środa, 19 lutego 2014

15.

Po prostu. Kolejny nieprzemyślany rozdział. Mam nadzieję, że przez niego nikt nie zwątpi w sens czytania fanfictions... Przepraszam za niego.

PIĘTNAŚCIE.



- Naprawdę nie wiem czy chcę tam wchodzić. - westchnąłem, gdy Eve siłą przyciągnęła mnie pod drzwi sali Harry'ego i ostentacyjnie popchnęła mnie w ich kierunku. I chociaż wcześniej jakoś nie miałem jak się opierać, tak teraz użyłem wszystkich swoich sił i zostałem na miejscu. Patrząc jak Eve coraz bardziej się wkurza... "Ale naprawdę musiałem...?"
- Teraz tchórzysz.? - usłyszałem jej zirytowany ton i czując dziwny ścisk w mostku obserwowałem jak jej oczy mrużą się ostrzegawczo. "Uważaj Horan..." - Stoisz już pod drzwiami, wystarczy jeden krok.
- I co ja mu powiem.? - pisnąłem, patrząc na dziewczynę z błaganiem w oczach. "No pozwól mi stąd iść..."
- Będziesz go wspierać. - usłyszałem jej rozkaz i aż westchnąłem z bezsilności. "Co za uparta...!" - No już, nie czaj się. - złapała mnie za ramię i odwróciła przodem do drzwi.
- Idź pierwsza. - natychmiast się wyrwałem i szybko wycofałem, stając za dziewczyną. W razie, gdyby chciała się wyrwać, przezornie położyłem jej dłonie na ramionach, blokując tym samym jakiekolwiek jej ruchy.
- Ale... - próbowała jakoś zaprotestować, sądząc po jej minie, niezadowolona z takiego obrotu sytuacji. Poza tym próbowała się wyrwać, ale na szczęście to ja byłem tym silniejszym.
- Idź pierwsza. - powtórzyłem, łokciem otwierając drzwi między próbami przytrzymania Eve. "Ale nie ze mną te numery..."
- On mnie nie... - nim skończyła, kopnąłem nogą uchylone drzwi, tak, że otworzyły się na całą szerokość. Niewiele myśląc popchnąłem dziewczynę do wnętrza sali. I z korytarza spokojnie obserwowałem jak wpada tam, próbując zachować równowagę. A potem patrzy najprawdopodobniej na Harry'ego, kryjąc zmieszanie za niepewnym uśmiechem. - Cześć. - rzuciła w końcu, dziwnie trzęsącym się głosem.
- Hej.? - do moich uszu dotarł zdziwiony ton Harry'ego. "Jej też przecież nie pamiętał..." Ale zanim sytuacja zaczęła się zacieśniać, postanowiłem stąd spadać. Więc niepozornie zacząłem się wycofywać. "Byle do wyjścia..."
- Chodź, debilu. - niestety, Eve w sekundę zauważyła moją chęć ucieczki i natychmiast złapała mnie za ramię. "Nie, nie, nie..." Ociągałem się jak mogłem, ale i tak nie miałem z nią szans. Wcaiągnęła mnie do sali siłą, jakby moje opory miała za nic. I przezornie zamknęła za mną drzwi, prowadząc mnie za rękę na drugi koniec sali. Do Harry'ego.
"Harry'ego..."
Bałem się na niego spojrzeć. Bałem się odezwać. Bałem się zrobić cokolwiek. "Co ja tu do cholery robiłem.?!" Sam nie wiedziałem. Jedyne, co kołatało mi się w głowie to chęć ucieczki. Nie wspominając o tych wszystkich reakcjach mojego mózgu na ten przeklęty ból w klatce piersiowej, który był odpowiedzią na wszystkie wyrzuty sumienia. "Niech mnie ktoś stąd zabierze..."
Sytuacja robiła się coraz bardziej niezręczna. Nikt nie śmiał się odezwać, w pokoju panowała ogłuszająca cisza. Która tylko spowodowała większy ścisk w moim żołądku. I chociaż jeszcze przed chwilą jakoś trzymałem się psychicznie radości, tak teraz nagle wszystko ze mnie uciekło. "Kurwa..." Mogłem tylko stać, nie ruszać się i powtarzać w myślach, że oto przede mną leży właśnie Styles. Pokiereszowany, z dziurą w pamięci. A ja nawet nie mam odwagi, żeby go przeprosić... "Tchórz." Eve niespodziewanie znacząco dźgnęła mnie łokciem między żebra, wyrywając mnie z odrętwienia. Zabolało, ale i tak nie zareagowałem. Nie miałem w sobie dość siły, żeby zrobić cokolwiek.
