Coś trzasnęło mi koło głowy, skutecznie wyrywając mnie ze snu. Poczułem na plecach porażający chłód, więc szybko sięgnąłem po kołdrę, która ledwie przykrywała mi tyłek, naciągając ją pod samą szyję. Wtuliłem się w łóżko i przesunąłem bardziej na jego środek, chcąc objąć mojego skarba i z przyjemnością pospać dalej. Niestety, zamiast ciepłego ciała dziewczyny, moja ręka napotkała tylko pustkę... "A ją gdzie wcięło o tej porze?" Zupełnie na oślep zacząłem szurać ręką po łóżku, próbując znaleźć telefon. Chciałem tylko sprawdzić godzinę, ale oczywiście nigdzie go nie było, mimo, że wieczorem wsunąłem go pod poduszkę. "Wymorduję wszystkie krasnoludki, co mi w nocy rzeczy przestawiają, słowo daję..." Poczułem się kompletnie bezsilny, więc postanowiłem zasięgnąć pomocy.
- Luluś... - mruknąłem ospale, licząc, że dziewczyna gdzieś się tu kręci. Przecież szafki same z siebie by tak nie trzaskały... Ale nie pomyliłem się.
- Hm? - usłyszałem po chwili nieprzytomne mruknięcie. Skojarzyłem, że była czymś strasznie pochłonięta. Ale naprawdę nie chciało mi się sprawdzać czym. Poza tym miałem swoją misję...
- Łóżko zjadło mi telefon... - poskarżyłem się, znowu przejeżdżając ręką po kompletnej pustce. "Coś to łóżko mnie nie lubi..."
- Trochę w lewo. - dziewczyna na szczęście postanowiła ze mną współpracować. Od razu wystrzeliłem z ręką dalej od siebie. Ale znowu nic. "No i co ona mi tu gada...?!" - Drugie lewo. - westchnęła cierpliwie. Od razu zmieniłem kierunek. - I do góry. - usłyszałem jeszcze, a chwilę później do moich uszu dotarł trzask kolejnymi drzwiczkami. Zignorowałem to, skupiając się na wymacaniu telefonu. I udało mi się! Szybko zgarnąłem sprzęt w garść i przeniosłem przed twarz. Podniosłem lekko głowę, otwierając jedno oko, po czym odblokowałem klawiaturę, żeby móc przyjrzeć się zegarowi na górze. I aż jęknąłem.
- Siódma... - sapnąłem, zamykając gwałtownie oczy. Natychmiast rąbnąłem głową o poduszkę, odkładając telefon gdzieś na bok. "Co za nieludzka godzina..."
- Możesz jeszcze spać. - usłyszałem głos Lou, poprzetykany jakimiś szmerami.
- Nie mogę. - mruknąłem niewyraźnie, bo z gębą w poduszce. Więc przekręciłem głowę w kierunku dźwięków i ostrożnie otwierając oczy, zaspanym wzrokiem spojrzałem na Lou. Która jeszcze w piżamie, składającej się jedynie z jakiejś mojej starej koszulki, grzebała po półkach w szafie. Uśmiechnąłem się po nosem, obserwując jej wciąż rozkudlone po nocy włosy i mleczną skórę ramienia, odkrytego przez zsuwającą się koszulkę. "No i czemu ona taka była tam, a nie tu przy mnie?" - Co to za przyjemność, skoro nie mam się do kogo przytulić. - poskarżyłem się. Podziałało w sekundę. Lou zamknęła szafę, odwróciła się do mnie i posłała mi uważne spojrzenie. Wyszczerzyłem się, poklepując łóżko w wiadomym celu. Niestety, przeliczyłem się. Lou kompletnie mnie olała, ruszając do najbliższej półki, skąd zgarnęła największego pluszaka. Dopiero wtedy podeszła bliżej łóżka, ale zamiast położyć się obok mnie i pozwolić mi się cieszyć jej ciepłem, cisnęła mi misiem w twarz. W ostatniej chwili się wyratowałem, łapiąc pluszaka w garść i odsuwając od siebie.
- Bardzo zabawne. - urażony spojrzałem na dziewczynę, która stała nade mną z tryumfalnym uśmiechem. "To ja się jeszcze będę śmiać, zobaczysz..." - Chodź do mnie. - palnąłem, podnosząc się na ramionach i sięgnąłem dłonią do ręki dziewczyny, przyciągając ją do siebie. Zaskoczona, nie miała szansy się obronić i z impetem usiadła na łóżku. Wcale nie zamierzałem jej już stąd wypuszczać, więc wykopałem się spod kołdry, oplotłem jej talię swoimi ramionami i tym samym na amen przygwoździłem ją do łóżka. "Jak ja uwielbiam być tym silniejszym..."
- Mam wykład za godzinę... - dziewczyna bezskutecznie próbowała się wyrwać, zaciskając piąstki na moich ramionach.
- Tylko na pięć minut... - przekonywałem. Praktycznie siłą zmusiłem ją, żeby się położyła. Sam bardziej przekręciłem się na prawy bok, żeby móc ją przycisnąć do siebie i trzymać na tyle długo, aż jej się znudzi wyrywanie. Bo na razie mocno się miotała, próbując oderwać od siebie moje ręce. "Ale nie ze mną te numery..."
- Hazz... - jęknęła w końcu błagalnie, porzucając miotanie. Za to przekręciła się przodem w moją stronę i spojrzała na mnie ni to ze złością, ni to z prośbą. Postanowiłem to zignorować.
- Teraz cię nie puszczę. - oświadczyłem, przejmując nad dziewczyną pełną kontrolę. Przyciskałem ją do siebie tak mocno, że nawet kiedy oddychałem między nami brakło miejsca, żeby moja klatka piersiowa mogła swobodnie się poruszać. Ale jeśli czułem na skórze jej ciepło, naprawdę było mi wszystko jedno.
- Głupku jeden, na uczelnię muszę. - Lou ostatni raz próbowała się szarpnąć.
- Nie. - wtuliłem się w nią jeszcze bardziej, zamykając oczy i przejeżdżając nosem po jej szyi. W odpowiedzi usłyszałem głębokie westchnięcie.
- Jesteś upierdliwy.
- Jestem kochany. - sprostowałem niewyraźnie, muskając ustami jej słodką skórę przy linii szczęki. Dziewczyna westchnęła tylko, a ja ułożyłem się wygodniej, delektując się jej bliskością, dłonią przyciśniętą do mojej klatki piersiowej, ciepłym oddechem drażniącym moje ramię, zapachem wdzierającym się do głowy... Poranek bez tego był zdecydowanie zepsuty.
*
Westchnąłem, przewracając się na brzuch i prostując prawą rękę. Bez zastanowienia przejechałem nią po wolnej przestrzeni łóżka, czując w środku dziwną pustkę. "Czyli serio zasypiałem i budziłem się przy Niej..." Przymknąłem oczy, przywołując w głowie ostatnie wspomnienie. Było tak wyraźne, że byłem przekonany, że kiedy się odwrócę w stronę szafy, Ona będzie tam stać. Praktycznie czułem Jej obecność, Jej zapach przecież roznosił się po pokoju. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi jednak, że ten zapach wsiąkł już po prostu w te ściany. I nikogo oprócz mnie tu nie ma. "A szkoda..." Automatycznie złapałem za fragment wolnej kołdry, zgarniając go do siebie. Wtuliłem się w miękki materiał, zaciągając się nieprzyzwoicie przyjemnym aromatem mieszanki owocowej. Przez głowę natychmiast przeleciało mi tysiąc myśli związanych z Nią, ale wszystkie postanowiłem zignorować. "Nie dam sobie zniszczyć tak miłej chwili..." Niestety, myśli nie chciały mnie słuchać i ciągle napierały mi na czaszkę. To już zdecydowanie nie było przyjemne, więc powoli otworzyłem oczy, wzdychając ciężko. Mój wzrok mimowolnie padł na zdjęcie postawione na szafce nocnej. "Ona i ja..." Bez zastanowienia podniosłem się na łokciu i sięgnąłem po ramkę. Przysuwając ją przed twarz, wlepiłem uważne spojrzenie w Jej twarz, zupełnie jakbym wystawiał pamięć na próbę. Ale inaczej, jakbym próbował znowu wyuczyć się jej na pamięć. "Kiedyś trzeba to zrobić, Styles..." Lustrowałem spojrzeniem każdy fragment jej twarzy, starając się dostrzec najdrobniejszy szczegół. Turkusowe spojrzenie, zadarty nosek, kilka piegów, malinowe usta, delikatny podbródek i zniewalający uśmiech. "Czyli nic nowego..." Z westchnieniem odstawiłem zdjęcie na miejsca, uderzając łepetyną o poduszkę. Nie chciało mi się już nic. Miałem ochotę zostać w tym łóżku na zawsze. Bo chociaż czegoś mi brakowało, zacząłem czuć się tu bezpiecznie. Jak w żadnym dotąd miejscu. A to chyba coś znaczyło. Z drugiej strony wiedziałem, że powinienem... "Oj nie, Styles..." Ja chciałem ją odwiedzić. A z łóżka raczej bym nie dał rady. Więc zamiast rozpoczynać gnicie, poderwałem się z miękkiego materaca, ruszając do łazienki. "Przecież nie będę przy niej śmierdział starymi skarpetami, nie...?"
*
Odświeżony, ogolony i ubrany w jakieś łachmanki znalezione w szafie, zszedłem do kuchni przyszykowany na jakieś szybkie i samotne śniadanko. Miałem w planach coś szybko chapnąć, zostawić kartkę na lodówce, że nie wrócę do wieczora i czmychnąć niepostrzeżenie do Niej, ale jak zwykle moja siostra wszystko perfidnie zniweczyła. Gdy wparowałem do kuchni, ona już stała przy szafce, znowu coś pichcąc. Sam już nie wiedziałem czy się cieszyć z darmowej wyżerki, czy martwić jej udomowieniem w tym miejscu. Ale, że byłem cholerycznie głodny, o czym zaraz oznajmił mi brzuch, zostałem przy uciesze, że mam taką miłą i pomocną siostrę. "A kto ją podmienił, zastanowię się później..."
- A od kiedy ty mi robisz śniadanka? - podszedłem do Gems, trącając ją lekko łokciem. Spojrzała na mnie złowrogo, na co tylko wyszczerzyłem się w odpowiedzi. I od razu skubnąłem na palec trochę dżemu truskawkowego, którym Gems zawzięcie smarowała po bułce. "Mhm, to właśnie to co tygryski lubią najbardziej..."
- Nie chcesz, jeść nie musisz. - stwierdziła wyniośle, odkładając maltretowaną kanapkę na stos innych, ułożonych w solidną wieżę na największym talerzu, jaki chyba miałem w zestawie.
- Chcę, chcę. Pewnie, że chcę. - zapewniłem, zgarniając z szafki talerz i trzymając go na wszelki wypadek w obu rękach, podszedłem do stołu. - Ale to jednak dziwne, sama przyznaj. - spojrzałem uważnie na Gems, siadając wygodnie na krześle. - Nadskakujesz mi, dogadzasz, gotujesz. Czy ty aby na pewno czujesz się dobrze...?
- Czasami to aż mi cię żal, Harry. - siostra nawet się nie odwróciła, zajęta przygotowywaniem ekspresu do kawy. - Urodzić się z taką głupotą... - pokręciła głową. Chyba nawet poczułem się urażony. "Bezczelna!" Już nawet miałem odgryźć się tej patafiance, kiedy dotarło do mnie, że w gruncie rzeczy wstała wcześniej, żeby przygotować mi śniadanie. I chociaż to było miłe, nie mogłem się powstrzymać, żeby się z niej nie ponabijać.
- A ty nie jesz? - spytałem podejrzliwie, nie spuszczając oczu z siostry.
- Zaraz, no. - ta prychnęła tylko, nieustannie majstrując przy ekspresie. - Przecież się nie rozdwoję. - syknęła i z wściekłości walnęła z pięści w wierzch maszynki. Sprzęt od razu rozbłysł jakimiś zielonymi światełkami.
- To poczekam na ciebie. Wolę nie ryzykować. - stwierdziłem automatycznie, jakby zagapiając się na ekspres. Niby nic dziwnego, chyba w wielu domach można spotkać coś takiego. Jednak nie rozumiałem co to robiło w mojej kuchni. "Chyba tylko zbierało kurz..." Przecież nie lubiłem kawy. Więc to do niczego nie było... "Chwila, geniuszu... Jest jeszcze Ona..." Nie wiem dlaczego, ale byłem przekonany, że dziewczyna miała takie same poglądy odnośnie kawy co i ja. Więc tym bardziej nie rozumiałem po kiego farfocla nam była taka maszyneria. Żadna logiczna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy, więc tylko wzruszyłem ramionami sam do siebie i sięgnąłem w końcu po jeden z tych specjałów mojej siostry. Od razu zatopiłem w nim zęby, na raz pochłaniając pół kanapki. No ale byłem godny, no... Dlatego już po chwili musiałem sięgać po drugą porcję. Akurat w momencie, kiedy Gemma z kubkiem w ręku siadała do stołu, więc nie obyło się bez pełnego wyższości spojrzenia. Które postanowiłem zignorować tylko i wyłącznie ze względu na jej troskę o mój biedny żołądek.
- Co będziesz dzisiaj robić? - rzuciłem prawie z pełną buzią, więc kilka okruchów wylądowało na stole przede mną. Od razu starłem je rękawem.
- A bo ja wiem... - Gems wzruszyła ramionami i też sięgnęła po jedną z kanapek. Miała jednak w sobie tyle klasy, że nie wżarła jej na raz, a tylko skubnęła kawałeczek i od razu popiła kawą. Po czym rozejrzała się powoli po kuchni. - Może pomogę ci tu ogarnąć. Bo syf to wy macie niemiłosierny. - spojrzała na mnie wymownie. "No ale przepraszam bardzo, z tego co mi wiadomo jedną nogą jeszcze prawie byłem w trasie..." Mimo wszystko poczułem się głupio, zrzucając wszystko na Nią. I żeby wyciszyć hałasujące sumienie, zmarszczyłem czoło, posyłając siostrze uważne spojrzenie.
- No właśnie... Ona nie lubiła sprzątać? - zapytałem wprost. - Jak tu przyszedłem po raz pierwszy to salon wyglądał jak po huraganie.
- Chyba nie lubiła... - Gemma pobieżnie wzruszyła ramionami. - Wiesz, trudno było jej cokolwiek wcisnąć, ale na opłacanie pani od sprzątania zgodziła się bez szemrania.
- To gdzie ta pani teraz jest? - zaciekawiłem się. "A raczej gdzie była, kiedy jak ten dureń, sam składałem te wszystkie szmatki..."
- Zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy okazało się, że ta pani to pan. - Gemma wyszczerzyła się chytrze. "Że co...?" - Student w dodatku. Całkiem przystojny jeśli mam być szczera. - posłała mi wymowne spojrzenie, od którego coś zapiekło mnie w żołądku. Bo jakoś wcale mi się nie podobało, że jakiś studencina pałętał się po moim domu, kiedy ja byłem w trasie. "Zwłaszcza jeśli Ona była tu sama..." - Był u was dwa lata, zanim się zorientowałeś. Szczerze mówiąc, to się nawet założyłam z Lou o to kiedy się domyślisz. I przegrałam. Naprawdę myślałam, że wyrobisz się w rok. Ale jak widać jesteś ślepy. - Gemma z niesłabnącym uśmiechem wzruszyła ramionami i wzięła kolejny łyk kawy. W mojej głowie natychmiast rozbrzmiał Czerwony Alarm. "No chyba nie chciała mi powiedzieć, że..."
- Ona i ten student...? - zasugerowałem szeptem, bo na większą głośność jakoś nie było mnie stać. Gemma od razu spoważniała, gromiąc mnie jednym spojrzeniem.
- A rąbnął cię ktoś kiedyś?
- Nic nie mówiłem. - uniosłem ręce w poddańczym geście i z ulgą opadłem na oparcie krzesła. Bo chociaż nadal nie miałem całkowitej pewności co tak naprawdę łączyło mnie z Nią, miło było wiedzieć, że nie spotykała się z nikim na boku. "Może serio coś do mnie..." Westchnąłem ciężko, bojąc się wypowiedzieć to nawet w myślach. To jeszcze nie był ten moment... Z drugiej strony w pewnym stopniu poczułem się rozczarowany. Myślałem, że chociaż tutaj Ona przestawała być taką anielicą. Z opowieści chłopaków nadal wynikało, że to prawie święta osoba, co przecież tylko zalatywało fałszywością. Zdecydowanie mi tu coś nie grało i ja zamierzałem się dowiedzieć co to było. "A skoro nie zdrady..."
- Gems... - zacząłem z pewnością w głosie, nachylając się do stolika i opierając na nim przedramiona. Siostra spojrzała na mnie z uwagą znad kubka i tylko zmarszczyła brwi. - Mogłabyś być ze mną szczera?
- A bo normalnie nie jestem?
- Chodzi mi o to... - westchnąłem, nie wiedząc jak delikatnie przekazać jej moje spostrzeżenia. - Bo chłopaki coś tam mi mówili, ale to wydawało mi się strasznie naciągane. Jakby... Ona była jakimś ideałem. - wydusiłem w końcu, z niepewnością patrząc na siostrę.
- Ideałem? Lou? - Gemma niespodziewanie zaśmiała się w głos. Zdekoncentrowany obserwowałem jej reakcję, zupełnie nie pojmując co ją tak rozbawiło. Siostra szybko zauważyła moją niepewną minę, bo uspokoiła się na siłę i spróbowała zachować powagę. Doceniłem starania i odrzuciłem pierwotną chęć wyrzucenia jej przez okno. Najlepiej z 13 piętra. - No proszę cię... - Gemma prychnęła, kręcąc głową z politowaniem. Od razu poczułem się jak najgorszy idiota na świecie, który nadal święcie uważa, że Mikołaj jest prawdziwy. - To najbardziej choleryczna i zawzięta osoba jaką znam. Często trzeba wiedzieć czego chce, zanim w ogóle ona na to wpadnie. A jak się uprze... - dla zaakcentowania machnęła ręką . - No i notorycznie się spóźnia. To chciałeś usłyszeć? - spojrzała na mnie, już z całkowitą powagą w oczach. Tym razem to ja się rozpogodziłem, ku jej wielkiemu zdziwieniu.
- Dokładnie to. - wesoło pokiwałem głową, czując jeszcze większą ulgę niż poprzednio. - Teraz przynajmniej wydaje się bardziej realna.
- Ona jest realna. - Gemma posłała mi krzywe spojrzenie. "A żebyś tak zeza dostała..." Postanowiłem się jednak nie wychylać z pretensjami, bo miałem ochotę jeszcze wiele z mojej kochanej siostrzyczki wyciągnąć. Czy to się je będzie podobało, czy też nie.
- Oj wiesz o co mi chodzi. - machnąłem tylko ręką. - Masz coś jeszcze? - spytałem, prawie podskakując na krześle z ciekawości. Jej zła strona była przecież o wiele bardziej interesująca. Zwłaszcza jeśli oczekiwałem głodnych historyjek jak to Ona pracuje w zakazanych miejscach, na przykład takim seks-telefonie. Niestety, Gemma kompletnie wywrotnie zrozumiała moje zainteresowanie...
- Lou w ogóle brak motywacji. - stwierdziła po chwili namysłu. Aż wypuściłem powoli powietrze przez zęby, czując jak uchodzi ze mnie cała ekscytacja. "JA CHCIAŁEM BRUDNYCH KAWAŁKÓW, TAK TRUDNO TO ZROZUMIEĆ?!" - Wystarczy jedna porażka, żeby rzuciła zajęcie. - Gemma niezrażona moją reakcją, kontynuowała swoje. Więc z braku laku postanowiłem się wsłuchać i jakoś zatuszować minę zawiedzenia. - Tak zrobiła ze studiami. - usłyszałem nagle, a w mojej głowie zaświeciła się lampeczka.
- To ona nie studiuje już? - zdziwiłem się. - Louis mówił, że poszła... Na co ona poszła... - zamyśliłem się, próbując odkurzyć w mózgu te durnoty, które Lou próbował mi wcześniej wcisnąć. "No i czemu ja durny nie słuchałem..." - Dziennikarstwo, o. - rzuciłem w końcu. Gemma tylko mlasnęła i spojrzała na mnie znudzona.
- Taa. A potem zacząłeś jej zajmować więcej czasu i na naukę chęci już nie miała. Nie zdała w którymś momencie.
- Serio? - zaciekawiłem się, czując mimo wszystko jakieś poczucie winy z tego powodu. "Ja ją rozproszyłem... Ja..." Zaraz jednak dotarło do mnie, że to mogło wynikać tylko i wyłącznie z jakiejś relacji między nami i natychmiast mój humor się unormował.
- Nie każdy rodzi się geniuszem. - Gemma wzruszyła ramionami. "Też racja..." Czyli to jednak nie ja. "I bardzo dobrze." - Chociaż... - zamyśliła się na chwilę, uśmiechając się podejrzanie. "No i tym sposobem zołza znowu wrzuci mnie w poczucie winy..." - Widziałeś jej świadectwa? - wypaliła bez sensu, więc tylko zmarszczyłem czoło, czekając na ciąg dalszy. - Pokazywała mi kiedyś. Same piątki, czaisz? Od góry do dołu. Nieważne czy chemia, biologia, matma czy fizyka. Ona już do przedszkola poszła umiejąc czytać i pisać. Mały geniusz, ale chyba leniwy. O, masz kolejną wadę, ma potencjał, ale nie umie z niego korzystać.
- Ale ja nie lubię takich ludzi. - marszcząc czoło coraz bardziej, pokręciłem głową. A moja sympatia do Niej, jeśli jakakolwiek tam była, zaczęła maleć.
- Czyli jakich? - Gemma spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Takich, którzy marnują swoje szanse przez niechciejstwo. - wyjaśniłem. - Albo spędzają całe dnie na robieniu niczego. Oprócz lenienia się oczywiście. Jak można na własne życzenie się tak...?
- Spokojnie, chłopcze, nie zapędzaj się. - Gems zatrzymała mnie, kładąc swoją dłoń na mojej dłoni i ściskając ją uspokajająco. A kiedy cała jej pozytywna energia przeszła na mnie, cofnęła się, oplatając palce na kubku, który nieustannie stał przed nią. Ledwo tknięty. "Znowu będzie, że ją głodzę..." Ale z jej miny wynikało, że sama chce mi pomóc.
- To nie tak, że nic nie robiła. - Gemma zapewniła szybko. Moja sympatia powróciła jak sprężyna. - Okej, zdarzały jej się dni kiedy leżała na kanapie i po prostu wgapiała się w sufit. Ale jak każdemu. - usprawiedliwiła ją. Łyknąłem bez zastanowienia. - Ona dużo czyta, wiesz? - uśmiechnęła się pod nosem. - Wyobraź sobie, że całą mitologię ma w małym palcu. Całą mitologię. - stwierdziła z prawdziwą dumą w głosie. - Może dlatego spróbowała z tym... No... - siostra zawahała się, pstrykając palcami dla skupienia. - Kurde, słowo mi wyleciało. - westchnęła w końcu z rezygnacją. - Takie grzebanie w ziemi połączone z historią to co to jest?
- Arachnofobia? - palnąłem, bo chociaż sens i zarys błąkał mi się w głowie, tak odpowiednie słowo oczywiście musiało z niej wylecieć. "Durszlak zamiast głowy, Styles, taka prawda..."
- Sam jesteś arachnofobia. - Gemma prychnęła tylko i spojrzała na mnie jak na jakiegoś ułomnego. - Ale w sumie na a... - zamyśliła się głęboko, wbijając wzrok przed siebie. Zaraz jednak i tak podniosła go na mnie. - Cholera, nie przypomnę sobie. Ale wiesz o co mi chodzi, nie?
- No o szukanie mumii. - kiwnąłem głową.
- Dokładnie. To ją chyba kręciło, czy coś. Ale znowu wkuwanie dat ją wkurzało. No ale zdała pierwszy rok. I to zamierza skończyć, sama mi mówiła. - Gemma zakończyła z uśmiechem, popijając w końcu łyk kawy. Ja tymczasem osunąłem się na oparcie, próbując przetrawić wszystko, co właśnie usłyszałem.
- To jest tak kompletnie inne od tego co mówili mi chłopaki... - rzuciłem w końcu na wydechu, wgapiając się w stolik przede mną, jakby tam kryły się odpowiedzi na wszystkie tajemnice.
- Zdarza się. - Gemma westchnęła. - Ale jak widywali ją raz na rok, to co się dziwić.
- Raz na rok...? - podniosłem wzrok na Gems.
- Mówiłam ci przecież, że... - zaczęła, ale wyłączyłem się w połowie. Mój mózg bowiem przypomniał sobie moment kiedy Niall wziął mnie do siebie. "Ktoś mi tu coś kręcił..."
- Niall mi mówił, że dzwoniłem do niego po wypadku. - nie zważając na gadanie siostry, wcisnąłem się jej w słowo. - Ty mi mówisz, że przestaliśmy się kontaktować. I jak to jest możliwe? - zapytałem, naprawdę licząc na odpowiedź. Niestety, Gemma szczerze się zdziwiła.
- Serio dzwoniłeś do niego...? - prawie wybałuszyła na mnie swoje gały. "Czyli mówiła prawdę..."
- Znaczy ja tego nie pamiętam, nie. Ale podobno nie odebrał, czy coś. I przez to miał małe załamanie. - tłumaczyłem. A kiedy skończyłem, poczułem się cholernie przytłoczony tym wszystkim. Dlatego machinalnie oparłem łokcie o blat stołu i ukryłem twarz w dłoniach. - Dlaczego tu nic się kupy nie trzyma... - jęknąłem bezsilnie, kręcąc zmętlikowaną głową. Znowu poczułem jak rozrywający ból wprowadza mi się do łepetyny i nic nie mogłem na to poradzić. Ani na to przeklęte uczucie pustki, kłębiące mi się w żołądku.
- Hazz... - Gemma westchnęła cichutko, a po chwili poczułem jej rękę na ramieniu. Nie wiem czemu to miało służyć, ale odebrałem jakieś wsparcie z jej strony związane z tym gestem i w pewien sposób poczułem się lepiej. Dlatego po chwili byłem w stanie podnieść głowę.
- Pójdę do niej. - uśmiechnąłem się lekko do siostry, już powoli zaczynając wstawać. - Idziesz ze mną? - zaproponowałem.
- Myślę, że nie jestem ci tam do niczego potrzebna. - Gemma odwzajemniła gest i wzięła się w końcu za tą połówkę kanapki, którą wcześniej porzuciła.
- Będę tam siedzieć aż mnie nie wygonią, więc na mnie nawet nie czekaj. - zastrzegłem, ruszając prosto na korytarz.
- A ten... - prawie spanikowany głos Gemmy spowodował, że wróciłem do drzwi, patrząc na siostrę pytająco. - Obudzić Liama?
- Co? - zmarszczyłem czoło, chyba zaskoczony.
- Liam. Liam Payne. Jeden z członków twojego zespołu. Twój kolega. Śpi na twojej kanapie. Jak zabity. - mówiła do mnie jak do słabo rozwiniętego. Ukuło mnie to mocno. "Ja dostałem w głowę, ale nie aż tak..." - A już dziesiąta dochodzi. - wskazała na zegar na ścianie.
- Niech odpocznie. - rzuciłem, próbując nie dać po sobie poznać, że praktycznie zapomniałem o tym, że on tu jest. Spraw z moją pamięcią wolałem nie poruszać publicznie... - I nie wyganiaj go jak już się obudzi, dobra? Bądź miła.
- Ha ha, ale zabawne. - Gemma wykrzywiła się tylko. Zaśmiałem się pod nosem i znowu wycofałem w głąb korytarza. Z wieszaka zgarnąłem jakąś pierwszą lepszą bluzę, mając nadzieję, że moją i już prawie doszedłem do saloniku, skąd prowadziły jedyne drzwi na zewnątrz, kiedy siostra znowu się wydarła.
- Archeologia! - wrzasnęła tak niespodziewanie, że prawie zaryłem łbem o sufit. Od razu pognałem do kuchni, żeby sprawdzić co ją tak bardzo uderzyło w głowę, że jej mózg wyleciał.
- Co? - zapytałem, kiedy już stałem przy drzwiach i lustrowałem całe pomieszczenie wzrokiem. Nie wyglądało jednak na to, że coś strasznego się tu wydarzyło. Siostra nadal siedziała przy stole, powoli jedząc śniadanie.
- Archeologia. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. Zmarszczyłem czoło zastanawiając się co jeszcze oprócz uderzenia mogło w tak krótkim czasie wywołać uszkodzenia mózgu. - Lou studiuję archeologię. - usłyszałem po chwili i dopiero skojarzyłem o co siostrzyczce chodziło. Ale nie mogłem nie skorzystać z okazji...
- Może powinnaś sobie zbadać głowę, co? - wyszczerzyłem się do niej. - Mi ostatnio robili takie badania, są bardzo skuteczne. Powinnaś spróbować, terapia też... - urwałem, kiedy kawałek szmaty zaczął lecieć w moim kierunku. Szybko schowałem się za ścianę i parsknąłem śmiechem. Pokręciłem lekko głową nad siostrą i w końcu bez przeszkód udało mi się wyjść z domu. Cieszyłem się jak dzieciak, że nareszcie mogłem spokojnie sobie spacerować po ulicach, poczuć wiatr i słońce na skórze... Zamknięcie w szpitalu obudziło we mnie zamiłowanie do natury. Postanowiłem korzystać z niej póki miałem okazję. Nie przewidziałem jednak najważniejszego. Że na ulicy nie byłem sam...
- O MÓJ BOŻE! - usłyszałem nagle, kiedy w ciszy i spokoju udało mi się przejść dobre pół kilometra od domu. Podskoczyłem, rozglądając się naokoło przestraszony i zauważyłem jakąś blondynę, patrzącą na mnie wielkimi oczami. Uśmiechnąłem się natychmiast, żeby wypaść jakoś sympatycznie. "Ale byłoby miło, gdyby zbyt długo to nie trwało..." - Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. - dziewczyna w końcu podeszła do mnie, uśmiechając się cały czas. Miała naprawdę fajny uśmiech. Taki szeroki. "Ale jak ją policzki od tego nie bolały...?" - Wszystko gra?
- Gra. - kiwnąłem głową, uśmiechając się szerzej. Byłem jednak pewny, że i tak nie dorównam dziewczynie...
- Jezu, to ty. - blondyna pisnęła, dotykając skrawka mojej koszuli jak jakiejś świętości. Zaśmiałem się pod nosem. - To naprawdę ty. - szybko zabrała rękę, lustrując mnie spojrzeniem od góry do dołu. - Nie wyglądasz jak po wypadku. - stwierdziła, patrząc z uwagą na moją twarz. Miała coś takiego szalonego w oczach, że na początku miałem ochotę się stamtąd po prostu zerwać, ale cierpliwie stałem i się uśmiechałem. Nie chciałem przecież jej w żaden sposób urazić, ani nic. "Przecież nie jej wina, że wybrała sobie na idola takiego idiotę..."
- Dzięki. Jak widać, poskładali mnie z najwyższą starannością.
- Musieli Cię składać?! - dziewczyna wybałuszyła na mnie swoje oczy. W jakiś dziwny sposób mnie to przeraziło. - O mój Boże, to aż tak?! Złamałeś sobie coś?
- Nie, nie... - zatrzymałem jej pisk, uśmiechając się lekko. - To był żart. Żarcik.
- Oh. Wybacz, nie zrozumiałam. - dziewczyna westchnęła z ulgą. "Ta, dotarło..." - Ale już się lepiej czujesz?
- Tak, o wiele. Dziękuję. - kiwnąłem głową, mając nadzieję, że dziewczyna w końcu poprosi o zdjęcie i będę mógł spokojnie dotrzeć do szpitala.
- A co z Lou? - usłyszałem po chwili i wszystkie moje nadzieje runęły. Uśmiechnąłem się więc debilowato i wziąłem głęboki wdech na przygotowanie
- Cóż...
- Harry! - coś z niedaleka pisnęło niespodziewanie. Zanim się obejrzałem, czwórka dziewczyn podbiegła do mnie, prawie zatrzymując się na mnie. Ledwo utrzymałem równowagę.
- Dziewczyny, ale... - zacząłem, ale mój głos i tak został wygłuszony przez piski. Nawet się nie obejrzałem jak wokół mnie zebrało się kółeczko dziewczyn. Już nie pięć. A około dwudziestu. I wszystkie na raz coś do mnie mówiły. Robiły zdjęcia. I absolutnie nie miały w zamiarze puścić mnie wolnego. A kółeczko z sekundy na sekundę rosło. "Cholera..." Nie miałem pojęcia co mam robić. Jedna chciała, żebym coś podpisał, druga, żebym się uśmiechnął, trzecia jeszcze coś innego. Patrzyłem po nich zdezorientowany, ale starałem się robić co chciały. Myślałem, że po zdjęciu i autografie dadzą mi spokój, ale ich grupka tylko jeszcze bardziej rosła. "To niewyobrażalne..." Nie minęła minuta, kiedy tłum dobił do pięćdziesiątki i przestałem już widzieć cokolwiek oprócz błysków po oczach. "Jak mogłeś debilu nie pamiętać o fankach..." Miałem wprawdzie niesprawną głowę, ale chyba nie aż tak, żeby zapominać o szaleństwie tych dziewczyn. Przecież od pierwszej trasy nigdzie nie ruszałem się bez ochroniarza... "Teraz debilu to sobie możesz..." Westchnąłem ciężko, starając się podpisywać wszystko, co podtykali mi pod nos. A kiedy już prawie straciłem nadzieję, że kiedykolwiek się stamtąd wydostanę, usłyszałem sygnał radiowozów. "Nie no, ale to to już jest przesada..."
*
Do sali wpadłem jeszcze rozemocjonowany kłótnią z jednym z policjantów. Kretyn chciał mnie odwieźć do biura naszego managera, kiedy cały czas mu tłumaczyłem, że muszę do szpitala. Ale postawił na swoim. Odwiózł mnie do gościa, który teraz kierował naszą karierą i od którego dostałem solidny opieprz za nie myślenie. Był tak wkurzony, że myślałem, że w ogóle da mi szlaban na wychodzenie. Ale skończyło się na przydzieleniu mi dwóch ochroniarzy, którzy mieli mnie nie odstępować na krok. Na szczęście zgodzili się zawieść mnie do szpitala. I nawet nie szemrali, kiedy chciałem skoczyć do kwiaciarni po nowy bukiet dla Niej. W szpitalu wywołali wprawdzie niezłe zamieszanie, ale na szczęście uszanowali moją prywatność i zgodzili się poczekać na mnie w jakiejś szpitalnej stołówce.
Westchnąłem głęboko, żeby się uspokoić. A kiedy emocje powoli zaczęły opadać, ruszyłem się w końcu spod drzwi, powoli podchodząc do jej łóżka. Z każdym krokiem czułem coraz większe poddenerwowanie, nawet nie wiem czym spowodowane. A kiedy usiadłem na krześle i spojrzałem na jej pogrążoną we śnie twarz, gula stanęła mi w gardle. Przełknąłem głośno ślinę, ale nawet to nie pomogło. Za to spowodowało, że cisza w sali zaczęła mi dzwonić po uszach. "No Styles, powiedz coś..."
- Nie uwierzysz. - zacząłem miękko, lustrując spojrzeniem Jej twarz. Tak tylko, żeby ewentualnie zauważyć czy w jakikolwiek sposób zaczęła reagować na mój głos. Ale nie zaczęła. "Jeszcze wszystko przed nami..." - Dopadł mnie tłum wrzeszczących lasek. Jedna darła się przez drugą, zaczęły się przepychać. Jedna mi nawet koszulę porwała, widzisz? - wyprostowałem się, prezentując prawie oderwany od spodu rękaw. - Kurde, mam 23 lata a działam na nie tak samo... - pokręciłem głową. - Dobra, pewnie o tym nie chcesz słuchać. Gems mówiła, że byłaś zazdrosna. - uśmiechnąłem się pod nosem, odpływając w pomysłach jak wyglądałyby sceny zazdrości z jej strony. Dopiero podejrzany dźwięk jednej z maszyny wyrwał mnie z dziwacznych pomysłów. Z przerażeniem spojrzałem po wszystkich monitorach, ale żaden nie wydawał się odbiegać od normy. Poza tym dźwięk się już nie powtórzył. Uspokajając się powoli, wróciłem spojrzeniem na Jej twarz, po drodze zahaczając o kwiatki, które spokojnie leżały mi na kolanach.
- Dzisiaj mam fiołki. Ładne, nie? - palnąłem bez zastanowienia. Szybko włożyłem kwiatki do wazoniku przygotowanego przez uprzedzoną przeze mnie pielęgniarkę. - Dobra, rozumiem, że fiołki to jednak nie twoje ulubione kwiaty. - uśmiechnąłem się pod nosem, nachylając się do barierki jej łóżka i ułożyłem na niej przedramiona, żeby móc spokojnie oprzeć tam brodę. - Ale nie bój się, kiedyś trafię. Znaczy, no... Lepiej by było, gdybyś się obudziła i sama mi powiedziała. - stwierdziłem, czując skurcz w żołądku. Westchnąłem pod nosem, przekrzywiając opartą głowę na prawo i uważniej przyjrzałem się Jej twarzyczce. I chyba znowu odpłynąłem we własnych przemyśleniach.
- Nie jesteś taka niewinna jak mi chłopaki powtarzali, co? - mruknąłem niespodziewanie. - Pamiętam jak mówiłaś, że chcesz to robić ze mną w każdym miejscu, o każdej porze i w każdej pozycji. - mimowolnie zagryzłem wargę. "To musiał być najpiękniejszy dzień mojego życia..." - No chyba, że to nie byłaś ty. - zmarszczyłem czoło. - Ale wtedy wyszedłbym na zwykłego zdrajcę, co już nie byłoby takie fajne. W każdym razie pamiętaj, że jakby co, sam się przyznałem. Może trochę nieświadomie, ale zawsze. Miej to na uwadze przy ewentualnie awanturze. - urwałem, dając jej szansę na jakąś reakcję. Nie spodziewałem się, że zerwie się nagle, da mi przez łeb i zacznie się wydzierać za zdradzanie, ale miałem jednak nadzieję na jakieś ciche słowo. "Niestety..."
- Masz ładną buźkę, wiesz? Nawet tak teraz, bez makijażu.- zacząłem znowu po dłuższej chwili, czując jak ręce zaczynają mnie świerzbić. Długo powstrzymywać się nie mogłem, nie minęła sekunda, kiedy wystrzeliłem z ręką przed siebie i z największą delikatnością jaką w sobie miałem, musnąłem opuszkiem palca jej policzek. To wystarczyło, żeby prąd przeszedł przez całą długość mojego kręgosłupa. - Jesteś naprawdę piękną dziewczyną. - szepnąłem ledwo dosłyszalnie, pozwalając sobie na założenie jej kilku rudych kosmyków za ucho. - A ja chyba szczęściarzem, że mogłem cię mieć. - dotykając jej ramienia, przejechałem z delikatnym dotykiem przez całą długość jej ręki, zatrzymując się tuż przy dłoni. - Ale chciałbym cię jeszcze trochę pomieć, co ty na to? - bez zastanowienia, rozplotłem jej uścisk, starając się nie zruszyć żadnej maszynki i delikatnie wsunąłem swoją dłoń w jej. - Wystarczy tylko, żebyś się obudziła... - powoli przeplotłem nasze palce i kompletnie bez wpływu rozumu, zacząłem kreślić kciukiem niewyjaśnione znaki na wolnym fragmencie jej skóry. Czułem dziwną przyjemność z tego powodu i jednocześnie byłem rozczarowany, że ona nie może mi się odwdzięczyć tym samym. - Zrobisz to dla mnie...? - odczekałem chwilę, w której nadal nie dostałem żadnej reakcji. W tym momencie byłem nawet w stanie paść na kolana i błagać ją o to. - Luluś...? - jęknąłem w końcu ze ściśniętym gardłem. Ale nadal nic. "To co więcej miałem zrobić...?"
