środa, 19 lutego 2014

04.


- To jak to jest z nim dokładnie.? - spytałem, patrząc na lekarza uważnie. Wyglądał tak strasznie poważnie, że sam nie wiedziałem czy kiedykolwiek chociaż otarł się o żart. Czy w ogóle o kogokolwiek się ocierał... "W takich chwilach o takich pierdołach... Nieładnie, Tomlinson, nieładnie." - Wczoraj mówił, że wszyscy wyglądają starzej. - "Nie ma to jak dobra zmiana tematu, żeby wyciszyć własne wyrzuty sumienia..."
- Wygląda na to, że pan Styles zatrzymał się w którymś momencie. - doktorek wyjaśnił tym swoim poważnym tonem. Nie spodobał mi się... Wolałem tego doktorka prowadzącego. Ale skoro już mnie tu wytypowali na dowiadywacza, musiałem się skupić. "Tylko jak, skoro tam Harry po prostu sobie znowu wrócił do żywych.?" - Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. - "No to kto kurwa jak nie Ty.?!" - Każdy mózg reaguje zupełnie inaczej na różne sytuacje, widocznie mózg pana Stylesa wybrał taką linię obrony.
- Wiadomo w jakim momencie się zatrzymał.? - spytałem po prostu, starając się zachować jak najwięcej spokoju. "Harry tam żyje... Harry tam żyje... Harry tam żyje..." "Boże, czy naprawdę muszę tu siedzieć zamiast być tam z nim.?"
- Wczorajsza konsultacja nie pomogła mi niestety tego ustalić. - doktorek rzucił tym swoim poważnym głosem, a ja miałem ochotę pacnąć go w twarz. "Czy on w ogóle ma jakieś kwalifikacje.?" - Nie znam pana Stylesa na tyle dobrze, by wiedzieć jakie zdarzenie odbywały się w którym momencie. A pan Styles nie potrafi operować datami. - wzruszył tylko ramionami. "SERIO.? Stać go na takie odruchy.?". A potem przeleciał wzrokiem po mnie i po Ann siedzącej obok. "Weź facet tak nie szalej..." - Gdyby państwo pomogli mi to ustalić, byłbym bardzo wdzięczny.
- Czy on utknął już na zawsze.? - wtrąciła Ann, zanim zdążyłem odezwać się chociażby słowem. "O matko, nadal się przejmowała." - W sensie czy zacznie sobie przypominać.? - spytała tak drżącym głosem, że miałem ochotę przytulić ją bez ostrzeżenia. "No ale to było sensowne pytanie."
- Naprawdę nie jestem w stanie na odpowiedzieć. - doktorek powrócił do tego swojego poważnego tonu. Aż mnie krew zalała. - Mózg jest bardzo nieprzewidywalnym i delikatnym organem. - "Takie puste gadanie możesz sobie wsadzić." - Każdy przypadek jest inny. - "Mówisz o moim przyjacielu, kolego. Skończ z medyczną gadką." - Musimy po prostu odczekać trochę czasu i obserwować. - "No ty sobie chyba jaja ze mnie robisz..."
- A co my mamy robić przez ten czas.? - zacisnąłem pięści najmocniej jak się dało, starając się powstrzymać ich ochotę, żeby wylądować na jego twarzy. "Cholera, to takie trudne."
- Myślę, że powoli zacząć mu o wszystkim opowiadać. - doktorek odpowiedział sucho. "Czy ty wiesz gościu, że mówisz w ogóle o człowieku.?" - Tylko prosiłbym o umiar, chłopak jest jeszcze trochę w szoku. Nie można przesadzić z informacjami. Najlepiej by było podawać mu te, o które sam zapyta. Na samym początku wolałbym, żeby to nie były jakieś wielkie zmiany, tylko jakieś drobne wspomnienia z jego udziałem. Najlepiej jakieś wesołe. - "A tu człowieku mnie zaskoczyłeś..." - Musimy uważać na jego umysł.
- A gdy zapyta o Louisę.? - głos Ann zabrzmiał tak cicho, że miałem wrażenie, że coś mi się przewidziało. "Biedulka... Co ona musiała czuć.?" W akcie zrozumienia ścisnąłem mocno jej dłoń. A delikatny uśmiech wdzięczności był najlepszym wynagrodzeniem jakie kiedykolwiek otrzymałem.
- Cóż... Proszę nie odmawiać. - doktorek wzruszył ramionami. - Pan Styles ma prawo do własnej przeszłości.

*

Miałem wrażenie, że znalazłem się w samym środku Powrotu do przyszłości, czy innego durnego filmu o podróżach w czasie. Jakby zupełnie bez powodu wyrzuciło mnie pięć lat do przodu. Po prostu poszedłem spać jako osiemnastolatek a budzę się mając już dwadzieścia trzy. Czy to nie było porąbane.? Nie wiedzieć zupełnie nic o tym co robiło się pięć lat własnego życia.? Żadnych wspomnień, żadnych odniesień, żadnych rzeczy, żadnych wydarzeń, żadnych osób. Kompletne zero. A nie. Sorry. Bolała mnie głowa. Czyli jednak coś się tam kotłowało. Szkoda tylko, że w taki nieprzyjemny spokój... "Na dłuższą metę idzie się przyzwyczaić..."
Za to zupełnie nie mogłem się przyzwyczaić do myśli, że... no właśnie... To było tak idiotycznie absurdalne i niedorzeczne, że prawie zakrawało o jakiś dowcip. Serio, miałem wrażenie, że to kolejny wkręt chłopaków. I to jeden z tych najgłupszych jaki mogli wymyślić. Ale widząc ich skrępowanie... no i te wszystkie obrażenia... Naprawdę wolałbym uwierzyć w ich głupotę, ale nie potrafiłem...
"Masz chłopie narzeczoną. Przyzwyczaj się do tego."
Ale to tak mąciło mi w głowie...
Bo gdyby nas coś naprawdę łączyło tak łatwo by mi z głowy nie wyleciała, prawda.?
"No właśnie..."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz