No więc... dziś (5 sierpnia) mam urodziny... Dzięki dwóm (no trzem) wspaniałym osobom mogę je zaliczyć do najlepszych w całym moim życiu, mimo, że właśnie skończyłam ostatecznie z nastoletnim życiem. :) W każdym bądź razie... To co planuję, to nie będzie rozdział. Nie mogłam pisać smutnych rzeczy, kiedy uśmiech nie schodzi mi z twarzy przez cudowne życzenia i życzliwość, która dzisiaj do mnie płynie. To, co napisałam jest... Na pewno nie jest związane z treścią opowiadania. To odrębna historia opowiedziana na tych samych bohaterach. Nie wpływa na akcję. A zanim zaczniecie czytać, wprowadzę Was w alternatywną rzeczywistość. Zamknijcie na chwilę oczy... No dobra, jedno. Czymś musicie to czytać :) Więc zamknijcie oko i uruchomcie wyobraźnię...
Wypadku nigdy nie było...
Lou i Harry żyją sobie szczęśliwie... Razem. Jak zwykle. Dogadując sobie w tym całym łączącym ich uczuciu...
Eve i Niall przechodzą najlepszy etap związku...
Zayn z Perrie nadal planują ślub...
A Liam i Louis po prostu są, jak to oni. Wygłupiając się i umilając innym życie.
No i nigdy nie było wielkiej kłótni między nimi...
Macie to w głowach...? Cudownie, więc zapraszam do czytania :)
- Jezus Maria, Styles! Poszalałeś do reszty?! - nagły pisk wdarł mi się
do śpiącej głowy, skutecznie wyrywając mnie z zasłużonego odpoczynku.
Westchnąłem ciężko, przytulając mocniej kołdrę i ignorując kopniak,
którym przypadkiem zostałem obdarzony przez rzucającą się w szoku Lou. -
Co ty robisz w moim łóżku?!
- Przestań się rzucać, skarbie... - sapnąłem pod nosem porannym głosem, który nie do końca działał jak powinien. - Śpię.
- No właśnie widzę! - dziewczyna znowu wrzasnęła donośnie, więc otworzyłem jedno oko i na tyle, na ile było mnie teraz stać, spojrzałem na nią uważnie. Siedziała na samym krańcu łóżka. Potargane włosy, ślad po poduszce na policzku, zaspane oczy i cieniutka koszulka na tym kruchym ciele idealnie składały się na cudowny, poranny widok. Gdyby tylko odjąć tą rządzę mordu w oczach...
- Nie pierwszy raz, więc o co ten krzyk... - postanowiłem jakoś ułagodzić sytuację, uśmiechając się lekko. - Przestraszysz sąsiadów...
- Bo zawału dostałam! - Lou z zamachem walnęła mnie w ramię. Naprawdę zapiekło... Ale jak na mężczyznę przystało, zacisnąłem zęby. - Kładę się spać sama, bo mój chłopak jest w trasie, wszystko normalnie, a nagle budzę się z jakimś facetem w łóżku, który mnie maca po tyłku! - wrzeszczała nadal, z paniką w głosie. - Myślałam, że chcesz mnie zgwałcić! - i kolejny raz walnęła mnie w ramię, uciszając się w końcu. Teraz tylko oddychała ciężko, wbijając we mnie urażony wzrok. Nie mogłem się nie uśmiechnąć.
- Gdybym chciał, zrobiłbym to jak przyjechałem. Śpisz jak kamień, słońce. - wyszczerzyłem się bezczelnie, odtwarzając w głowie jej śpiący obraz. Aureola z włosów wokół głowy, lekko rozchylone usta, podwinięta koszulka... Niewinność i seksowność w jednym.
- Bez żartów, Styles. - dziewczyna sapnęła poważnie. - Powinieneś być w jakimś hotelu, nie tutaj. Jest środek trasy.
- Nie chciałem, żebyś się budziła sama w urodziny. - stwierdziłem miękko, sięgając dłonią po jej dłoń i delikatnie splatając nasze palce. Nie protestowała. Pozwoliła mi gładzić wnętrze swojej dłoni, nadal uważnie lustrując mnie spojrzeniem. Postanowiłem to złagodzić. - Wszystkiego najlepszego, skarbie. - uśmiechnąłem się sympatycznie. Lou tylko popatrzyła na mnie jak na wariata, jakby zupełnie nie ogarniała co się dzieje. To na swój sposób było urocze. - Później ci powiem coś ładnego, okej? - zamruczałem sennie, przejeżdżając opuszkami palców po tej jej cudownie miękkiej skórze. - Teraz chodź spać... - pociągnąłem ją lekko do siebie. Nie zareagowała. - No chodź, bo się nie mam do kogo przytulić. - przeplotłem nasze palce i z większą stanowczością, chociaż nadal z niezwykłą delikatnością, szarpnąłem ją za rękę. Tylko zamrugała powiekami. Westchnąłem ciężko. - Długo się będziesz tak jeszcze gapić, zanim się położysz? - rzuciłem, już zupełnie rozbudzonym głosem.
- To jest podejrzane... - Lou zmarszczyła czoło. Nie miałem siły z nią dyskutować. Po prostu przyciągnąłem ją do siebie, praktycznie zmusiłem, żeby się położyła i wykorzystując chwilę jej zaskoczenia, przygwoździłem do łóżka ramieniem. Moja druga ręka mimowolnie zawędrowała sobie na jej udo, bezczelnie wsuwając się pod jej koszulkę i sunąc aż na miękką skórę na jej brzuchu.
- Dobranoc, skarbie. - mruknąłem, wtulając twarz w jej szyję i składając tam delikatny pocałunek. W tym samym czasie poczułem jak ramiona mojej dziewczyny łagodnie zaciskają się wokół mnie. "Przytuliła mnie!" Uśmiechnąłem się pod nosem, odnajdując idealny spokój do snu.
- Jesteś strasznie męczący. - usłyszałem niespodziewanie tuż przy uchu, kiedy ciepłe powietrze załaskotało mnie po skórze. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Też cię kocham. - szarpnąłem radośnie, ponownie ucałowując jej cudowną skórę na szyi. "Fantastyczny poranek..."
*
- Takie poranki to ja chętnie przeżywałbym codziennie. - stwierdziłem, siadając spokojnie na krześle przy stole i obserwując jak moja dziewczyna plącze się przy szafkach, zalewając dwa kubki wrzącą wodą. Natychmiast po kuchni rozniósł się przyjemny zapach kawy. Uśmiechnąłem się pod nosem, lustrując spojrzeniem sylwetkę Eve. Jej szczupła figura kusiła spod zwykłego podkoszulka i spodenek. Zwłaszcza to, co było pod spodenkami... Niestety dziewczyna szybko się odwróciła, więc natychmiast podniosłem spojrzenie, żeby się nie zdradzić. Ale palące policzki i tak mogły powiedzieć jej wszystko. Zwłaszcza, że właśnie zbliżała się do mnie niebezpiecznie z kubkami w dłoniach.
- Ale wtedy to by straciło cały urok. - zwinnie postawiła kubki na stole i usiadła mi na kolanach. "Słodki ciężar..." Wlepiłem wzrok w jej twarz, nie mogąc powstrzymać uśmiechu i objąłem ją szczelnie ramionami.
- Nie popsujesz mi poranka, nawet się nie staraj. Mógłbym spędzić tu z tobą cały dzień. - rzuciłem z powagą. Eve tylko westchnęła ciężko i przewróciła oczami.
- Przestań się gapić na ten tort. - mruknęła bezsilnie, odkrywając moje intencje. Ale jak mogła ich nie przejrzeć, skoro od godziny jej trułem, że chcę spróbować tego wielkiego ciacha, które właśnie stało na naszej półce w naszej kuchni i normalnie do mnie mówiło. - I tak nic nie dostaniesz. - dodała, schodząc mi z kolan i siadając na krześle obok.
- Mówiłem do ciebie. - uśmiechnąłem się szeroko, mrużąc odpowiednio oczy. "Czaruj ją, czaruj, może się złapie..." Niestety, tylko patrzyła na mnie jak na debila, mrugając raz za razem.
- Ani kawałka. - stwierdziła w końcu najpoważniej jak mogła.
- Ranisz. - prychnąłem, zakładając
- Wieczorem będziesz mógł zjeść tyle kawałków ile będziesz chciał. - westchnęła cierpliwie, sięgając po jeden z parujących kubków i oplatając go dłońmi. - Nie rozumiem czemu się tak upierasz.
- Nie widzisz jaki ten tort jest brzydki? - machnąłem ręką w stronę tego słodkiego cudu. - Na pewno jej się nie spodoba. Trzeba go zutylizować i kupić ładniejszy.
- Wystarczy, że jest zielony. - Eve kiwnęła lekko głową, jakby lekceważąc moje słowa. "I co z tego, że jest zielony?!"
- Na pewno nie lubi zielonego. - rzuciłem z przekonaniem w głosie, chociaż doskonale wiedziałem, że to akurat jej ulubiony kolor. Ale skoro miałem spróbować tego tortu już teraz... - Za to ja bardzo. Ten tort będzie się czuł przez nią niedoceniony, zobaczysz. Ja go docenię.
- Może byś się tak skupił na prezencie, co? - dziewczyna zignorowała moje gadanie i ostrożnie upiła łyk kawy. "Przegrałeś, Horan..." - Pamiętaj, że nic nie mamy.
- Przecież ty ją lepiej znasz. - westchnąłem kapitulacyjnie, zerkając tęsknie na ciasto. - Ja nie mam pojęcia co można by jej kupić.
- Nie jestem mistrzem prezentów, Niall.
- No to pluszak? - zaproponowałem. - Ona lubi takie bajery, nie?
Eve w odpowiedzi zmarszczyła brwi i przez moment intensywnie myślała. Próbowałem się na tym skupić, ale mój wzrok co raz uciekał do ciasta za nią. Już w ustach czułem ten słodki, rozpływający się smak...
- Dobry pomysł. - stwierdziła nagle, wyrywając mnie z marzeń. Spojrzałem na nią uważnie i wyszczerzyłem się. Nachylając się do stołu, złapałem za jej dłoń i przeplotłem nasze palce, starając się skupić na sobie całą jej uwagę.
- No widzisz... - zniżyłem głos, intensywnie wpatrując się w jej cudowne oczy. Zaczęły błyszczeć w ten fajny sposób, co od razu poszerzyło mi uśmiech. "Atakuj..." - A teraz nagrodę poproszę. Moja kobieto, daj mi tortu, bo zwariuję...
*
- Perrie, no ja cię błagam... - westchnąłem setny raz, od godziny wałkując ten sam temat. Problem prezentu dla dziewczyny kumpla, bo ten ni stąd ni z owąd postanowił nas wprosić na jej urodziny. Oczywiście w ostatniej chwili, jak to na głupotę Stylesa przystało. Już obiecałem sobie, że się na nim zemszczę, ale najpierw skończę maltretować zwoje mózgowe jakimś sensownym pomysłem. - Powiedz mi co ja mam jej kupić, skoro ona nic nie chce...
- Ale ja naprawdę nie wiem. - dziewczyna odetchnęła niespokojnie, co zaszumiało dziwnie w telefonie. - Raz w życiu ją widziałam na premierze tego filmu. Skoro nic nie chce, to nic jej nie dawaj.
- I wyjdź na debila, tak? - prychnąłem. Gdyby te urodziny polegały na tym samym co inne nasze spotkania to pewnie i bym tak zrobił. Ale tam miało być pełno ludzi, którzy pewnie już mieli dla niej fantastyczne prezenty. I ja miałem być gorszy? - Jesteś dziewczyną, znasz się na tych...babskich sprawach. - rzuciłem kolejny raz.
- Ale każda dziewczyna jest inna. - Perrie jęknęła z przejęciem. Chyba męczyło ją to moje przesłuchiwanie... "No ale, no!" - Zapytaj Harry'ego.
- Pytałem! - wbrew sobie podniosłem głos. - W dupie był, gówno widział. - poczułem napływ irytacji na wspomnienie naszej rozmowy, kiedy kazał mi samemu coś wymyślić bo on nie ma czasu. "Romeo zakichany..."
- No to siostry Harry'ego. - głos mojej dziewczyny nagle wyrwał mnie z rozmyślań. - Przyjaźnią się, prawda? Na pewno ci coś podpowie.
- Jesteś cudowna. - wyszczerzyłem się natychmiast, myśląc jednocześnie w jaki sposób mógłbym ją dorwać, nie włączając w to Harry'ego. On z pomocą to jak... Wiadomo. Najbliżej mi jednak było ją spotkać dopiero na przyjęciu, a to kiepsko mi pomagało. "Przyjęcie..." Sekunda wystarczyła, żebym posmutniał. Będę tam sam wokół par. Kiepska perspektywa. - Szkoda, że nie możesz przyjechać. - poskarżyłem się od razy na głos. - Będzie mi tam nudno bez ciebie.
- Jakbyś umierał z nudów to zadzwoń. - głos Perrie wywołał przyjemne ciepło wewnątrz mnie. - I życz jej ode mnie dużo szczęścia, okej? Nie zapomnij. Ja muszę już lecieć, mamy wywiad... - dodała jednym tchem. "Jak zwykle..."
- Kocham cię. - rzuciłem powoli, z poczuciem lekkiego zawiedzenia.
- A ja ciebie bardziej. - usłyszałem i całe szczęście powróciło.
*
Bez celu łaziłem po tym sklepie pełnym dziecięcych pierdół i z sekundy na sekundę czułem się coraz bardziej zagubiony. Jak na złość, wokół nie było nikogo. "Złość?" Okej, sam wybrałem taki sklepik na odludziu tuż przed zamknięciem, żeby był pusty. Wolałem nie zwracać na siebie uwagi. Zwłaszcza, że na wstępie byłem już podkurwiony, bo ten debil oczywiście nie mógł wcześniej nas uprzedzić, tylko na ostatnią chwilę wyjechał z zaproszeniem na urodziny swojej dziewczyny. "Kto tak kurwa robi?!" Rozejrzałem się wokół siebie po raz kolejny. I w końcu zobaczyłem stertę misiaków. "Nareszcie!" Oszukałem się tego cholerstwa jak głupi, bo od wejścia przywitały mnie planszówki, lalki, helikoptery i inne badziewia. Ale w końcu znalazłem... Jak na skrzydłach poleciałem do tej piramidy, okrążając ją parę razy. Niedźwiadki, kotki, pieski, żabki i inne sraty taty. "I co ja miałem wybrać?" Zauważyłem w końcu małego lewka. Wpół leżącego. Chyba z tej bajki, jak mu było... "Simba." Automatycznie po niego sięgnąłem, chcąc przyjrzeć mu się bliżej. Ale wyciągnąłem go tylko o milimetr, kiedy cała piramida zabawek rozpierdoliła się po całym sklepie. Nagle. BAM i już.
- O kurwa mać... - jęknąłem pod nosem, patrząc po pobojowisku wytrzeszczonymi gałami. "I co kurwa teraz?!"
"Spierdalaj!" Ledwo ta myśl pojawiła mi się w głowie, już zacząłem wycofywać się do drzwi. No skoro nikogo nie było... Ale zanim zdążyłem wyparować i udawać, że nic się nie stało, usłyszałem za sobą kroki. I mnie sparaliżowało.
- Ty idioto, coś ty zrobił?! - nagły wrzask rozerwał mi bębenki. Odwróciłem się automatycznie i zobaczyłem pannę w okularach i sklepowym uniformie, patrzącą na katastrofę z morderstwem w oczach. - Przed chwilą skończyłam to układać! - pisnęła głośno, przenosząc ten wzrok na mnie. "No, Tomlinson, jak to mówią... Najlepiej udawać debila."
- No to się mało postarałaś, skoro już się rozleciało. - rzuciłem wyniośle, bezczelnie podchodząc do niej. Oczywiście uważając, żeby nie rozdeptać żadnego z misiaków, bo się rozpierdoliły po całym sklepie...
- Rozwaliłeś! - wrzasnęła, zgarniając jakiegoś pluszaka. Z całą siłą jaką miała rzuciła mi nim w gębę. Uchyliłem się, nawet mimo tego, że pocisk by nie zabolał. Po czym stanąłem obok niej i korzystając z wyższego wzrostu, spojrzałem na nią z góry.
- Ja? - debilnie skinąłem na siebie. - Ja nawet nie dotknąłem! Ledwo się zbliżyłem i poszło! - majtnąłem rękami, prawie waląc dziewczynę po twarzy. Zadecydowały dosłownie milimetry...
- Akurat! - wrzasnęła nagle, jakby niczego nie zauważyła. - Widziałam jak grzebałeś w miśkach.
- Jak mogłaś widzieć, jak cię tu nie było?! - prychnąłem. Laska zmrużyła oczy i sapnęła z przejęciem, zaciskając palce w pięści.
- Monitoring, słyszałeś kiedyś?!
- Gdzie masz tu monitoring, jak żadnej kamery nie widziałem! - znowu majtnąłem ręką, tym razem z dala od niej.
- Jak mogłeś widzieć, skoro wtedy rujnowałeś dwie godziny mojej pracy?! - tymczasem ona z całej siły walnęła mnie w klatę. Naprawdę zabolało jak na dziewczynę. Ale przecież nie mogłem jej tego pokazać. Po prostu zacisnąłem zęby i wpakowałem rękę do kieszeni, nie spuszczając laski z oka. Wymacałem jakieś coś i wyciągnąłem szybko, rozkładając to na dłoni.
- Mam... - zawiesiłem się, latając po tym wzrokiem. - 2 stówy, listek i gumy do żucia. Dam ci wszystko, tylko przestań wrzeszczeć. - ścisnąłem wszystko w pięść, gotowy jej to oddać. Ale oczywiście zero współpracy...
- No chyba cię misio w głowę jebnął. - laska popatrzyła na mnie z politowaniem. - Próbujesz mnie przekupić?
- No brawo! - krzyknąłem z przesadzoną radością. - Spostrzegawcza jesteś...
- A ty jesteś chamem. - tym razem dźgnęła mnie swoim wychudzonym palcem w sam środek klatki piersiowej. Też zabolało, ale bardziej zastanawiało mnie skąd ta jej chęć na macanie mnie... - I wypad ze sklepu, bo zaraz zamykam. - rzuciła, zanim zdążyłem to dokładnie przemyśleć. Machnęła też ręką na drzwi. To był ten moment, kiedy mnie oświeciło, że jak stąd wyjdę to zostanę bez prezentu...
- Nie możesz mnie wyrzucić. - prychnąłem, władczo zakładając ręce przed sobą. "Tomlinsona się nie wyrzuca!"
- O patrz, mogę! - laska uśmiechnęła się przesadnie i znowu wskazała na drzwi. - Wynocha. Bo zadzwonię po policję i powiem, że mnie nękasz.
- Hola, hola. - westchnąłem kapitulacyjnie. - Ja chcę tylko kupić pluszaka. Przestań odstawiać dramy. Za dwie godziny mam być na urodzinach i nie mogę pójść z pustymi rękami.
- Twoja historia bardzo mnie urzekła. Tam są drzwi. - głos panny był niewzruszony. "Cholera, ostra jest..." Mimowolnie się uśmiechnąłem, patrząc na nią przychylniejszym okiem. I dopiero wtedy dostrzegłem jej urodę. Delikatną, nienachalną. Symetryczne rysy twarzy, fajnie zmarszczony nosek od nerwów, intensywnie brązowe oczy... "Ładna i zadziorna..." Zajebiste połączenie.
- To jedyny sklep z zabawkami w okolicy... - wydusiłem, próbując nie zejść z wkurzonego tonu. "Bo niech sobie nie myśli..." - Pomogę ci to potem posprzątać, okej?
- Nie? - palnęła ironicznie, patrząc na mnie jak na debila. "Postaraj się, Tomlinson..."
- ...sam to posprzątam? - zaproponowałem, chociaż nie chciało mi to przejść przez gardło. Ja i sprzątanie... No to nie był dobry związek. "Ale skoro był mus..." Poza tym dziewczyna uśmiechnęła się w końcu z wyższością i zabawnie zmrużyła oczy.
- Przyjmuję ofertę. - kiwnęła dumnie głową. - Tylko się streszczaj. - dodała po chwili, ostrzejszym tonem. I odwracając się na pięcie, pogoniła gdzieś przed siebie. "No ta..." Nie wyrzeknę się, że na nią nie patrzyłem. Ale ostatecznie mógłbym udawać. Udawać, że mój wzrok wcale nie poleciał na jej tyłek, wyraźnie zarysowany pod tą oczojebnożółtą spódniczką. I na te zgrabne nogi... "Cholera!" Kiedy tylko zniknęła mi z oczu, westchnąłem pod nosem. Palnąłem się po twarzy, zaczynając rozglądać się wśród tych wszystkich misiaków. Nadal nie wiedziałem który byłby odpowiedni, bo Simba w tym rabanie przepadł. A ogrom pluszowych zwierzaków zaczął mnie chyba przytłaczać...
- Strasznie tu tego dużo... - westchnąłem pod nosem, drapiąc się po głowie.
- I nie gadaj! - usłyszałem natychmiast znajomy już głos, a sekundę później sylwetka panny mignęła mi gdzieś zza półki z planszówkami.
- Jak przestaniesz zrzędzić i pomożesz mi coś wybrać to pójdzie tysiąc razy szybciej. - rzuciłem w nicość, uśmiechając się mimowolnie. Prawie natychmiast dziewczyna pojawiła się obok mnie, nieustannie z założonymi przed sobą ramionami. I praktycznie splunęła na mnie spojrzeniem.
- Chłopak czy dziewczyna? - spytała krótko, już po chwili wpatrując się z uwagą w misiaki. Jakby była ekspertką, czy coś... Nie zamierzałem podważać jej umiejętności.
- Dziewczyna. - odparłem szybko.
- Lalki czy pluszaki?
- Pluszaki.
- Lubi zwierzęta?
- Bardzo. - kiwnąłem głową. Laska już o nic nie zapytała, powoli przetwarzała informacje.
- Jak ma mniej niż siedem lat to weź cokolwiek i tak jej nie zrobi różnicy, a jak więcej niż 7, to bierz tygryski, lwy i inne bajery. To ich ciekawi. - machnęła ręką na kupę zwierzaków przed sobą i w końcu spojrzała na mnie uważnie. - To ile ma lat?
- Dwadzieścia. - palnąłem. Panna wybałuszyła na mnie oczy.
- Przyszedłeś kupić prezent dwudziestolatce do sklepu z zabawkami? - pisnęła z wyraźną drwiną w głosie. "No jeszcze się będzie ze mnie nabijać!"
- Lubi misie. - wzruszyłem niewinnie ramionami. Dziewczyna ledwo powstrzymała wybuch śmiechu. Doceniłem starania i nie powiedziałem co myślę. A myślałem niemiło...
- Sprzątaj to. - brązowooka zachowała powagę i tylko wskazała brodą na kupę misiaków. - Potem pokażę ci co naprawdę lubią dwudziestolatki.
*
- Zdrowia, radości, żebyś się zawsze uśmiechała i nie gnębiła za bardzo Harry'ego, nawet jakby cię strasznie wkurzył i... dużo szczęścia. - zakończyłem zgrabnie, uśmiechając się do solenizantki. Lou też się uśmiechała szeroko, a radość aż biła z jej oczu. To samo było z oczami Harry'ego, który dzielnie stał obok swojej dziewczyny i przyglądał się jej z zainteresowaniem. "Zakochańcy..."
- Dziękuję, Liam. - Lou zbliżyła się do mnie nieznacznie i w granicach przyzwoitości uściskała lekko. Dziwnie mi było ją przytulać, bo Hazz cały czas gapił się na mnie i wypalał wzrokiem każdy skrawek skóry, którym jej dotykałem. Dlatego też w miarę szybko się odsunąłem, zgarniając w dłoń niewielki pakunek z kieszeni.
- To dla ciebie. - przysunąłem go do dziewczyny. Czym chyba ją zdziwiłem, bo spojrzała na mnie i zamrugała szybko parę razy.
- Przestań, nie chcę prezentów. - pokręciła w końcu głową, uśmiechając się znowu leciutko. - Fajnie, że przyszedłeś. To najważniejsze.
- To naprawdę drobiazg, nie możesz go nie przyjąć. - bez namysłu złapałem jej dłoń i na siłę wcisnąłem jej tam zawinięty w zielony papier prezencik. - Najbardziej kiczowaty prezent pod słońcem... Ale ja nigdy nie wiem co kupować dziewczynom. - dodałem, czym chyba ją zaciekawiłem. Westchnęła ciężko, ale wzięła się za odpakowywanie. I już po chwili trzymała w dłoniach niewielkiego, pluszowego pieska. Jego widok jeszcze bardziej rozświetlił jej twarz. I znikąd, nagle znowu mnie przytuliła.
- Jesteś kochany, dziękuję. - rzuciła sympatycznie, odsuwając się po paru sekundach. I z niewytłumaczalnym uśmiechem spojrzała na Harry'ego, podnosząc lekko pluszaka do góry. Dałbym sobie głowę uciąć, że właśnie coś sobie mówili bez słów, ale nie byłem w tym związku i nie rozumiałem.
- Stooooooooo lat! - usłyszałem niespodziewanie głos Louisa. "Głos?!" Raczej wrzask. Aż podskoczyłem przestraszony, rozglądając się wokół siebie. I ze zdumieniem odkryłem, że zbliża się ku nam Tomlinson, w towarzystwie jakiejś kompletnie nieznanej mi dziewczyny. - No przytul wujka Tommo... - rozłożył nagle ramiona i bez skrępowania uściskał ukochaną Hazzy. Puścił ją już po sekundzie i nie bawiąc się w przedstawianie, pomacał się po kieszeni w spodniach i wyjął z niej malutkie pudełeczko. - A to prezencik. - wyszczerzył się, podając je Lou. - Jakby co, to ona ci to wybrała! Jak ci się nie spodoba, bij ją. Ja się nie znam na prezentach, każdy to wie. I tylko chuj ostatni może mnie poinformować o przyjęciu dzień przed. Mówię o tobie, Styles. - posłał Harry'emu odpowiednie spojrzenie. Zmarszczyłem brwi, cierpliwie stojąc w pobliżu i czekając na rozwój tej dziwnej akcji.
- Hej, jestem Lou. - Ruda tymczasem uśmiechnęła się sympatycznie do nieznajomej i wyciągnęła do niej dłoń, którą tamta od razu uściskała. - Bardzo się cieszę, że przyszłaś. Mam nadzieję, że nie zwariujesz przez tych debili.
- I tak ma nieźle narypane pod...
- Jeśli zepsuję ci przyjęcie morderstwem, to się nie gniewaj, okej? - nieznajoma wyleciała Tomlinsonowi z łokcia w brzuch i biedny aż urwał zapowietrzony. Po czym spojrzała słodko na Lou i obie wymieniły odpowiednie uśmiechy.
- Dam ci alibi. - Ruda mrugnęła do niej porozumiewawczo.
- No dzięki! - Tomlinson odzyskał oddech i tylko podniósł głos w obrażeniu. Podrapałem się po głowie, zastanawiając się czy tylko ja tu nie jestem doinformowany i nie znam tej bezimiennej brązowowłosej. Bo z zachowania reszty wydawało mi się jakby ją już znali... Ale to i tak przestało mieć znaczenie, kiedy mignęło mi coś za Harrym już przyklejonym do pleców Lou. Cień, który zaczął się materializować w niebezpieczny sposób. Serce podeszło mi do gardła. Poczułem się dziwnie. Ale nie mogłem się oszukiwać. Właśnie zobaczyłem jak z kuchni wychodzi moja była. Danielle.
*
Impreza się nieźle rozkręciła. Światełka migały, rozmowy gwarzyły, kieliszki stukały. Jak na 9 osób siedzących przy jednym stole atmosfera była całkiem miła. Ta mała, której zapomniałem zapytać o imię lekko mi wszystko psuła, ale nadrabiała promiennym uśmiechem. Kiedy nie mówiła całkiem ją lubiłem, a potem otwierała usta i wszystko szło się pieprzyć. "I nie, ja wcale nie pomyślałem o..." Całe szczęście do ogrodu nagle wkroczyła siostra Hazzy w towarzystwie swojego kochasia i oderwała mnie o głupich pomysłów. Zamiast gapienia się na szyję tej panny, wbiłem ślepia w przyjaciółki, które właśnie się czule obejmowały. "No to też całkiem niezłe..."
