Em. Lojalnie uprzedzam, że rozdział zawiera sceny nieprzyzwoite... Napisałabym, że jest dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia, ale znam życie... Nie chcę Was deprawować, po prostu... Oj, no nie będę się tłumaczyć :) Ostrzegłam? Ostrzegłam :) I liczę na Wasze opinię, bo jestem sceptycznie nastawiona do tego typu scen... Nie wiem jak mi wyszło. Także... Miłego czytania :)
Do domu wszedłem w niesamowitym nastroju. Nawet pogwizdywałem sobie coś tam pod nosem, co było nowością. Ale radość tak mnie rozpierała, że nie mogłem inaczej. Nie mogłem też powstrzymać uśmiechu, co już w zupełności przekonało mnie, że oszalałem. Ale to wariactwo było przyjemne. Dawało poczucie lekkości. Nieograniczoności. Byłem pewien, że dzisiaj mogę absolutnie wszystko. I doskonale nawet wiedziałem przez co było przyczyną tego wszystkiego. "A raczej kto..." Niezmiennie się szczerząc, byle jak rzuciłem kluczyki od domu na stolik obok drzwi i w pośpiechu zacząłem się wyplątowywać z płaszcza, wilgotnego od nieustannej mżawki. Kiedy odrzucałem go na wieszak, przez moment przez głowę przeszła mi wizja siostry i już nawet miałem na nią krzyknąć, kiedy jej głos dotarł do moich uszu. Z kuchni. Ale byłem pewny, że nie mówi do mnie.
- Skarbie, ale ja... - jęknęła niespodziewanie bardzo skruszonym głosem. "Oho, sprzeczka z Liamem..." Natychmiast zwolniłem ruchy, żeby nie narobić hałasu i jak najwięcej usłyszeć, bo mimo wszystko byłem ciekawy. - Nie. Naprawdę nie. Nie wiesz jaki on jest? - usłyszałem niespodziewanie. Nie musiałem nawet pytać jaki on, od razu skojarzyłem to ze mną. "Kłócą się o mnie..." Zdecydowanie nie poprawiło mi to humoru. Może nawet ukuło gdzieś w serce. Dlatego z poważną miną ruszyłem ku kuchni. - Muszę... Mówiłam, że możesz przyjechać. Nie będziesz... Liam, nie będziesz przeszkadzał. - akurat kiedy wchodziłem, Gemma stojąca przy oknie, rąbnęła z otwartej dłoni w szybę. Aż zadudniło. Po czym odwróciła się przodem do mnie i lekko zbladła. - Nie będę się teraz o to z tobą kłócić, okej? Na razie. - rozłączyła się szybko, chowając telefon do kieszeni. Nie siliła się na wyjaśnienia. Nawet nie była zdolna na mnie spojrzeć. Od razu odwróciła głowę do okna, nie przejmując się tym, że stoję w drzwiach i cały czas się na nią wyczekująco gapię. Znałem ten upór, więc postanowiłem odezwać się pierwszy.
- Gemson... - westchnąłem, podchodząc do niej powoli. - Jeśli coś...
- Nie. - przerwała mi ostro, posyłając mi zirytowane spojrzenie. Aż mnie cofnęło, ale tylko na moment. Po chwili stanąłem już obok niej i oparłem tyłem o parapet, nie spuszczając wzroku z jej osoby.
- Ja nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili. - oznajmiłem poważnie. Rozbijanie małżeństw na pewno nie było tym, co chciałem kiedykolwiek osiągnąć.
- To nie przez ciebie. - Gemma zerknęła na mnie przelotnie, co tylko upewniło mnie w twierdzeniu, że łże w żywe oczy. To było miłe, ale nie przesadne współczucie do własnej osoby chciałem teraz osiągnąć.
- Czyżby? - prychnąłem. - Dopiero się pobraliście i żyjecie z daleka od siebie. To nie wróży dobrze.
- Jezu, gadasz jak on. - siostra przewróciła oczami i gwałtownie odwróciła się przodem do okna, patrząc na mnie z boku. - Mam cię zostawić? Nie ma mowy. Mamę zbyłeś, ale sam nie dasz rady. Ktoś cię musi mieć na oku. - otworzyłem usta, żeby zapewnić, że sam dam sobie radę, ale zbyła mnie machnięciem ręki. - Nie zaprzeczaj, jesteś po wypadku. I ciągle odlatujesz, mogę się założyć, że padłbyś z głodu, bo byś zapomniał, że trzeba jeść.
- Więc przekonaj go, żeby przyjechał. - rzuciłem, doskonale wiedząc, że z żadną kobietą z mojej rodziny w tym stanie nie można się sprzeczać. Lata praktyki. - Dom jest spory, pomieścimy się.
- To nie takie proste... - Gemma zmarszczyła brwi. Nie musiała nic tłumaczyć. Nadal doskonale pamiętałem, że odkąd tylko zacząłem karierę, Liam zaczął ostrożniej podchodzić do mnie, żeby jego dziewczyna przypadkiem sobie nie pomyślała, że żeruje na jej bracie. To było w pewien sposób słodkie, ale czasami, tak jak teraz, lekko uciążliwe. "I po tylu latach mu to zostało...?"
- Powiedz, że chcę go zobaczyć. - uśmiechnąłem się szeroko. Ta podejrzana lekkość nadal mnie wypełniała, więc nie mogłem inaczej. - To w końcu mój szwagier, nie? Mi nie odmówi.
- Masz dzisiaj zadziwiająco lekkie podejście do życia. - siostrzyczka natychmiast podłapała co najważniejsze i posłała mi podejrzliwe spojrzenie. - To przerażające jak nastroje ci się zmieniają. W ciąży jesteś? Przyznaj się. Będę ciocią? - spytała z nutą rozbawienia. Byłem tak przepełniony tym rozpierającym szczęściem, że jak ostatni debil parsknąłem śmiechem. Po czym spojrzałem na siostrę uważnie.
- Człowiek głupieje w pewnych sytuacjach. - wzruszyłem niewinnie ramionami.
- Aż się boję pytać jakich... - siostrzyczka rzuciła z ironią, ale w jej błysku w oku widziałem, że zrozumiała. I że cieszyła się z tego tak samo jak ja. To było w jakiś sposób budujące, ale zdecydowanie nie zamierzałem się z nią dzielić tą wiedzą.
- Zadzwoń do niego. - wróciłem do poprzedniego tematu. - I sprowadź go tu, bo nie będę ci rozbijał małżeństwa. - zaznaczyłem, odrywając się od parapetu i ruszając do wyjścia z nadzieją na długi, rozluźniający prysznic. Żeby jednak nie było zbyt miło, już w samych drzwiach odwróciłem się do siostry z wrednym uśmiechem. - Tylko błagam, jak tu już przyjedzie weźcie na wstrzymanie. Nad dzieckiem pracować z daleka ode mnie.
- I po kim ty masz to zboczone myślenie... - Gemma popatrzyła na mnie z politowaniem.
- Po siostrzyczce. - wyszczerzyłem się. I od razu zostałem obdarowany widokiem jej środkowego palca wystającego ponad inne. "No miło, nie ma co..." Jak w przedszkolu pokazałem jej język i odwróciłem płynnie, wychodząc z kuchni. Mimo wszystko nadal mnie nosiło szczęściem. Ale jednocześnie byłem cholernie zmęczony, więc postanowiłem dzisiaj położyć się wcześniej. Dlatego ruszyłem do łazienki, nadal z wizją tego cudownego, gorącego prysznica. Już w progu zacząłem zrzucać z siebie ciuchy, uprzednio oczywiście szczelnie zamykając drzwi, żeby Gemma nie padła na zawał. Do kabiny wszedłem bez zbędnego przygotowywania i od razu puściłem wodę. "Przyjemnie..." Z głębokim westchnieniem przyjemności oparłem czoło na zimnych płytkach, zatracając się w chwili. Wyłączyłem nawet myślenie. Teraz to było zbędne. Wystarczyłem ja, ciepła woda i myśl o Lou. Która szybko przerodziła się w wspomnienie...
*
Westchnąłem ciężko, gapiąc się na sufit. Podciągnąłem ręce za głowę dla wygodniejszego ułożenia, ale w żaden sposób to nie ukoiło mojego rozkojarzenia. "Rozkojarzenia..." Prychnąłem pod nosem, bo rozkojarzenie to to na pewno nie było. Skupiony byłem jak nigdy. Ale nie na sobie. Nie na tym, że właśnie po trzech tygodniach rozłąki znowu widziałem się ze swoją dziewczyną. Nie na tym, że przeżyliśmy cudowny wieczór. Nie na tym, że czekała nas jeszcze cudowniejsza noc. Mogłem myśleć wyłącznie o dźwiękach dochodzących z łazienki. To nie było nic więcej jak niewyraźne szmery i szum wody, ale wystarczyło, żeby pobudzić moją wyobraźnię. Z każdym kolejnym nieokreślonym dźwiękiem, w mojej głowie dodawał się kolejny obraz. Jak Lou powoli ściąga poszczególne ubrania, odkrywając kolejne fragmenty nagości... "Dobra, Styles, koniec myślenia." Zerwałem się z łóżka, prawie łamiąc sobie przy tym nogi. Ale udałem, że wszystko jest w porządku i pospiesznie ruszyłem do drzwi łazienki. Z każdym krokiem coraz wyraźniej słyszałem lecącą wodę. Wystarczyło, żeby coś zaczęło we mnie buzować. Praktycznie rozrywać od wewnątrz. I to uczucie tylko się nasiliło, kiedy już wszedłem do łazienki, widząc moją dziewczynę pod prysznicem. Zupełnie nagą. Z wodą ociekającą po tej delikatnej, białej skórze. Stała tyłem, więc nawet mnie nie zauważyła. A ja jak dureń mogłem patrzeć na te kruche ramiona, łopatki poruszające się w kokieteryjny sposób, kiedy zapalczywie nakładała szampon na włosy, cudowne plecy i te niewiarygodnie ponętne dołeczki nad tyłkiem. Jeszcze nic w życiu mnie tak nie uruchamiało jak widok tego cudu natury. "Boże, stworzyłeś to chyba na moją zgubę..." Nie odrywając wzroku od jej przezornych ruchów, ściągnąłem koszulkę przez głowę i odrzuciłem ją w kąt. Wisiorek, który zawsze nosiłem, opadł mi na rozgrzaną skórę i poraził metalowym chłodem, ale to nie miało znaczenia. Zabierając się za pasek, powoli ruszyłem do kabiny. Zdążyłem bezszelestnie pozbyć się spodni i już prawie zdołałem dołączyć do dziewczyny, kiedy niespodziewanie odwróciła się w moją stronę.
- A ty tu czego? - zmarszczyła czoło, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. "No durne pytanie, skarbie..."
- Przyszedłem, gdybyś nagle zobaczyła pająka, mydło by ci upadło, albo szampon wszedł do oczu... - wyszczerzyłem się niewinnie. - Będę cię bronić.
- Sama sobie doskonale dam radę, możesz iść. - stwierdziła całkowicie poważnie, chyba nawet z nadzieją, że posłucham, bo odwróciła się znowu tyłem do mnie i przejeżdżając dłońmi po włosach, wróciła do spłukiwania resztek szamponu. Widok piany powolnie spływającej wzdłuż jej pleców był decydujący dla mojego podniecenia i nagle bokserki stały się dziwnie ciasne.
- Jesteś już rozebrana, a ja mam wyjść? Pf, jasne. - prychnąłem, dzielnie wkraczając do kabiny. Uderzyło mnie gorąco wody, której Lou używała, ale miałem to gdzieś. Pewnie przybliżyłem się do niej i bez skrępowania ułożyłem dłoń na jej talii, przyciągając ją do siebie. Obiła się plecami o moją klatkę piersiową, ale dokładnie o to mi chodziło. Czułem jej rozgrzaną skórę na swojej, a moje zmysły dosłownie szalały. Zwłaszcza, że wokół rozchodził się ten cudowny zapach jej szamponu, mający w sobie coś z namiętności. Powoli odsunąłem jej włosy na bok, drażniąc jej skórę delikatnym dotykiem. Widziałem, że zadrżała od tego co tylko napawało mnie dumą. Uśmiechnąłem się pod nosem, składając subtelny pocałunek na jej wątłym ramieniu, zaciskając mocniej ręce wokół jej talii. Przejechałem kciukiem po miękkiej skórze na jej brzuchu i przycisnąłem mocniej do siebie. W taki sposób, że jej cudowne udo obiło się o mnie gwałtownie, wzbudzając falę pożądania w moim ciele. Wykonałem delikatny ruch biodrami, jakby w odpowiedzi. Chciałem, żeby wiedziała jak na mnie działa. Chciałem, żeby zareagowała. I doczekałem się. Jej delikatne paluszki nagle wylądowały na moich dłoniach, ale niestety tylko po to, żeby rozplątać mój uścisk.
- Harry, chcę w spokoju wziąć prysznic, nie będziesz mi tu...
- Ale pod prysznicem jeszcze tego nie robiliśmy. - zamruczałem prosto do jej ucha, przy okazji muskając jej szyję ustami. Wiedziałem, że to na nią działa. Odchyliła głowę, dając mi większy dostęp do jej miękkiej skóry, ale westchnęła przy tym ciężko.
- Robiliśmy i przypominam, powiedziałam, że nigdy więcej. - stwierdziła niecierpliwie, ale znów pozwoliła się objąć. Mocniej niż poprzednio. Tak, że między naszymi ciałami nie było już nic. Naprawdę mi się to podobało. - Wiesz jakie te ściany są zimne?
- Mogę je porozgrzewać. - rzuciłem radośnie, ostatni raz muskając ustami jej ramię. A potem ku niezadowoleniu mojego organizmu, oderwałem się od dziewczyny i spokojnie opadłem plecami na jedną ze ścian. "Cholera, lodowate!" Zacisnąłem zęby i wytrzymałem. Cały czas uśmiechając się zachęcająco do dziewczyny. Która odwróciła się do mnie i spojrzała spod rzęs.
- Styles... - pokręciła tylko głową.
- No co, poświęcam się dla twojej przyjemności. - wzruszyłem ramionami, podkładając ręce pod plecy. Na szczęście ściana robiła się coraz mniej ostra w lodowatości.
- Dla mojej? - Lou zmrużyła walecznie oczy. Uśmiechnąłem się lekko, odwzajemniając wzrok i błądząc nim niżej. Przez okroszoną kroplami szyję, kształtne piersi, cudowny brzuszek, aż do tatuażu na kości biodrowej, który aż krzyczał o dotyk. I nie mogłem się mu oprzeć.
- Kotku, gdyby chodziło o moją przyjemność, nie zawracałbym sobie głowy rozgrzewaniem ścian. - musnąłem opuszkiem palca czarny wzór, kusząco jadąc z dotykiem w górę. Kiedy już dojechałem do jej ramienia zacisnąłem dłoń na delikatnej skórze i przyciągnąłem dziewczynę do siebie. Zanim się obejrzała, zamieniłem nas miejscami, przypierając ją do ściany i opierając dłonie tuż za jej głową. - Wystarczająco ciepłe? - mruknąłem zniżonym tonem, uważnie lustrując jej twarz z góry. "Dzięki ci Boże, za wzrost..."
- Jesteś głupi. Głupi i zboczony. - Lou posłała mi wyzywające spojrzenie spod rzęs. Uwielbiałem je. Działało mi na zmysły tak samo jak widok jej nagiego, nęcącego ciałka.
- Trafił swój na swego. - mrugnąłem, szczerząc się bezczelnie i bez skrępowania układając prawą dłoń na jej talii. Subtelnie przejechałem kciukiem po delikatnej skórze, strącając z niej kilka kropel. Lou przymknęła powieki, bez słowa poddając się mojemu dotykowi. Napawało mnie to nieprzeniknioną dumą. Świadomość jak potrafię na nią działać była najlepszą rzeczą pod słońcem. Ja, nikt inny, jednym ruchem mogłem ją rozpalić. Moje ego w takich przypadkach rosło wprost proporcjonalnie do podniecenia. I nie mogłem już myśleć o niczym innym jak o tym, żeby sprawiać jej więcej przyjemności. Przy okazji też i sobie...
- Tak strasznie długo cię nie dotykałem... - mruknąłem prosto do jej ucha, muskając je lekko wargami. Oddech Lou przyspieszył. Czułem go na ramieniu. Jak żar. Czysty ogień, który zachęcił mnie do dalszego działania. Natychmiast pogłębiłem pocałunki składane na jej szyi, od czasu do czasu przygryzając jej ramię. Moja dłoń zaciekle błądziła po jej niesamowitej skórze. Wiedziałem, że to się może skończyć paroma siniakami przez tą jej wyjątkową delikatność, ale trudno mi się było o to teraz martwić. Aktualnie miałem w głowie zupełnie co innego. Co pulsowało mi pod brzuchem niecierpliwie. "Boże drogi, czemu ona musi być taka..." Jęknąłem ciężej, biodrami szukając ukojenia. Znowu otarłem się o jej udo, co od razu odbiło się echem w całym organizmie. Ponowiłem ruch, głośno wypuszczając powietrze. Zacisnąłem palce na jej plecach, przyciągając dziewczynę bliżej, jakby to było możliwe. Zewsząd czułem na sobie jej delikatną skórę, co tylko szumiało mi w głowie. Moja dłoń niekontrolowanie ruszyła w górę, zaciskając się na jej piersi. Jęk przyjemności z ust Lou był muzyką dla moich uszu. I chciałem, żeby o tym wiedziała.
- Jesteś. Nieziemsko. Seksowna. - rzuciłem szeptem, odrywając się od jej szyi. Pomiędzy słowami łapałem zbawczy oddech. Nawet nie wiedziałem kiedy pojawiła się ta zadyszka... Zarówno u mnie, jak i u Lou, która oddychała coraz to głośniej.
- Jak ja cię nienawidzę, Styles... - jęknęła niespodziewanie, jednocześnie żarliwie wplatając dłoń w moje włosy.
- Lubię jak się ze mną droczysz. - mruknąłem gardłowo, odrywając się od jej szyi i przenosząc się tuż przed jej twarz. Poczułem jej oddech na skórze, co wywołało niekontrolowany uśmiech. Który tylko się poszerzył, kiedy Lou zmysłowo podniosła powieki i spojrzała na mnie z jawnym pożądaniem. Nie mogłem się oprzeć. Nachyliłem się w jej stronę, przyciskając swoje wargi do jej. Agresywnie, ale to jej nie wystraszyło. Wręcz przeciwnie, oddawała pocałunki z największą gorliwością, na jaką było ją stać. Powietrze wokół coraz bardziej gęstniało i praktycznie nie miałem już czym oddychać. Byłem już na skraju. Cienka linia dzieliła mnie od spełnienia, więc tylko przesunąłem dłoń na tyłek dziewczyny.
- No chodź tu. - mruknąłem, zaciskając dłoń na jej pośladku i pomagając jej się odbić od podłogi. Gwałtownie wylądowała na mnie, zaplatając nogi wokół moich bioder. Zachwiałem się lekko, ale układając dłonie na ścianie udało mi się utrzymać równowagę. Zaraz jednak znów objąłem ją w talii, najciaśniej jak się dało. Lou tymczasem oplotła mnie ramionami za barki, wbijając mi palce w skórę. To był przyjemny ból. Dlatego wpiłem się w jej wargi jak oszalały, chcąc kontynuować rozkosz. Zacisnąłem powieki i całowałem ją jak opętany. Bez umiaru. Bez granicy. Jak jedyną kobietę mojego życia. Chciałem, żeby wiedziała ile dla mnie znaczy. I cieszyłem się, że odpowiadała tym samym. "Jezu drogi..." Nasze oddechy były coraz głośniejsze. Brzmiały wyraźniej niż szum lecącej wody. Gorąco znikąd opadało mi na skórę. Krew dosłownie wrzała w żyłach. Ochota na spełnienie pulsowała w całym ciele. Dlatego namiętnie przyciągnąłem dziewczynę jeszcze bardziej do siebie, gotowy zakończyć to wszystko. Lou zamruczała w odpowiedzi. Uwielbiałem te jej reakcje, więc teraz chciałem widzieć rozkosz na jej twarzy. Chciałem wiedzieć, że sprawiam jej przyjemność. Dlatego zanim połączyłem nasze ciała, powoli podniosłem powieki. I nie zobaczyłem nic. Czerń. Ciemność. "No i co to niby ma być?!"
- Skarbie, czy podczas seksu można nagle oślepnąć? - pisnąłem, rozglądając się po tej nicości. - Bo chyba oślepłem. - oznajmiłem z paniką. W odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech. Głośny, trochę nieprzyzwoity i tak zaraźliwy, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. Chociaż nadal nie do końca wiedziałem o co chodzi... Kiedy jednak jej usta z zapalczywością wylądowały na moich, to przestało mieć znaczenie. Zaraz jednak Lou oderwała się ode mnie i poczułem jak miękko opada stopami na ziemię. Nadal jednak czułem jej obecność. I to jak opierając rękę na moich ramionach, z czułością jeździ kciukiem po moim karku.
- Jesteś głupi, ale i tak cię kocham. - usłyszałem po chwili. Radość, która mnie ogarnęła po tych słowach była nieprzenikniona. Natychmiast objąłem ją w talii, ponownie przyciągając do siebie. "Po ciemku też może być przecież fajnie..."
*
Zacisnąłem powieki, oddychając jakoś ciężej. Woda nieustannie spływająca mi po plecach, drażniła moją skórę. W dziwnie przyjemny sposób... "Cholera, no!" Jedną z dłoni przesunąłem pod czoło, drugą ścisnąłem w pięść i gwałtownie uderzyłem nią o ścianę. Zapalczywie wplotłem też palce we włosy, przy okazji odgarniając mokre kosmyki z twarzy. Czułem się dziwnie. Krew wrzała w moim organizmie i wyraźnie czułem, że napłynęła mi tam gdzie teraz właśnie nie powinna. "Jezu kochany..." Wspomnienie buzowało w mojej głowie tak strasznie naturalnie. Prawdziwie. Jakby wszystko działo się przed chwilą. Tylko teraz nie było przy mnie zniewalająco seksownej dziewczyny. A mimo wszystko jej obraz w głowie działał na mnie wyniszczająco. "Jak to jest kurde możliwe?!" Jęknąłem pod nosem, zaciskając szczękę, jakby mi to miało pomóc. Bo wiadomo, nie pomogło. Dlatego gwałtownym ruchem zmieniłem strumień wody z ciepłego na lodowaty. Woda uderzyła we mnie nieprzyjemnie. Jakby ktoś wbijał mi w ciało setki szpilek. Ale to przynajmniej uwalniało napięcie. Powoli. Sekunda po sekundzie. Oddech za oddechem. "No cholera jasna!" Kolejny obraz rozpalonej dziewczyny w głowie i wszystko poszło na marne. Gwałtownie oderwałem się od ściany, wychodząc z kabiny, trzaskając jej drzwiczkami. Podszedłem do umywalki i oparłem o nią ciężko, katując głębokimi oddechami. Zaraz jednak przeplotłem dłonie za głową i starając się nie myśleć. Oddech za oddechem...
"Do cholery, niech ona przestanie tak na mnie działać..."
- Skarbie, ale ja... - jęknęła niespodziewanie bardzo skruszonym głosem. "Oho, sprzeczka z Liamem..." Natychmiast zwolniłem ruchy, żeby nie narobić hałasu i jak najwięcej usłyszeć, bo mimo wszystko byłem ciekawy. - Nie. Naprawdę nie. Nie wiesz jaki on jest? - usłyszałem niespodziewanie. Nie musiałem nawet pytać jaki on, od razu skojarzyłem to ze mną. "Kłócą się o mnie..." Zdecydowanie nie poprawiło mi to humoru. Może nawet ukuło gdzieś w serce. Dlatego z poważną miną ruszyłem ku kuchni. - Muszę... Mówiłam, że możesz przyjechać. Nie będziesz... Liam, nie będziesz przeszkadzał. - akurat kiedy wchodziłem, Gemma stojąca przy oknie, rąbnęła z otwartej dłoni w szybę. Aż zadudniło. Po czym odwróciła się przodem do mnie i lekko zbladła. - Nie będę się teraz o to z tobą kłócić, okej? Na razie. - rozłączyła się szybko, chowając telefon do kieszeni. Nie siliła się na wyjaśnienia. Nawet nie była zdolna na mnie spojrzeć. Od razu odwróciła głowę do okna, nie przejmując się tym, że stoję w drzwiach i cały czas się na nią wyczekująco gapię. Znałem ten upór, więc postanowiłem odezwać się pierwszy.
- Gemson... - westchnąłem, podchodząc do niej powoli. - Jeśli coś...
- Nie. - przerwała mi ostro, posyłając mi zirytowane spojrzenie. Aż mnie cofnęło, ale tylko na moment. Po chwili stanąłem już obok niej i oparłem tyłem o parapet, nie spuszczając wzroku z jej osoby.
- Ja nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili. - oznajmiłem poważnie. Rozbijanie małżeństw na pewno nie było tym, co chciałem kiedykolwiek osiągnąć.
- To nie przez ciebie. - Gemma zerknęła na mnie przelotnie, co tylko upewniło mnie w twierdzeniu, że łże w żywe oczy. To było miłe, ale nie przesadne współczucie do własnej osoby chciałem teraz osiągnąć.
- Czyżby? - prychnąłem. - Dopiero się pobraliście i żyjecie z daleka od siebie. To nie wróży dobrze.
- Jezu, gadasz jak on. - siostra przewróciła oczami i gwałtownie odwróciła się przodem do okna, patrząc na mnie z boku. - Mam cię zostawić? Nie ma mowy. Mamę zbyłeś, ale sam nie dasz rady. Ktoś cię musi mieć na oku. - otworzyłem usta, żeby zapewnić, że sam dam sobie radę, ale zbyła mnie machnięciem ręki. - Nie zaprzeczaj, jesteś po wypadku. I ciągle odlatujesz, mogę się założyć, że padłbyś z głodu, bo byś zapomniał, że trzeba jeść.
- Więc przekonaj go, żeby przyjechał. - rzuciłem, doskonale wiedząc, że z żadną kobietą z mojej rodziny w tym stanie nie można się sprzeczać. Lata praktyki. - Dom jest spory, pomieścimy się.
- To nie takie proste... - Gemma zmarszczyła brwi. Nie musiała nic tłumaczyć. Nadal doskonale pamiętałem, że odkąd tylko zacząłem karierę, Liam zaczął ostrożniej podchodzić do mnie, żeby jego dziewczyna przypadkiem sobie nie pomyślała, że żeruje na jej bracie. To było w pewien sposób słodkie, ale czasami, tak jak teraz, lekko uciążliwe. "I po tylu latach mu to zostało...?"
- Powiedz, że chcę go zobaczyć. - uśmiechnąłem się szeroko. Ta podejrzana lekkość nadal mnie wypełniała, więc nie mogłem inaczej. - To w końcu mój szwagier, nie? Mi nie odmówi.
- Masz dzisiaj zadziwiająco lekkie podejście do życia. - siostrzyczka natychmiast podłapała co najważniejsze i posłała mi podejrzliwe spojrzenie. - To przerażające jak nastroje ci się zmieniają. W ciąży jesteś? Przyznaj się. Będę ciocią? - spytała z nutą rozbawienia. Byłem tak przepełniony tym rozpierającym szczęściem, że jak ostatni debil parsknąłem śmiechem. Po czym spojrzałem na siostrę uważnie.
- Człowiek głupieje w pewnych sytuacjach. - wzruszyłem niewinnie ramionami.
- Aż się boję pytać jakich... - siostrzyczka rzuciła z ironią, ale w jej błysku w oku widziałem, że zrozumiała. I że cieszyła się z tego tak samo jak ja. To było w jakiś sposób budujące, ale zdecydowanie nie zamierzałem się z nią dzielić tą wiedzą.
- Zadzwoń do niego. - wróciłem do poprzedniego tematu. - I sprowadź go tu, bo nie będę ci rozbijał małżeństwa. - zaznaczyłem, odrywając się od parapetu i ruszając do wyjścia z nadzieją na długi, rozluźniający prysznic. Żeby jednak nie było zbyt miło, już w samych drzwiach odwróciłem się do siostry z wrednym uśmiechem. - Tylko błagam, jak tu już przyjedzie weźcie na wstrzymanie. Nad dzieckiem pracować z daleka ode mnie.
- I po kim ty masz to zboczone myślenie... - Gemma popatrzyła na mnie z politowaniem.
- Po siostrzyczce. - wyszczerzyłem się. I od razu zostałem obdarowany widokiem jej środkowego palca wystającego ponad inne. "No miło, nie ma co..." Jak w przedszkolu pokazałem jej język i odwróciłem płynnie, wychodząc z kuchni. Mimo wszystko nadal mnie nosiło szczęściem. Ale jednocześnie byłem cholernie zmęczony, więc postanowiłem dzisiaj położyć się wcześniej. Dlatego ruszyłem do łazienki, nadal z wizją tego cudownego, gorącego prysznica. Już w progu zacząłem zrzucać z siebie ciuchy, uprzednio oczywiście szczelnie zamykając drzwi, żeby Gemma nie padła na zawał. Do kabiny wszedłem bez zbędnego przygotowywania i od razu puściłem wodę. "Przyjemnie..." Z głębokim westchnieniem przyjemności oparłem czoło na zimnych płytkach, zatracając się w chwili. Wyłączyłem nawet myślenie. Teraz to było zbędne. Wystarczyłem ja, ciepła woda i myśl o Lou. Która szybko przerodziła się w wspomnienie...
*
Westchnąłem ciężko, gapiąc się na sufit. Podciągnąłem ręce za głowę dla wygodniejszego ułożenia, ale w żaden sposób to nie ukoiło mojego rozkojarzenia. "Rozkojarzenia..." Prychnąłem pod nosem, bo rozkojarzenie to to na pewno nie było. Skupiony byłem jak nigdy. Ale nie na sobie. Nie na tym, że właśnie po trzech tygodniach rozłąki znowu widziałem się ze swoją dziewczyną. Nie na tym, że przeżyliśmy cudowny wieczór. Nie na tym, że czekała nas jeszcze cudowniejsza noc. Mogłem myśleć wyłącznie o dźwiękach dochodzących z łazienki. To nie było nic więcej jak niewyraźne szmery i szum wody, ale wystarczyło, żeby pobudzić moją wyobraźnię. Z każdym kolejnym nieokreślonym dźwiękiem, w mojej głowie dodawał się kolejny obraz. Jak Lou powoli ściąga poszczególne ubrania, odkrywając kolejne fragmenty nagości... "Dobra, Styles, koniec myślenia." Zerwałem się z łóżka, prawie łamiąc sobie przy tym nogi. Ale udałem, że wszystko jest w porządku i pospiesznie ruszyłem do drzwi łazienki. Z każdym krokiem coraz wyraźniej słyszałem lecącą wodę. Wystarczyło, żeby coś zaczęło we mnie buzować. Praktycznie rozrywać od wewnątrz. I to uczucie tylko się nasiliło, kiedy już wszedłem do łazienki, widząc moją dziewczynę pod prysznicem. Zupełnie nagą. Z wodą ociekającą po tej delikatnej, białej skórze. Stała tyłem, więc nawet mnie nie zauważyła. A ja jak dureń mogłem patrzeć na te kruche ramiona, łopatki poruszające się w kokieteryjny sposób, kiedy zapalczywie nakładała szampon na włosy, cudowne plecy i te niewiarygodnie ponętne dołeczki nad tyłkiem. Jeszcze nic w życiu mnie tak nie uruchamiało jak widok tego cudu natury. "Boże, stworzyłeś to chyba na moją zgubę..." Nie odrywając wzroku od jej przezornych ruchów, ściągnąłem koszulkę przez głowę i odrzuciłem ją w kąt. Wisiorek, który zawsze nosiłem, opadł mi na rozgrzaną skórę i poraził metalowym chłodem, ale to nie miało znaczenia. Zabierając się za pasek, powoli ruszyłem do kabiny. Zdążyłem bezszelestnie pozbyć się spodni i już prawie zdołałem dołączyć do dziewczyny, kiedy niespodziewanie odwróciła się w moją stronę.
- A ty tu czego? - zmarszczyła czoło, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. "No durne pytanie, skarbie..."
- Przyszedłem, gdybyś nagle zobaczyła pająka, mydło by ci upadło, albo szampon wszedł do oczu... - wyszczerzyłem się niewinnie. - Będę cię bronić.
- Sama sobie doskonale dam radę, możesz iść. - stwierdziła całkowicie poważnie, chyba nawet z nadzieją, że posłucham, bo odwróciła się znowu tyłem do mnie i przejeżdżając dłońmi po włosach, wróciła do spłukiwania resztek szamponu. Widok piany powolnie spływającej wzdłuż jej pleców był decydujący dla mojego podniecenia i nagle bokserki stały się dziwnie ciasne.
- Jesteś już rozebrana, a ja mam wyjść? Pf, jasne. - prychnąłem, dzielnie wkraczając do kabiny. Uderzyło mnie gorąco wody, której Lou używała, ale miałem to gdzieś. Pewnie przybliżyłem się do niej i bez skrępowania ułożyłem dłoń na jej talii, przyciągając ją do siebie. Obiła się plecami o moją klatkę piersiową, ale dokładnie o to mi chodziło. Czułem jej rozgrzaną skórę na swojej, a moje zmysły dosłownie szalały. Zwłaszcza, że wokół rozchodził się ten cudowny zapach jej szamponu, mający w sobie coś z namiętności. Powoli odsunąłem jej włosy na bok, drażniąc jej skórę delikatnym dotykiem. Widziałem, że zadrżała od tego co tylko napawało mnie dumą. Uśmiechnąłem się pod nosem, składając subtelny pocałunek na jej wątłym ramieniu, zaciskając mocniej ręce wokół jej talii. Przejechałem kciukiem po miękkiej skórze na jej brzuchu i przycisnąłem mocniej do siebie. W taki sposób, że jej cudowne udo obiło się o mnie gwałtownie, wzbudzając falę pożądania w moim ciele. Wykonałem delikatny ruch biodrami, jakby w odpowiedzi. Chciałem, żeby wiedziała jak na mnie działa. Chciałem, żeby zareagowała. I doczekałem się. Jej delikatne paluszki nagle wylądowały na moich dłoniach, ale niestety tylko po to, żeby rozplątać mój uścisk.
- Harry, chcę w spokoju wziąć prysznic, nie będziesz mi tu...
- Ale pod prysznicem jeszcze tego nie robiliśmy. - zamruczałem prosto do jej ucha, przy okazji muskając jej szyję ustami. Wiedziałem, że to na nią działa. Odchyliła głowę, dając mi większy dostęp do jej miękkiej skóry, ale westchnęła przy tym ciężko.
- Robiliśmy i przypominam, powiedziałam, że nigdy więcej. - stwierdziła niecierpliwie, ale znów pozwoliła się objąć. Mocniej niż poprzednio. Tak, że między naszymi ciałami nie było już nic. Naprawdę mi się to podobało. - Wiesz jakie te ściany są zimne?
- Mogę je porozgrzewać. - rzuciłem radośnie, ostatni raz muskając ustami jej ramię. A potem ku niezadowoleniu mojego organizmu, oderwałem się od dziewczyny i spokojnie opadłem plecami na jedną ze ścian. "Cholera, lodowate!" Zacisnąłem zęby i wytrzymałem. Cały czas uśmiechając się zachęcająco do dziewczyny. Która odwróciła się do mnie i spojrzała spod rzęs.
- Styles... - pokręciła tylko głową.
- No co, poświęcam się dla twojej przyjemności. - wzruszyłem ramionami, podkładając ręce pod plecy. Na szczęście ściana robiła się coraz mniej ostra w lodowatości.
- Dla mojej? - Lou zmrużyła walecznie oczy. Uśmiechnąłem się lekko, odwzajemniając wzrok i błądząc nim niżej. Przez okroszoną kroplami szyję, kształtne piersi, cudowny brzuszek, aż do tatuażu na kości biodrowej, który aż krzyczał o dotyk. I nie mogłem się mu oprzeć.
- Kotku, gdyby chodziło o moją przyjemność, nie zawracałbym sobie głowy rozgrzewaniem ścian. - musnąłem opuszkiem palca czarny wzór, kusząco jadąc z dotykiem w górę. Kiedy już dojechałem do jej ramienia zacisnąłem dłoń na delikatnej skórze i przyciągnąłem dziewczynę do siebie. Zanim się obejrzała, zamieniłem nas miejscami, przypierając ją do ściany i opierając dłonie tuż za jej głową. - Wystarczająco ciepłe? - mruknąłem zniżonym tonem, uważnie lustrując jej twarz z góry. "Dzięki ci Boże, za wzrost..."
- Jesteś głupi. Głupi i zboczony. - Lou posłała mi wyzywające spojrzenie spod rzęs. Uwielbiałem je. Działało mi na zmysły tak samo jak widok jej nagiego, nęcącego ciałka.
- Trafił swój na swego. - mrugnąłem, szczerząc się bezczelnie i bez skrępowania układając prawą dłoń na jej talii. Subtelnie przejechałem kciukiem po delikatnej skórze, strącając z niej kilka kropel. Lou przymknęła powieki, bez słowa poddając się mojemu dotykowi. Napawało mnie to nieprzeniknioną dumą. Świadomość jak potrafię na nią działać była najlepszą rzeczą pod słońcem. Ja, nikt inny, jednym ruchem mogłem ją rozpalić. Moje ego w takich przypadkach rosło wprost proporcjonalnie do podniecenia. I nie mogłem już myśleć o niczym innym jak o tym, żeby sprawiać jej więcej przyjemności. Przy okazji też i sobie...
- Tak strasznie długo cię nie dotykałem... - mruknąłem prosto do jej ucha, muskając je lekko wargami. Oddech Lou przyspieszył. Czułem go na ramieniu. Jak żar. Czysty ogień, który zachęcił mnie do dalszego działania. Natychmiast pogłębiłem pocałunki składane na jej szyi, od czasu do czasu przygryzając jej ramię. Moja dłoń zaciekle błądziła po jej niesamowitej skórze. Wiedziałem, że to się może skończyć paroma siniakami przez tą jej wyjątkową delikatność, ale trudno mi się było o to teraz martwić. Aktualnie miałem w głowie zupełnie co innego. Co pulsowało mi pod brzuchem niecierpliwie. "Boże drogi, czemu ona musi być taka..." Jęknąłem ciężej, biodrami szukając ukojenia. Znowu otarłem się o jej udo, co od razu odbiło się echem w całym organizmie. Ponowiłem ruch, głośno wypuszczając powietrze. Zacisnąłem palce na jej plecach, przyciągając dziewczynę bliżej, jakby to było możliwe. Zewsząd czułem na sobie jej delikatną skórę, co tylko szumiało mi w głowie. Moja dłoń niekontrolowanie ruszyła w górę, zaciskając się na jej piersi. Jęk przyjemności z ust Lou był muzyką dla moich uszu. I chciałem, żeby o tym wiedziała.
- Jesteś. Nieziemsko. Seksowna. - rzuciłem szeptem, odrywając się od jej szyi. Pomiędzy słowami łapałem zbawczy oddech. Nawet nie wiedziałem kiedy pojawiła się ta zadyszka... Zarówno u mnie, jak i u Lou, która oddychała coraz to głośniej.
- Jak ja cię nienawidzę, Styles... - jęknęła niespodziewanie, jednocześnie żarliwie wplatając dłoń w moje włosy.
- Lubię jak się ze mną droczysz. - mruknąłem gardłowo, odrywając się od jej szyi i przenosząc się tuż przed jej twarz. Poczułem jej oddech na skórze, co wywołało niekontrolowany uśmiech. Który tylko się poszerzył, kiedy Lou zmysłowo podniosła powieki i spojrzała na mnie z jawnym pożądaniem. Nie mogłem się oprzeć. Nachyliłem się w jej stronę, przyciskając swoje wargi do jej. Agresywnie, ale to jej nie wystraszyło. Wręcz przeciwnie, oddawała pocałunki z największą gorliwością, na jaką było ją stać. Powietrze wokół coraz bardziej gęstniało i praktycznie nie miałem już czym oddychać. Byłem już na skraju. Cienka linia dzieliła mnie od spełnienia, więc tylko przesunąłem dłoń na tyłek dziewczyny.
- No chodź tu. - mruknąłem, zaciskając dłoń na jej pośladku i pomagając jej się odbić od podłogi. Gwałtownie wylądowała na mnie, zaplatając nogi wokół moich bioder. Zachwiałem się lekko, ale układając dłonie na ścianie udało mi się utrzymać równowagę. Zaraz jednak znów objąłem ją w talii, najciaśniej jak się dało. Lou tymczasem oplotła mnie ramionami za barki, wbijając mi palce w skórę. To był przyjemny ból. Dlatego wpiłem się w jej wargi jak oszalały, chcąc kontynuować rozkosz. Zacisnąłem powieki i całowałem ją jak opętany. Bez umiaru. Bez granicy. Jak jedyną kobietę mojego życia. Chciałem, żeby wiedziała ile dla mnie znaczy. I cieszyłem się, że odpowiadała tym samym. "Jezu drogi..." Nasze oddechy były coraz głośniejsze. Brzmiały wyraźniej niż szum lecącej wody. Gorąco znikąd opadało mi na skórę. Krew dosłownie wrzała w żyłach. Ochota na spełnienie pulsowała w całym ciele. Dlatego namiętnie przyciągnąłem dziewczynę jeszcze bardziej do siebie, gotowy zakończyć to wszystko. Lou zamruczała w odpowiedzi. Uwielbiałem te jej reakcje, więc teraz chciałem widzieć rozkosz na jej twarzy. Chciałem wiedzieć, że sprawiam jej przyjemność. Dlatego zanim połączyłem nasze ciała, powoli podniosłem powieki. I nie zobaczyłem nic. Czerń. Ciemność. "No i co to niby ma być?!"
- Skarbie, czy podczas seksu można nagle oślepnąć? - pisnąłem, rozglądając się po tej nicości. - Bo chyba oślepłem. - oznajmiłem z paniką. W odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech. Głośny, trochę nieprzyzwoity i tak zaraźliwy, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. Chociaż nadal nie do końca wiedziałem o co chodzi... Kiedy jednak jej usta z zapalczywością wylądowały na moich, to przestało mieć znaczenie. Zaraz jednak Lou oderwała się ode mnie i poczułem jak miękko opada stopami na ziemię. Nadal jednak czułem jej obecność. I to jak opierając rękę na moich ramionach, z czułością jeździ kciukiem po moim karku.
- Jesteś głupi, ale i tak cię kocham. - usłyszałem po chwili. Radość, która mnie ogarnęła po tych słowach była nieprzenikniona. Natychmiast objąłem ją w talii, ponownie przyciągając do siebie. "Po ciemku też może być przecież fajnie..."
*
Zacisnąłem powieki, oddychając jakoś ciężej. Woda nieustannie spływająca mi po plecach, drażniła moją skórę. W dziwnie przyjemny sposób... "Cholera, no!" Jedną z dłoni przesunąłem pod czoło, drugą ścisnąłem w pięść i gwałtownie uderzyłem nią o ścianę. Zapalczywie wplotłem też palce we włosy, przy okazji odgarniając mokre kosmyki z twarzy. Czułem się dziwnie. Krew wrzała w moim organizmie i wyraźnie czułem, że napłynęła mi tam gdzie teraz właśnie nie powinna. "Jezu kochany..." Wspomnienie buzowało w mojej głowie tak strasznie naturalnie. Prawdziwie. Jakby wszystko działo się przed chwilą. Tylko teraz nie było przy mnie zniewalająco seksownej dziewczyny. A mimo wszystko jej obraz w głowie działał na mnie wyniszczająco. "Jak to jest kurde możliwe?!" Jęknąłem pod nosem, zaciskając szczękę, jakby mi to miało pomóc. Bo wiadomo, nie pomogło. Dlatego gwałtownym ruchem zmieniłem strumień wody z ciepłego na lodowaty. Woda uderzyła we mnie nieprzyjemnie. Jakby ktoś wbijał mi w ciało setki szpilek. Ale to przynajmniej uwalniało napięcie. Powoli. Sekunda po sekundzie. Oddech za oddechem. "No cholera jasna!" Kolejny obraz rozpalonej dziewczyny w głowie i wszystko poszło na marne. Gwałtownie oderwałem się od ściany, wychodząc z kabiny, trzaskając jej drzwiczkami. Podszedłem do umywalki i oparłem o nią ciężko, katując głębokimi oddechami. Zaraz jednak przeplotłem dłonie za głową i starając się nie myśleć. Oddech za oddechem...
"Do cholery, niech ona przestanie tak na mnie działać..."