ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ DWÓM OSOBOM. TEJ, KTÓRA MA URODZINY (kiepsko się złożyło, ale z tego co planuję, Eve pojawi się już w 39) ORAZ HANI, KTÓRA MNIE NAMÓWIŁA NA SCENĘ GEMS-HAZZ-LOU :) Mam nadzieję, że się Was nie zawiodłam... :)
Zagryzłam wargę, uciekając wzrokiem w bok. "No tego to już mu na pewno nie opowiem..."
*
Dziewiętnastka mojego brata, gigantyczna impreza. Kupa ludzi, fura muzyki i morze alkoholu. Można sobie wyobrazić lepszą imprezę? Wiadomo, że nie. "No i pomyśleć, że to mogło nie dojść do skutku..." Trzymając w garści kubeczek z drinkiem, szybko wzrokiem odnalazłam Harry'ego. Nie sposób go było nie zauważyć. Tą dziwną koszulę w serduszka widać było pewnie z kosmosu. Ale jak się jemu podobała, to co mi było do tego. Ważne, żeby on był szczęśliwy. I jak widać - był. Szczerzył się od ucha do ucha, uwieszony na ramieniu Nialla i obaj gadali z tą niedoszłą striptizerką. Byłam przekonana, że to i tak nie ona jest powodem tej nagłej zmiany mojego brata. Powód stał po drugiej stronie pokoju. Zapatrzony w telefon i kompletnie olewający wszystko, co się dzieje dookoła. "No to chyba czas pogadać..." Odważnie ruszyłam w stronę dziewczyny, przy okazji przypatrując się jej ubraniu. Nie to, że miałam coś przeciwko. Po prostu byłam przekonana, że na te kilka razy, kiedy się z nią widziałam, ona zawsze była w tym samym. Dżinsy i jakiś sweterek. "No ciekawy styl..."
- I co, tak strasznie bolało? - podeszłam ją od tyłu i podniosłam głos, próbując przekrzyczeć muzykę. Dziewczyna obejrzała się i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co?
- No rozmowa. - rzuciłam, popijając łyk drinka. - Z Harrym.
- Nie. - Ruda na moment opuściła wzrok. A kiedy znów na mnie zerknęła, uśmiechała się szeroko. - Właściwie to chciałam się do ciebie wybrać i ci podziękować. Gdybyś wtedy do mnie nie przyszła...
- Przyszłam, bo miałam dosyć brata, który snuje mi się po domu jak zombie i prawie w ogóle się nie odzywa. - podniosłam głos, próbując przekrzyczeć coraz głośniejszą muzykę. - Taki ma ochotę wychodzić, więc mam wolną chatę. - uśmiechnęłam się. Ruda zmrużyła oczy i spojrzała na mnie uważnie. A po chwili znowu się do mnie nachyliła.
- Jesteście strasznie do siebie podobni. - rzuciła. "No ona sobie chyba żarty stroi..."
- Wiesz co... Zaczynałam cię delikatnie lubić, ale obrażaniem mnie już wszystko popsułaś. - pokręciłam głową. Ruda zaśmiała się w odpowiedzi. I ja się uśmiechnęłam, jednocześnie podnosząc mój magiczny kubeczek do ust. Niestety nic nie udało mi się z niego upić... - Oj, szklaneczka mi się zepsuła. Idziesz ze mną po następną? - zerknęłam pytająco na dziewczynę. Ta tylko pokręciła głową.
- Ja nie piję.
- Oj daj spokój, jest impreza, jest darmowy alkohol. Grzech nie skorzystać. - złapałam ją za ramię i pociągnęłam w kierunku baru. Z przystojnym barmanem. - No i są takie fajne różowe drinki. Jak zwrócisz, to tak dosłownie jakbyś rzygnęła szczęściem. Na różowo.
- Mówił ci? - Ruda spojrzała na mnie niepewnie.
- Kochana, on mi wszystko mówi. - wyszczerzyłam się automatycznie. - Czasami to wkurzające, ale co poradzić. Brata się nie wybiera, ostatecznie można go zakopać w ogródku i udawać, że się nic nie wie. - stwierdziłam, mimowolnie wyobrażając sobie ten spokój, gdybym się zdecydowała zrealizować te plany. "Normalnie raj..." Uśmiechnęłam się nawet pod nosem, akurat podchodząc już do baru i opierając się o ladę tak, żeby mieć doskonały widok na Rudą. - Niestety mi się trafiła przylepa. - kontynuowałam po chwili, kiwając dłonią na barmana, który od razu zabrał się do robienia dwóch drinków. - I pierdoła, bo zamiast znaleźć sobie przyjaciół, czepił się mnie. Trzymaj. - rzuciłam na jednym tchu, zgarniając z blatu szklanki, przed chwilą postawione tu przez barmana. Ruda strasznie niepewnie na nie spojrzała. - No pij, tyle masz z tego wieczora, skoro Harry uciekł ze striptizerką. - praktycznie wcisnęłam jej kubek w ręce, unosząc ten swój do ust. Pobieżnie rozejrzałam się po sali, zanim zaczęłam nowy temat z tą moją przyszłą bratową, kiedy zobaczyłam nikogo innego jak właśnie Hazzę, lekko podchmielonym krokiem zbliżającego się w naszą stronę. - A jednak nie... - jęknęłam do siebie, upijając duuuuuuży łyk drinka.
- No i jak się bawisz, skarbie? - Harry natychmiast uwiesił się na plecach swojej biednej dziewczyny. Ta tylko spojrzała na niego kątem oka i chyba już nawet miała się odezwać. Uznałam, że cokolwiek ma do powiedzenia, na pewno nie będzie to miłe, a ze względu na to, że pogodzili się ledwie dwa dni temu, to ja postanowiłam się wtrącić.
- Hazz... - rzuciłam głośno, żeby mnie dosłyszał.
- No co? - najwyraźniej dosłyszał, bo spojrzał na mnie uważnie.
- Idź się przylep do kogoś innego. - rozkazałam. - My tu sobie rozmawiamy.
- Wy? Razem? - pisnął zdziwiony. - Niby o ja... - urwał nagle, marszcząc czoło. - Chwila. Obgadujecie mnie?
- No właśnie nie, bo nadal tu siedzisz. Mógłbyś sobie stąd zniknąć?
- Chyba sobie... - zaczął, ale skrzywił się nagle i dziwnie ugiął kolana. - Gdyby mi się nie chciało do kibla, na pewno bym tu został. - rzucił nieprzyjemnie, po czym nachylił się do ucha Rudej i chyba coś jej tam szepnął. Poczułam się nawet pominięta, więc kiedy już odchodził, z miłą chęcią mordowałam go spojrzeniem. A już po chwili uśmiechnęłam się sympatycznie do Rudej.
- No pij, na trzeźwo przecież nic z ciebie nie wyciągnę... - skinęłam głową na jej szklankę. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, ale w końcu podniosła kubek do ust. "No i o to chodziło..." Wyszczerzyłam się automatycznie, opierając łokieć na blacie tak, żeby wygodnie móc ułożyć głowę. A kiedy już się wykokoszyłam, posłałam Rudej odpowiednie spojrzenie. - Więc, jak się pogodziliście? - rzuciłam od niechcenia.
Ruda od razu uraczyła mnie pobieżną historyjką jak to wybrała się do mojego brata z przeprosinami za jego winy i tak przez dwa dni dochodzili do porozumienia. Na początku mówiła tak bardzo ogólnikowo, ale kiedy wcisnęłam w nią czwartego drinka, musiałam ją już nawet hamować, żeby nie usłyszeć za dużo. "No bo co za dużo to niezdrowo, nie?" Na szczęście szybko wyszedł nowy temat. A potem kolejny i kolejny. Kiedy już przeniosłyśmy się na kanapę, gdzie było o niebo wygodniej, sama nawet nie wiedziałam o czym gadamy. Ale to musiało być coś szalenie zabawnego, bo nie mogłam przestać się śmiać, zresztą zupełnie jak Ruda. Której imię, swoją drogą kompletnie mi wyleciało. "Ale co to teraz miało za znaczenie..."
- Dziewczyny, a co wy się tak ukrywacie...? Omija was najlepsza impreza. - w tym całym chichraniu, niespodziewanie podszedł do nas mój Liam. Oparł się o tył kanapy i z pijackim uśmiechem patrzył to na mnie, to na Rudą. - Gadać to sobie możecie potem. Tu i tak nic nie słychać.
- Ciebie słychać bardzo wyraźnie. - pokręciłam głową, bo ten jego bas w głosie wyjątkowo drażnił mi uszy. - Drzeć się nie musisz, wiesz?
- Nie narzekaj... - Liam machnął na mnie ręką. - A może macie ochotę na małą zabawę? Tam jest paru chętnych i wstawionych ludzi, może być ciekawie. - odwrócił się na moment i skinął głową na wstawionych ludzi, tłoczących się w kółeczku. Od razu pojęłam co się szykuje, ale jakoś nie miałam ochoty na całowanie się z obcymi. Liam zresztą też nie, co miałam mu zaraz dosadnie wytłumaczyć.
- Jaką zabawę? - oczy Rudej tymczasem aż się zapaliły z zaciekawieniem.
- Taką, której nie zapomnisz do końca życia, skarbie. - Liam wyszczerzył się do niej i tak jakby lekko nachylił. Od razu go odsunęłam, bo mi zasłaniał widok na dziewczynę.
- Kochanie, poznaj mojego dzisiaj pijanego, jutro już eks-chłopaka, Liama. - skinęłam na niego głową. Ruda zaśmiała się głośno, a Liam tylko spiorunował mnie spojrzeniem.
- Co się ciskasz, żartuję sobie tylko. W końcu kiedyś będziemy jedną, wielką, szczęśliwą rodzinką, nie? - zarzucił ramiona zarówno na mnie, jak i na Rudą i uściskał nas lekko. A po chwili złapał nas obie za nadgarstki i prawie zerwał z kanapy. - No to nie ma co tu siedzieć, idziemy się bawić. - nie zważając na moje opieranie, pociągnął nas w stronę kółeczka.
- O co tu chodzi? - Ruda spojrzała na mnie niepewnie, z jawnym pytaniem w oczach.
- To proste. - westchnęłam i poczęłam tłumaczyć zasady gry z kartką. No wiadomo o co chodzi, kartka jeździ po kółeczku podawana ustami, a jeśli upadnie, winni muszą się pocałować. Ruda chyba pierwszy raz o czymś takim słyszała, bo w odpowiedzi aż wybałuszyła na mnie oczy. - Nie martw się, jeśli...
- Dobra, ale stoisz obok mnie. - wpadła mi w słowo, przybierając zaciekłą minę. "No to się panna rozkręciła..." Uśmiechnęłam się pod nosem, wciskając się między zebranych ludzi tak, żeby z jednej strony mieć Rudą, a z drugiej mojego debila. No i żeby ten debil sąsiadował z innym facetem, żeby przypadkiem mu się nie zamarzyło całować z innymi. Zanim wszystko się zaczęło, rozejrzałam się jeszcze wokół siebie, żeby może przypadkiem i Hazzę do tego wciągnąć, ale nigdzie go nie zauważyłam. "No a tego gdzie znowu wywiało?"
*
Obudziłam się z przekonaniem, że ktoś tuż przy moim uchu zaczął wiercić młotem pneumatycznym. Kiedy jednak z wielkim trudem udało mi się otworzyć powieki, zorientowałam się, że to jedynie wibrujący telefon, który oznajmiał wszem i wobec, że dostałam SMS-a. Nawet go nie otwierałam, po prostu zrzuciłam telefon z łóżka, żeby go uciszyć. I udało mi się. Ale to niestety i tak nijak nie poprawiło mi nastroju, bo głowa nadal pulsowała mi przeogromnym bólem. W dodatku strasznie szumiało mi w uszach, a w ustach prawie że czułam piasek, taka susza. Nie wspominając o tej wrażliwości na ostre światło, przez którą cały czas musiałam mrużyć oczy. "Jak Boga kocham, nigdy więcej nie piję..." Z cierpieniem przewróciłam się na bok próbując ustalić gdzie jestem i co robię. Ledwo podniosłam powieki, wgapiając się w sufit i schodząc coraz to niżej. Aż mój wzrok napotkał czyjeś ciało. Leżące na plecach z ręką przystawioną do czoła i pojękujące cichutko rzeczy w dziwacznym języku. "No i co do cholery?" Już miałam zacząć panikować, że co ja robię z obcym kimś w obcym łóżku, kiedy wspomnienia poprzedniego wieczora zaczęły do mnie wracać. To jak zaczęłam gadać z tą Rudą mojego brata. To jak piłyśmy jeden drink za drugim. To jak Liam wyciągnął nas do durnej gry. I to jak między mną a Rudą karteczka niespodziewanie spadła... "O matko kochana..." Przypominając sobie tamten moment, niekontrolowanie zaczęłam się rechotać. Tak głośno, że ten ktoś obok odstawił rękę od głowy i spojrzał na mnie z pretensją. Jak się okazało - to była Ruda.
Co chwila zerkałam na zegarek, z obawą odliczając mijające minuty. Było już prawie dwadzieścia po dziewiątej, a Harry nadal nie dawał znaku życia. Szpital przecież już dawno zamknęli dla odwiedzających, więc nawet bałam się pomyśleć co mógł tam robić do tej pory. Dobra, martwiłam się o tego gówniarza, ale to tylko dlatego, że nie widziałam go ponad dobę i nie miałam nawet cienia wskazówki co się z nim dzieje. "I co ja powiem mamie jak zadzwoni?" Opadłam ciężko plecami o oparcie kanapy, odkładając 'czytaną' książkę już zupełnie na bok. Na wszelki wypadek wyciągnęłam już telefon z kieszeni, licząc na to, że zaraz magicznie zadzwoni. W sumie to już zbliżała się godzina zero, czyli moment kiedy miałam zdawać mamie całodniowe relacje z zachowania Harry'ego i jego ewentualnych popraw.
Nadal nie rozumiałam dlaczego ja musiałam grać główną rolę w tej konspiracji i donosić na własnego brata własnej matce. Jakby nie mogli normalnie ze sobą pogadać i ustalić, że Hazz wraca jednak do Chesire, mama się opiekuje swoim synkiem i wszyscy są szczęśliwi. Przecież on musiał udawać twardziela, a ona matkę pogodzoną z tym, że jej syn jest już dorosły i ma swoje życie. Chociaż z drugiej strony byłam pewna, że gdybym na własne oczy nie widziała co z Harrym, poskręcałoby mnie z niepewności. Tak jak teraz, a przecież nie widziałam się z nim tylko ponad dobę... "Ten małolat mnie wykańcza..." Podciągnęłam kolana pod brodę, kolejny raz zerkając na ten wielki zegar w rogu. Westchnęłam ciężko, widząc jak wskazówki wolno się poruszają. A kiedy już zaczynałam wpadać na pomysł, że po mijającej dobie mogę spokojnie zgłosić zaginięcie na policję, kluczyk w zamku zatrzeszczał znajomo. "NO W KOŃCU!" Odetchnęłam z ulgą, szybko zgarniając książkę w ręce. Dla niepoznaki wbiłam w nią oczy i dopiero kiedy usłyszałam kroki na podłodze, zamknęłam ją z powrotem.
- Hazz, już miałam wpadać w czarną rozpacz, że tak długo cię nie ma. - zaczęłam żartem, żeby tylko przypadkiem się nie poznał. - Co zrobiłeś pielęgniarkom, że cię do tej pory nie... - urwałam, widząc kompletnie wymiętego brata, który powoli i z przerażająco smutną miną, zdejmował buty. Natychmiast poderwałam się z kanapy. - Harry? Czemu jesteś taki blady? - pisnęłam, kiedy wszystkie straszne scenariusze przeszły mi przez głowę. "No chyba ona nie..." - Co z Lou?
- Wszystko... Znaczy bez zmian. - zachrypiał, kręcąc głową. - Bez najmniejszych zmian.
- To...
- Przyjaźniłyście się tak? - przerwał mi ostro, zupełnie nagle wbijając we mnie swoje spojrzenie. Tak pełne pretensji, że byłam w stanie tylko przełknąć ślinę i powoli kiwnąć głową. - To czemu ona ze mną była? Po co? Przez większą część czasu i tak nie mogłem przy niej być, praktycznie wystawiłem ją na pożarcie medialnym hienom...
- Hazz, cały się trzęsiesz. - rzuciłam spokojnie, zanim rozkręcił się na dobre. Poza tym wcale mi się nie podobało to, że jest przemoczony od góry do dołu. - Może się najpierw ogrzej, co? Ja zrobię ka... herbatę, pogadamy dłużej... - dla uspokojenia położyłam dłoń na jego ramieniu i pociągnęłam go lekko w stronę sypialni. Na szczęście się nie opierał... - Zwiałeś ochroniarzowi? - spytałam, zastanawiając się skąd w jego ubraniach tyle wody.
- Miałem ochotę na chwilę samotności. - wzruszył ramionami, skręcając w odpowiednim miejscu do swojego pokoju.
- Przebierz się w coś suchego i to szybko. - rzuciłam za nim. - Ja ci nie będę gotować rosołków. - ostrzegłam, wycofując się do kuchni.
Jak na automacie postawiłam czajnik z wodą na gazie i przygotowałam dwa kubki na herbatę. A kiedy czekałam na odpowiedni gwizd, oparłam się ciężko dłońmi o blat szafki przy kuchence i westchnęłam ciężko.
Nie podobało mi się to, że Harry był tak niestabilny emocjonalnie. W jednej chwili był zachwycony Lou, w drugiej znowu nie wierzył, że coś ich łączyło. Rozumiałam, że nadal był skołowany, przecież przeprowadziłam setki rozmów z tym jego lekarzem. Ale w najgorszych snach nie sądziłam, że to będzie przebiegać w ten sposób. I co najgorsze, wszystko spadnie na mnie, bo mama udaje twardzielkę, a chłopaki 'starają się na niego nie naciskać'. Tylko, że potem jeden po drugim przychodzą tu kiedy go nie ma i żądają relacji. "I czemu to na mnie wszystko spadło...?" Powoli przeczesałam dłońmi włosy dla rozluźnienia chwili. Wolałam nawet nie myśleć co tym razem wpadło Harry'emu to głowy i jak będę musiała się z tego tłumaczyć reszcie.
Czajnik zagwizdał dokładnie w momencie, kiedy Harry wszedł do kuchni i stanął obok mnie, opierając się tyłem o szafkę. Zerknęłam na niego przelotnie, starając się nie narobić powodzi przy zalewaniu herbaty. Co było trudne, kiedy wgapiał się we mnie tak strasznie rozżalonym wzrokiem. "I czemu mnie pokarało takim bratem..."
- Przypomniało ci się coś ciężkiego? - spytałam niechętnie, właściwie bojąc się odpowiedzi.
- Nie, nawet nie. - Hazz zmarszczył brwi i wbił ten dziwaczny wzrok przed siebie.
- No to skąd ta podkowa? - obserwowałam go uważnie, odstawiając czajnik na odpowiednie miejsce.
- Najlepiej jak ci to po prostu pokażę.
Harry niespodziewanie wyrwał przed siebie, nawet się nie oglądając. Szybko złapałam przynajmniej jeden z parujących kubków i pognałam za nim. Jak się okazało, do tej ich sypialni.
Szczerze mówiąc, głupio mi było tam wchodzić. To było ich prywatne miejsce, gdzie spędzali dużo czasu i mogli robić najdziwniejsze rzeczy. Trochę się nawet bałam co właściwie mogę tam znaleźć, ale widząc jak Harry rozsiada się przed biurkiem i odpala laptop, niepewnie weszłam do środka. Nawet nie rozglądałam się na boki. W całym swoim życiu byłam tu tylko raz i wolałam zostać w błogiej nieświadomości. Więc skupiając się na migającym ekranie, klapnęłam na tym kawałku krzesła, który Harry mi zostawił i odstawiłam kubek na biurko. Z bijącym sercem obserwowałam jak Hazz załącza jakąś plotkarską stronę. "No to nie wróży nic dobrego..." Ale po jego minie wiedziałam, że póki co, nie mam szans na sprzeciwy, więc wczytałam się w tekst, który mi wskazał. Same głupie i pozbawione logiki hejty skierowane na moją przyjaciółkę. "Więc to go tak żarło?"
- Nawet nie wiem co mogłabym ci teraz powiedzieć... - westchnęłam, patrząc z boku na brata. I on na mnie spojrzał. Mocno wkurzony.
- Coś tu trzeba mówić? - wściekle machnął ręką. - Normalnie wystawiłem ją na odstrzał. - ściszył głos, tym razem smutno zerkając w stronę monitora. - Prawie wszyscy ją tutaj miażdżą.
- Bo są zazdrosne, albo nadal wierzą w ciebie i Louisa. - rzuciłam bezmyślnie.
- Co? - Harry pisnął, szybko marszcząc brwi. "CZERWONY ALARM!"
- Hazz, powinieneś już wiedzieć, że internet daje ludziom odwagę do wypisywania najróżniejszych głupot. - chrząknęłam, starając się mówić spokojnie. - Wystarczy po prostu tego unikać, bo zwalczyć się nie da.
- Może się da. - rzucił zajadle. - Mogłem chociaż spróbować, a nie...
- Ja spróbowałam. - uśmiechnęłam się krzywo i nachyliłam się do klawiatury. Bez namysłu zaczęłam klikać w literki, po chwili załączając odpowiedni link. - Któregoś dnia się ze mnie wylało po tym jak na moich oczach jakaś z twoich fanek podeszła do Lou i nazwała ją dziwką. Powiedziałam co myślę. Widzisz jak się skończyło? - machnęłam dłonią na ekran. Hazz z zainteresowaniem wczytał się w opis. - Zostałam podkupiona przez twoją wytwórnię, żeby uwiarygodnić ten związek. - mruknęłam z pretensją. - Widzisz, Hazz, otaczają cię sami materialiści...
Harry kompletnie zignorował moje próby rozładowania sytuacji. Westchnął ciężko i wplótł dłoń we włosy. Jak zawsze w stresujących sytuacjach zaczął nawijać jakiś kosmyk wokół palca. Tym razem też powoli odwrócił się w moją stronę i posłał mi pytające spojrzenie.
- Więc po co ona się z tym tyle męczyła?
- O Boże, ale ty jesteś głupi... - westchnęłam z irytacji. "Normalnie ręce opadają!" - Faceci to już tak genetycznie mają klapki na oczach przy najprostszych sprawach, czy macie od tego jakąś specjalną szkołę? - zerknęłam na niego z pretensją. Oczywiście gapił się na mnie nic nie rozumiejąc. "Facet..." - Ona cię kocha, kretynie. I czuła to samo od ciebie, więc reszta jej nie obchodziła. - z słowa na słowo coraz bardziej ściszałam głos, widząc to przerażenie w oczach brata, kiedy patrzył przed siebie. "On nadal niedowierzał...?" - Lou zwyczajnie to wszystko olewała. Nie potrzebowała udowadniać innym tego związku, najważniejsze, że wy wiedzieliście o co chodzi. No i ja oczywiście. - uśmiechnęłam się dla rozładowania sytuacji. Zero reakcji. Hazz nadal tak samo gapił się bezmyślnie w biurko, bawiąc się swoimi palcami. - Okej, ja wiem, że na słowo trudno jest w to wszystko uwierzyć... - westchnęłam poważnie. - Ale chyba coś ci się tam w tej twojej główce już odblokowuje, nie? Pamiętasz jakieś wydarzenia? Z Lou?
- Parę poranków, parę kłótni, parę randek... - stwierdził cicho. "No zawsze coś..."
- I? - dopytałam.
- Wydaje mi się, że było nam miło. Czasami.
- Było bardzo miło. - stwierdziłam z przekonaniem. - Zresztą, poczekaj... Pokażę ci jedno zdjęcie. Moje ulubione. - sięgnęłam dłonią do kieszeni po telefon, ale nic tam nie wyczułam. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że moja komórka została na kanapie. - Poczekaj moment... - rzuciłam w pośpiechu, zrywając się z krzesła. Szybko popędziłam do salonu, w biegu łapiąc komórkę, od razu zawróciłam do sypialni brata. Po drodze przejrzałam całą swoją galerię, dopiero przy końcu znajdując odpowiednią fotkę. Tak uroczą, że kiedy i teraz rzuciłam na nią okiem, automatycznie się uśmiechnęłam.
Zdjęcie przedstawiało oczywiście ich. Harry leżał na plecach, Lou na nim. On ją ściśle obejmował w talii, ona ułożyła się tak, że rękę wsunęła pod jego kark i wtuliła się w jego szyję, że nawet jej twarzy nie było widać. Gdyby nie ta burza rudych włosów po boku, nawet by jej nie można było poznać. "No jak to go nie przekona..."
- Widzisz? Właśnie tak sypialiście. - zajmując swoje stare miejsce, podałam Harry'emu komórkę. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby źrenice mu się rozszerzyły z niedowierzania. - W sumie to nie wiem jak was po tym nie łamało, ale przynajmniej uroczo wyglądaliście.
- Wyślesz mi to? - usłyszałam niespodziewanie.
- Jasne. - kiwnęłam głową i zabrałam mu komórkę, zagłębiając się w skomplikowany proces naciskania odpowiednich klawiszy. A kiedy podniosłam głowę, zauważyłam jak Hazz z tępym wyrazem twarzy znowu gapi się w monitor. "No tak to my daleko nie zajedziemy..." Westchnęłam głębiej, szykując się na dłuższą przemowę.
- Słuchaj, to wszystko i tak nie miało znaczenia przy tym co was łączyło. - zaczęłam. Harry spojrzał na mnie z zainteresowaniem. - I to jest najważniejsze. To co czuliście. Nieważne jakie inni mieli o tym wyobrażenia. Może czasem utrudniało to niektóre sprawy, może czasem Lou miała dość, może czasem się o to kłóciliście i może zrywaliście przez to parę razy, ale i tak zawsze wracaliście. Przetrzymaliście razem pięć lat. Nie można z kimś być w związku przez tyle czasu, jeśli się naprawdę nie chce. A oboje chcieliście. - sapnęłam z braku tchu, po czym w pokoju zapadła głęboka cisza.
Wpatrywałam się w brata, oczekując jakiejkolwiek reakcji z jego strony, ale on tylko marszczył brwi, chyba trawiąc jeszcze te wszystkie informacje. "A jak podejrzewałam, że jest opóźniony to mnie nikt nie słuchał..." Dopiero po dłuższej chwili, kiedy już zaczęłam się zastanawiać czy do resetowania go użyć młotka czy siekiery, spojrzał na mnie w pełni skupiony.
- Naprawdę to widziałaś? - spytał bardzo powoli i bardzo dokładnie.
- Co? - zmarszczyłam brwi, nie bardzo nadążając za jego reakcją.
- Nasz... związek.
- Widziałam. - kiwnęłam głową. - Wszyscy widzieli. Chociaż darliście się o byle durnoty i większość czasu chodziliście poobrażani jedno na drugie, to i tak czuć było niesamowitą chemię między wami.
- A ty kiedy ją zauważyłaś? - Harry spojrzał na mnie z oczekiwaniem.
- Ja? - chrząknęłam, czując, że temat tej rozmowy zmierza na bardzo grząski grunt. - Ja nie jestem dobrym przykładem. - szybko pokręciłam głową. - Mówiłam ci już, że na początku kiepsko się z nią dogadywałam.
- Bo ciągnęła ze mnie wejściówki na koncert, pamiętam. - Hazz westchnął pod nosem, odwracając głowę. Przez ten dziwny ton, w jakim to wypowiedział, poczułam się nawet obrażona. "No przecież nie każdy się musi od razu kochać, no!"
- Słyszałam o niej tyle co z twoich opowieści, a to naprawdę nie wyglądało jakoś fajnie. - rzuciłam na obronę. - Potem znowu cały czas mi opowiadałeś, że łamie ci serce, bo się nie chce z tobą po ludzku umówić... I kiedy ja miałam się do niej przekonać? Byłam pewna, że to jakaś głupia ślicznotka, która ma chęć na karierę modelki i próbuje się na tobie wybić. Nawet jeśli wtedy słowem o was nie pisali w gazetach.
- A jak już ją poznałaś to co? - Harry oparł głowę na dłoni i wbił we mnie to swoje pełne uwagi spojrzenie. Westchnęłam, wracając pamięcią do tych ciężkich chwil.
- Po pierwsze, byłam uprzedzona. - zaznaczyłam od razu. - Po drugie, ona zachowywała się tak jakby miała cię centralnie gdzieś. Jak próbowałeś ją dotknąć, to się odsuwała. Po trzecie, ona ze mną praktycznie nie rozmawiała i myślałam, że ma mnie za osobę niższego gatunku. Miałam ochotę jej oczy wydrapać za wyniosłość. Dopiero później się dowiedziałam, że chodziło o jej paraliżujący stres. Bo w ogóle to był obiad rodzinny. - wytłumaczyłam w razie czego. - Pierwszy raz ją zaprosiłeś i spanikowała. Bała się do mnie odezwać, żeby się nie skompromitować.
- A drugie spotkanie? - głosem brata padło pytanie, którego się obawiałam. "No i co teraz...?" Głośno przełknęłam ślinę, przypominając sobie tą moją głupotę, kiedy to po kłótni o Taylor Hazz z Lou się rozeszli i nie chcieli nawet ze sobą gadać. Tak, poszłam do niej, tak, przekonywałam ją do chociaż jednej rozmowy, bo w Hazzę jakby wirus zombie wstąpił. Nawet się do nikogo nie odzywał. I strasznie się na nią wkurzyłam, kiedy mi powiedziała, że to już jej nie obchodzi i właściwie ma go gdzieś.
- Nawet nie warto opowiadać. - machnęłam ręką, uśmiechając się lekko. Miałam nadzieję, że to przejdzie i...
- Trzecie? -...przeszło. Niestety, w rzecz, o której też nie miałam nic miłego do powiedzenia, bo to przypadkowe spotkanie na ulicy, kiedy to miałam ochotę wydrapać Lou oczy, też nie należało do najprzyjemniejszych.
- To może przejdźmy od razu do szóstego...? - spojrzałam na Hazzę niepewnie. Tylko westchnął głęboko.
- Matko kochana, w jaki sposób wy zaczęłyście się w ogóle dogadywać?
Nadal nie rozumiałam dlaczego ja musiałam grać główną rolę w tej konspiracji i donosić na własnego brata własnej matce. Jakby nie mogli normalnie ze sobą pogadać i ustalić, że Hazz wraca jednak do Chesire, mama się opiekuje swoim synkiem i wszyscy są szczęśliwi. Przecież on musiał udawać twardziela, a ona matkę pogodzoną z tym, że jej syn jest już dorosły i ma swoje życie. Chociaż z drugiej strony byłam pewna, że gdybym na własne oczy nie widziała co z Harrym, poskręcałoby mnie z niepewności. Tak jak teraz, a przecież nie widziałam się z nim tylko ponad dobę... "Ten małolat mnie wykańcza..." Podciągnęłam kolana pod brodę, kolejny raz zerkając na ten wielki zegar w rogu. Westchnęłam ciężko, widząc jak wskazówki wolno się poruszają. A kiedy już zaczynałam wpadać na pomysł, że po mijającej dobie mogę spokojnie zgłosić zaginięcie na policję, kluczyk w zamku zatrzeszczał znajomo. "NO W KOŃCU!" Odetchnęłam z ulgą, szybko zgarniając książkę w ręce. Dla niepoznaki wbiłam w nią oczy i dopiero kiedy usłyszałam kroki na podłodze, zamknęłam ją z powrotem.
- Hazz, już miałam wpadać w czarną rozpacz, że tak długo cię nie ma. - zaczęłam żartem, żeby tylko przypadkiem się nie poznał. - Co zrobiłeś pielęgniarkom, że cię do tej pory nie... - urwałam, widząc kompletnie wymiętego brata, który powoli i z przerażająco smutną miną, zdejmował buty. Natychmiast poderwałam się z kanapy. - Harry? Czemu jesteś taki blady? - pisnęłam, kiedy wszystkie straszne scenariusze przeszły mi przez głowę. "No chyba ona nie..." - Co z Lou?
- Wszystko... Znaczy bez zmian. - zachrypiał, kręcąc głową. - Bez najmniejszych zmian.
- To...
- Przyjaźniłyście się tak? - przerwał mi ostro, zupełnie nagle wbijając we mnie swoje spojrzenie. Tak pełne pretensji, że byłam w stanie tylko przełknąć ślinę i powoli kiwnąć głową. - To czemu ona ze mną była? Po co? Przez większą część czasu i tak nie mogłem przy niej być, praktycznie wystawiłem ją na pożarcie medialnym hienom...
- Hazz, cały się trzęsiesz. - rzuciłam spokojnie, zanim rozkręcił się na dobre. Poza tym wcale mi się nie podobało to, że jest przemoczony od góry do dołu. - Może się najpierw ogrzej, co? Ja zrobię ka... herbatę, pogadamy dłużej... - dla uspokojenia położyłam dłoń na jego ramieniu i pociągnęłam go lekko w stronę sypialni. Na szczęście się nie opierał... - Zwiałeś ochroniarzowi? - spytałam, zastanawiając się skąd w jego ubraniach tyle wody.
- Miałem ochotę na chwilę samotności. - wzruszył ramionami, skręcając w odpowiednim miejscu do swojego pokoju.
- Przebierz się w coś suchego i to szybko. - rzuciłam za nim. - Ja ci nie będę gotować rosołków. - ostrzegłam, wycofując się do kuchni.
Jak na automacie postawiłam czajnik z wodą na gazie i przygotowałam dwa kubki na herbatę. A kiedy czekałam na odpowiedni gwizd, oparłam się ciężko dłońmi o blat szafki przy kuchence i westchnęłam ciężko.
Nie podobało mi się to, że Harry był tak niestabilny emocjonalnie. W jednej chwili był zachwycony Lou, w drugiej znowu nie wierzył, że coś ich łączyło. Rozumiałam, że nadal był skołowany, przecież przeprowadziłam setki rozmów z tym jego lekarzem. Ale w najgorszych snach nie sądziłam, że to będzie przebiegać w ten sposób. I co najgorsze, wszystko spadnie na mnie, bo mama udaje twardzielkę, a chłopaki 'starają się na niego nie naciskać'. Tylko, że potem jeden po drugim przychodzą tu kiedy go nie ma i żądają relacji. "I czemu to na mnie wszystko spadło...?" Powoli przeczesałam dłońmi włosy dla rozluźnienia chwili. Wolałam nawet nie myśleć co tym razem wpadło Harry'emu to głowy i jak będę musiała się z tego tłumaczyć reszcie.
Czajnik zagwizdał dokładnie w momencie, kiedy Harry wszedł do kuchni i stanął obok mnie, opierając się tyłem o szafkę. Zerknęłam na niego przelotnie, starając się nie narobić powodzi przy zalewaniu herbaty. Co było trudne, kiedy wgapiał się we mnie tak strasznie rozżalonym wzrokiem. "I czemu mnie pokarało takim bratem..."
- Przypomniało ci się coś ciężkiego? - spytałam niechętnie, właściwie bojąc się odpowiedzi.
- Nie, nawet nie. - Hazz zmarszczył brwi i wbił ten dziwaczny wzrok przed siebie.
- No to skąd ta podkowa? - obserwowałam go uważnie, odstawiając czajnik na odpowiednie miejsce.
- Najlepiej jak ci to po prostu pokażę.
Harry niespodziewanie wyrwał przed siebie, nawet się nie oglądając. Szybko złapałam przynajmniej jeden z parujących kubków i pognałam za nim. Jak się okazało, do tej ich sypialni.
Szczerze mówiąc, głupio mi było tam wchodzić. To było ich prywatne miejsce, gdzie spędzali dużo czasu i mogli robić najdziwniejsze rzeczy. Trochę się nawet bałam co właściwie mogę tam znaleźć, ale widząc jak Harry rozsiada się przed biurkiem i odpala laptop, niepewnie weszłam do środka. Nawet nie rozglądałam się na boki. W całym swoim życiu byłam tu tylko raz i wolałam zostać w błogiej nieświadomości. Więc skupiając się na migającym ekranie, klapnęłam na tym kawałku krzesła, który Harry mi zostawił i odstawiłam kubek na biurko. Z bijącym sercem obserwowałam jak Hazz załącza jakąś plotkarską stronę. "No to nie wróży nic dobrego..." Ale po jego minie wiedziałam, że póki co, nie mam szans na sprzeciwy, więc wczytałam się w tekst, który mi wskazał. Same głupie i pozbawione logiki hejty skierowane na moją przyjaciółkę. "Więc to go tak żarło?"
- Nawet nie wiem co mogłabym ci teraz powiedzieć... - westchnęłam, patrząc z boku na brata. I on na mnie spojrzał. Mocno wkurzony.
- Coś tu trzeba mówić? - wściekle machnął ręką. - Normalnie wystawiłem ją na odstrzał. - ściszył głos, tym razem smutno zerkając w stronę monitora. - Prawie wszyscy ją tutaj miażdżą.
- Bo są zazdrosne, albo nadal wierzą w ciebie i Louisa. - rzuciłam bezmyślnie.
- Co? - Harry pisnął, szybko marszcząc brwi. "CZERWONY ALARM!"
- Hazz, powinieneś już wiedzieć, że internet daje ludziom odwagę do wypisywania najróżniejszych głupot. - chrząknęłam, starając się mówić spokojnie. - Wystarczy po prostu tego unikać, bo zwalczyć się nie da.
- Może się da. - rzucił zajadle. - Mogłem chociaż spróbować, a nie...
- Ja spróbowałam. - uśmiechnęłam się krzywo i nachyliłam się do klawiatury. Bez namysłu zaczęłam klikać w literki, po chwili załączając odpowiedni link. - Któregoś dnia się ze mnie wylało po tym jak na moich oczach jakaś z twoich fanek podeszła do Lou i nazwała ją dziwką. Powiedziałam co myślę. Widzisz jak się skończyło? - machnęłam dłonią na ekran. Hazz z zainteresowaniem wczytał się w opis. - Zostałam podkupiona przez twoją wytwórnię, żeby uwiarygodnić ten związek. - mruknęłam z pretensją. - Widzisz, Hazz, otaczają cię sami materialiści...
Harry kompletnie zignorował moje próby rozładowania sytuacji. Westchnął ciężko i wplótł dłoń we włosy. Jak zawsze w stresujących sytuacjach zaczął nawijać jakiś kosmyk wokół palca. Tym razem też powoli odwrócił się w moją stronę i posłał mi pytające spojrzenie.
- Więc po co ona się z tym tyle męczyła?
- O Boże, ale ty jesteś głupi... - westchnęłam z irytacji. "Normalnie ręce opadają!" - Faceci to już tak genetycznie mają klapki na oczach przy najprostszych sprawach, czy macie od tego jakąś specjalną szkołę? - zerknęłam na niego z pretensją. Oczywiście gapił się na mnie nic nie rozumiejąc. "Facet..." - Ona cię kocha, kretynie. I czuła to samo od ciebie, więc reszta jej nie obchodziła. - z słowa na słowo coraz bardziej ściszałam głos, widząc to przerażenie w oczach brata, kiedy patrzył przed siebie. "On nadal niedowierzał...?" - Lou zwyczajnie to wszystko olewała. Nie potrzebowała udowadniać innym tego związku, najważniejsze, że wy wiedzieliście o co chodzi. No i ja oczywiście. - uśmiechnęłam się dla rozładowania sytuacji. Zero reakcji. Hazz nadal tak samo gapił się bezmyślnie w biurko, bawiąc się swoimi palcami. - Okej, ja wiem, że na słowo trudno jest w to wszystko uwierzyć... - westchnęłam poważnie. - Ale chyba coś ci się tam w tej twojej główce już odblokowuje, nie? Pamiętasz jakieś wydarzenia? Z Lou?
- Parę poranków, parę kłótni, parę randek... - stwierdził cicho. "No zawsze coś..."
- I? - dopytałam.
- Wydaje mi się, że było nam miło. Czasami.
- Było bardzo miło. - stwierdziłam z przekonaniem. - Zresztą, poczekaj... Pokażę ci jedno zdjęcie. Moje ulubione. - sięgnęłam dłonią do kieszeni po telefon, ale nic tam nie wyczułam. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że moja komórka została na kanapie. - Poczekaj moment... - rzuciłam w pośpiechu, zrywając się z krzesła. Szybko popędziłam do salonu, w biegu łapiąc komórkę, od razu zawróciłam do sypialni brata. Po drodze przejrzałam całą swoją galerię, dopiero przy końcu znajdując odpowiednią fotkę. Tak uroczą, że kiedy i teraz rzuciłam na nią okiem, automatycznie się uśmiechnęłam.
Zdjęcie przedstawiało oczywiście ich. Harry leżał na plecach, Lou na nim. On ją ściśle obejmował w talii, ona ułożyła się tak, że rękę wsunęła pod jego kark i wtuliła się w jego szyję, że nawet jej twarzy nie było widać. Gdyby nie ta burza rudych włosów po boku, nawet by jej nie można było poznać. "No jak to go nie przekona..."
- Widzisz? Właśnie tak sypialiście. - zajmując swoje stare miejsce, podałam Harry'emu komórkę. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby źrenice mu się rozszerzyły z niedowierzania. - W sumie to nie wiem jak was po tym nie łamało, ale przynajmniej uroczo wyglądaliście.
- Wyślesz mi to? - usłyszałam niespodziewanie.
- Jasne. - kiwnęłam głową i zabrałam mu komórkę, zagłębiając się w skomplikowany proces naciskania odpowiednich klawiszy. A kiedy podniosłam głowę, zauważyłam jak Hazz z tępym wyrazem twarzy znowu gapi się w monitor. "No tak to my daleko nie zajedziemy..." Westchnęłam głębiej, szykując się na dłuższą przemowę.
- Słuchaj, to wszystko i tak nie miało znaczenia przy tym co was łączyło. - zaczęłam. Harry spojrzał na mnie z zainteresowaniem. - I to jest najważniejsze. To co czuliście. Nieważne jakie inni mieli o tym wyobrażenia. Może czasem utrudniało to niektóre sprawy, może czasem Lou miała dość, może czasem się o to kłóciliście i może zrywaliście przez to parę razy, ale i tak zawsze wracaliście. Przetrzymaliście razem pięć lat. Nie można z kimś być w związku przez tyle czasu, jeśli się naprawdę nie chce. A oboje chcieliście. - sapnęłam z braku tchu, po czym w pokoju zapadła głęboka cisza.
Wpatrywałam się w brata, oczekując jakiejkolwiek reakcji z jego strony, ale on tylko marszczył brwi, chyba trawiąc jeszcze te wszystkie informacje. "A jak podejrzewałam, że jest opóźniony to mnie nikt nie słuchał..." Dopiero po dłuższej chwili, kiedy już zaczęłam się zastanawiać czy do resetowania go użyć młotka czy siekiery, spojrzał na mnie w pełni skupiony.
- Naprawdę to widziałaś? - spytał bardzo powoli i bardzo dokładnie.
- Co? - zmarszczyłam brwi, nie bardzo nadążając za jego reakcją.
- Nasz... związek.
- Widziałam. - kiwnęłam głową. - Wszyscy widzieli. Chociaż darliście się o byle durnoty i większość czasu chodziliście poobrażani jedno na drugie, to i tak czuć było niesamowitą chemię między wami.
- A ty kiedy ją zauważyłaś? - Harry spojrzał na mnie z oczekiwaniem.
- Ja? - chrząknęłam, czując, że temat tej rozmowy zmierza na bardzo grząski grunt. - Ja nie jestem dobrym przykładem. - szybko pokręciłam głową. - Mówiłam ci już, że na początku kiepsko się z nią dogadywałam.
- Bo ciągnęła ze mnie wejściówki na koncert, pamiętam. - Hazz westchnął pod nosem, odwracając głowę. Przez ten dziwny ton, w jakim to wypowiedział, poczułam się nawet obrażona. "No przecież nie każdy się musi od razu kochać, no!"
- Słyszałam o niej tyle co z twoich opowieści, a to naprawdę nie wyglądało jakoś fajnie. - rzuciłam na obronę. - Potem znowu cały czas mi opowiadałeś, że łamie ci serce, bo się nie chce z tobą po ludzku umówić... I kiedy ja miałam się do niej przekonać? Byłam pewna, że to jakaś głupia ślicznotka, która ma chęć na karierę modelki i próbuje się na tobie wybić. Nawet jeśli wtedy słowem o was nie pisali w gazetach.
- A jak już ją poznałaś to co? - Harry oparł głowę na dłoni i wbił we mnie to swoje pełne uwagi spojrzenie. Westchnęłam, wracając pamięcią do tych ciężkich chwil.
- Po pierwsze, byłam uprzedzona. - zaznaczyłam od razu. - Po drugie, ona zachowywała się tak jakby miała cię centralnie gdzieś. Jak próbowałeś ją dotknąć, to się odsuwała. Po trzecie, ona ze mną praktycznie nie rozmawiała i myślałam, że ma mnie za osobę niższego gatunku. Miałam ochotę jej oczy wydrapać za wyniosłość. Dopiero później się dowiedziałam, że chodziło o jej paraliżujący stres. Bo w ogóle to był obiad rodzinny. - wytłumaczyłam w razie czego. - Pierwszy raz ją zaprosiłeś i spanikowała. Bała się do mnie odezwać, żeby się nie skompromitować.
- A drugie spotkanie? - głosem brata padło pytanie, którego się obawiałam. "No i co teraz...?" Głośno przełknęłam ślinę, przypominając sobie tą moją głupotę, kiedy to po kłótni o Taylor Hazz z Lou się rozeszli i nie chcieli nawet ze sobą gadać. Tak, poszłam do niej, tak, przekonywałam ją do chociaż jednej rozmowy, bo w Hazzę jakby wirus zombie wstąpił. Nawet się do nikogo nie odzywał. I strasznie się na nią wkurzyłam, kiedy mi powiedziała, że to już jej nie obchodzi i właściwie ma go gdzieś.
- Nawet nie warto opowiadać. - machnęłam ręką, uśmiechając się lekko. Miałam nadzieję, że to przejdzie i...
- Trzecie? -...przeszło. Niestety, w rzecz, o której też nie miałam nic miłego do powiedzenia, bo to przypadkowe spotkanie na ulicy, kiedy to miałam ochotę wydrapać Lou oczy, też nie należało do najprzyjemniejszych.
- To może przejdźmy od razu do szóstego...? - spojrzałam na Hazzę niepewnie. Tylko westchnął głęboko.
- Matko kochana, w jaki sposób wy zaczęłyście się w ogóle dogadywać?
Zagryzłam wargę, uciekając wzrokiem w bok. "No tego to już mu na pewno nie opowiem..."
*
Dziewiętnastka mojego brata, gigantyczna impreza. Kupa ludzi, fura muzyki i morze alkoholu. Można sobie wyobrazić lepszą imprezę? Wiadomo, że nie. "No i pomyśleć, że to mogło nie dojść do skutku..." Trzymając w garści kubeczek z drinkiem, szybko wzrokiem odnalazłam Harry'ego. Nie sposób go było nie zauważyć. Tą dziwną koszulę w serduszka widać było pewnie z kosmosu. Ale jak się jemu podobała, to co mi było do tego. Ważne, żeby on był szczęśliwy. I jak widać - był. Szczerzył się od ucha do ucha, uwieszony na ramieniu Nialla i obaj gadali z tą niedoszłą striptizerką. Byłam przekonana, że to i tak nie ona jest powodem tej nagłej zmiany mojego brata. Powód stał po drugiej stronie pokoju. Zapatrzony w telefon i kompletnie olewający wszystko, co się dzieje dookoła. "No to chyba czas pogadać..." Odważnie ruszyłam w stronę dziewczyny, przy okazji przypatrując się jej ubraniu. Nie to, że miałam coś przeciwko. Po prostu byłam przekonana, że na te kilka razy, kiedy się z nią widziałam, ona zawsze była w tym samym. Dżinsy i jakiś sweterek. "No ciekawy styl..."
- I co, tak strasznie bolało? - podeszłam ją od tyłu i podniosłam głos, próbując przekrzyczeć muzykę. Dziewczyna obejrzała się i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co?
- No rozmowa. - rzuciłam, popijając łyk drinka. - Z Harrym.
- Nie. - Ruda na moment opuściła wzrok. A kiedy znów na mnie zerknęła, uśmiechała się szeroko. - Właściwie to chciałam się do ciebie wybrać i ci podziękować. Gdybyś wtedy do mnie nie przyszła...
- Przyszłam, bo miałam dosyć brata, który snuje mi się po domu jak zombie i prawie w ogóle się nie odzywa. - podniosłam głos, próbując przekrzyczeć coraz głośniejszą muzykę. - Taki ma ochotę wychodzić, więc mam wolną chatę. - uśmiechnęłam się. Ruda zmrużyła oczy i spojrzała na mnie uważnie. A po chwili znowu się do mnie nachyliła.
- Jesteście strasznie do siebie podobni. - rzuciła. "No ona sobie chyba żarty stroi..."
- Wiesz co... Zaczynałam cię delikatnie lubić, ale obrażaniem mnie już wszystko popsułaś. - pokręciłam głową. Ruda zaśmiała się w odpowiedzi. I ja się uśmiechnęłam, jednocześnie podnosząc mój magiczny kubeczek do ust. Niestety nic nie udało mi się z niego upić... - Oj, szklaneczka mi się zepsuła. Idziesz ze mną po następną? - zerknęłam pytająco na dziewczynę. Ta tylko pokręciła głową.
- Ja nie piję.
- Oj daj spokój, jest impreza, jest darmowy alkohol. Grzech nie skorzystać. - złapałam ją za ramię i pociągnęłam w kierunku baru. Z przystojnym barmanem. - No i są takie fajne różowe drinki. Jak zwrócisz, to tak dosłownie jakbyś rzygnęła szczęściem. Na różowo.
- Mówił ci? - Ruda spojrzała na mnie niepewnie.
- Kochana, on mi wszystko mówi. - wyszczerzyłam się automatycznie. - Czasami to wkurzające, ale co poradzić. Brata się nie wybiera, ostatecznie można go zakopać w ogródku i udawać, że się nic nie wie. - stwierdziłam, mimowolnie wyobrażając sobie ten spokój, gdybym się zdecydowała zrealizować te plany. "Normalnie raj..." Uśmiechnęłam się nawet pod nosem, akurat podchodząc już do baru i opierając się o ladę tak, żeby mieć doskonały widok na Rudą. - Niestety mi się trafiła przylepa. - kontynuowałam po chwili, kiwając dłonią na barmana, który od razu zabrał się do robienia dwóch drinków. - I pierdoła, bo zamiast znaleźć sobie przyjaciół, czepił się mnie. Trzymaj. - rzuciłam na jednym tchu, zgarniając z blatu szklanki, przed chwilą postawione tu przez barmana. Ruda strasznie niepewnie na nie spojrzała. - No pij, tyle masz z tego wieczora, skoro Harry uciekł ze striptizerką. - praktycznie wcisnęłam jej kubek w ręce, unosząc ten swój do ust. Pobieżnie rozejrzałam się po sali, zanim zaczęłam nowy temat z tą moją przyszłą bratową, kiedy zobaczyłam nikogo innego jak właśnie Hazzę, lekko podchmielonym krokiem zbliżającego się w naszą stronę. - A jednak nie... - jęknęłam do siebie, upijając duuuuuuży łyk drinka.
- No i jak się bawisz, skarbie? - Harry natychmiast uwiesił się na plecach swojej biednej dziewczyny. Ta tylko spojrzała na niego kątem oka i chyba już nawet miała się odezwać. Uznałam, że cokolwiek ma do powiedzenia, na pewno nie będzie to miłe, a ze względu na to, że pogodzili się ledwie dwa dni temu, to ja postanowiłam się wtrącić.
- Hazz... - rzuciłam głośno, żeby mnie dosłyszał.
- No co? - najwyraźniej dosłyszał, bo spojrzał na mnie uważnie.
- Idź się przylep do kogoś innego. - rozkazałam. - My tu sobie rozmawiamy.
- Wy? Razem? - pisnął zdziwiony. - Niby o ja... - urwał nagle, marszcząc czoło. - Chwila. Obgadujecie mnie?
- No właśnie nie, bo nadal tu siedzisz. Mógłbyś sobie stąd zniknąć?
- Chyba sobie... - zaczął, ale skrzywił się nagle i dziwnie ugiął kolana. - Gdyby mi się nie chciało do kibla, na pewno bym tu został. - rzucił nieprzyjemnie, po czym nachylił się do ucha Rudej i chyba coś jej tam szepnął. Poczułam się nawet pominięta, więc kiedy już odchodził, z miłą chęcią mordowałam go spojrzeniem. A już po chwili uśmiechnęłam się sympatycznie do Rudej.
- No pij, na trzeźwo przecież nic z ciebie nie wyciągnę... - skinęłam głową na jej szklankę. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, ale w końcu podniosła kubek do ust. "No i o to chodziło..." Wyszczerzyłam się automatycznie, opierając łokieć na blacie tak, żeby wygodnie móc ułożyć głowę. A kiedy już się wykokoszyłam, posłałam Rudej odpowiednie spojrzenie. - Więc, jak się pogodziliście? - rzuciłam od niechcenia.
Ruda od razu uraczyła mnie pobieżną historyjką jak to wybrała się do mojego brata z przeprosinami za jego winy i tak przez dwa dni dochodzili do porozumienia. Na początku mówiła tak bardzo ogólnikowo, ale kiedy wcisnęłam w nią czwartego drinka, musiałam ją już nawet hamować, żeby nie usłyszeć za dużo. "No bo co za dużo to niezdrowo, nie?" Na szczęście szybko wyszedł nowy temat. A potem kolejny i kolejny. Kiedy już przeniosłyśmy się na kanapę, gdzie było o niebo wygodniej, sama nawet nie wiedziałam o czym gadamy. Ale to musiało być coś szalenie zabawnego, bo nie mogłam przestać się śmiać, zresztą zupełnie jak Ruda. Której imię, swoją drogą kompletnie mi wyleciało. "Ale co to teraz miało za znaczenie..."
- Dziewczyny, a co wy się tak ukrywacie...? Omija was najlepsza impreza. - w tym całym chichraniu, niespodziewanie podszedł do nas mój Liam. Oparł się o tył kanapy i z pijackim uśmiechem patrzył to na mnie, to na Rudą. - Gadać to sobie możecie potem. Tu i tak nic nie słychać.
- Ciebie słychać bardzo wyraźnie. - pokręciłam głową, bo ten jego bas w głosie wyjątkowo drażnił mi uszy. - Drzeć się nie musisz, wiesz?
- Nie narzekaj... - Liam machnął na mnie ręką. - A może macie ochotę na małą zabawę? Tam jest paru chętnych i wstawionych ludzi, może być ciekawie. - odwrócił się na moment i skinął głową na wstawionych ludzi, tłoczących się w kółeczku. Od razu pojęłam co się szykuje, ale jakoś nie miałam ochoty na całowanie się z obcymi. Liam zresztą też nie, co miałam mu zaraz dosadnie wytłumaczyć.
- Jaką zabawę? - oczy Rudej tymczasem aż się zapaliły z zaciekawieniem.
- Taką, której nie zapomnisz do końca życia, skarbie. - Liam wyszczerzył się do niej i tak jakby lekko nachylił. Od razu go odsunęłam, bo mi zasłaniał widok na dziewczynę.
- Kochanie, poznaj mojego dzisiaj pijanego, jutro już eks-chłopaka, Liama. - skinęłam na niego głową. Ruda zaśmiała się głośno, a Liam tylko spiorunował mnie spojrzeniem.
- Co się ciskasz, żartuję sobie tylko. W końcu kiedyś będziemy jedną, wielką, szczęśliwą rodzinką, nie? - zarzucił ramiona zarówno na mnie, jak i na Rudą i uściskał nas lekko. A po chwili złapał nas obie za nadgarstki i prawie zerwał z kanapy. - No to nie ma co tu siedzieć, idziemy się bawić. - nie zważając na moje opieranie, pociągnął nas w stronę kółeczka.
- O co tu chodzi? - Ruda spojrzała na mnie niepewnie, z jawnym pytaniem w oczach.
- To proste. - westchnęłam i poczęłam tłumaczyć zasady gry z kartką. No wiadomo o co chodzi, kartka jeździ po kółeczku podawana ustami, a jeśli upadnie, winni muszą się pocałować. Ruda chyba pierwszy raz o czymś takim słyszała, bo w odpowiedzi aż wybałuszyła na mnie oczy. - Nie martw się, jeśli...
- Dobra, ale stoisz obok mnie. - wpadła mi w słowo, przybierając zaciekłą minę. "No to się panna rozkręciła..." Uśmiechnęłam się pod nosem, wciskając się między zebranych ludzi tak, żeby z jednej strony mieć Rudą, a z drugiej mojego debila. No i żeby ten debil sąsiadował z innym facetem, żeby przypadkiem mu się nie zamarzyło całować z innymi. Zanim wszystko się zaczęło, rozejrzałam się jeszcze wokół siebie, żeby może przypadkiem i Hazzę do tego wciągnąć, ale nigdzie go nie zauważyłam. "No a tego gdzie znowu wywiało?"
*
Obudziłam się z przekonaniem, że ktoś tuż przy moim uchu zaczął wiercić młotem pneumatycznym. Kiedy jednak z wielkim trudem udało mi się otworzyć powieki, zorientowałam się, że to jedynie wibrujący telefon, który oznajmiał wszem i wobec, że dostałam SMS-a. Nawet go nie otwierałam, po prostu zrzuciłam telefon z łóżka, żeby go uciszyć. I udało mi się. Ale to niestety i tak nijak nie poprawiło mi nastroju, bo głowa nadal pulsowała mi przeogromnym bólem. W dodatku strasznie szumiało mi w uszach, a w ustach prawie że czułam piasek, taka susza. Nie wspominając o tej wrażliwości na ostre światło, przez którą cały czas musiałam mrużyć oczy. "Jak Boga kocham, nigdy więcej nie piję..." Z cierpieniem przewróciłam się na bok próbując ustalić gdzie jestem i co robię. Ledwo podniosłam powieki, wgapiając się w sufit i schodząc coraz to niżej. Aż mój wzrok napotkał czyjeś ciało. Leżące na plecach z ręką przystawioną do czoła i pojękujące cichutko rzeczy w dziwacznym języku. "No i co do cholery?" Już miałam zacząć panikować, że co ja robię z obcym kimś w obcym łóżku, kiedy wspomnienia poprzedniego wieczora zaczęły do mnie wracać. To jak zaczęłam gadać z tą Rudą mojego brata. To jak piłyśmy jeden drink za drugim. To jak Liam wyciągnął nas do durnej gry. I to jak między mną a Rudą karteczka niespodziewanie spadła... "O matko kochana..." Przypominając sobie tamten moment, niekontrolowanie zaczęłam się rechotać. Tak głośno, że ten ktoś obok odstawił rękę od głowy i spojrzał na mnie z pretensją. Jak się okazało - to była Ruda.
- I z czego się śmiejesz? - pisnęła przemęczonym głosem. W żaden sposób mnie to nie uspokoiło, a może nawet wręcz przeciwnie.
- Czy my wczoraj serio...? - wybąkałam między chachraniem. Rudej więcej nie było trzeba, bez sensu zaczęła się śmiać równo ze mną. I trwało to jakieś kilkanaście dobrych sekund, zanim powoli zaczęłam się wyciszać.
- Pocałowałam dziewczynę brata, rozumiesz? - palnęłam, tak jak ona przekręcając się na plecy i rzucając rozbawione spojrzenie w sufit. - Patologia.
- Albo przeznaczenie. - na te słowa przekręciłam głowę w bok, żeby zobaczyć jak Ruda uśmiecha się do mnie szeroko. - W zasadzie całujesz dużo lepiej niż on... - stwierdziła. Natychmiast parsknęłam śmiechem.
- Mam konkurować z bratem o pannę? - zmrużyłam oczy w zastanowieniu. Ruda tylko poszerzyła uśmiech i szybko pokręciła głową.
- Może jednak lepiej nie. Jakby cię wyzwał na pojedynek, miałabyś marne szanse.
- Wszystko zależy od nagrody... - zniżyłam głos. Odpowiedzi Rudej się nie doczekałam. Zamiast tego moją głowę rozerwał huk bomby spadającej prosto na mnie.
- Jakiej nagrody? - usłyszałam po chwili głos mojego brata.
- CO TRZASKASZ DRZWIAMI, KRETYNIE! - wydarłam się na niego i natychmiast skrzywiłam się od bólu. "No to jednak nie był dobry pomysł..." Przekręcając się na brzuch, przytuliłam obolałą głowę do jakiejś miękkiej poduszeczki. I nawet byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że łóżko obok mnie delikatnie się ugięło, a po chwili ktoś zaczął mnie miziać po włosach.
- Ooo, główka boli? - głos Harry'ego spływał fałszem. Od razu rąbnęłam go po dłoni, którą śmiał mnie dotykać. - Tak to jest jak się nie zna umiaru... - stwierdził. "Trudno!" Ryzykując ból głowy, podniosłam się lekko i zamordowałam go spojrzeniem. Tylko się wyszczerzył. - Zanim coś powiesz, tak ci tylko przypomnę, że własnoręcznie cię tu przytachałem. Gdyby nie ja, leżałabyś gdzieś pod ścianą i rzygała pod siebie. - oznajmił. "No załóżmy..." Kapitulacyjnie znowu upadłam twarzą w poduszkę. - Ty też nic nie mów, ciebie też musiałem nosić. Trudno was było rozdzielić... Co wam się wczoraj właściwie stało? Sekundy bez siebie wytrzymać nie mogłyście.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, delikatnie odwracając się w stronę Rudej. Wystarczyło nam jedno spojrzenie, żeby ustalić, że nikt poza widzami, o tym wieczorze więcej się nie dowie. Zwłaszcza Harry. "Niech Ruda się lepiej skupi na przesłuchaniu gdzie on wtedy był..."
- Nie mam siły z tobą dyskutować, idę po kawę. - podniosłam się szybko, chcąc dać pełne pole do popisu mojej nowej przyjaciółce.
- Jak ty możesz pić to ohydztwo? - Harry spojrzał za mną. - Zaraz się porzygasz...
- Boże kochany, jakim cudem z własnej woli zgodziłaś się z nim być? - pisnęłam, rzucając pełne pretensji spojrzenie w stronę Rudej. Uśmiechnęła się, ale w pełnej konspiracji.
- Też się zastanawiam... - pokręciła głową.
- Eeeeeeej! - Hazz rozdarł się niespodziewanie, za co od razu dostał ode mnie po głowie.
- Nie wrzeszcz. - syknęłam ostrzegawczo. Brat podrapał obolałe miejsce i zmiótł mnie spojrzeniem, ale słowa nie powiedział. Skorzystałam więc z okazji, szybko uciekając najpierw do łazienki.
- Jak głowa? - usłyszałam troskliwy głos Hazzy, zanim zdążyłam zamknąć drzwi. Ukuło mnie w zazdrości, nie powiem. "Do niej to można miło i spokojnie, tak?" Zaciskając usta i szykując plan zemsty, powoli zaczęłam zmywać makijaż. Nawet nie chciało mi się nakładać nowego, po prostu wzięłam szybki prysznic, zarzuciłam na siebie coś, co leżało na umywalce i wyglądało jak ciuchy Liama, po czym wyszłam do pustego już pokoju. Olałam fakt, że Hazzy i Rudej już tu nie ma, po prostu ruszyłam na spotkanie z automatem do kawy. I ostro się nachodziłam, zanim zauważyłam jeden w sali imprezowej, od której wychodziły duże, oszklone drzwi, prowadzące na taras. Już zapełniony gromadą wczorajszych ludzi, smętnie popijających kawę. Więc i ja wzięłam sobie jeden kubek orzeźwiającego napoju, wbijając się w tłum. Nie uszłam nawet kilku kroków, kiedy ktoś złapał mnie za ramię, a potem przyciągnął do siebie i objął w pasie. "Liam..."
- Czy my wczoraj serio...? - wybąkałam między chachraniem. Rudej więcej nie było trzeba, bez sensu zaczęła się śmiać równo ze mną. I trwało to jakieś kilkanaście dobrych sekund, zanim powoli zaczęłam się wyciszać.
- Pocałowałam dziewczynę brata, rozumiesz? - palnęłam, tak jak ona przekręcając się na plecy i rzucając rozbawione spojrzenie w sufit. - Patologia.
- Albo przeznaczenie. - na te słowa przekręciłam głowę w bok, żeby zobaczyć jak Ruda uśmiecha się do mnie szeroko. - W zasadzie całujesz dużo lepiej niż on... - stwierdziła. Natychmiast parsknęłam śmiechem.
- Mam konkurować z bratem o pannę? - zmrużyłam oczy w zastanowieniu. Ruda tylko poszerzyła uśmiech i szybko pokręciła głową.
- Może jednak lepiej nie. Jakby cię wyzwał na pojedynek, miałabyś marne szanse.
- Wszystko zależy od nagrody... - zniżyłam głos. Odpowiedzi Rudej się nie doczekałam. Zamiast tego moją głowę rozerwał huk bomby spadającej prosto na mnie.
- Jakiej nagrody? - usłyszałam po chwili głos mojego brata.
- CO TRZASKASZ DRZWIAMI, KRETYNIE! - wydarłam się na niego i natychmiast skrzywiłam się od bólu. "No to jednak nie był dobry pomysł..." Przekręcając się na brzuch, przytuliłam obolałą głowę do jakiejś miękkiej poduszeczki. I nawet byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że łóżko obok mnie delikatnie się ugięło, a po chwili ktoś zaczął mnie miziać po włosach.
- Ooo, główka boli? - głos Harry'ego spływał fałszem. Od razu rąbnęłam go po dłoni, którą śmiał mnie dotykać. - Tak to jest jak się nie zna umiaru... - stwierdził. "Trudno!" Ryzykując ból głowy, podniosłam się lekko i zamordowałam go spojrzeniem. Tylko się wyszczerzył. - Zanim coś powiesz, tak ci tylko przypomnę, że własnoręcznie cię tu przytachałem. Gdyby nie ja, leżałabyś gdzieś pod ścianą i rzygała pod siebie. - oznajmił. "No załóżmy..." Kapitulacyjnie znowu upadłam twarzą w poduszkę. - Ty też nic nie mów, ciebie też musiałem nosić. Trudno was było rozdzielić... Co wam się wczoraj właściwie stało? Sekundy bez siebie wytrzymać nie mogłyście.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, delikatnie odwracając się w stronę Rudej. Wystarczyło nam jedno spojrzenie, żeby ustalić, że nikt poza widzami, o tym wieczorze więcej się nie dowie. Zwłaszcza Harry. "Niech Ruda się lepiej skupi na przesłuchaniu gdzie on wtedy był..."
- Nie mam siły z tobą dyskutować, idę po kawę. - podniosłam się szybko, chcąc dać pełne pole do popisu mojej nowej przyjaciółce.
- Jak ty możesz pić to ohydztwo? - Harry spojrzał za mną. - Zaraz się porzygasz...
- Boże kochany, jakim cudem z własnej woli zgodziłaś się z nim być? - pisnęłam, rzucając pełne pretensji spojrzenie w stronę Rudej. Uśmiechnęła się, ale w pełnej konspiracji.
- Też się zastanawiam... - pokręciła głową.
- Eeeeeeej! - Hazz rozdarł się niespodziewanie, za co od razu dostał ode mnie po głowie.
- Nie wrzeszcz. - syknęłam ostrzegawczo. Brat podrapał obolałe miejsce i zmiótł mnie spojrzeniem, ale słowa nie powiedział. Skorzystałam więc z okazji, szybko uciekając najpierw do łazienki.
- Jak głowa? - usłyszałam troskliwy głos Hazzy, zanim zdążyłam zamknąć drzwi. Ukuło mnie w zazdrości, nie powiem. "Do niej to można miło i spokojnie, tak?" Zaciskając usta i szykując plan zemsty, powoli zaczęłam zmywać makijaż. Nawet nie chciało mi się nakładać nowego, po prostu wzięłam szybki prysznic, zarzuciłam na siebie coś, co leżało na umywalce i wyglądało jak ciuchy Liama, po czym wyszłam do pustego już pokoju. Olałam fakt, że Hazzy i Rudej już tu nie ma, po prostu ruszyłam na spotkanie z automatem do kawy. I ostro się nachodziłam, zanim zauważyłam jeden w sali imprezowej, od której wychodziły duże, oszklone drzwi, prowadzące na taras. Już zapełniony gromadą wczorajszych ludzi, smętnie popijających kawę. Więc i ja wzięłam sobie jeden kubek orzeźwiającego napoju, wbijając się w tłum. Nie uszłam nawet kilku kroków, kiedy ktoś złapał mnie za ramię, a potem przyciągnął do siebie i objął w pasie. "Liam..."
- No nieźle wczoraj zabalowałyście... Naprawdę nieźle. - wyszczerzył się od razu, posyłając mi rozbawione spojrzenie. Gdyby nie to, że stał właśnie z grupką znajomych, pewnie puściłabym to mimo uszu. Ale tak tylko się wyrwałam i zerknęłam na niego z niechęcią.
- Nic nie mów. - rzuciłam ostrzegawczo. Grupka zachichotała jednogłośnie. Niestety, składała się z osób, które wczoraj były świadkami tego wszystkiego, więc od razu posypały się różne komentarze. I tak ich nie słuchałam. Skupiłam się bowiem na Harrym i Lou, którzy niespodziewanie wyszli przez te same drzwi, co ja wcześniej. I niebezpiecznie zaczęli zbliżać się ku nam. Oczywiście objęci i zagadani, co w zasadzie wyglądało całkiem słodko. Ale przestało być, kiedy znajdując się w zasięgu mojego słuchu, Harry niespodziewanie cmoknął swoją dziewczynę w usta. I zamiast się ucieszyć, tylko zmarszczył czoło.
- Chyba ci usta zdrętwiały od kaca. - rzucił, ku zaskoczeniu Rudej.
- Co?
- Jakoś dziwnie całujesz. - stwierdził. Ruda zerknęła na niego pytająco, po czym odwróciła głowę tak, że napotkała moje spojrzenie. I natychmiast się uśmiechnęła. Odwzajemniłam gest, podnosząc kubek z kawą do ust. Upiłam mały łyk, jakoś nie mogąc oderwać wzroku od dziewczyny. Nawet kiedy z powrotem skupiła się na Harrym i zaczęła coś do niego szeptać. Patrzyłam na to z lekką obawą, przekonując się w duchu o jednym. "Nigdy więcej nie piję w jej obecności..."
- Nic nie mów. - rzuciłam ostrzegawczo. Grupka zachichotała jednogłośnie. Niestety, składała się z osób, które wczoraj były świadkami tego wszystkiego, więc od razu posypały się różne komentarze. I tak ich nie słuchałam. Skupiłam się bowiem na Harrym i Lou, którzy niespodziewanie wyszli przez te same drzwi, co ja wcześniej. I niebezpiecznie zaczęli zbliżać się ku nam. Oczywiście objęci i zagadani, co w zasadzie wyglądało całkiem słodko. Ale przestało być, kiedy znajdując się w zasięgu mojego słuchu, Harry niespodziewanie cmoknął swoją dziewczynę w usta. I zamiast się ucieszyć, tylko zmarszczył czoło.
- Chyba ci usta zdrętwiały od kaca. - rzucił, ku zaskoczeniu Rudej.
- Co?
- Jakoś dziwnie całujesz. - stwierdził. Ruda zerknęła na niego pytająco, po czym odwróciła głowę tak, że napotkała moje spojrzenie. I natychmiast się uśmiechnęła. Odwzajemniłam gest, podnosząc kubek z kawą do ust. Upiłam mały łyk, jakoś nie mogąc oderwać wzroku od dziewczyny. Nawet kiedy z powrotem skupiła się na Harrym i zaczęła coś do niego szeptać. Patrzyłam na to z lekką obawą, przekonując się w duchu o jednym. "Nigdy więcej nie piję w jej obecności..."
uhuhuhuhu :D
OdpowiedzUsuńNo, no, ta Lou to ciekawa osobowość :D Gems też, ofkors.
Ale super z tym zdjęciem, aż mi wyobraźnia podziałała :)
słodziaśnie.
buziaaaki:*
Nikt nie powiedział, że Lou jest spokojną, wycofaną osobą :) W sumie na czas jej akcji przypada 5 najważniejszych młodzieńczych lat jej życia, 18-23 lata, a jak wiadomo każda młodzież musi się jakoś wyszumieć. Pech chciał, że ona szumiała ze Stylesem i tą całą ekipą wokół niego...
UsuńA zdjęcie... No jak zdjęcie. I między Lou i Harrym zdarzały się słodkie chwile :)
Buziaki xx.
Hej! Hahaha czekałam na to kiedy pojawi się ten moment hahaha. To chyba będzie jeden z moich ulubionych, oprócz tego, w którym Lou wraca do żywych, bierze ślub z Harrym, a wszystko kończy się meeega szczęśliwie (proszę ;-;). Lubię Gemmę, jest miła, zabawna no i jest wredną starszą siostrą, a to ogromny plus. Starsze siostry nie mogą być miłe, bo jeszcze sobie jakiś gówniarz pomyśli, że go lubią, o co to to nie!
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się koszula Harry'ego no tych urodzinach, była taka słodka :3. A ja lubię wszystko co słodkie, na czele z czekoladą.
Bardzo się cieszę, że dodałaś ten rozdział, był zabawny i uroczy, a tego mi właśnie potrzeba, no bo koniec roku i ugh iudsgu.
Ugh nie wiem co jeszcze napisać, kończą mi się pomysły na komentarze, ale to chyba wina mojej nauczycielki polskiego :/
Więc rozdział świetny, zabawny, rozluźniający, zawierający prawdy życiowe. Po prostu genialny :)
Pozdrawiam, Scarlett c:
Hahaha, wiedziałam, że moment Cię zainteresuje :) Wprawdzie miałam zrobić opis pocałunku, ale kompletnie nie wiedziałam jak się za to zabrać, więc ratowałam się jak mogłam :) Chyba nie wyszło tak tragicznie, prawda?
UsuńI nawet jeśli Lou wróci do żywych, nigdy, ale to przenigdy nie zgodziłaby się na ślub z Harrym. Uwierz mi, ten typ tak ma :) Ale zdradzę Ci, że za kilka rozdziałów zdarzy się coś, co w pewien sposób wpłynie na życie rodzinne Hazzy :)
Ja też lubię Gemmę :) Dlatego jest jej tu tak dużo. Może czasem aż za dużo... Starałam się stworzyć ją tak, żeby jednocześnie była i troskliwa, i taka, żeby Harry sobie nie pomyślał :) Trochę ściągnęłam pomysł na kreowanie Lou w Teenage Dream, ale... No ja się nie znam na rodzeństwach :)
A ja właśnie nie lubię Harry'ego w tych jego dziwnych koszulach. Wolę go w koszulkach. Z Ramones, AC/DC... Sama takie nosze, ale i tak on ma fajniejsze. Z chęcią poszperałabym w jego szafie :) I szafie Zayna, żeby mu zabrać koszulkę z Nirvaną :)
Rozdział zabawny i uroczy, a prowadziłam wyścig z czasem, żeby zdążyć przed północą. Wiem, że sporo mu brakuje i zdania są płytkie, no ale... Specem nie jestem, lepiej nie potrafię :)
I pozdrów swoją nauczycielkę polskiego :) Uwierz mi, w pewnym momencie jak już wyjdziesz ze szkoły, jeszcze za nią zatęsknisz... :)
Dziękuję za cudowne słowa, chociaż niezasłużone. Ale i tak mi miło :)
Buziaki xx.
Wiesz, że cię uwielbiam, prawda? Mówiłam ci to tyle razy, ale wiesz co? Z każdym rozdziałem wielbię cię co raz bardziej. Serio no! :)
OdpowiedzUsuńKocham Gemmę! No ubóstwiam! Jest taka jaka starsza siostra powinna być ;) I strasznie podoba mi się ta jej perspektywa ;) Czekam na więcej !!! :)
I wiesz co... Pozwól, że cię zacytuję. Khmn. ''ZNAJDĘ CIĘ. A JAK CIĘ ZNAJDĘ TO PRZYWIĄŻĘ DO KRZESEŁKA I KAŻĘ PISAĆ. PISAĆ AŻ MI CAŁĄ TĄ HISTORIĘ WYJAŚNISZ.'' Jasne kochana ? :*
Boże nie, żeby coś... Ale... Kurna dawaj mi kolejny rozdział! To nie jest prośba. To rozkaz. Ja mam mieć tu zaraz kolejny rozdział z Neve <3 Zrozumiano? :)
I dziękuję. Za tego bloga. Za to, że piszesz, i że znajdujesz czas, aby to prowadzić. Podziwiam ;*
Twoja super fanka,
Tusiak ;**
PS. Przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam ;(
Oj przestań, bo się zarumienię! A moje i tak już nadęte ego nie wytrzyma i w końcu pęknie. Ostrożnie z komplementami :) Chociaż są cudownie miłe :)
UsuńOh, każdy kocha Gemmę... No nie wiem czy nie zacznę i o nią być zazdrosna :)
No i przecież ja piszę :) Piszę cierpliwie, dodając rozdziały. Nie powiesz, że nie :)
Spokojnie, spokojnie :) Jeszcze się nacieszysz Neve, gwarantuję :) A póki co jestem padnięta egzaminem, więc... Sama rozumiesz :)
To ja Ci dziękuję :) Że chcesz czytać, komentować i w ogóle :) Dziękuję ;*
Buziaki xx.
ZASŁUŻYŁAŚ NA NIE W 100 PROCENTACH :) ! I wybacz, ale nie umiem napisać komentarza i nie powiedzieć, że uwielbiam to co piszesz. Wiesz takie uzależnienie. Bez tego w komentarzu mam wrażenie, że jest taki pusty ;) Wiec musisz mnie zrozumieć <3
UsuńNie musisz być zazdrosna ;* W końcu przecież to ty ją piszesz, więc powinnaś być dumna :)
Nie powiem, że nie. Bo nie mogę powiedzieć nie. Ale ja jestem z tego typu człowieka, co nie lubi zbytnio czekać :c ;*
Obiecujesz?! :* Okok to ja już czekam na Neve ;* Możesz ich poinformować :* Rozumiem spokojnie. Jestem chyba młodsza, ale wiem co to znaczy nie mieć siły nawet na pisanie :)
Jakbym śmiała inaczej? Czytam wiele blogów, serio. Ale twoje mają takie coś w sobie... Że je uwielbiam! :)
I naprawdę nie masz za co dziękować! :)
Tusiak :)
No właśnie coś mi się nie wydaje, bo przecież jest tyle bardziej utalentowanych twórców opowiadań. Za każdym razem jak coś czytam mam ochotę się schować ze swoją pisaninką...
UsuńDumna? Jestem dumna, ale z tego, że w końcu udaje mi się nieprzerwanie kontynuować jakieś opowiadanie :)
I spokojnie, informacja i tak już pewnie dotarła do zainteresowanych :)
Czytasz wiele blogów i masz jeszcze ochotę wchodzić na mój? Podziwiam...
Buziaki xx.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, DZIĘKUJĘ, DZIĘ-KUJĘ! Ohhhhhh za rozdział, za dedykację, za scenę, po prostu ahhhhhhhhhhhhhhh <3 Nie zawiodłaś, nie wolno ci tak myślec. Dałaś mi początek tego trójkącika, a ja sie już przygotowuję na kolejne porcje. Bo ma się rozumieć, że ten temat nie jest zamknięty.
OdpowiedzUsuńJeszcze co do odpowiedzi na Twoją poprzednią odpowiedź to tak: Ja interpretuję Twoje wypowiedzi tak jak ja chcę, żeby brzmiały i tak żeby mi pasowały :)))))))))))))))
Smutny Harry jest taki... smutny. I to jak Gems się zamartwiała jest takie... słodkie i prawdziwe, znowu idealnie odzwierciedla ich relacje. I o rajuśku to zdjęcie, jak Lou leżała na Harry'm... o kuredele to było przeurocze.
"A jak podejrzewałam, że jest opóźniony to mnie nikt nie słuchał..." ahahahahahahhahahahahahahHA.
- To może przejdźmy od razu do szóstego...? - spojrzałam na Hazzę niepewnie." W tej chwili to Gems jest moim absolutnym mistrzem, absolutnym.
"- Jesteście strasznie do siebie podobni. - rzuciła. "No ona sobie chyba żarty stroi..."
" Od razu rąbnęłam go po dłoni, którą śmiał mnie dotykać."
No to tak dla podbicia i uargumentowania mojej teorii i mistrzostwu Gemmy.
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału, a przede wszystkim mojego cud, miód, malina trójkącika. Szwagierka się udała, oj udaała. Dobra starczy tego rozczulania nad Gems, bo się jeszcze Hazza zazdrosny zrobi xD
Ściskam
H
Nie ma sprawy, nie ma sprawy. Tylko spokojnie, dziewczyno :)
UsuńRozumiem, że trójkącik Ci się podobał, tak? To dobrze :) W sumie mało jest w nim Lou, ale była na kacu, więc chyba można jej wybaczyć :)
No niestety, to opowiadanie jest przede wszystkim smutne, więc bez takich scen się nie obejdzie. Dzisiaj pisałam takie trzy. Pierwszy raz moje niezdarne dialogi w końcu znalazły zastosowanie :) No ale mniejsza...
No przecież Gemma musi jakoś reagować na zachowanie brata, prawda? Martwi się o niego i w ogóle...
Hah, Twoje zafascynowanie Gemmą jest niewirygodne :) Ale jednocześnie bardzo mi się podoba, bo też ją kocham i zamierzam nią tu jeszcze pozamiatać :)
Dziękuję za cudowny komentarz :)
Buziaki xx.
PS: A coś odnośnie całowania...? :)