- Normalnie nie wierzę... - niespodziewanie usłyszałem rozbawiony ton Harry'ego i coś w mostku nieprzyjemnie mnie zapiekło. "On... mówił." Automatycznie podniosłem wzrok, patrząc na niego niepewnie. I nawet poczułem ulgę, widząc jak się uśmiecha. - Niall z dziewczyną... - pokręcił głową z niedowierzaniem, pocierając podbródek, jakby nad czymś intensywnie myślał. - Przepraszam, że cię nie kojarzę, ale rozumiesz. - zwrócił się do Eve, szczerząc się bardziej. - Bóg mi rozum odebrał za głupotę. - stwierdził, a mnie te słowa dosłownie uderzyły w twarz. "Bo gdyby nie ja..."
- Średnio to zabawne. - dziewczyna zgromiła go spojrzeniem, biorąc mnie pod rękę i ściskając mocno za ramię. "TAK, JA WIEM.!" Ale nadal nie miałem pojęcia co mógłbym powiedzieć...
- Odnoszę wrażenie, że nie bardzo się lubiliśmy, co.? - Hazz zmarszczył brwi, patrząc uważnie na dziewczynę, zaraz jednak przenosząc wzrok na mnie. - Coś ty jej o mnie nagadał, zdrajco.? - rzucił z udawaną pretensją. I chociaż wiedziałem, że żartował, mimowolnie skuliłem się w sobie i natychmiast opuściłem głowę. "Nie jestem na to gotowy..." - Boże, ona cię zastrasza, czy jak.? - Harry westchnął nerwowo. - Co ty mu dziewczyno robisz.?
- Nie chcesz wiedzieć. - Eve wzruszyła przelotnie ramionami. A Harry niespodziewanie wybuchnął śmiechem. Donośnym. Zaraźliwym. Mimowolnie się uśmiechnąłem, chociaż wcale nie miałem ochoty. I jednocześnie poczułem jak dziwne ciepło rozpływa się po moim wnętrzu. "On rzeczywiście żyje... I jest taki sam..." Nie powiem, trochę mnie to zaskoczyło. Sam nie wiem czego na dobrą sprawę się spodziewałem, ale na pewno nie tego, że on będzie taki... Normalny. Jakby nic się nie stało. "Ale jednak się stało..." 
- Sorry, wiem, że to dziwne, ale... - Harry zaczął niepewnie, przeczesując palcami włosy. - Nie wiem jak masz na imię. - stwierdził, a po jego minie można było zauważyć, że naprawdę mu głupio z tego powodu. "I to wszystko ja..."
- Jestem Eve. - dziewczyna uśmiechnęła się w miarę przyjaźnie. Ale kiedy znów spojrzała na mnie, zaczęła ciskać piorunami. "No co..." Przecież i tak nie miałem się tu z czym wtrącić...
- To jakiś skrót.? - Harry na szczęście zainteresował się nią, uwalniając mnie od odpowiedzialności nawiązywania z nim kontaktu. "Tak, niech sobie z nią rozmawia."
- Evelyn.
- Evelyn... - powtórzył, uśmiechając się głupkowato, po czym tylko pokręcił głową. - W życiu bym się nie spodziewał... - westchnął i spojrzał na mnie niespodziewanie. - Nialler, jak tyś tego dokonał.? - spytał z rozbawieniem, wzbudzając kolejną falę wyrzutów sumienia. "Niech to już się skończy..." - Wiem. - usłyszałem nagle dziwnie podejrzany ton i zdążyłem zauważyć jak Hazz szczerzy się wymownie. - Podzielił się z tobą jedzeniem. To był jego sposób na podrywanie dziewczyn.
