wtorek, 29 kwietnia 2014

32.


Poczułem jak Perrie mocniej ściska moją dłoń. Szybko odwróciłem głowę w stronę dziewczyny i aż sapnąłem, widząc jej przejmującą powagę. Niby nic dziwnego, w ostatnich dniach cholernie rzadko się uśmiechała. Ale jeszcze minutę temu była podekscytowana wizytą u Rudej. Prawie rozniosła ściany szpitala, kiedy kobieta w recepcji pozwoliła nam odwiedzić Lou. "Więc co ją nagle dopadło...?" Zmarszczyłem brwi, wolną ręką pocierając kark. Bałem się zapytać. Zmiany nastrojów u lasek były przerażające. Człowiek nigdy nie mógł wiedzieć z czym panna może nagle wyskoczyć. Nie mogłem jednak po prostu iść obok niej i udawać, że nic się nie stało. Westchnąłem więc na odwagę, przygotowując się na najgorsze.
- Co to znowu za mina? - spytałem w końcu. Perrie natychmiast podniosła głowę i zamrugała kilka razy.
- Bo co ja jej powiem...?
- Na razie jest nieprzytomna, nie musisz nic mówić. - zaproponowałem z nieśmiałym uśmiechem. Dziewczyna westchnęła w odpowiedzi i przewróciła oczami.
- Zayn, ja nie po to tu przyszłam, żeby się na nią popatrzeć. Kto wie, może ona wszystko słyszy... - Perrie ucięła, zatrzymując się gwałtownie. Więc i ja przyhamowałem, podążając spojrzeniem za jej zdziwionym wzrokiem. Ale nawet mnie nie zdziwiło, że Niall z Louisem szarpią się pod drzwiami do sali Louisy, ciągnąc się za ubrania i chujając się szeptem. "I co to niby miało być?"
- Nie szyszaj na mnie. - usłyszałem wściekły głos Louisa, który wciskał się między Nialla a drzwi. "Chcę w ogóle wiedzieć...?" Zagubiony wzrok Pezz powiedział mi, że jednak chcę.
- Ćpaliście coś? - rzuciłem głośno. Chłopaki zamarli w sekundę i równocześnie odwrócili głowy w moją stronę. A potem wyprostowali się i w pośpiechu zaczęli otrzepywać swoje ubranie. - Dorwaliście się do szafki z lekami? - dociekałem. - Przyznać się.
- Ha ha ha, posikałem się ze śmiechu. - Louis wykrzywił się, przewracając oczami.
- Serio stary, to nie było zabawne. - Niall dziwnym trafem poparł Tomlinsona. A potem posłał mu podejrzane spojrzenie. Automatycznie zerknąłem na Perrie, mając nadzieję, że chociaż ona coś z tego zrozumiała. Jednak sądząc po minie - nic a nic. "Czyli trzeba to jednak olać..."
- To wchodzicie czy nie? - rzuciłem. - Chcieliśmy odwiedzić Lou.
- Co? Nie! - Horan pisnął jak panienka, pełnym przerażenia wzrokiem patrząc na Lou. A potem rzucił się na drzwi, przytulając się do nich całymi plecami. - Tam nie można! - ściszył głos, kręcąc głową. "No dobra, gdzie jest oddział psychiatryczny...?"
- Niby dlaczego? - zmarszczyłem bardziej czoło, starając się zachować spokój.
- Bo Hazz tam siedzi. - usłyszałem. Nagły dreszcz przeszedł przez całą długość mojego kręgosłupa.
- Co?! - wrzasnąłem, wytrzeszczając oczy na każdego po kolei, licząc na wyjaśnienia. "Co tu się do kurwy wydarzyło i czemu nikt mi nie powiedział?!"
- Nie dzwoniłeś do niego? - Louis posłał blondynowi zdziwione spojrzenie.
- Cholera, wiedziałem, że miałem coś jeszcze zrobić. - Nialler trzepnął się z otwartej ręki po głowie. Ale z chęcią bym mu poprawił. Pięścią.
- Jak mogłeś do mnie ciulu nie zadzwonić?! - nie mogąc się powstrzymać, wyrwałem się z uścisku Pezz i pomimo jej ostrzegawczych spojrzeń, podszedłem do Horana, strzelając go po tym zakutym łbie.
- Jesteś ostatni na liście, nie zdążyłem do ciebie dojść. - dekiel od razu zaczął masować się po głowie i na wszelki wypadek odsunął się kilka kroków.
- Żebym ja cię kiedyś przypadkiem nie przeoczył... - prychnąłem, zakładając ręce przed sobą.
- Ej, nie ma tak. - blondyn wyprostował się. - Wiem co planujesz, a na ślub i tak przyjdę.
- Chyba na darmowe procenty... - Louis zaśmiał się pod nosem. I chociaż bardzo się powstrzymywałem, uśmiechnąłem się wbrew sobie. "Trafiony, zatopiony." Miałem nawet coś dopowiedzieć, kiedy drzwi sali Lou otworzyły się gwałtownie i stanął w nich zdębiały Harry.
- A wy tu co? - spojrzał po kolei na nas wszystkich, coś raczej niezadowolony. Automatycznie wymieniłem z chłopakami zdezorientowane spojrzenia, najdłużej patrząc jednak na Pezz.
- My... - zaczęliśmy chórem, ale żaden z nas nie miał pomysłu co dalej. "No przecież nie wsypię tych idiotów, że chcieli go popodglądać..." Zresztą, gdyby nie wyszedł, sam bym się do nich przyłączył. Problemu to jednak nie rozwiązywało, więc tkwiliśmy w przeciągłym 'yyyyyyyyy' całe wieki. Aż Perrie postanowiła się odezwać.
- Chciałam odwiedzić Lou. To chyba nie problem, prawda? - stwierdziła przyjaźnie, uśmiechając się lekko do Harry'ego. Jednocześnie czułem ulgę i wkurwienie. Uśmiechanie do Stylesa nie wróżyło niczego dobrego... 
- I oni wszyscy cię tu przywieźli, tak? - na szczęście Hazz w ogóle nie zwrócił na to uwagi, nie ustępując w podejrzliwym spojrzeniu.
- No pewnie! - Niall z Louisem zaśpiewali natychmiast. Aż przejechałem dłonią po twarzy. "Ta, Styles na pewno to łyknął..."
- A ty już ten...? - mruknąłem dla odciągnięcia go od tematu, wskazując na drzwi.
- Idę się czegoś napić. Zaraz wracam. - Harry ruszył przed siebie, po chwili robiąc obrocik. - Niall, kopsnij się do mnie na chwilę... - skinął głową na blondyna, a ten pognał za nim jak na skrzydłach. Od razu wymieniłem z Louisem odpowiednie spojrzenie. "Bo nas to już nie warto wołać, tak?"

*

- Sorry, stary. - rzuciłem, kiedy tylko zrównałem się z Harrym i razem zaczęliśmy iść w bliżej nieznanym mi kierunku. Miałem nadzieję, że nie prowadzi mnie w jakieś zadupne miejsce, żeby tam mi spokojnie i bez świadków oddać.
- Za co? - usłyszałem po chwili zdziwiony głos Hazzy. Od razu zmarszczyłem brwi.
- Że ci wpieprzyłem. - chrząknąłem, z nerwów masując kark. Automatycznie opuściłem głowę, chyba bojąc się spojrzeć na Stylesa. Ale i tak po chwili na niego zerknąłem, bardziej ciekawy jego reakcji. "Bo jak dostać to z godnością, nie jak tchórz." 
- Ja nie po to. - Styles tymczasem machnął ręką. "I tak by mi to łatwo uszło...?" Zmarszczyłem czoło, w uwadze przyglądając się twarzy kumpla. - Za to to ja się akurat najmniej gniewam. - stwierdził. Od razu wyszczerzyłem się jak głupi. "No tylko po co chciał ze mną gadać i ciąga mnie w podejrzane miejsca?" - Słuchaj... - westchnął, zatrzymując się nagle obok jakiegoś automatu z napojami. - Gadałem z Gems. Powiedziała mi dużo ciekawych rzeczy.
- Jakich? - głośno przełknąłem ślinę. Nie podobał mi się ani surowy ton Harry'ego, ani ta jego zmarszczka na czole. "Będzie drama..."
- Że zaczęliśmy się sypać. - usłyszałem. Od razu przypomniałem sobie słowa Louisa, że w razie czego mam się wykręcać. Nie wiedziałem tylko jak. Otworzyłem więc usta, patrząc na Hazzę kompletnie bezradnie. - Nie kręć, Liam mi wszystko potwierdził. - Styles prychnął natychmiast.
- To czego chcesz ode mnie? - założyłem ręce przed sobą. Harry w odpowiedzi westchnął i niespodziewanie zaczął grzebać po kieszeniach. Po chwili wyciągnął z niej jakieś drobniaki, podszedł do automatu i wziął z niego puszkę coli. Opierając się barkiem o bok maszyny, otworzył napój i w końcu łaskawie na mnie spojrzał.
- Mówiłeś, że dzwoniłem do ciebie po wypadku. - stwierdził, powoli upijając łyk coli. Nie wiem dlaczego ale w pewien sposób mnie to przeraziło. To było... za bardzo opanowane. Harry zazwyczaj nie bywał taki spokojny. No chyba, że... "Oho..."
- Mhm. - kiwnąłem szybko głową, żeby wydusić z niego jak najwięcej. Wolałem się już niczego nie domyślać.
- Dlaczego? - usłyszałem. - No podobno nie gadaliśmy.
- Wy nie gadaliście. - sprostowałem, czując dreszcz na plecach. "Boże, czemu ja muszę o tym znowu myśleć..." Westchnąłem ciężko, na moment opuszczając głowę. - Naprawdę starałem się to jakoś skleić, ale nie dawałem rady. Pojedynczo było nieźle, jak się wszyscy spotykali, wszystko się pieprzyło.
- Dlaczego? - "Znowu..." Zacisnąłem szczękę, czując, że jeszcze jeden raz i szczerze znienawidzę to słowo.
- Zayn chciał rocznej przerwy. - wyjaśniłem krótko, przypominając sobie tę ciężką rozmowę. A potem tą drugą. I aż ścisnęło mnie za serce. - Ty też o tym myślałeś. - niepewnie spojrzałem na Hazzę.
- Serio? - zdziwił się, powoli opuszczając rękę, w której cały czas trzymał colę.
- Obaj jesteście zaręczeni, chcieliście się ustatkować. Zayn się żeni za miesiąc. - palnąłem bez zastanowienia, obserwując jak oczy Hazzy rozszerzają się ze zdziwienia. "Durniu..." Na wszelki wypadek postanowiłem nie przerywać gadania... - Bał się, że w trasie małżeństwo nie przetrzyma. Jak rzucił pomysłem przerwy, tak się nagle wszyscy na wszystkich poobrażali. Gorzej niż w przedszkolu. Louis podkurwił się najbardziej, dwa dni przed tym wypadkiem gadał z górą o odejściu. - "Ta, geniuszu, bo to lżejsza wiadomość..."
- To aż tak? - Harry niepewnie podrapał się po głowie.
- Serio zapowiadało się na koniec. - wzruszyłem ramionami, próbując nie zagłębiać się w to wszystko. - Ale to już przeszło. - stwierdziłem, sam nie wiedząc kogo chciałbym tym pocieszyć. Czy Harry'ego, czy może bardziej siebie. - Od wypadku żaden się nawet słowem o tym nie zająknął. - dodałem, po czym zapadła cisza. Cholerna, dzwoniąca mi w uszach cisza. Aż mnie ścisnęło w żołądku. "No Hazz, powiedz coś..." Chociaż z drugiej strony nie byłem pewny czy chciałem usłyszeć co Harry może mieć do powiedzenia, skoro ma tak poważną minę.
- I czemu ja się dowiaduję o tym dopiero teraz? - Styles w końcu wbił we mnie swoje spojrzenie. Przełknąłem ślinę ze zdenerwowania, odwracając wzrok.
- Nie chcieliśmy...
- Cię denerwować. Głupie gadanie. - przewrócił oczami, znowu powoli podnosząc puszkę do ust. A kiedy ją odsunął, wyszczerzył się niespodziewanie. - Ale dzięki. - stwierdził, wesoło. Odetchnąłem z ulgą.
- Jak chcesz pogadać to wiesz... - rzuciłem, starając się, żeby nie zabrzmiało to zbyt dennie.
- Wiem. - Harry szybko kiwnął głową i ruszył spod automatu znowu w stronę sali Lou. A przechodząc obok mnie, lekko poklepał mnie po ramieniu. Poczułem się całkiem doceniony...

*

- Pezz poszła sama? - usłyszałem znikąd głos Hazzy i automatycznie odwróciłem się w jego stronę, przerywając gadaninę z Malikiem.
- Chciała mieć chwilę dla siebie. - Zayn wyjaśnił szybko, szczerząc się jak dureń. Mi tam wcale do śmiechu nie było. Zwłaszcza kiedy Horan pojawił się zza rogu. "Ciekawe o czym tak nadawał tam z Harrym..." Zaplotłem łapska przed sobą, posyłając mu pytające spojrzenie. Ten tylko wzruszył ramionami. "Niech ja go tylko dorwę w ciemnym miejscu..." Pokręciłem głową, obserwując jak Niall jak gdyby nigdy nic, z durnym uśmiechem na twarzy podchodzi do Malika i zaczyna z nim o czymś rozmawiać w najlepsze. Posłałem im nienawistne spojrzenie, zastanawiając się czemu Zayn jest tak durny, żeby o nic nie dociekać, kiedy nagle poczułem coś ciepłego na karku. Coś jak oddech.
- Chciałeś odejść, idioto? - usłyszałem za uchem, a kiedy wykręciłem głowę zobaczyłem Stylesa. Rozbawionego. "No kurwa, szalenie zabawne..." Miałem ochotę wyrwać Niallowi jaja. Przecież się kurna umawialiśmy, że nic Hazzie nie mówimy. "No ale skoro już wiedział..."
- Ty też chciałeś. - zaznaczyłem, czując złość na myśl o tamtej dyskusji. "Nigdy więcej." - Pierdolę zespół, gdzie cię nie ma.
- Oooo, tęskniłbyś? - Hazz wyszczerzył się szerzej, przybierając durnowatą minkę.
- Marz se dalej. - prychnąłem, odwracając głowę. Ale mimo wszystko nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Bo miał rację. Bez niego... Bez któregokolwiek by mnie chyba wysuszyło z tęsknoty. Ale oni nie musieli o tym wiedzieć.
Zanim się zorientowałem, Hazz zgrabnie wskoczył w rozmowę tamtej dwójki. A kiedy i ja zorientowałem się, że gadają o jakimś ostatnim meczu, dyskusja rozbrzmiała na dobre. Jeden napierdalał przez drugiego i to nie dlatego, żeby przekazać coś innym, tylko żeby inni nie mogli wcisnąć słowa. Takie były zasady, nie można było dać się zagadać. Zdążyłem poczuć się tak, jakby żadne chujowe kłótnie nie weszły nam w paradę, kiedy kątem oka zauważyłem jak Pezz stoi przy drzwiach i patrzy na nas szeroko otwartymi oczami. Przymknąłem się, a zaraz za mną i inni.
- Coś nie tak? - Harry odezwał się pierwszy.
- Dawno was nie widziałam razem. - Perrie uśmiechnęła się szeroko, już po chwili podchodząc do Zayna i łapiąc go pod ramię. "Że też im się to nie znudzi..." - Prawie jak starzy wy.
- Ja ci dam starych... - wyciągnąłem dłoń, żeby pogrozić jej palcem.
- No! - Malik od razu rąbnął mnie po łapie. - Bo ci te paluszki poprzetrącam. - zaznaczył. Zmarszczyłem brwi, masując obolałe miejsce i gromiąc debila spojrzeniem. "Boże, gorzej niż baba..."
- Louisowi zaczyna odwalać na punkcie wieku, nie. - Nialler zaśmiał się nagle, więc i w niego wbiłem odpowiedni wzrok. - Bo mu zmarszczka wyskoczyła. - zarechotał, a w ślad za nim cała reszta. Przewróciłem oczami.
- Nic mi nie wyskoczyło... - westchnąłem cierpliwie. Jednak Hazzy to nie przekonało, bo zbliżył się do mnie z tą swoją gębą i mrużąc oczy, zaczął lustrować mi twarz. - Co się gapisz, durniu! - wrzasnąłem, szybko zaciągając kaptur swojej bluzy aż pod sam nos. Bo to było krępujące, nie żeby coś. Ale im i tak nie trzeba było więcej, już po chwili prawie tarzali się ze śmiechu po podłodze. - Gdzie Payno? - szybko zmieniłem temat dla świętego spokoju.
- U mnie. - Hazz odezwał się szybko i dopiero po chwili zaczął myśleć. - Chyba... - zmarszczył czoło, po czym wzruszył ramionami. - Jak wychodziłem to jeszcze spał.
- U ciebie? - podjąłem temat, patrząc na niego uważnie. "Co Liam niby u niego robił? SAM...?"
- Mhm. - Styles kiwnął głową. - Pomagał mi wczoraj ułożyć taką jakby oś mojego życia. Ze zdjęć. - usłyszałem. Od razu wymieniłem spojrzenia z chłopakami, a potem zgodnie wbiliśmy w Hazzę podkurwiony wzrok. - No co? - obruszył się szybko.
- Jego poprosiłeś, tak? - prychnąłem. - A my?
- Chciałem zdjęć, on je miał. Samo wyszło.
- Samo wyszło. - obniżyłem głos, parodiując Stylesa. Ten tylko przewrócił oczami.
- Nie dokończyłem jej. Jak chcecie, możecie wpaść wieczorem. - zaproponował, szczerząc się jak debil.
- Teraz to sobie możesz wsadzić zaproszenia w...
- Zamknij się. - Zayn wszedł mi w słowo, po czym uśmiechnął się do Hazzy. - Przyjdziemy. Tylko podaj czas.
- O 18 kończą się odwiedziny, po 19 pewnie w końcu dam się wywalić... 20? - spojrzał na nas z pytaniem. Niall z Malikiem ochoczo pokiwali głowami. Mi się jakoś nie chciało. - To ja wracam. - Hazz zrobił mały krok w stronę wejścia do sali Louisy, po czym zatrzymał się i spojrzał na nas niepewnie. - Chyba, że...
- Idź, idź. - Horan szybko go przegonił. Zanim mrugnąłem, Styles już zniknął za drzwiami, więc cały mój podkurw wylądował na Niallu. - No co, nie można go zniechęcać. - blondyn wzruszył ramionami i ruszył w kierunku wyjścia. Zayn z Pezz zaraz za nim. To i ja ruszyłem dupę, ślimacząc się za grupką i intensywnie myśląc o tej jawnej zdradzie Harry'ego. "On mnie seryjnie olał..."
- Nie zaprosił mnie, czaicie? - poskarżyłem się na głos, patrząc z bólem po każdym z zebranych. I nie doczekałem się żadnego współczucia. "Kumple, cholera jasna." - Swojego najlepszego kumpla... - pokręciłem głową. Grupka spojrzała na mnie z podejrzliwością.
- No nie przesadzaj. - Horan prychnął tylko.
- Ja przesadzam? Ja? - wskazałem na siebie ręką, dla dodania dramaturgii. - Mieszkał u mnie przez prawie pół roku, to chyba coś znaczy. - powiedziałem o wiele za głośno jak na szpital i kilka mijanych osób się za mną odwróciło. - Wiecznie przyłaził do mnie z problemami, nie dawał spać po nocach. I teraz nawet nie zaprasza do siebie, tak? Przepraszam. - rzuciłem na jednym tchu, kiedy niespodziewanie ktoś mi wlazł pod nogi.
- No ja myślę. - usłyszałem dziewczyński głos. Zaintrygowany odwróciłem się za nim, ale zauważyłem tylko oddalającą się sylwetkę. Nic więcej. Chłopaki od razu podjęli głupawkę, nabijając się, że dostałem kosza. Olałem ich i tak, jeszcze raz odwracając się za laską. Bo byłem pewny, że już gdzieś widziałem ten tyłek... "Tylko gdzie?"

piątek, 25 kwietnia 2014

31.


Coś trzasnęło mi koło głowy, skutecznie wyrywając mnie ze snu. Poczułem na plecach porażający chłód, więc szybko sięgnąłem po kołdrę, która ledwie przykrywała mi tyłek, naciągając ją pod samą szyję. Wtuliłem się w łóżko i przesunąłem bardziej na jego środek, chcąc objąć mojego skarba i z przyjemnością pospać dalej. Niestety, zamiast ciepłego ciała dziewczyny, moja ręka napotkała tylko pustkę... "A ją gdzie wcięło o tej porze?" Zupełnie na oślep zacząłem szurać ręką po łóżku, próbując znaleźć telefon. Chciałem tylko sprawdzić godzinę, ale oczywiście nigdzie go nie było, mimo, że wieczorem wsunąłem go pod poduszkę. "Wymorduję wszystkie krasnoludki, co mi w nocy rzeczy przestawiają, słowo daję..." Poczułem się kompletnie bezsilny, więc postanowiłem zasięgnąć pomocy.
- Luluś... - mruknąłem ospale, licząc, że dziewczyna gdzieś się tu kręci. Przecież szafki same z siebie by tak nie trzaskały... Ale nie pomyliłem się.
- Hm? - usłyszałem po chwili nieprzytomne mruknięcie. Skojarzyłem, że była czymś strasznie pochłonięta. Ale naprawdę nie chciało mi się sprawdzać czym. Poza tym miałem swoją misję...
- Łóżko zjadło mi telefon... - poskarżyłem się, znowu przejeżdżając ręką po kompletnej pustce. "Coś to łóżko mnie nie lubi..."
- Trochę w lewo. - dziewczyna na szczęście postanowiła ze mną współpracować. Od razu wystrzeliłem z ręką dalej od siebie. Ale znowu nic. "No i co ona mi tu gada...?!" - Drugie lewo. - westchnęła cierpliwie. Od razu zmieniłem kierunek. - I do góry. - usłyszałem jeszcze, a chwilę później do moich uszu dotarł trzask kolejnymi drzwiczkami. Zignorowałem to, skupiając się na wymacaniu telefonu. I udało mi się! Szybko zgarnąłem sprzęt w garść i przeniosłem przed twarz. Podniosłem lekko głowę, otwierając jedno oko, po czym odblokowałem klawiaturę, żeby móc przyjrzeć się zegarowi na górze. I aż jęknąłem.
- Siódma... - sapnąłem, zamykając gwałtownie oczy. Natychmiast rąbnąłem głową o poduszkę, odkładając telefon gdzieś na bok. "Co za nieludzka godzina..."
- Możesz jeszcze spać. - usłyszałem głos Lou, poprzetykany jakimiś szmerami.
- Nie mogę. - mruknąłem niewyraźnie, bo z gębą w poduszce. Więc przekręciłem głowę w kierunku dźwięków i ostrożnie otwierając oczy, zaspanym wzrokiem spojrzałem na Lou. Która jeszcze w piżamie, składającej się jedynie z jakiejś mojej starej koszulki, grzebała po półkach w szafie. Uśmiechnąłem się po nosem, obserwując jej wciąż rozkudlone po nocy włosy i mleczną skórę ramienia, odkrytego przez zsuwającą się koszulkę. "No i czemu ona taka była tam, a nie tu przy mnie?" - Co to za przyjemność, skoro nie mam się do kogo przytulić. - poskarżyłem się. Podziałało w sekundę. Lou zamknęła szafę, odwróciła się do mnie i posłała mi uważne spojrzenie. Wyszczerzyłem się, poklepując łóżko w wiadomym celu. Niestety, przeliczyłem się. Lou kompletnie mnie olała, ruszając do najbliższej półki, skąd zgarnęła największego pluszaka. Dopiero wtedy podeszła bliżej łóżka, ale zamiast położyć się obok mnie i pozwolić mi się cieszyć jej ciepłem, cisnęła mi misiem w twarz. W ostatniej chwili się wyratowałem, łapiąc pluszaka w garść i odsuwając od siebie.
- Bardzo zabawne. - urażony spojrzałem na dziewczynę, która stała nade mną z tryumfalnym uśmiechem. "To ja się jeszcze będę śmiać, zobaczysz..."  - Chodź do mnie. - palnąłem, podnosząc się na ramionach i sięgnąłem dłonią do ręki dziewczyny, przyciągając ją do siebie. Zaskoczona, nie miała szansy się obronić i z impetem usiadła na łóżku. Wcale nie zamierzałem jej już stąd wypuszczać, więc wykopałem się spod kołdry, oplotłem jej talię swoimi ramionami i tym samym na amen przygwoździłem ją do łóżka. "Jak ja uwielbiam być tym silniejszym..."
- Mam wykład za godzinę... - dziewczyna bezskutecznie próbowała się wyrwać, zaciskając piąstki na moich ramionach. 
- Tylko na pięć minut... - przekonywałem. Praktycznie siłą zmusiłem ją, żeby się położyła. Sam bardziej przekręciłem się na prawy bok, żeby móc ją przycisnąć do siebie i trzymać na tyle długo, aż jej się znudzi wyrywanie. Bo na razie mocno się miotała, próbując oderwać od siebie moje ręce. "Ale nie ze mną te numery..."
- Hazz... - jęknęła w końcu błagalnie, porzucając miotanie. Za to przekręciła się przodem w moją stronę i spojrzała na mnie ni to ze złością, ni to z prośbą. Postanowiłem to zignorować.
- Teraz cię nie puszczę. - oświadczyłem, przejmując nad dziewczyną pełną kontrolę. Przyciskałem ją do siebie tak mocno, że nawet kiedy oddychałem między nami brakło miejsca, żeby moja klatka piersiowa mogła swobodnie się poruszać. Ale jeśli czułem na skórze jej ciepło, naprawdę było mi wszystko jedno.
- Głupku jeden, na uczelnię muszę. - Lou ostatni raz próbowała się szarpnąć.
- Nie. - wtuliłem się w nią jeszcze bardziej, zamykając oczy i przejeżdżając nosem po jej szyi. W odpowiedzi usłyszałem głębokie westchnięcie.
- Jesteś upierdliwy.
- Jestem kochany. - sprostowałem niewyraźnie, muskając ustami jej słodką skórę przy linii szczęki. Dziewczyna westchnęła tylko, a ja ułożyłem się wygodniej, delektując się jej bliskością, dłonią przyciśniętą do mojej klatki piersiowej, ciepłym oddechem drażniącym moje ramię, zapachem wdzierającym się do głowy... Poranek bez tego był zdecydowanie zepsuty.

*

Westchnąłem, przewracając się na brzuch i prostując prawą rękę. Bez zastanowienia przejechałem nią po wolnej przestrzeni łóżka, czując w środku dziwną pustkę. "Czyli serio zasypiałem i budziłem się przy Niej..." Przymknąłem oczy, przywołując w głowie ostatnie wspomnienie. Było tak wyraźne, że byłem przekonany, że kiedy się odwrócę w stronę szafy, Ona będzie tam stać. Praktycznie czułem Jej obecność, Jej zapach przecież roznosił się po pokoju. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi jednak, że ten zapach wsiąkł już po prostu w te ściany. I nikogo oprócz mnie tu nie ma. "A szkoda..." Automatycznie złapałem za fragment wolnej kołdry, zgarniając go do siebie. Wtuliłem się w miękki materiał, zaciągając się nieprzyzwoicie przyjemnym aromatem mieszanki owocowej. Przez głowę natychmiast przeleciało mi tysiąc myśli związanych z Nią, ale wszystkie postanowiłem zignorować. "Nie dam sobie zniszczyć tak miłej chwili..." Niestety, myśli nie chciały mnie słuchać i ciągle napierały mi na czaszkę. To już zdecydowanie nie było przyjemne, więc powoli otworzyłem oczy, wzdychając ciężko. Mój wzrok mimowolnie padł na zdjęcie postawione na szafce nocnej. "Ona i ja..." Bez zastanowienia podniosłem się na łokciu i sięgnąłem po ramkę. Przysuwając ją przed twarz, wlepiłem uważne spojrzenie w Jej twarz, zupełnie jakbym wystawiał pamięć na próbę. Ale inaczej, jakbym próbował znowu wyuczyć się jej na pamięć. "Kiedyś trzeba to zrobić, Styles..." Lustrowałem spojrzeniem każdy fragment jej twarzy, starając się dostrzec najdrobniejszy szczegół. Turkusowe spojrzenie, zadarty nosek, kilka piegów, malinowe usta, delikatny podbródek i zniewalający uśmiech. "Czyli nic nowego..." Z westchnieniem odstawiłem zdjęcie na miejsca, uderzając łepetyną o poduszkę. Nie chciało mi się już nic. Miałem ochotę zostać w tym łóżku na zawsze. Bo chociaż czegoś mi brakowało, zacząłem czuć się tu bezpiecznie. Jak w żadnym dotąd miejscu. A to chyba coś znaczyło. Z drugiej strony wiedziałem, że powinienem... "Oj nie, Styles..." Ja chciałem ją odwiedzić. A z łóżka raczej bym nie dał rady. Więc zamiast rozpoczynać gnicie, poderwałem się z miękkiego materaca, ruszając do łazienki. "Przecież nie będę przy niej śmierdział starymi skarpetami, nie...?"

*

Odświeżony, ogolony i ubrany w jakieś łachmanki znalezione w szafie, zszedłem do kuchni przyszykowany na jakieś szybkie i samotne śniadanko. Miałem w planach coś szybko chapnąć, zostawić kartkę na lodówce, że nie wrócę do wieczora i czmychnąć niepostrzeżenie do Niej, ale jak zwykle moja siostra wszystko perfidnie zniweczyła. Gdy wparowałem do kuchni, ona już stała przy szafce, znowu coś pichcąc. Sam już nie wiedziałem czy się cieszyć z darmowej wyżerki, czy martwić jej udomowieniem w tym miejscu. Ale, że byłem cholerycznie głodny, o czym zaraz oznajmił mi brzuch, zostałem przy uciesze, że mam taką miłą i pomocną siostrę. "A kto ją podmienił, zastanowię się później..."
- A od kiedy ty mi robisz śniadanka? - podszedłem do Gems, trącając ją lekko łokciem. Spojrzała na mnie złowrogo, na co tylko wyszczerzyłem się w odpowiedzi. I od razu skubnąłem na palec trochę dżemu truskawkowego, którym Gems zawzięcie smarowała po bułce. "Mhm, to właśnie to co tygryski lubią najbardziej..."
- Nie chcesz, jeść nie musisz. - stwierdziła wyniośle, odkładając maltretowaną kanapkę na stos innych, ułożonych w solidną wieżę na największym talerzu, jaki chyba miałem w zestawie.
- Chcę, chcę. Pewnie, że chcę. - zapewniłem, zgarniając z szafki talerz i trzymając go na wszelki wypadek w obu rękach, podszedłem do stołu. - Ale to jednak dziwne, sama przyznaj. - spojrzałem uważnie na Gems, siadając wygodnie na krześle. - Nadskakujesz mi, dogadzasz, gotujesz. Czy ty aby na pewno czujesz się dobrze...?
- Czasami to aż mi cię żal, Harry. - siostra nawet się nie odwróciła, zajęta przygotowywaniem ekspresu do kawy. - Urodzić się z taką głupotą... - pokręciła głową. Chyba nawet poczułem się urażony. "Bezczelna!" Już nawet miałem odgryźć się tej patafiance, kiedy dotarło do mnie, że w gruncie rzeczy wstała wcześniej, żeby przygotować mi śniadanie. I chociaż to było miłe, nie mogłem się powstrzymać, żeby się z niej nie ponabijać.
- A ty nie jesz? - spytałem podejrzliwie, nie spuszczając oczu z siostry.
- Zaraz, no. - ta prychnęła tylko, nieustannie majstrując przy ekspresie. - Przecież się nie rozdwoję. - syknęła i z wściekłości walnęła z pięści w wierzch maszynki. Sprzęt od razu rozbłysł jakimiś zielonymi światełkami.
- To poczekam na ciebie. Wolę nie ryzykować. - stwierdziłem automatycznie, jakby zagapiając się na ekspres. Niby nic dziwnego, chyba w wielu domach można spotkać coś takiego. Jednak nie rozumiałem co to robiło w mojej kuchni. "Chyba tylko zbierało kurz..." Przecież nie lubiłem kawy. Więc to do niczego nie było... "Chwila, geniuszu... Jest jeszcze Ona..." Nie wiem dlaczego, ale byłem przekonany, że dziewczyna miała takie same poglądy odnośnie kawy co i ja. Więc tym bardziej nie rozumiałem po kiego farfocla nam była taka maszyneria. Żadna logiczna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy, więc tylko wzruszyłem ramionami sam do siebie i sięgnąłem w końcu po jeden z tych specjałów mojej siostry. Od razu zatopiłem w nim zęby, na raz pochłaniając pół kanapki. No ale byłem godny, no... Dlatego już po chwili musiałem sięgać po drugą porcję. Akurat w momencie, kiedy Gemma z kubkiem w ręku siadała do stołu, więc nie obyło się bez pełnego wyższości spojrzenia. Które postanowiłem zignorować tylko i wyłącznie ze względu na jej troskę o mój biedny żołądek.
- Co będziesz dzisiaj robić? - rzuciłem prawie z pełną buzią, więc kilka okruchów wylądowało na stole przede mną. Od razu starłem je rękawem.
- A bo ja wiem... - Gems wzruszyła ramionami i też sięgnęła po jedną z kanapek. Miała jednak w sobie tyle klasy, że nie wżarła jej na raz, a tylko skubnęła kawałeczek i od razu popiła kawą. Po czym rozejrzała się powoli po kuchni. - Może pomogę ci tu ogarnąć. Bo syf to wy macie niemiłosierny. - spojrzała na mnie wymownie. "No ale przepraszam bardzo, z tego co mi wiadomo jedną nogą jeszcze prawie byłem w trasie..." Mimo wszystko poczułem się głupio, zrzucając wszystko na Nią. I żeby wyciszyć hałasujące sumienie, zmarszczyłem czoło, posyłając siostrze uważne spojrzenie.
- No właśnie...  Ona nie lubiła sprzątać? - zapytałem wprost. - Jak tu przyszedłem po raz pierwszy to salon wyglądał jak po huraganie.
- Chyba nie lubiła... - Gemma pobieżnie wzruszyła ramionami. - Wiesz, trudno było jej cokolwiek wcisnąć, ale na opłacanie pani od sprzątania zgodziła się bez szemrania.
- To gdzie ta pani teraz jest? - zaciekawiłem się. "A raczej gdzie była, kiedy jak ten dureń, sam składałem te wszystkie szmatki..."
- Zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy okazało się, że ta pani to pan. - Gemma wyszczerzyła się chytrze. "Że co...?" - Student w dodatku. Całkiem przystojny jeśli mam być szczera. - posłała mi wymowne spojrzenie, od którego coś zapiekło mnie w żołądku. Bo jakoś wcale mi się nie podobało, że jakiś studencina pałętał się po moim domu, kiedy ja byłem w trasie. "Zwłaszcza jeśli Ona była tu sama..." - Był u was dwa lata, zanim się zorientowałeś. Szczerze mówiąc, to się nawet założyłam z Lou o to kiedy się domyślisz. I przegrałam. Naprawdę myślałam, że wyrobisz się w rok. Ale jak widać jesteś ślepy. - Gemma z niesłabnącym uśmiechem wzruszyła ramionami i wzięła kolejny łyk kawy. W mojej głowie natychmiast rozbrzmiał Czerwony Alarm. "No chyba nie chciała mi powiedzieć, że..."
- Ona i ten student...? - zasugerowałem szeptem, bo na większą głośność jakoś nie było mnie stać. Gemma od razu spoważniała, gromiąc mnie jednym spojrzeniem.
- A rąbnął cię ktoś kiedyś?
- Nic nie mówiłem. - uniosłem ręce w poddańczym geście i z ulgą opadłem na oparcie krzesła. Bo chociaż nadal nie miałem całkowitej pewności co tak naprawdę łączyło mnie z Nią, miło było wiedzieć, że nie spotykała się z nikim na boku. "Może serio coś do mnie..." Westchnąłem ciężko, bojąc się wypowiedzieć to nawet w myślach. To jeszcze nie był ten moment... Z drugiej strony w pewnym stopniu poczułem się rozczarowany. Myślałem, że chociaż tutaj Ona przestawała być taką anielicą. Z opowieści chłopaków nadal wynikało, że to prawie święta osoba, co przecież tylko zalatywało fałszywością. Zdecydowanie mi tu coś nie grało i ja zamierzałem się dowiedzieć co to było. "A skoro nie zdrady..."
- Gems... - zacząłem z pewnością w głosie, nachylając się do stolika i opierając na nim przedramiona. Siostra spojrzała na mnie z uwagą znad kubka i tylko zmarszczyła brwi. - Mogłabyś być ze mną szczera?
- A bo normalnie nie jestem?
- Chodzi mi o to... - westchnąłem, nie wiedząc jak delikatnie przekazać jej moje spostrzeżenia. - Bo chłopaki coś tam mi mówili, ale to wydawało mi się strasznie naciągane. Jakby... Ona była jakimś ideałem. - wydusiłem w końcu, z niepewnością patrząc na siostrę.
- Ideałem? Lou? - Gemma niespodziewanie zaśmiała się w głos. Zdekoncentrowany obserwowałem jej reakcję, zupełnie nie pojmując co ją tak rozbawiło. Siostra szybko zauważyła moją niepewną minę, bo uspokoiła się na siłę i spróbowała zachować powagę. Doceniłem starania i odrzuciłem pierwotną chęć wyrzucenia jej przez okno. Najlepiej z 13 piętra. - No proszę cię... - Gemma prychnęła, kręcąc głową z politowaniem. Od razu poczułem się jak najgorszy idiota na świecie, który nadal święcie uważa, że Mikołaj jest prawdziwy. - To najbardziej choleryczna i zawzięta osoba jaką znam. Często trzeba wiedzieć czego chce, zanim w ogóle ona na to wpadnie. A jak się uprze... - dla zaakcentowania machnęła ręką . - No i notorycznie się spóźnia. To chciałeś usłyszeć? - spojrzała na mnie, już z całkowitą powagą w oczach. Tym razem to ja się rozpogodziłem, ku jej wielkiemu zdziwieniu.
- Dokładnie to. - wesoło pokiwałem głową, czując jeszcze większą ulgę niż poprzednio. - Teraz przynajmniej wydaje się bardziej realna.
- Ona jest realna. - Gemma posłała mi krzywe spojrzenie. "A żebyś tak zeza dostała..." Postanowiłem się jednak nie wychylać z pretensjami, bo miałem ochotę jeszcze wiele z mojej kochanej siostrzyczki wyciągnąć. Czy to się je będzie podobało, czy też nie.
- Oj wiesz o co mi chodzi. - machnąłem tylko ręką. - Masz coś jeszcze? - spytałem, prawie podskakując na krześle z ciekawości. Jej zła strona była przecież o wiele bardziej interesująca. Zwłaszcza jeśli oczekiwałem głodnych historyjek jak to Ona pracuje w zakazanych miejscach, na przykład takim seks-telefonie. Niestety, Gemma kompletnie wywrotnie zrozumiała moje zainteresowanie...
- Lou w ogóle brak motywacji. - stwierdziła po chwili namysłu. Aż wypuściłem powoli powietrze przez zęby, czując jak uchodzi ze mnie cała ekscytacja. "JA CHCIAŁEM BRUDNYCH KAWAŁKÓW, TAK TRUDNO TO ZROZUMIEĆ?!" -  Wystarczy jedna porażka, żeby rzuciła zajęcie. - Gemma niezrażona moją reakcją, kontynuowała swoje. Więc z braku laku postanowiłem się wsłuchać i jakoś zatuszować minę zawiedzenia. - Tak zrobiła ze studiami. - usłyszałem nagle, a w mojej głowie zaświeciła się lampeczka.
- To ona nie studiuje już? - zdziwiłem się. - Louis mówił, że poszła... Na co ona poszła... - zamyśliłem się, próbując odkurzyć w mózgu te durnoty, które Lou próbował mi wcześniej wcisnąć. "No i czemu ja durny nie słuchałem..." - Dziennikarstwo, o. - rzuciłem w końcu. Gemma tylko mlasnęła i spojrzała na mnie znudzona.
- Taa. A potem zacząłeś jej zajmować więcej czasu i na naukę chęci już nie miała. Nie zdała w którymś momencie.
- Serio? - zaciekawiłem się, czując mimo wszystko jakieś poczucie winy z tego powodu. "Ja ją rozproszyłem... Ja..." Zaraz jednak dotarło do mnie, że to mogło wynikać tylko i wyłącznie z jakiejś relacji między nami i natychmiast mój humor się unormował.
- Nie każdy rodzi się geniuszem. - Gemma wzruszyła ramionami. "Też racja..." Czyli to jednak nie ja. "I bardzo dobrze." - Chociaż... - zamyśliła się na chwilę, uśmiechając się podejrzanie. "No i tym sposobem zołza znowu wrzuci mnie w poczucie winy..." - Widziałeś jej świadectwa? - wypaliła bez sensu, więc tylko zmarszczyłem czoło, czekając na ciąg dalszy. - Pokazywała mi kiedyś. Same piątki, czaisz? Od góry do dołu. Nieważne czy chemia, biologia, matma czy fizyka. Ona już do przedszkola poszła umiejąc czytać i pisać. Mały geniusz, ale chyba leniwy. O, masz kolejną wadę, ma potencjał, ale nie umie z niego korzystać.
- Ale ja nie lubię takich ludzi. - marszcząc czoło coraz bardziej, pokręciłem głową. A moja sympatia do Niej, jeśli jakakolwiek tam była, zaczęła maleć.
- Czyli jakich? - Gemma spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Takich, którzy marnują swoje szanse przez niechciejstwo. - wyjaśniłem. - Albo spędzają całe dnie na robieniu niczego. Oprócz lenienia się oczywiście. Jak można na własne życzenie się tak...?
- Spokojnie, chłopcze, nie zapędzaj się. - Gems zatrzymała mnie, kładąc swoją dłoń na mojej dłoni i ściskając ją uspokajająco. A kiedy cała jej pozytywna energia przeszła na mnie, cofnęła się, oplatając palce na kubku, który nieustannie stał przed nią. Ledwo tknięty. "Znowu będzie, że ją głodzę..." Ale z jej miny wynikało, że sama chce mi pomóc.
- To nie tak, że nic nie robiła. - Gemma zapewniła szybko. Moja sympatia powróciła jak sprężyna. - Okej, zdarzały jej się dni kiedy leżała na kanapie i po prostu wgapiała się w sufit. Ale jak każdemu. - usprawiedliwiła ją. Łyknąłem bez zastanowienia. - Ona dużo czyta, wiesz? - uśmiechnęła się pod nosem. - Wyobraź sobie, że całą mitologię ma w małym palcu. Całą mitologię. - stwierdziła z prawdziwą dumą w głosie. - Może dlatego spróbowała z tym... No... - siostra zawahała się, pstrykając palcami dla skupienia. - Kurde, słowo mi wyleciało. - westchnęła w końcu z rezygnacją. - Takie grzebanie w ziemi połączone z historią to co to jest?
- Arachnofobia? - palnąłem, bo chociaż sens i zarys błąkał mi się w głowie, tak odpowiednie słowo oczywiście musiało z niej wylecieć. "Durszlak zamiast głowy, Styles, taka prawda..."
- Sam jesteś arachnofobia. - Gemma prychnęła tylko i spojrzała na mnie jak na jakiegoś ułomnego. - Ale w sumie na a... - zamyśliła się głęboko, wbijając wzrok przed siebie. Zaraz jednak i tak podniosła go na mnie. - Cholera, nie przypomnę sobie. Ale wiesz o co mi chodzi, nie?
- No o szukanie mumii. - kiwnąłem głową.
- Dokładnie. To ją chyba kręciło, czy coś. Ale znowu wkuwanie dat ją wkurzało. No ale zdała pierwszy rok. I to zamierza skończyć, sama mi mówiła. - Gemma zakończyła z uśmiechem, popijając w końcu łyk kawy. Ja tymczasem osunąłem się na oparcie, próbując przetrawić wszystko, co właśnie usłyszałem.
- To jest tak kompletnie inne od tego co mówili mi chłopaki... - rzuciłem w końcu na wydechu, wgapiając się w stolik przede mną, jakby tam kryły się odpowiedzi na wszystkie tajemnice.
- Zdarza się. - Gemma westchnęła. - Ale jak widywali ją raz na rok, to co się dziwić.
- Raz na rok...? - podniosłem wzrok na Gems.
- Mówiłam ci przecież, że... - zaczęła, ale wyłączyłem się w połowie. Mój mózg bowiem przypomniał sobie moment kiedy Niall wziął mnie do siebie. "Ktoś mi tu coś kręcił..."
- Niall mi mówił, że dzwoniłem do niego po wypadku. - nie zważając na gadanie siostry, wcisnąłem się jej w słowo. - Ty mi mówisz, że przestaliśmy się kontaktować. I jak to jest możliwe? - zapytałem, naprawdę licząc na odpowiedź. Niestety, Gemma szczerze się zdziwiła.
- Serio dzwoniłeś do niego...? - prawie wybałuszyła na mnie swoje gały. "Czyli mówiła prawdę..."
- Znaczy ja tego nie pamiętam, nie. Ale podobno nie odebrał, czy coś. I przez to miał małe załamanie. - tłumaczyłem. A kiedy skończyłem, poczułem się cholernie przytłoczony tym wszystkim. Dlatego machinalnie oparłem łokcie o blat stołu i ukryłem twarz w dłoniach. - Dlaczego tu nic się kupy nie trzyma... - jęknąłem bezsilnie, kręcąc zmętlikowaną głową. Znowu poczułem jak rozrywający ból wprowadza mi się do łepetyny i nic nie mogłem na to poradzić. Ani na to przeklęte uczucie pustki, kłębiące mi się w żołądku.
- Hazz... - Gemma westchnęła cichutko, a po chwili poczułem jej rękę na ramieniu. Nie wiem czemu to miało służyć, ale odebrałem jakieś wsparcie z jej strony związane z tym gestem i w pewien sposób poczułem się lepiej. Dlatego po chwili byłem w stanie podnieść głowę.
- Pójdę do niej. - uśmiechnąłem się lekko do siostry, już powoli zaczynając wstawać. - Idziesz ze mną? - zaproponowałem.
- Myślę, że nie jestem ci tam do niczego potrzebna. - Gemma odwzajemniła gest i wzięła się w końcu za tą połówkę kanapki, którą wcześniej porzuciła.
- Będę tam siedzieć aż mnie nie wygonią, więc na mnie nawet nie czekaj. - zastrzegłem, ruszając prosto na korytarz.
- A ten... - prawie spanikowany głos Gemmy spowodował, że wróciłem do drzwi, patrząc na siostrę pytająco. - Obudzić Liama?
- Co? - zmarszczyłem czoło, chyba zaskoczony.
- Liam. Liam Payne. Jeden z członków twojego zespołu. Twój kolega. Śpi na twojej kanapie. Jak zabity. - mówiła do mnie jak do słabo rozwiniętego. Ukuło mnie to mocno. "Ja dostałem w głowę, ale nie aż tak..." - A już dziesiąta dochodzi. - wskazała na zegar na ścianie.
- Niech odpocznie. - rzuciłem, próbując nie dać po sobie poznać, że praktycznie zapomniałem o tym, że on tu jest. Spraw z moją pamięcią wolałem nie poruszać publicznie... - I nie wyganiaj go jak już się obudzi, dobra? Bądź miła.
- Ha ha, ale zabawne. - Gemma wykrzywiła się tylko. Zaśmiałem się pod nosem i znowu wycofałem w głąb korytarza. Z wieszaka zgarnąłem jakąś pierwszą lepszą bluzę, mając nadzieję, że moją i już prawie doszedłem do saloniku, skąd prowadziły jedyne drzwi na zewnątrz, kiedy siostra znowu się wydarła.
- Archeologia! - wrzasnęła tak niespodziewanie, że prawie zaryłem łbem o sufit. Od razu pognałem do kuchni, żeby sprawdzić co ją tak bardzo uderzyło w głowę, że jej mózg wyleciał.
- Co? - zapytałem, kiedy już stałem przy drzwiach i lustrowałem całe pomieszczenie wzrokiem. Nie wyglądało jednak na to, że coś strasznego się tu wydarzyło. Siostra nadal siedziała przy stole, powoli jedząc śniadanie.
- Archeologia. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. Zmarszczyłem czoło zastanawiając się co jeszcze oprócz uderzenia mogło w tak krótkim czasie wywołać uszkodzenia mózgu. - Lou studiuję archeologię. - usłyszałem po chwili i dopiero skojarzyłem o co siostrzyczce chodziło. Ale nie mogłem nie skorzystać z okazji...
- Może powinnaś sobie zbadać głowę, co? - wyszczerzyłem się do niej. - Mi ostatnio robili takie badania, są bardzo skuteczne. Powinnaś spróbować, terapia też... - urwałem, kiedy kawałek szmaty zaczął lecieć w moim kierunku. Szybko schowałem się za ścianę i parsknąłem śmiechem. Pokręciłem lekko głową nad siostrą i w końcu bez przeszkód udało mi się wyjść z domu. Cieszyłem się jak dzieciak, że nareszcie mogłem spokojnie sobie spacerować po ulicach, poczuć wiatr i słońce na skórze... Zamknięcie w szpitalu obudziło we mnie zamiłowanie do natury. Postanowiłem korzystać z niej póki miałem okazję. Nie przewidziałem jednak najważniejszego. Że na ulicy nie byłem sam...
- O MÓJ BOŻE! - usłyszałem nagle, kiedy w ciszy i spokoju udało mi się przejść dobre pół kilometra od domu. Podskoczyłem, rozglądając się naokoło przestraszony i zauważyłem jakąś blondynę, patrzącą na mnie wielkimi oczami. Uśmiechnąłem się natychmiast, żeby wypaść jakoś sympatycznie. "Ale byłoby miło, gdyby zbyt długo to nie trwało..." - Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. - dziewczyna w końcu podeszła do mnie, uśmiechając się cały czas. Miała naprawdę fajny uśmiech. Taki szeroki. "Ale jak ją policzki od tego nie bolały...?" - Wszystko gra?
- Gra. - kiwnąłem głową, uśmiechając się szerzej. Byłem jednak pewny, że i tak nie dorównam dziewczynie...
- Jezu, to ty. - blondyna pisnęła, dotykając skrawka mojej koszuli jak jakiejś świętości. Zaśmiałem się pod nosem. - To naprawdę ty. - szybko zabrała rękę, lustrując mnie spojrzeniem od góry do dołu. - Nie wyglądasz jak po wypadku. - stwierdziła, patrząc z uwagą na moją twarz. Miała coś takiego szalonego w oczach, że na początku miałem ochotę się stamtąd po prostu zerwać, ale cierpliwie stałem i się uśmiechałem. Nie chciałem przecież jej w żaden sposób urazić, ani nic. "Przecież nie jej wina, że wybrała sobie na idola takiego idiotę..."
- Dzięki. Jak widać, poskładali mnie z najwyższą starannością.
- Musieli Cię składać?! - dziewczyna wybałuszyła na mnie swoje oczy. W jakiś dziwny sposób mnie to przeraziło. - O mój Boże, to aż tak?! Złamałeś sobie coś?
- Nie, nie... - zatrzymałem jej pisk, uśmiechając się lekko. - To był żart. Żarcik.
- Oh. Wybacz, nie zrozumiałam. - dziewczyna westchnęła z ulgą. "Ta, dotarło..." - Ale już się lepiej czujesz?
- Tak, o wiele. Dziękuję. - kiwnąłem głową, mając nadzieję, że dziewczyna w końcu poprosi o zdjęcie i będę mógł spokojnie dotrzeć do szpitala.
- A co z Lou? - usłyszałem po chwili i wszystkie moje nadzieje runęły. Uśmiechnąłem się więc debilowato i wziąłem głęboki wdech na przygotowanie
- Cóż...
- Harry! - coś z niedaleka pisnęło niespodziewanie. Zanim się obejrzałem, czwórka dziewczyn podbiegła do mnie, prawie zatrzymując się na mnie. Ledwo utrzymałem równowagę.
- Dziewczyny, ale... - zacząłem, ale mój głos i tak został wygłuszony przez piski. Nawet się nie obejrzałem jak wokół mnie zebrało się kółeczko dziewczyn. Już nie pięć. A około dwudziestu. I wszystkie na raz coś do mnie mówiły. Robiły zdjęcia. I absolutnie nie miały w zamiarze puścić mnie wolnego. A kółeczko z sekundy na sekundę rosło. "Cholera..." Nie miałem pojęcia co mam robić. Jedna chciała, żebym coś podpisał, druga, żebym się uśmiechnął, trzecia jeszcze coś innego. Patrzyłem po nich zdezorientowany, ale starałem się robić co chciały. Myślałem, że po zdjęciu i autografie dadzą mi spokój, ale ich grupka tylko jeszcze bardziej rosła. "To niewyobrażalne..." Nie minęła minuta, kiedy tłum dobił do pięćdziesiątki i przestałem już widzieć cokolwiek oprócz błysków po oczach. "Jak mogłeś debilu nie pamiętać o fankach..." Miałem wprawdzie niesprawną głowę, ale chyba nie aż tak, żeby zapominać o szaleństwie tych dziewczyn. Przecież od pierwszej trasy nigdzie nie ruszałem się bez ochroniarza... "Teraz debilu to sobie możesz..." Westchnąłem ciężko, starając się podpisywać wszystko, co podtykali mi pod nos. A kiedy już prawie straciłem nadzieję, że kiedykolwiek się stamtąd wydostanę, usłyszałem sygnał radiowozów. "Nie no, ale to to już jest przesada..."

*

Do sali wpadłem jeszcze rozemocjonowany kłótnią z jednym z policjantów. Kretyn chciał mnie odwieźć do biura naszego managera, kiedy cały czas mu tłumaczyłem, że muszę do szpitala. Ale postawił na swoim. Odwiózł mnie do gościa, który teraz kierował naszą karierą i od którego dostałem solidny opieprz za nie myślenie. Był tak wkurzony, że myślałem, że w ogóle da mi szlaban na wychodzenie. Ale skończyło się na przydzieleniu mi dwóch ochroniarzy, którzy mieli mnie nie odstępować na krok. Na szczęście zgodzili się zawieść mnie do szpitala. I nawet nie szemrali, kiedy chciałem skoczyć do kwiaciarni po nowy bukiet dla Niej. W szpitalu wywołali wprawdzie niezłe zamieszanie, ale na szczęście uszanowali moją prywatność i zgodzili się poczekać na mnie w jakiejś szpitalnej stołówce.
Westchnąłem głęboko, żeby się uspokoić. A kiedy emocje powoli zaczęły opadać, ruszyłem się w końcu spod drzwi, powoli podchodząc do jej łóżka. Z każdym krokiem czułem coraz większe poddenerwowanie, nawet nie wiem czym spowodowane. A kiedy usiadłem na krześle i spojrzałem na jej pogrążoną we śnie twarz, gula stanęła mi w gardle. Przełknąłem głośno ślinę, ale nawet to nie pomogło. Za to spowodowało, że cisza w sali zaczęła mi dzwonić po uszach. "No Styles, powiedz coś..."
- Nie uwierzysz. - zacząłem miękko, lustrując spojrzeniem Jej twarz. Tak tylko, żeby ewentualnie zauważyć czy w jakikolwiek sposób zaczęła reagować na mój głos. Ale nie zaczęła. "Jeszcze wszystko przed nami..." - Dopadł mnie tłum wrzeszczących lasek. Jedna darła się przez drugą, zaczęły się przepychać. Jedna mi nawet koszulę porwała, widzisz? - wyprostowałem się, prezentując prawie oderwany od spodu rękaw. - Kurde, mam 23 lata a działam na nie tak samo... - pokręciłem głową. - Dobra, pewnie o tym nie chcesz słuchać. Gems mówiła, że byłaś zazdrosna. - uśmiechnąłem się pod nosem, odpływając w pomysłach jak wyglądałyby sceny zazdrości z jej strony. Dopiero podejrzany dźwięk jednej z maszyny wyrwał mnie z dziwacznych pomysłów. Z przerażeniem spojrzałem po wszystkich monitorach, ale żaden nie wydawał się odbiegać od normy. Poza tym dźwięk się już nie powtórzył. Uspokajając się powoli, wróciłem spojrzeniem na Jej twarz, po drodze zahaczając o kwiatki, które spokojnie leżały mi na kolanach.
- Dzisiaj mam fiołki. Ładne, nie? - palnąłem bez zastanowienia. Szybko włożyłem kwiatki do wazoniku przygotowanego przez uprzedzoną przeze mnie pielęgniarkę. - Dobra, rozumiem, że fiołki to jednak nie twoje ulubione kwiaty. - uśmiechnąłem się pod nosem, nachylając się do barierki jej łóżka i ułożyłem na niej przedramiona, żeby móc spokojnie oprzeć tam brodę. - Ale nie bój się, kiedyś trafię. Znaczy, no... Lepiej by było, gdybyś się obudziła i sama mi powiedziała. - stwierdziłem, czując skurcz w żołądku. Westchnąłem pod nosem, przekrzywiając opartą głowę na prawo i uważniej przyjrzałem się Jej twarzyczce. I chyba znowu odpłynąłem we własnych przemyśleniach.
- Nie jesteś taka niewinna jak mi chłopaki powtarzali, co? - mruknąłem niespodziewanie. - Pamiętam jak mówiłaś, że chcesz to robić ze mną w każdym miejscu, o każdej porze i w każdej pozycji. - mimowolnie zagryzłem wargę. "To musiał być najpiękniejszy dzień mojego życia..." - No chyba, że to nie byłaś ty. - zmarszczyłem czoło. - Ale wtedy wyszedłbym na zwykłego zdrajcę, co już nie byłoby takie fajne. W każdym razie pamiętaj, że jakby co, sam się przyznałem. Może trochę nieświadomie, ale zawsze. Miej to na uwadze przy ewentualnie awanturze. - urwałem, dając jej szansę na jakąś reakcję. Nie spodziewałem się, że zerwie się nagle, da mi przez łeb i zacznie się wydzierać za zdradzanie, ale miałem jednak nadzieję na jakieś ciche słowo. "Niestety..."
- Masz ładną buźkę, wiesz? Nawet tak teraz, bez makijażu.- zacząłem znowu po dłuższej chwili, czując jak ręce zaczynają mnie świerzbić. Długo powstrzymywać się nie mogłem, nie minęła sekunda, kiedy wystrzeliłem z ręką przed siebie i z największą delikatnością jaką w sobie miałem, musnąłem opuszkiem palca jej policzek. To wystarczyło, żeby prąd przeszedł przez całą długość mojego kręgosłupa. - Jesteś naprawdę piękną dziewczyną. - szepnąłem ledwo dosłyszalnie, pozwalając sobie na założenie jej kilku rudych kosmyków za ucho. - A ja chyba szczęściarzem, że mogłem cię mieć. - dotykając jej ramienia, przejechałem z delikatnym dotykiem przez całą długość jej ręki, zatrzymując się tuż przy dłoni. - Ale chciałbym cię jeszcze trochę pomieć, co ty na to? - bez zastanowienia, rozplotłem jej uścisk, starając się nie zruszyć żadnej maszynki i delikatnie wsunąłem swoją dłoń w jej. - Wystarczy tylko, żebyś się obudziła... - powoli przeplotłem nasze palce i kompletnie bez wpływu rozumu, zacząłem kreślić kciukiem niewyjaśnione znaki na wolnym fragmencie jej skóry. Czułem dziwną przyjemność z tego powodu i jednocześnie byłem rozczarowany, że ona nie może mi się odwdzięczyć tym samym. - Zrobisz to dla mnie...? - odczekałem chwilę, w której nadal nie dostałem żadnej reakcji. W tym momencie byłem nawet w stanie paść na kolana i błagać ją o to. - Luluś...? - jęknąłem w końcu ze ściśniętym gardłem. Ale nadal nic. "To co więcej miałem zrobić...?"



***
Znowu pobiłam rekord w komentarzach, jesteście kochane ;*
Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, zostawcie mi jakiś kontakt :).

czwartek, 10 kwietnia 2014

30.

Wewnętrznie czuję, że coś tu nie gra, but... Jest prawie piętnasta nad ranem, jestem po całonocnym maratonie X Factora (trzeba było nadrobić zaległości) oraz wymęczających zajęciach z angielskiego, i czuję się jak kompletnie pijana, mimo, że alkoholu w ustach nie miałam ohoho. Chyba mi jabłko zaczęło fermentować... No ale nic! W związku z trzydziestką, tak, piękna liczba, chciałabym wszystkim, WSZYYYYYYYYYYYYSTKIM czytającym gorąco podziękować! Jesteście wszystkie bardzo kochane, że chcecie to czytać mimo setki moich niedociągnięć (ale ja się przecież dopiero uczę, Bóg mnie nie rąbnął talentem w głowę, a tylko cząstkę wyobraźni mi zesłał) i jeszcze mnie dopingujecie. Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną kolejne trzydzieści rozdziałów (chociaż skrycie liczę, że to aż tyle mi nie zajmie), podczas których Was NIE zanudzę.
Dobra, bo serio bredzę jak pijana...
Whatever, zapraszam na rozdzialik :).
***


Mój łeb powoli zaczął się przegrzewać. Po opowieści Gems pojawiło się w nim tyle skojarzeń, że sam jeden nie potrafiłem tego ogarnąć. Tu strzępek rozmowy, tam jakiś obraz, gdzieś indziej znowu jedna Jej mina, uśmiech, gest, czy słowo. Pamięć starała się jak mogła, ale zdecydowanie miała zbyt wolny procesor do takiej liczby danych. "Jak ja sam jeden mogłem wszystko poukładać..?" To było jasne, że sam nie dam sobie rady. Potrzebowałem pomocy. Możliwie jak najwięcej. Najlepiej materialnej. Takiej, która jednocześnie byłaby dowodem. "Oś czasu..." Rozejrzałem się po sypialni w poszukiwaniu jakichś konkretów. Meble, ciuchy, setki pierdół typowych dla takiego pomieszczenia... Chociaż opatrzone, nadal wszystko wydawało mi się obce. "Nie tędy droga, Styles. Pomyśl bardziej..." Podrapałem się po głowie, okręcając się wokół siebie. Zrobiłem chyba z dziesięć kółek, zanim mój wzrok padł na ramkę ze zdjęciem, stojącą na szafce nocnej. "To dokładnie było to..." Już miałem sobie łamać kark i nogi, lecąc do salonu na poszukiwania większej ilości zdjęć, kiedy przypomniałem sobie o jednym takim dniu w szpitalu, gdzie to przyszedł do mnie Liam. "No właśnie..." Wyciągnąłem więc szybko z kieszeni komórkę i wybrałem numer Payne'a. Cholera mnie brała, kiedy musiałem odliczać te idiotyczne sygnały, zanim Wielki Książę raczył odebrać.
- Skąd ty wytrzasnąłeś albumy, które mi pokazywałeś w szpitalu? - palnąłem, zanim Liam w jakikolwiek sposób zdążył mnie zagadać. Zdecydowanie nie miałem czasu na jakieś durne czekanie.
- Z waszego mieszkania. - Liam mruknął dziwnym głosem, chyba zaskoczony. "Albo pijany..."
- A mógłbyś je w tej chwili odłożyć na miejsce? - spytałem, ignorując jego reakcję. - Bardzo by mi się teraz przydały.
- Wtedy Anne pożyczała mi klucz. - stwierdził, podejrzanie powoli jak na swoje gadanie. "Serio, on coś brał, czy jak?" - Nie wiem czy teraz...
- Deklu, jestem w środku. - wszedłem mu w słowo. - Za ile mógłbyś być?
- Pół godziny? - mruknął, wyjątkowo niewyraźnie. W tym samym momencie coś mocno zaszumiało w słuchawce, a po chwili ostro trzasnęło. Usłyszałem ciche "cholera", zanim znowu dopadł mnie odgłos oddechu Liama. 
- Czekam pół godziny. - zastrzegłem, niezrażony tą krótką przerwą. - Za każdą sekundę spóźnienia masz ode mnie jednego kopa w dupę. - zagroziłem. I ku swojemu głębokiemu zdziwieniu, nie otrzymałem nawet słowa odpowiedzi. Jedyne co usłyszałem to jeden głośny piszczący sygnał przerwanego połączenia. "Co do...?" Zmarszczyłem czoło, patrząc na telefon, jakby miał mi wytłumaczyć zachowanie Liama. Kiedy jednak nic mi nie wytłumaczył, po prostu pokręciłem głową, chowając komórkę do kieszeni. I właśnie wtedy coś mi zajechało zdechlizną. Nic wcześniej tak tu nie zalatywało, poza tym widziałem się z łazienką ponad dobę temu, więc na wszelki wypadek powąchałem swój T-shirt i... tak, to byłem ja. Czyli musiałem się wykąpać, żeby nie podusić innych...

*

Dzwonek zabrzmiał dokładnie w momencie, kiedy zakręcałem wodę. "No jak mamę kocham..." Czy Payne chociaż raz nie mógł wziąć ze mnie przykładu i olać czasowość...? Miałem dwa wyjścia. Albo wylecieć teraz z łazienki jak stałem i narazić Gemmę na zawał, albo na kolanach błagać ją o przysługę. Wybrałem to drugie, oczywiście w wersji light. 
- Gems, otwórz! - wrzasnąłem na cały regulator, wychodząc spod prysznica i szmerając ręcznikiem wokół włosów. Byłem pewny, że ten leniwiec zaległ przed telewizorem i czekał na moją reakcję. W dzieciństwie zawsze mnie ganiała po wszystko, zawsze. Taki leń nie mógł z niej wyjść nawet po tylu latach.
- Przypominam, że Bóg mnie stworzył jako twoją siostrę, nie służącą! - krzyknęła tylko i dałbym sobie cokolwiek uciąć, że nawet o centymetr tyłka nie ruszyła. "Co za geny, słowo daję..."
- Ja cię tylko ładnie proszę, no... - westchnąłem donośnie, wycierając się pobieżnie z wody. Twarz, klatka, nogi, wszystko po kolei. - Gdybym mógł, sam bym otworzył, no ale nie mogę. - zaakcentowałem ostatnie słowa, robiąc jakieś idiotyczne wyginańce, kiedy nie mogłem sięgnąć pleców. "Normalnie zatrudnię kogoś do wycierania... Od zaraz."
- Bo niby dlaczego? - usłyszałem jej zdenerwowany wrzask. "Bo próbuję nie połamać sobie rąk?!"
- Bo siedzę w kiblu! - krzyknąłem z głęboką irytacją, odrzucając ręcznik daleko na bok. "Pierdolę to, będę mokry."
- Nic więcej nie chcę wiedzieć! - Gems w końcu skapitulowała i gdy z nerwem, kapiąc wodą po podłodze, przechodziłem z łazienki do sypialni, usłyszałem jak otwiera drzwi i wita się z Liamem. Od razu nabrałem ruchów. Na oślep wyszukałem szafki z jakimiś ciuchami, które by na mnie pasowały. Musiałem oczywiście przerzucić stertę babskich szpargałów i podartych na kolanach rurek, zanim znalazłem coś, co by się na mnie wcisnęło. Dosłownie. Prawie sobie dupę obtłukłem, kiedy w pośpiechu próbowałem naciągnąć na siebie spodnie, ale obyło się bez większych obrażeń. Tylko raz się wywaliłem, ale nie warto przecież o tym wspominać, prawda? Wprawdzie bolało niemiłosiernie i gdy wychodziłem do salonu, musiałem rozmasować sobie biedny pośladek. Liam z Gems krzywo na mnie spojrzeli, ale zwyczajnie to olałem i tylko wyszczerzyłem się debilnie. "Pierwsza zasada: zgrywaj idiotę niezależnie jak ciężka jest sytuacja."
- Masz wszystkie? - rzuciłem na wstępie, podchodząc do dwójki, nadal stojącej przy drzwiach. "A to podobno ja jestem niewychowany..." Gems chyba nadal tak uważała, bo znikąd dostałem od niej boleśnie prosto w żebra. Na gołą skórę! "Wyłamię jej te łokcie słowo daję..." - Ał, no co? - skrzywiłem się, piorunując ją spojrzeniem i automatycznie pocierając obolałe miejsce.
- Coś ty taki mokry? - Gemma tylko spojrzała z podejrzeniem na swoją dłoń, na której zebrało się kilka kropel wody od mojej nadal mokrej skóry. Mimowolnie przejechałem dłonią po wciąż wilgotnych włosach, szczerząc się szeroko.
- Ręcznik nie chciał współpracować. - wzruszyłem ramionami, przechodząc spojrzeniem na Liama. - Wszystkie? - ponowiłem pytanie. Z narastającym zaskoczeniem obserwowałem jak Payne marszczy brwi i kołysając się lekko, pociera nerwowo kark.
- Spora część jest jeszcze tutaj. - skinął głową gdzieś za mną. Głęboko zaintrygowany jego zachowaniem, nie spuszczałem z niego oka. Nawet kiedy przejmowałem od niego stertę albumów, a on oparł się bokiem o framugę drzwi i westchnął ciężko. Słowo daję, wyczułem alkohol. "To możliwe?" Kontrolnie zerknąłem na Gemmę, ale nie wydawała się jakoś specjalnie wytrącona z równowagi. No może nie licząc tego uważnego wzroku, który wbijała w stosik albumów, który miałem właśnie na rękach...
...i które przemakały, bo przysunąłem je zbyt blisko siebie... "Cholera!"
- Po co ci zdjęcia? - spytała czujnie, kiedy z prędkością światła odsuwałem od siebie albumy na całą długość ręki.
- Wszystkie wspomnienia zaczęły wracać i się mieszać, więc chce to sobie poukładać. - wyjaśniłem pokrótce, pobieżnie patrząc na siostrę. - Taka oś mojego życia, czy coś. - wzruszyłem ramionami, ostatecznie przechodząc na środek pokoju i odkładając albumy bezpiecznie na stolik. A kiedy się już tam znalazły, po prostu ruszyłem do szafki na końcu pokoju po inne, również taszcząc je w to samo miejsce.
- I niby sam to wymyśliłeś...? - Gemma aż odwróciła się za mną, lustrując mnie czujnym, babskim spojrzeniem. "Nie kurna, krasnoludki mi pomogły..."
- Ty mi pomożesz. - powstrzymałem się od głupiego komentarza i tylko wyszczerzyłem zęby na całą szerokość, stając na środku pokoju i zakładając ręce przed sobą. Gemma westchnęła, jakbym ją na tortury posyłał i wzniosła oczy ku górze. "No rzeczywiście..." Ale zamiast wkurzać siostrę durnymi docinkami, skupiłem się na Liamie, który mętnym wzrokiem, uśmiechając się lekko, obserwował reakcję Gems. - Ty też zostaniesz prawda? - zwróciłem jego uwagę. Spojrzał na mnie tak, jakby kompletnie nie czaił o czym mówię. "No chyba nie przerzuciłem się na chiński, nie..." - Nie odmówisz mi pomocy? Chyba, że się z kimś umówiłeś... - zerknąłem na niego podejrzliwie.
- Z nikim się nie umówiłem, pomogę ci. - Liam pokręcił szybko głową i już zrzucając z ramion swoją skórzaną kurtkę, podszedł do mnie kilka kroków. Stanął tuż po mojej prawej, odrzucając ciuch gdzieś na kanapę i posłał mi spojrzenie pytające czym ma się właściwie zająć.
- Najpierw pomóż mi poprzesuwać wszystko z podłogi. - machnąłem szeroko ręką, próbując mu zilustrować co chcę, żeby zniknęło mi ze środka pokoju. - Cała będzie mi potrzebna... - zmarszczyłem czoło, szybko przeliczając liczbę albumów na zdjęcia i podzieliłem wszystko na powierzchnię pokoju. - Chcę sobie przypomnieć wszystko, absolutnie wszystko, co się działo od momentu, który pamiętam jako ostatni.
- A jaki to moment? - Gems też niespodziewanie stanęła obok mnie, leniwie sięgając po jeden z albumów i kartkując go powoli.
- Myślę, że jakaś knajpa. - natychmiast wyrwałem jej książeczkę, odkładając ją na miejsce. I nijak mnie nie obchodziło, że Gemma zabija mnie wzrokiem, krzyżując przed sobą ręce. Ja się tylko wyszczerzyłem, powoli okręcając się wokół siebie, żeby określić co gdzie poprzesuwać, żeby uzyskać jak najwięcej wolnej powierzchni. Szkoda tylko, że za cholerę nie wiedziałem jak to zrobić... - No nie stać, do roboty. - westchnąłem głęboko, patrząc z uwagą to na Gems, to na Liama. "No przecież nie moja wina, że mi głowa dobrze nie pracuje, nie?" - Muszę mieć wolną podłogę. Już. - pospieszyłem ich ruchem dłoni. Oboje jak na zawołanie westchnęli tylko, ale ruszyli swoje leniwe tyłki i złapali stolik przy którym stali, powoli przenosząc go pod ścianę. Założyłem dłonie przed sobą, dopatrując czy niczego mi nie uszkodzą po drodze i uśmiechając się do Gemmy, która nadal mordowała mnie spojrzeniem. "No ale czy to moja wina, że lekarz zabronił mi cokolwiek dźwigać...?"

*

Setki zdjęć. Tysiące. A może już miliony...? Nie liczyłem, ale kiedy patrzyłem na pozakrywaną fotografiami caluśką podłogę, zaczynała mnie boleć głowa. Zdecydowanie było tego za dużo. Zdjęcia z imprez, wycieczek, kolacji, spaceru, koncertu, tatuowania, obierania ziemniaków, prania skarpetek i chuj wie co jeszcze. Liam z Gemmą pomagali mi wprawdzie poukładać to wszystko mniej więcej chronologicznie, ale i tak skończyło się jednym wielkim chaosem i trzema kłótniami. Jedną, bo postanowiłem w końcu zarzucić coś na grzbiet i miałem mały problem z koszulą. Drugą, bo Gemma postanowiła się nade mną popastwić i sprowadziła dla siebie i Liama piwo. I trzecią, ostateczną, bo moi 'pomocnicy' zastrajkowali, migając się jakimś zmęczeniem. Ale w pełni rozumiałem. Sam byłem wykończony, a tylko patrzyłem na to wszystko i próbowałem sobie coś przypomnieć. A i tak skończyło się na kilku mglistych scenach i strzępkach jakichś rozmów. Nic konkretnego. "Ja głęboko pierdolę taką robotę..." Rzucając trzymanym właśnie zdjęciem w kąt, westchnąłem głęboko i walnąłem się na podłogę. Przesunąłem się pod ścianę i wygodnie oparłem się o nią plecami, podciągając nogi pod siebie. Gdzieś po drodze podciągnąłem rękawy tej czerwonej koszuli w kratkę, co mi ją Gems postanowiła wcisnąć, po czym powoli przesunąłem dłońmi po włosach, mocno wplatając palce w kłaki. Miałem dosyć, poważnie dosyć. "Niech mnie ktoś po prostu zaciągnie do łóżka..."
- Niezły bajzel... - usłyszałem znikąd głos Liama. Kiedy podniosłem głowę okazało się, że i on zrezygnował z latania po podłodze na czworaka, przysiadając sobie spokojnie na środku pokoju i rozciągając nogi. Jego mina, kiedy patrzył wokoło siebie na te góry zdjęć była co najmniej przytłoczona.
- Dokładnie coś takiego mam właśnie w głowie. - westchnąłem, prostując ręce i wyciągając się dla chwili relaksu. "Więc ciesz się, że jak stąd wyjdziesz, to ci to minie..."
- Kiepsko wygląda. - Liam skrzywił się tylko, posyłając mi spojrzenie pełne współczucia. "No to ja rozumiem..."
- A jak okropnie się odczuwa. - kiwnąłem głową. - Możecie mi już współczuć i nade mną użalać, mi to nie przeszkadza. - wyszczerzyłem się niespodziewanie, obserwując jak Liam uśmiecha się pod nosem, a Gemma tylko przewraca oczami. "Nie ma nic lepszego od widoku wkurzonej siostry..." Z niecierpliwością czekałem na jakąś uszczypliwość z jej strony, kiedy nagle rozdzwonił się czyjś telefon. Sądząc po tym jak Gems z prędkością światła sięgnęła do kieszeni swoich dżinsów, to z nią ktoś chciał się połączyć. "No jaka szkoda..."
- Sorry... - na nikogo nie patrząc, podniosła się z podłogi i na oślep ruszyła ku wyjściu do przedpokoju.
- Masz przede mną jakieś tajemnice? - zaśmiałem się, odprowadzając ją wzrokiem.
- Całą masę. - Gems na moment odwróciła się do mnie, szczerząc się podejrzanie, po czym zniknęła bezpowrotnie na korytarzu. "No i dokładnie na to czekałem od kilku godzin..." Patrząc w okno na już pochłoniętą w nocy ulicę, odczekałem kilka sekund, gdyby Gems miała się jeszcze po coś pilnie wrócić. A kiedy stan zagrożenia minął, usiadłem po turecku i popatrzyłem z uwagą na Liama.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że zespół zaczął się sypać? - spytałem przyciszonym głosem, mrużąc oczy, żeby wyłapać każdy jego gest w razie gdyby próbował mnie okłamywać. "Nie ze mną te numery, Payne." Jednak Liam wcale nie zamierzał się wykręcać. Na początku spojrzał na mnie głęboko zaskoczony, po czym westchnął głośno i ze zdenerwowania przejechał dłonią po szczęce.
- Jakoś się nie złożyło. - wzruszył ramionami, uciekając spojrzeniem gdzieś na bok. "I ja miałem w to uwierzyć?"
- Bzdura. - prychnąłem. - Zamierzaliście mi w ogóle powiedzieć? - Liam przez chwilę w ogóle nawet nie oddychał, po czym na głębokim wydechu tylko pokręcił głową. "Najlepiej... Okłamywać chorego." - Tak myślałem. - skrzywiłem się, odchylając się do tyłu. - A jakbym sobie przypomniał?
- Louis proponował wcisnąć ci jakiś kit. - Liam niepewnie na mnie spojrzał. - Coś by się wymyśliło.
- Cudowne podejście. - skwitowałem. - Nie znam gorszych debili niż wasza czwórka.
Zauważyłem jak Liam uśmiecha się pod nosem. Już miałem zapytać o jakieś wyjaśnienia, co się właściwie stało, dlaczego się tak od siebie odsunęliśmy, kiedy do salonu znikąd wparowała Gemma. Już bez telefonu przyklejonego do ucha. "A jak potrzebowałem gdzieś zadzwonić to gadała kurczę godzinami..."
- Będziesz coś jeść, czy nadal zamierzasz głodować? - spytała, lustrując mnie spojrzeniem. "Mógłbym uwierzyć, że się o mnie martwisz, siostrzyczko..."
- Jak zrobisz coś jadalnego to może nawet się skuszę. - wyszczerzyłem się bezczelnie.
- Liam? - wzrok Gems padł tym razem na chłopaka rozwalonego na środku pokoju.
- Ja... - Payne zaczął podnosić się powoli z podłogi. W jego mętnym spojrzeniu wyczytałem, że chce wracać do domu. "No ale czy on oszalał?!"
- On też. - odpowiedziałem za niego, uśmiechając się do Gemmy niewinnie. Ta tylko kiwnęła głową, znowu wycofując się z pokoju. - Nawet zostanie na śniadanie. - dodałem, przenosząc wzrok na Liama i piorunując go spojrzeniem. Gems zdążyła już jednak wyjść, więc nie zauważyła jak i ja wstaję, podchodząc do przyjaciela na tyle blisko, żeby poczuć ostry zapach alkoholu. - Za kierownicę po dwóch piwach? - szepnąłem gniewnie, przypominając mu o tym do czego namówiła go Gemma. - Puknij się w głowę.
- Muszę do łazienki. - tyle usłyszałem w odpowiedzi. Zmarszczyłem czoło. "No to to na pewno nie było normalne." - Gdzie jest?
- Naprzeciwko. - kiwnąłem dłonią w tamtym kierunku. Liam od razu tam ruszył, z lekka się zataczając. Patrzyłem za nim coraz bardziej zdziwiony, ze zdezorientowania przeczesując włosy palcami. "Co mu się do cholery stało...?"

*

- On naprawdę ma tu spać? - Gems z podejrzliwością popatrzyła na Liama, ledwo mieszczącego się na kanapie. Lewa ręka zwisała mu swobodnie na podłogę, lewa noga też jakoś specjalnie podparcia nie miała... Normalnie jak poległ, tak zasnął. I coś tak czułem, że nie tylko zmęczenie było powodem...
- Już zasnął, chcesz go budzić? Bo ja nie mam serca. - spojrzałem na Gemmę kątem oka. Druga sprawa, że nie wiedziałem gdzie indziej mógłbym go położyć... "Muszę lepiej poznać tę hawirę."
- Dwa piwa go tak ścięły? - Gems zmarszczyła brwi.
- A bo ja wiem. - mruknąłem wymijająco. Wolałem się nie wyrywać ze swoimi podejrzeniami, że przyjechał już wstawiony, bo... No. - To był męczący wieczór, ja też jestem padnięty. - ziewnąłem, dla prezentacji, wyciągając się szeroko. - I też bym się już chętnie położył.
- W zasadzie też o niczym innym nie myślę. - siostrunia natychmiast podłapała ziewnięcie. Zaśmiałem się pod nosem, układając w głowie chytry plan. "Jutro wypróbuję czy to serio takie zaraźliwe..."
- Będziesz miała gdzie...? - w ostatniej chwili przypomniałem sobie o miejscówkach. "No przecież nie pozwolisz jej spać na podłodze, durniu..."
- Tu jest pokój gościnny. - Gemma uśmiechnęła się lekko, powoli wycofując się do drzwi.
- Oh. - kiwnąłem głową. "Ale dla mnie też jest?!" - A ja? - gwałtownie spojrzałem na Gems z kompletną dezorientacją w oczach.
- No w waszej sypialni...? - zmarszczyła brwi.
- Co? Nie! - podniosłem głos, zaraz go jednak ściszając. "LIAM, DEBILU!" Kątem oka spojrzałem na śpiącego przyjaciela, ale nawet nie drgnął. "Moje szczęście..." Wróciłem więc spojrzeniem na Gems, która patrzyła na mnie jak na ostatniego idiotę. - Tam jest... Dużo jej rzeczy. - palnąłem na usprawiedliwienie.
No bo jak to tak... Miałem spać TAM?! W TYM łóżku? Wśród TYCH rzeczy. Z JEJ zdjęciem obok? Już za dnia wydawało mi się to lekko przerażające. Tyle rzeczy, których nie pamiętam dokładnie, a mimo wszystko, wiem, że są po części moje... To było cholernie dezorientujące. I onieśmielające. Przebywanie tam sam na sam i to w nocy, mogło doprowadzić do... do wszystkiego! "Nie, ja tam spać nie będę..."
- W łazience też, a jakoś nie przeszkodziło ci to w kąpieli. - Gemma zaznaczyła nagle i dziwnie przekrzywiła głowę. "O cholera, rzeczywiście..."
- Ale... ale to była wyższa konieczność! - pisnąłem bez zastanowienia. Bo naprawdę nie wiedziałem już co powiedzieć.
- Nie histeryzuj, spałeś w tym łóżku tyle nocy, nagle cię przecież nie ugryzie. - prychnęła. "Ale wtedy spałem z Nią, a teraz..."
- A nie możemy się... zamienić? - zaproponowałem cichutko. Gems natychmiast zgromiła mnie spojrzeniem. "Oj co, no..." - Dobra, nic nie mówię. - westchnąłem. Gemma uśmiechnęła się z wyższością, jakoś dziwnie wyprostowała, zrobiła obrót jak na tych dennych filmach romantycznych i prawie w podskokach wyszła na korytarz. A ja zostałem kompletnie sam... No dobra, z Liamem, ale on był już w tamtym świecie i średnio mógł mi pomóc. "Czemu oni są tak bardzo przeciwko mnie...?" Czując jak żołądek ściska mi się w wielki supeł, oplotłem ręce wokół brzucha, rozglądając się z niepewnością wokoło. Tyle rzeczy, tyle zdjęć, a i tak wszystko obce i cholernie onieśmielające. I to tutaj, w salonie, miejscu przeznaczonym na pokaz dla innych. A co dopiero będzie w sypialni...? "Dobra, Styles, nie tchórzaj tutaj..." Westchnąłem głęboko i oderwałem ręce od brzucha. "Styles niczego się nie boi, tak?" Ostatni raz rozejrzałem się po ogarniętym w półmroku salonie, oświetlonym wyłącznie przez jakąś śmieszną lampę w kącie. "No dobra, nie jest tak źle... Poradzisz sobie..." Zaciskając dłonie w pięści ruszyłem pewnie przed siebie. I takim samym stylem wparadowałem do sypialni, prawie gwałcąc kontakt, żeby oświetlić mroczne pomieszczenie. To właśnie tutaj zaczęła się panika...
Pokój ogólnie był przytulny, ale w wieczornym, ciepłym świetle wyglądał jeszcze bardziej przyjemnie. Tak... domowo. Swojsko. I w ogóle. A mimo wszystko obco dla mnie. "I ja miałem tu spać...?" Zakładając ręce za siebie, z powątpiewaniem spojrzałem na łóżko. Wyglądało dokładnie tak samo jak je zostawiłem. Rozbebeszone, niepościelone, pogrążone w chaosie. Jakby ktoś ledwo z niego wstał. I tym kimś na pewno nie byłem ja. "Więc jak do cholery miałem się tam po prostu położyć...?" Westchnąłem ciężko, powoli podchodząc do łóżka, jakby zaraz miało mnie pożreć. Nie pożarło. A nawet pozwoliło mi usiąść na sobie. Wprawdzie na samym brzegu, ale zawsze coś. Niepewnie przejechałem dłonią po zmarszczonym prześcieradle. Było miłe i chłodne w dotyku. Na tyle, że wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie dziwny dreszcz. Prawie jak podniecenia, ale... "Cholera..." Zupełnie znikąd moją głowę zalała fala pytań. Dotyczących Jej i tego co właściwie robiliśmy tutaj jak nikt nie patrzył. Okej, to było ciekawe, ale zdecydowanie nie na teraz. Nie przed snem. Nie jak jestem sam. "Niech mnie to zostawi w spokoju..." Wypuściłem powietrze przez zęby, opadając bezwiednie na plecy. Od razu do nosa wdarł mi się słodki zapach mieszanki owocowej, z przewagą czegoś cytrusowego. "Więc tak pachniała...?" Zamknąłem oczy, wciągając głębiej powietrze. Przewróciłem się nawet na brzuch, wtulając twarz w miękką pościel. Mimowolnie objąłem ramionami skotłowaną pościel, układając się jak najwygodniej mogłem. I nie minęła sekunda, kiedy zacząłem odpływać w sen z dziwnym przekonaniem, że lepiej byłoby się przytulić do Niej...

*

- Może tak przepraszam...? - prychnąłem, kiedy Lou umyślnie dźgnęła mnie łokciem między żebra, przepychając się między mną, a ścianą do łazienki. Odsunąłem się, ale tylko dlatego, żeby więcej nie dostać. Mimowolnie sięgnąłem dłonią do obolałego miejsca, rozmasowując je powoli. Naprawdę wolałem uniknąć kontynuacji tego wszystkiego. Zwłaszcza, kiedy Lou posyłała mi tak zabójcze spojrzenie. 
- Nie zamierzasz się już do mnie odzywać? - spytałem kwaśno. Dziewczyna tylko przewróciła oczami i bez słowa ruszyła przed siebie, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. "No cudownie..." Westchnąłem ciężko, opadając plecami o zimną ścianę za mną. Z bezsilności przymknąłem oczy i powoli osunąłem się na dół, prosto na twardą podłogę. Opierając głowę o ścianę, spojrzałem z błaganiem w sufit. "No czy Ty musisz naprawdę wystawiać mnie na takie próby...?" Okej, potrafiłem zrozumieć, że laski mają fochliwe dni, zespoły napięcia czy inne cholerstwo. To, że taki dzień trafił się dzisiaj też rozumiałem. Ale ja tylko poprosiłem ją o zalanie mi herbaty. Zwykłe nalanie wody do kubka, w którym już była herbata i cukier. Naprawdę nie spodziewałem się, że od takiej bzdury Lou aż tak wybuchnie, opieprzając mnie od góry do dołu za jakieś kompletne debilstwa. Wygarnęła mi wszystko, dosłownie każdą drobnostkę, jakiej dopuściłem się od naszego pierwszego spotkania. Wszystko za cztery durne słowa. 'Mogłabyś zalać mi herbatę?' "Obiecuję, nigdy więcej tego nie powiem, byleby ta diablica się już uspokoiła..." Poderwałem się z podłogi z głośnym jękiem, kierując się prosto do sypialni. Praktycznie rzuciłem się na łóżko, rozkładając szeroko ramiona i wygodnie układając głowę na poduszce. "Przynajmniej tyle mi się od życia należy." Wsłuchując się w szum wody dobiegający z łazienki, zacząłem liczyć barany. Liczyłem na to, że jak mi się uda już tutaj zasnąć, Lou mimo wszystko nie będzie miała serca wykopać mnie z łóżka. A naprawdę nie uśmiechało mi się kimanie na kanapie... Nie po to przyjeżdżałem do domu, żeby sypiać jak w trasie, prawda? "No i fajnie się jest do niej przytulić..." Chociaż starałem się z całego serca, sen mnie bezczelnie olewał. Barany nie pomogły, nucenie nie pomogło. Ciągle rozpraszały mnie dźwięki dochodzące z łazienki. Po prostu rozdzierało mnie wewnętrznie, że ona tam jest taka naga i w ogóle, a ja muszę siedzieć tutaj. To naprawdę było nie fair... "Za ciężka kara jak na takie gówno." Postanowiłem się jednak nie zdradzać. Zamknąłem oczy, jedną ręką przytuliłem się do poduszki, drugą podłożyłem sobie pod czoło i udawałem, że głęboko śpię. Sądząc po tym jak Lou nagle najpierw trzasnęła drzwiami, a potem na palcach przeszła do łóżka, chyba całkiem nieźle mi szło. Leżałem więc dalej w bezruchu, czując jak łóżko po mojej prawej delikatnie się ugina. I z ugięcia nie wróciło, więc zaryzykowałem, powoli otwierając jedno oko. Jak się mogłem spodziewać, Lou leżała na samym krańcu łóżka, odwrócona do mnie tyłem. "No jasne..." Uśmiechnąłem się pod nosem, z powrotem zamykając oko. Westchnąłem głęboko, tym razem naprawdę starając się zapaść już w sen. I całkiem nieźle mi szło, dopóki nie usłyszałem podejrzanego skrzypnięcia łóżka. Z trudem powstrzymałem chęć zerknięcia na to co się dzieje, zwłaszcza, że skrzypnięcie się powtórzyło. Ale zanim zdążyłem zareagować, nagle coś ciepłego wylądowało mi na plecach i na barku. A potem jeszcze delikatnie się do mnie przytuliło, szczelnie oplatając mnie swoim ramieniem. "A jednak..."
- Wiesz, że nie śpię? - spytałem cicho, nie otwierając oczu.
- Zamknij się. - dziewczyna warknęła groźnie, ale mimo wszystko się nie odsunęła. Zaśmiałem się cicho, przekręcając się bardziej na bok, żeby móc ją szczelniej objąć. A kiedy już ją schowałem w ramionach, i Lou przysunęła się bliżej mnie, opierając swoją głowę na moim ramieniu. I chociaż ręka już zaczęła mi drętwieć, postanowiłem się nie ruszać. Zamiast tego przysunąłem dziewczynę bliżej siebie, kompletnie odpływając w cieple jej ciała i odurzającym zapachu. Tak było najprzyjemniej...



poniedziałek, 7 kwietnia 2014

29.


Wychodząc ze szpitala czułem się dziwnie lekko. Jakby niebo przestało mi się walić na głowę, czy coś. W każdym bądź razie nie mogłem powstrzymać durnego uśmiechu, w którym wykrzywiały się moje usta. Aż mnie policzki od niego bolały, ale to nie było ważne. Czułem się przecież całkiem szczęśliwy i mój organizm musiał jakoś to pokazać. "Nawet jeśli wyglądałem przy tym jak ostatni psychol." Ale chociaż moje sumienie zrobiło się o wiele czystsze po tej całej gadaninie, którą zapewniłem Jej, gdzieś z tyłu głowy nadał błąkał się jakiś niepokój. Coś nadal mnie zżerało i żadna spowiedź nie mogła tego usunąć. Mogłem sobie gadać i do usranej śmierci, ale to i tak mi nie pomoże w poukładaniu sobie całej historii w głowie. Przecież nadal nie wiedziałem o tej dziewczynie nic konkretnego. W zasadzie udało mi się złapać z nią jakąś lekką więź, ale i tak nie wiedziałem nic o tej poprzedniej. Nie udało mi się Jej poznać, niczego o niej dowiedzieć. Wizyta, owszem, była przyjemna, ale niewiele wniosła do mojej podziurawionej pamięci. Musiałem pogadać z kimś innym. Z kimś, kto mi nie będzie kręcić, ani nic reklamować. Z kimś kto może znać największą część z tego wszystkiego. I nie wiedzieć czemu, pierwszym, kto przyszedł mi do głowy, była Gems. "No bo przecież kto, jak nie siostra..." Szybko sięgnąłem do kieszeni, wyciągając z niej telefon. I jeszcze szybciej wybrałem numer do Gemmy. 
- No co tam mój mały, biedny bracie...? - odebrała już po pierwszym sygnale i zaszczebiotała wesoło na powitanie.
- Gems... - westchnąłem, mając cichą nadzieję, że nie będę musiał mówić nic więcej. Bo naprawdę szczerze mi się nie chciało.
- Za trzy godziny? - usłyszałem tylko. "Moja kochana, mądra siostra..."
- Nie spiesz się. - potwierdziłem, mając w głowie scenariusz swojego długiego, oczyszczającego spaceru. - Muszę chwilę ochłonąć. Nie wiem ile mi to zajmie.
- W razie czego poczekam. - "A co ona taka zgodna...?" Zmarszczyłem brwi, próbując wymyślić dobry powód. Ale żaden nie przychodził mi do głowy. Poza tym obudziła się we mnie wątpliwość czy aby na pewno warto mieszać w to Gems...
- Ty dużo wiesz, prawda? - wyrwało mi się, zanim poważnie zdążyłem przemyśleć moje pytanie.
- Więcej niż chłopaki.
- To dobrze. Bardzo dobrze.
- Hazz... - Gems westchnęła niespodziewanie i bardzo poważnie. - Stało się coś?
- Nie przez telefon. - mruknąłem. Siostra coś tam miauknęła pod nosem i zanim zdążyłem choćby mrugnąć, już się rozłączyła. "Zdecydowanie ją uwielbiam w takich momentach..." Westchnąłem, chowając do kieszeni swój telefon. I praktycznie od razu z drugiej wyciągnąłem ten, który cały czas mnie palił. Jej komórkę. Szybko odblokowałem klawiaturę, zastanawiając się gdzie jeszcze mógłbym pobuszować. Poczta głosowa przejrzana, kontakty zaliczone, zdjęcia przeglądnięte, muzyka sprawdzona... Miałem ochotę na coś, czego jeszcze nie przeglądałem. "SMSy, durniu, SMSy..." Natychmiast wszedłem w skrzynkę odbiorczą. I rzeczywiście była tam jakaś nasza rozmowa. Otworzyłem ją i praktycznie od razu parsknąłem śmiechem. I to nie tylko z powodu tego jak miała mnie zapisanego w kontaktach...

Od Dureń: "Bardzo zmęczona...?"
Do Dureń: "Nie mogę się doczekać aż dojdę do łóżka."
Od Dureń: "Jeszcze troszkę. I dojdziesz."
Do Dureń: "Weź tak nie mów."
Od Dureń: "Wytrzymaj."
Do Dureń: "Skończ."
Od Dureń: "Już kończę."
Do Dureń: "Przestań."
Od Dureń: "No co? Robię co chcesz. Źle ci?"
Do Dureń: "Nie gadam z Tobą."

Parsknąłem śmiechem, kręcąc powoli głową. "Jak ona to wytrzymywała...?" Sam bym siebie olał za taką głupotę, a ona mimo wszystko... "Anielska cierpliwość..." Przewijając rozmowę dalej, szybko zauważyłem kolejny dowód jej wyjątkowej cierpliwości do mojej głupoty.

Od Dureń: "Chcę rozebrać cię do naga, rzucić cię na łóżko i pieprzyć, dopóki nie zostawisz zadrapań na moich plecach, a prześcieradło nie będzie mokre."
Od Dureń: "Hej* Miałem na myśli hej. Przeklęta autokorekta."
Do Dureń: "Słowo daję, kiedyś pokażę wszystko prasie. Albo podam cię do sądu o nękanie. Uspokój się."
Od Dureń: "Nie rozśmieszyłem cię?"
Do Dureń: "Nie"
Od Dureń: "Akurat"

Tym razem zaśmiałem się prawie w głos. Oczami wyobraźni widziałem jak czytając coś takiego stara się być poważna, ale nie może się nie uśmiechnąć. 
Te jej malinowe usta wyginały się zadziornie do góry, nos zabawnie marszczył, a oczy ciskały małe piorunki...
Sam już nie wiedziałem czy to było bardziej wyobrażenie czy już wspomnienie. Co by to jednak nie było, całkiem mi się spodobało. I tylko wzbudziło chęć poznania jej innych reakcji. Na komplementy, na żarty, na kłótnie, czy przykładowo takie wyznania jak to...

Od Dureń: "Chcę cię po prostu tu i po prostu teraz."

Albo dobra, nie... "Czy ja chociaż przez sekundę nie byłem poważny...?"

Do Dureń: "Debilu, wyszłam tylko do łazienki."
Od Dureń: "Umieram z tęsknoty..."

Teraz umierałem z ciekawości. Wysiliłem każdą szarą komórkę, żeby jakoś cofnąć się do momentu kiedy wymienialiśmy te SMSy, ale moja pamięć jakoś nie chciała ze mną współpracować. "Stara cholera..." Wyprzeklinałem ją na wszystkie strony, ale i tak jedyne co przychodziło mi teraz na myśl to jakieś moje próby dobijania się do mamy. "Czy to nigdy nie może ze mną współpracować...?"
- Em... Przepraszam... - znikąd nagle usłyszałem dziewczęcy głos, więc szybko przystanąłem i rozejrzałem się wokoło. Przede mną stała jakaś zdenerwowana i mocno czerwona panna, która ze zdenerwowania ciągle poprawiała rękaw swojej bluzy. "Uważaj, Styles, tylko jej nie przegrzej..."
- Tak? - uśmiechnąłem się szeroko i tak sympatycznie jak tylko potrafiłem. Już zapomniałem... "Dobre sobie..." No ale serio, chyba nie pamiętałem jak mam się zachowywać przy przypadkowo spotkanych fanach. "Po prostu bądź miły..."
- Przepraszam, nie chcę przeszkadzać... - dziewczyna odezwała się ledwo dosłyszalnie, patrząc na mnie wybiórczo. Raz ziemia, raz ja. "Zeza można dostać..." Na wszelki wypadek uśmiechnąłem się szerzej, ale dziewczę tylko jeszcze bardziej poczerwieniało. "Styles, opanuj się..." - Chciałam tylko powiedzieć, że bardzo się cieszę, że już wyszedłeś ze szpitala. - wypaliła po chwili, zanim cokolwiek wtrąciłem. - No i mocno trzymam kciuki za Lou. Mam nadzieję, że szybko się obudzi. - dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ja też. - kiwnąłem głową, poważniejąc nagle. Sam się zdziwiłem jak szczerze to zabrzmiało. - Dziękuję. - zwróciłem się do fanki, która coraz bardziej się denerwowała.
- Mogę...? - rozłożyła delikatnie ręce. Byłem pewny, że kosztowało ją to dużo odwagi, więc natychmiast się wyszczerzyłem. "No przecież ja nie gryzę, pytać nie trzeba..."
- Jasne. - kiwnąłem głową, ostrożnie obejmując dziewczynę. Nigdy nie byłem pewny jak daleko mogłem się posunąć, żeby żadna sobie nic nie pomyślała. To zdecydowanie była za duża odpowiedzialność. "Ale przyjemna..." Przytulając lekko dziewczynę od razu przyszła mi go głowy myśl jak Ona reagowała, gdy na to patrzyła. "Była zazdrosna...?" Wewnętrznie chyba nawet chciałem, żeby była. Ale żeby się upewnić musiałem kogoś o to podpytać. A żeby to przyspieszyć, tylko odsunąłem się od dziewczyny, posyłając jej odpowiedni uśmiech.
- Miłego dnia. - pożegnałem się, szykując się do odejścia.
- Harry...? - zanim zrobiłem chociażby krok, usłyszałem za sobą kolejny dziewczęcy głosik.
No i to by było na tyle, jeśli chodzi o mój spokojny spacerek...

*

- Nieźle się tu panoszysz... - stwierdziłem, widząc Gemmę stojącą przy garnkach w mojej własnej kuchni. Normalnie buszowała mi po półkach! "Nie za swojsko...?" Swobodnie oparłem się o futrynę drzwi dzielących kuchnię od korytarza, czekając na jej wyjaśnienia. Bo skąd miała klucz? Jak tu się rozpoznawała? "Musiała często tutaj bywać..."
- Trenuję bycie panią domu. - Gems nawet się nie odwróciła, zawzięcie krojąc jakieś warzywa. "No żeby sobie tylko palców nie poobcinała..." "Ja jej tego nie pozszywam..." Westchnąłem pod nosem, kiedy dotarł do mnie przyjemny zapach czegoś, co gotowało się właśnie w garnku. Jak na moją siostrę pachniało wyjątkowo smakowicie, więc nic dziwnego, że mój niedokarmiany od kilku godzin brzuch, odezwał się głośno. "Zdecydowanie umierałem z głodu." Szybko ruszyłem przed siebie i stanąłem obok siostry. Pewnie sięgnąłem do miski, gdzie Gems właśnie wrzucała pokrojoną paprykę, ale zanim zdążyłem skubnąć cokolwiek, już dostałem po łapach. "Siostra, cholera jasna..."
- Głodny jestem no... - skrzywiłem się, masując sobie obolałe miejsce. Na Gemmie nie zrobiło to jednak większego wrażenia. Bezczelnie odepchnęła mnie od kuchenki. MOJEJ. WŁASNEJ. KUCHENKI. I nawet na mnie nie spojrzała. Teraz jej zdecydowanie nie kochałem.
- Co tam tyle robiłeś? - spytała tylko. Miałem ochotę się fochnąć, ale po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że to mi nijak nie pomoże w wyciąganiu od niej informacji. "Bądź miły, Styles..."
- Myślałem. - odparłem wymijająco, część z fanami zostawiając dla siebie. Raczej nie chciałem się chwalić momentem jak znikąd dopadły mnie dziesiątki nastolatek. Nie byłem aż tak głupi, wiedziałem, że to mogłoby się nie spodobać.
- Powiesz mi coś więcej, czy każde słowo mam z ciebie wyduszać? - Gemma w końcu zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem, nie przerywając jednak krojenia. Co natychmiast wywołało u mnie głębokie przerażenie. "Przestań to łączyć, idiotko, palce stracisz!"
- Byłem u niej. - mruknąłem, ze zmarszczonym czołem obserwując dłonie siostry. Żeby w razie czego szybciej zareagować, przysunąłem się do szafki przy której stała i oparłem się po nią tyłkiem.
- I? - Gemma znowu spojrzała na mnie uważnie.
- Gadałem. - rzuciłem, znowu czując tą dziwną dumę. Mimowolnie się nawet wyszczerzyłem, co Gems natychmiast wyłapała i skomentowała durną miną. - Nie patrz tak, to mi pomogło. W końcu mogłem komuś szczerze powiedzieć co mi jest.
- Pójdziesz do niej jeszcze? - siostra uśmiechnęła się delikatnie, zerkając na mnie znad krojenia kolejnego zielska.
- Obiecałem. - kiwnąłem szybko głową, zakładając ręce przed sobą. Zauważyłem jak Gemma uśmiecha się pod nosem w odpowiedzi. Widziałem ulgę na jej twarzy. Ale za cholerę nie pojmowałem skąd to się wzięło, bo Gems nagle zamilkła. Zamyśliła się w jakimś swoim świecie, uparcie krojąc tym razem ogórka. "Baba, cholera jasna..." Nie chciałem naciskać, ale ta cisza poprzetykana bulgoczącym czymś z garnka z lekka mnie wkurzała. Poza tym pomyślałem o jej odwiedzinach w szpitalu. No bo czy nie były za późne jak na nasze relacje...?
- Nie tylko praca cię zatrzymywała, prawda? - wypaliłem niespodziewanie, lustrując siostrę spojrzeniem. Westchnęła ciężko w odpowiedzi. "Czyli tu cię mam..."
- Chyba się bałam, że wygadam za dużo. - Gems wzruszyła ramionami. Akurat zajęła się gotującym czymś w garnku, zdejmując to z gazu, więc miała idealny pretekst, żeby na mnie nie patrzeć. - Jesteś moim bratem, Lou przyjaciółką. Fajny układ póki nie zaczynaliście się kłócić i musiałam słuchać dwóch wersji. - zerknęła na mnie pobieżnie, kiedy odlewała falę parującej wody z garnka, po czym wyciągnęła z niego torebki ugotowanego ryżu. To na nich dziwnie się skupiłem, zamiast rozmyślać o tym jak bardzo Gems i Ona się przyjaźniły. To mnie chyba zbyt przerażało...
- I świetnie. - rzuciłem wesoło, mimo ścisku w żołądku. - Chcę wszystko wiedzieć. - oznajmiłem niby żartobliwie. Gemma natychmiast jakoś pobladła.
- Bałam się, że to powiesz. - westchnęła, rozkładając na dwa przygotowane wcześniej talerze to, co zdążyła upichcić. Czyli ryż z jakąś sałatą. "No czy ja wyglądałem na królika...?" Skrzywiłem się, patrząc na talerz, który wcisnęła mi siostra i stwierdziłem, że chyba jednak nie jestem AŻ TAK głodny. Poza tym ciekawość wygrywała. Zanim więc to ona zdążyła mnie wszamać, ruszyłem za Gems do niewielkiego stołu na środku kuchni i usiadłem naprzeciwko niej. Żeby nie było, wziąłem w garść widelec i zacząłem nim grzebać po talerzu, ale moja uwaga i tak skupiała się na siostrzyczce przede mną. Miałem nadzieję, że zrozumie moje spojrzenie "ZACZNIJ MÓWIĆ, BO MNIE SZLAG TRAFI", ale jak na razie zajmowała się tylko jedzeniem. No ale Styles nie poddaje się przecież tak łatwo...
- Mogę chociaż normalnie zjeść? - prychnęła po dokładnie trzech minutach intensywnego gapienia się na nią. Udałem, że nie wiem o co chodzi i tylko wzruszyłem ramionami. - Hazz, jak będziesz się lampić to się zadławię i niczego się nie dowiesz. - poraziła mnie spojrzeniem. "Gorzej niż meduza..."
- A nie możesz szybciej przebierać widelcem...? - zaproponowałem ugodowo. Gems zgromiła mnie wzrokiem, podnosząc z politowaniem jedną brew. - Jedz sobie, jedz spokojnie. Ja poczekam. - zapewniłem gorliwie, przez moment skupiając się na swoim talerzu. Nie minęła jednak nawet sekunda, kiedy moje spojrzenie znowu wylądowało na Gemmie. Co dziewczyna natychmiast wyczuła, wzdychając ciężko.
- Boże i tak nic nie przełknę jak się tak gapisz. - odsunęła od siebie talerz, opadając plecami na oparcie krzesła i patrząc na mnie wilkiem. - Co chcesz wiedzieć? - założyła przed sobą ręce, jakby się hamowała przed trzaśnięciem mnie po głowie. Ale nie miała prawa, kiedy się do niej tak słodko uśmiechnąłem...
-Wszystko. - nachyliłem się do niej, opierając przedramiona na blacie. - Dokładnie. Żadnej reklamy, czysta prawda. Coś czuję, że chłopaki mi jej nie mówią.
- Bo i tak jej nie znają. - Gemma prychnęła tylko. A kiedy tylko dotarły do mnie jej słowa, zimny prąd przeszedł przez mój kręgosłup. "NIE ZNAJĄ...?! CHŁOPAKI...?!" Z przerażeniem spojrzałem na siostrę. Ta tylko wzruszyła ramionami, przybierając niepewną minę. - Już od dawna nawet nie gadaliście. - stwierdziła w końcu. Jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. "No przecież to nie mogła być prawda..." PRZECIEŻ ONI TERAZ ZE MNĄ GADALI! "Ona coś kręciła..."
- Że słucham...? - wydusiłem w końcu, kiedy tylko moje gardło doszło do siebie. - Jak to nie gadaliśmy?
- Po prostu. - znowu wzruszyła ramionami. - Trochę się oddaliliście. Chyba straciliście zapał.
- Ale... Przecież obiecaliśmy... - westchnąłem głośno, przeczesując włosy obiema dłońmi. - Nie, to niemożliwe... - skuliłem się w sobie, próbując jakoś ułożyć sobie wszystko w głowie. "Ale przecież po co miałaby mi o tym kłamać...?" - Dlaczego? - wyprostowałem się gwałtownie, wbijając uważne spojrzenie w Gems.
- Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, że drogi się wam rozeszły. - wyjaśniła. - Nigdy nie chciałeś o tym mówić, ale wcześniej dzwoniliście do siebie co pięć minut. Ostatnio nie gadaliście siedząc obok siebie. Już nie było wspólnych tematów, każdy układał swoje życie. Osobno.
- Nic mi nie powiedzieli... - westchnąłem, biegając spojrzeniem gdzieś przy swoich dłoniach.
- A ty byś się przyznawał? - Gemma prychnęła tylko. "To miało sens..." - Poza tym po wypadku relacje się zmieniły. Znowu zaczęliście gadać. Po co wracać do przykrych spraw, skoro same się już naprawiły. - stwierdziła poważnie. "To naprawdę miało sens..." Nawet jeśli było praktycznie niemożliwe w moim przekonaniu. "Nie gadać...?" Trudno mi było sobie coś takiego wyobrazić. Przecież mieliśmy z chłopakami genialny kontakt. Tkwiliśmy w czymś razem, wspieraliśmy się, pomagaliśmy, rozśmieszaliśmy. Byliśmy jednym zespołem. To się nie mogło rozpaść. Nie mogło... "A jednak się rozpadło..."
- Nie powinnam ci o tym mówić... - głos Gemmy wyrwał mnie z rozmyślań. W ostatniej chwili zerknąłem na nią i zauważyłem jak wstaje od stołu, wyraźnie chcąc się ewakuować. Nie mogłem na to pozwolić... Natychmiast złapałem ją za nadgarstek, blokując jej jakiekolwiek ruchy. Próbowała się oczywiście wyrywać, ale to ja tu byłem facetem. Widząc, że nie ma szans, westchnęła tylko i usiadła z powrotem. Chociaż minę miała głęboko niezadowoloną.
- Chcę wiedzieć wszystko, nieważne czy szczęśliwe czy nie. - zapewniłem ją, gdyby miała jeszcze ochotę uciekać. A kiedy kiwnęła głową, puściłem w końcu jej dłoń, zakładając ręce przed sobą. - Ale po kolei. - zaznaczyłem.
- Nie wiem czy... - Gemma spojrzała na mnie niepewnie. "No błagam, tylko nie ta gadka czy powinna mi mówić..."
- Ja naprawdę chcę sobie wszystko przypomnieć. - patrząc na siostrę uważnie, nachyliłem się do niej, żeby na pewno mnie zrozumiała. A sądząc po jej spojrzeniu, miałem głębokie wątpliwości czy cokolwiek do niej dociera. "Co za uparte stworzenie..." - Nie chcę czekać nie wiadomo ile, aż mi się wszystko magicznie przypomni. - spróbowałem z innej strony. - Ty wiesz najwięcej. - zaznaczyłem. I tym ją chyba przekonałem, bo chociaż ciskała we mnie spojrzeniem, nie ruszyła dupy z krzesła. "No i to się nazywa współpraca w rodzeństwie..."
- Jak się poznaliśmy? - spytałem po chwili, odchylając się na oparcie krzesła, starając się ułożyć jak najwygodniej. Bo kiedy tylko pytanie rozbrzmiało po kuchni, poczułem dziwny ścisk w żołądku. Jakbym wcale nie był pewny czy chcę to wszystko wiedzieć. Ale chyba chciałem, nie...? "Oj, Styles, nie bądź tchórzofretka..."
- Chłopaki ci nie mówili? - Gemma spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
- Coś tam pieprzyli, że rozwaliłem jej telefon, że nie chciała zastępczego. - zmarszczyłem brwi, przypominając sobie tą bzdurną opowiastkę. - A potem przypadkiem spotkaliśmy się na jakiejś imprezie. No i że łaziłem za nią pół roku, zanim zgodziła się ze mną umówić. Ale to mi się wydaje lekko naciągane. - wyznałem szczerze. Bo po pierwsze, jakim cudem po dwóch spotkaniach zapałałem do niej taką miłością, a po drugie co w niej niby takiego było, że po pół roku ciągłego dostawania kosza nadal chciało mi się do niej startować... "Jakim cudem honor mi na to pozwolił?" Zaraz jednak przypomniałem sobie twarz dziewczyny. Nie tą śpiącą, bez życia, ale tą ze zdjęcia z sypialni. Zaspaną, bez makijażu, z podkrążonymi oczami. Ale uśmiechniętą w taki sposób, że zakochanemu frajerowi to naprawdę mogło odbierać rozum. "No i chyba mi odebrało..."
- No bo to nie było pół roku. - Gemma rozwiała moje wątpliwości. "Czyli jednak..." - Na pewno nie. Nie wiem nawet czy to miesiąc trwało.
- Więc jej nie błagałem na kolanach...? - ucieszyłem się gdzieś wewnętrznie. "Honor uratowany."
- Rzeczywiście poznaliście się jak rozwaliłeś jej telefon. - siostra zmarszczyła w zamyśleniu brwi i szybko kiwnęła głową. "Czyli jednak się nie wykazałem na pierwszym spotkaniu..." - Rzeczywiście później spotkałeś ją na imprezie. Ale to nie tak, że od razu chciałeś z nią być. - nagle rozpromieniła się, uśmiechając się szeroko. - Najpierw to się normalnie, po ludzku przyjaźniliście.
- Przyjaźniliśmy się...? - spojrzałem na nią z podniesioną brwią. "Tu był niby jakiś czas na przyjaźń...?"
- Hazz, zawsze miałeś zachowania typowe dla starszego brata, mimo, że byłeś młodszy. - Gemma wbiła we mnie pełne politowania spojrzenie. "Pf, też mi coś..." - Ty musisz mieć kogoś do opiekowania się, bo inaczej chory jesteś. Wtedy akurat nikogo nie miałeś, a, że przyplątała się dziewczyna, co ci obrzygała całą hotelową łazienkę, to ci się włączyła rycerskość. Mniej więcej tak to wyglądało. - zakończyła z szerokim uśmiechem. A ja kompletnie nic z tego nie rozumiałem. "Co do tego miało jej rzyganie?"
- Obrzygała mi łazienkę? - zmrużyłem oczy, próbując jakoś przetrawić tą informację. Ale szczerze to mi się naprawdę nie kleiło. Nie wiem, może liczyłem na coś wyjątkowo romantycznego, jakieś Romeo i Julia, a dostałem tylko obrzyganą łazienkę. "Ciekawe kto to potem sprzątał..."
- O Boże, znam to tylko z opowieści... - Gems westchnęła jak na torturach. No ale czy ja ją tu do czegoś zmuszałem? "Niech nie narzeka..." - Nie było mnie tam, wiem tyle co mi opowiedzieliście. To było zresztą dawno...
- Przestań pierdzielić, do rzeczy. - pospieszyłem ją. "No bo czy ona nie może mówić na temat?"
- Ona chyba była wtedy pijana, bo miała chyba gorszy dzień. - zaczęła, wzdychając cierpliwie. - Nie wiem, naprawdę. Wiem, że nikt się nie zorientował, póki nie dobiłeś jej piwem i zaczęła rzygać na prawo i lewo. To ją doholowałeś do siebie, pozwoliłeś u siebie zanocować. Jak mi to wtedy opowiadałeś to cię opieprzyłam za naiwność, wiesz? - uśmiechnęła się pod nosem, bardziej do własnych myśli, niż do mnie. "Chyba naprawdę musiała Ją lubić..." I to tak bardzo, że pochłonęła się w swoich przemyśleniach do tego stopnia, że przestała nawet mrugać.
- No i racja. - skutecznie wyrwałem siostrę z odrętwienia. Aż spojrzała na mnie z przestrachem, jakby nie ogarniała momentu. - Sprowadzać do pokoju obcą dziewczynę... - naprowadziłem ją na odpowiedni tor, przy okazji zastanawiając się co właściwie mną wtedy kierowało. "Jakim cudem tak szybko jej zaufałem?"
- No właśnie. - Gemma natychmiast kiwnęła głową. - I to jeszcze prawie fankę. - "PRAWIE FANKĘ?!" - Strach pomyśleć co by było, gdyby jej coś odwaliło i postanowiła skorzystać z okazji... Nieważne. - Gems machnęła ręką, uśmiechając się szeroko. "NIEWAŻNE?!" Taka prawie-fanka mogła mnie wykorzystać! "Ciekawe czy wykorzystała..." - W każdym razie rano prawie zrobiłeś jej striptiz, pierwsze lody się przełamały... - zanim zdążyłem zapytać, Gems już ruszyła dalej. A ja tylko coraz bardziej wyszczerzałem na nią patrzałki. - Nie dosłownie, nie rób takich oczu... - siostra zaśmiała się głośno, kręcąc głową. - No i jakoś tak złapaliście wspólny język.
- Jaki striptiz? - konkretnie spytałem o to, co najbardziej mnie nurtowało w tej całej opowieści. "Paradowałem nago przed obcą dziewczyną..." Nawet jak na mnie to było z lekka nieprzyzwoite!
- A czy ja tam byłam? - Gems spojrzała na mnie jak na debila. - Nie mam bladego pojęcia jaki. Znając ciebie to po prostu zapomniałeś, że masz gościa i zacząłeś paradować bez ubrania. Jedyne co wiem to to, że już tego dnia Lou widziała cię bez ubrania. - zamilkła na chwilę, zamyślając się głęboko. - Boże, musiałeś jej zryć psychikę... - zaśmiała się niespodziewanie, kręcąc głową. "No tak, na pewno..."
- Obejdzie się bez takich komentarzy, okej? - prychnąłem oburzony. - No to jak zaczęliśmy być razem? - sprytnie zmieniłem temat. - Nagle nam się odmieniło?
- Coś w tym stylu. - Gemma kiwnęła głową. - Nie wiem dlaczego, ale wtedy strasznie się mnie uczepiłeś. Dzwoniłeś codziennie, czasem częściej. Czasami już miałam dosyć i po prostu nie odbierałam, bo i tak gadałeś tylko o niej. To było serio wkurzające. Nie wiem kiedy od zwykłego relacjonowania przeszedłeś w marudzenie: "a ona mnie nie chce", bo i tak słyszałam tylko miauczenie. - spojrzała na mnie z wyzwaniem. "Ta, jasne."
- Płakałem ci w rękaw...? - prychnąłem piskliwie. - Wkręcasz mnie, tak nie mogło być. - gwałtownie pokręciłem głową, próbując zrozumieć kiedy sięgnąłem aż takiego dna.
- A właśnie tak było. - siostra stwierdziła z wyższością. - Na początku łaziliście po koncertach, Lou to strasznie muzyczna dziewczyna. - wyjaśniła po chwili. - Czasami miałam ochotę tobą potrząsnąć i powiedzieć ci, że ona ciągnie od ciebie wejściówki na koncerty i żebyś się opamiętał.
- Czyli zadawała się ze mną dla darmowych wejściówek? - ledwo to powiedziałem, a już wiedziałem, że to niemożliwe. Logicznie rzecz biorąc, trudno było ułożyć pięć lat życia na łażeniu po koncertach... "No i Ona nie wydawała się taką materialistką..."
- Nie rozumiem dlaczego, ale zadawała się z tobą dla ciebie. - Gems uśmiechnęła się z wyższością, co skwitowałem tylko skrzywieniem się. - Wtedy nie wiedziałam, że to ty ją ciągniesz na te wszystkie imprezy, bo chcesz ją rozweselić. Odkąd straciła i ojca uważała, że nie ma prawa cieszyć się życiem, bo to nie wypada. Próbowałeś jej pokazać, że się myli.
- I ojca? - wyłapałem szybko, przypominając sobie któreś tam odwiedziny mamuśki w szpitalu. - Mama coś chyba, że ona nie ma nikogo. To prawda? - spytałem, czując się dziwnie wypowiadając to na głos. Bo naprawdę to brzmiało strasznie. "Nie mieć nikogo..." Nawet wyobrażać sobie tego nie chciałem.
- Ma jakąś tam ciotkę, ale nie utrzymują kontaktów. - "Czyli jednak..."
- Dlaczego?
- Lou naprawdę nie lubiła o tym rozmawiać, żeby nie było, że się nad sobą użala. Jej mama zmarła jak miała jakieś 11 lat. Chyba jakaś choroba, nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Nie chciałam z niej ciągnąć szczegółów. Zanim poszła do liceum, jej ojciec miał wypadek na budowie, tam chyba pracował. Leżał kilka dni w szpitalu, no ale niestety. Lou wylądowała u jakiejś ciotki, ale wkurzało ją wieczne współczucie od innych. Mówiła, że się tam dusiła i pilnie potrzebowała zmienić otoczenie. Więc gdy tylko skończyła osiemnastkę, czmychnęła do Anglii. Na początku tylko praca, łóżko, praca, łóżko. Póki się jej nie wpieprzyłeś w życie i nie czepiłeś się, że powinna się w końcu otworzyć na ludzi.
- Udało mi się chociaż? - zmarszczyłem brwi. "Przydałby się chociaż jeden pozytywny akcent..."
- Chyba udało. - Gems niepewnie kiwnęła głową. Nawet się uśmiechnąłem słysząc te słowa. - Poznałam ją dopiero jak się zeszliście, wtedy już była energiczna i zabawna, nie wiem jak wcześniej. Trudno mi powiedzieć. To akurat sam musisz sobie przypomnieć.
- No a co z tym moim uganianiem się za nią? - zmieniłem temat. - To była ściema?
- Nie, to akurat prawda. - Gemma uśmiechnęła się szeroko. "Naprawdę mogłaby już z tym skończyć..." - Musiałeś ją namawiać, żeby zechciała się z tobą łaskawie umówić. Lou miała to do siebie, że nie wierzyła w związki. Jej rodzice się rozwiedli jak miała chyba 3 lata i uznała, że nie ma co pchać się w miłość, bo to i tak kończy się rozczarowaniem. A z drugiej strony niepoprawna z niej romantyczka. Myślę, że czekała na jakiś grom z jasnego nieba, no a, że przy tobie jej nie oświeciło...
- No chyba w końcu oświeciło. - wtrąciłem, widząc pełną politowania minę siostry. Która wcale a wcale się nie zmieniła po mojej uwadze. "No to niby dlaczego Ona ze mną była, co?"
- W końcu to ty zaciągnąłeś ją do łóżka baranie. - siostra dosłownie zmiotła mnie spojrzeniem. - Na pierwszej randce. - zaznaczyła dosadnie, jakby miała mi to za złe. "No ale przecież jej nie zgwałciłem, nie?" Każdy związek musi się jakoś zacząć, niektóre właśnie mają swój początek w seksie... "To musiał być fantastyczny początek, skoro skończyło się związkiem..." Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, zastanawiając się jak to mogło wyglądać. Jakby jednak nie wyglądało, musiało być przyjemne. "Cholernie przyjemne." - Sama mi później opowiadała, że zeszła się z tobą tylko dlatego, żeby nie czuć się jak szmata, która idzie z facetem do łóżka przy pierwszej lepszej okazji. - usłyszałem niespodziewanie i aż mnie zapowietrzyło.
- Przeze mnie czuła się jak dziwka...? - pisnąłem, czując obezwładniające poczucie winy. "No pięknie, Styles, bardzo ładnie."
- Ale tylko przez chwilę. - Gemma natychmiast mnie uspokoiła. Aż miałem ochotę ją uściskać. "Ale jeszcze nie zwariowałem..." - Jakiś miesiąc, bo potem ze sobą zerwaliście. - zastrzeliła mnie kolejnym faktem.
- Przez to?
- Nie, nie przez to. Przez Taylor. - wyraźnie skrzywiła się wypowiadając to imię.
- Taylor? Taylor Swift? - dopytałem natychmiast. Jakoś trudno mi było połączyć Swift i nasze zer... "CHWILA!" - Zdradziłem ją...? - wyszczerzyłem oczy na siostrę, mając nadzieję, że zaprzeczy. Nie zaprzeczyła. Spojrzała na mnie z wahaniem, co było dla mnie jasną odpowiedzią. "Jesteś zdradzieckim dupkiem, Styles." Jęknąłem gardłowo, chowając natychmiast twarz w dłoniach.
- Trochę tak to wyglądało. - usłyszałem. Ustne potwierdzenie tylko jeszcze bardziej mnie zdołowało. - Wiesz, tu niby się umawiacie, a na Sylwestra jedziesz do Nowego Jorku bez niej. I o dwunastej na Times Square całujesz się z inną. Też bym się wkurzyła... A jeszcze z tą zazdrością Lou... Szczerze to ja nie wiem jak wyszedłeś z tej kłótni cało. Zwłaszcza po tej piosence o tobie.
- Zaraz, zaraz. - odsunąłem dłonie od twarzy i wbiłem w siostrę uważne spojrzenie. - Taylor mnie odwiedziła i o niczym takim mi nie mówiła. - stwierdziłem, przypominając sobie sekunda po sekundzie spotkanie z Swift. Gadaliśmy, była dla mnie miła, ale słowem się nie zająknęła o tym co nas łączyło. Ani jak się to skończyło. Tym bardziej nic o jakiejś piosence. - Ma o mnie piosenkę...?
- A co, myślałeś, że się wykręcisz? - Gemma uśmiechnęła się drwiąco. - Ja nie wiem na jakiej podstawie ona to napisała. Ale Lou strasznie to dobiło. Akurat była u mnie jak na nią trafiła. Była załamana, że mogłeś traktować Taylor tak samo jak ją. Bo podobno zarzekałeś się, że dla ciebie jest wyjątkowa.
Zmarszczyłem czoło, próbując przetrawić wszystko, co usłyszałem. I chociaż ufałem siostrze, coś mi w tej całej historyjce nie grało. Nawet bardzo. Przecież zawsze starałem się być uczciwy w stosunku do dziewczyn. Wiadomo, że czasami drobne kłamstwa się zdarzały, ale żeby od razu zdrada? Okej, Swift była fajna, ale naprawdę nie rozumiałem czym zakręciła mnie do tego stopnia, żebym zdradził kogoś, z kim byłem w związku. No chyba, że w tym związku coś nie grało... "Albo może to ty po prostu jesteś zwykłym padalcem, co...?"
- Ale mi wybaczyła, tak? - upewniłem się. "Ciekawe tylko jak..."
- Wiesz co, ja sama nie wiem jak to jest możliwe. Bo odpuściłeś. - "No i jeszcze to..." Przez moment zastanowiłem się nawet czy naprawdę mi na Niej zależało, skoro odpieprzałem takie akcje. "Co mi się wtedy w głowę zrobiło?!" - Nawet się nie starałeś jej odzyskać. To ona do ciebie przyszła, to ona prosiła, żebyś do niej wrócił. Chociaż była przekonana, że ją zdradziłeś.
- Dlaczego? - zmarszczyłem czoło. "Gdzie w tym wszystkim babska zażartość?"
- A bo ja wiem... - Gems westchnęła ciężko. - Nie rozumiem jak w ogóle można się z tobą umawiać, a co dopiero po zdradzie. - stwierdziła z wrednym uśmieszkiem. Natychmiast spiorunowałem ją spojrzeniem. - Może w końcu trafił ją ten grom, nie wiem. Jakoś nie chciała ze mną rozmawiać o tym etapie.
- Zeszliśmy się... - stwierdziłem głośno, jakby to miało przynieść mi jakąś ulgę. Nie przyniosło. Nadal zastanawiałem się jak mogłem być takim idiotą, żeby bawić się w zdrady. "Styles, po prostu jesteś dupkiem." - I co potem?
- Jak to w związku. - Gems wzruszyła ramionami. "No cudowna odpowiedź, nie ma co." - Tylko bardziej popapranie, twoja kariera i sława wszystko mąciły. Lou bardzo nie lubi być w centrum uwagi, a przez ciebie nie mogła wynieść śmieci, żeby jej debile z aparatami nie nacykali zdjęć. No i jeszcze twoje fanki...
- Wyzywały ją? - szczerze się zdziwiłem. Po dzisiejszym spotkaniu z fankami byłem święcie przekonany, że wszystkie są w niej zakochane. Albo przynajmniej Ona im nie przeszkadza. Przecież pytały o Nią, trzymały kciuki za jej powrót do zdrowia. Chyba się o nią martwiły. A to się przecież w ogóle nie kleiło z tym co mówiła Gems...
- To też... - Gemma skrzywiła się niespodziewanie. - Bardziej chodziło o zazdrość. Mówię ci, w życiu nie widziałam bardziej zazdrosnej osoby. Lou jest zazdrosna o wszystko, zwłaszcza o ciebie. Chyba cały czas się bała, że robiąc sobie zdjęcie z fanką nagle się w jakiejś cudownie zakochasz.
Natychmiast wyobraziłem sobie Jej minę, gdy starała się udawać, że wszystko gra, a naprawdę wściekała się z zazdrości. Dziwnym trafem wywołało to u mnie głębokie rozbawienie. Bo to musiało być śmieszne. Gdy piorunowała mnie spojrzeniem, a jej usta zaciskały się w wąską linię... "Ciekawe jak to było rozluźniać to wszystko pocałunkiem..."
- Ty lepszy nie byłeś, nie ciesz się głupio. - Gemma natychmiast sprowadziła mnie na ziemię. "Ja zazdrosny? Pf." - Raz jej wykasowałeś z telefonu wszystkie numery do znajomych facetów.
- Co? - zachłysnąłem się powietrzem. "Ale, że aż tak...?" Naprawdę chciałem uznać, że Gems zwyczajnie mnie wkręca, ale nie potrafiłem. Gdzieś w głowie nawet błąkała mi się sytuacja, gdy już kiedyś trzymałem ten Jej telefon, gniewnie naciskając w klawisze. I uciekając od kogoś, kto mi próbował to wyrwać i krzycząc coś, bił mnie po ramieniu. "Czyli jednak..."
- Potrafiło wam odwalać. - siostra zaśmiała się pod nosem. - Myślę, że odległość tak na was działała, nie mogliście się kontrolować, więc odpieprzaliście różne akcje. Ale jakoś zawsze potrafiliście się dogadać. Nie przeszkodził wam nawet taki gitarzysta, na punkcie którego Lou oszalała. Strasznie się wtedy wściekałeś, strasznie. Prawie toczyłeś pianę z ust na jego widok. - Gemma uśmiechnęła się szeroko, jakby naprawdę ją to bawiło.
- No tak, bardzo zabawne... - spojrzałem na nią z politowaniem. - Powiedz mi lepiej jak doszło do tego, że tu razem zamieszkaliśmy.
- Na początku każde mieszkało u siebie. - siostra przerwała na moment, chrząkając głośno. Zrozumiałem, że od tego gadania zaschło jej w gardle, więc bez słowa poderwałem tyłek z krzesła. Słuchałem uważnie każdego słowa Gems, grzebiąc po szafkach w poszukiwaniu jakiejś szklanki i soku. - Znaczy Lou wynajmowała mieszkanie, a ty u niej non stop przebywałeś. Ona rzadko kiedy bywała u ciebie. Czuła się dziwnie w tak dużym domu, czy coś. Póki mieszkała sama, nie było kłopotu. Ale potem spotkała znajomą z liceum i postanowiła jej pomóc. No i mniej wydawała na czynsz...
- To ja się nie dorzucałem...? - zapytałem, znajdując w końcu jakiś kubek, oczywiście w ostatniej szafce. I zgarniając jeszcze sok z lodówki, postawiłem to przed Gems, z powrotem siadając naprzeciwko niej.
- Jej trudno było funta pożyczyć jak jej brakowało do zakupu. - Gemma z uwagą nalewała sobie sok do szklanki, oczywiście brudząc mi przy tym połowę stołu. "Gdzie to to się wychowało, słowo daję..." - Zwłaszcza od ciebie. - zignorowała mokre plamy i spojrzała na mnie uważnie. - Żebyś sobie nie pomyślał, że jest z tobą dla kasy. To, co miała, kupiła sobie sama. Bez twojej pomocy.
Zamyśliłem się głęboko, próbując zrozumieć Jej logikę. I naprawdę nie mogłem jej pojąć. Miałem kasy jak lodu, można było korzystać jak się tylko chciało. "Więc dlaczego Ona nie korzystała?" Po tylu latach mogłem mieć chyba pewność co do jej zamiarów. "No chyba, że była genialną aktorką." Pokręciłem głową, kiedy doszedłem do wniosku, że to niemożliwe. Nie wiem dlaczego, ale byłem święcie przekonany, że Ona nie potrafiła udawać. Co tylko i wyłącznie mnie ucieszyło, bo przynajmniej w łóżku miałem jasną sytuację. "No chyba, że..."
- Co było nie tak z tą współlokatorką? - spojrzałem na siostrę uważnie, zmieniając szybko temat na bardziej bezpieczny dla mojego mózgu. Wolałem nie rozmyślać nad Jej orgazmami w towarzystwie. Zwłaszcza własnej siostry. "To to ja sobie zostawię na później..."
- Przeszkadzało ci, że wieczorami siedzi w domu. - usłyszałem i mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. "Tak, to mogło być wkurzające..." - Lou była uparta co do wychodzenia, bezpiecznie czuła się tylko w znajomych miejscach. A przy współlokatorce nie mogliście być w pełni swobodni. No to się zawziąłeś i wyswatałeś ją z Niallem.
- To to była Eve...? - zdziwiłem się ostro, chociaż przecież nie było powodu. Przynajmniej zrozumiałem czemu Eve podchodziła do mnie z pewnym dystansem. Gdyby mnie ktoś chciał wiecznie eksmitować, też bym się wściekał. No ale tego ostatniego nie mogła mieć mi chyba za złe, nie? Wyglądała na całkiem szczęśliwą przy Niallu. "Powinna mi dziękować..."
- No chyba tak, spotkałam ją jedynie raz. - Gemma wzruszyła ramionami. - No ale, że ta dziewczyna miała podobny stosunek do wychodzenia co i Lou, tak i Niall zaczął coraz częściej bywać w tamtym mieszkaniu i wasza swoboda tylko się ograniczyła. - "Geniusz Styles, kurczę mać..." - Wytrzymaliście tak jakiś rok, aż się w końcu naprawdę wkurzyłeś i spakowałeś wszystkie rzeczy Lou, przenosząc je do siebie. Lou też się wkurzyła, bo jej rozmiar domu nie odpowiadał... W końcu stanęło na tym, że kupujecie ten dom. To znaczy Lou kupuje. Ale i tak wydaje mi się, że coś zachachmęciłeś coś w papierach i sporo dołożyłeś. I tak ją nieźle oszukiwałeś na rachunkach.
- Zabierałem jej kasę? - pisnąłem. - Aż tak źle z nami było? Przestaliśmy zarabiać?
- Przeciwnie. - Gemma uśmiechnęła się delikatnie. - Lou się nie zna na cyferkach kompletnie, więc naciągałeś wszystko tak, żeby płaciła jak najmniej. Naprawdę nie potrafiliście się dogadać co do finansów. Ja na jej miejscu ciągnęłabym z twojego konta ile wlezie, no ale jej wybór. - "Całkiem miły wybór..." Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się przyjemnie z myślą, że ktoś mógł być ze mną tylko dla mnie. A właśnie na to wskazywało Jej zachowanie. "No chyba, że naprawdę potrafiła udawać..."
- Dobra, pozbyłem się współlokatorów, zamieszkaliśmy razem... - szybko zmieniłem temat, zanim mój mózg zaczął roztrząsać Jej powody bycia ze mną. - Jak jej się oświadczyłem?
- A to jest dopiero zabawna historia. - Gemma poprawiła się na krześle, uśmiechając się szeroko. "Oho..." Byłem przekonany, że albo się rozstaliśmy, albo dostałem spektakularnego kosza. "Co innego mogłoby bawić moją własną siostrę..." - Lou cały czas powtarzała, że jest z tobą dopóki jej się nie znudzisz. - uśmiechnęła się wrednie. - Chociaż byliście razem, ona nadal nie była jakoś przekonana do ślubów i rodziny. Chyba bała się ograniczeń, trudno mi powiedzieć. Znowu ty, od dziecka głowa rodziny, już od pierwszej randki byłeś nastawiony na ślub. Wystarczyło, że raz się o to pożarliście, a już temat stał się tabu całkowitym. A potem mama ponownie wyszła za mąż... Brat Nialla się ożenił... Zayn się oświadczył... Ja się zaręczyłam... Zazdrość cię nieźle wzięła, no i zacząłeś knuć. Kupiłeś pierścionek i w ogóle. Ale taki, żeby się nie czepiała. I znowu wieczór w wieczór musiałam słuchać twojego miauczenia co będzie jak się nie zgodzi. Kilka miesięcy tak panikowałeś. A jak już wymyśliłeś wieczór, tak nagle się okazało, że Lou ma inne plany. Oświadczyłeś się przypadkiem. Lou się na ciebie wkurzyła, czy coś, nie wiem. Po prostu dałeś jej pierścionek i postawiłeś ultimatum: albo przyjmujesz, albo do widzenia. A ona nie potrafiła od ciebie odejść. No i się zgodziła.
- Planowaliśmy ślub? - spytałem.
- Tak, jasne. - Gems zaśmiała się głośno. "No a co w tym takiego śmiesznego?" Logiczne, jak zaręczyny, to i ślub. - Chyba, że ty szykowałeś jakiś ślub-niespodziankę. Lou ledwo przełknęła zaręczyny, co dopiero mówić o małżeństwie. Chociaż nie... - zamyśliła się. "Czyli jednak." - Raz myślała o ślubie. Znaczy miała dylemat czy cię zostawić czy pójść w stronę ślubu.
- Chciała mnie zostawić? - zmarszczyłem czoło. "No i niby dlaczego...?"
- A bo to raz... - Gemma prychnęła, pogłębiając zmarszczenie mojego czoła. "No to w końcu byliśmy fajną parą czy choleryczną?!" Po tej całej opowieści Gems nie miałem pewności do niczego. "Czyli para nieprzewidywalna..." - Ciągle rozstania i powroty. Nie było miesiąca, żebyście chociaż raz nie zerwali. Czy ona ciebie rzucała, czy ty ją, i tak wracaliście. - "Przynajmniej tyle..." - Ale wtedy naprawdę myślałam, że od ciebie odejdzie. Trzy dni mi ryczała w rękaw. - Gemma posłała mi groźne spojrzenie, jakby nadal miała mi tamto za złe. Ale przecież ja nic... "No chyba..."
- Co jej zrobiłem? - spytałem niepewnie, bojąc się poznać odpowiedź. "Znowu zdradziłem?"
- Pewnie samą przyjemność. - usłyszałem tymczasem. "HĘ?"
- Co? - pisnąłem. "Co ona mi tu gada?!"
- Myślała, że jest w ciąży, idioto. - Gemma przewróciła oczami. "Aaa, w ten sposób..." - Swoją drogą nie wiem jakim cudem się jeszcze nie dorobiliście dzieciaka... - spojrzała na mnie wymownie, kręcąc lekko głową. Od razu mnie to zaciekawiło.
- To my częściej...? - zmrużyłem oczy, przypatrując się uważniej reakcji siostry.
- Nie, żyliście cały czas w czystości. - przewróciła tylko oczami. - Harry, pięć lat razem. Jesteście w końcu dorośli.
- A mówiła coś...? - spytałem dyskretnie, chcąc przypomnieć sobie w tej kwestii cokolwiek. Bo to chyba było istotne jak nam się w łóżku układało, nie? "Ciekawe jak mnie postrzegała..."
- Nie! Pogrzało cię?! Nic mi nie opowiadała! - Gems natychmiast skrzywiła się z niesmakiem. - Czy ty byś chciał słuchać co ma do powiedzenia Liam o mnie?
- O fuj, musiałaś mi o tym mówić?! - zamknąłem gwałtownie oczy, przystawiając dłonie do twarzy. "Moja siostra i seks, jasne..." To było tak jak z rodzicami, te sprawy u nich nie istniały. A mnie i Gemmę znaleziono w kapuście. - Teraz... Fuj. - pokręciłem głową, próbując wytrząsnąć z niej nieprzyjemne obrazki. Średnio mi szło w towarzystwie siostry, więc natychmiast poderwałem swój tyłek z krzesła i nie patrząc na Gems, odwróciłem się do wyjścia. - Nie pokazuj mi się na oczy przez najbliższe godziny, jasne? - zaznaczyłem. - Muszę o tym zapomnieć.
W odpowiedzi usłyszałem jedynie głośny śmiech i szczebiot jakichś naczyń. Od razu wywołało to u mnie durne skojarzenia. "Boże, będę miał zrytą psychikę..."
- I się nie żeń! - krzyknąłem, wychodząc już na korytarz. - Jakby cię tu nie było...
- Mogę... - usłyszałem jej niepewny ton.
- Miałaś nic nie mówić! - wpadłem w jej słowo. Znowu się głośno zaśmiała, ale udało mi się to zignorować. I nawet wróciłem do kuchni, spoglądając ostrożnie na Gems, która właśnie brała się za niedojedzony obiad. - Ale nigdzie nie jedź, jeszcze z tobą nie skończyłem. - zaznaczyłem w razie czego, wycofując się powoli w głąb korytarza. Na razie to ja musiałem sobie przetrawić wszystko, czego się teraz dowiedziałem. No i zapomnieć o Gemmie i... "FUJ!"
"Durna siostra..."



***
O mamo... Dobiłam 33 komentarzy... To nic, że prawie połowa z nich jest moja... To i tak największa ilość komentarzy, jaką otrzymało to opowiadanie. Nie mam nawet słów, żeby Wam podziękować za taką uwagę. 
Jesteście kochane ;*

PS: Tekst o autokorekcie nie jest mój. Pochodzi z konta @StylesImaginyPL, które serdecznie polecam :). I tak, otrzymałam pozwolenie na wykorzystanie, żeby nie było... :)