego opowieść, łącząc ją z zaistniałą sytuacją. Styles najpierw prawie pozbawia dziewczynę życia, a teraz ona zwyczajnie siedzi przy barze i tylko czeka, aż nasz amant znów do niej podbije. "Kurde, jakie to było... właśnie w stylu tego debila..."
- Bardzo prawdopodobne. - Zayn wzruszył tylko ramionami, popijając piwo.
- No to trzeba ją poznać... - korzystając z tego, że stałem trochę za Malikiem, popchnąłem go w kierunku baru. "Bo to mogło być zabawne..."
- O nie, nie wciągniesz mnie w to. - zatoczył się, uwalniając się z mojej niewoli i stając obok ze zdegustowaną miną. - Zrobiłem z siebie już wystarczającego kretyna. Nie pytaj. - uciął, gdy już prawie otworzyłem usta, żeby zapytać. Ale w takiej sytuacji wolałem zachować milczenie...
- Okej, idę sam. - wzruszyłem ramionami, celując w niego oskarżycielsko palcem wskazującym. - A ty żałuj. - wyminąłem go, podążając prosto do panny Harry'ego. I z kroku na krok zaczynałem mu chyba zazdrościć. Bo nie dość, że ruda (więc pewnie i zadziorna), zgrabna i z pewnością atrakcyjna, to na tym swoim kobiecym barku prezentowała całkiem sensowny tatuaż. "Kurwa, ona zdecydowanie nie powinna zakładać publicznie bluzek, które zsuwają jej się z ramienia..."
- Cześć. - usiadłem obok niej, posyłając swój najbardziej czarujący uśmiech. I sądząc po rumieńcach, podziałało.
- Heeeej. - dziewczyna dziwnie przeciągnęła to słowo, ale zabrzmiało to nawet uroczo. "Tomlinson, uważaj..."
- Jestem Louis. - wyciągnąłem do niej dłoń, czekając dłuższą chwilę na jej reakcję. Kiedy jednak pozbawiła twarz zdziwionego wyrazu, uściskała delikatnie moją rękę. Ledwo wyczuwalnie, bo ledwo dotknęła mojej skóry, a już się wycofała. "Jak spłoszona antylopa..."
"I gdzie tu rudy temperament.?"
- Em. Louisa. - uśmiechnęła się niepewnie, zgrabnym gestem zakładając włosy za ucho. "Jezu, jak to wyglądało..."
- Całkiem nieźle to brzmi, co.? - zaśmiałem się, czując całkiem podatny grunt do wypróbowywania granic mojej bezczelności. - Gdybyśmy mieli być razem, znajomi dostaliby bzika. Ale nie myśl, ja mam dziewczynę. - sprostowałem. I sam nie wiem czemu, ale musiałem to powiedzieć na głos. "Pamiętaj o El..." - Poza tym słyszałem, że Styles stracił dla ciebie głowę.
- Słucham.? - nadzwyczajnie długie rzęsy dziewczyny zawachlowały w jakimś hipnotyzującym tańcu. "Cholera... Ona miała... oczy..."
"Jakie to błyskotliwe, Tomlinson."
- Harry. - chrząknąłem, znowu szczerząc się jak debil. To pomagało. - Taki i kręcony, i pokręcony. Strasznie wolno gada, zazwyczaj o kotach...
- Wiem kim jest Harry Styles. - przerwała mi w pół słowa. "Czyli jednak temperament też miewała..." - Wiem kim jesteś ty, znam One Direction. Nie rozumiem jedynie o czym konkretnie do mnie mówisz. - zmarszczyła czoło, patrząc na mnie wyczekująco. "Oddam cały swój majątek temu, kto mi powie jaki kolor miały jej oczy..."
- Chciałem tylko poznać dziewczynę, która spławiła Stylesa. - wzruszyłem ramionami, starając się nie patrzeć jej prosto w oczy. To zdecydowanie było zgubne. - Teraz będę mógł się nad nim pastwić.
- Wspaniały z ciebie przyjaciel. - dziewczyna zaśmiała się cicho, ale nad wyraz dźwięcznie. Nawet to w jakiś sposób było uwodzicielskie... "Kurwa, Tomlinson, po imprezie pakujesz się w samochód i pędzisz do El. Robisz się chłopie dziwnie napalony..."
- A powtórzysz to reszcie.? - postanowiłem jednak nie dać po sobie nic poznać i jak zwykle zgrywać idiotę. - Bo dziwnym trafem wcale tak nie uważają... - dodałem, powodując kolejne parsknięcie śmiechem z jej strony. - Rozumiem, że nie jesteś fanką. - sypnąłem, ni stąd, ni z owąd, nie chcąc dać się ponieść jej urokowi.