- Podrywanie dziewczyn.? - Eve automatycznie się zainteresowała, patrząc na mnie wymownie z miną że-co-ty-do-cholery-śmiałeś-robić... "No to po mnie..." Czując się jak przyłapany, chociaż przecież nie miałem powodu, tylko opuściłem głowę i westchnąłem ciężko. Mimo wszystko nadal jednak czułem uważny wzrok dziewczyny na czubku mojej głowy. Więc odważnie podniosłem głowę i spojrzałem na Stylesa. Szczerzył się. Był rozbawiony. "Debil..."
- Jak się czujesz.? - zapytałem niepewnie, czując coś podejrzanego w gardle. Dziwnie mi było do niego mówić. Ale to wydawało mi się o wiele rozsądniejsze niż wdawanie się w tamten temat i słuchanie potem pretensji. "Ale i tak się nie wywinę..." pomyślałem, widząc naprawdę zirytowane spojrzenie dziewczyny.
- Nieźle. Już prawie nic mnie nie boli. - Harry uśmiechnął się szczerze, dzięki czemu naprawdę mogłem uwierzyć w jego słowa. I z miejsca poczułem się pięć kilo lżejszy. "Boże..." - No może plecy, bo muszę cały czas leżeć. Niby to wydaje się fajne, ale wszystko w nadmiarze szkodzi. - dopowiedział, krzywiąc się nieznacznie i przewracając oczami. Ale ledwo mnie to obeszło. "Było mu już lepiej..."
- Lekarze nie pozwalają ci jeszcze wstawać.? - Eve zapytała z troską, chociaż doskonale wiedziałem co dokładnie ma na myśli. Bo chociaż geniuszem nie byłem, wcale nietrudno się było domyśleć, że dziewczyna czekała na moment aż Harry w końcu będzie w takim stanie, przynajmniej fizycznym, żeby móc odwiedzić Lou. Zresztą, nie tylko ona...
- Niestety. - westchnął, wzruszając ramionami. - Ale co poradzić... Trochę dostałem, a lekarze chyba wiedzą co robią. Muszę jakoś to wytrzymać. Na nudę i tak nie narzekam. - uśmiechnął się, poprawiając na łóżku i zakładając ramiona przed sobą. - Rano mama, potem wy.
- A Taylor.? - dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem. "Ohoooo, aluzje..." Automatycznie odsunąłem się od niej o kilka kroków, by w razie ewentualnej wymiany zdań wyjść z tego cało.
- Przyszła zapytać jak się czuję. - Harry'emu chyba zapomniało się jak trzeba zachowywać się przy kobietach, ponieważ niczego się nie domyślił. - Miło z jej strony, prawda.? - stwierdził, a ja tylko przewróciłem oczami. "No super miło..." I czemu każdy się krzywi, jak tak mówię.? - Harry natychmiast wyłapał moją reakcję.
- Możemy nie odpowiadać na to pytanie.? - Eve uśmiechnęła się do niego niewinnie. - Nie chcę się denerwować.
- Ostatnio zacząłem sie zastanawiać po co mi znajomi, skoro i tak nikt mi nie chce o niczym mówić. - chłopak obruszył się, prawie wydymając wargi z niezadowolenia.
- Po prostu zmień temat.
- Jak się poznaliście.? - Hazz wyszczerzył się nagle. "Weź tu człowieku nadążaj za takim..." - Chcę wiedzieć. Wszystkie szczegóły. Brudne. - napotkał nieprzyjemne spojrzenie Eve i wzruszył ramionami. - No co, rzadko można było zobaczyć jak Horan bajeruje panny...
- Nikt tu nikogo nie bajerował. - dziewczyna jeszcze bardziej się zirytowała.
- Musiał. - zmarszczył brwi, zamyślając się chwilę. - To było w barze.? Na imprezie.? Koncert.? Wywiad.? Pracujesz z nami.? Jesteś niańką Theo.? W sklepie.? Na ulicy.? Na lotnisku.? - wymieniał z prędkością światła, więc nawet nie do końca mogłem zrozumieć o czym mówi. Ale sądząc po kręceniu głowy Eve i tak z niczym nie trafiał. - No to jak.? - rzucił w końcu z niezadowoleniem, siadając nagle prosto.
- Chciałeś się pobawić w swatkę. - dziewczyna wyjaśniła spokojnie, a jej oczy zabłyszczały smutkiem. Byłem pewny, że pomyślała o Lou. "Kurczę..." Niewiele myśląc przysunąłem się bliżej niej i objąłem ją w talii.
