czwartek, 24 lipca 2014

45.

Rozdział byłby wcześniej, gdyby mój komputer nie postanowił zwariować. Znikąd zjadł mi połowę całego pliku z RM, przez co cały napisany rozdział wyparował. Wszystko musiałam pisać od nowa i uprzedzam, nie jest to najlepsze co udało mi się kiedykolwiek stworzyć. W gniewie i rozżaleniu trudno pracować. Ale mniejsza o to. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie i pamiętajcie...
 Kocham Was! :*


Starając się nie narobić hałasu, powoli usiadłem na krześle obok łóżka dziewczyny. Wydawało mi się, że nie powinienem zakłócać ciszy panującej w tej sali. Wystarczyło że te idiotyczne maszyny narozstawiane wokół Rudej pikały raz co raz. "Przynajmniej żyje..." Z westchnieniem zerknąłem na jeden z ekranów, który najprawdopodobniej sygnalizował pracę jej serca. No przynajmniej na filmach tak było. Czasami zdarzało mi się oglądać z Pezz jakieś pierdoły, podczas których i tak nie do końca byliśmy zajęci filmem i właśnie tam... "Do kurwy, Malik, o czym ty myślisz?" Natychmiast dałem sobie mentalnie z liścia i ciężko opadłem plecami na oparcie krzesła. Marszcząc brwi, nerwowo potarłem dłonie i spojrzałem na dziewczynę, szukając jakichś różnic w jej wyglądzie. Zanim Hazz zaczął tu przychodzić, kilka razy zdarzyło mi się ją odwiedzić, ale od ostatniego razu kiedy tu byłem, wyblakło jej tylko parę siniaków na ramionach. Nic więcej. Przy każdych odwiedzinach zastanawiałem się jakim cudem na tak poważny stan Lou doczekała się tylko paru zadrapań i sińców. Ani jednego gipsu, bandażu, czegokolwiek. To było kurewsko dołujące, bo wiedziałem, że wewnętrzne obrażenia są o wiele, wiele gorsze. Naprawdę było z nią ciężko, a przecież w ogóle na to nie wyglądała. "I gdzie tu kurwa sprawiedliwość?" Wypuszczając ciężko powietrze przez zęby, przesunąłem wzrokiem po jej twarzy. Była przerażająco blada. Aż ścisnęło mnie za serce. "Jak śmierć..." Widok był okropny, zwłaszcza przez to coś, co zakrywało jej nos i usta, najprawdopodobniej kontrolując oddech. Teraz jej klatka piersiowa ledwie się poruszała, a co by było bez tego? "Dupku, przestań..." Westchnąłem znowu, pocierając palcami czoło. "Za dużo tego, zdecydowanie za dużo..." Próbując nie myśleć o nieprzyjemnościach, skupiłem się na tym, na czym zwykle koncentrowałem się w obecności Lou. Na sobie. Wiem, że to było dziwne, ale nasza znajomość nie polegała na gadaniu. Potrafiliśmy przebywać ze sobą w jednym pokoju przez kilka godzin i nie zamienić ze sobą nawet jednego słowa. Bez skrępowania. To było najlepsze. Nikt nikogo nie namawiał, nie zadręczał bezsensowną gadaniną. Z chłopakami nigdy nie mogłem uzyskać czegoś takiego, im nigdy gęba się nie zamykała. W obecności Lou było inaczej. Odkąd zaczęła spotykać się z Harrym, przeprowadziliśmy może dwie czy trzy rozmowy, nie więcej. Właśnie to ceniłem w naszej relacji najbardziej. Dziewczyna nigdy mi się nie narzucała. Z drugiej strony, bez niej pewnie nigdy nie podjąłbym decyzji o oświadczynach. To się może wydać dziwne, ale w tym całym milczeniu naprawdę wiele jej zawdzięczałem. To w jej obecności podejmowałem co ważniejsze kroki, a nawet słowem mnie nie pokierowała. Nie wtrącała się, kiedy nie było trzeba. I chociaż teraz praktycznie nie było różnicy w tym, co zwykle robiliśmy w swojej obecności, czegoś mi jednak brakowało. "Być może jej świadomości, geniuszu?" No bo czy nie mogło być tak jak kiedyś...

*

Powoli rozłożyłem karton, starając się go nie uszkodzić. Ze względu na jego rozmiary nie było to takie łatwe jakby się mogło wydawać. Jeden niestaranny ruch i cały papier mógł pójść się jebać... Znaczy podrzeć. Tak czy tak, nie nadawałby się do użytku. Ale na szczęście udało mi się opanować sytuację i rozłożyć go bez żadnych uszkodzeń. Na rogi szybko poustawiałem lampki, które miały mi dawać światło w tą ciemną noc i sięgając po torbę wypełnioną puszkami farb, byle jak wysypałem je na podłoże. Z westchnieniem klęknąłem przed kartonem, biorąc do ręki czarny spray. Jeszcze nie wiedziałem do końca w jakim celu miałbym go używać, ale to nie było teraz ważne. Teraz był mój czas. Czas Zayna Malika, który postanowił sobie poodpoczywać od tych debili i wyciszyć się w kompletnej samotności. Przy okazji tworząc jakieś kolejne pierdoły. Potrząsając puszką, patrzyłem na biel kartonu przede mną. Przez moment wyobrażałem sobie różne rzeczy, które mógłbym teraz stworzyć. "A pieprzyć to..." Ostatecznie tylko wziąłem głęboki zamach i przejechałem farbą po papierze. Potem kolejny raz, kolejny i kolejny. Kompletnie odpłynąłem w tym co robię, byłem tylko ja, kartka i farby. No i ten dach, na którym właśnie przebywałem w nadziei, że nikt nie będzie mnie tutaj szukał. Niestety, przeliczyłem się. W pewnym momencie usłyszałem kroki. "No i kogo tu do cholery...?" Szybko odwróciłem głowę w kierunku dźwięku i szczerze się zdziwiłem. "Bo co tu niby robi tu panna Harry'ego?" Zmarszczyłem brwi, obserwując jak powolnym krokiem Ruda podchodzi do mnie. Ale nawet na mnie nie patrząc, wolała obserwować to, co ma pod nogami. Miała przy tym dosyć przygnębioną minę i aż bałem się co będzie dalej. Ale czekałem. Cierpliwie czekałem co zrobi.

- Em, mogę tu trochę posiedzieć? - zapytała w końcu, cholernie cichym tonem.

Ledwo zrozumiałem co powiedziała, więc tylko zamrugałem parę razy, nie spuszczając jej z oka. "Dziewczyno, do cholery, bycie samemu nie oznacza siedzenia w towarzystwie innych..." Niestety nie mogłem jej tego powiedzieć. Nie kiedy stała obok mnie taka wyprana z każdego pozytywnego aspektu swojego istnienia, bojąc się właściwie na mnie spojrzeć. Dlatego tylko podniosłem kąciki ust ku górze, mając nadzieję, że nie wyszło to tak sztucznie, jak przeczuwałem.

- Jasne. - kiwnąłem głową.

Odpowiedzi nie otrzymałem. Ruda tylko westchnęła pod nosem i powoli ruszyła w kierunku komina, pod którym po chwili usiadła. Ślamazarnie podciągnęła nogi pod brodę i oplotła je ramionami, wbijając wzrok gdzieś przed siebie. Od razu połączyłem to z poprzednimi wrzaskami jej kłótni z Harrym. "Musiało być ostro..." Sumienie kazało mi się nawet odezwać, jakoś ją pocieszyć, ale byłem pewny, że nie tego teraz potrzebowała. Nie musiała nawet nic mówić, coś w jej zachowaniu mi to podpowiedziało. I było mi to całkiem na rękę... Dlatego od razu wróciłem do malowania, już po chwili prawie zapominając o obecności dziewczyny. Prawie, bo mimo wszystko czułem, że tu jest. Ale nawet mi to nie przeszkadzało. Można by powiedzieć, że nawet lekko podciągnęło moją wenę, bo zanim mrugnąłem, znowu malowałem jak oszalały. Z jeszcze większą werwą niż poprzednio.


*

Wzdychając, kolejny raz w ciągu sekundy przejechałem dłońmi po udach, zostawiając na czarnym materiale spodni mokry ślad. Dziwnym trafem ze zdenerwowania zaczęły mi się pocić ręce. A przecież wcale nie miały do tego większego powodu. "Czyżby, Styles?" Zacisnąłem zęby, wbijając wzrok w drzwi przede mną. Drzwi do sali Lou. W której Zayn właśnie przesiadywał, a ja kompletnie nie wiedziałem w jakim celu i z jakim skutkiem. To mnie dołowało. I budziło niepokój. Sam nie wiedziałem jak mam to wytłumaczyć. "Miałem podstawy, żeby być zazdrosnym o kumpla...?" Najwidoczniej moja świadomość jakieś skrywała, bo kiedy minęła godzina odkąd Malik się tam zaszył, ja zacząłem się wiercić na twardym krześle w korytarzu jakbym nagle pcheł dostał. I nie było to przyjemne uczucie. "Tylko skąd ono się wzięło...?" Wypuściłem powietrze ze świstem, powoli doprowadzając do siebie myśl, która była tak abstrakcyjna, że aż całkiem wiarygodna. Malik przecież podobał się laskom. Nie mogłem udawać, że nie. Był tajemniczy i w ogóle. No i chyba przystojny, nie bez powodu niektóre mdlały na jego widok. Atrakcyjności mu nie brakowało. I właśnie to był problem. Bałem się, że Lou też mogła tak uważać. Że Malik też mógł się jej... czy coś. Gdzieś w środku mnie tkwiło nawet przekonanie, że tak było. Że nie jeden i nawet nie dwa razy mogłem słyszeć litanie o tym jaki on jest fantastyczny. To na pewno nie było pocieszające. Zwłaszcza jeśli zostawali sam na sam, tak jak teraz. I nie obchodziło mnie, że ona nie do końca teraz kontaktuje i nie jest wszystkiego świadoma. Logika podpowiadała mi, że nie mam się o co rzucać, ale nie słuchałem. Coś, czego nie mogłem określić, rzucało mną na krześle jak opętanego przy egzorcyzmach. "No bo do cholery ile to może trwać?!" Z westchnieniem zacisnąłem palce na udzie, bólem próbując odwrócić swoją uwagę od tego wszystkiego. I nie wiem co by się jeszcze stało, gdyby drzwi nagle się nie otworzyły i w końcu nie wyszedł z nich Malik. Na jego widok praktycznie poderwałem się z krzesła. Obserwowałem jak powoli zamyka drzwi i jakby grając mi na nerwach podchodzi do mnie noga za nogą. "Bo wolniej to już się nie dało..." Ale nawet kiedy już stanął w odpowiedniej odległości, tylko popatrzył na mnie i schował dłonie w tylnych kieszeniach spodni. Nic więcej.

- Już? - rzuciłem, czując ciężar przeprowadzenia rozmowy na sobie. Wcale mi to nie odpowiadało, zwłaszcza w kwestii tych wszystkich negatywnych emocji, które pojawiły się, gdy on tam był. - Co tak szybko? - pisnąłem jak baba, jakby mój organizm wzbraniał się przed kłamstwem.
- Siedziałem tam godzinę. - Zayn spojrzał na mnie uważnie.
- Serio? Kiedy to...
- Stary, nie potrafisz grać. - Malik zmarszczył czoło, wparowując mi w słowo. Ale i uśmiechnął się lekko. - Nigdy nie potrafiłeś.
- ...myślałem, że mnie szlag tu trafi za chwilę. - dokończyłem na jednym wdechu, czując ulgę, że w końcu nie muszę udawać.
- Właśnie dlatego nie chciałem tam przesiadywać. Jeszcze coś by cię zeżarło od czekania... - zerknął na mnie tak, jakby się ze mnie nabijał. "No wiecie co..." Ale postanowiłem być miły.
- Jeśli to za mało... - "...na cokolwiek, co robiłeś tam z moją dziewczyną..."
- Nie pieprz, Styles. - Malik znowu mi przerwał. - Po prostu tam wejdź. Widać, że kręćka dostajesz. - uśmiechnął się z wyraźnym podtekstem. Już nawet miałem się wypierać, kiedy znowu się odezwał. - Nie musisz mi się tłumaczyć. - zaznaczył. Stwierdziłem, że i tak mi już nie uwierzy, więc postanowiłem zmienić temat.
- Pomogło ci chociaż? - spytałem, uważnie patrząc na jego twarz. I mogłem stwierdzić, że ta cała negatywność, co wcześniej od niego aż biła, nagle gdzieś wyparowała.
- Nawet nie wiesz jak. - Malik potwierdził moje przypuszczenia szerokim uśmiechem.
- Cieszę się. - odwzajemniłem szybko gest. I wcale mojej radości nie przyćmiewał fakt, że nadal nie wiedziałem co on tam z nią wyprawiał...
- To ja ten... Ewakuuję się powoli. - Zayn niespodziewanie machnął dłonią w kierunku wyjścia. - Dzięki, że dałeś mi szansę. - kiwnął głową i wycofał.
- Polecam się na przyszłość. - rzuciłem, ale chyba już mnie nie słyszał. Mówiąc szczerze, miałem to teraz gdzieś. Całym umysłem byłem bowiem już u Lou, więc nie czekając na nic po prostu ruszyłem do drzwi i chwyciłem za klamkę. Serce jakoś dziwnie mi przyspieszyło, ale nawet to nie zdołało mnie powstrzymać od uchylenia drzwi. I pewnie też normalnie wszedłbym do środka, gdyby nie doktorek, który dosłownie znikąd nagle pojawił się przede mną.

- Pan Styles? - wyszczerzył się na mój widok i lekko poklepał po ramieniu. Odwzajemniłem uśmiech, ale kompletnie nieszczerze. Byłem pewny, że wyszedł z tego tylko pełen żałości grymas. "Musiał teraz?!" - No jak miło, że pana widzę... I to tutaj. - zaznaczył dziwnym tonem. Bojąc się dalszego ciągu, puściłem na wszelki wypadek klamkę i wbijając wzrok w doktorka, przełknąłem głośno ślinę. - Słyszałem plotki, że zaczął się pan tu kręcić, ale nie mogłem uwierzyć, że mógłby pan przyjść do szpitala i zapomnieć o wizycie u mnie.
- Wizycie...? - wytrzeszczyłem na niego oczy. Facet uśmiechnął się szerzej. A ja miałem ochotę palnąć się po głowie. Przed czym się powstrzymałem tylko dlatego, że mogliby to uznać za objaw jakiegoś szaleństwa i znowu mnie tu zamknąć. Dlatego tylko wciągnąłem głośno powietrze i spojrzałem na doktorka przepraszająco. - Kompletnie wyleciało mi z głowy. Znaczy... - pisnąłem, widząc jego pełen zainteresowania wzrok. "STYLES, NIE DAJ SIĘ ZNOWU WROBIĆ W SZPITAL!" - Ja pamiętam. Dużo już pamiętam. - zaznaczyłem poważnie. - Wiele sobie przypominam. I nie tracę teraźniejszej pamięci, po prostu... Byłem zajęty. - zmarszczyłem czoło, nawet nie chcąc myśleć jak idiotycznie to zabrzmiało. I jak bardzo doktorek tego nie łyknął...
- Ależ ja rozumiem, wizyta u narzeczonej jest ważniejsza. - skinął powoli głową, nie tracąc uśmiechu. - Ale może poczekać. Wczoraj się pan nie zjawił, a tak liczyłem na małą pogawędkę. Nadrobimy to teraz, akurat mam chwilę wolną.
- Teraz? - westchnąłem niezadowolony. - W tym momencie?
- Tak. - moje najczarniejsze obawy poświadczyło jego skinięcie głową. "AKURAT W TEJ CHWILI?!" Z paniką spojrzałem na uchylone już drzwi i aż mnie ukuło w środku.
- Ale ja jeszcze u niej dzisiaj nie... - próbowałem się jakoś usprawiedliwić, przełożyć, cokolwiek, ale napotkałem tylko ostrzegawcze spojrzenie lekarza. Chociaż nadal się uśmiechał.
- Podobno w swojej świadomości jest pan osiemnastolatkiem, a nie pięciolatkiem próbującym się wymigać od lekcji. - rzucił takim tonem, że natychmiast zrobiło mi się głupio.
- Moja mama chyba uważa inaczej. - palnąłem, dla rozładowania emocji. A widząc jego uśmiech, postanowiłem spróbować jeszcze raz. "Przecież ja zwariuję, jak jej zaraz nie zobaczę..." - Ale naprawdę mi się poprawiło... Pamiętam na przykład jak się z nią poznałem...
- To świetnie, ale pogadamy o tym w moim gabinecie. - lekarz przerwał mi stanowczo kiwając ręką gdzieś w głąb korytarza. - Zapraszam.
Westchnąłem kapitulacyjnie, ale poczłapałem we wskazanym kierunku. "Świat mnie dzisiaj chyba przestał kochać..."
*

Delikatnie zamykając za sobą drzwi, powoli wkroczyłem do pogrążonej w popołudniowym słońcu sali i ciężko opadłem na krzesło. Miałem dosyć dzisiejszego dnia i wszystkich, którzy mi przeszkadzali tutaj być. Nawet jeśli sam ich o to prosiłem... Poczucie dobrze spełnionego obowiązku niby się gdzieś tam we mnie tliło, ale zdecydowanie przyćmione niesprawiedliwością. Niesprawiedliwością, bo przecież gdyby nie oni, już dawno bym tu siedział, obserwował Lou i wylewał przed nią całą duszę, jak robiłem od kilku dni. To było oczyszczające, więc teraz praktycznie czułem, że się duszę. Do tego stopnia, że już prawie ściskało mnie za gardło. I za żołądek, kiedy w końcu zerknąłem na jej nieprzytomną twarzyczkę. "Nadal nic..." Marszcząc czoło, westchnąłem ciężko i przejechałem dłońmi po udach. Zakuło. To było tak cholernie nie fair, że po tylu dniach nie było żadnej poprawy. "Styles, nie dołuj..." Chrząknąłem na rozluźnienie gardła, nachylając się odrobinę ku dziewczynie.

- Przepraszam, nie mam dzisiaj kwiatów. Zapomniałem. - rzuciłem, z klaskiem łącząc dłonie. Poczułem się głupio, bo przecież przy pierwszym dniu złożyłem jej pewną obietnicę... "Najwyżej jutro dostanie dwa bukiety..." - No i jestem dużo później niż powinienem, ale chyba to zauważyłaś. - zmieniłem temat. - Szalony dzień, co? - zagaiłem, dając jej kilka sekund na ewentualną reakcję. Jak się można było spodziewać, na próżno. - Nie nudziło ci się... - mruknąłem powoli, na moment opuszczając głowę i wbijając spojrzenie we własne dłonie. - Mi też nie. Zwłaszcza u doktorka. Przedtem spotkania z nim były o wiele przyjemniejsze, teraz muszę odpowiadać na setki durnych pytań i przechodzić głupie badania. Zresztą nieważne. - wyprostowałem się znowu i biorąc głęboki wdech, powoli rozejrzałem się po sali, ostatecznie lądując spojrzeniem na Lou. Która nadal leżała tam jak posąg. Co znowu mnie zakuło, tym razem mocniej.
- Przepraszam za mój wczorajszy nastrój. Zamulałem, wiem. - jęknąłem, czując nagłe wyrzuty sumienia, zalewające całe moje wnętrze. - Ale gdybyś przeczytała to co ja... Znaczy ten... - zmarszczyłem czoło. - Mam nadzieję, że nie czytałaś. Wolałbym, żebyś nie miała styczności z takimi przykrościami. - rzuciłem łagodnie, uważniej wpatrując się w jej słodką buźkę. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, więc uznałem, że dalsze zamulanie nie ma sensu. Trzeba ją rozweselić. "Boże, co ja bym dał, żeby teraz zobaczyć jej uśmiech..." - Nie będę cię zresztą zanudzać. - uśmiechnąłem się szerzej, zauważając, że mocniejszy podmuch z otwartego okna, przesunął jeden z tych rudych kosmyków na jej czoło. Bez zastanowienia wyciągnąłem dłoń i z największą delikatnością o jaką mógłbym siebie podejrzewać, zsunąłem włosy z jej twarzy, muskając przy tym jej ciepłą skórę. To była sekunda, albo nawet i mniej, ale wystarczyła, żeby przeszedł mnie prąd. Przyjemny. Który tylko powiększył szczerz na mojej twarzy. - To o czym chciałabyś dzisiaj ze mną pogadać? - rzuciłem melodyjnie, ponownie układając dłonie na swoich udach. - Czekaj, nic nie mów, mam dobry temat. Przyjaźń damsko-męska, huh? - zagaiłem radośnie. - Genialny. - stwierdziłem, licząc, że świat nagle się zatrzyma, wstanie i zacznie klaskać. Ale w zasadzie wystarczyło mi własne poczucie dobrze spełnionego zadania, więc wcale nie poczułem się urażony, że tak się nie stało. - Żeby nie było niejasności, chodzi mi o nas. - dodałem szybko, zgodnie z ostatnimi wspomnieniami, które nawiedziły moją głowę. I spoważniałem, chcąc wyrzucić z siebie parę rzeczy. - Zawsze wydawało mi się, że jak poznam TĄ osobę to świat się zatrzyma, harfy zagrają, fajerwerki zaczną strzelać, a ludzie bić brawo. Że zobaczę ją i to już będzie wiadome. A z tego co pamiętam, kiepsko z tym było między nami... Nawet piszczałka nie zagrała. To kompletnie burzy mój pogląd o przeznaczeniu, no ale... Niech już będzie. Chyba nie skończyło się tak źle, co? - wciągnąłem mocniej powietrze, lustrując spojrzeniem jej twarzyczkę. "Skończyło się cudownie..." A byłoby jeszcze cudowniej, gdyby ona teraz wstała i... - Chciałbym, żebyś mnie przytuliła. - dokończyłem na głos, wyjątkowo miękkim tonem. - Teraz. Naprawdę tego potrzebuję. Tylko nie tłumacz, że mam kupę ludzi naokoło do których mogę się przytulić. - zaznaczyłem w razie czego, mając na uwadze jej cięty charakterek. I na wspomnienie go, uśmiechnąłem się lekko. - Teraz wolę ciebie.


PS: Nie pytajcie skąd piosenka, mam ostatnio nawrót na Disneya... No i inną drogą, jeśli macie instagramy, z radością bym na nie zajrzała. Jeśli ktoś chciałby - @louiseinred - Oto ja :)


33 komentarze:

  1. Genialny <3 Czekam z nie cierpliwością na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! skasowało poprzedni komentarz i chyba już go nie odtworzę eh.
    Tak w skrócie to:
    Dzięki za ten rozdział, strasznie się dziś nudzę!
    Ciekawią mnie te przepuszczenia Harry'ego..........
    No i chciałbym żeby Lou się już obudziła :c
    Rozdział jak zwykle świetny ofdsmjngmdif.

    To tak w strasznym skrócie wszystko. Nie mam siły pisać już ani słowa więcej, chyba chce mnie się spać... idk
    Scarlett xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak mi powyższy rozdział. Dlatego to, co opublikowałam jest takie denne... Ale się wkurzyłam, więc... Sama rozumiesz. Przypuszczenia Harry'ego? Rozumiem, że chodzi Ci nadal o Zayna... Wyjaśniłam Ci już wszystko :)
      Co do pobudki Lou, nie bądź taka hop do przodu :) Może wcale nie wstanie...
      Buziaki xx.

      Usuń
  3. Genialny rozdział :D
    Uwielbiam to jak Harry rozmawia z Lou, strasznie bawią mnie jego monologi ;)
    Mam nadzieję że niedługo wszystko będzie już dobrze i że Lou się w końcu wybudzi!

    mój IG jakbyś chciała: bimberovelove
    buźka xx.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Harry to dziwny człowiek, radzi sobie z bólem na swój sposób... Gadając :)
      Jak już wielokrotnie wspomniałam, szanse na wybudzenie Lou są marne w zasadzie... To ma być przecież smutne opowiadanie :)
      Zaraz Cię zaobserwuję :)
      Buziaki xx.

      Usuń
    2. Ale szanse na szczęśliwy Happy end są prawda ? :)

      Usuń
    3. No właśnie nie ma żadnych... :)

      Usuń
    4. Co? Na prawdę ? Proszę powiedz że na koniec Lou się obudzi :(

      Usuń
    5. Niestety nie mogę...

      Usuń
    6. Będzie foch forever :(

      Usuń
    7. Taki plan, nic nie poradzę...

      Usuń
    8. A nie można go zmienić ? Bo i ja i Harry będziemy smutni :(

      Usuń
    9. Już mam napisany przedostatni rozdział...

      Usuń
    10. Co? już? To kończy się już ten ff?

      Usuń
    11. Niee. Jesteśmy dopiero około połowy, ale ja lubię sobie pisać nie po kolei :)

      Usuń
    12. Aaaa to dobrze :) Bo już się wystraszyłam że to koniec ale na szczęście nie :)

      Usuń
    13. Spokojnie, mam jeszcze parę planów, więc zdążę Cię znudzić :)

      Usuń
    14. Nie zanudzisz :)

      Usuń
    15. Nie chwal dnia przed zachodem słońca jak to mówią ;)

      Usuń
  4. YEAH! TAK! NOWY ROZDZIAŁ! JESTEM MEGA ŚPIĄCA, SPAŁAM WCZORAJ TYLKO 4 GODZINY, CAŁY DZIEŃ NA NOGACH I UMIERAM, ALE PRZECZYTAŁAM I NAPISZĘ TEN KOMENTARZ :)
    To taak... Boże monologi Harrego są świetne. Zawsze coś chłopak wymyśli ;) A jak powiedział, że chciałby ją przytulic... Nic poza AWWW mi nie przychodzi do głowy ;* No po prostu mega słodkie <3
    Najbardziej mnie rozbawiła ta reakcja Harrego na długie siedzenie Zayna u Lou. Zazdrosny Styles... Haha nie dziwię mu się szczerze ;)
    I nie wiem dlaczego, ale rozwaliła mnie ta część :
    - Serio? Kiedy to...
    - Stary, nie potrafisz grać. - Malik zmarszczył czoło, wparowując mi w słowo. Ale i uśmiechnął się lekko. - Nigdy nie potrafiłeś.
    - ...myślałem, że mnie szlag tu trafi za chwilę.
    Nie wiem czemu, ale... Po prostu ;*
    Wybacz, bo komentarz zawaliłam, ale nie chciałam cię zawieść. Bardzo się cieszę, że dodałaś ten rozdział, bo mnie zaczynało skręcać ;*
    Weny!
    Twoja fanka,
    Tusiak <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, to tylko krótki rozdzialik, nie ma się czym ekscytowac. :) Chociaż z drugiej strony to mega miłe... :)
      I że się tak zapytam, co Ty robiłaś tyle czasu, że spać nie było kiedy...?
      Monologi Hazzy świetne, mówisz? A strasznie ciężko mi się je pisze. To jest facet i wypowiadać sie nim to katorga. Czuję sie z lekka dziwnie, opisując jaką to ONA jest śliczna i seksowna. Znacznie lepiej byłoby postrzegać świat jej oczami, ale z pewnych względów nie mogę.... :-)
      Taaa, Styles zazdrosny o Zayna, a nie wie, że prawdziwe zagrożenie tkwi w Tomlinsonie. Błogo nieświadomy, ale do czasu :)
      Nic nie zawaliłaś, spokojnie :) Jak zwykle, czytając Twoje uwagi tylko się uśmiechnęłam :) Każde słowo odnośnie mojego opowiadania przeświadcza mnie w przekonaniu, że nie piszę wyłącznie dla siebie i komuś podoba się to na tyle, że chcę o tym napisać :) To cudowne uczucie i nawet nie ma slow, by go opisać. Mogę tylko zwyczajnie podziękować. Więc dziękuję :)
      Buziaki xx.

      Usuń
    2. Nocowanie u przyjaciółki, This Is Us do 2 w nocy, gadanie do 4, wstanie o 8 i cały dzień sprzątania, a wieczorem jazda po rodzinie ;) Ale żyję :)
      O boże, wiem o czym mówisz! Też muszę pisać z perspektyw chłopaków i wiem, że mnie to nie o minie, ale na razie staram się tego unikać jak ognia, nie ważne jak bardzo źle to brzmi XD
      Czasem życie w niewiedzy jest lepsze ;)
      To ja dziękuję, za TWÓJ czas i chęci, aby dla nas pisać :)

      Usuń
    3. Ah, jak nocowanie u przyjaciółki to wszystko jasne :) Spanie to ostatnie, co się na takich spotkaniach robi.
      Zachwycanie się dziewczynami jest okropne... Trzeba zwracać uwag. Na rzeczy, których normalnie sie nie zauważa. Ja te te z przodu :) Ja to kompletnie olewam, ale wiem, że z facetami tak nie ma, więc muszę opisać...
      A pisanie to dla mnie przyjemność :) Podwójna, jeśli wiem, że komuś się podoba :)

      Usuń
  5. Kiedy next? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nowy rozdział Kochana ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli komputer nic nie wywinie, może nawet i dzisiaj :) Ale niczego nie obiecuję, bo z moją weną nic nie wiadomo :)

      Usuń
    2. Ok rozumiem ;)

      Usuń
  7. Ehhhh i znowu złośliwość przedmiotów martwych. Przeczytałam, napisałam komentarz i już kiedy chciałam publikować to inetrnet poszedł się jebać. Słowa Malika. Ale ja przezorna skopiowałam komentarz i zapisałam w Wordzie i oto ON!

    No heeeeeeeeeeej, długo Cię nie było, a ja czekam i czekam i czekam, ale wreszcie się doczekałam :D
    Ojejejejejej i był Zayn, w sensie perspektywa Zayna. Uwielbiam ją, już Ci o tym mówiłam, ale będę powtarzać już zawsze. Takie przyjaźnie jak ma Lou z Malikiem są najlepsze. No dobra może nie tak zupełnie najlepsze ale na pewno świetne. Nie potrzeba słów wystarczy obecność.
    Zazdrosny, niecierpliwy Harry. I na dodatek napastowany przez lekarza. o.O Nie nie pytaj.
    Ale tak w ogóle to dzisiaj w sensie w tym rozdziale Harry był pokazany jaki taki nieszczęśliwy zakochany. W sensie taki biedaczek, bo ona taki zam na tym świecie, a jego kobieta leży nieprzytomna i nieświadoma jego wielkiej miłości. Dobra trochę się rozczuliłam.
    Ale Zayn Zaynem, Hazza jeszcze żyje w błogiej nieświadomości o incydencie z Louisem. Ciekawe co wtedy biedaczek poczuje.
    48 się zbliża dużymi krokami. A wtedy coś miało byc, i to chyba miał byc mój ukochany trójkącik. Już się nie mogę doczekac :D
    Czy teraz będziesz już dodawała rozdziały czy nadal zostajesz w stanie wakacyjnym?
    Oh stęskniłam się za Twoimi odpowiedziami i Twoją twórczością.
    Ściskam
    H

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony :) Chyba wezmę z Ciebie przykład i zacznę zapisywać co napisałam w 50 kopiach... :)
      Oj no, nie było mnie, bo zbierałam siły... Czyli spałam jakieś 20 godzin na dobę, żeby odespać studia. W sumie teraz się wiele nie poprawiło, ale wiesz... Trzeba było coś napisać :)
      Tak, wspomniałaś, że Zayn Ci się podoba :) Staram się go 'wkładać' w opowiadanie jak najczęściej, ale sama rozumiesz... Mam też innych, a to Harry jest tym głównym. Co do przyjaźni Malika z Lou... Mam w sumie w głowie scenę o tym jak podjął decyzję o oświadczynach. Ale w zasadzie nie różni się ona od tego, co w tym rozdziale było wspomnieniem Zayna... Więc dodawać, czy odpuścić?
      Cóż... Harry... Em. Jakby Ci to powiedzieć... Jemu nie trzeba dużo. To uczuciowy i wrażliwy chłopak. A jak już ma tyle wspomnień w głowie... Rozumiesz, co chcę przekazać? :)
      Akurat opisałam już scenę jak Louis przyznaje się do tego Hazzie... Więc zobaczysz jego reakcję :)
      Ty nie licz strikte na 48, tylko okolice 48... Zobaczymy jak się wyrobię z tym wszystkim. Tak mówię, żebyś się nie rozczarowała :)
      Co do rozdziałów, sama nie wiem... jak wstanę na tyle, żeby coś napisać, to rozdział się pojawi :)
      Buziaki xx.

      Usuń
    2. Dobrze, dobrze ja nie mam żadnych pretensji, sen przede wszystkim, ale sama rozumiesz. Stęskniłam się szoszeczkę :D
      Jeśli chodzi o mnie to dawać, ale to KONIECZNIE. Oświadczyny, oświadczynami, ale do nich najpierw trzeba się przekonac, a jeśli to za sprawą Lou ta decyzja została podjęta, to wiesz samo przez się rozumie. DAWAĆ.
      A wiesz co jeszcze dawać? Scenę łazienkową :)))))))))))))))
      Ja wiem że Haz to wrażliwy i uczuciowy chłopak. Tylko nie zawsze tak to pokazuje, a jak już to zawsze mnie to łapie. Rozumiem, rozumiem, ja wszystko rozumiem :)
      No ok, ale jakoś w okolicach 48? Już mogę się powoli ekscytować?
      Ściskam
      H

      Usuń
    3. Powiem Ci, że właśnie kończę sprawdzać 46 i tam jest scena łazienkowa... Jeszcze chwila i ją dodam, aż ciekawa jestem Twojej reakcji :)
      No to ciekawe jak Cię złapie kolejny rozdział... Tam Hazz już całkiem oszaleje :)
      Hm, ekscytować... No możesz. Ale bardzo, bardzo powoli :) Nie wiem jak mi to wyjdzie i nie chcę Ci dać zbędnej nadziei :)
      Buziaki xx.

      Usuń