- Gapnąłeś się po tym, że nie krzyczę ci w twarz, nie płaczę i nie histeryzuję.? - Ruda przekrzywiła głowę, zupełnie jak jakiś kociak, uśmiechając się w zadziwiający sposób. "Kurwa, niech mi ktoś wykręci numer do Els..." 
- Nieładnie naśmiewać się z naszych fanek, wiesz.? - zmarszczyłem jednak brwi, próbując jakimś cudem okazać oburzenie. No ale... - No dobra, zachowanie cie zdradziło. - uśmiechnąłem się.
- Znam wasze piosenki, kojarzę działalność, ale na koncert już się nie dopchałam. - wyjaśniła, obracając się twarzą do baru. I jakby chcąc mnie dobić, zaczęła krążyć palcem po obrzeżach szklanki do połowy opróżnionej z soku pomarańczowego. "Przestań." - I raczej nie chcę się równać z tymi naprawdę oddanymi fankami.
- Święta racja. - całą siłą woli oderwałem wzrok od jej dłoni, wpatrując się centralnie w jej czoło. Było najbardziej neutralne... No i nie było, że ją ignorowałem, czy coś. - A ten akcent.? - spytałem, wyłapując obce głoski nieudolne przykryte brytyjskim akcentem. "Mimo wszystko urocze."
- Jestem z Polski. - wyjaśniła, uśmiechając się do mnie delikatnie zza linii włosów. Które po chwili założyła za ucho tą swoją magnetyczną dłonią. "I już rozumiem czemu dziadek zawsze mi powtarzał, że Polki są najładniejsze..."
- Kojarzę. - kiwnąłem tylko głową, nadal szczerząc się jak głupi. - Wasza reprezentacja piłkarska jest zupełnie do kitu.
- Dzięki. - Ruda zaśmiała się przez zmarszczone czoło. Ha, to dopiero było połączenie...
- Tylko mówię prawdę. - wzruszyłem niewinnie ramionami, próbując się usprawiedliwić wzrokiem. "A bycie w jej łaskach zdecydowanie było tym, czego teraz pragnąłem..."
- Koniec. - zupełnie znikąd, między nami wylądował Styles. Trzasnął dłońmi o blat między mną a Rudą, patrząc wrogo to na mnie, to na nią. "Kurwa, ten to ma wyczucie czasu..." - I tak z nią nie pogadasz. Ona nawet nie mówi po angielsku. - rzucił do mnie czymś, czego nawet nie zrozumiałem (bo przecież po jakiemu ja z nią właśnie gadałem.?), ale zanim zdążyłem zapytać, już odwrócił się do dziewczyny. - A ty go nie słuchaj. On jest trochę walnięty. - w ramach sprzeciwu rąbnąłem go w ramię. "Bo nie będzie mnie tu ciołek obrażał..." - I to nawet nie trochę. - zmarszczył czoło, pocierając obolałe miejsce. "Ha.!"
- Słuchaj kolego, robię to, na co ciebie nie było stać, więc przestań się rzucać. - zaprotestowałem, próbując jakoś się usprawiedliwić przed samym sobą. "Bo przecież wcale nie jestem zauroczony dziewczyną, którą Hazz TAK lustruje wzrokiem..."
- Masz dowód. - "... i TAK się do niej uśmiecha."
"Kurwa, szczęściarz, no."
- Sorry, stary, ale my tu sobie kulturalnie rozmawialiśmy, a ty bezczelnie wparowałeś między nas. - pomimo całej wewnętrznej rozterki postanowiłem nadal zgrywać debila, żeby w żadnym przypadku któreś z nich się nie zorientowało co mi właśnie chodziło po głowie. - Więc powiedz mi skarbie czemu się tu lenisz, zamiast jak wszyscy szaleć na parkiecie. - zwróciłem się do Rudej gdzieś ponad ramieniem Hazzy, szczerząc się szeroko.
- Zgrywam znudzoną, żeby wyrywać facetów. - Ruda również wychyliła się delikatnie zza ramienia Stylesa. I miałem ochotę dziękować geniuszowi, który umieścił blat baru w tak strategicznym miejscu, że gdy dziewczyna się o niego oparła, dekolt jej bluzki się odchylił, ukazując całkiem niezłe... kształty. "Styles, zboczeńcu, chociaż ty się tam nie gap..." - Jak widać działa. - dodała po chwili, zmuszając zarówno mnie, jak i tego napaleńca do spojrzenia na jej twarz. "Jakby to teraz było takie łatwe..."
- Sprytnie, bardzo sprytnie. - westchnąłem, odsuwając od siebie wszystkie niepotrzebne myśli o tym tatuaży, który krył się gdzieś w jej dekolcie. "Co ja bym dał, żeby odkryć tę tajemnicę..." Ale widząc ciekawski wzrok Hazzy, poszukującego odpowiedzi na tą samą zagadkę, wiedziałem, że nie pozostało mi nic innego jak zapytanie go o to później. "Lepsze coś, niż nic." - Ale skoro już jednego złapałaś na ten swój genialny urok, to może skorzystalibyście z okazji i poznali bliżej na parkiecie.? - zaproponowałem, widząc, że ani jedno, ani drugie nie ma siły na zrobienie pierwszego kroku. "Leniwce..." "Ale od czego był wujek Tommo..." - Harry jest fantastycznym tancerzem. - złapałem go za ramię, jakbym miał go co najmniej prezentować na jakiejś wystawie. "Każdy sposób dobry..."
- Harry też potrafi mówić. - Styles tylko się oburzył, wyrywając rękę z mojego uścisku.
- Zamknij się. - syknąłem, posyłając mu ostrzegawczo-rozbawione spojrzenie. Przecież ja mu tu właśnie ustawiałem randkę.! Trochę wdzięczności mi się należało... "Zwłaszcza, że panna była... wow."
- Sorry, nie tańczę z facetami, których ledwo znam. - ...w zachowaniu też nie szczędząc w pikanterii. Ten jej charakterek coraz bardziej mi się podobał. "I to się miało marnować na tego idiotę..." pomyślałem, widząc ten głupi uśmieszek na gębie Stylesa. "Jak ja miałem mu pomóc, skoro on sam się nie starał.?"
- Ludzie i po krótszej znajomości robią ciekawsze rzeczy. - zaznaczyłem, usiłując odwrócić uwagę dziewczyny od idiotycznego wyrazu twarzy Stylesa. "Tak się nie wyrywa panien, człowieku..."
- Czy to jest jakaś propozycja trójkąta.? - Ruda tylko zmarszczyła brwi w zabawny sposób. "Nieźle."
- A jest jakaś szansa.? - wyszczerzyłem się natychmiast, rzucając odpowiednie spojrzenie Stylesowi. Jego mina było co najmniej bezcenna... "Co za naiwniak."
- Nie. - dziewczyna odparła szybko. A rozczarowanie na gębie Stylesa było jeszcze bardziej zabawne.
- Zawsze warto spróbować. - wzruszyłem ramionami, znowu przybierając najbardziej niewinną minę, na jaką było mnie stać. I podziałało. Dziewczyna parsknęła śmiechem, zarzucając przy okazji włosami. "Hm, pomarańcze.?" Ciekawy zapach...
- Wiesz co.? - zanim jednak zdołałem się wypowiedzieć na temat moich obserwacji, Hazz złapał laskę za rękę i trochę wbrew jej woli podciągnął do góry. - Serio stąd chodź. Wolę, żebyś nie słuchała jego gadania... - puścił ją przed sobą, kierując się tuż za nią na parkiet. Z niejaką zazdrością patrzyłem jak  ten geniusz prawie przytula się do jej pleców, starając się coś szepnąć dziewczynie na ucho, a Ruda śmieje się radośnie w odpowiedzi. Kiedy jednak głowa Stylesa odwróciła się w moją stronę, posyłając mi wdzięczny uśmiech, wszystko we mnie ucichło.
"No... I teraz było dobrze."



3 komentarze:

  1. Postać jest magiczna. Serio. Ja bym się w niej zakochała.
    Masz cięty język i pomysł, a to się chwali. Nie wiem czemu nikt tu nie komentuje, może jestem za bardzo do tyłu z rozdziałami, ale naprawdę czółko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Która postać.? Bo tu jest ich dużo... :)
      2. Nie mam ciętego języka. Dialogi piszę tak o. Dla draki :). Większość to i tak moje wymiany zdań z innymi ludźmi :).
      3. Pomysł jest, ale i tak nie mój. Ja się tylko inspiruję :).
      4. Opowiadanie zostało przeniesione, wcześniej pisałam je na innym blogu :).
      5. Dziękuję za kolejne komplementy. Liczę na jeszcze :). Widzisz, rozpieściłaś mnie :)

      Usuń
  2. Super opowiadanie, ale dalej nie wiem co to za film. Mozliwe że nigdy go nie oglądałam i to dlatego. Ale w sumie to dobrze że nie wiem co to za film bo wtedy pewnie gorzej by mi się czytało to opowiadanie, a tak jest bardzo wyciągające. Jak sobie wyobrażam harry'ego w prostych włosach to aż mi się smutno robi bo w koncu to jego "znak rozpoznawczy" no ale bywa. A co do charakteru louisa w twoim opowiadaniu to jest super właśnie tak go sobie wyobrażam jako zwariowanego przyjaciela Harrego i wkurzają mnie opowiadania w których louis jest poważny, albo kłóci się z Hazzą. Pewnie jeszcze skometuje pod jakimś rozdziałem, ale nic nie obiecuje bo jestem na telefonie i trochę nie wygodnie się dodaje komentarze. :***

    OdpowiedzUsuń