Przewróciłam oczami, ledwo powstrzymując okrzyk głębokiego niezadowolenia na widok strzelonego gola. "Jezu, ten bramkarz ma zeza czy jak..." Westchnęłam ciężko, na wszelki wypadek zaplatając ramiona przed sobą, żeby mnie przypadkiem nie korciło zrobić z nimi coś innego. A na widok tej całej 'gry' naprawdę miałam ochotę. Ostatecznie mi przeszło, kiedy mój brzuch nagle się odezwał, z przypomnieniem, że chyba zaczynam być głodna. Niby normalna rzecz, ale w sytuacji oglądania meczu, wszystko się mocno komplikowało. "No ale od czego są przyjaciele...?"
- Jeść mi się chce, ale wstać nie mogę... - poskarżyłam się na głos, mając nadzieję, że Lou, która najprawdopodobniej smsowała z Harrym w kuchni, usłyszy moje nawoływania. - Zrób mi.
- No jasne, i co jeszcze? - usłyszałam od razu przepełniony sarkazmem ton. "I gdzie tu wsparcie?"
- Przynieś mi tu tylko szybko. - rzuciłam mimo wszystko. "A może jednak..."
- Spadaj. - "...nie."
- No wiesz... - obruszyłam. się. - Czyli jednak, wiedziałam.
- Co?
- Nie lubisz mnie. - jęknęłam z udawanym bólem w głosie.
- Uwierz mi, kocham cię całym sercem, ale dupę to byś mogła ruszyć. - Lou odkrzyknęła od razu.
- Ja odejdę, a oni mi tu zaczną strzelać. A poza tym wszystko mnie boli. - usprawiedliwiałam się. - Przestań być wredna...
- Moja wredność to przejaw niewątpliwej sympatii. Do najbliższych zawsze najłatwiej uszczypliwie.
- No to Hazz musi mieć bardzo ciekawie... - mruknęłam ściszonym głosem, bardziej do siebie. Ale chyba niedostatecznie cicho...
- Słyszałam! - głos Lou dotarł do mnie po sekundzie z lekką pretensją. "No jakbym powiedziała coś nieprawdziwego..."
*
Wzdychając głęboko, przewróciłam się na prawy bok i wbiłam wzrok przed siebie. Nawet nie wiedziałam na co patrzę, w tym momencie to i tak wydawało mi się być bez znaczenia. Właściwie od paru dni wszystko przestawało mieć znaczenie. Nie miałam siły wstać z łóżka, nie mówiąc już nawet o treningach. Zaczynałam każdy kolejny dzień tylko i wyłącznie z myślą o tym, że powinnam. Nie, że chciałam. I nawet nie wiedziałam dlaczego tak jest. "Na pewno...?"
Dobra, wiedziałam. Wiedziałam, ale bałam się do tego przyznać sama przed sobą. Wtedy musiałabym oświadczyć całemu światu, że sobie nie radzę w sytuacji kiedy moja znajoma leży na drugim końcu miasta w głębokiej śpiączce i nic nie wskazuje na to, że miałaby się obudzić.
Wcześniej nie myślałam o tym tak bardzo. Martwiłam się tak samo, ale byłam zbyt zajęta, żeby się rozklejać. Zajęłam się zdołowanym Niallem, podwoiłam treningi. Wszystko, żeby nie myśleć. Odwiedzałam też Lou, dzięki czemu miałam chociaż cień kontroli nad sytuacją. Albo przynajmniej tak sobie wmawiałam. Wystarczyło, że wiedziałam co u niej. Że zobaczyłam ją na własne oczy. A teraz?
Miałam nadzieję. Dużo nadziei. Ale bałam się, że to nie wystarczy. Że w końcu przyjdzie dzień, w którym ktoś zadzwoni i powie, że to koniec. Ten strach był najgorszy. Przez niego nie liczyło się już nic. Żadne zajęcie nie miało sensu, bo i tak tylko podświadomie oczekuję na ten głupi telefon. I to dołuje mnie jeszcze bardziej. Bo co człowiek wyczekuje informacji o śmierci swojej przyjaciółki?
Dlatego najbardziej chciałam cofnąć to wszystko. Najlepiej do momentu kiedy jeszcze mieszkałyśmy razem. Wtedy było najfajniej. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu, nawet jeśli Lou i tak paplała tylko o Harrym. No i może potrafiłyśmy się pokłócić o byle co, ale przecież to i tak przestawało mieć znaczenie przy tych fajnych momentach. "I czemu to się musiało popsuć?"
Niespodziewanie usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Automatycznie zamknęłam oczy, z zamiarem udawania, że nadal śpię. Tak było zdecydowanie łatwiej. Bo skoro trudno mi się było przyznać przed samą sobą do tych wszystkich negatywnych uczuć, to jak miałabym wytłumaczyć to innym? "Zwłaszcza Niallowi..."
Niestety, przeceniłam jego dobre serce i pozwolenie z jego strony na mój dłuższy odpoczynek, bo już po chwili poczułam jak łóżko delikatnie się ugina. A zaraz potem ciepła dłoń wylądowała mi na ramieniu.
- Kochanie, już 8... Spóźnisz się na trening. - usłyszałam jego miękki głos, a po chwili poczułam jak jego kciuk zaczął kreślić dziwne znaki na mojej skórze. Westchnęłam. W każdym innym momencie życia ucieszyłabym się z takiej pobudki, ale teraz nie miałam siły.
- Już wstaję. - na wszelki wypadem przekręciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam lekko. Nie spodziewałam się jednak, że zobaczę Nialla w samym ręczniku. Siedział na skraju łóżka, uśmiechając się lekko, a z mokrych włosów kapała mu woda.
- Co chcesz na śniadanie? - przejechał dłonią po policzku, jak zresztą zawsze robił myśląc o czymś intensywnie.
- Sama sobie coś przygotuję... - mruknęłam, podnosząc się z łóżka. Cmoknęłam chłopaka w policzek i mijając go, ruszyłam na korytarz. "Przecież i tak nie byłam głodna..."