- My znaliśmy się wcześniej.? - Harry zdziwił się szczerze, lustrując Eve spojrzeniem od góry do dołu. Jakby znowu widział ją po raz pierwszy.
- Tak jakby.
- Jak.? - zaciekawił się.
- Mieszkałam z Lou. - Eve westchnęła jeszcze bardziej smutno. "Nieee..." - Często cię widziałam. Czy bardziej słyszałam...
- Oh... - Harry nagle stracił cały entuzjazm, opadając leniwie plecami na poduszki. I omijając nasze spojrzenia, wbił wzrok przed siebie. - Jesteście...?
- Znamy się od liceum. - weszła mu w słowo i kiwnęła głową.
- Też jesteś z Polski.? - zdziwił się poważnie. - Nawet nie słychać akcentu... - stwierdził, ewidentnie licząc na to, że temat odejdzie od Lou. Ale ani ja nie zamierzałem się odzywać, ani Eve pomagać Harry'emu. A kiedy się w tym zorientował westchnął ciężko i na moment przymknął oczy. "Kurczę.." - Razem postanowiłyście wyjechać.?
- Nie, Lou w ogóle nie miała tego w zamiarze. - Eve pokręciła głową i posmutniała jeszcze bardziej. A mi coraz bardziej się to nie podobało... "Niech już skończą..." - Em. Po prostu chciała się stamtąd wyrwać. - dodała, zakładając niepewnie ręce przed sobą. W reakcji przytuliłem ją tylko mocniej. A zanim dyskusja zaczęła dalej pogrążać obie strony, drzwi do sali nagle się otworzyły i do środka wparował stosunkowo młody facet w białym kitlu. "On był doktorem Harry'ego...?!" Kiedy jednak zauważyłem jego przyjemny uśmiech, jakoś automatycznie mu zaufałem. "Musi chyba wiedzieć co robi, skoro tu pracuje..."
- O proszę, a pan Styles znowu z gośćmi. - stwierdził wesoło, podchodząc do łóżka Harry'ego i zdejmując z jego oparcia jakąś kartę, w którą wlepił wzrok. Poważny wzrok. "Cholera, to nie wróżyło nic dobrego..." - Co pan robi, że drzwi się nie zamykają.? - zanim się jednak spostrzegłem, lekarz znowu uśmiechnął się promiennie i spojrzał przelotnie na Harry'ego.
- Ja nic. - chłopak natychmiast odwzajemnił gest, poprawiając się na łóżku. - To oni płaczą z tęsknoty. - kiwnął głową na mnie i na Eve.
- Ja bym z nim osobiście nie wytrzymał. - doktor natychmiast spojrzał w naszym kierunku, krzywiąc się znacząco.
- Słyszałem. - Hazz oburzył się udawanie, co spotkało się ze śmiechem ze strony doktora. "Chyba zdążyli się już zaprzyjaźnić" przemknęło mi przez myśl i wywołało dziwną zazdrość gdzieś w środku.
- Bardzo mi przykro, ale niestety muszę państwa przeprosić. - lekarz odłożył kartę na miejsce i spojrzał na nas rozbawiony. - Pan Styles i ja umówiliśmy się na małą randkę. Nie zapomniał pan.? - zwrócił się do Hazzy.
- No jakbym mógł... - chłopak tylko wyszczerzył się durnowato. "Okej..."
- Em... To na razie... - Eve wykazała się większym wyczuciem, gdyż uśmiechnęła się do Harry'ego, zaczynając się wycofywać z sali. Oczywiście ciągnąc mnie za sobą. - Do widzenia. - pożegnała się jeszcze z lekarzem i już sekundę później znaleźliśmy się na korytarzu.
- No co.? - spytałem, czując na sobie wkurzony wzrok dziewczyny.
- Świetnie go wsparłeś. - pokręciła tylko głową, wkurzona wyprzedzając mnie i idąc dwa kroki przede mną.
- Nie miałem pojęcia co mówić. - wzruszyłem ramionami, pakując dłonie do kieszeni. I czując rozlewające się wewnątrz mnie poczucie winy. "Bo naprawdę nic mu nie powiedziałem..."

