środa, 19 lutego 2014

07.


Czaiłem się pod tymi pieprzonymi trzynastymi drzwiami już od dobrych pięciu minut, zastanawiając się co ja tu do cholery robię. Wiadomo, cieszyłem się, że mój przyjaciel wychodzi z powypadkowych urazów, ale jednocześnie strasznie bałem się tych wszystkich niejasności w związku z jego luką w pamięci. Po rozmowie z Liamem praktycznie robiłem w gacie jak będzie wyglądać mój udział w tym całym procesie przypominania. Zwłaszcza jeśli Hazz zacznie odpierdalać takie cyrki jak ta sprawa z Taylor...
"Kurwa, Malik, nie zachowuj się jak tchórz..."
"No dobra, raz kozie śmierć..."
Zacisnąłem dłonie w pięści i z głębokim westchnieniem odwróciłem się w stronę drzwi. I nie czekając na żadne wątpliwości, cicho zapukałem w drewnianą powierzchnię.
- Kimkolwiek jesteś, nie wchodź. - natychmiast usłyszałem przytłumiony głos Hazzy i normalnie zbaraniałem. "No i co teraz.?" - Serio. Jak wejdziesz, ucieknę przez okno i nikt mnie nie dogoni. - dodał i dopiero teraz dotarł do mnie caly ironiczny sens jego wypowiedzi. "Całe szczęście..." westchnąłem, niepewnie uchylając drzwi. - No właaaaaź. - Hazz w sekundę pośpieszył mi ruchy, więc już na pełnych obrotach wparowałem do środka i stanąłem przy jego łóżku. "Nie ma to jak dobra motywacja..." - Co wam się stało z tym czajeniem.? - Styles spojrzał na mnie uważnie, dokładnie w momencie, gdy postanowiłem sobie usiąść na krześle obok jego łóżka. "To mogę siadać, czy nie.?" - Jak tak to Lou wbijał do pokoju, czy byłem sam, czy z dziewczyną. - "Dobra, nie będę stać jak ten debil..." - A teraz wielka kulturka... - przewrócił oczami, zakładając ręce przed sobą.
- Ja... Em. - mimowolnie uniosłem rękę i rozmasowałem spięte mięśnie na karku. "I co ja mam teraz powiedzieć.?" Wyjaśnianie, że to przez jego stan było co najmniej idiotyczne.
- Gdybym wiedział, wrąbałbym się pod samochód już dawno. - prychnął nerwowo, a mi dosłownie serce stanęło. "Co on pieprzy do cholery..."
- Nawet tak nie żartuj.
- Nie żartuję, mówię całkiem serio. Skoro tylko to potrafi was nauczyć kultury pukania...
- Okej. - kiwnąłem głową, mając już dosyć tej głupiej wymiany zdań. Tematyka była zdecydowanie ponad moje siły... - Następnym razem wejdę na chama.
- I nareszcie gadasz normalnie. - Styles wyszczerzył zęby w uśmiechu, robiąc kompletnie debilną minę. Ale tak znajomą... "Kurwa, wszystko było prawie normalne..." - A masz może coś do jedzenia.? - spytał nagle, a ja tylko zmarszczyłem brwi w geście zastanowienia. Bo przez moment miałem wrażenie, że gadam z Niallem. "Już ci się we łbie pieprzy, Malik..." - Bo geniusz się nie domyślił, że na marchewce ktoś taki jak ja zbyt długo nie pociągnie... Jestem już trochę na to za duży... - strzelił jedną z tych swoich popisowych min. "Debil."
- W każdej sytuacji musisz się popisywać rozmiarami, co.? - mimowolnie się zaśmiałem, czując się tak cholernie normalnie słuchając tych jego debilnych żartów z podtekstem. "No i dlaczego to się musiało rozpieprzyć.?"
- Popisywać się nie muszę. - Hazz znowu wyszczerzył się głupio. "No kretyn, no..." - Wszystko widać jak na dłoni. - westchnął teatralnie, widowiskowym gestem przeczesując grzywkę. - Dobre proporcje, urocze dołeczki, słodkie loczki i każda wymięka. - stwierdził, a mi do głowy wpadły te wszystkie razy, kiedy Louisa wyzywała go od brzydali. Zwłaszcza po tym, jak te jego słynne loki oficjalnie przestały być lokami. "Zdecydowanie to nie na jego wygląd poleciała..." Mimowolnie parsknąłem śmiechem. - No i z czego ten zaciesz.? - Styles natychmiast to wyłapał, przyjmując nieprzyjazną minę.
- Nie widziałeś się w lustrze ostatnio, nie.?
- Nie. A co.? - zaciekawił się natychmiast. - No co.?!
- Patrz i płacz. - sięgnąłem za siebie, gdzie wchodząc, na półce zauważyłem lusterko i podałem mu je. I wystarczyło mu jedno spojrzenie na swoje odbicie, żeby jego mina wyraziła głęboki szok. "Ha, to dopiero było zabawne."
- Jezu, jestem prawie łysy... - rzucił, niemalże płaczliwie, przeglądając się w lustrze, to z prawej, to z lewej strony. - Ktoś mi opierdzielił fryzurę... No jak Boga kocham, nic nie zostało... - trzymając kosmyk włosów w dwóch palcach, wyciągnął go na całą długość. - Tylko jakieś druty... Gdzie są moje loki.? - pisnął jakimś nadnaturalnie wysokim głosem i spojrzał na mnie jakby z nadzieją, że mu je oddam. "Nic z tego, stary..."
- Widzisz, Hazz... - westchnąłęm, zaplatając ręce przed sobą. - Zestarzałeś się. Twoje włosy też. Nawet kręcić im się nie chce.
- Bardzo zabawne, naprawdę. - Hazz prychnął tylko, wracając do uważnego przeglądania się w lusterku. - To coś to nawet z definicji włosami nie jest. Już na dole to lepiej wygląda...
- Sorry, wolę nie porównywać. - wyciągnąłem ręce przed siebie, w geście protestu. Przez tego debila przed oczami miałem teraz co najmniej kretyńsko nieprzyzwoite obrazy z nim w roli głównej. "Fuuuuuuj."
"Myśl o Pezz, myśl o Pezz, myśl o Pezz..."
- Nikt cię nawet o to nie prosi. - Styles popatrzył na mnie wilkiem. "Ufff. Normalna reakcja..." Czyli wypieranie Louisy ze względu na nagłe gejostwo odpada... - Ale cały mój urok poszedł się pieprzyć...
- Dokładnie tak samo narzekałeś swojego czasu. - uśmiechnąłem się, zauważając tą zależność. "Wracało mu.?"
- Serio.? - chłopak zdziwił się ostro, więc cała moja radość wyparowała w jednej sekundzie. "No kurwa mać..." Ale dla jego dobra postanowiłem nie dać niczego po sobie poznać.
- "Jak ja teraz będę rozsiewać swój urok..." - sparodiowałem jego wcześniejsze narzekania, zwłaszcza kiedy Louisa zaczynała skarżyć się na jego fryzurę. W żartach rzecz jasna. "Do kurwy nędzy, gdzie są te chwile.?"
- Znalazłem sposób.? - spytał, z nieukrywaną nadzieją w głosie. A ja tylko wyszczerzyłem zęby, przypominając sobie o najlepszym sposobie. "Akceptacja przez Tą Osobę."
- Znalazłeś dziewczynę. - rzuciłem szybko, ryzykując wciśnięcie tematu Lou do rozmowy. Sądząc po minie Stylesa, niezbyt przypadło mu to do gustu...
- Tak. To wiele wyjaśnia. - mruknął nieobecnie, całą swoją uwagę skupiając na dalszym wpatrywaniu się we własne kudły. "Serio, Styles.?" - Muszę pójść do jakiegoś fryzjera, może da się coś z tego uratować... Albo sobie pierdzielnę trwałą, czy coś. No musi być jakiś sposób...
- Hazz.? - urwałem jego dalsze wypowiedzi, starając się skupić jego uwagę na najważniejszym problemie. "Bo do kurwy nędzy, jakieś kudły nie były chyba aż tak ważne..."
- Myślisz, że już taki zostanę.? - spojrzał na mnie z takim bólem, że dosłownie mnie zatkało. Jednocześnie cała aparatura nadzorująca jego funkcje życiowe rozdarła się w panice, a mnie dosłownie zapowietrzyło. "Tylko nie teraz..." Widząc jednak, że wszystko wraca do normy, postanowiłem zaryzykować...
- Czemu o nią nie pytasz.? - spytałem spokojnie, próbując nie dać po sobie poznać całego wahania, które siedziało w środku mnie. "Bo to było kurczę nie do pojęcia..."
- Wiem, że jest w śpiączce. - Harry stwierdził tylko. Zupełnie automatycznie. Jakby mówił o obcej osobie. "Styles, kurwa, skup się." - Ale jest nadzieja, że się wybudzi... - dodał, już z większą dawką emocji. Nie na tyle jednak, bym uwierzył, że mówi dokładnie o tej dziewczynie, od której jeszcze kilka dni temu nie mógł oderwać wzroku. "KURWA MAĆ, kiedy to się tak popieprzyło.?!"
- Wiesz, że nie o to mi chodziło. - syknąłem z pretensją, wsuwając ręce pod tyłek. Dla dobra twarzy Harry'ego. "Bo co on tu do kurwy nędzy odpierdalał.?!"
- A co ja mam ci twoim zdaniem powiedzieć.? - wzruszył bezradnie ramionami, unikając mojego wzroku. "Pięknie Malik, bardzo pięknie..." - Sam nie wiem.
- Ale nawet cię to nie ciekawi.? - spytałem otwarcie, mając już dosyć jego dziwacznego zachowania. Wszystko ma swoje granice. Nawet jeśli ktoś jest po wypadku i niewiele pamięta. "Kurwa." - Wiesz, gdybym był... na twoim miejscu i ktoś mi nagle powiedział, że mam narzeczoną, chciałbym się o niej dowiedzieć jak najwięcej.
- Nie, stary. - urwał ostro, patrząc na mnie ze złością. I miał rację. Gówno wiedziałem, a próbowałem się popisać. "Malik, ty kretynie." - Ty pamiętasz Pezz, więc ci się tylko tak wydaje. A ja o... - zawahał się na chwilę, powodując, że cała moja złość wróciła. - niej nic nie wiem. - zakończył, a mnie znów zakuło gdzieś w mostku. To było gorzej niż nie fair... To już była katastrofa... Czy nie mógł sobie o niej normalnie przypomnieć.? A jeśli już natura chciałaby zachować równowagę, zapomnieć na przykład o mnie.? "To do kurwy nędzy nie jest chyba takie niewykonalne, skoro ta cała natura wymazała mu z dnia na dzień pamięć..."
- I nie jesteś ciekawy.? - rzuciłem na wydechu, starając się zachować resztki opanowania. Za cholerę nie pomogło...
- Jak się poznaliśmy.? - Harry spytał nagle, kolejny raz zaskakując mnie doszczętnie. "Ten to ma wahania..." Spojrzałem na jego wykrzywioną grymasem złości twarz i na ekrany aparatury, które zdecydowanie nie pikały w normalnym rytmie. "Zbyt wiele informacji może mu przegrzać dysk twardy..."
"Ale jak nie teraz, to nigdy może sobie nie przypomnieć..."
"Dobra, Malik, dawaj..."
- W hotelu. - zacząłem, próbując jakoś wciągnąć Harry'ego w opowieść. Ni cholery. Mój talent w tej dziedzinie był tak ograniczony, że jedyną reakcją Stylesa było patrzenie na mnie ze znudzoną miną. "Nie odpuszczaj, leć dalej." - Normalnie ją poturbowałeś. Zupełny przypadek. Albo twój kiepski refleks i brak myślenia. Faktem jest, że zrobiłeś to z taką precyzją, że rozwaliłeś jej telefon w drobny mak. Setki części. Nie mam pojęcia jakim cudem ci się to udało, serio. - zaznaczyłem, uśmiechając się mimowolnie do tych wszystkich wspomnień. Odtwarzanie tego wszystkiego w pamięci było naprawdę przyjemne. Dawało nadzieję. Że to nie żaden z nas wymyślił sobie tą całą historyjkę o Harrym i Louisie, a tylko Hazz miał problem z głową. Bo ostatnimi czasy już sam nie byłem do końca pewien co mnie otacza... - Potem odkupiłeś jej ten telefon. I godzinę przekonywałeś, żeby go wzięła.
- No widzisz.? - Styles odezwał sie dopiero po chwili dłuższego zastanowienia. A zarówno jego mina, jak i ton, nie wróżyły zbyt pozytywnego obrotu sytuacji... - Nic mi to nie mówi. - stwierdził, a mnie dosłownie ręce opadły. - Więc jaki jest w tym sens.? - "No teraz to mnie zwyczajnie zatkało..."

*

- Bon Jovi czy Aerosmith.? - znowu usłyszałem wałkowane od chwili wyjścia ze sklepu pytanie i miałem wrażenie, że zaraz nim rzygnę. "Ileż można do cholery.?" zastanawiałem się, próbując jednocześnie uśmiechnąć się miło do recepcjonistki, która wydawała mi klucz. Sądząc po jej minie, nie wyszło zbyt przekonująco. "I znowu wychodzę na gbura..."
- Hazz, to twoja siostra. - westchnąłem cierpliwie, ignorując dwie dłonie przyjaciela wetknięte mi centralnie przed oczy, które trzymały omawiane wcześniej płyty. Nienawidziłem, gdy zbliżał się termin urodzin znajomych, czy innego badziewia. Wszyscy wtedy chcieli pomocy. A co ja im mogłem poradzić, skoro sam byłem niemrotą w tych sprawach.? "Zacznę się po prostu izolować od tych debili..." - Więc skąd ja mam to wiedzieć.? - spojrzałem na niego ostro i wyrwałem przed siebie, mając nadzieję, że Styles zajęty oczarowywaniem dziewczyny z recepcji zwyczajnie się zgubi. Ale gdzie tam...
- Bo sam nie potrafię się zdecydować, to chyba jasne. - chłopak natychmiast ruszył za mną, trzymając się gdzieś z tyłu. "No co za..." - Mógłbyś być bardziej pomocny.
- A potem wszystko byłoby na mnie. - prychnąłem tylko, kierując się na schody z coraz szybszym tempem. Po pierwsze, umówiłem się z Pezz na Skypie, a po drugie miałem już serdecznie dosyć biadolenia tego kretyna. "Każda wymówka jest przecież dobra."
- Dokładnie dlatego pytam. - Styles wyszczerzył się głupio, tęsknie rzucając okiem na windę, na końcu korytarza. "A tak, jedź" pomyślałem, pewny jego lenistwa. Podejrzewałem, że nie będzie mu się chciało dylać schodami na szóste piętro, ale on jak zwykle tylko mnie zaskoczył. "No co za uparty człowiek..."
- Nie wkręcisz mnie w to, zapomnij. - syknąłem, manewrując między ozdobnymi kolumnami tak, by jak najbardziej go zmęczyć. Nic z tego. Nadal darł za mną jak głupi. "No jak babcię kocham..."
- I miej tu człowieku przyjaciół... - westchnął nagle cierpiętniczo i dla dodania sobie teatralności, wbił oczy w górę. "Pajac." - Poprosisz człowieku grzecznie o pomoc, a jedyne co usłyszysz to "rób co chcesz". Pomoc normalnie niewysłowiona. - zironizował. - Aż sam się dziwię czemu jeszcze w ogóle proszę cię... - urwał z jakimś głuchym jękiem, więc automatycznie spojrzałem w jego stronę. Idealnie, żeby uchwycić moment, gdy jakaś rudowłosa dziewczyna, zawzięcie szukająca czegoś w torebce wpada na Hazzę z takim impetem, że ten tylko odbił się od kolumny, która stała za nim i jak w beznadziejnym romansidle, w zwolnionym tempie przygwożdża dziewczynę do ziemi swoim cielskiem. - Boże.. - jęknął jeszcze głucho, gdy z całej siły przyrąbał którąś z kości o twardą podłogę. Nie miałem pojęcia co to dokładnie było, ale wyraźnie słyszałem, że musiało boleć. I mimowolnie ryknąłem śmiechem. "Bo to dopiero nazywa się gracja..."
"W dodatku pozycja była niespotykana..." zaśmiałem się w duchu, próbując ogarnąć wzrokiem plątaninę ich ciał. Ale za cholerę nie dało rady. Jedyne co wyłapałem to to, że dziewczyna ukryła twarz w dłoniach i sapnęła ciężko, a Hazz próbował jednocześnie jakoś złapać równowagę, nie uszkodzić jej za bardzo i podnieść się do pionu. Całe starania wyglądały jeszcze bardziej komicznie. Wiadomo, mogłem im pomóc, ale o wiele za przyjemnie patrzyło mi się na to całe przedstawienie. "Malik, jesteś okrutny..." Ale jakby nie patrzeć Styles sam był sobie winien. "Niech cierpi."
- O matko, przepraszam. - praktycznie rąbnąłem ze śmiechu o podłogę, kiedy Ruda pisnęła skruszonym głosem spod Harry'ego. "Normalnie komedia na żywo..." - Strasznie przepraszam.
- Dziewczyno, zastanów się. - wykorzystałem okazję, skupiając na sobie całą ich uwagę. I znowu praktycznie posikałem się ze śmiechu, kiedy dwie głowy z parteru prawie jednocześnie wbiły we mnie swój wzrok. "Nie wytrzymam, normalnie nie wytrzymam..." - To on na tobie leży... - machnąłem ręką na ich... położenie, co zmusiło dziewczynę do spojrzenia na Stylesa. I spłonęła wówczas takim burakiem, że zacząłem się zastanawiać czy ludzki organizm w ogóle jest zdolny do czegoś takiego. "Ciekawe jak Styles sobie z tym poradzi..."
- Straszne zabawne, Malik. - Harry posłał mi jedno z tych spojrzeń, które gdyby tylko się zmaterializowało, mogłoby mnie zmieść z powierzchni ziemi. Na szczęście nie miał takich zdolności... Poza tym postanowił mnie zignorować i jakimś cudem podniósł się w końcu z biednej dziewczyny, otrzepując w międzyczasie pobieżnie swoje ubranie. A gdy się wyprostował, wyciągnął rękę do Rudej, zgrabnie pomagając jej wstać. "Bardzo zgrabnie.." Raczej nie przez przypadek laska zatrzymała się na jego sylwetce, nie.? "Spryciarz." - Jesteś cała.? - spytał, dziwnie nie puszczając jej ręki przez dłuższą chwilę. "Jak to mówią, każda okazja jest dobra..."
- Tak, tak. - Ruda sapnęła nerwowo, niemalże wyrywając dłoń z jego uścisku. "No to nie będziesz miał łatwo, stary." pomyślałem, czując wewnętrzną dumę z postawy dziewczyny. "Oby tak dalej." - Wszystko gra. - westchnęła, jakby dla wyrównania oddechu, który nie wiedzieć czemu był nieco przyspieszony i zgrabnym, aczkolwiek nerwowym ruchem założyła roztrzepane włosy za ucho. Gdzieś w tym wszystkim mignęła mi czarna plama na jej dekolcie. "Tatuaż... Ciekawe tylko co przedstawia.?" zamyśliłem się, przywołując do głowy różne wzory, które mogły się tam znaleźć. "Interesujące..." Zaraz jednak przypomniałem sobie o Perrie, co wywołało niemałe poczucie winy gdzieś wewnątrz mnie. "Nieładnie Malik, bardzo nieładnie..." - Naprawdę przepraszam... - znowu parsknąłem śmiechem, słysząc ten jej skruszony ton. Nie chciałem się nabijać, ale kurczę... że oddycha też go przeprosi.? To on ją staranował. I to całkiem niedelikatnie... "Więc o co chodzi.?" - Nie zauważyłam cię. - westchnęła, nerwowo poprawiając ponaciągane w nieodpowiednie strony poszczególne części swojej garderoby, dzięki czemu dostrzegłem kolejną czarną plamkę, tym razem na kości biodrowej. "Jeszcze bardziej interesujące..." Wyłapałem, że Hazz patrzy dokładnie w to samo miejsce, po czym posłał mi porozumiewawcze spojrzenie i uśmiechnął się znacząco. "Mały zboczeniec..." I nieważne, że miałem przez moment ten sam obiekt obserwacji... To nadal on był tym niewyżytym. - Pojawiłeś się tak nagle i... Przepraszam. - powtórzyła jeszcze tym swoim głosikiem, rozśmieszając mnie na nowo. "Ta to ma dopiero repertuar..."
- Możesz już przestać, naprawdę. - Harry najwyraźniej miał podobne odczucia do moich, zachował jednak większą wspaniałomyślność nie wyśmiewając się z dziewczyny. Za to uśmiechnął się do niej sympatycznie, próbując ją tym samym uspokoić. Ale sądząc po jej nerwowej gestykulacji, średnio mu szło... - Nie ma krwi, nie ma żalu. - spróbował jeszcze, ale nic poza panicznym, wymuszonym uśmiechem i rumieńcami nie uzyskał. "No i teraz zaczynało być ciekawie..." Ale przestało, kiedy Ruda schyliła się, zaczynając zbierać do torebki swoje rzeczy, które rozsypały się po całej podłodze podczas zderzenia, a Harry jakby nie dawał reakcji życia. "Malik, teraz twoja kolej..."
- Czekaj, pomogę ci. - natychmiast do niej dołączyłem, starając się nie zwracać uwagi na szpargały, które zamierzałem dotknąć. Wiadomo co kryje damska torebka.? Ale przecież nie mogłem tak nad nią stać i kibicować. Hazz już na niej nie leżakował, więc nic śmiesznego w tym widziałem. "No to do roboty..."
Na szczęście moja reakcja niejako ocknęła i Hazzę, który po chwili również wylądował na kolanach, szusując po podłodze i zbierając te setki babskich dyrdymałów. A jeśli musiałbym mu przyznać wyróżnienie, dostałby je za wyjątkowe opierdalanie. Bo zamiast się skupić na robocie, gapił się w dekolt Rudej. Na szczęście tego nie zauważyła, bo to mogłoby rozpocząć nową serię przeprosin. "Ale to serduszko w wiadomym miejscu wyglądało naprawdę interesująco..."
- Masz wszystko.? - zapytałem nagle, szybko podnosząc się na równe nogi, gdy uświadomiłem sobie, że zachowuję się zupełnie jak ten polokowany zboczeniec. A przecież miałem dziewczynę... "No..."
- Chyba komórka uciekła gdzieś dalej... - usłyszałem odpowiedź, której na dobrą sprawę kompletnie się nie spodziewałem. Bo jak ona do jasnej choinki zdołała doliczyć się, że wśród tego bałaganu czegoś jej jeszcze brakuje.?! "Kobiety są jednak dziwnymi istotami..." - Nigdzie jej nie widzę. - rozejrzała się wokół po podłodze, w zabawny sposób przytrzymując sobie włosy. "I witamy w kolekcji tatuaż na przegubie..."
Z trudem oderwałem wzrok od tej żeńskiej wersji Hazzy, próbując wyprzeć z mózgu zastanawianie się jakie tatuaże mógłbym jeszcze na niej znaleźć i zająłem umysł rozglądaniem się w poszukiwaniu telefonu. Harry natychmiast ruszył w moje ślady, tak jak i ja próbując wstać, kiedy coś głośno i donośnie zgrzytnęło mu pod butem. "Ohoooo..."
- Chyba ją znalazłem. - Styles mruknął ledwo dosłyszalnie, w jednej sekundzie blednąc nie tylko na twarzy. "No to żeś się wkopał chłopie..."
- Nie mów, że... - dziewczyna aż się zapowietrzyła, wbijając w niego swoje przenikliwe spojrzenie. Zdecydowanie nie chciałem być teraz na jego miejscu. Laska potrafiła wywołać poczucie winy... Sam poczułem się odpowiedzialny za to wszystko, więc aż się bałem pomyśleć co czuł teraz główny sprawca... Ale sądząc po jego panicznej minie, nerwowych ruchach i tym znaczącym sposobie, w jakim poruszało się jego jabłko Adama, gdy przełykał ślinę, nie było mu teraz lekko. "Masz za gapienie się w jej cycki, proszę bardzo..."
- Przepraszam. - mruknął, dokładnie tym samym tonem co i ona. A ja znowu parsknąłem śmiechem. "Niezła z nich kompania, nie ma co..." Ale kiedy zobaczyłem jak Harry niepewnie się podnosi, zbierając w garść coś co jeszcze przed minutą było telefonem i zrzuca to na dłonie zszokowanej dziewczyny.
- No chyba sobie żartujesz... - Ruda nie wiedziała gdzie podziać wzrok. Patrzyła to na chłopaka, to na swoje dłonie, widocznie niepewna jak zareagować. I sam nie wiedziałem czy spodziewać się awantury, czy jej płaczu. "Co żeś narobił, debilu..."
- Nieźle Styles. - prychnąłem, w panice próbując jakoś rozładować sytuację. Ale i tak nikt nie zwracał na mnie uwagi... - Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś z jednego telefonu zrobił taką katastrofę.
- Sam mi wlazł pod buta, słowo daję. - Hazz rzucił z taką skruchą, że sam był mu z miejsca wybaczył. W dodatku przyłożył dłonie do siebie w wiadomy sposób. "Pajaaaac..." - Nie wiedziałem, że tam jest. Sorry.
- Dobra, nieważne. - Ruda westchnęła ciężko, wsypując wszystkie resztki do torebki. "Czy ja kiedyś pojmę kobiecą logikę.?" - To w zasadzie tylko telefon. - wzruszyła ramionami tak zwyczajnie, że miałem wrażenie, iż nagle znalazłem się w równoległej rzeczywistości. "Tak łatwo poszło.?"
- Ale... - Harry odebrał to w dokładnie ten sam sposób co i ja, był jednak zbyt wstrząśnięty, by cokolwiek z siebie wydusić.
- Sorry, ale trochę się spieszę. - dziewczyna uśmiechnęła się do każdego z nas przyjaźnie, co odebrałem jako jej chwilową niepoczytalność. "Kobieto, on rozpieprzył ci jedyny środek łączności.!" - Przepraszam jeszcze raz. - rzuciła, wymijając nasze zbaraniałe sylwetki, a słysząc jej słowa, moja szczęka praktycznie gruchnęła o podłogę. "No serio.?!" - Naprawdę cię nie widziałam, no i... sorry. - znowu wzruszyła ramionami i zanim zdążyłem cokolwiek pomyśleć, już zniknęła za zakręcie.
- Pięknie to załatwiłeś, nie ma co. - nie czekając, aż Ruda odejdzie za daleko, rąbnąłem Stylesa w ramię. I to z czystej przyjemności. Bo co on za cyrk odpierdolił.?!
- Idź za nią. - spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem. "I jego porąbało.?!"
- Co.? - zmarszczyłem brwi.
- Idź za nią. Zatrzymaj ją. - wyjaśnił, gestykulując teatralnie. "I może kurwa frytki do tego.?"
- To ty jej rozwaliłeś telefon. - prychnąłem, nie zamierzając przystawać na żadne jego gierki. Jego wina, jego sprawa. Ja musiałem zadzwonić do własnej dziewczyny...
- I dlatego właśnie muszę go odkupić, geniuszu. - przewrócił oczami, ostatecznie przyjmując błagalny wzrok. "W zasadzie logiczne..." - Zagadaj ją, czy coś. Chociaż 15 minut... - poprosił takim tonem, że miałem wrażenie, iż za chwilę wyciągnie do mnie złożone błagalnie dłonie. "Styles, ty debilu... Zawsze musisz mnie wrąbać w takie idiotyczne sytuacje.?"
- Ciekawe jakim sposobem, co.? - rzuciłem nieprzyjemnie, nadal próbując zachować się asertywnie.
- Coś wymyślisz. Wierzę w ciebie. Jesteś inteligentny. Dasz radę. - wyrzucał z siebie strzępki zdań z prędkością karabinu maszynowego. Więc jak mogłem uwierzyć w ich prawdziwość.?
- No biegnij już do tego sklepu, przecież nie będę jej przetrzymywał godzinami. - machnąłem na niego ręką, odwracając się w stronę, gdzie znikła dziewczyna. "Będzie mi winien. Będzie mi coś kurwa winien..."
- Jesteś wielkim facetem, ja ci to mówię. - ucieszył się jak dziecko i praktycznie podskoczył z tego wszystkiego. "Debil."
- Zejdź mi z oczu. - prychnąłem, mając już tego wszystkiego dosyć. "Bo co ja jej do cholery powiem.?"

*

- Serio, możesz mi w końcu wytłumaczyć dlaczego tu siedzimy.? - te niesamowicie dziwnie kolorystycznie oczy Rudej znowu wbiły się się w moją twarz, a mi zrobiło się głupio  Ale bardziej robiło mi się głupio, kiedy czułem na sobie czujny wzrok wszystkich zgromadzonych w restauracji hotelowej. Podejrzewałem, że w niedługim czasie cały internet obiegnie informacja jak to znowu zdradzam Perrie. "Kurwa, muszę do niej jak najszybciej zadzwonić..." - Ja naprawdę za godzinę muszę być w domu... - dodała, prawie podnosząc się już z krzesła.
- Mówiłem ci, że cię odwieziemy w dwie minuty. Siedź spokojnie. - zatrzymałem ją wzrokiem, mając dziką nadzieję, że to zadziało. Na szczęście nie testowała moich zdolności ganianego, zrywając się nagle i ruszając w długą. Za to założyła nogę na nogę, podrygując niespokojnie. "Styles, kurwa, pospiesz się..."
- Jasne. - prychnęła, dodatkowo krzyżując ręce na piersi. - Czuję się jak porwana. Trzymasz mnie tutaj i nawet nie wiem dlaczego. Powiedz mi, że to normalne.
- Jeśli chodzi o Stylesa, to nawet tak... - przyznałem i wcale nie wiedziałem, czy mówiłem o tym w żartach. "Debilu, lepiej, żebyś się pospieszył..."
- Pocieszające... - dziewczyna westchnęła tylko, rozglądając się znudzona dookoła. Ale naprawdę nie miałem siły jej oczarowywać rozmową. Zresztą po co.? To nie był przecież mój problem, a...
Właśnie.
"Ten to ma gest." uśmiechnąłem się mimowolnie, widząc przez okno, jak Harry z pudełkiem w jednej ręce kupuje jedną, za to całkiem niezłą różę. "Wie jak ubłagać dziewczyny..." Na szczęście Ruda nie zauważyła niczego, więc liczyłem, że element zaskoczenia jeszcze bardziej pomoże ją ubłagać. "Jeżeli wcześniej nie zwieje..."
Hazz jednak nabrał ruchów i nim się zorientowałem, wleciał do restauracji, taranując po drodze parę stolików, do naszego dopadając z niezłą zadyszką. "Kretyn." pomyślałem, posyłając mu odpowiednie spojrzenie. Mógł zachowywać chociaż pozory normalności... Ale zamiast tego wyszczerzył się tylko debilnie, zajmując miejsce oczywiście tuż obok dziewczyny.
- Sorry, że tak długo. - sapnął, próbując jakoś unormować oddech. Ale coś średnio mu szło... Nic dziwnego, że dziewczyna popatrzyła na niego jak na ostatniego wariata. "Jak mu przejdzie ten numer, kupię mu ciężarówkę... a chociażby i gumek, akurat mu się przydadzą." - Ten facet w sklepie nie chciał zbytnio współpracować. - pokręcił głową, jakby chciał wyrzucić z głowy niemiłe wspomnienia. Szczerze wolałem nie wiedzieć co za cyrk odstawił w tym sklepie... - No mniejsza... - westchnął, w końcu przysuwając pudełko do Rudej, która wydawała się co najmniej zaskoczona. "Ohoooo..." - To jako zadośćuczynienie za telefon. - uśmiechnął się do niej, na pudełku już po chwili kładąc oczywiście kwiatka. - A to na przeprosiny.
- Chyba sobie żarty stroisz... - Ruda prychnęła tylko, w jakimś dziwnie ostrzegawczym tonie. Odniosłem nieodparte wrażenie, że jeszcze chwila a dosłownie wysunie Hazzie z tego kwiatka. A bolałoby... "Zasada pierwsza, nigdy nie kupuj róż wkurzonej kobiecie."
- Wyglądam jakbym żartował.? - Harry podniósł jedną brew, jakby zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji. "Ale nie tylko ty, stary..."
- Ja nie mogę tego przyjąć. - dziewczyna z miejsca porzuciła buntowniczą aurę, nieśmiało przesuwając pudełko w stronę Harry'ego.? "Yyy.?"
- Słucham.? - chłopak zamrugał kilka razy powiekami. Ale wcale mu się nie dziwiłem. Miałem dokładnie takie same odczucia. "Co ona odpierdzielała.?"
- To jest zdecydowanie za drogie, żebym tak po prostu mogła to wziąć. - wyjaśniła, jakimś takim dziwnie cichym głosikiem. Jakby nieśmiałym. A te jej rumieńce dopełniły całości. "No dobra, zaczynałem chwytać..."
- Teraz to chyba ty sobie żartujesz. - Hazz rzucił tylko, gotowy dyskutować zawzięcie. A ja tylko oparłem brodę na dłoni, z zaciekawieniem przyglądając się na tą dwójkę, oczekując rozwinięcia zawziętej dyskusji. Liczyłem co najmniej na jakąś krew i zgrzytanie zębów, ale wiadomo... Dobrym przedstawieniem ze zwyczajną kłótnią też bym nie pogardził. No to do roboty....
- Nie. - Ruda pokręciła głową. - Mówię całkiem serio. To była moja wina, więc jesteśmy kwita.
- Mówię ci, bierz. - Harry przysunął pudełko z powrotem do dziewczyny, a jego ton przypominał obrażonego pięciolatka. Aż parsknąłem śmiechem, zwłaszcza, że...
- Nie wezmę. - odpowiedź Rudej brzmiała dokładnie tak samo. "Idealnie się dobrali, idealnie."
- No i dlaczego.? - chłopak westchnął, praktycznie już na granicy cierpliwości. A ja miałem ochotę zamówić sobie popcorn, jak co najmniej do dobrego filmu...
- Bo sama ci weszłam pod nogi. - dziewczyna wyrzuciła ręce przed siebie, jakby to mogło jej jakkolwiek pomóc.
- Fakt, to było głupie. - Hazz zaśmiał się pod nosem. - Ale to ja ci rozwaliłem telefon. A za błędy się płaci.
- Ale ja naprawdę tego nie potrzebuję.
- Nie potrzebujesz telefonu.? - Harry pisnął tylko. - Co za bzdura.
- Oddam go do naprawy czy coś.
- Te milion części.? Wyśmieją cię. - zauważył słusznie. - Poza tym ten jest już kupiony. I należy do ciebie.
- Nigdzie nie ma mojego nazwiska.
- Weź się nie wydurniaj.
- To ty się nie wydurniaj.
- Chcesz żeby mnie zżerały wyrzuty sumienia do końca życia.?
- Ale to była moja wina. - Ruda niespodziewanie podniosła głos. "No i zaczynało robić się ciekawiej..." - Zrozum to, człowieku.
- Bierz ten telefon do jasnej anielki. - uśmiechnąłem się, gdy dyskusja wkroczyła na obrazy i inne tego typu rzeczy. "Jeszcze lepiej."
- Nie.
- Zniszczyłem stary telefon, więc kupiłem ci nowy. Czego tu nie rozumiesz.? - głos Harry'ego zabrzmiał już naprawdę gniewnie. Ale sądząc po minie Rudej i ta nie zamierzała ustąpić. Co więcej, spojrzała na niego groźnie, podnosząc się nagle z miejsca.
- JA NIE BYĆ STĄD. JA NIE MÓWIĆ PO ANGIELSKU. I WCALE CIĘ NIE ROZUMIEĆ. - wybełkotała ledwo zrozumiale, a ja dopiero zorientowałem się, że jej wcześniejszy akcent nie należał do tych brytyjskich. "Ciekawe zagranie..." Ale Harry'emu też nie mogłem niczego zarzucić.
- Nie wygłupiaj się. Siadaj. - bezceremonialnie złapał ją za rękę i pociągnął w dół. Dziewczyna opadła na krzesło z głośnym westchnieniem, jednocześnie przewracając oczami. Zadowolona to ona nie była... "No teraz mu różą przez twarz..."
- I tak nie wiem jak się go używa. - wzruszyła wyniośle ramionami, opadając na oparcie krzesła, dając do zrozumienia, że jest na skraju wytrzymałości. - To zbyt zaawansowana technologia jak na mnie.
- Mam taki sam. - Harry natychmiast sięgnął po swój aparat, wyciągając go na stolik. - Nauczę cię.
- Nie.
- Bierz. Ten. Telefon. Do. Cholery. - Styles zaczął już cedzić słowami. A Ruda widząc, że nie ma już szans, zacisnęła szczękę i sięgnęła po pudełko. - Nie można było tak od razu.? - chłopak natychmiast się rozpogodził, posyłając jej jeden z tych swoich zaczarowanych uśmiechów. "No serio, Styles.? Jeszcze podryw będziesz ćwiczyć.?"
- Po prostu mam nadzieję, że teraz się odczepisz. - usłyszałem z ust Rudej, dokładnie w momencie, kiedy już miałem się ewakuować. "Ale chyba jednak jeszcze zostanę..." Bo gdy Harry zaczął rozpakowywać telefon, a Ruda patrzyła na niego morderczo, wiedziałem, że to nie koniec przedstawienia...
- Tu wkładasz kartę. - poinstruował ją, trochę wbrew jej woli. - Tu włączasz, tu masz menu, wiadomości aplikacje, inne pierdoły... A jak ktoś będzie do ciebie dzwonił... - wyciągnął do niej swój telefon. - wpisuj tu swój numer, to ci pokażę... - posłał jej kolejny z kolekcji Tych Swoich Uśmiechów. A dziewczyna po prostu sięgnęła po aparat i jak gdyby nic wpisała tam swój numer. "No serio.? Tak łatwo.?!" - ... no to przesuwasz to tu i wszystko działa. - zademonstrował jej oczywiście, kończąc prezentację szerokim uśmiechem. Który dziewczyna odwzajemniła w niewielkim stopniu. I wszystko zaczęło zalatywać jakimś pieprzonym romansidłem...
- Jeszcze w życiu nie widziałem, żebyś tak sprytnie wydębił od kogoś numer. - zaznaczyłem, żeby zepsuć im ten cały urok. "No bo gdzie ta cała walka.?"
- Udam, że tego nie słyszałam. - Ruda uśmiechnęła się tylko do mnie zadziornie, rzucając okiem na zegarek na moim nadgarstku. - A teraz serio muszę lecieć. - poderwała się z krzesła, a Harry oczywiście zaraz za nią. Ale co najdziwniejsze, dziewczyna silnym gestem usadziła go z powrotem na krześle. - Nie. Poradzę sobie sama. - rzuciła władczo, że żaden z nas nie miał ochoty się ruszać, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Ale...  - zacząłem, przypominając sobie te wszystkie obietnice, które jej złożyłem. "No i jak teraz wychodzisz, Malik.?"
- Już i tak wycyganiłam o wiele za dużo. - dziewczyna natychmiast weszła mi w słowo i wzruszyła bezradnie ramionami, próbując jakoś ulokować na sobie i torebkę, i przesadnie za duże jak na taki telefon pudełko. "Ciekawe jak się z tym zabierze..." - Poza tym są korki. Z buta pójdzie szybciej. - wyjaśniła jeszcze, ostatecznie ruszając w kierunku wyjścia. "I tyle.?"
Zerknąłem kątem oka na Hazzę, który zawiedziony obracał w palcach różę.
- A... - spróbował, jednak nie dane mu było dokończyć.
- Dzięki, ale nie lubię kwiatków. - wyjaśniając, odwróciła się jeszcze i posłała nam taki uśmiech, że... "Wow." Przez moment mogłem jedynie patrzeć jak oddala się do drzwi cholernie płynnym krokiem, który kołysał jej biodrami w zadziwiający sposób. "No nieźle..."
...a zaraz potem dostałem z liścia w twarz.
- No i za co, debilu.? - natychmiast się uniosłem, głaszcząc twarz i patrząc na tego debila morderczym wzrokiem. "Co za kretyn..."
- Przypomnieć ci, że masz dziewczynę.? - spytał Hazz z nieukrywanym wyzwaniem w głosie. Ale chciał się bawić...? "No to się pobawimy..."
- I powiedz mi, że tylko o to ci chodzi... - przyjąłem jakiś nieopisany grymas, mający za zadanie pokazać temu kudłatemu idiocie, że to ja rozdaję karty. Bo sądząc po widoku, jaki ujrzałem za oknem... Tak, zdecydowanie wygrywałem. - Ale i tak możesz zapomnieć.
- No przecież mam jej numer. - zmarszczył czoło, nie wiedząc o czym mówię. Więc skinąłem głową na widok za oknem.
- Po pierwsze, nawet nie wiesz ja ma na imię. A po drugie numer i tak raczej ci wiele nie da... - westchnąłem, przyglądając się jak dziewczyna sprawnie rozmontowuje telefon z własnych danych i oddaje telefon wraz z pudełkiem jakiemuś gówniarzowi, stojącego przed wystawą sklepu, gdzie Harry przed chwilą najprawdopodobniej zrobił sajgon. "Okeeeej..."
- Jestem kretynem. - Styles nerwowo przeczesał grzywkę, przybierając ewidentnie niezadowoloną minę. "Uuu, będzie narzekania... To nie było przecież na jego dumę..."
- Nie da się ukryć. - próbowałem załagodzić sytuację debilnymi uwagami, no ale... Niezbyt zadowolona mina Stylesa mówiła wszystko. "Aż tak mu to siadło na wątrobie.?"
- Nie pomagasz mi, wiesz.? - spojrzał na mnie z urazą.
- Wcale się nie staram. - wyszczerzyłem się do niego, ale i to niestety nie pomogło. - Dobra, ja idę zadzwonić do Pezz. - podniosłem się z krzesła, licząc w końcu na jakąś oczyszczającą rozmowę. - A ty tu siedź, użalaj się, czy co tam chcesz... - rzuciłem jeszcze, zostawiając przyjaciela z jego rozterkami. "A niech sobie robi co chce..."


2 komentarze:

  1. Czytając to wspomnienie, nie mogłam przestać się śmiać ;)

    OdpowiedzUsuń