- Nie będę długo przemawiać, po prostu życzę ci jak najwięcej cierpliwości do tego pajaca. Żebyś go z nerwów kiedyś nie zamordowała... - Gemma kurczowo trzymając Lou w objęciach, popatrzyła kątem oka na brata, czym rozbawiła zebranych.
- Oj, tak to się przyda. - Ruda wyszczerzyła się do blondyny i ku mojemu zawiedzeniu, odsunęła się z jej uścisku.
- Ja tu jestem... - Hazz westchnął cierpliwie, nie ruszając się jednak od stołu.
- Z tobą nie rozmawiam. - Stylesówna, jak siedmiolatka, pokazała mu tylko język. Zaśmiałem się pod nosem, jak i reszta towarzystwa.
- A tu mały prezent od nas. - gostek Gemmy zareagował w porę, wciskając w ręce Lou torebkę z prezentem. - Chyba będzie do kolekcji... - wskazał na ławkę pod domem, gdzie walały się już 3 pluszowe pieski różnych rozmiarów. Jak się okazało, podobny był i w tym prezencie, co natychmiast ukuło moją dumę.
- A mówiłem, że pluszak będzie najlepszy! - zanim mrugnąłem, mój pełen pretensji głos rozniósł się po ogrodzie. - Teraz odstaję od reszty!
- I tak odstajesz. - panna spojrzała na mnie kątem oka. - Głupotą.
Po zebranych rozniósł się śmiech, co nie do końca było miłe. Ale trafne. Zanim jednak zdążyłem się odciąć, Lou już podeszła do stolika i wyciągnęła dłoń w kierunku Panny Bez Imienia.
- Coś czuję, że się szybko dogadamy... - uśmiechnęła się do niej i wyciągnęła zza stolika, prowadząc do wejścia do salonu. - Może coś do picia? - zaproponowała, nie puszczając jej ręki. To było zastanawiające...
- Tylko mocnego, skoro on tu będzie cały czas. - usłyszałem i całe moje myślenie nad dziwnym zjawiskiem runęło. Znów słyszałem tylko śmiech. A po chwili poczułem ciepły oddech Stylesa siedzącego obok mnie na swoim policzku.
- Wytłumacz mi coś... - szepnął cicho, żeby inni nie dosłyszeli. - Tak się tniecie, więc po co ją tu zaciągnąłeś?
- Żartujesz?! - prychnąłem, odprowadzając wzrokiem dziewczynę. - Kiedyś się z nią ożenię. To nasza pierwsza randka.
- No cudowna...
- Spójrz na siebie. - zerknąłem na niego kątem oka. Ale cham zbuntowany tylko uśmiechał się drwiąco.
- Nie zapomnij mnie zaprosić na ślub, z chęcią to zobaczę.
*
Rozejrzałem się po ogrodzie, sadowiąc się wygodniej na ławce. Noc zapadła już dawno, teraz jedynym oświetleniem były lampki pozarzucane na krzakach i żarówka nad drzwiami od tarasu. Efekt był magiczny, trochę jak Boże Narodzenie w połączeniu z cudownie ciepłą temperaturą, zapachem kwiatów w powietrzu i rozgwieżdżonym niebem. "Romantycznie..." Nastrój podziałał na zebranych. Lou z Harrym gruchali przy stoliku z jedzeniem, udając, że zajmują się dodawaniem jakichś przekąsek. Niall utknął z Eve pod drzwiami i otulając ją ramionami szeptał jej serenady do ucha. Louis ze swoją wybranką, której nadal nam nie przedstawił dyskutowali zawzięcie na ławce pod ścianą. Siostra Hazzy już dawno zniknęła ze swoim chłopakiem. Zayn nadawał przez telefon z Pezz gdzieś za domem, co echem roznosiło się po wieczornym powietrzu. A ja siedziałem przy pustym stole z przekonaniem, że już nigdy się nie spasuję w tej zbiorowej randce... "Okłamuj się dalej, Payne..." Zakładając ramię na oparcie ławki, zerknąłem w bok, gdzie siedziała Danielle. Znajome ukłucie w sercu pojawiło się od razu. Nie wynikało nawet z nieugaszonych uczuć. To po prostu dziwne, siedzieć z byłą przy jednym stole i udawać, że nic się nie dzieje. Udawanie mnie przerastało. Ale jednocześnie trzymanie rozmowy na siłę wydawało się kiepską opcją. "Bo o czym miałbym z nią teraz rozmawiać?" Zanim zdążyłem to przemyśleć, kręcone włosy mignęły mi przed twarzą. A po chwili obok siebie poczułem ciepło. Podnosząc wzrok trafiłem na znajomy, ciepły uśmiech. I błyszczące oczy, które tak pięknie wyglądały w tym ogrodowym blasku.
- Wychodzi na to, że zostaliśmy sami... - wyrwało mi się niekontrolowanie. Ale nie żałowałem, kąciki ust Danielle podniosły się jeszcze wyżej.
- Brawo, Sherlocku. Drinka? - zaproponowała, już sięgając po kieliszki.
- Nie mogę odmówić. - rzuciłem radośnie. No bo nie mogłem. Nie jej.
*
- Mój kręgosłup... - usłyszałem z kuchni westchnięcie pełne bólu, co zaniepokoiło mój lekko nieprzytomny mózg. Moja dziewczyna cierpiała i ja jako idealny facet nie mogłem na to pozwolić. Dlatego obładowany brudnymi talerzami, szybko ruszyłem w kierunku drzwi.
- Co mu... ekhm. - urwałem, przystając gwałtownie i prawie nie upuszczając zastawy z wrażenia. Nie widziałem bowiem nic innego jak tylko wyeksponowany tyłek dziewczyny. No co ja poradzę, że właśnie opierała się łokciami o blat szafki, nachylając się znacząco do przodu? Gdzieś w głowie świtało mi, że to w uldze dla jej kręgosłupa, ale kto by się tym przejmował... "Boże drogi, zgubisz mnie kiedyś..."
- Styles, przestań się wgapiać. - usłyszałem niespodziewanie jej głos. Zmroziło mnie, bo przecież stała tyłem do mnie i na pewno nie mogła mnie widzieć. "Więc skąd...?" Zanim na to wpadłem, Lou wyprostowała się i dłonią sięgnęła do dołu pleców.
- Ja się gapię? Ja się nie gapię, co ci przyszło do głowy... - prychnąłem sztucznie, podchodząc do dziewczyny. Po drodze zostawiłem talerze gdzieś na stole i przylgnąłem do jej pleców, dłonie układając niewysoko nad tyłkiem. - Tutaj boli? - zamruczałem jej do ucha, przejeżdżając kciukami po jej delikatnej skórze. - Zaraz coś na to zaradzimy...
- Twoje mizianie nic nie da, zboczeńcu. - pomimo słów, Lou odchyliła lekko głowę i oparła ją o moje ramię, wzdychając zapalczywie. Wiedziałem, że to nie przeze mnie. Nawalający kręgosłup, który nie pozwalał jej przesiadywać w jednej pozycji dłużej niż godzinę miał silniejsze oddziałowywanie ode mnie. Ale nie chciałem się poddawać.
- A tobie tylko jedno w głowie, no. - prychnąłem, przelotnie ucałowując ją w szyję. - Przecież nie powiedziałem co mam zamiar zrobić.
- Ale ja cię znam. - dziewczyna spojrzała na mnie z ukosa, uśmiechając się z wyzwaniem. Natychmiast odwzajemniłem gest.
- Po prostu chcę Ci ulżyć w cierpieniu. - stwierdziłem półgłosem, mocniej naciskając kciukami na jej ciało. Lou przymknęła oczy w zadowoleniu, przysuwając się do mnie bardziej. Jej zapach już szalał mi w głowie. I wleciał w takie rewiry, które przy tego typu chwilach odpływały w zapomnienie... "Prezent, Styles..." - A tak w ogóle to mam coś dla ciebie... - rzuciłem nagle, odrywając się od jej pleców i na moment wybywając do sypialni.
- Mówiłam ci, że...
- To nic wielkiego. - zapewniłem donośnie, zgarniając szybko prezencik spod poduszki i wracając pospiesznie do kuchni. - Oryginalnością nie zabłysnąłem. - stanąłem tuż obok dziewczyny, opierając się tyłkiem o blat i zacisnąłem dłoń na malutkim, pluszowym lwiątku, patrząc na niego z zawiedzeniem. Kiedy go kupowałem wydawał mi się najbardziej odpowiedni, ale teraz kiedy dostała pięćset innych, większych i słodszych pluszaków, czułem, że jest beznadziejny.
- Harry... - tylko tyle usłyszałem, więc podniosłem wzrok. I zobaczyłem pełne zaskoczenie w oczach Lou.
- Trochę się z tym spóźniłem. - wzruszyłem ramionami, opuszczając dłoń z nic nie wartą maskotką. - Mogłem ci go dać wcześniej, ale nie sądziłem, że ci debile...
- Jest najsłodszy. - Lou wpadła mi w słowo i niespodziewanie objęła za szyję. - Dziękuję. - szepnęła, przylegając do mnie całym ciałem. Zaskoczony, delikatnie zacisnąłem ramiona wokół jej talii. I uśmiechnąłem pod nosem, wtulając twarz w jej włosy. "Cudownie..."
- Przestań się rzucać, skarbie... - sapnąłem pod nosem porannym głosem, który nie do końca działał jak powinien. - Śpię.
- No właśnie widzę! - dziewczyna znowu wrzasnęła donośnie, więc otworzyłem jedno oko i na tyle, na ile było mnie teraz stać, spojrzałem na nią uważnie. Siedziała na samym krańcu łóżka. Potargane włosy, ślad po poduszce na policzku, zaspane oczy i cieniutka koszulka na tym kruchym ciele idealnie składały się na cudowny, poranny widok. Gdyby tylko odjąć tą rządzę mordu w oczach...
- Nie pierwszy raz, więc o co ten krzyk... - postanowiłem jakoś ułagodzić sytuację, uśmiechając się lekko. - Przestraszysz sąsiadów...
- Bo zawału dostałam! - Lou z zamachem walnęła mnie w ramię. Naprawdę zapiekło... Ale jak na mężczyznę przystało, zacisnąłem zęby. - Kładę się spać sama, bo mój chłopak jest w trasie, wszystko normalnie, a nagle budzę się z jakimś facetem w łóżku, który mnie maca po tyłku! - wrzeszczała nadal, z paniką w głosie. - Myślałam, że chcesz mnie zgwałcić! - i kolejny raz walnęła mnie w ramię, uciszając się w końcu. Teraz tylko oddychała ciężko, wbijając we mnie urażony wzrok. Nie mogłem się nie uśmiechnąć.
- Gdybym chciał, zrobiłbym to jak przyjechałem. Śpisz jak kamień, słońce. - wyszczerzyłem się bezczelnie, odtwarzając w głowie jej śpiący obraz. Aureola z włosów wokół głowy, lekko rozchylone usta, podwinięta koszulka... Niewinność i seksowność w jednym.
- Bez żartów, Styles. - dziewczyna sapnęła poważnie. - Powinieneś być w jakimś hotelu, nie tutaj. Jest środek trasy.
- Nie chciałem, żebyś się budziła sama w urodziny. - stwierdziłem miękko, sięgając dłonią po jej dłoń i delikatnie splatając nasze palce. Nie protestowała. Pozwoliła mi gładzić wnętrze swojej dłoni, nadal uważnie lustrując mnie spojrzeniem. Postanowiłem to złagodzić. - Wszystkiego najlepszego, skarbie. - uśmiechnąłem się sympatycznie. Lou tylko popatrzyła na mnie jak na wariata, jakby zupełnie nie ogarniała co się dzieje. To na swój sposób było urocze. - Później ci powiem coś ładnego, okej? - zamruczałem sennie, przejeżdżając opuszkami palców po tej jej cudownie miękkiej skórze. - Teraz chodź spać... - pociągnąłem ją lekko do siebie. Nie zareagowała. - No chodź, bo się nie mam do kogo przytulić. - przeplotłem nasze palce i z większą stanowczością, chociaż nadal z niezwykłą delikatnością, szarpnąłem ją za rękę. Tylko zamrugała powiekami. Westchnąłem ciężko. - Długo się będziesz tak jeszcze gapić, zanim się położysz? - rzuciłem, już zupełnie rozbudzonym głosem.
- To jest podejrzane... - Lou zmarszczyła czoło. Nie miałem siły z nią dyskutować. Po prostu przyciągnąłem ją do siebie, praktycznie zmusiłem, żeby się położyła i wykorzystując chwilę jej zaskoczenia, przygwoździłem do łóżka ramieniem. Moja druga ręka mimowolnie zawędrowała sobie na jej udo, bezczelnie wsuwając się pod jej koszulkę i sunąc aż na miękką skórę na jej brzuchu.
- Dobranoc, skarbie. - mruknąłem, wtulając twarz w jej szyję i składając tam delikatny pocałunek. W tym samym czasie poczułem jak ramiona mojej dziewczyny łagodnie zaciskają się wokół mnie. "Przytuliła mnie!" Uśmiechnąłem się pod nosem, odnajdując idealny spokój do snu.
- Jesteś strasznie męczący. - usłyszałem niespodziewanie tuż przy uchu, kiedy ciepłe powietrze załaskotało mnie po skórze. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Też cię kocham. - szarpnąłem radośnie, ponownie ucałowując jej cudowną skórę na szyi. "Fantastyczny poranek..."
*
- Takie poranki to ja chętnie przeżywałbym codziennie. - stwierdziłem, siadając spokojnie na krześle przy stole i obserwując jak moja dziewczyna plącze się przy szafkach, zalewając dwa kubki wrzącą wodą. Natychmiast po kuchni rozniósł się przyjemny zapach kawy. Uśmiechnąłem się pod nosem, lustrując spojrzeniem sylwetkę Eve. Jej szczupła figura kusiła spod zwykłego podkoszulka i spodenek. Zwłaszcza to, co było pod spodenkami... Niestety dziewczyna szybko się odwróciła, więc natychmiast podniosłem spojrzenie, żeby się nie zdradzić. Ale palące policzki i tak mogły powiedzieć jej wszystko. Zwłaszcza, że właśnie zbliżała się do mnie niebezpiecznie z kubkami w dłoniach.
- Ale wtedy to by straciło cały urok. - zwinnie postawiła kubki na stole i usiadła mi na kolanach. "Słodki ciężar..." Wlepiłem wzrok w jej twarz, nie mogąc powstrzymać uśmiechu i objąłem ją szczelnie ramionami.
- Nie popsujesz mi poranka, nawet się nie staraj. Mógłbym spędzić tu z tobą cały dzień. - rzuciłem z powagą. Eve tylko westchnęła ciężko i przewróciła oczami.
- Przestań się gapić na ten tort. - mruknęła bezsilnie, odkrywając moje intencje. Ale jak mogła ich nie przejrzeć, skoro od godziny jej trułem, że chcę spróbować tego wielkiego ciacha, które właśnie stało na naszej półce w naszej kuchni i normalnie do mnie mówiło. - I tak nic nie dostaniesz. - dodała, schodząc mi z kolan i siadając na krześle obok.
- Mówiłem do ciebie. - uśmiechnąłem się szeroko, mrużąc odpowiednio oczy. "Czaruj ją, czaruj, może się złapie..." Niestety, tylko patrzyła na mnie jak na debila, mrugając raz za razem.
- Ani kawałka. - stwierdziła w końcu najpoważniej jak mogła.
- Ranisz. - prychnąłem, zakładając
- Wieczorem będziesz mógł zjeść tyle kawałków ile będziesz chciał. - westchnęła cierpliwie, sięgając po jeden z parujących kubków i oplatając go dłońmi. - Nie rozumiem czemu się tak upierasz.
- Nie widzisz jaki ten tort jest brzydki? - machnąłem ręką w stronę tego słodkiego cudu. - Na pewno jej się nie spodoba. Trzeba go zutylizować i kupić ładniejszy.
- Wystarczy, że jest zielony. - Eve kiwnęła lekko głową, jakby lekceważąc moje słowa. "I co z tego, że jest zielony?!"
- Na pewno nie lubi zielonego. - rzuciłem z przekonaniem w głosie, chociaż doskonale wiedziałem, że to akurat jej ulubiony kolor. Ale skoro miałem spróbować tego tortu już teraz... - Za to ja bardzo. Ten tort będzie się czuł przez nią niedoceniony, zobaczysz. Ja go docenię.
- Może byś się tak skupił na prezencie, co? - dziewczyna zignorowała moje gadanie i ostrożnie upiła łyk kawy. "Przegrałeś, Horan..." - Pamiętaj, że nic nie mamy.
- Przecież ty ją lepiej znasz. - westchnąłem kapitulacyjnie, zerkając tęsknie na ciasto. - Ja nie mam pojęcia co można by jej kupić.
- Nie jestem mistrzem prezentów, Niall.
- No to pluszak? - zaproponowałem. - Ona lubi takie bajery, nie?
Eve w odpowiedzi zmarszczyła brwi i przez moment intensywnie myślała. Próbowałem się na tym skupić, ale mój wzrok co raz uciekał do ciasta za nią. Już w ustach czułem ten słodki, rozpływający się smak...
- Dobry pomysł. - stwierdziła nagle, wyrywając mnie z marzeń. Spojrzałem na nią uważnie i wyszczerzyłem się. Nachylając się do stołu, złapałem za jej dłoń i przeplotłem nasze palce, starając się skupić na sobie całą jej uwagę.
- No widzisz... - zniżyłem głos, intensywnie wpatrując się w jej cudowne oczy. Zaczęły błyszczeć w ten fajny sposób, co od razu poszerzyło mi uśmiech. "Atakuj..." - A teraz nagrodę poproszę. Moja kobieto, daj mi tortu, bo zwariuję...
*
- Perrie, no ja cię błagam... - westchnąłem setny raz, od godziny wałkując ten sam temat. Problem prezentu dla dziewczyny kumpla, bo ten ni stąd ni z owąd postanowił nas wprosić na jej urodziny. Oczywiście w ostatniej chwili, jak to na głupotę Stylesa przystało. Już obiecałem sobie, że się na nim zemszczę, ale najpierw skończę maltretować zwoje mózgowe jakimś sensownym pomysłem. - Powiedz mi co ja mam jej kupić, skoro ona nic nie chce...
- Ale ja naprawdę nie wiem. - dziewczyna odetchnęła niespokojnie, co zaszumiało dziwnie w telefonie. - Raz w życiu ją widziałam na premierze tego filmu. Skoro nic nie chce, to nic jej nie dawaj.
- I wyjdź na debila, tak? - prychnąłem. Gdyby te urodziny polegały na tym samym co inne nasze spotkania to pewnie i bym tak zrobił. Ale tam miało być pełno ludzi, którzy pewnie już mieli dla niej fantastyczne prezenty. I ja miałem być gorszy? - Jesteś dziewczyną, znasz się na tych...babskich sprawach. - rzuciłem kolejny raz.
- Ale każda dziewczyna jest inna. - Perrie jęknęła z przejęciem. Chyba męczyło ją to moje przesłuchiwanie... "No ale, no!" - Zapytaj Harry'ego.
- Pytałem! - wbrew sobie podniosłem głos. - W dupie był, gówno widział. - poczułem napływ irytacji na wspomnienie naszej rozmowy, kiedy kazał mi samemu coś wymyślić bo on nie ma czasu. "Romeo zakichany..."
- No to siostry Harry'ego. - głos mojej dziewczyny nagle wyrwał mnie z rozmyślań. - Przyjaźnią się, prawda? Na pewno ci coś podpowie.
- Jesteś cudowna. - wyszczerzyłem się natychmiast, myśląc jednocześnie w jaki sposób mógłbym ją dorwać, nie włączając w to Harry'ego. On z pomocą to jak... Wiadomo. Najbliżej mi jednak było ją spotkać dopiero na przyjęciu, a to kiepsko mi pomagało. "Przyjęcie..." Sekunda wystarczyła, żebym posmutniał. Będę tam sam wokół par. Kiepska perspektywa. - Szkoda, że nie możesz przyjechać. - poskarżyłem się od razy na głos. - Będzie mi tam nudno bez ciebie.
- Jakbyś umierał z nudów to zadzwoń. - głos Perrie wywołał przyjemne ciepło wewnątrz mnie. - I życz jej ode mnie dużo szczęścia, okej? Nie zapomnij. Ja muszę już lecieć, mamy wywiad... - dodała jednym tchem. "Jak zwykle..."
- Kocham cię. - rzuciłem powoli, z poczuciem lekkiego zawiedzenia.
- A ja ciebie bardziej. - usłyszałem i całe szczęście powróciło.
*
Bez celu łaziłem po tym sklepie pełnym dziecięcych pierdół i z sekundy na sekundę czułem się coraz bardziej zagubiony. Jak na złość, wokół nie było nikogo. "Złość?" Okej, sam wybrałem taki sklepik na odludziu tuż przed zamknięciem, żeby był pusty. Wolałem nie zwracać na siebie uwagi. Zwłaszcza, że na wstępie byłem już podkurwiony, bo ten debil oczywiście nie mógł wcześniej nas uprzedzić, tylko na ostatnią chwilę wyjechał z zaproszeniem na urodziny swojej dziewczyny. "Kto tak kurwa robi?!" Rozejrzałem się wokół siebie po raz kolejny. I w końcu zobaczyłem stertę misiaków. "Nareszcie!" Oszukałem się tego cholerstwa jak głupi, bo od wejścia przywitały mnie planszówki, lalki, helikoptery i inne badziewia. Ale w końcu znalazłem... Jak na skrzydłach poleciałem do tej piramidy, okrążając ją parę razy. Niedźwiadki, kotki, pieski, żabki i inne sraty taty. "I co ja miałem wybrać?" Zauważyłem w końcu małego lewka. Wpół leżącego. Chyba z tej bajki, jak mu było... "Simba." Automatycznie po niego sięgnąłem, chcąc przyjrzeć mu się bliżej. Ale wyciągnąłem go tylko o milimetr, kiedy cała piramida zabawek rozpierdoliła się po całym sklepie. Nagle. BAM i już.
- O kurwa mać... - jęknąłem pod nosem, patrząc po pobojowisku wytrzeszczonymi gałami. "I co kurwa teraz?!"
"Spierdalaj!" Ledwo ta myśl pojawiła mi się w głowie, już zacząłem wycofywać się do drzwi. No skoro nikogo nie było... Ale zanim zdążyłem wyparować i udawać, że nic się nie stało, usłyszałem za sobą kroki. I mnie sparaliżowało.
- Ty idioto, coś ty zrobił?! - nagły wrzask rozerwał mi bębenki. Odwróciłem się automatycznie i zobaczyłem pannę w okularach i sklepowym uniformie, patrzącą na katastrofę z morderstwem w oczach. - Przed chwilą skończyłam to układać! - pisnęła głośno, przenosząc ten wzrok na mnie. "No, Tomlinson, jak to mówią... Najlepiej udawać debila."
- No to się mało postarałaś, skoro już się rozleciało. - rzuciłem wyniośle, bezczelnie podchodząc do niej. Oczywiście uważając, żeby nie rozdeptać żadnego z misiaków, bo się rozpierdoliły po całym sklepie...
- Rozwaliłeś! - wrzasnęła, zgarniając jakiegoś pluszaka. Z całą siłą jaką miała rzuciła mi nim w gębę. Uchyliłem się, nawet mimo tego, że pocisk by nie zabolał. Po czym stanąłem obok niej i korzystając z wyższego wzrostu, spojrzałem na nią z góry.
- Ja? - debilnie skinąłem na siebie. - Ja nawet nie dotknąłem! Ledwo się zbliżyłem i poszło! - majtnąłem rękami, prawie waląc dziewczynę po twarzy. Zadecydowały dosłownie milimetry...
- Akurat! - wrzasnęła nagle, jakby niczego nie zauważyła. - Widziałam jak grzebałeś w miśkach.
- Jak mogłaś widzieć, jak cię tu nie było?! - prychnąłem. Laska zmrużyła oczy i sapnęła z przejęciem, zaciskając palce w pięści.
- Monitoring, słyszałeś kiedyś?!
- Gdzie masz tu monitoring, jak żadnej kamery nie widziałem! - znowu majtnąłem ręką, tym razem z dala od niej.
- Jak mogłeś widzieć, skoro wtedy rujnowałeś dwie godziny mojej pracy?! - tymczasem ona z całej siły walnęła mnie w klatę. Naprawdę zabolało jak na dziewczynę. Ale przecież nie mogłem jej tego pokazać. Po prostu zacisnąłem zęby i wpakowałem rękę do kieszeni, nie spuszczając laski z oka. Wymacałem jakieś coś i wyciągnąłem szybko, rozkładając to na dłoni.
- Mam... - zawiesiłem się, latając po tym wzrokiem. - 2 stówy, listek i gumy do żucia. Dam ci wszystko, tylko przestań wrzeszczeć. - ścisnąłem wszystko w pięść, gotowy jej to oddać. Ale oczywiście zero współpracy...
- No chyba cię misio w głowę jebnął. - laska popatrzyła na mnie z politowaniem. - Próbujesz mnie przekupić?
- No brawo! - krzyknąłem z przesadzoną radością. - Spostrzegawcza jesteś...
- A ty jesteś chamem. - tym razem dźgnęła mnie swoim wychudzonym palcem w sam środek klatki piersiowej. Też zabolało, ale bardziej zastanawiało mnie skąd ta jej chęć na macanie mnie... - I wypad ze sklepu, bo zaraz zamykam. - rzuciła, zanim zdążyłem to dokładnie przemyśleć. Machnęła też ręką na drzwi. To był ten moment, kiedy mnie oświeciło, że jak stąd wyjdę to zostanę bez prezentu...
- Nie możesz mnie wyrzucić. - prychnąłem, władczo zakładając ręce przed sobą. "Tomlinsona się nie wyrzuca!"
- O patrz, mogę! - laska uśmiechnęła się przesadnie i znowu wskazała na drzwi. - Wynocha. Bo zadzwonię po policję i powiem, że mnie nękasz.
- Hola, hola. - westchnąłem kapitulacyjnie. - Ja chcę tylko kupić pluszaka. Przestań odstawiać dramy. Za dwie godziny mam być na urodzinach i nie mogę pójść z pustymi rękami.
- Twoja historia bardzo mnie urzekła. Tam są drzwi. - głos panny był niewzruszony. "Cholera, ostra jest..." Mimowolnie się uśmiechnąłem, patrząc na nią przychylniejszym okiem. I dopiero wtedy dostrzegłem jej urodę. Delikatną, nienachalną. Symetryczne rysy twarzy, fajnie zmarszczony nosek od nerwów, intensywnie brązowe oczy... "Ładna i zadziorna..." Zajebiste połączenie.
- To jedyny sklep z zabawkami w okolicy... - wydusiłem, próbując nie zejść z wkurzonego tonu. "Bo niech sobie nie myśli..." - Pomogę ci to potem posprzątać, okej?
- Nie? - palnęła ironicznie, patrząc na mnie jak na debila. "Postaraj się, Tomlinson..."
- ...sam to posprzątam? - zaproponowałem, chociaż nie chciało mi to przejść przez gardło. Ja i sprzątanie... No to nie był dobry związek. "Ale skoro był mus..." Poza tym dziewczyna uśmiechnęła się w końcu z wyższością i zabawnie zmrużyła oczy.
- Przyjmuję ofertę. - kiwnęła dumnie głową. - Tylko się streszczaj. - dodała po chwili, ostrzejszym tonem. I odwracając się na pięcie, pogoniła gdzieś przed siebie. "No ta..." Nie wyrzeknę się, że na nią nie patrzyłem. Ale ostatecznie mógłbym udawać. Udawać, że mój wzrok wcale nie poleciał na jej tyłek, wyraźnie zarysowany pod tą oczojebnożółtą spódniczką. I na te zgrabne nogi... "Cholera!" Kiedy tylko zniknęła mi z oczu, westchnąłem pod nosem. Palnąłem się po twarzy, zaczynając rozglądać się wśród tych wszystkich misiaków. Nadal nie wiedziałem który byłby odpowiedni, bo Simba w tym rabanie przepadł. A ogrom pluszowych zwierzaków zaczął mnie chyba przytłaczać...
- Strasznie tu tego dużo... - westchnąłem pod nosem, drapiąc się po głowie.
- I nie gadaj! - usłyszałem natychmiast znajomy już głos, a sekundę później sylwetka panny mignęła mi gdzieś zza półki z planszówkami.
- Jak przestaniesz zrzędzić i pomożesz mi coś wybrać to pójdzie tysiąc razy szybciej. - rzuciłem w nicość, uśmiechając się mimowolnie. Prawie natychmiast dziewczyna pojawiła się obok mnie, nieustannie z założonymi przed sobą ramionami. I praktycznie splunęła na mnie spojrzeniem.
- Chłopak czy dziewczyna? - spytała krótko, już po chwili wpatrując się z uwagą w misiaki. Jakby była ekspertką, czy coś... Nie zamierzałem podważać jej umiejętności.
- Dziewczyna. - odparłem szybko.
- Lalki czy pluszaki?
- Pluszaki.
- Lubi zwierzęta?
- Bardzo. - kiwnąłem głową. Laska już o nic nie zapytała, powoli przetwarzała informacje.
- Jak ma mniej niż siedem lat to weź cokolwiek i tak jej nie zrobi różnicy, a jak więcej niż 7, to bierz tygryski, lwy i inne bajery. To ich ciekawi. - machnęła ręką na kupę zwierzaków przed sobą i w końcu spojrzała na mnie uważnie. - To ile ma lat?
- Dwadzieścia. - palnąłem. Panna wybałuszyła na mnie oczy.
- Przyszedłeś kupić prezent dwudziestolatce do sklepu z zabawkami? - pisnęła z wyraźną drwiną w głosie. "No jeszcze się będzie ze mnie nabijać!"
- Lubi misie. - wzruszyłem niewinnie ramionami. Dziewczyna ledwo powstrzymała wybuch śmiechu. Doceniłem starania i nie powiedziałem co myślę. A myślałem niemiło...
- Sprzątaj to. - brązowooka zachowała powagę i tylko wskazała brodą na kupę misiaków. - Potem pokażę ci co naprawdę lubią dwudziestolatki.
*
- Zdrowia, radości, żebyś się zawsze uśmiechała i nie gnębiła za bardzo Harry'ego, nawet jakby cię strasznie wkurzył i... dużo szczęścia. - zakończyłem zgrabnie, uśmiechając się do solenizantki. Lou też się uśmiechała szeroko, a radość aż biła z jej oczu. To samo było z oczami Harry'ego, który dzielnie stał obok swojej dziewczyny i przyglądał się jej z zainteresowaniem. "Zakochańcy..."
- Dziękuję, Liam. - Lou zbliżyła się do mnie nieznacznie i w granicach przyzwoitości uściskała lekko. Dziwnie mi było ją przytulać, bo Hazz cały czas gapił się na mnie i wypalał wzrokiem każdy skrawek skóry, którym jej dotykałem. Dlatego też w miarę szybko się odsunąłem, zgarniając w dłoń niewielki pakunek z kieszeni.
- To dla ciebie. - przysunąłem go do dziewczyny. Czym chyba ją zdziwiłem, bo spojrzała na mnie i zamrugała szybko parę razy.
- Przestań, nie chcę prezentów. - pokręciła w końcu głową, uśmiechając się znowu leciutko. - Fajnie, że przyszedłeś. To najważniejsze.
- To naprawdę drobiazg, nie możesz go nie przyjąć. - bez namysłu złapałem jej dłoń i na siłę wcisnąłem jej tam zawinięty w zielony papier prezencik. - Najbardziej kiczowaty prezent pod słońcem... Ale ja nigdy nie wiem co kupować dziewczynom. - dodałem, czym chyba ją zaciekawiłem. Westchnęła ciężko, ale wzięła się za odpakowywanie. I już po chwili trzymała w dłoniach niewielkiego, pluszowego pieska. Jego widok jeszcze bardziej rozświetlił jej twarz. I znikąd, nagle znowu mnie przytuliła.
- Jesteś kochany, dziękuję. - rzuciła sympatycznie, odsuwając się po paru sekundach. I z niewytłumaczalnym uśmiechem spojrzała na Harry'ego, podnosząc lekko pluszaka do góry. Dałbym sobie głowę uciąć, że właśnie coś sobie mówili bez słów, ale nie byłem w tym związku i nie rozumiałem.
- Stooooooooo lat! - usłyszałem niespodziewanie głos Louisa. "Głos?!" Raczej wrzask. Aż podskoczyłem przestraszony, rozglądając się wokół siebie. I ze zdumieniem odkryłem, że zbliża się ku nam Tomlinson, w towarzystwie jakiejś kompletnie nieznanej mi dziewczyny. - No przytul wujka Tommo... - rozłożył nagle ramiona i bez skrępowania uściskał ukochaną Hazzy. Puścił ją już po sekundzie i nie bawiąc się w przedstawianie, pomacał się po kieszeni w spodniach i wyjął z niej malutkie pudełeczko. - A to prezencik. - wyszczerzył się, podając je Lou. - Jakby co, to ona ci to wybrała! Jak ci się nie spodoba, bij ją. Ja się nie znam na prezentach, każdy to wie. I tylko chuj ostatni może mnie poinformować o przyjęciu dzień przed. Mówię o tobie, Styles. - posłał Harry'emu odpowiednie spojrzenie. Zmarszczyłem brwi, cierpliwie stojąc w pobliżu i czekając na rozwój tej dziwnej akcji.
- Hej, jestem Lou. - Ruda tymczasem uśmiechnęła się sympatycznie do nieznajomej i wyciągnęła do niej dłoń, którą tamta od razu uściskała. - Bardzo się cieszę, że przyszłaś. Mam nadzieję, że nie zwariujesz przez tych debili.
- I tak ma nieźle narypane pod...
- Jeśli zepsuję ci przyjęcie morderstwem, to się nie gniewaj, okej? - nieznajoma wyleciała Tomlinsonowi z łokcia w brzuch i biedny aż urwał zapowietrzony. Po czym spojrzała słodko na Lou i obie wymieniły odpowiednie uśmiechy.
- Dam ci alibi. - Ruda mrugnęła do niej porozumiewawczo.
- No dzięki! - Tomlinson odzyskał oddech i tylko podniósł głos w obrażeniu. Podrapałem się po głowie, zastanawiając się czy tylko ja tu nie jestem doinformowany i nie znam tej bezimiennej brązowowłosej. Bo z zachowania reszty wydawało mi się jakby ją już znali... Ale to i tak przestało mieć znaczenie, kiedy mignęło mi coś za Harrym już przyklejonym do pleców Lou. Cień, który zaczął się materializować w niebezpieczny sposób. Serce podeszło mi do gardła. Poczułem się dziwnie. Ale nie mogłem się oszukiwać. Właśnie zobaczyłem jak z kuchni wychodzi moja była. Danielle.
*
Impreza się nieźle rozkręciła. Światełka migały, rozmowy gwarzyły, kieliszki stukały. Jak na 9 osób siedzących przy jednym stole atmosfera była całkiem miła. Ta mała, której zapomniałem zapytać o imię lekko mi wszystko psuła, ale nadrabiała promiennym uśmiechem. Kiedy nie mówiła całkiem ją lubiłem, a potem otwierała usta i wszystko szło się pieprzyć. "I nie, ja wcale nie pomyślałem o..." Całe szczęście do ogrodu nagle wkroczyła siostra Hazzy w towarzystwie swojego kochasia i oderwała mnie o głupich pomysłów. Zamiast gapienia się na szyję tej panny, wbiłem ślepia w przyjaciółki, które właśnie się czule obejmowały. "No to też całkiem niezłe..."
- Nie będę długo przemawiać, po prostu życzę ci jak najwięcej cierpliwości do tego pajaca. Żebyś go z nerwów kiedyś nie zamordowała... - Gemma kurczowo trzymając Lou w objęciach, popatrzyła kątem oka na brata, czym rozbawiła zebranych.
- Oj, tak to się przyda. - Ruda wyszczerzyła się do blondyny i ku mojemu zawiedzeniu, odsunęła się z jej uścisku.
- Ja tu jestem... - Hazz westchnął cierpliwie, nie ruszając się jednak od stołu.
- Z tobą nie rozmawiam. - Stylesówna, jak siedmiolatka, pokazała mu tylko język. Zaśmiałem się pod nosem, jak i reszta towarzystwa.
- A tu mały prezent od nas. - gostek Gemmy zareagował w porę, wciskając w ręce Lou torebkę z prezentem. - Chyba będzie do kolekcji... - wskazał na ławkę pod domem, gdzie walały się już 3 pluszowe pieski różnych rozmiarów. Jak się okazało, podobny był i w tym prezencie, co natychmiast ukuło moją dumę.
- A mówiłem, że pluszak będzie najlepszy! - zanim mrugnąłem, mój pełen pretensji głos rozniósł się po ogrodzie. - Teraz odstaję od reszty!
- I tak odstajesz. - panna spojrzała na mnie kątem oka. - Głupotą.
Po zebranych rozniósł się śmiech, co nie do końca było miłe. Ale trafne. Zanim jednak zdążyłem się odciąć, Lou już podeszła do stolika i wyciągnęła dłoń w kierunku Panny Bez Imienia.