- A od kiedy ty mi robisz śniadanka? - podszedłem do Gems, trącając ją lekko łokciem. Spojrzała na mnie złowrogo, na co tylko wyszczerzyłem się w odpowiedzi. I od razu skubnąłem na palec trochę dżemu truskawkowego, którym Gems zawzięcie smarowała po bułce. "Mhm, to właśnie to co tygryski lubią najbardziej..."
- Nie chcesz, jeść nie musisz. - stwierdziła wyniośle, odkładając maltretowaną kanapkę na stos innych, ułożonych w solidną wieżę na największym talerzu, jaki chyba miałem w zestawie.
- Chcę, chcę. Pewnie, że chcę. - zapewniłem, zgarniając z szafki talerz i trzymając go na wszelki wypadek w obu rękach, podszedłem do stołu. - Ale to jednak dziwne, sama przyznaj. - spojrzałem uważnie na Gems, siadając wygodnie na krześle. - Nadskakujesz mi, dogadzasz, gotujesz. Czy ty aby na pewno czujesz się dobrze...?
- Czasami to aż mi cię żal, Harry. - siostra nawet się nie odwróciła, zajęta przygotowywaniem ekspresu do kawy. - Urodzić się z taką głupotą... - pokręciła głową. Chyba nawet poczułem się urażony. "Bezczelna!" Już nawet miałem odgryźć się tej patafiance, kiedy dotarło do mnie, że w gruncie rzeczy wstała wcześniej, żeby przygotować mi śniadanie. I chociaż to było miłe, nie mogłem się powstrzymać, żeby się z niej nie ponabijać.
- A ty nie jesz? - spytałem podejrzliwie, nie spuszczając oczu z siostry.
- Zaraz, no. - ta prychnęła tylko, nieustannie majstrując przy ekspresie. - Przecież się nie rozdwoję. - syknęła i z wściekłości walnęła z pięści w wierzch maszynki. Sprzęt od razu rozbłysł jakimiś zielonymi światełkami.
- To poczekam na ciebie. Wolę nie ryzykować. - stwierdziłem automatycznie, jakby zagapiając się na ekspres. Niby nic dziwnego, chyba w wielu domach można spotkać coś takiego. Jednak nie rozumiałem co to robiło w mojej kuchni. "Chyba tylko zbierało kurz..." Przecież nie lubiłem kawy. Więc to do niczego nie było... "Chwila, geniuszu... Jest jeszcze Ona..." Nie wiem dlaczego, ale byłem przekonany, że dziewczyna miała takie same poglądy odnośnie kawy co i ja. Więc tym bardziej nie rozumiałem po kiego farfocla nam była taka maszyneria. Żadna logiczna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy, więc tylko wzruszyłem ramionami sam do siebie i sięgnąłem w końcu po jeden z tych specjałów mojej siostry. Od razu zatopiłem w nim zęby, na raz pochłaniając pół kanapki. No ale byłem godny, no... Dlatego już po chwili musiałem sięgać po drugą porcję. Akurat w momencie, kiedy Gemma z kubkiem w ręku siadała do stołu, więc nie obyło się bez pełnego wyższości spojrzenia. Które postanowiłem zignorować tylko i wyłącznie ze względu na jej troskę o mój biedny żołądek.
- Co będziesz dzisiaj robić? - rzuciłem prawie z pełną buzią, więc kilka okruchów wylądowało na stole przede mną. Od razu starłem je rękawem.
- A bo ja wiem... - Gems wzruszyła ramionami i też sięgnęła po jedną z kanapek. Miała jednak w sobie tyle klasy, że nie wżarła jej na raz, a tylko skubnęła kawałeczek i od razu popiła kawą. Po czym rozejrzała się powoli po kuchni. - Może pomogę ci tu ogarnąć. Bo syf to wy macie niemiłosierny. - spojrzała na mnie wymownie. "No ale przepraszam bardzo, z tego co mi wiadomo jedną nogą jeszcze prawie byłem w trasie..." Mimo wszystko poczułem się głupio, zrzucając wszystko na Nią. I żeby wyciszyć hałasujące sumienie, zmarszczyłem czoło, posyłając siostrze uważne spojrzenie.
- No właśnie... Ona nie lubiła sprzątać? - zapytałem wprost. - Jak tu przyszedłem po raz pierwszy to salon wyglądał jak po huraganie.
- Chyba nie lubiła... - Gemma pobieżnie wzruszyła ramionami. - Wiesz, trudno było jej cokolwiek wcisnąć, ale na opłacanie pani od sprzątania zgodziła się bez szemrania.
- To gdzie ta pani teraz jest? - zaciekawiłem się. "A raczej gdzie była, kiedy jak ten dureń, sam składałem te wszystkie szmatki..."
- Zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy okazało się, że ta pani to pan. - Gemma wyszczerzyła się chytrze. "Że co...?" - Student w dodatku. Całkiem przystojny jeśli mam być szczera. - posłała mi wymowne spojrzenie, od którego coś zapiekło mnie w żołądku. Bo jakoś wcale mi się nie podobało, że jakiś studencina pałętał się po moim domu, kiedy ja byłem w trasie. "Zwłaszcza jeśli Ona była tu sama..." - Był u was dwa lata, zanim się zorientowałeś. Szczerze mówiąc, to się nawet założyłam z Lou o to kiedy się domyślisz. I przegrałam. Naprawdę myślałam, że wyrobisz się w rok. Ale jak widać jesteś ślepy. - Gemma z niesłabnącym uśmiechem wzruszyła ramionami i wzięła kolejny łyk kawy. W mojej głowie natychmiast rozbrzmiał Czerwony Alarm. "No chyba nie chciała mi powiedzieć, że..."
- Ona i ten student...? - zasugerowałem szeptem, bo na większą głośność jakoś nie było mnie stać. Gemma od razu spoważniała, gromiąc mnie jednym spojrzeniem.
- A rąbnął cię ktoś kiedyś?
- Nic nie mówiłem. - uniosłem ręce w poddańczym geście i z ulgą opadłem na oparcie krzesła. Bo chociaż nadal nie miałem całkowitej pewności co tak naprawdę łączyło mnie z Nią, miło było wiedzieć, że nie spotykała się z nikim na boku. "Może serio coś do mnie..." Westchnąłem ciężko, bojąc się wypowiedzieć to nawet w myślach. To jeszcze nie był ten moment... Z drugiej strony w pewnym stopniu poczułem się rozczarowany. Myślałem, że chociaż tutaj Ona przestawała być taką anielicą. Z opowieści chłopaków nadal wynikało, że to prawie święta osoba, co przecież tylko zalatywało fałszywością. Zdecydowanie mi tu coś nie grało i ja zamierzałem się dowiedzieć co to było. "A skoro nie zdrady..."
- Gems... - zacząłem z pewnością w głosie, nachylając się do stolika i opierając na nim przedramiona. Siostra spojrzała na mnie z uwagą znad kubka i tylko zmarszczyła brwi. - Mogłabyś być ze mną szczera?
- A bo normalnie nie jestem?
- Chodzi mi o to... - westchnąłem, nie wiedząc jak delikatnie przekazać jej moje spostrzeżenia. - Bo chłopaki coś tam mi mówili, ale to wydawało mi się strasznie naciągane. Jakby... Ona była jakimś ideałem. - wydusiłem w końcu, z niepewnością patrząc na siostrę.
- Ideałem? Lou? - Gemma niespodziewanie zaśmiała się w głos. Zdekoncentrowany obserwowałem jej reakcję, zupełnie nie pojmując co ją tak rozbawiło. Siostra szybko zauważyła moją niepewną minę, bo uspokoiła się na siłę i spróbowała zachować powagę. Doceniłem starania i odrzuciłem pierwotną chęć wyrzucenia jej przez okno. Najlepiej z 13 piętra. - No proszę cię... - Gemma prychnęła, kręcąc głową z politowaniem. Od razu poczułem się jak najgorszy idiota na świecie, który nadal święcie uważa, że Mikołaj jest prawdziwy. - To najbardziej choleryczna i zawzięta osoba jaką znam. Często trzeba wiedzieć czego chce, zanim w ogóle ona na to wpadnie. A jak się uprze... - dla zaakcentowania machnęła ręką . - No i notorycznie się spóźnia. To chciałeś usłyszeć? - spojrzała na mnie, już z całkowitą powagą w oczach. Tym razem to ja się rozpogodziłem, ku jej wielkiemu zdziwieniu.
- Dokładnie to. - wesoło pokiwałem głową, czując jeszcze większą ulgę niż poprzednio. - Teraz przynajmniej wydaje się bardziej realna.
- Ona jest realna. - Gemma posłała mi krzywe spojrzenie. "A żebyś tak zeza dostała..." Postanowiłem się jednak nie wychylać z pretensjami, bo miałem ochotę jeszcze wiele z mojej kochanej siostrzyczki wyciągnąć. Czy to się je będzie podobało, czy też nie.
- Oj wiesz o co mi chodzi. - machnąłem tylko ręką. - Masz coś jeszcze? - spytałem, prawie podskakując na krześle z ciekawości. Jej zła strona była przecież o wiele bardziej interesująca. Zwłaszcza jeśli oczekiwałem głodnych historyjek jak to Ona pracuje w zakazanych miejscach, na przykład takim seks-telefonie. Niestety, Gemma kompletnie wywrotnie zrozumiała moje zainteresowanie...
- Lou w ogóle brak motywacji. - stwierdziła po chwili namysłu. Aż wypuściłem powoli powietrze przez zęby, czując jak uchodzi ze mnie cała ekscytacja. "JA CHCIAŁEM BRUDNYCH KAWAŁKÓW, TAK TRUDNO TO ZROZUMIEĆ?!" - Wystarczy jedna porażka, żeby rzuciła zajęcie. - Gemma niezrażona moją reakcją, kontynuowała swoje. Więc z braku laku postanowiłem się wsłuchać i jakoś zatuszować minę zawiedzenia. - Tak zrobiła ze studiami. - usłyszałem nagle, a w mojej głowie zaświeciła się lampeczka.