*
Wychodząc z sypialni i kierując się do kuchni, przeklnąłem cicho pod nosem. To był mój jedyny ratunek na utrzymanie nerwów na wodzy. Gdyby nie to, pewnie już by mnie roznosiło po całym mieszkaniu. Byłem wkurwiony na samego siebie. Nie potrafiłem pomóc jedynej osobie, na której naprawdę mi zależało. Od kilku dni patrzyłem na jej rozkojarzenie i jedyne czego byłem pewny to to, że byłem kompletnie bezsilny. To była chyba największa poraża w całym moim życiu. Nieumiejętność poprawienia samopoczucia własnej dziewczynie. "Horan, jesteś bezużyteczny..."
- A co ty tu...? - stanąłem jak wryty, widząc Harry'ego w kuchni. Jak gdyby nic rozstawiał talerze na przykrytym granatowym obrusem stole, podśpiewując sobie pod nosem.
- Śniadanko, nie widać? - podnosząc na mnie wzrok, wyszczerzył się szeroko. I bardzo naturalnie. "Skąd ta nagła zmiana?" Marszcząc brwi, założyłem ramiona przed sobą i uważnie przyglądałem się Stylesowi, który latał koło stołu jak jakiś popierdzieleniec. - To tak na wszelki wypadek, gdybyście się wczoraj mieli pokłócić o mnie, czy coś. Chociaż w zasadzie nie słyszałem, żebyście się godzili... Nie wkurzyłeś się, że ją tak przytrzymałem? - spojrzał na mnie z wyraźną niepewnością.
- Przecież tylko gadaliście. - odpowiedziałem zupełnie automatycznie, na wszelki wypadek nie spuszczając go z oka.
- Doskonałe podejście. - Harry kiwnął radośnie głową, po czym z zamachem odsunął jedno z krzeseł przy stole. - No siadaj, nie ma się co krępować...
Nadal nie spuszczając Stylesa z oka, podszedłem, gdzie wskazał i usiałem na odpowiednim krześle. Hazz wcale się do mnie nie przyłączył, jak podejrzewałem. Nadal skakał wokół stołu. "Ciekawe co tak go cieszyło..."
- Trochę naruszyłem zapasy waszej lodówki, ale w sumie nie widziałem co Eve lubi. - rzucił po chwili, zerkając na mnie pobieżnie. - Ale to nie tak, że to tylko z myślą o niej! - sprostował po chwili, z poważniejszą miną. - Lubię ją, ale nie tak. Jest fajna. Jako twoja dziewczyna oczywiście. - zmarszczył brwi, patrząc na mnie z lekkim strachem. Nie mogłem się nie roześmiać.
- Stary, brakowało mi twojej głupoty... - pokręciłem głową, sięgając po dzbanek z herbatą, który właśnie wylądował na stole i nalewając jej sobie do kubka.
- Na gębie się śmiejesz, ale w oczach już nie bardzo. - Harry tymczasem usiadł na krześle bokiem do stołu i nachylając się do mnie, wbił we mnie uważne spojrzenie. - Co jest?
Zmarszczyłem brwi, odstawiając szklane naczynia na blat. "Gdybym sam o wiedział, byłoby o wiele łatwiej..."
- Em... - chrząknąłem, nie mając pojęcia jak sensownie ubrać w słowa to, co się we mnie kotłowało. Ale zanim jakikolwiek pomysł wpadł mi do głowy,
- No nareszcie, już miałem tam do ciebie wbijać i zacząć wyciągać siłą. - Harry od razu wyszczerzył się do dziewczyny, podnosząc tyłek z krzesła. Ale kiedy przemyślał ostatnie słowa, spoważniał i wbił we mnie odpowiednie spojrzenie. - Z zamkniętymi oczami rzecz jasna. - dodał szybko. - Naleśniki ci stygną. - rzucił po chwili, odkręcając się do jakiejś szafki kuchennej, zgarnął talerz wypełniony plackami i położył je na stole.
- Em... Dziękuję? - odpowiedziała, chociaż zabrzmiało to jak pytanie. I z niezmiennie smutną miną siadła obok mnie. Ścisnęło mnie w środku. "Mogłaby się chociaż trochę uśmiechnąć..."
*
Coś poważnie tu było nie tak. Poważnie. I nawet nie minęło dużo czasu, żebym odkrył, że to ja byłem tego przyczyną. Wcale jednak nie chodziło o zazdrość, czy mój pobyt tutaj. Tamto to były tylko żarty i byłem pewien, że Niall o tym wiedział. Poza tym tylko na moje gadanie o tym, że zbieram się do szpitala, do Lou, Eve jakby jeszcze bardziej posmutniała. Już do kuchni weszła w niewesołym stanie, ale tamten moment tylko to pogłębił. Szybko skojarzyłem o co chodzi. I zdążyłem się już powyzywać od egoistów i dupków. Przecież od kilku dni siedząc u Lou od rana do wieczora, skutecznie blokowałem innym dostęp do niej. A przecież nie tylko ja miałem prawo. "Tylko jak to teraz odkręcić...?" Sposób był tylko jeden. Nie wiedziałem tylko jak Eve na niego zareaguje... "Ale nie ma wyjścia, Styles..."
- Dzisiaj też masz ten swój trening? - spytałem po dłuższej chwili ciszy, przez co mój głos zabrzmiał jak bomba. Zauważyłem, że Eve nawet drgnęła. "Styles, spokojniej..."
- Tak, ale za trzy godziny. - dziewczyna spokojnie kiwnęła głową, nadal grzebiąc widelcem po talerzu. Zmarszczyłem czoło, widząc rozkrojone kawałki naleśników, z których ani jeden od początku śniadania nie ubył. - Teraz chciałam pobiegać. - usłyszałem po sekundzie, co odwróciło moją uwagę od jej talerza.
- Biegać? - zaciekawiłem się w pierwszej chwili. "Idioto, ona jest sportowcem!" - A musisz dzisiaj biegać? - poprawiłem się po chwili.
- No nie, ale wolę jednak utrzymywać kondycję. - Jeszcze mi się przyda.
- A co by się stało, gdybyś olała jedno bieganie?
- Myślę, że nic, ale...
- To fantastycznie. - wpadłem jej w słowo, przez co dziewczyna tylko westchnęła ciężko. - A masz prawo jazdy? - spytałem, tym razem o wiele bardziej pewnie.
- Mam. - powoli kiwnęła głową.
- No i świetnie, zawieziesz mnie do szpitala. - wyszczerzyłem się szeroko, podejmując decyzję już za nią. "Niech tylko spróbuje się wykręcać..." - Mogę ją wykorzystać oczywiście? - spojrzałem po chwili na Nialla, w razie gdyby blondas miał jakieś zastrzeżenia.
- Mnie nie pytaj. - Niall bezradnie rozłożył ręce. Ale chyba skumał do czego zmierzam, bo nie mógł powstrzymać lekkiego uśmieszku.
- Mogę cię wykorzystać? - szybko przeniosłem wzrok na dziewczynę. Która dziwnie marszczyła brwi. "No i co ja takiego niby... Oh." Spoważniałem, kiedy dotarło do mnie co powiedziałem. Ale zanim zdążyłem to cofnąć, Eve postanowiła się odezwać.
- Szczerze mówiąc to boję się odpowiadać na to pytanie. - rzuciła, odcinając mi drogę do wycofania się ze wszystkiego. "A więc musisz brnąć dalej..."
- Mogę cię zapewnić, że z mojej strony nic ci nie grozi. Ja już nawet zapomniałem jak to się robi. - wyszczerzyłem się na powrót. Niall ze swoją dziewczyną spojrzeli na mnie w końcu z jakąś tam radością, ale i lekkim niedowierzaniem. - No serio, mam dziurę w pamięci jakbyście jeszcze nie zauważyli...
- To kiedy chcesz jechać? - Eve spytała po chwili, ewidentnie dla zmiany tematu. "W sumie dobrze."
- Teraz. - rzuciłem. I od razu zerwałem się z krzesła, czekając na reakcję dziewczyny. "No bo po co zwlekać..."
*
- Czuję się zupełnie jak baba... - rzuciłem z westchnieniem, przyglądając się Eve skupionej na prowadzeniu z siedzenia pasażera. Było mi na nim cholernie niewygodnie. Co najśmieszniejsze, tylko w jej obecności odczułem ten dyskomfort. Z Niallem siedzenie nie gryzło mnie w tyłek. Nawet z siostrą nie było tak źle. Ale to co innego jak się jedzie z niezwiązaną genami dziewczyną... - To ja powinienem podwozić panny, a nie na odwrót. - jęknąłem.
- Nie przesadzaj. - Eve mruknęła wyraźnie na odczepnego, nie odwracając nawet wzroku od drogi.
- To nie przesada. - od razu pisnąłem z pretensją. - Dodali mi jeszcze ochroniarza, to już zupełnie tak, jakbym sam nie mógł o siebie zadbać. A prawdziwy facet musi umieć o siebie dbać. Bo inaczej jak zadba o swoją kobietę?
- Lou nie czuła się zaniedbywana, jeśli o to ci chodzi. - dziewczyna w końcu zerknęła na mnie kątem oka. Natychmiast wyszczerzyłem się szeroko. "Dbałem o nią... I to się jej podobało..."
- To interesujące. - mruknąłem, z dziwnym poczuciem dumy rozchodzącym się po moim wnętrzu. - Mów dalej.
- Odnoszę wrażenie, że lubisz słuchać tylko o tym jak fajnym byłeś dla niej facetem. - Eve zmarszczyła brwi, ale mimo to uśmiechnęła się lekko.
- No bo to bardzo miłe. - usprawiedliwiłem się. - A co, byłem zły?
- Nie każ mi tego, oceniać, błagam. - dziewczyna westchnęła ciężko. "CZYLI BYŁEM ZŁYM FACETEM?!"
- To ja cię błagam. - poprosiłem, tchnięty niepokojem. A zamyślona mina Eve wcale nie pomagała w uspokojeniu.
- Byliście... ciekawą parą. - mruknęła w końcu. "I co to miało znaczyć?" - Często się przekomarzaliście. Nigdy nie było między wami za słodko. Może być? - dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, co upewniło mnie, że mi nie ściemnia. I tylko mnie to uspokoiło.
- Opowiedz mi coś o tym. - uśmiechnąłem się w jej stronę, rozsiadając się na fotelu. "No z chęcią czegoś o tym posłucham..."
*
Weszłam do kuchni i z wrażenia o mało co nie upuściłam kubka po kawie. Przystając w progu, z uwagą spojrzałam na Lou, która jak gdyby nigdy nic siedziała na krześle z nogami założonymi na stół i rozwiązywała jakieś krzyżówki. To by i może było normalne, ale nie w dniu, kiedy Harry zjechał z trasy. Teraz to oni powinni siedzieć zamknięci w jej pokoju, robiąc jakieś nudne, typowe rzeczy, jak oglądanie filmu. Mogliby nawet i te krzyżówki rozwiązywać, wszystko jedno. Ale razem. Lou sama w kuchni nie wróżyła niczego dobrego...
- A ty nie z Harrym? - spytałam niepewnie, podchodząc powoli do zlewu i kątem oka obserwując dziewczynę.
- Nie. - mruknęła beznamiętnie, nawet na mnie nie patrząc. "Pokłócili się, na pewno się pokłócili..."
- Dlaczego? - spytałam jednak dla pewności, podchodząc już do zlewu i odkręcając wodę w celu umycia kubka.
- Bo postanowił znaleźć sobie inną dziewczynę. - usłyszałam tymczasem. I zamarłam, próbując to przetrawić. Zakręciłam też wodę, żeby się nie rozpraszać i odwróciłam się tyłem do zlewu, wbijając wzrok w nadal skupioną na krzyżówkach przyjaciółkę.
- Co? - rzuciłam dosadnym tonem.
- Stwierdził, że nadajemy na różnych falach i wyszedł, żeby znaleźć sobie taką, z którą będzie nadawał na tych samych. - Lou wyjaśniła całkowicie poważnie.
- Ahaa... - mruknęłam przeciągle, bo tylko to mogłam z siebie wydusić. Kompletnie nie wiedziałam jak inaczej mogłabym zareagować na ich głupotę. A orientując się, że sytuacja jest raczej komiczna niż poważna, wróciłam szybko do kubka. I talerza, i widelca, i salaterki, i noża, które też przy okazji znalazłam w zlewie. "Załóżmy, że dzisiaj będę tą miłą współlokatorką..."
"Ale to ona jutro sprząta podłogi."
Byłam dokładnie przy tym ostatnim nożu, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami z korytarza, a za nim ciężkie, znajome kroki. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że to ukochany Lou właśnie wrócił z poszukiwania tych swoich kochanek... "Ciekawe z jakim skutkiem..." Nie byłam jednak na tyle głupia, żeby się wdawać z nim w durne dyskusje, więc w milczeniu dalej robiłam swoje. Nawet gdy wszedł do kuchni.
- CZEŚĆ KOCHANIE! - rzucił wesoło, co postanowiłam również zignorować... No gdyby nie to, że zamiast do Lou, podszedł do mnie i mocno przytulił. "Co jest?!"
- Weź debilu, rozum cię opuścił, czy co... - pisnęłam, wyrywając się i stając jak najdalej od niego. Po czym wbiłam spanikowane spojrzenie w Lou. - On już do reszty zgłupiał, wymień sobie faceta.
- To już mam z głowy. - Lou odpowiedziała tym samym beznamiętnym tonem, nie odwracając wzroku od krzyżówki.
- Nie kochasz mnie? - Hazz tymczasem wbił we mnie te swoje zielone gały, czego nie mogłam zignorować, nawet gdybym chciała.
- Nie! - podniosłam głos, marszcząc groźnie brwi.
- Ale...
- Odsuń się, bo ci coś obetnę i to wcale nie będą palce. - na wszelki wypadek podniosłam nadal trzymany przez siebie nóż i ostrzegawczo spojrzałam na Harry'ego. Chłopak zrobił smutną minkę i westchnął głęboko. A po chwili ruszył do stołu, siadł na wolnym krześle obok Lou, opierając czoło o blat.
- Żadna mnie nie chce. - rzucił żałośnie, po czym podniósł głowę i spojrzał na Lou. - Wróć do mnie...
- Nie. Życie singielki bardzo mi się podoba. - dziewczyna odparła niewzruszenie, nie przerywając swojego zajęcia.
- Powiedz jej coś. - Hazz posłał mi błagalne spojrzenie. Co w zaistniałej sytuacji wypadło przezabawnie.
- Mówię ci coś. - mruknęłam szybko, tak tylko, żeby nie miał za łatwo.
- Dzięki za nieocenioną pomoc! - chłopak prychnął tylko i przysunął się do Lou, chwytając ją za ramię. - Luluś...
- Zastanowię się nad powrotem. - dziewczyna od razu się wyrwała, ale przynajmniej pierwszy raz oderwała wzrok od krzyżówki. Tylko po to, żeby spojrzeć na lokowatego z wyższością. - Jak mi nie będziesz przeszkadzać.
- Ja przeszkadzam? - Harry pisnął od razu, już z całym krzesłem przysuwając się do dziewczyny. - Ja jestem mądry, mogę ci tylko pomóc. - ustawił się tak, żeby być trochę za Lou i nachylił się w stronę krzyżówki, przez co trochę objął dziewczynę. - Pokaż co tam masz...
Uśmiechnęłam się pod nosem, kręcąc głową. Nie mogłam pojąć tego ich związku, ale przynajmniej dla mnie było zabawnie. No przynajmniej do momentu kiedy się nie zaczynali miziać. Żeby uniknąć takich scen, rzuciłam tylko nóż z powrotem do zlewu i szybko wymknęłam się z kuchni, zostawiając tę dwójkę głupków samych sobie. Dochodząc do swojego pokoju stwierdziłam jednak, że zostawiając tych zakochańców samych w kuchni, odcięłam się tym samym od jej zasobów na długie godziny. Postanowiłam więc wrócić po jakiś zapas jedzenia, póki ta dwójka się jeszcze nie rozkręciła. "O naiwności..."
- Jezu, ludzie...! - jęknęłam, gwałtownie wycofując się z kuchni, do której nawet nie zdążyłam wejść, widząc Lou siedzącą na blacie jakiejś szafki i Hazzę stojącego przed nią. Byli ubrani, ale już się ostro przytulali... "No to chyba ich rekord!" - Wyszłam na minutę!
- Nic nie mówiłaś, że zamierzasz wracać... - Harry tylko zaśmiał się i spojrzał na mnie rozbawiony. "No bardzo śmieszne..." Dla Lou to też było zabawne, bo aż trzęsła się ze śmiechu, chowając jednak twarz w szyi chłopaka.
- Już nie chcę... - rzuciłam, szykując się do odejścia. - I błagam, nie tu. - zaznaczyłam jeszcze. - Ja tu przygotowuję sobie kanapki...
- Jak sobie życzysz. - Hazz wyszczerzył się, ale nie ruszył się nawet o milimetr. Przewróciłam oczami, odwracając się by odejść. Zdążyłam jednak zauważyć jak Harry nachyla się znacząco do Lou. Szybko doszłam do wniosku, że w tym momencie jedyne czego potrzebowałam to spacer. Najlepiej do meblowego, po nową, nieskażoną szafkę kuchenną. Żeby tylko nie myśleć za bardzo o tym jak mi właśnie dewastowali kuchnię...
- Jeść mi się chce, ale wstać nie mogę... - poskarżyłam się na głos, mając nadzieję, że Lou, która najprawdopodobniej smsowała z Harrym w kuchni, usłyszy moje nawoływania. - Zrób mi.