*

Miałem w głowie kompletny mętlik. A poza tym za grosz pojęcia jak go uporządkować... Po tych wszystkich wizytach nasuwało mi się tyle pytań, a nikt nie chciał mi na nie odpowiadać. Każdy się migał, jakbym po usłyszeniu prawdy miał zaraz umrzeć. Ale ja przecież tylko chciałem się dowiedzieć... O własnej przeszłości... Nie mogli do cholery niczego przede mną ukrywać. "A jednak ukrywali..." Westchnąłem ciężko, przejeżdżając sobie dłońmi po twarzy, żeby jakoś pobudzić się do myślenia. Kiedy jednak znów wbiłem spojrzenie w biały sufit nade mną i wsunąłem ręce pod głowę, nie czułem się inaczej niż przed tym wszystkim. Nadal byłem przytłoczony. I niedoinformowany... "Ktoś mi musi w końcu powiedzieć. Albo sam się dowiem..." Zanim jednak dobrze to postanowiłem, drzwi do pokoju otworzyły się ze skrzypnięciem i do środka wpadła łuna rażącego światła z korytarza. Natychmiast podniosłem się na łokciach i mrużąc oczy spojrzałem w tamtym kierunku. "Mama..."
- Ja tylko na chwilę. - zaczęła, trzymając w garści klamkę. Zupełnie jakby naprawdę za sekundę miała odejść. "Super, nawet własna matka nie chciała ze mną gadać..." - Gemma dzwoniła. - oznajmiła z delikatnym uśmiechem. - Udało jej się w końcu wyrwać. Zapowiedziała się na jutro.
- Mamo.? - rzuciłem, zanim całkiem zniknęła mi z oczu. I nie mogła udawać, że nie słyszała... Chociaż sądząc po jej westchnięciu i niezbyt zadowolonej minie, gdy wracała do sali, zorientowałem się, że naprawdę wolałaby stąd uciec. - Możesz mi po prostu powiedzieć o co chodzi.? - wypaliłem, władczo zakładając przed sobą ramiona. "Teraz już nie odpuszczę."
- Skarbie... - mama westchnęła tylko i z lekkim wahaniem w końcu podeszła do mojego łóżka. Jak zwykle siadła na krześle i delikatnie pogłaskała mnie po głowie. "No czy ja jestem kotem.?" - Jak głowa.?
- Nie mam pięciu lat. - odsunąłem się z pretensją, patrząc na nią uważnie. Posmutniała, wzdychajac ciężko.
- Po prostu martwię się o ciebie. - stwierdziła z bólem, wzruszając ramionami. I natychmiast zrobiło mi się przykro. "Coś debilu narobił.?!" - Sama już nie wiem co mam ci mówić. Przyzwyczaiłam się, że mój syn tak wydoroślał, a tu nagle znowu mam pajaca.
- Dzięki... - mruknąłem z udawaną pretensją, chociaż nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Mama również się uśmiechnęła, ale sztucznie. W dodatku zaraz posmutniała. "Niedobrze..."
- To trochę ciężkie, zwłaszcza, że...
- ...jej nie pamiętam. Tak wiem. - dokończyłem za nią, przewracając oczami. "Wałkowaliśmy to tyle razy..." Ale skoro już wypłynął ten temat, postanowiłem go użyć do własnych celów. "Ona nie mogła być przecież taka idealna..." - Często do niej chodzisz...
- Martwię się o nią. - uśmiechnęła się smutno i sięgnęła po moją dłoń, błądząc kciukiem po jej wierzchniej części. "Naprawdę musiała ją lubić..." - Tak samo jak o ciebie. - dodała, upewniając mnie w tym przekonaniu.
- Więc czemu nikt od niej... - zacząłem, gdzieś w środku czując dziwne podekscytowanie przepełnione nadzieją na jakiś ewentualny defekt. "Może..."
- Jej rodzice nie żyją. - mama spuściła wzrok i nerwowo przejechała dłonią po czole. - Ona właściwie nie ma rodziny. - wyprostowała się i westchnęła smutno.
- To... przykre. - mruknąłem niepewnie, nie wiedząc do końca co mógłbym więcej powiedzieć. "Niech mnie ktoś stąd po prostu zabierze..."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz