piątek, 2 maja 2014

33.


- Dobra, a to? - Harry podniósł jedno ze zdjęć wyciągniętych z kolejnego albumu i pokazał je Louisowi. Ten od razu zmrużył oczy, ale oglądanie zdjęcia z drugiego końca pokoju chyba coś mu nie szło, bo ruszył tyłek i na kolanach doczłapał do Hazzy.
- Pokaż, nie widzę. - wyrwał mu zdjęcie, przyglądając mu się bliżej.
- Haaaaa, ślepniejesz na starość? - Młody zaśmiał się tylko, wydrzeźniając się. I od razu dostał po głowie. Aż się skrzywił.
- Ups, rączka mi się omsknęła. - Lou uśmiechnął się przesłodzenie, ostatecznie wbijając wzrok w zdjęcie. Zmarszczył czoło, intensywnie mu się przyglądając. - Dużo zieleństwa. - stwierdził, przejeżdżając dłonią po brodzie. - Ale za chuja nie wiem co to. Wygląda mniej więcej na 13. Co myślisz? - wyciągnął do mnie zdjęcie. Sięgnąłem po nie, wpatrując się w nie z uwagą, żeby niczego nie przegapić. Ale co mogłem stwierdzić, widząc tylko Hazzę obejmującego Rudą i kupę drzewek za nimi? "Duchem Świętym nie byłem..." Na szczęście znalazłem dobry sposób określania czasu. Tatuaże. Oboje mieli do nich dziwną słabość, więc jak po nitce można było dojść gdzie, co i kiedy. Trzeba było tylko dobrze wytężyć wzrok... Więc wytężyłem. "No i proszę..."
- Bardziej 14. - stwierdziłem, przyglądając się na czarną plamę na ramieniu dziewczyny. - Lou ma tu klepsydrę, a w 2013 nie miała. Niall? - wystawiłem zdjęcie do blondyna, który poległ na fotelu z miską czipsów na kolanach, całkowicie poświęcając im swoją uwagę. "I tak lepiej niż Zayn..." Kątem oka zerknąłem na chrapiącego na kanapie przyjaciela, wracając wzrokiem na Horana. Ten tylko wyszczerzył się szeroko, wystawiając kciuk do góry.
- Skończ żreć, poplamisz mi wszystkie zdjęcia. - Hazz obruszył się natychmiast, gromiąc go spojrzeniem. W zasadzie wcale mu się nie dziwiłem. "Mógłby się chociaż trochę zainteresować..."
- Wypiernicz go do kuchni i spokój. - Lou wzruszył ramionami.
- Przesadziłeś... - Horan zgarnął kilka czipsów z miski i rzucił nimi w Tomlinsona. Myślałem, że to rozpęta wojnę, ale nie spodziewałem się, że i Hazz do niej dołączy...
- EJ! - wrzasnął i aż podniósł się z podłogi. - Deklu, patrz co zrobiłeś! Uświniłeś mi zdjęcia... Koniec z żarciem. - wkurzony podszedł do Horana i z zamachem wyrwał mu miskę, z gniewem odstawiając ją na stolik.
- Ale ja bez tego nie myślę! - Niall zaprotestował od razu, wyciągając przed siebie rękę. Po której od razu dostał. Aż się skrzywił. "Ma za swoje."
- Do łazienki łapska umyć. Już! - Harry wskazał dłonią na drzwi. - I spróbuj coś dotknąć po drodze, to cię osobiście przywiąże sznurkiem do samochodu i zrobię... 
- Nie możesz prowadzić... - podpowiedziałem, dokładnie wiedząc do czego zmierza.
- I Liam zrobi kilka kółek po Londynie! - Hazz zakończył twardo. Niall skrzywił się tylko, ale podniósł tyłek i wyszedł z pokoju, odprowadzony gniewnym spojrzeniem Stylesa. - Co za człowiek, no... - lokowaty westchnął, kucając przy porozrzucanych czipsach i ostrożnie zaczął je zbierać.
- Malik nie lepszy. - Lou kiwnął głową w stronę rozłożonego na kanapie Mulata. Hazz się nawet nie obejrzał, powoli podnosząc jedną z fotek i niczym największą świętość, delikatnie wytarł o koszulkę.
- I tak go nie dobudzę. - wzruszył ramionami, robiąc dokładnie to samo z drugiem zdjęciem. Byłem pod wrażeniem tej jego przemiany. Jeszcze tydzień temu nie był w stanie patrzeć na siebie i Lou razem, a teraz nie dość, że oczu od tego oderwać nie mógł, to jeszcze wzrok robi mu się jakiś taki maślany. I chociaż bałem się wyprzedzać fakty, to miałem wrażenie, że ze wspomnieniami wraca mu i uczucie. "Albo i nigdy nie uciekło..." Uśmiechnąłem się pod nosem, czując ten uspokajający stan, że wszystko zaczyna powoli wracać na miejsce.
- Zresztą, niech się wysypia. - Hazz stwierdził po chwili, z niespotykaną u niego rozwagą przekładając fotki. - Zaraz ślub, potem pewnie dzieciak... Będzie miał niezłe koncerty po nocach. - stwierdził, szczerząc się i patrząc po nas, chyba spodziewając się, że przyznamy mu rację. Ale nie mogłem się nie zgodzić. Uśmiechnąłem się nawet pod nosem, uświadamiając, że to się stanie nawet szybciej niż Hazz mógł sobie nawet wyobrazić. - Co? - Harry od razu to wyłapał. Spojrzałem na Louisa, który podobnie się szczerzył. Dla Młodego to była wystarczająca odpowiedź. - Pezz już...? - pisnął. Na wszelki wypadek pokiwałem głową, wspominając tą dumę w oczach Malika, kiedy nam o tym opowiadał. "Temu też się poszczęściło..." - O ja pierniczę... - Hazz aż przysiadł z wrażenia, z namysłem przeczesując palcami włosy. - Kiedy...?
- Trzeci miesiąc. - odpowiedziałem z niewytłumaczalną dumą. - Dopiero się dowiedzieli.
- Mini Malik... - Hazz pokręcił głową i parsknął śmiechem. -  Boże, czemu mnie to bawi. Zawsze myślałem, że ty pierwszy... - spojrzał na mnie rozbawiony, ale nie minęła sekunda, kiedy wzrok mu zgasł. - Sorry. - mruknął poważnie, posyłając mi przepraszające spojrzenie, po którym wbił wzrok przed siebie i sztucznie zaczął przerzucać zdjęcia. Kiwnąłem głową. Bo co innego miałem zrobić? Rzeczywiście coś w środku ukuło mnie boleśnie. Nie dlatego, że miałem to za jakiś wyścig i rzeczywiście chciałem być pierwszym ustatkowanym. Chciałem się w ogóle ustatkować. Ale nie miałem z kim. Dwa razy się pomyliłem. Danielle, Sophia... Na więcej nie miałem już siły. Ciągłe podejrzenia czy 'ona' jest ze mną czy z Liamem Paynem z One Direction by mnie zabiły. No i to wariactwo wokół zespołu wcale mi nie pomagało... W pewien sposób to bolało, ale nie byłem jedynym singlem w zespole. "Przynajmniej tyle..."
- A ja stawiałem na ciebie. - Louis podłapał moją minę i szybko wyszczerzył się do Hazzy. Z wdzięczności kiwnąłem do niego głową, a Lou tylko łypnął do mnie okiem. - Tylko czekałem aż mi sprezentujesz takiego malutkiego Stylesika.
- Przepraszam, ale co ty byś miał do mojego Stylesika? - Harry zmarszczył czoło, ale też się uśmiechnął. A błysk w jego oku i mnie jakoś poprawił humor.
- Ojciec chrzestny. - Tomlinson wyprostował się nienaturalnie i wskazał na siebie obiema dłońmi. Mimowolnie parsknąłem śmiechem, widząc minę Hazzy kiedy na to patrzył.
- Ty? - prychnął jeszcze.
- A kto jak nie ja?
- Żebyś mi dzieciaka na złą drogę zbałamucił. - Hazz pisnął. - Gwarantuję ci, że jak już się to stanie, będziesz ostatnią osobą na mojej liście. Ostatnią.
- I ja cię żmijo trzymałem u siebie w domu... - Louis zmrużył oczy i pokręcił głową.
- Masz racje, to było głupie. - Styles wyszczerzył się niespodziewanie, ku westchnięciu ze strony Louisa. Ale było tak teatralne, że i ja nie mogłem się nie roześmiać. Śmiech mi jednak przeszedł, kiedy Hazz zmarszczył groźnie czoło i spojrzał na drzwi. - A Horan co, lodówkę w całości wżera?
- Jak go nie ma, to może znaczyć tylko jedno... Znalazł coś pysznego i wpierdala w samotności. Lepiej pójdę mu pomóc. Znaczy sprawdzić. - Tomlinson zerwał się na równe nogi i w kilku susach wyparował z salonu.
- Tylko potem łapska umyć! - Harry krzyknął za nim, ale nawet ja wiedziałem, że do żadnego i tak to nie dotrze. Styles chyba nawet to zauważył, bo posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. - Wiedziałem, że to się tak skończy. - westchnął, sięgając po kolejne zdjęcie i wracając do ciężkiego układania tej swojej osi życia. Ja natomiast tylko wziąłem głęboki oddech, uświadamiając sobie, że w jego mniemaniu nadal wszystko było jak na początku. Poczułem z tego powodu nawet lekkie ukłucie zazdrości. "Jak miło byłoby tak po prostu zapomnieć o wszystkich dramatach..."
- Co? - Styles wyłapał moje spojrzenie, przerywając zajęcie.
- Nic. Po prostu ci zazdroszczę, że nie pamiętasz tej całej kłótni. - wyjaśniłem.
- Nie pamiętam też własnej dziewczyny, więc... Sam widzisz. - uśmiechnął się krzywo. Od razu zalała mnie fala wyrzutów sumienia. - Dobra, weźmy się w końcu do roboty, co? Naprawdę chciałbym to skończyć... - z westchnieniem nachylił się do podłogi, przebierając w wyjętych z albumu zdjęciach. - Może jak sobie więcej przypomnę to Lou przestanie się fochać i się w końcu obudzi... - stwierdził cicho, nie odrywając wzroku od fotek. Poczułem okropne ukłucie w żołądku. "To było takie nie fair..."
- A do tej pory nic...? - spytałem z nadzieją, że usłyszę coś o jej poprawie. Niestety...
- Nic. - Harry pokręcił smutno głową. - Lekarka powiedziała, że jak do końca miesiąca się nie obudzi... - na szczęście urwał w porę. - Ale ma trzy tygodnie, to sporo czasu. - uśmiechnął się smutno, nerwowo przejeżdżając dłonią po karku. "Okropność..." Nie wiedziałem nawet co powiedzieć. Czułem, że Hazz potrzebuje wsparcia, ale robienie czegokolwiek wydawało mi się być nie na miejscu. "Ale co było teraz na miejscu...?"
- Obudzi się. - mruknąłem w końcu, przybliżając się do Stylesa i kładąc mu rękę na ramieniu.
- Wiem. - stwierdził z ogromnym przekonaniem, posyłając mi poważne spojrzenie. Zaraz jednak wrócił do grzebania w zdjęciach, a ja w zdumieniu zabrałem rękę i usiadłem na nogach. 
To był właśnie moment, kiedy zrozumiałem, że Harry naprawdę jest o tym przekonany. Nie tylko wierzy, czy ma nadzieję. On poważnie ma pewność, że Lou się obudzi. To było nawet budujące. "Tylko kiedy on tak zmienił front?" Spojrzałem na przyjaciela uważnie. Na czworakach krążył wśród zdjęć, przekładając skojarzone fotki na odpowiednie miejsca. Widać było, że poświęcał temu całą energię, jakby przypomnienie sobie każdego elementu z ich wspólnego życia było najważniejszym zadaniem na świecie. Od razu poczułem się dumny. "On naprawdę chciał..." Po chwili zauważyłem, że Styles mruczy sobie coś pod nosem. A kiedy skojarzyłem co to za piosenka i wyłapałem jeszcze ten maślany wzrok wbijany w zdjęcia, uśmiechnąłem się pod nosem. "Zakochaniec..." Postanowiłem mu w końcu pomóc i wsłuchany w jego mruczenie, schyliłem się do zdjęć, zaczynając układać je na odpowiednie miejsca.
"Cause she's so high
High above me
She's so lovely
She's so high
Like Cleopatra, Joan of Arc, or Aphrodite
d-d-d-da da
she's so high-- high above me"
- Czuję gofry z czekoladą... - ochrypnięty głos wyrwał mnie z odrętwienia. Od razu spojrzałem na Hazzę, ale zauważyłem tylko jak wgapia się w kanapę. I ja odwróciłem tam głowę, widząc Malika, który nieprzytomnie podnosi się z leżenia. I zataczając się sennie, kieruje się w stronę wyjścia z salonu, przy okazji wpadając Hazzie na plecy.
- Oj sorry. - rzucił zaspanym głosem, obiema dłońmi pocierając twarz. - Zaraz wracam. - stwierdził. Ze zmarszczonym czołem odprowadzałem go wzrokiem, aż zniknął na korytarzu. A potem i mnie przyzwał zapach, któremu oprzeć się nie mogłem. "Jedzenie..."
- Co Gemma miała robić? - mlasnąłem, starając się nie zapluć i z uwagą spojrzałem na zapracowanego Harry'ego.
- Jakieś papierki z roboty wypełniać. - mruknął pod nosem, nie odwracając wzroku od zdjęć. - A co?
- Bo ja też czuję gofry. - wyjaśniłem. - Prosto z kuchni. A tam jest Niall. - zaznaczyłem poważnie, oczami wyobraźni widząc jak Horan właśnie wyjada cały talerz pyszności. Miałem się nawet poderwać do biegu, żeby złapać jeszcze chociaż jednego gofra, kiedy zauważyłem, że Harry nawet nie ruszył się z miejsca. "Przykleiło go do podłogi?" - Nie idziesz? - zapytałem na wszelki wypadek.
- Nie jestem głodny. - wzruszył ramionami. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się jak to jest możliwe. Spodziewałem się, że rzuci się w pogoń do kuchni i zacznie drzeć się z Niallem o jedzenie, jak to zazwyczaj robili. A ten nic. "Opanowany jak nigdy..."
- Na pewno? - mruknąłem, powoli krocząc do wyjścia. - Może chociaż przyniosę ci jednego?
- Jak mi tu przyjdziesz z żarciem, osobiście cię kopnę. - Hazz w końcu podniósł wzrok, ale tylko po to, żeby zamordować mnie spojrzeniem. - Żadnego jedzenia nad zdjęciami. - oświadczył, wracając do przerwanego zajęcia. Z prawdziwym podziwem spojrzałem na jego skupioną minę. I pewnie gapiłbym się jeszcze długo, gdyby z kuchni nie zaleciał mi kolejny podmuch cudownego zapachu. Nie mogłem go ignorować... I jednocześnie było mi głupio, że opuszczam Harry'ego... "Dobra, pomogę mu później."