- No jasne, i co jeszcze? - usłyszałam od razu przepełniony sarkazmem ton. "I gdzie tu wsparcie?"
- Przynieś mi tu tylko szybko. - rzuciłam mimo wszystko. "A może jednak..."
- Spadaj. - "...nie."
- No wiesz... - obruszyłam. się. - Czyli jednak, wiedziałam.
- Co?
- Nie lubisz mnie. - jęknęłam z udawanym bólem w głosie.
- Uwierz mi, kocham cię całym sercem, ale dupę to byś mogła ruszyć. - Lou odkrzyknęła od razu.
- Ja odejdę, a oni mi tu zaczną strzelać. A poza tym wszystko mnie boli. - usprawiedliwiałam się. - Przestań być wredna...
- Moja wredność to przejaw niewątpliwej sympatii. Do najbliższych zawsze najłatwiej uszczypliwie.
- No to Hazz musi mieć bardzo ciekawie... - mruknęłam ściszonym głosem, bardziej do siebie. Ale chyba niedostatecznie cicho...
- Słyszałam! - głos Lou dotarł do mnie po sekundzie z lekką pretensją. "No jakbym powiedziała coś nieprawdziwego..."
*
Wzdychając głęboko, przewróciłam się na prawy bok i wbiłam wzrok przed siebie. Nawet nie wiedziałam na co patrzę, w tym momencie to i tak wydawało mi się być bez znaczenia. Właściwie od paru dni wszystko przestawało mieć znaczenie. Nie miałam siły wstać z łóżka, nie mówiąc już nawet o treningach. Zaczynałam każdy kolejny dzień tylko i wyłącznie z myślą o tym, że powinnam. Nie, że chciałam. I nawet nie wiedziałam dlaczego tak jest. "Na pewno...?"
Dobra, wiedziałam. Wiedziałam, ale bałam się do tego przyznać sama przed sobą. Wtedy musiałabym oświadczyć całemu światu, że sobie nie radzę w sytuacji kiedy moja znajoma leży na drugim końcu miasta w głębokiej śpiączce i nic nie wskazuje na to, że miałaby się obudzić.
Wcześniej nie myślałam o tym tak bardzo. Martwiłam się tak samo, ale byłam zbyt zajęta, żeby się rozklejać. Zajęłam się zdołowanym Niallem, podwoiłam treningi. Wszystko, żeby nie myśleć. Odwiedzałam też Lou, dzięki czemu miałam chociaż cień kontroli nad sytuacją. Albo przynajmniej tak sobie wmawiałam. Wystarczyło, że wiedziałam co u niej. Że zobaczyłam ją na własne oczy. A teraz?
Miałam nadzieję. Dużo nadziei. Ale bałam się, że to nie wystarczy. Że w końcu przyjdzie dzień, w którym ktoś zadzwoni i powie, że to koniec. Ten strach był najgorszy. Przez niego nie liczyło się już nic. Żadne zajęcie nie miało sensu, bo i tak tylko podświadomie oczekuję na ten głupi telefon. I to dołuje mnie jeszcze bardziej. Bo co człowiek wyczekuje informacji o śmierci swojej przyjaciółki?
Dlatego najbardziej chciałam cofnąć to wszystko. Najlepiej do momentu kiedy jeszcze mieszkałyśmy razem. Wtedy było najfajniej. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu, nawet jeśli Lou i tak paplała tylko o Harrym. No i może potrafiłyśmy się pokłócić o byle co, ale przecież to i tak przestawało mieć znaczenie przy tych fajnych momentach. "I czemu to się musiało popsuć?"
Niespodziewanie usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Automatycznie zamknęłam oczy, z zamiarem udawania, że nadal śpię. Tak było zdecydowanie łatwiej. Bo skoro trudno mi się było przyznać przed samą sobą do tych wszystkich negatywnych uczuć, to jak miałabym wytłumaczyć to innym? "Zwłaszcza Niallowi..."
Niestety, przeceniłam jego dobre serce i pozwolenie z jego strony na mój dłuższy odpoczynek, bo już po chwili poczułam jak łóżko delikatnie się ugina. A zaraz potem ciepła dłoń wylądowała mi na ramieniu.
- Kochanie, już 8... Spóźnisz się na trening. - usłyszałam jego miękki głos, a po chwili poczułam jak jego kciuk zaczął kreślić dziwne znaki na mojej skórze. Westchnęłam. W każdym innym momencie życia ucieszyłabym się z takiej pobudki, ale teraz nie miałam siły.
- Już wstaję. - na wszelki wypadem przekręciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam lekko. Nie spodziewałam się jednak, że zobaczę Nialla w samym ręczniku. Siedział na skraju łóżka, uśmiechając się lekko, a z mokrych włosów kapała mu woda.
- Co chcesz na śniadanie? - przejechał dłonią po policzku, jak zresztą zawsze robił myśląc o czymś intensywnie.
- Sama sobie coś przygotuję... - mruknęłam, podnosząc się z łóżka. Cmoknęłam chłopaka w policzek i mijając go, ruszyłam na korytarz. "Przecież i tak nie byłam głodna..."
*
Wychodząc z sypialni i kierując się do kuchni, przeklnąłem cicho pod nosem. To był mój jedyny ratunek na utrzymanie nerwów na wodzy. Gdyby nie to, pewnie już by mnie roznosiło po całym mieszkaniu. Byłem wkurwiony na samego siebie. Nie potrafiłem pomóc jedynej osobie, na której naprawdę mi zależało. Od kilku dni patrzyłem na jej rozkojarzenie i jedyne czego byłem pewny to to, że byłem kompletnie bezsilny. To była chyba największa poraża w całym moim życiu. Nieumiejętność poprawienia samopoczucia własnej dziewczynie. "Horan, jesteś bezużyteczny..."
- A co ty tu...? - stanąłem jak wryty, widząc Harry'ego w kuchni. Jak gdyby nic rozstawiał talerze na przykrytym granatowym obrusem stole, podśpiewując sobie pod nosem.
- Śniadanko, nie widać? - podnosząc na mnie wzrok, wyszczerzył się szeroko. I bardzo naturalnie. "Skąd ta nagła zmiana?" Marszcząc brwi, założyłem ramiona przed sobą i uważnie przyglądałem się Stylesowi, który latał koło stołu jak jakiś popierdzieleniec. - To tak na wszelki wypadek, gdybyście się wczoraj mieli pokłócić o mnie, czy coś. Chociaż w zasadzie nie słyszałem, żebyście się godzili... Nie wkurzyłeś się, że ją tak przytrzymałem? - spojrzał na mnie z wyraźną niepewnością.
- Przecież tylko gadaliście. - odpowiedziałem zupełnie automatycznie, na wszelki wypadek nie spuszczając go z oka.
- Doskonałe podejście. - Harry kiwnął radośnie głową, po czym z zamachem odsunął jedno z krzeseł przy stole. - No siadaj, nie ma się co krępować...
Nadal nie spuszczając Stylesa z oka, podszedłem, gdzie wskazał i usiałem na odpowiednim krześle. Hazz wcale się do mnie nie przyłączył, jak podejrzewałem. Nadal skakał wokół stołu. "Ciekawe co tak go cieszyło..."
- Trochę naruszyłem zapasy waszej lodówki, ale w sumie nie widziałem co Eve lubi. - rzucił po chwili, zerkając na mnie pobieżnie. - Ale to nie tak, że to tylko z myślą o niej! - sprostował po chwili, z poważniejszą miną. - Lubię ją, ale nie tak. Jest fajna. Jako twoja dziewczyna oczywiście. - zmarszczył brwi, patrząc na mnie z lekkim strachem. Nie mogłem się nie roześmiać.
- Stary, brakowało mi twojej głupoty... - pokręciłem głową, sięgając po dzbanek z herbatą, który właśnie wylądował na stole i nalewając jej sobie do kubka.
- Na gębie się śmiejesz, ale w oczach już nie bardzo. - Harry tymczasem usiadł na krześle bokiem do stołu i nachylając się do mnie, wbił we mnie uważne spojrzenie. - Co jest?
Zmarszczyłem brwi, odstawiając szklane naczynia na blat. "Gdybym sam o wiedział, byłoby o wiele łatwiej..."
- Em... - chrząknąłem, nie mając pojęcia jak sensownie ubrać w słowa to, co się we mnie kotłowało. Ale zanim jakikolwiek pomysł wpadł mi do głowy,
- No nareszcie, już miałem tam do ciebie wbijać i zacząć wyciągać siłą. - Harry od razu wyszczerzył się do dziewczyny, podnosząc tyłek z krzesła. Ale kiedy przemyślał ostatnie słowa, spoważniał i wbił we mnie odpowiednie spojrzenie. - Z zamkniętymi oczami rzecz jasna. - dodał szybko. - Naleśniki ci stygną. - rzucił po chwili, odkręcając się do jakiejś szafki kuchennej, zgarnął talerz wypełniony plackami i położył je na stole.
- Em... Dziękuję? - odpowiedziała, chociaż zabrzmiało to jak pytanie. I z niezmiennie smutną miną siadła obok mnie. Ścisnęło mnie w środku. "Mogłaby się chociaż trochę uśmiechnąć..."
*
Coś poważnie tu było nie tak. Poważnie. I nawet nie minęło dużo czasu, żebym odkrył, że to ja byłem tego przyczyną. Wcale jednak nie chodziło o zazdrość, czy mój pobyt tutaj. Tamto to były tylko żarty i byłem pewien, że Niall o tym wiedział. Poza tym tylko na moje gadanie o tym, że zbieram się do szpitala, do Lou, Eve jakby jeszcze bardziej posmutniała. Już do kuchni weszła w niewesołym stanie, ale tamten moment tylko to pogłębił. Szybko skojarzyłem o co chodzi. I zdążyłem się już powyzywać od egoistów i dupków. Przecież od kilku dni siedząc u Lou od rana do wieczora, skutecznie blokowałem innym dostęp do niej. A przecież nie tylko ja miałem prawo. "Tylko jak to teraz odkręcić...?" Sposób był tylko jeden. Nie wiedziałem tylko jak Eve na niego zareaguje... "Ale nie ma wyjścia, Styles..."
- Dzisiaj też masz ten swój trening? - spytałem po dłuższej chwili ciszy, przez co mój głos zabrzmiał jak bomba. Zauważyłem, że Eve nawet drgnęła. "Styles, spokojniej..."
- Tak, ale za trzy godziny. - dziewczyna spokojnie kiwnęła głową, nadal grzebiąc widelcem po talerzu. Zmarszczyłem czoło, widząc rozkrojone kawałki naleśników, z których ani jeden od początku śniadania nie ubył. - Teraz chciałam pobiegać. - usłyszałem po sekundzie, co odwróciło moją uwagę od jej talerza.
- Biegać? - zaciekawiłem się w pierwszej chwili. "Idioto, ona jest sportowcem!" - A musisz dzisiaj biegać? - poprawiłem się po chwili.
- No nie, ale wolę jednak utrzymywać kondycję. - Jeszcze mi się przyda.
- A co by się stało, gdybyś olała jedno bieganie?
- Myślę, że nic, ale...
- To fantastycznie. - wpadłem jej w słowo, przez co dziewczyna tylko westchnęła ciężko. - A masz prawo jazdy? - spytałem, tym razem o wiele bardziej pewnie.
- Mam. - powoli kiwnęła głową.
- No i świetnie, zawieziesz mnie do szpitala. - wyszczerzyłem się szeroko, podejmując decyzję już za nią. "Niech tylko spróbuje się wykręcać..." - Mogę ją wykorzystać oczywiście? - spojrzałem po chwili na Nialla, w razie gdyby blondas miał jakieś zastrzeżenia.
- Mnie nie pytaj. - Niall bezradnie rozłożył ręce. Ale chyba skumał do czego zmierzam, bo nie mógł powstrzymać lekkiego uśmieszku.
- Mogę cię wykorzystać? - szybko przeniosłem wzrok na dziewczynę. Która dziwnie marszczyła brwi. "No i co ja takiego niby... Oh." Spoważniałem, kiedy dotarło do mnie co powiedziałem. Ale zanim zdążyłem to cofnąć, Eve postanowiła się odezwać.
- Szczerze mówiąc to boję się odpowiadać na to pytanie. - rzuciła, odcinając mi drogę do wycofania się ze wszystkiego. "A więc musisz brnąć dalej..."
- Mogę cię zapewnić, że z mojej strony nic ci nie grozi. Ja już nawet zapomniałem jak to się robi. - wyszczerzyłem się na powrót. Niall ze swoją dziewczyną spojrzeli na mnie w końcu z jakąś tam radością, ale i lekkim niedowierzaniem. - No serio, mam dziurę w pamięci jakbyście jeszcze nie zauważyli...
- To kiedy chcesz jechać? - Eve spytała po chwili, ewidentnie dla zmiany tematu. "W sumie dobrze."
- Teraz. - rzuciłem. I od razu zerwałem się z krzesła, czekając na reakcję dziewczyny. "No bo po co zwlekać..."
*
- Czuję się zupełnie jak baba... - rzuciłem z westchnieniem, przyglądając się Eve skupionej na prowadzeniu z siedzenia pasażera. Było mi na nim cholernie niewygodnie. Co najśmieszniejsze, tylko w jej obecności odczułem ten dyskomfort. Z Niallem siedzenie nie gryzło mnie w tyłek. Nawet z siostrą nie było tak źle. Ale to co innego jak się jedzie z niezwiązaną genami dziewczyną... - To ja powinienem podwozić panny, a nie na odwrót. - jęknąłem.
- Nie przesadzaj. - Eve mruknęła wyraźnie na odczepnego, nie odwracając nawet wzroku od drogi.
- To nie przesada. - od razu pisnąłem z pretensją. - Dodali mi jeszcze ochroniarza, to już zupełnie tak, jakbym sam nie mógł o siebie zadbać. A prawdziwy facet musi umieć o siebie dbać. Bo inaczej jak zadba o swoją kobietę?
- Lou nie czuła się zaniedbywana, jeśli o to ci chodzi. - dziewczyna w końcu zerknęła na mnie kątem oka. Natychmiast wyszczerzyłem się szeroko. "Dbałem o nią... I to się jej podobało..."
- To interesujące. - mruknąłem, z dziwnym poczuciem dumy rozchodzącym się po moim wnętrzu. - Mów dalej.
- Odnoszę wrażenie, że lubisz słuchać tylko o tym jak fajnym byłeś dla niej facetem. - Eve zmarszczyła brwi, ale mimo to uśmiechnęła się lekko.
- No bo to bardzo miłe. - usprawiedliwiłem się. - A co, byłem zły?
- Nie każ mi tego, oceniać, błagam. - dziewczyna westchnęła ciężko. "CZYLI BYŁEM ZŁYM FACETEM?!"
- To ja cię błagam. - poprosiłem, tchnięty niepokojem. A zamyślona mina Eve wcale nie pomagała w uspokojeniu.
- Byliście... ciekawą parą. - mruknęła w końcu. "I co to miało znaczyć?" - Często się przekomarzaliście. Nigdy nie było między wami za słodko. Może być? - dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, co upewniło mnie, że mi nie ściemnia. I tylko mnie to uspokoiło.
- Opowiedz mi coś o tym. - uśmiechnąłem się w jej stronę, rozsiadając się na fotelu. "No z chęcią czegoś o tym posłucham..."
*
Weszłam do kuchni i z wrażenia o mało co nie upuściłam kubka po kawie. Przystając w progu, z uwagą spojrzałam na Lou, która jak gdyby nigdy nic siedziała na krześle z nogami założonymi na stół i rozwiązywała jakieś krzyżówki. To by i może było normalne, ale nie w dniu, kiedy Harry zjechał z trasy. Teraz to oni powinni siedzieć zamknięci w jej pokoju, robiąc jakieś nudne, typowe rzeczy, jak oglądanie filmu. Mogliby nawet i te krzyżówki rozwiązywać, wszystko jedno. Ale razem. Lou sama w kuchni nie wróżyła niczego dobrego...
- A ty nie z Harrym? - spytałam niepewnie, podchodząc powoli do zlewu i kątem oka obserwując dziewczynę.
- Nie. - mruknęła beznamiętnie, nawet na mnie nie patrząc. "Pokłócili się, na pewno się pokłócili..."
- Dlaczego? - spytałam jednak dla pewności, podchodząc już do zlewu i odkręcając wodę w celu umycia kubka.
- Bo postanowił znaleźć sobie inną dziewczynę. - usłyszałam tymczasem. I zamarłam, próbując to przetrawić. Zakręciłam też wodę, żeby się nie rozpraszać i odwróciłam się tyłem do zlewu, wbijając wzrok w nadal skupioną na krzyżówkach przyjaciółkę.
- Co? - rzuciłam dosadnym tonem.
- Stwierdził, że nadajemy na różnych falach i wyszedł, żeby znaleźć sobie taką, z którą będzie nadawał na tych samych. - Lou wyjaśniła całkowicie poważnie.
- Ahaa... - mruknęłam przeciągle, bo tylko to mogłam z siebie wydusić. Kompletnie nie wiedziałam jak inaczej mogłabym zareagować na ich głupotę. A orientując się, że sytuacja jest raczej komiczna niż poważna, wróciłam szybko do kubka. I talerza, i widelca, i salaterki, i noża, które też przy okazji znalazłam w zlewie. "Załóżmy, że dzisiaj będę tą miłą współlokatorką..."
"Ale to ona jutro sprząta podłogi."
Byłam dokładnie przy tym ostatnim nożu, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami z korytarza, a za nim ciężkie, znajome kroki. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że to ukochany Lou właśnie wrócił z poszukiwania tych swoich kochanek... "Ciekawe z jakim skutkiem..." Nie byłam jednak na tyle głupia, żeby się wdawać z nim w durne dyskusje, więc w milczeniu dalej robiłam swoje. Nawet gdy wszedł do kuchni.
- CZEŚĆ KOCHANIE! - rzucił wesoło, co postanowiłam również zignorować... No gdyby nie to, że zamiast do Lou, podszedł do mnie i mocno przytulił. "Co jest?!"
- Weź debilu, rozum cię opuścił, czy co... - pisnęłam, wyrywając się i stając jak najdalej od niego. Po czym wbiłam spanikowane spojrzenie w Lou. - On już do reszty zgłupiał, wymień sobie faceta.
- To już mam z głowy. - Lou odpowiedziała tym samym beznamiętnym tonem, nie odwracając wzroku od krzyżówki.
- Nie kochasz mnie? - Hazz tymczasem wbił we mnie te swoje zielone gały, czego nie mogłam zignorować, nawet gdybym chciała.
- Nie! - podniosłam głos, marszcząc groźnie brwi.
- Ale...
- Odsuń się, bo ci coś obetnę i to wcale nie będą palce. - na wszelki wypadek podniosłam nadal trzymany przez siebie nóż i ostrzegawczo spojrzałam na Harry'ego. Chłopak zrobił smutną minkę i westchnął głęboko. A po chwili ruszył do stołu, siadł na wolnym krześle obok Lou, opierając czoło o blat.
- Żadna mnie nie chce. - rzucił żałośnie, po czym podniósł głowę i spojrzał na Lou. - Wróć do mnie...
- Nie. Życie singielki bardzo mi się podoba. - dziewczyna odparła niewzruszenie, nie przerywając swojego zajęcia.
- Powiedz jej coś. - Hazz posłał mi błagalne spojrzenie. Co w zaistniałej sytuacji wypadło przezabawnie.
- Mówię ci coś. - mruknęłam szybko, tak tylko, żeby nie miał za łatwo.
- Dzięki za nieocenioną pomoc! - chłopak prychnął tylko i przysunął się do Lou, chwytając ją za ramię. - Luluś...
- Zastanowię się nad powrotem. - dziewczyna od razu się wyrwała, ale przynajmniej pierwszy raz oderwała wzrok od krzyżówki. Tylko po to, żeby spojrzeć na lokowatego z wyższością. - Jak mi nie będziesz przeszkadzać.
- Ja przeszkadzam? - Harry pisnął od razu, już z całym krzesłem przysuwając się do dziewczyny. - Ja jestem mądry, mogę ci tylko pomóc. - ustawił się tak, żeby być trochę za Lou i nachylił się w stronę krzyżówki, przez co trochę objął dziewczynę. - Pokaż co tam masz...
Uśmiechnęłam się pod nosem, kręcąc głową. Nie mogłam pojąć tego ich związku, ale przynajmniej dla mnie było zabawnie. No przynajmniej do momentu kiedy się nie zaczynali miziać. Żeby uniknąć takich scen, rzuciłam tylko nóż z powrotem do zlewu i szybko wymknęłam się z kuchni, zostawiając tę dwójkę głupków samych sobie. Dochodząc do swojego pokoju stwierdziłam jednak, że zostawiając tych zakochańców samych w kuchni, odcięłam się tym samym od jej zasobów na długie godziny. Postanowiłam więc wrócić po jakiś zapas jedzenia, póki ta dwójka się jeszcze nie rozkręciła. "O naiwności..."
- Jezu, ludzie...! - jęknęłam, gwałtownie wycofując się z kuchni, do której nawet nie zdążyłam wejść, widząc Lou siedzącą na blacie jakiejś szafki i Hazzę stojącego przed nią. Byli ubrani, ale już się ostro przytulali... "No to chyba ich rekord!" - Wyszłam na minutę!
- Nic nie mówiłaś, że zamierzasz wracać... - Harry tylko zaśmiał się i spojrzał na mnie rozbawiony. "No bardzo śmieszne..." Dla Lou to też było zabawne, bo aż trzęsła się ze śmiechu, chowając jednak twarz w szyi chłopaka.
- Już nie chcę... - rzuciłam, szykując się do odejścia. - I błagam, nie tu. - zaznaczyłam jeszcze. - Ja tu przygotowuję sobie kanapki...
- Jak sobie życzysz. - Hazz wyszczerzył się, ale nie ruszył się nawet o milimetr. Przewróciłam oczami, odwracając się by odejść. Zdążyłam jednak zauważyć jak Harry nachyla się znacząco do Lou. Szybko doszłam do wniosku, że w tym momencie jedyne czego potrzebowałam to spacer. Najlepiej do meblowego, po nową, nieskażoną szafkę kuchenną. Żeby tylko nie myśleć za bardzo o tym jak mi właśnie dewastowali kuchnię...
Okropnie przepraszam za zwłokę, ale coś mi się z weną stało. Czuję się chyba lekko zmęczona, więc próbuję odpoczywać. Lecz nawet to mi nie idzie. Żeby tylko nie było, że narzekam, czy coś... Mam tylko nadzieję, że z następnym rozdziałem pójdzie mi lepiej, bo planuję coś, co uszczęśliwi wszystkie zwolenniczki Neve. A za powyższe przepraszam. Brak weny ujawnił się w sposobie pisania... Ale chcę ruszyć dalej.
No i jeszcze coś... W podziękowaniu za przemiłe słowa jednej z moich czytelniczek, obiecałam, że zareklamuję tutaj jej nowy blog. Mam nadzieję, że ktoś się skusi. Jedyne co mi wiadomo, to to, że jest o Harrym... Więc zapraszam :)
No i jeszcze coś... W podziękowaniu za przemiłe słowa jednej z moich czytelniczek, obiecałam, że zareklamuję tutaj jej nowy blog. Mam nadzieję, że ktoś się skusi. Jedyne co mi wiadomo, to to, że jest o Harrym... Więc zapraszam :)