- To nie jest byle wyznanie, Harry. - w moje rozmyślania znikąd wdarł się głos Eve. Spojrzałem na dziewczynę uważnie, nie tracąc durnego uśmiechu. - Byłeś nie tylko definicją jej miłości, ale praktycznie i sensem jej życia. Aż boję się myśleć co by było, gdyby cię nie spotkała. - usłyszałem po chwili. Praktycznie zachłysnąłem się własną śliną i aż musiałem zamrugać powiekami, żeby przetrawić tę informację. Jakbym jednak tego nie interpretować, cieszyło mnie, że byłem dla niej TAK ważny. "Tylko skąd ten strach jej przyjaciółki...?"
- Dlaczego? - spytałem cicho. Aż bałem się odpowiedzi.
- Jej rodzice, wiesz... - Eve urwała niespodziewanie. "No właśnie nie wiem..."
- Nie bardzo rozumiem.
- Jeszcze w szkole, jak jej ojciec... no wiesz... - dziewczyna spojrzała na mnie zagubiona, oczekując zrozumienia. "No tak, wiem..." Kiwnąłem na wszelki wypadek głową, co chyba odciążyło Eve z nieprzyjemnych myśli, bo ruszyła dalej. - Ona się strasznie wycofała. Z nikim nie rozmawiała. Przemykała się po szkole jak cień. Było mi jej trochę żal, ale sama nie wiedziałam o czym mam z nią rozmawiać. To trudna sytuacja.
- Musiało być jej bardzo ciężko. - kiwnąłem głową, zagapiając się gdzieś przed siebie. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, co Lou musiała wtedy czuć. "Jakim cudem ona coś takiego przetrwała..."
- Chyba było, skoro przy pierwszej okazji uciekła do Londynu. - Eve niespodziewanie się odezwała.
- Uciekła? Tak po prostu uciekła? - spojrzałem na nią pytająco. Ta tylko wzruszyła ramionami.
- Ja nie wiem czy tak po prostu, wtedy się nie kumplowałyśmy za bardzo. - zmarszczyła brwi, jakby unikając mojego wzroku. - Właściwie w ogóle.
- A jaka ona wtedy była? - zapytałem, z powrotem skupiając na sobie jej uwagę. - W sensie... Przed tym wszystkim?
- Mówiłam ci, że...
- Ale chyba miałaś o niej jakieś zdanie. - wpadłem jej w słowo. "Bo to przecież niemożliwe, żeby się codziennie mijały i nawet nic o sobie nie myślały..."
- Nie było najlepsze. - Eve pokręciła smutno głową. - Lou sprawia wrażenie...
- Wyniosłej zołzy? - podpowiedziałem, kojarząc jej wahanie z tym, co opowiadała mi Gemma.
- A skąd...? - dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona. "Czyli trafiłem..."
- Już to słyszałem. - uśmiechnąłem się pod nosem. "Ciekawe czy z jej strony to tylko zazdrość, czy coś więcej..." - To kiedy zmieniłaś zdanie? - chrząknąłem, próbując wyrzucić z głowy idiotyczne przemyślenia.
- Wtedy w ogóle o niej nie myślałam, no. - Eve westchnęła niecierpliwie. - Ale jak tak teraz na to patrzę... - zamyśliła się. - W naszej klasie był wyraźny podział na grupki. Lou w żadnej się nie trzymała. Z każdym potrafiła się dogadać. W pierwszej klasie była raczej towarzyska, ale mimo wszystko trzymała się z boku.
- To nie ma sensu. - zmarszczyłem czoło. "Towarzyska i na uboczu? Ta, jasne..."
- Ale tak było. - Eve spojrzała na mnie z przekonaniem. No nie mogłem jej nie uwierzyć... - Nie była żadną królową szkoły, czy kimś takim. Nie uganiało się za nią stado facetów. Podobno jeden się w niej podkochiwał, ale o tym to mi sama powiedziała. Nie zauważyłam wtedy. No normalna dziewczyna, Hazz. Nie wiem co mam ci powiedzieć.
- Ten co się w niej podkochiwał... - westchnąłem głęboko, machinalnie podciągając rękawy bluzy na ramiona. - Byli razem?
- Nie byli. - Eve wyraźnie powstrzymywała uśmiech. "No strasznie zabawne..." Na wszelki wypadek zostawiłem rękawy. - Jesteś jej pierwszym facetem. - usłyszałem i prawie spadłem z fotela. "ŻE SŁUCHAM?!" Wziąłem głęboki wdech, próbując zignorować falę myśli, która napłynęła mi do głowy. "Byłem jej pierwszym facetem..."
"Pierwszym..."
"Nikogo przede mną nie..."
"I z nikim..."
- To znaczy, że każdy pierwszy raz...? - urwałem, jakby bojąc się dokończyć to na głos. - Ze mną?
- Nie wiem. - Eve spojrzała na mnie w panice, już po chwili odwracając wzrok. "Jaka wstydliwa..."
- Wiem, że wiesz. - oznajmiłem wyraźnie. Dziewczyna westchnęła głęboko i popatrzyła na mnie nieśmiało kątem oka.
- Tt-tak. Chyba tak. - niepewnie skinęła głową. "CHYBA?!"
- Spała z kimś przede mną czy nie? - sprecyzowałem.
- Harry, no proszę cię! - Eve gwałtownie wyprostowała się na swoim fotelu i spojrzała na mnie jak na ostatniego gwałciciela. - Wyraźnie powiedziałam, że nikogo wcześniej nie miała.
- To nie jest jednoznaczne. - próbowałem się bronić, ale nawet już kiedy to mówiłem, zabrzmiało dziwnie.
- Jest. - nawet Eve to zauważyła.
- No dobra... - westchnąłem kapitulacyjnie. - Ale dlaczego nie byli razem?
- Jeju, ale ty jesteś upierdliwy. - dziewczyna przewróciła oczami. "No dzięki!" - Nie mam pojęcia, może jej się nie podobał. To było grubo zanim cię w ogóle poznała. Nie musisz być zazdrosny. - wyszczerzyła się znacząco.
- Nie jestem... - zacząłem, ale widząc jej minę, stwierdziłem, że tłumaczenie nie ma sensu. "No bo w sumie..." - Co ty mówiłaś o tym sensie jej życia? - zmieniłem szybko temat.
- Słyszysz tylko to co chcesz i kiedy chcesz, prawda? - Eve uśmiechnęła się z lekką drwiną.
- Lubisz jak cię Niall komplementuje? Teraz mam to samo. - wytłumaczyłem się. - Fajnie jest czasem usłyszeć, że się jest dla kogoś ważnym.
- Ważnym? - dziewczyna spoważniała w sekundę. - Harry, dzięki tobie ona wyszła ze skorupy. Nie mam pojęcia jak ty to zrobiłeś, bo ona prawie że uciekała od ludzi. Od życia. Pokazałeś jej, że nadal może się bawić, korzystać z młodości. To jest w tym wszystkim najlepsze.
Zagryzłem niepewnie wargę, marszcząc czoło w zastanowieniu. "Aż tak na nią wpłynąłem?" Coś dziwnego ścisnęło mnie w żołądku. Ostrzegawczo. Jakby organizm dawał mi do zrozumienia, że wcale nie jest na to gotowy. Ale niestety, w głowie już rodziło mi się wspomnienie tamtej imprezy...
- Dlaczego? - spytałem cicho. Aż bałem się odpowiedzi.
- Jej rodzice, wiesz... - Eve urwała niespodziewanie. "No właśnie nie wiem..."
- Nie bardzo rozumiem.
- Jeszcze w szkole, jak jej ojciec... no wiesz... - dziewczyna spojrzała na mnie zagubiona, oczekując zrozumienia. "No tak, wiem..." Kiwnąłem na wszelki wypadek głową, co chyba odciążyło Eve z nieprzyjemnych myśli, bo ruszyła dalej. - Ona się strasznie wycofała. Z nikim nie rozmawiała. Przemykała się po szkole jak cień. Było mi jej trochę żal, ale sama nie wiedziałam o czym mam z nią rozmawiać. To trudna sytuacja.
- Musiało być jej bardzo ciężko. - kiwnąłem głową, zagapiając się gdzieś przed siebie. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, co Lou musiała wtedy czuć. "Jakim cudem ona coś takiego przetrwała..."
- Chyba było, skoro przy pierwszej okazji uciekła do Londynu. - Eve niespodziewanie się odezwała.
- Uciekła? Tak po prostu uciekła? - spojrzałem na nią pytająco. Ta tylko wzruszyła ramionami.
- Ja nie wiem czy tak po prostu, wtedy się nie kumplowałyśmy za bardzo. - zmarszczyła brwi, jakby unikając mojego wzroku. - Właściwie w ogóle.
- A jaka ona wtedy była? - zapytałem, z powrotem skupiając na sobie jej uwagę. - W sensie... Przed tym wszystkim?
- Mówiłam ci, że...
- Ale chyba miałaś o niej jakieś zdanie. - wpadłem jej w słowo. "Bo to przecież niemożliwe, żeby się codziennie mijały i nawet nic o sobie nie myślały..."
- Nie było najlepsze. - Eve pokręciła smutno głową. - Lou sprawia wrażenie...
- Wyniosłej zołzy? - podpowiedziałem, kojarząc jej wahanie z tym, co opowiadała mi Gemma.
- A skąd...? - dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona. "Czyli trafiłem..."
- Już to słyszałem. - uśmiechnąłem się pod nosem. "Ciekawe czy z jej strony to tylko zazdrość, czy coś więcej..." - To kiedy zmieniłaś zdanie? - chrząknąłem, próbując wyrzucić z głowy idiotyczne przemyślenia.
- Wtedy w ogóle o niej nie myślałam, no. - Eve westchnęła niecierpliwie. - Ale jak tak teraz na to patrzę... - zamyśliła się. - W naszej klasie był wyraźny podział na grupki. Lou w żadnej się nie trzymała. Z każdym potrafiła się dogadać. W pierwszej klasie była raczej towarzyska, ale mimo wszystko trzymała się z boku.
- To nie ma sensu. - zmarszczyłem czoło. "Towarzyska i na uboczu? Ta, jasne..."
- Ale tak było. - Eve spojrzała na mnie z przekonaniem. No nie mogłem jej nie uwierzyć... - Nie była żadną królową szkoły, czy kimś takim. Nie uganiało się za nią stado facetów. Podobno jeden się w niej podkochiwał, ale o tym to mi sama powiedziała. Nie zauważyłam wtedy. No normalna dziewczyna, Hazz. Nie wiem co mam ci powiedzieć.
- Ten co się w niej podkochiwał... - westchnąłem głęboko, machinalnie podciągając rękawy bluzy na ramiona. - Byli razem?
- Nie byli. - Eve wyraźnie powstrzymywała uśmiech. "No strasznie zabawne..." Na wszelki wypadek zostawiłem rękawy. - Jesteś jej pierwszym facetem. - usłyszałem i prawie spadłem z fotela. "ŻE SŁUCHAM?!" Wziąłem głęboki wdech, próbując zignorować falę myśli, która napłynęła mi do głowy. "Byłem jej pierwszym facetem..."
"Pierwszym..."
"Nikogo przede mną nie..."
"I z nikim..."
- To znaczy, że każdy pierwszy raz...? - urwałem, jakby bojąc się dokończyć to na głos. - Ze mną?
- Nie wiem. - Eve spojrzała na mnie w panice, już po chwili odwracając wzrok. "Jaka wstydliwa..."
- Wiem, że wiesz. - oznajmiłem wyraźnie. Dziewczyna westchnęła głęboko i popatrzyła na mnie nieśmiało kątem oka.
- Tt-tak. Chyba tak. - niepewnie skinęła głową. "CHYBA?!"
- Spała z kimś przede mną czy nie? - sprecyzowałem.
- Harry, no proszę cię! - Eve gwałtownie wyprostowała się na swoim fotelu i spojrzała na mnie jak na ostatniego gwałciciela. - Wyraźnie powiedziałam, że nikogo wcześniej nie miała.
- To nie jest jednoznaczne. - próbowałem się bronić, ale nawet już kiedy to mówiłem, zabrzmiało dziwnie.
- Jest. - nawet Eve to zauważyła.
- No dobra... - westchnąłem kapitulacyjnie. - Ale dlaczego nie byli razem?
- Jeju, ale ty jesteś upierdliwy. - dziewczyna przewróciła oczami. "No dzięki!" - Nie mam pojęcia, może jej się nie podobał. To było grubo zanim cię w ogóle poznała. Nie musisz być zazdrosny. - wyszczerzyła się znacząco.
- Nie jestem... - zacząłem, ale widząc jej minę, stwierdziłem, że tłumaczenie nie ma sensu. "No bo w sumie..." - Co ty mówiłaś o tym sensie jej życia? - zmieniłem szybko temat.
- Słyszysz tylko to co chcesz i kiedy chcesz, prawda? - Eve uśmiechnęła się z lekką drwiną.
- Lubisz jak cię Niall komplementuje? Teraz mam to samo. - wytłumaczyłem się. - Fajnie jest czasem usłyszeć, że się jest dla kogoś ważnym.
- Ważnym? - dziewczyna spoważniała w sekundę. - Harry, dzięki tobie ona wyszła ze skorupy. Nie mam pojęcia jak ty to zrobiłeś, bo ona prawie że uciekała od ludzi. Od życia. Pokazałeś jej, że nadal może się bawić, korzystać z młodości. To jest w tym wszystkim najlepsze.
Zagryzłem niepewnie wargę, marszcząc czoło w zastanowieniu. "Aż tak na nią wpłynąłem?" Coś dziwnego ścisnęło mnie w żołądku. Ostrzegawczo. Jakby organizm dawał mi do zrozumienia, że wcale nie jest na to gotowy. Ale niestety, w głowie już rodziło mi się wspomnienie tamtej imprezy...
*
- Jeszcze raz przepraszam za niego, trochę brak mu ogłady. - nachyliłem się do ucha dziewczyny, próbując przekrzyczeć muzykę. Ruda od razu odwróciła przodem do mnie i zamiast dalej kierować się na środek parkietu, przystanęła wśród tych wszystkich tańczących ludzi.
- Nie ma sprawy, jest całkiem zabawny. I przystojny. - uśmiechnęła się szeroko, już po sekundzie poważniejąc. I w skupieniu przyglądając się mojej twarzy. "No brudny byłem, czy jak?" Automatycznie przejechałem dłonią po twarzy, żeby wytrzeć ewentualne maziaje. - No ale też się możesz nadać. - stwierdziła po chwili z lekkim niezadowoleniem.
- Nadać? - powtórzyłem jak echo, patrząc na dziewczynę z góry. "Do czego ja się miałem jej nadawać?"
- Za barem stoi taki ciemnowłosy chłopak w niebieskiej koszuli. - oznajmiła nagle. Szybko odwróciłem się do tyłu, żeby zobaczyć o kim mówi. - Tylko teraz nie patrz, no. - pociągnęła mnie za koszulkę tak mocno, że natychmiast wróciłem wzrokiem prosto na nią. "Chyba zadowolona nie była..." - Pracujemy razem i trochę mi się podoba. Ale jakoś mnie nie zauważa... - smutno zmarszczyła brwi, już po chwili uśmiechając się do mnie wdzięcznie. - Mógłbyś spędzić ze mną chwilę? Wiesz, jak zobaczy, że Harry Styles chce ze mną gadać...
- Chcesz wzbudzić w nim zazdrość? Mną? - prychnąłem, podnosząc brew w geście politowania. - Wiesz, że to szczeniackie? Na poziomie podstawówki. - władczo założyłem ramiona przed sobą, z bezczelnym uśmiechem przyglądając się reakcji dziewczyny. Nie była zadowolona. Spojrzała na mnie jak na mordercę, już po chwili wzruszając ramionami.
- Nie to nie, może Louis się zgodzi. - wyminęła mnie bez jednego spojrzenia i zaczęła się przeciskać między ludźmi z powrotem do baru. "Miałem przegapić najlepszą zabawę...?"
- Ktoś powiedział, że już wyrosłem z dziesięciolatków? - szybko złapałem ją za kraniec swetra, który miała na sobie i przyciągnąłem lekko do siebie. Uśmiechnęła się natychmiast, ale na wszelki wypadek wyrwała kawałek materiału z mojego uścisku i odsunęła się na bezpieczną odległość.
- Ale nie licz na coś w zamian. - wycelowała we mnie palec, dźgając mnie w sam środek klatki piersiowej. "Miło jak na kilka minut znajomości..." - To odpłata za rozbity telefon.
- Telefon ci odkupiłem, to ty sama go komuś oddałaś. - sprostowałem, łapiąc ją za dłoń i odsuwając od siebie. Kiedy tylko jej palec zniknął z powierzchni mojej klatki, poczułem ulgę. "Co za kobieta hoduje takie paznokcie..." Byłem pewien, że gdyby tylko przytrzymała tak dłoń dłużej, dokopałaby mi się do wnętrzności. - I nie rób ze mnie takiego materialisty, potrafię pomagać ludziom bezinteresownie. - westchnąłem, rozmasowując obolałe miejsce. - To co mam robić?
- Uśmiechaj się. - natychmiast szeroko się wyszczerzyłem. - Ale nie tak głupio. - dziewczyna spojrzała na mnie z dołu z widocznym rozczarowaniem.
- Inaczej nie potrafię. - próbowałem się bronić. Panna westchnęła tylko i machnęła ręką.
- Dobra, niech będzie.
"Nie ma to jak docenianie starań..."
- Nie ma sprawy, jest całkiem zabawny. I przystojny. - uśmiechnęła się szeroko, już po sekundzie poważniejąc. I w skupieniu przyglądając się mojej twarzy. "No brudny byłem, czy jak?" Automatycznie przejechałem dłonią po twarzy, żeby wytrzeć ewentualne maziaje. - No ale też się możesz nadać. - stwierdziła po chwili z lekkim niezadowoleniem.
- Nadać? - powtórzyłem jak echo, patrząc na dziewczynę z góry. "Do czego ja się miałem jej nadawać?"
- Za barem stoi taki ciemnowłosy chłopak w niebieskiej koszuli. - oznajmiła nagle. Szybko odwróciłem się do tyłu, żeby zobaczyć o kim mówi. - Tylko teraz nie patrz, no. - pociągnęła mnie za koszulkę tak mocno, że natychmiast wróciłem wzrokiem prosto na nią. "Chyba zadowolona nie była..." - Pracujemy razem i trochę mi się podoba. Ale jakoś mnie nie zauważa... - smutno zmarszczyła brwi, już po chwili uśmiechając się do mnie wdzięcznie. - Mógłbyś spędzić ze mną chwilę? Wiesz, jak zobaczy, że Harry Styles chce ze mną gadać...
- Chcesz wzbudzić w nim zazdrość? Mną? - prychnąłem, podnosząc brew w geście politowania. - Wiesz, że to szczeniackie? Na poziomie podstawówki. - władczo założyłem ramiona przed sobą, z bezczelnym uśmiechem przyglądając się reakcji dziewczyny. Nie była zadowolona. Spojrzała na mnie jak na mordercę, już po chwili wzruszając ramionami.
- Nie to nie, może Louis się zgodzi. - wyminęła mnie bez jednego spojrzenia i zaczęła się przeciskać między ludźmi z powrotem do baru. "Miałem przegapić najlepszą zabawę...?"
- Ktoś powiedział, że już wyrosłem z dziesięciolatków? - szybko złapałem ją za kraniec swetra, który miała na sobie i przyciągnąłem lekko do siebie. Uśmiechnęła się natychmiast, ale na wszelki wypadek wyrwała kawałek materiału z mojego uścisku i odsunęła się na bezpieczną odległość.
- Ale nie licz na coś w zamian. - wycelowała we mnie palec, dźgając mnie w sam środek klatki piersiowej. "Miło jak na kilka minut znajomości..." - To odpłata za rozbity telefon.
- Telefon ci odkupiłem, to ty sama go komuś oddałaś. - sprostowałem, łapiąc ją za dłoń i odsuwając od siebie. Kiedy tylko jej palec zniknął z powierzchni mojej klatki, poczułem ulgę. "Co za kobieta hoduje takie paznokcie..." Byłem pewien, że gdyby tylko przytrzymała tak dłoń dłużej, dokopałaby mi się do wnętrzności. - I nie rób ze mnie takiego materialisty, potrafię pomagać ludziom bezinteresownie. - westchnąłem, rozmasowując obolałe miejsce. - To co mam robić?
- Uśmiechaj się. - natychmiast szeroko się wyszczerzyłem. - Ale nie tak głupio. - dziewczyna spojrzała na mnie z dołu z widocznym rozczarowaniem.
- Inaczej nie potrafię. - próbowałem się bronić. Panna westchnęła tylko i machnęła ręką.
- Dobra, niech będzie.
"Nie ma to jak docenianie starań..."
*
Z minuty na minuty coraz intensywniej zastanawiałem się po kiego farfocla jestem potrzebny tej dziewczynie. Była zabawna, inteligentna, całkiem ładna... "No ten facet był chyba ślepy..." Ale żeby nie było, ja wcale nie narzekałem. Przecież przez jego głupotę bawiłem się niesamowicie. Brzuch mnie bolał ze śmiechu przez tę dziewuchę. A barman wcale mi nie pomagał, kiedy postanowiliśmy w końcu usiąść przy barze i wypić drinka, rzucał nam tak zazdrosne spojrzenia, że przez moment musiałem się zasłaniać rękami, żeby nie zaśmiać mu się prosto w twarz. Niestety, wszystko się skończyło kiedy Lou, jak się przedstawiła, opróżniła do połowy szklaneczkę, wyciszyła się niespodziewanie i jakby pozieleniała na twarzy.
- Ej, dobrze się czujesz? - położyłem dłoń na jej ramieniu, żeby móc ją złapać w razie gdyby miała się wywalić. Bo serio wyglądała tak, jakby zaraz miała strzelić orzełka.
- Nie. - na potwierdzenie tylko pokręciła głową i jakby bardziej zzieleniała. - Chyba będę rzygać.
- Po jednym drinku? - zdziwiłem się. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. No może oprócz tego, że Lou niebezpiecznie złapała się za brzuch. "Tylko nie tutaj..." W panice rozejrzałem się wokół siebie, jakby jakiś Superman miał nagle przylecieć. Nikt się nie pojawił. "Więc wychodzi na to Styles, że wszystko w twoich rękach..."
- Ej, dobrze się czujesz? - położyłem dłoń na jej ramieniu, żeby móc ją złapać w razie gdyby miała się wywalić. Bo serio wyglądała tak, jakby zaraz miała strzelić orzełka.
- Nie. - na potwierdzenie tylko pokręciła głową i jakby bardziej zzieleniała. - Chyba będę rzygać.
- Po jednym drinku? - zdziwiłem się. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. No może oprócz tego, że Lou niebezpiecznie złapała się za brzuch. "Tylko nie tutaj..." W panice rozejrzałem się wokół siebie, jakby jakiś Superman miał nagle przylecieć. Nikt się nie pojawił. "Więc wychodzi na to Styles, że wszystko w twoich rękach..."
- Chodź. - szybko zerwałem się z krzesła i złapałem ją za ramię, pomagając jej wstać. Nie była skora do pomocy, ale jakimś cudem udało mi się ją ściągnąć przybarowego stołka i bez uwagi innych wyprowadzić na korytarz. "Dwór czy łazienki...?" Wahałem się między świeżym powietrzem, a toaletą, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że na zewnątrz przez paparazzi moglibyśmy nie mieć spokoju. Więc po krótkiej walce z własnym sumieniem, wciągnąłem Rudą do babskiej toalety. Dosłownie w ostatniej chwili dopadła do jednej z toalet i zaczęła zwracać, co wypiła. "No pięknie..." Kucnąłem przy niej, lekko zdezorientowany. Nie wiedziałem co mam robić. Ostatecznie sięgnąłem dłonią do jej włosów, przytrzymując je na odpowiedniej wysokości, żeby przez to wszystko ich sobie nie zapaskudziła. Chyba moja pomoc nawet zdała egzamin, bo kiedy dziewczyna się uspokoiła i wyprostowała, spojrzała na mnie z wdzięcznością. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, obserwując jak w bladości, Lou ciężko oparła się plecami o ścianę.
- Lepiej? - ostatecznie siadłem na podłodze, naprzeciwko dziewczyny i spojrzałem na nią badawczo. Na pewno nie wyglądała gorzej niż przed tym wszystkim.
- Czuję się dziwnie... - dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę i szczelnie objęła nogi ramionami. Wyglądała jak taka mała, zagubiona dziewczynka, którą naprawdę trzeba się zaopiekować. "I to miałbym być ja, tak? Człowiek co nawet sobą się zająć nie potrafi?" Westchnąłem, przeczesując włosy palcami. A kiedy wyprostowałem głowę, spojrzałem na dziewczynę uważnie.
- Piłaś coś wcześniej? - spytałem wprost. "No bo niemożliwe, żeby po połowie szklanki..."
- Na co dzień nie jestem taka fajna. - kiwnęła głową. "Czyli jednak..." - I bam! - machnęła ręką dla dramaturgii. - Prawda wyszła na jaw.
- Teraz pewnie wejdziesz w jakiś marudny stan? - podniosłem lekko kąciki ust, chociaż sytuacja wcale nie była zabawna.
- Uciekaj, póki masz szansę. - Ruda spojrzała na mnie wymownie. Mimowolnie poszerzyłem uśmiech i podniosłem tyłek z podłogi, stając nad dziewczyną.
- Chodź. - wyciągnąłem do niej rękę. Spojrzała na mnie z dołu wzrokiem pełnym zdziwienia, ale nie zareagowała. - Ktoś musi się tobą zaopiekować. Po alkoholu dla dziewczyny wszystko robi się niebezpieczne. Odwiozę cię. - przekonywałem, ale żadnego skutku to nie przyniosło.
- Nie musisz, naprawdę. - dziewczyna pokręciła głowa. - Sama potrafię o siebie zadbać.
- Nie mówię, że nie. - westchnąłem, cierpliwie nie ruszając się z miejsca. - Ale cię przecież nie zostawię. Zżarłoby mnie sumienie, gdyby potem coś ci się stało.
- Gdybym teraz poszła sama i by mnie zgwałcili, zabili i zakopali pod drzewem, to byś się martwił o swoje sumienie? - Lou posłała mi oburzone spojrzenie. - To egoistyczne.
- Podaj mi swój adres. - zażądałem mocniej, jakoś nie umiejąc jednak spoważnieć. I może właśnie ten durny uśmiech na mojej gębie był przyczyną tego, że dziewczyna mnie kompletnie olała...
- Wolnego, chłopcze. - sapnęła po chwili. - Ja nie jestem taka głupia jak wyglądam. Wiem kim jesteś. Wiem, że każdy twój krok śledzi setka paparazzi. Mi się nie uśmiecha być jutro na wszystkich okładkach durnych gazetek jako dziewczyna u której spędziłeś noc.
- Okej... - powoli kiwnąłem głową i poszukałem w umyśle innych rozwiązań. - To mam cię zabrać do siebie? - palnąłem po chwili.
- Ludzie serio myślą, że jesteś inteligentny? - Lou zmrużyła oczy. "No i jak ja mam się nie śmiać?!"
- Dwa kroki na górę. - westchnąłem, próbując zachować powagę. Niestety, byłem marnym aktorzyną... - Żaden paparazzo nawet nie mrugnie, jak już będziemy w pokoju. I daję ci gwarancję nietykalności. - zapewniłem, w razie gdyby niechęć do obcego faceta tak ją powstrzymywała. I to chyba było to, bo Lou w końcu spojrzała na mnie z wahaniem w oczach. Na wszelki wypadek wyszczerzyłem się zachęcająco. "No dajesz dziewczyno, bo mi się argumenty pokończyły..."
- No to mi jeszcze musisz pomóc wstać. - westchnęła w końcu i wystrzeliła z ręką w górę. Chwyciłem ją szybko i w sekundę postawiłem dziewczynę na nogi. "Chwiejne nogi..."
- Dasz radę sama iść? - spytałem z powątpiewaniem, widząc jak Lou zaczęła się niebezpiecznie chybotać, kiedy tylko odsunąłem się od niej.
- Mam dwie nogi, tak? - spojrzała na mnie niechętnie. I jak na życzenie prawie się wywaliła. W ostatniej chwili złapała się umywalki.
- Nogi masz, ale błędnik mógł ci się popsuć. - stwierdziłem, łapiąc ją ramieniem w talii. Nie opierała się, ale posłała mi odpowiednie spojrzenie.
- Nie mam pojęcia co ty do mnie powiedziałeś. - rzuciła, kiedy prowadziłem ją na schody.
- No tak, TY NIE BYĆ STĄD. - prychnąłem, na wspomnienie naszego pierwszego spotkania. - A skąd właściwie jesteś? - zapytałem dla zmiany tematu.
- Z Polski. - usłyszałem, ku swojemu zdziwieniu. Nawet nie wiem dlaczego.
- Z Polski? - powtórzyłem dla pewności.
- Tak, jestem Polką. - Lou kiwnęła głową. - Nie musisz mówić, że kojarzysz. I tak wiem, że nie.
- Kojarzę. - rzuciłem szybko, na obronę. Dziewczyna powoli odwróciła głowę w moją stronę i zamrugała parę razy powiekami.
- Zapomnij o Skłodowskiej-Curie, Wałęsie, Janie Pawle II, Chopinie...
- Chopin był Polakiem? - przerwałem jej. "No głowę bym sobie dał uciąć, że to Francuz..." I chyba bym tę głowę stracił, sądząc po pełnym politowania spojrzeniu dziewczyny.
- Jak ty zdałeś szkołę... - westchnęła, kręcąc głową.
- Prawie na samych piątkach. - zapewniłem.
- Musiały być nieźle naciągane, co? - spytała z wyraźnym wyzwaniem w głosie. Uśmiechnąłem się, odstawiając ją pod ścianę, bo akurat doszliśmy pod drzwi mojego pokoju.
- Zapraszam. - wskazałem dłonią na wnętrze pokoju. Dziewczyna powoli i bardzo niechętnie minęła mnie, wchodząc do środka. Ja zaraz za nią, od razu szczelnie zamykając za nami drzwi. - Tam jest prysznic, gdybyś chciała. - wskazałem dłonią na łazienkę. - Ja ci zaraz znajdę coś do przebrania... - zostawiając zszokowaną dziewczynę na środku pokoju, podszedłem do walizki, przerzucając jej wnętrze. Szybko znalazłem jakiś większy podkoszulek. "Chyba wystarczy..." Zerknąłem kątem oka na dziewczynę. Była niższa ode mnie o jakieś 10 cm, więc koszulka spokojnie sięgałaby jej do połowy ud. "A ty zboczeńcu najwyżej nie będziesz się gapić..." - Trzymaj. - wyprostowałem się w końcu i podchodząc do Lou, wręczyłem jej ciuch.
- Ja nie... - westchnęła, patrząc na mnie pełna wątpliwości. "No czy ja jej się tu oświadczałem?"
- Już to chyba przerabialiśmy. - uśmiechnąłem się szeroko.
- I gdzie niby mam spać? - spytała całkiem logicznie.
- No tu. - wskazałem na swoje łóżko.
- A ty? - Ruda spytała z jawną paniką w głosie. Nie mogłem powstrzymać prychnięcia śmiechem.
- Mam całą podłogę. Myślę, że jakoś dam radę. - powoli kiwnąłem głową z przekonaniem. W przeciwieństwie do Lou, która w sekundę wyrwała do drzwi.
- Nie, ja jednak wracam do siebie. - stwierdziła, prawie chwytając za klamkę.
- Super, przynajmniej mnie nie połamie przy spaniu. - natychmiast doskoczyłem do niej. - To jaki adres? - spojrzałem na dziewczynę pytająco. Westchnęła z rezygnacją i odsunęła się od drzwi. - Tak myślałem, zapraszam do łazienki. - złapałem ją za ramiona i na powrót wciskając jej w ręce koszulkę, popchnąłem ją delikatnie w odpowiednie miejsce. Z lekkimi oporami, ale Lou w końcu zniknęła w łazience. "No dobra geniuszu, co teraz zrobisz ze sobą...?" Drapiąc się po lokach, rozejrzałem się wokół siebie. "Gdyby przesunąć stolik, nawet bym się zmieścił..." Szybko wziąłem się więc za przemeblowywanie pokoju i układaniu sobie gniazdka na ten wieczór. Szusując na kolanach, rozłożyłem na podłodze koc, żeby było miękko, jako poduszkę ustawiłem sobie walizkę, a do przykrycia... "No właśnie, czym ja się przykryję?" Siadłem na nogach, w zamyśleniu patrząc na łóżko. "Trudno, ukradnę jej prześcieradło..." Wzdychając głęboko, wziąłem się za rozbebeszanie jej łóżka. W sumie mojego, ale i tak czułem się dziwnie. Tak dziwnie, że poczułem się zobowiązany coś powiedzieć.
- Wydaje mi się, że ten twój barman widział jak razem wychodziliśmy. - rzuciłem głośno, żeby Lou na pewno mnie usłyszała. - Zadowolony nie był, więc randkę masz gwarantowaną.
- Ja i tak nie chodzę na randki. - usłyszałem zza drzwi. Zdążyłem spojrzeć na nie zdziwiony, kiedy nagle się otworzyły i stanęła w nich dziewczyna. Ubrana w mój podkoszulek, który, tak jak przewidywałem, sięgał jej tylko do połowy ud. I to ją wyraźnie krępowało, bo dociskała do siebie kupkę swoich ubrań. Żeby jej jeszcze bardziej nie peszyć, wbiłem zdziwione spojrzenie prosto w jej twarz. "Zaraz, ale o czym ona...?"
- Słucham? - zmarszczyłem brwi, kiedy dokładnie dotarło do mnie to, co właśnie usłyszałem.
- Nie chodzę na...
- Zrozumiałem. - wciąłem się jej w słowo. - Ale po co było to wszystko? - pisnąłem, kompletnie nic już nie rozumiejąc.
- Gorszy dzień. Chciałam się dowartościować, gdyby jednak mnie zaprosił. Ale i tak bym odmówiła. - dziewczyna po prostu wzruszyła ramionami i odprowadzana moim zdziwionym spojrzeniem, zwyczajnie usiadła na łóżku. - I jestem pijana. Po pijaku człowiekowi odwala.
- Jesteś najdziwniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. - stwierdziłem, przeczesując włosy palcami. - Najpierw mnie nękasz, że mam ci pomóc, a teraz tak łatwo odpuszczasz? Gdzie tu sens?
- W gorszym dniu, mówiłam ci.
- No to dawaj. - usiadłem po turecku i spojrzałem na nią wyczekująco. - Opowiedz mi.
- No chyba oszalałeś. - Lou zmarszczyła czoło. - Nie znamy się. - "No ciekawe..."
- A mimo to siedzisz na moim łóżku, w moim pokoju, w mojej koszulce. - zauważyłem. Dziewczyna spojrzała na siebie i natychmiast się poderwała. - Żartowałem, siedź. - zatrzymałem ją ruchem ręki. Niby usiadła, ale jakoś tak nienaturalnie wyprostowana. - Poza tym nieznajomemu się najlepiej opowiada. Potem nasze drogi się rozejdą i ten... No i zrobi ci się lżej. - stwierdziłem z przekonaniem.
- Nie będę cię zanudzać. - dziewczyna tylko smutno pokręciła głową.
- A ja chcę, żebyś mnie zanudziła. Może szybciej mi się uśnie. - wyszczerzyłem się na zachętę. - Nikomu nie wygadam, słowo honoru. - w razie czego spoważniałem i posłałem Lou odpowiednie spojrzenie. Westchnęła, ale zaczęła mówić. Niewyraźnie i z przerwami, ale przynajmniej w ogóle. Opowiadała o tym, że pracuje w tym hotelu jako pokojówka. I że jest taka dziewczyna, jej rówieśniczka, która traktuje ją jak kogoś gorszego z racji narodowości. Potem przeszła do historii o tym jak tu się znalazła. Sama, nawet nie musiałem pytać. Dowiedziałem się przynajmniej, że po przyjeździe zatrzymała się w jakimś pensjonacie, a jak zaczęło jej braknąć kasy na płacenie dniówek, właścicielka zaproponowała jej pracę. A później poleciła ją tutaj. Lou rozgadała się na tyle, że podzieliła się ze mną historią o swoim tacie, który zginął w wypadku w połowie pierwszej klasy licealnej. Prawie się przy tym popłakała, zwłaszcza kiedy mówiła o reakcji innych, którzy zaczęli traktować ją jak trędowatą. To podobno dlatego przestała wychodzić, umawiać się... "Jak na przykład z barmanem..." A kiedy łzy zaczęły ją już dusić za gardło, zamilkła ostatecznie i tylko gapiła się przed siebie smutnym wzrokiem.
Sam nie wiedziałem co powiedzieć. Czułem się dziwnie z tym wszystkim co usłyszałem. Współczułem dziewczynie, fakt. Ale nie wiedziałem jak to wyrazić. A ta idiotyczna cisza, która wciskała mi się w mózg wcale nie pomagała mi się skupić. "Powiedz coś, idioto..." Chrząknąłem w końcu na odwagę i przybliżyłem się lekko do niej. Chciałem nawet wziąć ją za rękę, ale wcale nie wiedziałem czy by sobie tego życzyła, więc zatrzymałem łapska przy sobie. I tylko uśmiechnąłem się współczująco.
- Przykro mi. - stwierdziłem bardziej ochrypłym głosem niż zazwyczaj.
- Zdarza się, co poradzić. - Lou wzruszyła ramionami, nawet na mnie nie patrząc.
- Ale wiesz, że nie możesz całe życie się chować, prawda? Musisz kiedyś wyjść do ludzi. - stwierdziłem cicho i cholernie niepewnie. "Bo kim ja byłem, żeby dawać jej rady...?"
- Czasami mam ochotę, ale... - Lou westchnęła, niepewnie bawiąc się swoimi dłońmi, które oparła na kolanach. - Boję się, że jak już pójdę na imprezę to będę sobie wyrzucać, że nieodpowiednio opłakuję ojca.
- Jak nieodpowiednio? Bardzo odpowiednio. Bardziej się już nie da. - stwierdziłem gorączkowo, widząc, że moja gadka przynosi jakiś efekt. "Może akurat uda mi się spełnić jakiś dobry uczynek...?" - Najważniejsze, że nadal o nim myślisz. Ale musisz też zacząć żyć na swoje konto. - rzuciłem, znów ściszając głos.
- To nie jest łatwe. - Ruda pokręciła głową, zdecydowanym gestem przeczesując palcami swoje długaśne włosy.
- Podejrzewam, że nie... - zgodziłem się, bo nie wiedziałem jak zareagować. Przecież nie wiedziałem co ona może w takim momencie czuć. Ona, całkowicie samotna dziewczyna w moim wieku. "No ja bym chyba oszalał od tego wszystkiego..." Tak, w pewien sposób podziwiałem jej postawę. Że miała jeszcze siłę walczyć. "Tylko niech jeszcze znajdzie w sobie siłę, żeby normalnie żyć..." - O, co lubiliście robić tak razem? - spytałem po chwili, uśmiechając się zachęcająco. - Gdzie najczęściej chodziliście?
- Na koncerty. - dziewczyna popatrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- I super. - kiwnąłem głową, szczerząc się już na całego. - Jutro przyjdziesz na nasz koncert.
- Nie mam biletu. - Lou podniosła brew. - I kasy, żeby za niego zapłacić.
- Znasz mnie, to najważniejsze. - stwierdziłem z przekonaniem. - Zobaczysz, rozerwiesz się. Będzie fajnie. - rzuciłem wesoło. Dziewczyna wprawdzie na mnie spojrzała, ale jakoś tak bez uśmiechu. "No co jest, no..." - No to teraz mały przytulas na zawarcie umowy i spać. - podniosłem się na kolana. "Jeśli to nie poskutkuje..." - Jutro będziesz mieć ogromnego kaca... - mruknąłem gdzieś w jej włosy. Przy okazji najadłem się trochę tego czegoś i zdecydowanie mogłem stwierdzić, że smaczne to to nie było. Ale przynajmniej delikatnie rozruszało dziewczynę.
- Nie mów mi o tym, proszę cię. - prychnęła, odsuwając się ode mnie po chwili.
- Dobranoc. - wyszczerzyłem się do niej szeroko i wstałem z podłogi, podchodząc do wyłącznika światła. Zanim ciemność zapanowała w pokoju, kątem oka zauważyłem jak Lou pakuje się pod kołdrę i układa najwygodniej jak umie na poduszce. Miałem ochotę dokładnie na to samo. Dlatego korzystając ze światła księżyca, szybko odnalazłem drogę do tego swojego posłania i nawet nie marząc o prysznicu, po prostu się położyłem. Na plecach, przez moment wgapiając się w sufit i układając sobie wydarzenia z dzisiejszego wieczora w głowie. Nie wyszedłem jednak nawet z pierwszego, kiedy łóżko skrzypnęło poważnie i nagle sufit przysłoniła mi ruda głowa. Patrząca na mnie z żywym zainteresowaniem.
- Harry... - zaczęła szeptem, zupełnie jakby w tym pokoju spał ktoś jeszcze. - Bo ty jesteś Anglikiem, prawda?
- Całe życie wydawało mi się, że tak. - kiwnąłem głową, zaintrygowany. - A co?
- Zawsze chciałam coś zrobić z Anglikiem. - Ruda wyszczerzyła się niespodziewanie. "COŚ?!"
- Co? - chrząknąłem, próbując odsunąć od siebie setkę durnowatych pomysłów, których ta dziewczyna NA PEWNO nie dopuściłaby się ze mną po jednym dniu znajomości. "Zboczeniec..."
- Powiedz: chrząszcz brzmi w trzcinie. - zatrzeszczała nagle czymś niezrozumiałym. Zmarszczyłem brwi, próbując powtórzyć to w myślach, ale nic z tego.
- Jesteś pijana. - stwierdziłem w końcu, dla zachowania honoru.
- No powiedz. - Ruda była nieustępliwa.
- Nie będę nic mówić. - prychnąłem, zakładając ręce przed sobą. - To nie są nawet słowa.
- Tchórz. - dziewczyna spojrzała na mnie z poczuciem wyższości. Już miałem nawet się poddać jej manipulacji, ale stwierdziłem, że durnia robić z siebie nie będę.
- Spać. - skinąłem tylko głową na górę. Podziałało, bo już po chwili głowa dziewczyny zniknęła mi z pola widzenia. Za to po sekundzie pojawiła się tam poduszka. "Co do...?"
- Masz to. Ja i tak nie używam poduszki. - usłyszałem zanim zdążyłem zapytać. I nawet nie zamierzałem się wykłócać, moja walizka nie była aż tak wygodna.
- Dzięki. - rzuciłem, sięgając po poduszkę i ku błogości dla mojego karku, układając ją sobie pod głową. "Jak miło..."
- To ja dziękuję. - głos Rudej rozniósł się po chwili echem po pokoju. Zabrzmiało naprawdę przyjemnie...
- Lepiej? - ostatecznie siadłem na podłodze, naprzeciwko dziewczyny i spojrzałem na nią badawczo. Na pewno nie wyglądała gorzej niż przed tym wszystkim.
- Czuję się dziwnie... - dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę i szczelnie objęła nogi ramionami. Wyglądała jak taka mała, zagubiona dziewczynka, którą naprawdę trzeba się zaopiekować. "I to miałbym być ja, tak? Człowiek co nawet sobą się zająć nie potrafi?" Westchnąłem, przeczesując włosy palcami. A kiedy wyprostowałem głowę, spojrzałem na dziewczynę uważnie.
- Piłaś coś wcześniej? - spytałem wprost. "No bo niemożliwe, żeby po połowie szklanki..."
- Na co dzień nie jestem taka fajna. - kiwnęła głową. "Czyli jednak..." - I bam! - machnęła ręką dla dramaturgii. - Prawda wyszła na jaw.
- Teraz pewnie wejdziesz w jakiś marudny stan? - podniosłem lekko kąciki ust, chociaż sytuacja wcale nie była zabawna.
- Uciekaj, póki masz szansę. - Ruda spojrzała na mnie wymownie. Mimowolnie poszerzyłem uśmiech i podniosłem tyłek z podłogi, stając nad dziewczyną.
- Chodź. - wyciągnąłem do niej rękę. Spojrzała na mnie z dołu wzrokiem pełnym zdziwienia, ale nie zareagowała. - Ktoś musi się tobą zaopiekować. Po alkoholu dla dziewczyny wszystko robi się niebezpieczne. Odwiozę cię. - przekonywałem, ale żadnego skutku to nie przyniosło.
- Nie musisz, naprawdę. - dziewczyna pokręciła głowa. - Sama potrafię o siebie zadbać.
- Nie mówię, że nie. - westchnąłem, cierpliwie nie ruszając się z miejsca. - Ale cię przecież nie zostawię. Zżarłoby mnie sumienie, gdyby potem coś ci się stało.
- Gdybym teraz poszła sama i by mnie zgwałcili, zabili i zakopali pod drzewem, to byś się martwił o swoje sumienie? - Lou posłała mi oburzone spojrzenie. - To egoistyczne.
- Podaj mi swój adres. - zażądałem mocniej, jakoś nie umiejąc jednak spoważnieć. I może właśnie ten durny uśmiech na mojej gębie był przyczyną tego, że dziewczyna mnie kompletnie olała...
- Wolnego, chłopcze. - sapnęła po chwili. - Ja nie jestem taka głupia jak wyglądam. Wiem kim jesteś. Wiem, że każdy twój krok śledzi setka paparazzi. Mi się nie uśmiecha być jutro na wszystkich okładkach durnych gazetek jako dziewczyna u której spędziłeś noc.
- Okej... - powoli kiwnąłem głową i poszukałem w umyśle innych rozwiązań. - To mam cię zabrać do siebie? - palnąłem po chwili.
- Ludzie serio myślą, że jesteś inteligentny? - Lou zmrużyła oczy. "No i jak ja mam się nie śmiać?!"
- Dwa kroki na górę. - westchnąłem, próbując zachować powagę. Niestety, byłem marnym aktorzyną... - Żaden paparazzo nawet nie mrugnie, jak już będziemy w pokoju. I daję ci gwarancję nietykalności. - zapewniłem, w razie gdyby niechęć do obcego faceta tak ją powstrzymywała. I to chyba było to, bo Lou w końcu spojrzała na mnie z wahaniem w oczach. Na wszelki wypadek wyszczerzyłem się zachęcająco. "No dajesz dziewczyno, bo mi się argumenty pokończyły..."
- No to mi jeszcze musisz pomóc wstać. - westchnęła w końcu i wystrzeliła z ręką w górę. Chwyciłem ją szybko i w sekundę postawiłem dziewczynę na nogi. "Chwiejne nogi..."
- Dasz radę sama iść? - spytałem z powątpiewaniem, widząc jak Lou zaczęła się niebezpiecznie chybotać, kiedy tylko odsunąłem się od niej.
- Mam dwie nogi, tak? - spojrzała na mnie niechętnie. I jak na życzenie prawie się wywaliła. W ostatniej chwili złapała się umywalki.
- Nogi masz, ale błędnik mógł ci się popsuć. - stwierdziłem, łapiąc ją ramieniem w talii. Nie opierała się, ale posłała mi odpowiednie spojrzenie.
- Nie mam pojęcia co ty do mnie powiedziałeś. - rzuciła, kiedy prowadziłem ją na schody.
- No tak, TY NIE BYĆ STĄD. - prychnąłem, na wspomnienie naszego pierwszego spotkania. - A skąd właściwie jesteś? - zapytałem dla zmiany tematu.
- Z Polski. - usłyszałem, ku swojemu zdziwieniu. Nawet nie wiem dlaczego.
- Z Polski? - powtórzyłem dla pewności.
- Tak, jestem Polką. - Lou kiwnęła głową. - Nie musisz mówić, że kojarzysz. I tak wiem, że nie.
- Kojarzę. - rzuciłem szybko, na obronę. Dziewczyna powoli odwróciła głowę w moją stronę i zamrugała parę razy powiekami.
- Zapomnij o Skłodowskiej-Curie, Wałęsie, Janie Pawle II, Chopinie...
- Chopin był Polakiem? - przerwałem jej. "No głowę bym sobie dał uciąć, że to Francuz..." I chyba bym tę głowę stracił, sądząc po pełnym politowania spojrzeniu dziewczyny.
- Jak ty zdałeś szkołę... - westchnęła, kręcąc głową.
- Prawie na samych piątkach. - zapewniłem.
- Musiały być nieźle naciągane, co? - spytała z wyraźnym wyzwaniem w głosie. Uśmiechnąłem się, odstawiając ją pod ścianę, bo akurat doszliśmy pod drzwi mojego pokoju.
- Zapraszam. - wskazałem dłonią na wnętrze pokoju. Dziewczyna powoli i bardzo niechętnie minęła mnie, wchodząc do środka. Ja zaraz za nią, od razu szczelnie zamykając za nami drzwi. - Tam jest prysznic, gdybyś chciała. - wskazałem dłonią na łazienkę. - Ja ci zaraz znajdę coś do przebrania... - zostawiając zszokowaną dziewczynę na środku pokoju, podszedłem do walizki, przerzucając jej wnętrze. Szybko znalazłem jakiś większy podkoszulek. "Chyba wystarczy..." Zerknąłem kątem oka na dziewczynę. Była niższa ode mnie o jakieś 10 cm, więc koszulka spokojnie sięgałaby jej do połowy ud. "A ty zboczeńcu najwyżej nie będziesz się gapić..." - Trzymaj. - wyprostowałem się w końcu i podchodząc do Lou, wręczyłem jej ciuch.
- Ja nie... - westchnęła, patrząc na mnie pełna wątpliwości. "No czy ja jej się tu oświadczałem?"
- Już to chyba przerabialiśmy. - uśmiechnąłem się szeroko.
- I gdzie niby mam spać? - spytała całkiem logicznie.
- No tu. - wskazałem na swoje łóżko.
- A ty? - Ruda spytała z jawną paniką w głosie. Nie mogłem powstrzymać prychnięcia śmiechem.
- Mam całą podłogę. Myślę, że jakoś dam radę. - powoli kiwnąłem głową z przekonaniem. W przeciwieństwie do Lou, która w sekundę wyrwała do drzwi.
- Nie, ja jednak wracam do siebie. - stwierdziła, prawie chwytając za klamkę.
- Super, przynajmniej mnie nie połamie przy spaniu. - natychmiast doskoczyłem do niej. - To jaki adres? - spojrzałem na dziewczynę pytająco. Westchnęła z rezygnacją i odsunęła się od drzwi. - Tak myślałem, zapraszam do łazienki. - złapałem ją za ramiona i na powrót wciskając jej w ręce koszulkę, popchnąłem ją delikatnie w odpowiednie miejsce. Z lekkimi oporami, ale Lou w końcu zniknęła w łazience. "No dobra geniuszu, co teraz zrobisz ze sobą...?" Drapiąc się po lokach, rozejrzałem się wokół siebie. "Gdyby przesunąć stolik, nawet bym się zmieścił..." Szybko wziąłem się więc za przemeblowywanie pokoju i układaniu sobie gniazdka na ten wieczór. Szusując na kolanach, rozłożyłem na podłodze koc, żeby było miękko, jako poduszkę ustawiłem sobie walizkę, a do przykrycia... "No właśnie, czym ja się przykryję?" Siadłem na nogach, w zamyśleniu patrząc na łóżko. "Trudno, ukradnę jej prześcieradło..." Wzdychając głęboko, wziąłem się za rozbebeszanie jej łóżka. W sumie mojego, ale i tak czułem się dziwnie. Tak dziwnie, że poczułem się zobowiązany coś powiedzieć.
- Wydaje mi się, że ten twój barman widział jak razem wychodziliśmy. - rzuciłem głośno, żeby Lou na pewno mnie usłyszała. - Zadowolony nie był, więc randkę masz gwarantowaną.
- Ja i tak nie chodzę na randki. - usłyszałem zza drzwi. Zdążyłem spojrzeć na nie zdziwiony, kiedy nagle się otworzyły i stanęła w nich dziewczyna. Ubrana w mój podkoszulek, który, tak jak przewidywałem, sięgał jej tylko do połowy ud. I to ją wyraźnie krępowało, bo dociskała do siebie kupkę swoich ubrań. Żeby jej jeszcze bardziej nie peszyć, wbiłem zdziwione spojrzenie prosto w jej twarz. "Zaraz, ale o czym ona...?"
- Słucham? - zmarszczyłem brwi, kiedy dokładnie dotarło do mnie to, co właśnie usłyszałem.
- Nie chodzę na...
- Zrozumiałem. - wciąłem się jej w słowo. - Ale po co było to wszystko? - pisnąłem, kompletnie nic już nie rozumiejąc.
- Gorszy dzień. Chciałam się dowartościować, gdyby jednak mnie zaprosił. Ale i tak bym odmówiła. - dziewczyna po prostu wzruszyła ramionami i odprowadzana moim zdziwionym spojrzeniem, zwyczajnie usiadła na łóżku. - I jestem pijana. Po pijaku człowiekowi odwala.
- Jesteś najdziwniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. - stwierdziłem, przeczesując włosy palcami. - Najpierw mnie nękasz, że mam ci pomóc, a teraz tak łatwo odpuszczasz? Gdzie tu sens?
- W gorszym dniu, mówiłam ci.
- No to dawaj. - usiadłem po turecku i spojrzałem na nią wyczekująco. - Opowiedz mi.
- No chyba oszalałeś. - Lou zmarszczyła czoło. - Nie znamy się. - "No ciekawe..."
- A mimo to siedzisz na moim łóżku, w moim pokoju, w mojej koszulce. - zauważyłem. Dziewczyna spojrzała na siebie i natychmiast się poderwała. - Żartowałem, siedź. - zatrzymałem ją ruchem ręki. Niby usiadła, ale jakoś tak nienaturalnie wyprostowana. - Poza tym nieznajomemu się najlepiej opowiada. Potem nasze drogi się rozejdą i ten... No i zrobi ci się lżej. - stwierdziłem z przekonaniem.
- Nie będę cię zanudzać. - dziewczyna tylko smutno pokręciła głową.
- A ja chcę, żebyś mnie zanudziła. Może szybciej mi się uśnie. - wyszczerzyłem się na zachętę. - Nikomu nie wygadam, słowo honoru. - w razie czego spoważniałem i posłałem Lou odpowiednie spojrzenie. Westchnęła, ale zaczęła mówić. Niewyraźnie i z przerwami, ale przynajmniej w ogóle. Opowiadała o tym, że pracuje w tym hotelu jako pokojówka. I że jest taka dziewczyna, jej rówieśniczka, która traktuje ją jak kogoś gorszego z racji narodowości. Potem przeszła do historii o tym jak tu się znalazła. Sama, nawet nie musiałem pytać. Dowiedziałem się przynajmniej, że po przyjeździe zatrzymała się w jakimś pensjonacie, a jak zaczęło jej braknąć kasy na płacenie dniówek, właścicielka zaproponowała jej pracę. A później poleciła ją tutaj. Lou rozgadała się na tyle, że podzieliła się ze mną historią o swoim tacie, który zginął w wypadku w połowie pierwszej klasy licealnej. Prawie się przy tym popłakała, zwłaszcza kiedy mówiła o reakcji innych, którzy zaczęli traktować ją jak trędowatą. To podobno dlatego przestała wychodzić, umawiać się... "Jak na przykład z barmanem..." A kiedy łzy zaczęły ją już dusić za gardło, zamilkła ostatecznie i tylko gapiła się przed siebie smutnym wzrokiem.
Sam nie wiedziałem co powiedzieć. Czułem się dziwnie z tym wszystkim co usłyszałem. Współczułem dziewczynie, fakt. Ale nie wiedziałem jak to wyrazić. A ta idiotyczna cisza, która wciskała mi się w mózg wcale nie pomagała mi się skupić. "Powiedz coś, idioto..." Chrząknąłem w końcu na odwagę i przybliżyłem się lekko do niej. Chciałem nawet wziąć ją za rękę, ale wcale nie wiedziałem czy by sobie tego życzyła, więc zatrzymałem łapska przy sobie. I tylko uśmiechnąłem się współczująco.
- Przykro mi. - stwierdziłem bardziej ochrypłym głosem niż zazwyczaj.
- Zdarza się, co poradzić. - Lou wzruszyła ramionami, nawet na mnie nie patrząc.
- Ale wiesz, że nie możesz całe życie się chować, prawda? Musisz kiedyś wyjść do ludzi. - stwierdziłem cicho i cholernie niepewnie. "Bo kim ja byłem, żeby dawać jej rady...?"
- Czasami mam ochotę, ale... - Lou westchnęła, niepewnie bawiąc się swoimi dłońmi, które oparła na kolanach. - Boję się, że jak już pójdę na imprezę to będę sobie wyrzucać, że nieodpowiednio opłakuję ojca.
- Jak nieodpowiednio? Bardzo odpowiednio. Bardziej się już nie da. - stwierdziłem gorączkowo, widząc, że moja gadka przynosi jakiś efekt. "Może akurat uda mi się spełnić jakiś dobry uczynek...?" - Najważniejsze, że nadal o nim myślisz. Ale musisz też zacząć żyć na swoje konto. - rzuciłem, znów ściszając głos.
- To nie jest łatwe. - Ruda pokręciła głową, zdecydowanym gestem przeczesując palcami swoje długaśne włosy.
- Podejrzewam, że nie... - zgodziłem się, bo nie wiedziałem jak zareagować. Przecież nie wiedziałem co ona może w takim momencie czuć. Ona, całkowicie samotna dziewczyna w moim wieku. "No ja bym chyba oszalał od tego wszystkiego..." Tak, w pewien sposób podziwiałem jej postawę. Że miała jeszcze siłę walczyć. "Tylko niech jeszcze znajdzie w sobie siłę, żeby normalnie żyć..." - O, co lubiliście robić tak razem? - spytałem po chwili, uśmiechając się zachęcająco. - Gdzie najczęściej chodziliście?
- Na koncerty. - dziewczyna popatrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- I super. - kiwnąłem głową, szczerząc się już na całego. - Jutro przyjdziesz na nasz koncert.
- Nie mam biletu. - Lou podniosła brew. - I kasy, żeby za niego zapłacić.
- Znasz mnie, to najważniejsze. - stwierdziłem z przekonaniem. - Zobaczysz, rozerwiesz się. Będzie fajnie. - rzuciłem wesoło. Dziewczyna wprawdzie na mnie spojrzała, ale jakoś tak bez uśmiechu. "No co jest, no..." - No to teraz mały przytulas na zawarcie umowy i spać. - podniosłem się na kolana. "Jeśli to nie poskutkuje..." - Jutro będziesz mieć ogromnego kaca... - mruknąłem gdzieś w jej włosy. Przy okazji najadłem się trochę tego czegoś i zdecydowanie mogłem stwierdzić, że smaczne to to nie było. Ale przynajmniej delikatnie rozruszało dziewczynę.
- Nie mów mi o tym, proszę cię. - prychnęła, odsuwając się ode mnie po chwili.
- Dobranoc. - wyszczerzyłem się do niej szeroko i wstałem z podłogi, podchodząc do wyłącznika światła. Zanim ciemność zapanowała w pokoju, kątem oka zauważyłem jak Lou pakuje się pod kołdrę i układa najwygodniej jak umie na poduszce. Miałem ochotę dokładnie na to samo. Dlatego korzystając ze światła księżyca, szybko odnalazłem drogę do tego swojego posłania i nawet nie marząc o prysznicu, po prostu się położyłem. Na plecach, przez moment wgapiając się w sufit i układając sobie wydarzenia z dzisiejszego wieczora w głowie. Nie wyszedłem jednak nawet z pierwszego, kiedy łóżko skrzypnęło poważnie i nagle sufit przysłoniła mi ruda głowa. Patrząca na mnie z żywym zainteresowaniem.
- Harry... - zaczęła szeptem, zupełnie jakby w tym pokoju spał ktoś jeszcze. - Bo ty jesteś Anglikiem, prawda?
- Całe życie wydawało mi się, że tak. - kiwnąłem głową, zaintrygowany. - A co?
- Zawsze chciałam coś zrobić z Anglikiem. - Ruda wyszczerzyła się niespodziewanie. "COŚ?!"
- Co? - chrząknąłem, próbując odsunąć od siebie setkę durnowatych pomysłów, których ta dziewczyna NA PEWNO nie dopuściłaby się ze mną po jednym dniu znajomości. "Zboczeniec..."
- Powiedz: chrząszcz brzmi w trzcinie. - zatrzeszczała nagle czymś niezrozumiałym. Zmarszczyłem brwi, próbując powtórzyć to w myślach, ale nic z tego.
- Jesteś pijana. - stwierdziłem w końcu, dla zachowania honoru.
- No powiedz. - Ruda była nieustępliwa.
- Nie będę nic mówić. - prychnąłem, zakładając ręce przed sobą. - To nie są nawet słowa.
- Tchórz. - dziewczyna spojrzała na mnie z poczuciem wyższości. Już miałem nawet się poddać jej manipulacji, ale stwierdziłem, że durnia robić z siebie nie będę.
- Spać. - skinąłem tylko głową na górę. Podziałało, bo już po chwili głowa dziewczyny zniknęła mi z pola widzenia. Za to po sekundzie pojawiła się tam poduszka. "Co do...?"
- Masz to. Ja i tak nie używam poduszki. - usłyszałem zanim zdążyłem zapytać. I nawet nie zamierzałem się wykłócać, moja walizka nie była aż tak wygodna.
- Dzięki. - rzuciłem, sięgając po poduszkę i ku błogości dla mojego karku, układając ją sobie pod głową. "Jak miło..."
- To ja dziękuję. - głos Rudej rozniósł się po chwili echem po pokoju. Zabrzmiało naprawdę przyjemnie...
*
Obudziło mnie chrapanie. Znaczy na początku myślałem, że w pokoju zalęgł mi się jakiś misio Grizzly i dopiero po głębszym zastanowieniu udało mi się dojść do wniosku, że to nie chłopaki wywieźli mnie wgłąb jakiegoś opuszczonego lasu w momencie gdy sobie smacznie spałem, a po prostu wieczorem natknął mi się niespodziewany gość. Który niesamowicie chrapał... "Ta dziewczyna jest zadziwiająca..." Uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie dziwacznego wieczora. I natychmiast poszerzyłem uśmiech, kiedy z jej gardła wyrwał się kolejny dziwaczny dźwięk. Mimo wszystko postanowiłem się oddać czemuś innemu, niż wsłuchiwanie się w jej koncerty, więc podniosłem się do pozycji siedzącej, powoli roztrzepując splątane po śnie loki. Nie przyniosło mi to zbyt wiele porannej energii, ale to zawsze dawało kilka dodatkowych sekund w ciepłym łóżku, zanim trzeba było wstawać. "No albo na podłodze..." Wzdychając, rozprostowałem połamany od twardego podłoża kręgosłup i wyciągając się, sięgnąłem po walizkę, która nadal znajdowała się całkiem niedaleko mnie. Pogrzebałem w niej chwilę, wynajdując jakieś ciuchy na przebranie i zgarniając je w łapkę, pognałem do drzwi łazienki. Bo tak coś czułem, że olewanie wieczornej toalety wychodziło mi już z ciała niezłym smrodem. "A przecież nie będę straszyć dziewczyny jak już się obudzi..." Wraz z myślą o niej, mimowolnie spojrzałem na Lou. Leżała rozwalona na łóżku, z każdą kończyną w innym kierunku. Włosy kompletnie pomotały się jej przy głowie, co dawało przezabawny efekt. Przez moment stałem tak, z durnym uśmiechem na facjacie, walcząc wewnętrznie czy to ładnie byłoby jej zrobić zdjęcie czy nie. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że pewnie nie chciałaby pozować z koszulką prawie już w całości odsłaniającą długie nożyny, która na dodatek zabawnie zsunęła się z jej ramienia. "Cóż, możesz tylko zazdrościć barmanowi, Styles..." Kręcąc głową, ostatecznie zniknąłem za drzwiami łazienki, gdzie od razu wskoczyłem pod prysznic. Chcąc zetrzeć z siebie brudy wczorajszej imprezy, szybko odkręciłem wodę. Ciepła woda kojąco zadziałała na moje obolałe mięśnie. "Cholernie przyjemnie..." Postałem tak chwilę, kompletnie nic nie robiąc i myśląc o pierdołach. A kiedy mi się znudziło, wziąłem się w końcu za odświeżanie. Ze skórą poszło szybko, małe, hotelowe mydełka całkiem nieźle zdawały egzamin, czego niestety nie mogłem powiedzieć o równie małych szamponikach. Z moją szopą na głowie mogłem się nimi co najmniej podetrzeć, a i tak by pewnie nie starczyło. Dlatego zawsze woziłem ze sobą szampon...
...który teraz niestety został w walizce. "No cholera jasna..." Wzdychając niecierpliwie i zakręcając wodę, sięgnąłem po ręcznik i dla świętego spokoju dziewczęcia wylegującego się w moim łóżku, owinąłem nim biodra. Pobieżnie, bo przecież wychodziłem tylko na chwilę. Nawet nie zawróciłem sobie głowy wycieraniem. Wprawdzie ciągnęła się za mną mokra plama, ale miałem to gdzieś. "Woda to woda, kiedyś przecież wyparuje..." Roztrzepując palcami mokre włosy, wyszedłem do pokoju, kierując się ku walizce...
...i nagle coś pociągnęło mnie do tyłu. "Co cholera?!" Runąłem jak długi, robiąc przy tym kupę hałasu. Próbowałem się wyratować, ale nie miałem nawet o co. Dopiero gdy siedząc na podłodze, rozejrzałem się wokół siebie, zorientowałem się, że drzwi przycięły mi ręcznik. Natychmiast poderwałem się do góry, próbując wyrwać ręcznik z drzwi. Ale w żadną stronę nie szło, materiał przyblokował zamek i nawet nie dało się go otworzyć. Zacząłem szarpać na oślep, przeklinając pod nosem złośliwość rzeczy martwych. "Czy ukatrupionych przeze mnie, jeśli nie zaczną współpracować!"
- Co tu się... - usłyszałem niespodziewanie głos z łóżka i chyba spanikowałem. "No przecież ona nie może mnie..."
- Nie patrz! - pisnąłem ostrzegawczo, ale było już za późno. Dziewczyna zerknęła zaspana w moją stronę, wybałuszyła oczy jak na kreskówkach, a potem przytknęła dłonie do twarzy i opadła z powrotem na poduszkę. A już po chwili zaczęła się histerycznie śmiać... "No serio, szalenie zabawne..." Z nerwem wyrwałem w końcu ręcznik z pułapki, odblokowując przy tym drzwi. Średnio mnie to ucieszyło, biorąc pod uwagę echo śmiechu, roznoszące się po pokoju.
- O matko, wypaliło mi oczy... - usłyszałem po chwili głębokie westchnięcie. Mimo wszystko uśmiechnąłem się pod nosem.
- No bez przesady, aż tak źle chyba nie wygląda... - rzuciłem żartobliwie, zerkając na dziewczynę, kiedy już owijałem się szczelnie ręcznikiem.
- Przestań! - Lou natychmiast pisnęła i jeszcze bardziej zakryła twarz rękoma. - Chcę zapomnieć...
- Ja też. - zaznaczyłem od razu, ruszając do tej walizki, skoro już byłem na miejscu. - Wyśmiewanie w takiej sytuacji jest bardzo niefajne. Mogłem wpaść w kompleksy.
- Ja nic nie widziałam, okej? Tego się trzymajmy. - dziewczyna westchnęła ciężko i przesunęła dłonie na czoło. - Jezu, moja głowa. Przez ciebie mnie jeszcze bardziej boli.
- Mówiłem, żebyś nie patrzyła. - odparłem, grzebiąc w walizce w poszukiwaniu szamponu. Którego, co najśmieszniejsze, wcale nie znalazłem. "No uduszę tego, co mi go podprowadził..."
- To był odruch... Nigdy więcej na ciebie nie spojrzę, obiecuję. - usłyszałem tymczasem głos Lou. I zaśmiałem się mimowolnie.
- Ej, umówiliśmy się dzisiaj na koncert. - odrzuciłem walizkę w kąt i podnosząc się na równe nogi, ruszyłem do łazienki.
- Nie idę na żaden koncert. - głos Lou przebił się zza drzwi, które właśnie zamknąłem.
- Mówiliśmy o tym wczoraj. - rzuciłem głośniej, pobieżnie się wycierając i nakładając na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Na wszelki wypadek zmoczyłem też świeży ręcznik zimną wodą, z którym już po chwili podszedłem do Lou. Niechętnie, ale zerknęła na mnie kątem oka i sięgnęła po kompres, od razu przykładając go do czoła.
- Dzięki. - westchnęła szybko zamykając oczy. W sumie nie wiedziałem jak to interpretować, ale mimo wszystko mnie to rozbawiło. - Sam widzisz, mam kaca. Nie nadaję się na imprezy.
- Do wieczora ci przejdzie. - usiadłem na skraju łóżka, tuż przy jej nogach, w które po chwili trąciłem ją zachęcająco. - No weź, przyjdziesz, zobaczysz jak gramy...
- Wiem jak gracie. - dziewczyna niepewnie zerknęła na mnie zza wielkiego okładu. - Znam was od X Factora.
- Jesteś fanką? - zdziwiłem się szczerze.
- W życiu bym się tak nie nazwała. - Lou zaznaczyła od razu. - Po prostu nie sposób na was nie trafić.
- No i świetnie, będziesz sobie mogła pośpiewać do naszych piosenek. - uśmiechnąłem się szeroko. Dziewczyna przez moment trawiła moją wypowiedź, mrugając parę razy powiekami.
- Nie. - rzuciła w końcu bardzo dokładnie i bardzo wyraźnie.
- Nie zaczynaj znowu. - westchnąłem, garbiąc się lekko. Na dziewczynie nie zrobiło to większego wrażenia. Dlatego w akcie desperacji, sięgnąłem po laptop, który wczoraj zostawiłem na stoliku obok i szybko rozłożyłem go na kolanach. - Dobra, nie chcesz do nas... Jest kupę innych zespołów, co dzisiaj grają w Londynie. - kiedy sprzęt się załadował, kliknąłem w ikonkę internetu, żeby sprawdzić dzisiejszy repertuar koncertowy.
- Nie pójdę na żaden koncert, no czy ty mnie nie rozumiesz. - dziewczyna aż rzuciła mnie mokrą szmatą. Plasnęło o policzek i nieprzyjemnie zawiało chłodem, ale nawet to mnie nie zraziło.
- Nie. To ty mnie nie rozumiesz. I jesteś cholernie uparta. - szybko starłem wodę z twarzy i uśmiechnąłem się do dziewczyny radośnie. - Jaki jest twój ulubiony zespół?
- Happysad. - westchnęła kapitulacyjnie. "Że jak?"
- Co? - zmrużyłem oczy, patrząc na nią dociekliwie. Mimo bólu w oczach, wyszczerzyła się zadziornie.
- A, sam widzisz. - prychnęła. - Nawet nie wiesz co to jest.
- Ty specjalnie się ze mną droczysz. - zauważyłem.
- Nieprawda. - Lou od razu się zapowietrzyła. - Kocham Happysad. Mają cudowne piosenki.
- No zobaczymy. - skinąłem głową, wchodząc na youtube'a. - Podaj jakiś tytuł. - dziewczyna sypnęła czymś, co słowo daję, że brzmiało tak samo jak to wczoraj. Więc tylko spojrzałem na nią z politowaniem. - A tak, żebym zrozumiał?
Lou westchnęła ciężko, ale przeliterowała mi wszystko po jednej literce. Chociaż dla mnie nawet w całości "taka woda byc" nie miało żadnego sensu. "Co za dziwny język..."
- Co to znaczy? - zapytałem dla pewności, zanik kliknąłem ENTER. Ta dziewczyna była dziwna i w zasadzie nie wiedziałem, czy mi tu nie wyskoczy nagle z jakimiś porno-piosenkami. Nawet jeśli zupełnie nie wydawała się być tak zboczona.
- Sprawdź sobie w tłumaczeniu. - prychnęła tylko, na powrót przyciskając dłonie do głowy.
- Jaka ty jesteś pomocna... - westchnąłem, szukając w Googlach dobrego tłumaczenia piosenki
- Zaraz będziesz chciał znać tekst, a mi mózg za bardzo paruje, żeby się z tym męczyć. - dziewczyna stwierdziła wyniośle, pocierając dłońmi czoło. "No współczuję bólu głowy..."
- Chcesz coś na kaca? - spytałem przyjaźnie, wpatrując się w ekran, żeby załączyć odpowiedni filmik.
- A istnieje jakieś skuteczne lekarstwo? - chociaż nie patrzyłem, wyraźnie czułem jak Lou na mnie spogląda.
- Nie sądzę.
- To co się głupio pytasz. - dziewczyna sapnęła pod nosem. Naprawdę chciałem jej pomóc na głowę, ale kompletnie nie wiedziałem jak. Dlatego skupiłem się na piosence, która w końcu rozbrzmiała w głośnikach powolnym rytmem i zacząłem czytać tłumaczenie tekstu. "Nieźle się to sklejało..."
- Całkiem niezły ten...
- Ciii... - dziewczyna szepnęła niespodziewanie i machnęła na mnie ręką. - Po prostu słuchaj. - stwierdziła półgłosem. Sam nie wiedziałem co lepsze. Czy oddawanie się piosence, która rzeczywiście brzmiała całkiem nieźle, czy raczej patrzenie na dziewczynę, która bezgłośnie powtarzała słowa za wokalistą, uśmiechając się przy tym delikatnie. "DRUGIE, BARANIE, WYBIERZ DRUGIE!" - Przez ciebie zatęskniłam za polskimi imprezami studenckimi... - niespodziewanie otworzyła oczy i spojrzała na mnie z urazą. Natychmiast odwróciłem wzrok, udając, że gapię się w ekran.
- Studenckimi? - zauważyłem głupio. "No jakbyś ty, aniołku jeden nie bawił się ze studentami przed X Factorem..." - Wczoraj mi mówiłaś, że jesteś z tego samego roku co ja.
- Oj, to tak tylko z nazwy... - westchnęła. - Imprezy są otwarte dla wszystkich.
- Wbijałaś się na imprezy studenckie? - zaśmiałem się, tak dla podpuszczenia dziewczyny. Wzięła nawet głęboki wdech, żeby coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnowała.
- To było dawno. - stwierdziła cicho.
- No to ci dzisiaj przypomnę. - wyszczerzyłem się do niej, układając już w głowie plan jak ją zaciągnę na nasz koncert i pokażę jej co to znaczy się dobrze bawić. Choćby się miała i nogami zapierać... Albo ciskać we mnie takim spojrzeniem jak teraz.
- Jesteś uparty jak osioł.
- Bo masz, złotko, zbyt wyszczekany charakterek jak na dziewczynę, co się chowa w czterech ścianach.
- Nie znasz mnie. - Lou praktycznie na mnie warknęła.
- Sama potwierdzasz moje teorie. - zaśmiałem się. Dziewczyna od razu zmierzyła mnie wzrokiem.
- Ja nie lubię imprez, wiesz? Za dużo ludzi. Ja wolę książki. Książki są fajne.
- Super, masz wiedzę teoretyczną, teraz czas na praktykę. - kiwnąłem przesadnie głową.
- Za bardzo mnie boli głowa, żebym mogła się z tobą kłócić. - dziewczyna zamknęła oczy, układając ramiona na czole. "No biedactwo..."
- No to idź spać. Do 20 musi ci to przejść. - stwierdziłem, na równi z jej pomrukiwaniami. I chociaż nie znałem tego jej języka, byłem pewny, że właśnie nieźle mnie przeklęła. "Wariatka..."
Tak, ja wiem, że to strasznie naciągane i przesłodzone, ale takie właśnie ma być. Durny, typowy początek ich znajomości, żebym mogła ją niebanalnie skończyć. Z drugiej strony to też lekki eksperyment, połączyłam wszystko to, co znajduje się w prawie każdym poznaniu się Jego i Jej w ff i jestem ciekawa jak zareagujecie :) Mam nadzieję, że nikt się nie zanudził czytając powyższe :)
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa hej. Ja lubię jak jest słodko, no bo potem arrrrrrrr ugh -,-
OdpowiedzUsuńNie znudziłam się ani troszkę! Uwielbiam to hfkagdkfjskbdbd
Częściej powinno być słodko, bo wszyscy są szczęśliwi. Lou i Harry, i ja :)
Um a tak mniej-więcej ile te wspomnienia trwają? Harry tak siedzi, gapi się przed siebie, nie ma z nim kontaktu? To musiałby być hmm ciekawe? Hahaha. Ciekawa byłaby też wymowa 'chrząszcz brzmi w trzcinie' skoro nawet niektórzy Polacy nie potrafią tego poprawnie wymówić.
Ogólnie to uwielbiam RM, jest genialne, a ty jesteś genialna :)
Scarlett
Ps. Cieszysz się, że już jest ciepło, lato itd.?
Uffff, czyli Cię nie zasłodzę. Co za ulga :)
UsuńIle trwają wspomnienia Hazzy? Cóż, kilka sekund. Króciutko, ale wtedy serio brak z nim kontaktu. Lubi się chłopak zamyślić czasem :)
Hm, może kiedyś uda się w końcu namówić Lou do wypowiedzenia tego łamańca przez Hazzę :) Widziałam, że z angielskimi łamańcami idzie mu nieźle, więc kto wie... Może nawet Hazz się polskiego zacznie uczyć dla dziewczyny :)
Dziękuję za cudowne słowa, ale to Ty jesteś genialna :)
Buziaki xx.
PS: TAK! O wiele lepiej mi się pisze... :)
Hey, cieszysz się, że właśnie czytasz mój kolejny, żenujący komentarz? ;)
OdpowiedzUsuńHaha dobrze wiesz, że nie umiem pisać komentarzy, takich na jakie zasługują twoje rozdziały, ale wiesz... staram się, no :) A chęci się liczą, prawda?
To nie jest przesłodzone! Zawsze musi być coś słodkiego, no bo hej, musi być jakaś równowaga, co nie? :) Jest super. Strasznieeeeeee mi się podoba :D
Boże błagam niech Lou kiedyś namówi Harrusia na tego łamańca! :* To będzie mega. ;3
I ta akcja drzwi-ręcznik-Harry... Boże już dawno się tak nie śmiałam, serio ;) Brzuch mnie strasznie boli, ale już się ogarnęłam. No tak przynajmniej mniej więcej ;*
I Eve... Kocham, kocham ! Dziękuję, że ... No po prostu Niall kogoś tu ma. Wiem, pewnie myślisz, że jestem dziwna, czy coś, ale... Może lepiej już się zamknę. Nie chcę się bardziej pogrążać ;)
To ten... Rozdział cudowny, jak zawsze ;* Dużoooo weeeny! <3
Twoja fanka,
Tusiak :)
Jaki żenujący, kobieto? Ja kocham Twoje komentarze! Są cudowne i sprawiają mi ogromną przyjemność. Nie ma słów, żebym wyraziła swoją wdzięczność za nie :)
UsuńTo jest przesłodzone, bo większość opowiadań się tak zaczyna. Ona jest załamana, on ją zaczepia, pomaga, zabiera do siebie mimo, że sie nie znają, a potem nagle wielka miłość. Biorę pełną odpowiedzialność za to, że to napisałam :)
Spokojnie, pewnie nie raz jeszcze wsadzę tego łamańca do treści, w końcu Lou lubi się nad Hazzą pastwić. Może kiedyś Harry się przełamie :)
Drzwi-ręcznik-Harry... No powinnaś być gotowa, Gemma mówiła, że coś takiego się wydarzyło. Ja tylko kompletuje te wspomnienia. Ale cieszę się, że Ci się podobało. Dynamiczne akcje jakoś nigdy mi nie szły...
Eve na pewno się ucieszy z takiego wyznania miłości :) No i jakoś się przyzwyczaiłam do chłopaków 3+2, czyli trzech zajętych i dwóch wolnych, a że Louis i Liam nie mają pary... Musiałam kogoś wyswatać. Trafiło na nich :)
Dziękuję jak zawsze za cudowny komentarz :)
Buziaki xx.
Nie potrafię się rozpisywać w komentarzach, więc powiem tylko: KOCHAM TO OPOWIADANIE <3
OdpowiedzUsuńA ja kocham Ciebie i podziwiam, że chce Ci się je czytać :)
UsuńTaką wodą być czyli Happysad. Nastrojowo :)
OdpowiedzUsuńOj tak, zdecydowanie :)
UsuńNo właśnie.... jak tak czytałam to w pewnym momencie się zatrzymałam i stwierdziłam " Zaraz, zaraz, przecież to brzmi jak typowy ff, co się dzieje?" Impreza, picie, zazdrość, dom, koncert = przyjaźń, później co nieco czegoś innego :D Przesłodzone? Masz rację przesłodzone, ale od słodkości jeszcze nikomu nic poważnego się nie stało. A jak jeszcze w ta słodkość jest zamieszany Harry z Lou to ja pytań nie mam.
OdpowiedzUsuńRęcznik i Harry chyba się szczególnie nie lubią, czyż nie? Tym lepiej dla... Lou. Tak, tak wtedy to jeszcze nie było to, ale zawsze jakieś przełamanie lodów.
O Boże, kupiłaś mnie Happysad tak, że bardziej się nie da. Nie żebyś wcześniej mnie nie miała w swoich sidłach, ale....Happysadhappysadhappysad jeden z moich ulubionych zespołów i jeszcze z Taką wodą byc. Oooooo ja-cie. <3
" Harry... - zaczęła szeptem, zupełnie jakby w tym pokoju spał ktoś jeszcze. - Bo ty jesteś Anglikiem, prawda?
- Całe życie wydawało mi się, że tak. - kiwnąłem głową, zaintrygowany. - A co?
- Zawsze chciałam coś zrobić z Anglikiem. - Ruda wyszczerzyła się niespodziewanie. "COŚ?!"
- Co? - chrząknąłem, próbując odsunąć od siebie setkę durnowatych pomysłów, których ta dziewczyna NA PEWNO nie dopuściłaby się ze mną po jednym dniu znajomości. "Zboczeniec..."
- Powiedz: chrząszcz brzmi w trzcinie. - zatrzeszczała nagle czymś niezrozumiałym. Zmarszczyłem brwi, próbując powtórzyć to w myślach, ale nic z tego.
- Jesteś pijana. - stwierdziłem w końcu, dla zachowania honoru.
- No powiedz. - Ruda była nieustępliwa.
- Nie będę nic mówić. - prychnąłem, zakładając ręce przed sobą. - To nie są nawet słowa.
- Tchórz. - dziewczyna spojrzała na mnie z poczuciem wyższości. Już miałem nawet się poddać jej manipulacji, ale stwierdziłem, że durnia robić z siebie nie będę.
- Spać."
Nie, nie, wcale nie skopiowałam jakiejś 1/10 rozdziału.
Ale ta scena, ta scena jedno wielkie hahahahahahahahahahahahahahah. Chrząszcz brzmi w trzcinie, zawsze i wszędzie, nigdy mi się nie znudzi.
"I chociaż nie znałem tego jej języka, byłem pewny, że właśnie nieźle mnie przeklęła. "Wariatka..."
Przepraszam, ale to też musiałam, po prostu musiałam.
"No czy ja jej się tu oświadczałem?" No to to może nie, Hazza ale kiedy indziej już tak. Tak a propos to masz może w planach scenę jak już Lou się zgodzi. Wiem że coś tam jakieś wzmianki już były, ale tak całe wspomnienie? Wiem, wiem ja dużo chcę i proszę, już dostałam trójkącik, więc przez jakiś czas jestem w pełni usatysfakcjonowana i szczęśliwa, ale wiesz... pomyśl o tym :D
Wybacz za dzisiejszy komentarz, jakoś nie mogłam się odpowiednio wysłowić.
Ściskam
H
Co się dzieje? Już tłumaczę... Otóż będąc w wieku przeciętnej fanki 1D, czyli jakieś 15-16 lat, byłam fanką Jonas Brothers. Kojarzysz zespół? Za ich czasów też pisało się opowiadania. Opowiadania, nawet ff nikt tego nie nazywał. Sama mam 14 zeszytów z takimi bzdurami, ale nie o tym chciałam mówić :) Wtedy zaczytywałam się w opowiadania niejakiej Kitty. No cudowne były! My summer love, zdecydowanie moje ukochane :) Kaśka, Polka, jedzie do Berlina i tam spotyka chłopaków, którzy od razu biorą ją w trasę. Znajome, nie? Typowe ff. Ale tak cudowne, że... No nie da się nawet tego określić słowami :) Więc i ja piszę takie bzdury, na podstawie mojego ukochanego, najpiękniejszego fanowskiego opowiadania :) Chyba nie masz mi tego za złe? :)
UsuńI Boże, dziewczyno, kocham Cię! :) Chcę słyszeć o innych swoich potknięciach, żebym wiedziała co mam poprawiać :)
Też kochasz Happysad? :) Ostatnio grali na medykaliach w Lublinie, no cudowny koncert :) Chyba najlepszy na jakim byłam kiedykolwiek :)
I wiesz co... Chyba wiesz co ja mam zamiar dodawać... Scena zaręczyn już dawno napisana, tylko trzeba ją okroić i wstawić w odpowiednie miejsce :)
A komentarz cudowny, mówiłam Ci już że Cię kocham? :)
Buziaki xx.