- To ona nie studiuje już? - zdziwiłem się. - Louis mówił, że poszła... Na co ona poszła... - zamyśliłem się, próbując odkurzyć w mózgu te durnoty, które Lou próbował mi wcześniej wcisnąć. "No i czemu ja durny nie słuchałem..." - Dziennikarstwo, o. - rzuciłem w końcu. Gemma tylko mlasnęła i spojrzała na mnie znudzona.
- Taa. A potem zacząłeś jej zajmować więcej czasu i na naukę chęci już nie miała. Nie zdała w którymś momencie.
- Serio? - zaciekawiłem się, czując mimo wszystko jakieś poczucie winy z tego powodu. "Ja ją rozproszyłem... Ja..." Zaraz jednak dotarło do mnie, że to mogło wynikać tylko i wyłącznie z jakiejś relacji między nami i natychmiast mój humor się unormował.
- Nie każdy rodzi się geniuszem. - Gemma wzruszyła ramionami. "Też racja..." Czyli to jednak nie ja. "I bardzo dobrze." - Chociaż... - zamyśliła się na chwilę, uśmiechając się podejrzanie. "No i tym sposobem zołza znowu wrzuci mnie w poczucie winy..." - Widziałeś jej świadectwa? - wypaliła bez sensu, więc tylko zmarszczyłem czoło, czekając na ciąg dalszy. - Pokazywała mi kiedyś. Same piątki, czaisz? Od góry do dołu. Nieważne czy chemia, biologia, matma czy fizyka. Ona już do przedszkola poszła umiejąc czytać i pisać. Mały geniusz, ale chyba leniwy. O, masz kolejną wadę, ma potencjał, ale nie umie z niego korzystać.
- Ale ja nie lubię takich ludzi. - marszcząc czoło coraz bardziej, pokręciłem głową. A moja sympatia do Niej, jeśli jakakolwiek tam była, zaczęła maleć.
- Czyli jakich? - Gemma spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Takich, którzy marnują swoje szanse przez niechciejstwo. - wyjaśniłem. - Albo spędzają całe dnie na robieniu niczego. Oprócz lenienia się oczywiście. Jak można na własne życzenie się tak...?
- Spokojnie, chłopcze, nie zapędzaj się. - Gems zatrzymała mnie, kładąc swoją dłoń na mojej dłoni i ściskając ją uspokajająco. A kiedy cała jej pozytywna energia przeszła na mnie, cofnęła się, oplatając palce na kubku, który nieustannie stał przed nią. Ledwo tknięty. "Znowu będzie, że ją głodzę..." Ale z jej miny wynikało, że sama chce mi pomóc.
- To nie tak, że nic nie robiła. - Gemma zapewniła szybko. Moja sympatia powróciła jak sprężyna. - Okej, zdarzały jej się dni kiedy leżała na kanapie i po prostu wgapiała się w sufit. Ale jak każdemu. - usprawiedliwiła ją. Łyknąłem bez zastanowienia. - Ona dużo czyta, wiesz? - uśmiechnęła się pod nosem. - Wyobraź sobie, że całą mitologię ma w małym palcu. Całą mitologię. - stwierdziła z prawdziwą dumą w głosie. - Może dlatego spróbowała z tym... No... - siostra zawahała się, pstrykając palcami dla skupienia. - Kurde, słowo mi wyleciało. - westchnęła w końcu z rezygnacją. - Takie grzebanie w ziemi połączone z historią to co to jest?
- Arachnofobia? - palnąłem, bo chociaż sens i zarys błąkał mi się w głowie, tak odpowiednie słowo oczywiście musiało z niej wylecieć. "Durszlak zamiast głowy, Styles, taka prawda..."
- Sam jesteś arachnofobia. - Gemma prychnęła tylko i spojrzała na mnie jak na jakiegoś ułomnego. - Ale w sumie na a... - zamyśliła się głęboko, wbijając wzrok przed siebie. Zaraz jednak i tak podniosła go na mnie. - Cholera, nie przypomnę sobie. Ale wiesz o co mi chodzi, nie?
- No o szukanie mumii. - kiwnąłem głową.
- Dokładnie. To ją chyba kręciło, czy coś. Ale znowu wkuwanie dat ją wkurzało. No ale zdała pierwszy rok. I to zamierza skończyć, sama mi mówiła. - Gemma zakończyła z uśmiechem, popijając w końcu łyk kawy. Ja tymczasem osunąłem się na oparcie, próbując przetrawić wszystko, co właśnie usłyszałem.
- To jest tak kompletnie inne od tego co mówili mi chłopaki... - rzuciłem w końcu na wydechu, wgapiając się w stolik przede mną, jakby tam kryły się odpowiedzi na wszystkie tajemnice.
- Zdarza się. - Gemma westchnęła. - Ale jak widywali ją raz na rok, to co się dziwić.
- Raz na rok...? - podniosłem wzrok na Gems.
- Mówiłam ci przecież, że... - zaczęła, ale wyłączyłem się w połowie. Mój mózg bowiem przypomniał sobie moment kiedy Niall wziął mnie do siebie. "Ktoś mi tu coś kręcił..."
- Niall mi mówił, że dzwoniłem do niego po wypadku. - nie zważając na gadanie siostry, wcisnąłem się jej w słowo. - Ty mi mówisz, że przestaliśmy się kontaktować. I jak to jest możliwe? - zapytałem, naprawdę licząc na odpowiedź. Niestety, Gemma szczerze się zdziwiła.
- Serio dzwoniłeś do niego...? - prawie wybałuszyła na mnie swoje gały. "Czyli mówiła prawdę..."
- Znaczy ja tego nie pamiętam, nie. Ale podobno nie odebrał, czy coś. I przez to miał małe załamanie. - tłumaczyłem. A kiedy skończyłem, poczułem się cholernie przytłoczony tym wszystkim. Dlatego machinalnie oparłem łokcie o blat stołu i ukryłem twarz w dłoniach. - Dlaczego tu nic się kupy nie trzyma... - jęknąłem bezsilnie, kręcąc zmętlikowaną głową. Znowu poczułem jak rozrywający ból wprowadza mi się do łepetyny i nic nie mogłem na to poradzić. Ani na to przeklęte uczucie pustki, kłębiące mi się w żołądku.
- Hazz... - Gemma westchnęła cichutko, a po chwili poczułem jej rękę na ramieniu. Nie wiem czemu to miało służyć, ale odebrałem jakieś wsparcie z jej strony związane z tym gestem i w pewien sposób poczułem się lepiej. Dlatego po chwili byłem w stanie podnieść głowę.
- Pójdę do niej. - uśmiechnąłem się lekko do siostry, już powoli zaczynając wstawać. - Idziesz ze mną? - zaproponowałem.
- Myślę, że nie jestem ci tam do niczego potrzebna. - Gemma odwzajemniła gest i wzięła się w końcu za tą połówkę kanapki, którą wcześniej porzuciła.
- Będę tam siedzieć aż mnie nie wygonią, więc na mnie nawet nie czekaj. - zastrzegłem, ruszając prosto na korytarz.
- A ten... - prawie spanikowany głos Gemmy spowodował, że wróciłem do drzwi, patrząc na siostrę pytająco. - Obudzić Liama?
- Co? - zmarszczyłem czoło, chyba zaskoczony.
- Liam. Liam Payne. Jeden z członków twojego zespołu. Twój kolega. Śpi na twojej kanapie. Jak zabity. - mówiła do mnie jak do słabo rozwiniętego. Ukuło mnie to mocno. "Ja dostałem w głowę, ale nie aż tak..." - A już dziesiąta dochodzi. - wskazała na zegar na ścianie.
- Niech odpocznie. - rzuciłem, próbując nie dać po sobie poznać, że praktycznie zapomniałem o tym, że on tu jest. Spraw z moją pamięcią wolałem nie poruszać publicznie... - I nie wyganiaj go jak już się obudzi, dobra? Bądź miła.
- Ha ha, ale zabawne. - Gemma wykrzywiła się tylko. Zaśmiałem się pod nosem i znowu wycofałem w głąb korytarza. Z wieszaka zgarnąłem jakąś pierwszą lepszą bluzę, mając nadzieję, że moją i już prawie doszedłem do saloniku, skąd prowadziły jedyne drzwi na zewnątrz, kiedy siostra znowu się wydarła.
- Archeologia! - wrzasnęła tak niespodziewanie, że prawie zaryłem łbem o sufit. Od razu pognałem do kuchni, żeby sprawdzić co ją tak bardzo uderzyło w głowę, że jej mózg wyleciał.
- Co? - zapytałem, kiedy już stałem przy drzwiach i lustrowałem całe pomieszczenie wzrokiem. Nie wyglądało jednak na to, że coś strasznego się tu wydarzyło. Siostra nadal siedziała przy stole, powoli jedząc śniadanie.
- Archeologia. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. Zmarszczyłem czoło zastanawiając się co jeszcze oprócz uderzenia mogło w tak krótkim czasie wywołać uszkodzenia mózgu. - Lou studiuję archeologię. - usłyszałem po chwili i dopiero skojarzyłem o co siostrzyczce chodziło. Ale nie mogłem nie skorzystać z okazji...
- Może powinnaś sobie zbadać głowę, co? - wyszczerzyłem się do niej. - Mi ostatnio robili takie badania, są bardzo skuteczne. Powinnaś spróbować, terapia też... - urwałem, kiedy kawałek szmaty zaczął lecieć w moim kierunku. Szybko schowałem się za ścianę i parsknąłem śmiechem. Pokręciłem lekko głową nad siostrą i w końcu bez przeszkód udało mi się wyjść z domu. Cieszyłem się jak dzieciak, że nareszcie mogłem spokojnie sobie spacerować po ulicach, poczuć wiatr i słońce na skórze... Zamknięcie w szpitalu obudziło we mnie zamiłowanie do natury. Postanowiłem korzystać z niej póki miałem okazję. Nie przewidziałem jednak najważniejszego. Że na ulicy nie byłem sam...
- O MÓJ BOŻE! - usłyszałem nagle, kiedy w ciszy i spokoju udało mi się przejść dobre pół kilometra od domu. Podskoczyłem, rozglądając się naokoło przestraszony i zauważyłem jakąś blondynę, patrzącą na mnie wielkimi oczami. Uśmiechnąłem się natychmiast, żeby wypaść jakoś sympatycznie. "Ale byłoby miło, gdyby zbyt długo to nie trwało..." - Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. - dziewczyna w końcu podeszła do mnie, uśmiechając się cały czas. Miała naprawdę fajny uśmiech. Taki szeroki. "Ale jak ją policzki od tego nie bolały...?" - Wszystko gra?
- Gra. - kiwnąłem głową, uśmiechając się szerzej. Byłem jednak pewny, że i tak nie dorównam dziewczynie...
- Jezu, to ty. - blondyna pisnęła, dotykając skrawka mojej koszuli jak jakiejś świętości. Zaśmiałem się pod nosem. - To naprawdę ty. - szybko zabrała rękę, lustrując mnie spojrzeniem od góry do dołu. - Nie wyglądasz jak po wypadku. - stwierdziła, patrząc z uwagą na moją twarz. Miała coś takiego szalonego w oczach, że na początku miałem ochotę się stamtąd po prostu zerwać, ale cierpliwie stałem i się uśmiechałem. Nie chciałem przecież jej w żaden sposób urazić, ani nic. "Przecież nie jej wina, że wybrała sobie na idola takiego idiotę..."
- Dzięki. Jak widać, poskładali mnie z najwyższą starannością.
- Musieli Cię składać?! - dziewczyna wybałuszyła na mnie swoje oczy. W jakiś dziwny sposób mnie to przeraziło. - O mój Boże, to aż tak?! Złamałeś sobie coś?
- Nie, nie... - zatrzymałem jej pisk, uśmiechając się lekko. - To był żart. Żarcik.
- Oh. Wybacz, nie zrozumiałam. - dziewczyna westchnęła z ulgą. "Ta, dotarło..." - Ale już się lepiej czujesz?
- Tak, o wiele. Dziękuję. - kiwnąłem głową, mając nadzieję, że dziewczyna w końcu poprosi o zdjęcie i będę mógł spokojnie dotrzeć do szpitala.
- A co z Lou? - usłyszałem po chwili i wszystkie moje nadzieje runęły. Uśmiechnąłem się więc debilowato i wziąłem głęboki wdech na przygotowanie
- Cóż...
- Harry! - coś z niedaleka pisnęło niespodziewanie. Zanim się obejrzałem, czwórka dziewczyn podbiegła do mnie, prawie zatrzymując się na mnie. Ledwo utrzymałem równowagę.
- Dziewczyny, ale... - zacząłem, ale mój głos i tak został wygłuszony przez piski. Nawet się nie obejrzałem jak wokół mnie zebrało się kółeczko dziewczyn. Już nie pięć. A około dwudziestu. I wszystkie na raz coś do mnie mówiły. Robiły zdjęcia. I absolutnie nie miały w zamiarze puścić mnie wolnego. A kółeczko z sekundy na sekundę rosło. "Cholera..." Nie miałem pojęcia co mam robić. Jedna chciała, żebym coś podpisał, druga, żebym się uśmiechnął, trzecia jeszcze coś innego. Patrzyłem po nich zdezorientowany, ale starałem się robić co chciały. Myślałem, że po zdjęciu i autografie dadzą mi spokój, ale ich grupka tylko jeszcze bardziej rosła. "To niewyobrażalne..." Nie minęła minuta, kiedy tłum dobił do pięćdziesiątki i przestałem już widzieć cokolwiek oprócz błysków po oczach. "Jak mogłeś debilu nie pamiętać o fankach..." Miałem wprawdzie niesprawną głowę, ale chyba nie aż tak, żeby zapominać o szaleństwie tych dziewczyn. Przecież od pierwszej trasy nigdzie nie ruszałem się bez ochroniarza... "Teraz debilu to sobie możesz..." Westchnąłem ciężko, starając się podpisywać wszystko, co podtykali mi pod nos. A kiedy już prawie straciłem nadzieję, że kiedykolwiek się stamtąd wydostanę, usłyszałem sygnał radiowozów. "Nie no, ale to to już jest przesada..."
*
Do sali wpadłem jeszcze rozemocjonowany kłótnią z jednym z policjantów. Kretyn chciał mnie odwieźć do biura naszego managera, kiedy cały czas mu tłumaczyłem, że muszę do szpitala. Ale postawił na swoim. Odwiózł mnie do gościa, który teraz kierował naszą karierą i od którego dostałem solidny opieprz za nie myślenie. Był tak wkurzony, że myślałem, że w ogóle da mi szlaban na wychodzenie. Ale skończyło się na przydzieleniu mi dwóch ochroniarzy, którzy mieli mnie nie odstępować na krok. Na szczęście zgodzili się zawieść mnie do szpitala. I nawet nie szemrali, kiedy chciałem skoczyć do kwiaciarni po nowy bukiet dla Niej. W szpitalu wywołali wprawdzie niezłe zamieszanie, ale na szczęście uszanowali moją prywatność i zgodzili się poczekać na mnie w jakiejś szpitalnej stołówce.
Westchnąłem głęboko, żeby się uspokoić. A kiedy emocje powoli zaczęły opadać, ruszyłem się w końcu spod drzwi, powoli podchodząc do jej łóżka. Z każdym krokiem czułem coraz większe poddenerwowanie, nawet nie wiem czym spowodowane. A kiedy usiadłem na krześle i spojrzałem na jej pogrążoną we śnie twarz, gula stanęła mi w gardle. Przełknąłem głośno ślinę, ale nawet to nie pomogło. Za to spowodowało, że cisza w sali zaczęła mi dzwonić po uszach. "No Styles, powiedz coś..."
- Nie uwierzysz. - zacząłem miękko, lustrując spojrzeniem Jej twarz. Tak tylko, żeby ewentualnie zauważyć czy w jakikolwiek sposób zaczęła reagować na mój głos. Ale nie zaczęła. "Jeszcze wszystko przed nami..." - Dopadł mnie tłum wrzeszczących lasek. Jedna darła się przez drugą, zaczęły się przepychać. Jedna mi nawet koszulę porwała, widzisz? - wyprostowałem się, prezentując prawie oderwany od spodu rękaw. - Kurde, mam 23 lata a działam na nie tak samo... - pokręciłem głową. - Dobra, pewnie o tym nie chcesz słuchać. Gems mówiła, że byłaś zazdrosna. - uśmiechnąłem się pod nosem, odpływając w pomysłach jak wyglądałyby sceny zazdrości z jej strony. Dopiero podejrzany dźwięk jednej z maszyny wyrwał mnie z dziwacznych pomysłów. Z przerażeniem spojrzałem po wszystkich monitorach, ale żaden nie wydawał się odbiegać od normy. Poza tym dźwięk się już nie powtórzył. Uspokajając się powoli, wróciłem spojrzeniem na Jej twarz, po drodze zahaczając o kwiatki, które spokojnie leżały mi na kolanach.
- Dzisiaj mam fiołki. Ładne, nie? - palnąłem bez zastanowienia. Szybko włożyłem kwiatki do wazoniku przygotowanego przez uprzedzoną przeze mnie pielęgniarkę. - Dobra, rozumiem, że fiołki to jednak nie twoje ulubione kwiaty. - uśmiechnąłem się pod nosem, nachylając się do barierki jej łóżka i ułożyłem na niej przedramiona, żeby móc spokojnie oprzeć tam brodę. - Ale nie bój się, kiedyś trafię. Znaczy, no... Lepiej by było, gdybyś się obudziła i sama mi powiedziała. - stwierdziłem, czując skurcz w żołądku. Westchnąłem pod nosem, przekrzywiając opartą głowę na prawo i uważniej przyjrzałem się Jej twarzyczce. I chyba znowu odpłynąłem we własnych przemyśleniach.
- Nie jesteś taka niewinna jak mi chłopaki powtarzali, co? - mruknąłem niespodziewanie. - Pamiętam jak mówiłaś, że chcesz to robić ze mną w każdym miejscu, o każdej porze i w każdej pozycji. - mimowolnie zagryzłem wargę. "To musiał być najpiękniejszy dzień mojego życia..." - No chyba, że to nie byłaś ty. - zmarszczyłem czoło. - Ale wtedy wyszedłbym na zwykłego zdrajcę, co już nie byłoby takie fajne. W każdym razie pamiętaj, że jakby co, sam się przyznałem. Może trochę nieświadomie, ale zawsze. Miej to na uwadze przy ewentualnie awanturze. - urwałem, dając jej szansę na jakąś reakcję. Nie spodziewałem się, że zerwie się nagle, da mi przez łeb i zacznie się wydzierać za zdradzanie, ale miałem jednak nadzieję na jakieś ciche słowo. "Niestety..."
- Masz ładną buźkę, wiesz? Nawet tak teraz, bez makijażu.- zacząłem znowu po dłuższej chwili, czując jak ręce zaczynają mnie świerzbić. Długo powstrzymywać się nie mogłem, nie minęła sekunda, kiedy wystrzeliłem z ręką przed siebie i z największą delikatnością jaką w sobie miałem, musnąłem opuszkiem palca jej policzek. To wystarczyło, żeby prąd przeszedł przez całą długość mojego kręgosłupa. - Jesteś naprawdę piękną dziewczyną. - szepnąłem ledwo dosłyszalnie, pozwalając sobie na założenie jej kilku rudych kosmyków za ucho. - A ja chyba szczęściarzem, że mogłem cię mieć. - dotykając jej ramienia, przejechałem z delikatnym dotykiem przez całą długość jej ręki, zatrzymując się tuż przy dłoni. - Ale chciałbym cię jeszcze trochę pomieć, co ty na to? - bez zastanowienia, rozplotłem jej uścisk, starając się nie zruszyć żadnej maszynki i delikatnie wsunąłem swoją dłoń w jej. - Wystarczy tylko, żebyś się obudziła... - powoli przeplotłem nasze palce i kompletnie bez wpływu rozumu, zacząłem kreślić kciukiem niewyjaśnione znaki na wolnym fragmencie jej skóry. Czułem dziwną przyjemność z tego powodu i jednocześnie byłem rozczarowany, że ona nie może mi się odwdzięczyć tym samym. - Zrobisz to dla mnie...? - odczekałem chwilę, w której nadal nie dostałem żadnej reakcji. W tym momencie byłem nawet w stanie paść na kolana i błagać ją o to. - Luluś...? - jęknąłem w końcu ze ściśniętym gardłem. Ale nadal nic. "To co więcej miałem zrobić...?"