*

"She calls to speak to me
I freeze immediately
Cause what she says sounds so unreal
Cause somehow I can't believe
That anything should happen
I know where I belong
And nothin's gonna happen
hey-hey yeah yeah

Cause she's so high
High above me
She's so lovely
She's so high
Like Cleopatra, Joan of Arc, or Aprhodite"

Nie mogłem wyrzucić tej piosenki z łepetyny. A może nawet się nie starałem... W sumie pasowała do tego wieczoru, do układania zdjęć, do wspominania Lou... "Ona naprawdę była taka... nade mną." Nawet jeśli to ja miałem wszystko, za czym większość cały czas się ugania, a ona 'tylko' studiowała i próbowała utrzymać się z pracy w schronisku. "Co za popieprzona logika..." Bo tak naprawdę co miałem jej do zaoferowania? Kasy nie chciała, od sławy i tak próbowała się odciąć, prezentów nie przyjmowała. A ja nawet nie miałem dla niej czasu, bo wiecznie albo trasy, albo wywiady. "Chociaż..." Z niepokojem spojrzałem na góry zdjęć piętrzące się po podłodze. "Ciekawe kiedy znaleźliśmy na to czas..." Postanowiłem to jednak olać. Ważne, że wśród jej studiów i moich tras w ogóle się jeszcze widywaliśmy. "Reszta jest nieważna." Wziąłem głęboki wdech, wracając do nucenia i sięgnąłem po kolejne zdjęcie. Z Grecji, sądząc po budynkach w tle i tej kremowej, zwiewnej bluzce, którą dziewczyna miała wtedy na sobie, co wywnioskowałem po poprzednich fotografiach. "Cholera, jak seksownie wtedy wyglądała..." Niby nic takiego, zwykłe szorty, koszulka, rozpuszczone włosy i okulary na nosie. Ale cieszył mnie sam fakt, że na zdjęciu była sama i ukazana całą sylwetką. Takie fotki najbardziej mi się podobały, bo nic mnie nie rozpraszało i mogłem swobodnie pogapić się na jej ciało. "A było na co..." Dziewczyna miała zarąbiste nogi. "A wiadomo, jakie szyny, taka stacja." Nie były patykowate, ani nic. Miały fantastyczny kształt, zwłaszcza biodra. Idealnie zaokrąglone. Po plecach zawsze przechodził mnie dreszcz, kiedy myślałem o tym jak cudownie moja ręka by się tam wpasowała. "Albo na plecach..." Nie mam pojęcia dlaczego, ale cholernie kręciły mnie jej plecy. Trafiłem wcześniej na takie zdjęcie, gdzie była w jakimś stroju kąpielowym, odwrócona trochę tyłem, trochę bokiem do obiektywu. Normalnie jakby mnie piorun strzelił. Ściągnięte łopatki, wyraźna linia kręgosłupa i ten kontrast niżej. Tu wgłębienie w dole pleców, tu krągły tyłek... Długi czas nie mogłem gał oderwać, próbując zebrać myśli do kupy. Naprawdę nie było łatwo. A to było tylko zdjęcie... "Strach pomyśleć co się działo, kiedy znajdowałem się w jej pobliżu..." Uśmiechnąłem się pod nosem, wracając myślami do zdjęcia które trzymałem. Ostatni raz rzuciłem na nie okiem, odkładając je na odpowiednie miejsce i od razu sięgnąłem po kolejne. Ledwo na nie spojrzałem, żeby nie tracić zbyt wiele czasu, już sekundę później biorąc do ręki kolejną fotkę. I kolejną. A przy następnej poczułem jak coś niemiłosiernie zaczyna cisnąć mnie w pęcherz, więc niechętnie, bo z przymusu podniosłem się z podłogi, od razu kierując się w stronę korytarza. Spokojnie minąłem kuchnię, z której dobiegały wesołe odgłosy posiłku i po chwili zamknąłem się w łazience. Szybko zrobiłem co miałem do roboty, mając w zamiarze tylko umyć ręce i szybko wrócić do salonu, kiedy podchodząc do umywalki mój wzrok padł na niewielką, granatową paczuszkę, wystającą z otwartej szafki w rogu łazienki. Diabelska ciekawość zmusiła mnie, żebym do niej podszedł. Odważnie sięgnąłem po paczuszkę, podnosząc ją przed oczy. I pierwsze co zauważyłem to wielki rysunek skrzydlatej podpaski. Zaśmiałem się pod nosem. "Ciekawe jak to działa...." Mój mózg nie zdążył się nawet dobrze nad tym zastanowić, kiedy jakieś mgliste wspomnienie strzeliło mnie po łepetynie...

*

Wparowałem do łazienki, trzaskając drzwiami. Zaczynałem się już powoli wkurzać. "Gdzie ona do cholery wsadziła tą wodę utlenioną...?!" Ścisnąłem mocniej przerżnięty palec, żeby zatamować cieknącą krew i szybko podszedłem do szafki koło lutra, otwierając ją szeroko. Pierwsze co wyleciało to oczywiście jakaś granatowa, babska paczka. Już miałem ją podnieść, by wsadzić ją na miejsce, żeby potem Lou nie kłapała mi dziobem za przestawianie jej rzeczy, kiedy kątem oka zauważyłem co właściwie właśnie przede mną leży. Największy kobiecy sekret, temat tabu. "Podpaski..." Nie mam pojęcia dlaczego, ale wyjątkowo mnie to ubawiło. Nigdy wcześniej nie trzymałem czegoś takiego w rękach... Co właściwie było dziwne, bo praktycznie całe życie mieszkałem pod jednym dachem z dwiema babami. "Ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz..." 
"Bo właściwie jak to działało...?" Ścisnąłem mocniej paczuszkę, patrząc kontrolnie na drzwi. Nie otworzyły się nagle, ani nic. "No czyli chyba mogę..." Pospiesznie opłukałem rozcięty palec z krwi, byle jak owijając go papierowym ręcznikiem i ostatecznie skupiłem całą uwagę na paczce. Poprzekręcałem ją kilka razy w rękach, zastanawiając się jak właściwie mógłbym się dobrać do środka. "Rozerwać opakowanie..." Niewiele myśląc, mocno złapałem jakiś fragment folii i szarpnąłem. Nic. "O cholera, jakie mocne." Szarpnąłem drugi raz. Znowu nic. Szarpnąłem trzeci raz i w końcu tysiące małych, różowych pakuneczków rozsypało się po podłodze. "Cholera!" Z bijącym sercem zacząłem je zbierać, na oślep wsadzając wszystko z powrotem do zmarniałego opakowania i modląc się, żeby Lou teraz nie weszła do łazienki. "Przecież w życiu bym się z tego nie wytłumaczył..." Na szczęście nikt się nie pojawił. Odetchnąłem nawet z ulgą, kontrolnie zerkając na drzwi. "No skoro nadal byłem sam..." Schowałem opakowanie tam, skąd go wyjąłem, zostawiając sobie ten jeden różowy zawijasek. Z lekkością go rozpakowałem i rozłożyłem na całą szerokość. Z zaciekawieniem przyjrzałem się zawartości. "Skrzydełka!" Parsknąłem śmiechem, namyślając się chwilę po jakiego farfocla ktoś to doczepił. "Do latania?" Rzuciłem tym przed siebie, w nadziei, że zacznie szybować w przestworzach. Niestety, siłą grawitacji upadło tylko na podłogę. "Nędzny badziew..." Z westchnieniem sięgnąłem po tą białą tajemnicę, przez moment przekładając ją w rękach. "No i jak to niby się trzymało?" Pookręcałem to na wszystkie strony, aż w końcu zauważyłem maleńki pasek na środku od dupy strony. Oderwałem go bez zastanowienia, od razu przykładając palec do tego miejsca. "Haha, klei się!" Moja radość gwałtownie sięgnęła zenitu. I równie szybko opadła, kiedy nagle drzwi otworzyły się na oścież i stanęła w nich Lou. "KURWA MAĆ!" Natychmiast schowałem ręce za siebie, próbując upchnąć gdzieś to coś. Ale to cholerstwo tylko pokleiło mi się do palców! "Ja pierniczę..."
- A co ty tu robisz w ogóle...? - na moje nieszczęście Lou stanęła na środku łazienki i wbiła we mnie podejrzliwe spojrzenie, zakładając przy tym ręce przed sobą. "No i wpadłem..." 
- No szukam... Em... No... - plątałem się, bo całą uwagę skupiłem na próbach odklejenia tego debilstwa od ręki. Wszystko na nic.
- Pokaż ręce. - Lou rzuciła nagle rozkazem. Natychmiast pokręciłem głową. - Hazz...
- Nie. - mruknąłem odważnie. Brew dziewczyny natychmiast podskoczyła do góry. "No to miałem przewalone..." Zamknąłem oczy, kiedy Lou zaczęła się do mnie zbliżać. "Ona mnie zabije..." Wziąłem głęboki wdech, gdy jej palce dotknęły mojego ramienia i mocno się na nim oplotły. A potem siłą przeciągnęły moje ręce na przód. I zapadła cisza... Wstrzymałem powietrze, niepewnie otwierając jedno oko i spoglądając na dziewczynę powoli. Słowo daję, takiego szoku jeszcze u niej nie widziałem. Ale przynajmniej się nie wściekła... Za to z poważną miną zaczęła zrywać to cholerstwo z mojej ręki.
- Nawet się nie tłumacz. - rzuciła niespodziewanie. - Ja postaram się o tym zapomnieć... - dodała, mnąc to coś w ręku i patrząc na mnie uważnie. Jakoś nie miałem odwagi spojrzeć jej w twarz...
- Tak będzie najlepiej. - kiwnąłem głową, wyparowywując z łazienki jak najszybciej to możliwe. "Nigdy więcej..."

*

- Utopiłeś się tam, czy jak? - głos Louisa i natarczywe pukanie skutecznie wyrwały mnie ze wspomnienia. Aż westchnąłem. "Ale skąd on właściwie wiedział gdzie jestem...?"
- Czy nawet w kiblu człowiek nie może mieć spokoju? - podniosłem głos, kopniakiem wrzucając paczkę do półki i ostrożnie zamykając jej drzwiczki.
- Podobno masz jakieś krwotoki, zostawiać cię samego to wiesz. - usłyszałem, kiedy kierowałem się do umywalki i odkręciłem wodę. W tym momencie miałem ochotę walnąć Nialla. "Zamknę mu kiedyś tą gębę, słowo daję..."
- Gadasz ze mną, nie? To chyba się upewniłeś, że żyję. - rzuciłem, dla rozładowania sytuacji. Poza tym, przy myciu rąk przypadkiem zerknąłem w lustro. A widok swojego odbicia od razu przypomniał mi o tej durnej sytuacji z podpaskami, więc mimowolnie się wyszczerzyłem. "Jak Lou to wytrzymywała..."
- Niekoniecznie. - Louis westchnął głośno. Akurat w momencie, kiedy zakręciłem kran i mozolnie zacząłem wycierać ręce. - Może ty już tego, a ja z duchem sobie gadam.
Kręcąc głową, podszedłem do drzwi, otwierając je na całą szerokość. Louis zlustrował mnie uważnym spojrzeniem.
- Z czego się cieszysz? - zmarszczył czoło, zauważając mój szczerz, którego nijak nie mogłem powstrzymać.
- A coś mi się przypomniało. - wzruszyłem ramionami, mijając Tomlinsona i kierując się od razu do salonu. Z którego zaczęły dobiegać mnie strzępki rozmów. "MOJE ZDJĘCIA!" Od razu przyspieszyłem, żeby jeszcze uratować co się dało.
- Co? - Louis natychmiast zrównał ze mną krok.
- Nieważne.
- Jakiś ostry seks?
- Nigdy się nie dowiesz. - pokręciłem głową.
- No weź, Hazz... Obiecałeś, że będziesz weryfikować z nami każde wspomnienie, żeby się upewnić czy jest prawdziwe.
- Raz, nic nie obiecywałem, coś mi tu wmawiasz, a dwa, skąd ty znasz takie słowa?
- Wrodzona inteligencja. - Lou wyszczerzył się.
- Ta jasne. - prychnąłem. Tomlinson od razu rąbnął mnie w ramię. "Cham..." - Aaaaał. - zmarszczyłem czoło, masując się po obolałym miejscu i wyprzedzając kumpla, żeby szybciej wejść do salonu.
- Coś ty mu zrobił?! - Niall natychmiast poderwał się z podłogi i zgromił spojrzeniem wchodzącego Louisa.
- Spokojnie, ludzie, żyje. - sprostowałem natychmiast, uspokajając towarzystwo. Horan siadł więc spokojnie na podłodze, ale na wszelki wypadek nie spuszczał wzroku z Louisa. - To tylko żart, Jezu. - pokręciłem głową. "A co oni tacy drażliwi..." Zanim zdążyłem się z nich z tego powodu ponabijać, dźwięk z mojej kieszeni wypełnił pomieszczenie. Automatycznie tam sięgnąłem, wyciągając odpowiedni telefon. Ten nie mój. Ten Louisy. Ale ledwo odblokowałem klawiaturę, ktoś wyrwał mi komórkę z garści.
- A co ty to masz? - Louis pisnął jak panienka, odkręcając się do mnie tyłkiem, obserwując uważnie przedmiot jak jakiś spadek z kosmosu. - Antyki kolekcjonujesz?
- To telefon Lou. I oddaj mi to. - próbowałem mu wyrwać komórkę, ale oczywiście czmychnął na drugi koniec pokoju. "Co za wkurzające dziecko..."
- Żartujesz? - prychnął, pomimo mojego wkurzonego spojrzenia. - Zawsze chciałem mieć do niego dostęp, żeby sprawdzić co za zbereźne rzeczy jej wysyłasz. - powciskał parę klawiszy, zaśmiewając się nagle w głos. - Dureń, jak miło...
Reszta popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Postanowiłem to ukrócić póki miałem okazję.
- Możemy wrócić do tego co ważne? - spojrzałem na Nialla, Liama i Zayna po kolei bardzo uważnie. Payne z Malikiem szybko pokiwali głowami, od razu wbijając spojrzenie w zdjęcia przed sobą.
- A mogę...? - Niall uśmiechnął się nieśmiało, wskazując dłonią w kierunku Louisa, który zaczytany w ekranie, z durnym uśmiechem na twarzy, poległ na fotelu.
- Nie. - mruknąłem groźnie. Blondyn postanowił się nie wychylać i westchnął głęboko, sięgając po jedno ze zdjęć. Chociaż minę miał zawiedzioną. "Wystarczy mi jeden leń patentowany..." Rzuciłem ostrzegawcze spojrzenie Louisowi, ale on nawet go nie zauważył, ciesząc się z nie wiadomo czego. "Kretyn..."

*

Czytanie SMSów pochłonęło mnie w całości. Bawiły mnie ich dialogi, wyzwiska, mini kłótnie i słodzenia. To było tak cholernie urocze, że nie sposób było się oderwać. A kiedy doszedłem do ostatniej wiadomości, miałem tylko ochotę na więcej. "Ale skąd to wziąć...?"
"KOMPUTER!" Porażony własnym genialnym pomysłem podniosłem dupę z fotela i niezauważony przez nikogo, przemknąłem przez korytarz, prosto do ich sypialni. Od razu rozsiadłem się przy biurku, odpalając szarego laptopa. Na szczęście nie pytał mnie o hasło... Zamknąłem okno internetu, które dziwnie nadal było otwarte i zacząłem przeszukiwać dysk twardy. Folder ze Skype'a. "No musieli się chyba czasami nagrywać..." Na szczęście coś tam udało mi się znaleźć. Trzy filmiki, pewnie w dodatku nagrane przez przypadek, ale przecież zawsze coś. Bez zastanowienia odpaliłem pierwszy, zadatowany na miesiąc wstecz. "I super." Oczywiście zanim ten grat w ogóle zaczął myśleć, minęły długie godziny i kilometry pierdzenia komputera. Piętnaście razy zdążył mnie też szlag trafić, ale w końcu system się namyślił i zobaczyłem na ekranie podzielony obraz. Wielki Harry i Lou w malutkim kwadraciku w rogu. "No dobra, niech będzie..." Pierwsze co zrobiłem to przyjrzałem się dziewczynie. Hazz jakoś średnio mnie interesował, poza tym ona była jakaś dziwna. Wymięta. Owinięta kocem, wycierająca nos, nieogarnięta i bardzo niedoczesana. A mimo to Harry patrzył na nią jak na ósmy cud świata. Ślepia to mu się świeciły jak psu jaja na Wielkanoc... "Co za zakochaniec, ja pierdzielę..." Czekałem na rozwój akcji. Cokolwiek. Ale oboje tylko się kręcili, ciągle coś poprawiając przy swoich kamerkach. I tak przez jakieś dwie minuty...
- Jak się dzisiaj czujesz.? - Hazz przemówił w końcu, uśmiechając się od ucha do ucha. Lou kichnęła, wytarła nos i zmęczona spojrzała w kamerkę.
- Jak zombie. - zachrypiała gorzej niż Styles. "Serio była chora..." - Ten wirus mnie mutuje. - kaszlnęła parę razy, przykładając dłoń do ust. Hazz natychmiast ściągnął brwi, wyraźnie zmartwiony.
- Może lepiej nic nie mów... Nie powinnaś nadwyrężać gardła. - stwierdził. Lou chyba postanowiła się oburzyć, bo spojrzała na niego groźnie.
- No jasne, każda wymówka jest dobra, żeby przymknąć...
- Luluś... - Hazz wszedł jej w słowo, patrząc na nią uważnie. "Jak słodko..." Dziewczyna zamknęła się natychmiast i chyba fochnęła, bo odeszła od komputera. Sądząc po minie, Harry też był nieźle zdziwiony, ale uśmiechnął się szeroko, kiedy po chwili Ruda wróciła na krzesło. Z blokiem rysunkowym i mazakiem w ręku. Nawet nie spojrzała w ekran, skupiając się na bazgraniu po kartce. Którą już po chwili odwróciła w stronę kamerki. I dzięki temu mogłem zobaczyć cudowny, koślawy napis "PASUJE?" Parsknąłem śmiechem, zresztą tak jak Hazz.
- Idealnie. - kiwnął głową. Lou opuściła blok i na nowo zaczęła koncert z kaszleniem. Styles posmutniał w sekundę i tylko patrzył w ekran wzrokiem zbitego psiaka. - Moje biedactwo... Bardzo się męczysz.? - spytał, prawie głaszcząc komputer. Nie minęła sekunda jak mogłem przeczytać odpowiedź.
"DAJĘ RADĘ"
- Nawet nie wiesz jak chciałbym się stąd wyrwać i przyjechać... - Hazz uśmiechnął się smutno. Ruda natychmiast zaczęła coś skrobać po kartce, a kiedy ją odwróciła, spojrzała groźnie w kamerkę.
"ANI MI SIĘ WAŻ!"
- Luluś, proszę cię... - zaczął. To wystarczyło, żeby dziewczyna zaczęła ciężko bazgrać. - Widzę, że ledwo trzymasz się na nogach. Na odległość nie mogę ci pomóc. Przynosić herbatek... - urwał, kiedy Ruda z westchnieniem odwróciła w końcu kartkę.
"NAWET NIE PRÓBUJ PRZYJEŻDŻAĆ. TU SĄ SETKI BAKTERII. OSTATNIE CZEGO CI TRZEBA TO CHOROBA W TRASIE."
Chwila ciszy akurat się przydała, żebym przebrnął przez tekst. A potem równocześnie z Harrym parsknąłem śmiechem. "Jak oni o siebie dbają..."
- To nie byle jakie bakterie, a twoje. Byłbym zaszczycony, gdyby mnie rozwaliły. - Harry odezwał się dokładnie w momencie, kiedy moje sumienie zaczęła zżerać zazdrość, że już dawno nikt o mnie tak nie dbał.
"JA CI HERBATEK PRZYNOSIĆ NIE BĘDĘ." - przeczytałem po chwili. "No ale z drugiej strony ominęły mnie dymy i wieczne pretensje..." Bilans się więc wyrównywał i wcale nie czułem się aż taki stratny. "Chociaż to jak na siebie patrzyli..."
- Czy ty wiesz co to prywatność? - usłyszałem nagle głos Harry'ego. I to wcale nie tego z komputera. Odwróciłem się natychmiast, zauważając, jak Styles stoi oparty o drzwi i z durnym uśmiechem wgapia się nie tyle we mnie, co w ekran. "Ciekawe od kiedy tu jest..."
- SMS'y się skończyły. - wytłumaczyłem, wzruszając ramionami. - A to jak czekolada, spróbujesz trochę i chcesz więcej. Jesteście przesłodcy. - wyszczerzyłem się, mając nadzieję, że to w jakiś sposób złagodzi moją karę. I chyba podziałało, bo Hazz nawet nie patrzył na mnie groźnie. Chociaż w ogóle na mnie nie patrzył. Cały czas gapił się za to w komputer. "To on wcześniej nie ten...?" - Siadaj, tu są jeszcze dwa takie. - uśmiechnąłem się zachęcająco, poklepując kawałek wolnego krzesła na którym przysiadłem. Harry w końcu na mnie spojrzał. Ale z jawną niechęcią.
- Wypad. - rzucił, kiwając głową na drzwi.
- Jak to wypad? - obruszyłem się. "MNIE chciał wywalić?!" - Nie ma mowy.
- Wypad. To nie jest twój komputer. - Hazz podszedł do biurka i zamknął pokrywę laptopa.
- Twój też nie. - odciąłem się. Styles przewrócił oczami i szarpnął mnie za rękaw koszuli. - A jak tam jest jakiś pornol w waszym wydaniu? Ja chcę to zobaczyć!
- Na pewno. - prychnął, siłą podnosząc mnie z krzesła. - Tam są setki zdjęć, które trzeba ułożyć. - odwrócił mnie w stronę wyjścia i lekko popchnął. - Idziemy.
Westchnąłem ciężko pod nosem, powoli przebierając nogami. "No co za chamstwo..."



***
Czy ten anonim z zastrzeżeniami do moich dialogów mógłby wyjaśnić co dokładnie w nich nie gra? :) Bo nawet nie wiem na czym się skupiać następnym razem...

18 komentarzy:

  1. Kurcze i znowu genialny rozdział... Ale przecież Ty tylko takie piszesz więc czego miałam sie spodziewać :) A z resztą słuchasz moich wylewnych komentarzy codziennie, więc nie będzie Ci tu truła... pozdrawiam i weny życzę buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do genialności mi daleko :). A Twoje komentarze i wylewność... Hm, niech będzie, załóżmy :). Ale dziękuję, że poświęciłaś chwilę na sklecenie kilku zdań :).
      Buziaki xx.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Kilki zdań pf ja się muszę namęczyć, żeby cokolwiek wymyśleć, bo inaczej mnie zamęczysz pytaniami typu jak mi sie podoba, jak bohaterowie i tak dalej :) Ja się naprawdę staram xx

      Usuń
    4. Ja Ci kiedyś zademonstruje jakie swojego czasu komentarze pisałam. Mój rekord to chyba cztery części, bo na bloggerze jest limit znaków... :)

      Usuń
  2. Super rozdział:-) Juz dawno sie tak nie ubawiłam. Naprawde świetnie piszesz. Kat

    OdpowiedzUsuń
  3. LOL POPLUŁAM MONITOR TAK PARSKNĘŁAM ŚMIECHEM JAK CZYTAŁAM TO O PODPASCE XDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się, że zdołałam kogoś rozbawić :).
      Dziękuję :)

      Usuń
  4. Nie no ten rozdział jest ... czekaj szukam odpowiedniego słowa... Zajebisty? Świetny? Super? Genialny? Extra? Fajny? Nieee... on jest 100000 razy lepszy. Nie mam takiego słowa, ale za każdym razem kiedy widzę, że dodałaś rozdział... No po prostu mogę zabić jak ktoś chce mi przeszkodzić :)
    Haahaaa rozwalił mnie Louis. No naprawdę chłopak nie wie co to prywatność :) Ale to Louis! Czego się po nim spodziewać ? :)
    Popłakałam się ze śmiechu kiedy czytałam wspomnienie Harrego z podpaskami... Ja pierdzielę nie no... Hahaahahaha nie wiem jak to ująć w słowa. :)
    Ale już cię nie zanudzam :) Weny ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj daj spokój, bo się zarumienię :). Ale cieszę się, że rozdział Ci się spodobał i masz do niego AŻ takie podejście :).
      Ale lepiej nie zabijaj, bo mnie posadzą za współudział, czy coś :).
      Tak, Louis rozwala system :). Staram się wcielać w niego 'na szalono', ale zbyt dużego pojęcia o tym stanie nie mam, więc wychodzi co wychodzi. Mam nadzieję, że nie za nudno :).
      Harry i podpaski... Tak, to było dosyć zabawne, nawet jak dla mnie, chociaż rzadko kiedy bawi mnie moja twórczość. Także doskonale rozumiem reakcję :).
      I nie zanudzasz, absolutnie! Możesz pisać i dłuższe komentarze, ja zawsze uwielbiam je czytać :).
      Buziaki xx.
      PS: Kiedy następny u Was...?

      Usuń
    2. Ja zawsze mam do twoich rozdziałów takie podejście :). A jak coś to będę cię kryła ;). Za nudno? Dziewczyno błagam cię! Twoje rozdziały nigdy nie są nudne! :). A co długości komentarzy postaram się, choć już ledwo co udaje mi się pisać coś długiego. Po prostu nie umiem zbyt pisać długich komentarzy... ale zawsze się staram. A chęci się liczą, prawda?...
      A rozdział już dodany. I tak właściwie tylko i wyłącznie dzięki temu, że się zapytałaś kiedy będzie następny... :) /Tusiak

      Usuń
    3. Będziesz mnie kryła? Ojej, to miłe :). Zapamiętam to w razie gdybym podpadła :).
      No czasami mi się wydaję, że to co piszę, już kiedyś pisałam. Czyli właściwie odgrzewam kotlety... Tak mam na przykład z tymi wspomnieniami Hazzy, mam wrażenie, że wszystko przebiega zawsze tak samo... Staram się, ale pisarką nie jestem, więc... No :).
      Hah, ja w czasach swojej świetności pisałam komentarze na cztery części. Bo wiesz, ograniczenie znaków i nigdy się nie wyrabiałam. Jeszcze chwila z Waszym opowiadaniem i same się o tym przekonacie :).
      I doceniam chęci. Że w ogóle cokolwiek piszesz! Dziękuję :).
      Rozdział przeczytany, ale pracuję nad 34 RM, więc komentarz napiszę wieczorem. Mam nadzieję, że to nie problem...? :)
      Buziaki xx.

      Usuń
    4. Zawsze możesz na mnie liczyć ;). Ja kiedy piszę czasem też mam takie wrażenie... Że pisałam już coś podobnego, albo coś... Ale czasem moim zdaniem nie da się tego uniknąć :). OOOO MY SIĘ Z CHĘCIĄ O TYM PRZEKONAMY MOŻESZ BYĆ PEWNA :) <3 Nie komentuje wielu blogów, ale w twoim przypadku... No po prostu nie umiem przeczytać czegoś na RM albo na Piekarni i wyjść nie uświadamiając ci, że rozdział jest świetny :). A komentarz miałby być problemem?! Błagam cię! Cieszymy się, że w ogóle to coś czytasz :). I to my dziękujemy!! /Tusiak

      Usuń
  5. Ja nie wiem co Ty ze mną zrobiłaś, ale już żadnego fanfica oprócz Dark'a i Remember Me nie mogę czytać. Po prostu za co się ostatnio nie wezmę to mi się nie podoba. Nawet to co czytałam już wcześniej...
    "Gwarantuję ci, że jak już się to stanie, będziesz ostatnią osobą na mojej liście. Ostatnią.
    - I ja cię żmijo trzymałem u siebie w domu... - Louis zmrużył oczy i pokręcił głową.
    - Masz racje, to było głupie."
    O ezu, ezu, Jezuu. Kocham Cię za Larry'ego. Ściągaj ich jak najwięcej, a ja będę ich trzymała za wszystko co się da! Też za nimi tęsknie i właśnie takie wstawki jak u Ciebie sprawiają, że moje serducho się raduje. Szykuję się!
    Oaaaawwwww to video jest takie uro-cze. Harry jest taki opiekuńczy, a Lou taka... szorstka? Nie no nie do końca, ale nie słodzi. To mi się podoba. Podoba jak nie wiem co.
    Co rozdział to ktoś jest moim miszczem. Dziś wygrywa zdecydowanie Louis. " A to jak czekolada, spróbujesz trochę i chcesz więcej. Jesteście przesłodcy." Oh tak, to jest świetne porównanie. "SMS'y sie skończyły" Ahahahahahaha. A tak całkiem poważnie to widać, że Lou brakuje kobiecej ręki. Niech ruszy SWÓJ tyłek i znajdzie TEN tyłek co już tyle go widział. Dobrze mu radzę.
    <3 Mały Malik. To będzie przeeesłodkie, przeeeurocze. Już nie mogę się doczekac. Gratulację chłopie. Ja pierdykam, Louis jako ojciec chrzestny to będzie... interesujące. Już zazdroszczę temu dzieciakowi.
    Całuję
    H

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wiem co się stało, ale powinnaś przestać. I znaleźć coś normalnego do czytania :). Polecam coś FAJNEGO :).
      Taaaak, Larry tak :). Kocham, uwielbiam i okropnie tęsknię :). Postaram się jak najwięcej go tu umieszczać, tylko błagam, nie dotykaj Harry'ego za... najlepiej za nic. Czuję się zazdrosna :).
      Lou jest szorstka...? Em, raczej taka niedostępna, sarkastyczna. Tak bym to określiła. Ale ktoś musi, skoro Harry jest takim słodkim pantoflem :).
      Louis mówisz... No tak, z tym szukaniem po komputerze trochę przesadził. Ale ktoś musiał to zrobić :). I nie bój się o niego, wkrótce znajdzie kogoś, kto i jego usidli :).
      No dzieciak wygrał życie :). Mogę nawet zdradzić, że to chłopiec. Walter. Eve wybierała imię :).
      Buziaki xx.

      Usuń
  6. Kocham to opowiadanie, jejku<3 I to ''luluś'', nieeeeeeeeeeee *______*

    OdpowiedzUsuń