***
Znowu pobiłam rekord w komentarzach, jesteście kochane ;*
Jeśli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, zostawcie mi jakiś kontakt :).
Śmieszne jest to jak Harry sobie coś przypomina, ale nie bardzo łączy to z osobami ;d
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny rozdział!
A końcówka naprawdę urocza <3
Czekam na kolejny! ;)
Cóż poradzić... Taki mózg, wiele informacji za mało kojarzenia. Ale przecież nie wszystko na raz, prawda? Trzeba mu po prostu czasu :)
UsuńBuziaki xx.
OdpowiedzUsuńŚwietny uwielbiam Harrego juz nie mogę się doczekać gdy Lou się obudzi. Mogłabyś mnie informować o kolejnych rozdziałach?https://www.facebook.com/karina.kapral
Dziękuję bardzo za miłe słowo :).
UsuńA co do informowania, nie ma sprawy :).
Buziaki xx.
Wreszcie nowy rozdział! Oł yeach!
OdpowiedzUsuńHahah
To takie słodkie, kiedy Harry do niej mówił. I jeszcze to "Luluś" aww.
Jak zawsze nieziemsko.
Kiedy w ogóle ta Lou się obudzi? Ona ma się obudzić, teraz! Hhaha
Kiedy nowy rozdział?
Pozdrawiam. xx
Słodkie, słodkie... Trochę przesłodzone, ale tego to opowiadanie ode mnie wymaga. Mam nadzieję, że w trakcie od słodkości Cię nie zemdli :).
UsuńPytasz kiedy? A jesteś pewna, że w ogóle się obudzi? :)
A nowy rozdział... Szczerze nie wiem. Jak napiszę to będzie, cierpliwości :)
Buziaki xx.
Ojej, Harry <3
OdpowiedzUsuń,,Luluś''? Moje serce się rozpłynęło, omg :')
A rozdział idealny, jak każdy<3
@payn0sprincess
Dziękuję za cudowne słowa :). I tak, na końcu Harry wyjechał ze słodkością. Mam nadzieję, że tylko nie za bardzo :)
UsuńBuziaki xx.
Genialny *_____*
OdpowiedzUsuńW którym rozdziale tak około ona się obudzi???
Przepraszam, ale skąd pewność, że w ogóle się obudzi? :).
Usuńwyobrażam sobie Harrego mówiącego "Luluś" i się rozczulam :)
OdpowiedzUsuńteraz to Lou musi, się obudzić dla Harrego (bo nie wiem czy mówiłam ale wciąż na to czekam) jak ma powód to może się już wyspała, co?
czekam na next <3
xoxo pikseloza
Tak, to zdecydowanie słodki moment, więc wcale Ci się nie dziwię :).
UsuńLou nic nie musi, wiesz? Od początku powtarzałam, że to nie jest opowiadanie z happy endem. Trzeba się więc powoli przygotowywać na najgorsze... I przepraszam, ale jaki to miałby być powód? :)
Buziaki xx.
Nie, ja wcale nie ryczę. Tylko mi coś do oka wpadło... Do obu oczu.
OdpowiedzUsuńPękłam na "Luluś" :'( Boże serce mi pęka no...
Tak mi szkoda Harrego... Chciałabym by wreszcie znowu był szczęśliwy.. (razem z Lou) :)
A tak z innej beczki... Mam świadomość tego, że Luluś może się nie obudzić... Ale jak o tym myślę... To mam wrażenie, że wbija mi się nóż w serce. :c
Cały rozdział świetny, no i jeśli chciałaś kogoś wzruszyć, to przypominam, że to ja się popłakałam ... :)
Czekam na kolejny rozdział, i do cierpliwych osób to ja nie należę! :* /Tusiak
Ojej... Przepraszam, nie chciałam Cię rozklejać... Może kupię Ci chusteczki jako zadośćuczynienie? Bo jednak smutnawych rozdziałów będzie trochę więcej...
UsuńSzkoda Ci Harry'ego? Mi też go szkoda. Czasami mam ochotę zmienić przewidywane zakończenie. Cóż, wszystko zależy od humoru jaki będę mieć przy pisaniu ostatniego rozdziału... Jeśli naprawdę będę miała powód do uśmiechu, to i ten opowiadaniowy Harry będzie szczęśliwy.
Świadomość dobra rzecz, powinnaś się z tą myślą zdecydowanie oswajać. Ale ja nic nie mówię :).
Dziękuję za cudowne słowa. Twoje emocje są prawdziwym komplementem, chociaż serce mnie boli, że wywołałam u Ciebie łzy. Postaram się poprawić :).
Buziaki xx.
Genialny *___* Czekam pilnie na następny ;*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że do mnie zajrzysz ;D somebody-to-looove.blogspot.com
Dziękuję za miłe słowo :). W wolnej chwili postaram się zerknąć :).
UsuńBuziaki xx.
Hej :) Nominowałam cię do Liebster Award ^^ Więcej informacji tutaj:http://you-are-my-drug-zerrie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie za nominację :)
UsuńLuluś. Lu-luś. LULUŚ. OMG. OMG. OMG. Padam. I piszę tam z dołu.
OdpowiedzUsuńTe wszystkie wspomnienie wydają się takie prawdziwe. Takie po prostu z życia wzięte. Wiadomo. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Tak jest z uczelnią i Hazza. Wiadomo, które jest które. Nie dziwie się, że Lou zawaliła rok. Jak się ma do wyboru zasuwać na wykład, a zostanie w ciepłym łóżku z seksownym chłopakiem.... no to ten ekmm.
"Doceniłem starania i odrzuciłem pierwotną chęć wyrzucenia jej przez okno. Najlepiej z 13 piętra." Ahhhh uwielbiam Gemme z Harry'm. Normalnie szaleję z nimi. Wiesz już o tym, ale będę Ci to non stop przypominać. Tak jakbyś zapomniała xd. Hemma, lol. Albo Garry. O to lepsze!
Ja pierdykam, Harry zaczynasz sie wczuwac. I bardzo dobrze! Splotłeś swoją dłoń z Lou. To było takie.... ahhh coś mnie tak za serce złapało i już nie opuściło.
A tak od czapy. Czemu po raz trzeci, trzeci kufa nie ma na koncercie najpiękniejszej piosenki z albumu. Czemu?! Moje serducho jest przełamane. Half A Heart.
Całuję
H
No Luluś, Luluś. Mój chrześniak się uparł na takie nazywanie i tak sobie pomyślałam, że byłoby fajnie to wykorzystać. Bo w gruncie rzeczy to słodki pseudonim, zwłaszcza w ustach Harry'ego.
UsuńCóż, staram się nie przesadzić z fikcją. Staram się pisać tak, żeby przynajmniej wrażenie realności gdzieś zostało. A to przecież takie małe rzeczy koloryzują nam codzienność, prawda? Albo potrafią zepsuć humor. Na razie jest słodko i miło, ale nie tylko takie rzeczy Harry będzie sobie przypominać, to Ci mogę zagwarantować.
Tak, Lou ma Hazzę przy sobie. Ja nie mam i też cholernie przeszkadza mi w studiowaniu. Widzisz jaki on ma zasięg? A jakbym już go miała w łóżku... Nie ma bata, żebym wyszła. Gdziekolwiek.
Tak, ja też uwielbiam Gemmę z Harrym! Są tacy... dopasowani. To jedyne słowo jakie przyszło mi na myśl. Wydają się być zgodnym rodzeństwem, ale jednocześnie takim, co dla wprawy sobie dogryza. Chciałam to jakoś pokazać i mam nadzieję, że tego nie zepsuję. I możesz przypominać, zawsze to jakiś komplement :).
Wiesz, że ta dłoń nie była przewidziana? Czasami jak zaczynam pisać i złapie mnie flow, moi bohaterowie zaczynają robić co chcą. Tak było w tym przypadku. Harry sam z siebie wziął Lou za rękę. Nawet się nie zorientowałam kiedy. Ale jak to potem przeczytałam to aż mnie ciarki przeszły. Chyba jeden z niewielu fragmentów spod mojej ręki, mi się podoba :).
Tak, ja też cierpię z tego powodu. Ale z drugiej strony mogłabym nie wytrzymać You&I i Half a heart na jednym koncercie. Oni po prostu dbają, żebyśmy zawałów nie podostawały :)
Buziaki xx.
hej cudowny rozdział jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńoch i jak tu być cierpliwy kiedy czekasz na nowy rozdział tak świetnego bloga ;c
Dziękuję ślicznie za miłe słowa :). A nowy rozdział już się piszę, więc mam nadzieję, że długo czekać nie będziesz.
UsuńBuziaki xx.
Rozdział świetny, a końcówka... O Boże... Nie mogę. W ogóle uwielbiam tego bloga, uważam, że jesteś niesamowita, znajdując na coś takiego czas, i mam tylko jedno zastrzeżenie: dialogi. Ja uczyłam się z kilku książek oraz paru stron w internecie, zajęło mi to trochę czasu, jednak było warto. Sama nie wiedziałam, że pisanie dialogów jest tak cholernie skomplikowane XD
OdpowiedzUsuńJa nie potrafię pisać i nie piszę dla samego poprawnego pisania, bo się do tego nie nadaję :). Ja piszę, żeby przekazać jak najdokładniej to, co mi się wyobraża. Bo mam setki pomysłów i chyba bym oszalała, gdybym nic z tym nie zrobiła. Ale dzięki za radę. Wątpię, żebym się nauczyła pisać, bo to raczej o talent chodzi... Ale generalnie co Ci się nie podoba? :)
UsuńBuziaki xx.