- Coś czuję, że się szybko dogadamy... - uśmiechnęła się do niej i wyciągnęła zza stolika, prowadząc do wejścia do salonu. - Może coś do picia? - zaproponowała, nie puszczając jej ręki. To było zastanawiające...
- Tylko mocnego, skoro on tu będzie cały czas. - usłyszałem i całe moje myślenie nad dziwnym zjawiskiem runęło. Znów słyszałem tylko śmiech. A po chwili poczułem ciepły oddech Stylesa siedzącego obok mnie na swoim policzku.
- Wytłumacz mi coś... - szepnął cicho, żeby inni nie dosłyszeli. - Tak się tniecie, więc po co ją tu zaciągnąłeś?
- Żartujesz?! - prychnąłem, odprowadzając wzrokiem dziewczynę. - Kiedyś się z nią ożenię. To nasza pierwsza randka.
- No cudowna...
- Spójrz na siebie. - zerknąłem na niego kątem oka. Ale cham zbuntowany tylko uśmiechał się drwiąco.
- Nie zapomnij mnie zaprosić na ślub, z chęcią to zobaczę.
*
Rozejrzałem się po ogrodzie, sadowiąc się wygodniej na ławce. Noc zapadła już dawno, teraz jedynym oświetleniem były lampki pozarzucane na krzakach i żarówka nad drzwiami od tarasu. Efekt był magiczny, trochę jak Boże Narodzenie w połączeniu z cudownie ciepłą temperaturą, zapachem kwiatów w powietrzu i rozgwieżdżonym niebem. "Romantycznie..." Nastrój podziałał na zebranych. Lou z Harrym gruchali przy stoliku z jedzeniem, udając, że zajmują się dodawaniem jakichś przekąsek. Niall utknął z Eve pod drzwiami i otulając ją ramionami szeptał jej serenady do ucha. Louis ze swoją wybranką, której nadal nam nie przedstawił dyskutowali zawzięcie na ławce pod ścianą. Siostra Hazzy już dawno zniknęła ze swoim chłopakiem. Zayn nadawał przez telefon z Pezz gdzieś za domem, co echem roznosiło się po wieczornym powietrzu. A ja siedziałem przy pustym stole z przekonaniem, że już nigdy się nie spasuję w tej zbiorowej randce... "Okłamuj się dalej, Payne..." Zakładając ramię na oparcie ławki, zerknąłem w bok, gdzie siedziała Danielle. Znajome ukłucie w sercu pojawiło się od razu. Nie wynikało nawet z nieugaszonych uczuć. To po prostu dziwne, siedzieć z byłą przy jednym stole i udawać, że nic się nie dzieje. Udawanie mnie przerastało. Ale jednocześnie trzymanie rozmowy na siłę wydawało się kiepską opcją. "Bo o czym miałbym z nią teraz rozmawiać?" Zanim zdążyłem to przemyśleć, kręcone włosy mignęły mi przed twarzą. A po chwili obok siebie poczułem ciepło. Podnosząc wzrok trafiłem na znajomy, ciepły uśmiech. I błyszczące oczy, które tak pięknie wyglądały w tym ogrodowym blasku.
- Wychodzi na to, że zostaliśmy sami... - wyrwało mi się niekontrolowanie. Ale nie żałowałem, kąciki ust Danielle podniosły się jeszcze wyżej.
- Brawo, Sherlocku. Drinka? - zaproponowała, już sięgając po kieliszki.
- Nie mogę odmówić. - rzuciłem radośnie. No bo nie mogłem. Nie jej.
*
- Mój kręgosłup... - usłyszałem z kuchni westchnięcie pełne bólu, co zaniepokoiło mój lekko nieprzytomny mózg. Moja dziewczyna cierpiała i ja jako idealny facet nie mogłem na to pozwolić. Dlatego obładowany brudnymi talerzami, szybko ruszyłem w kierunku drzwi.
- Co mu... ekhm. - urwałem, przystając gwałtownie i prawie nie upuszczając zastawy z wrażenia. Nie widziałem bowiem nic innego jak tylko wyeksponowany tyłek dziewczyny. No co ja poradzę, że właśnie opierała się łokciami o blat szafki, nachylając się znacząco do przodu? Gdzieś w głowie świtało mi, że to w uldze dla jej kręgosłupa, ale kto by się tym przejmował... "Boże drogi, zgubisz mnie kiedyś..."
- Styles, przestań się wgapiać. - usłyszałem niespodziewanie jej głos. Zmroziło mnie, bo przecież stała tyłem do mnie i na pewno nie mogła mnie widzieć. "Więc skąd...?" Zanim na to wpadłem, Lou wyprostowała się i dłonią sięgnęła do dołu pleców.
- Ja się gapię? Ja się nie gapię, co ci przyszło do głowy... - prychnąłem sztucznie, podchodząc do dziewczyny. Po drodze zostawiłem talerze gdzieś na stole i przylgnąłem do jej pleców, dłonie układając niewysoko nad tyłkiem. - Tutaj boli? - zamruczałem jej do ucha, przejeżdżając kciukami po jej delikatnej skórze. - Zaraz coś na to zaradzimy...
- Twoje mizianie nic nie da, zboczeńcu. - pomimo słów, Lou odchyliła lekko głowę i oparła ją o moje ramię, wzdychając zapalczywie. Wiedziałem, że to nie przeze mnie. Nawalający kręgosłup, który nie pozwalał jej przesiadywać w jednej pozycji dłużej niż godzinę miał silniejsze oddziałowywanie ode mnie. Ale nie chciałem się poddawać.
- A tobie tylko jedno w głowie, no. - prychnąłem, przelotnie ucałowując ją w szyję. - Przecież nie powiedziałem co mam zamiar zrobić.
- Ale ja cię znam. - dziewczyna spojrzała na mnie z ukosa, uśmiechając się z wyzwaniem. Natychmiast odwzajemniłem gest.
- Po prostu chcę Ci ulżyć w cierpieniu. - stwierdziłem półgłosem, mocniej naciskając kciukami na jej ciało. Lou przymknęła oczy w zadowoleniu, przysuwając się do mnie bardziej. Jej zapach już szalał mi w głowie. I wleciał w takie rewiry, które przy tego typu chwilach odpływały w zapomnienie... "Prezent, Styles..." - A tak w ogóle to mam coś dla ciebie... - rzuciłem nagle, odrywając się od jej pleców i na moment wybywając do sypialni.
- Mówiłam ci, że...
- To nic wielkiego. - zapewniłem donośnie, zgarniając szybko prezencik spod poduszki i wracając pospiesznie do kuchni. - Oryginalnością nie zabłysnąłem. - stanąłem tuż obok dziewczyny, opierając się tyłkiem o blat i zacisnąłem dłoń na malutkim, pluszowym lwiątku, patrząc na niego z zawiedzeniem. Kiedy go kupowałem wydawał mi się najbardziej odpowiedni, ale teraz kiedy dostała pięćset innych, większych i słodszych pluszaków, czułem, że jest beznadziejny.
- Harry... - tylko tyle usłyszałem, więc podniosłem wzrok. I zobaczyłem pełne zaskoczenie w oczach Lou.
- Trochę się z tym spóźniłem. - wzruszyłem ramionami, opuszczając dłoń z nic nie wartą maskotką. - Mogłem ci go dać wcześniej, ale nie sądziłem, że ci debile...
- Jest najsłodszy. - Lou wpadła mi w słowo i niespodziewanie objęła za szyję. - Dziękuję. - szepnęła, przylegając do mnie całym ciałem. Zaskoczony, delikatnie zacisnąłem ramiona wokół jej talii. I uśmiechnąłem pod nosem, wtulając twarz w jej włosy. "Cudownie..."
Zajebiste :) Pisz dalej ;)
OdpowiedzUsuńPisałabym, gdybym miała prąd. :) Niestety nie mam, a bateria w komputerze już padła :( Ale cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńOMG MASZ URODZINY?!
OdpowiedzUsuńHAPPY BRITHDAY TO YOU! HAPPY BRITHDAY TO YOU! I LOVE YOU!
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, DUŻO SZCZĘŚCIA, RADOŚCI, MIŁOŚCI, PRZYJAŹNI, PIENIĘDZY, I CO TAM SOBIE WYMARZYSZ!
O boże te życzenia są żałosne, wybacz <3
A to co napisałaś... O BOZIUU! TO JEST TAK INNE, TAK PIĘKNE, TAK SŁODKIE... Czekaj to jednak nie różni się od poprzednich rozdziałów, bo jest tak samo świetne! No cóż, tak jakby jednak się tylko perspektywa zmieniła ;) Ale boże, świetne, świetne, boskie, cudowne <3
Cóż...
To chyba tyle, bo nie wiem co mogłabym jeszcze powiedzieć, oprócz ostatniego WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO :)
Twoja fanka,
Tusiak <3
O i u nas jest nowy rozdział i... DUŻO HARREGO :*
UsuńNo jakoś się tak złożyło, że mam urodziny :) Dwudzieste, niestety. Przeklęty rocznik Hazzy...
UsuńAle dziękuję za cudowne życzenia! :) I cieszę się niezwykle, że Ci się podobało :) Z takim humorem nie mogłam napisać niczego innego i sama rozumiesz :)
Buziaki xx.
PS: Przepraszam, ale nie mam dostępu do komputera póki co i wszystko robię z mobilnego. Nawet dodaję rozdział, co jest nie lada wyzwaniem. Na komentarz u siebie musicie lekko poczekać. Mam nadzieję, że to nie problem :)
Jejku to było takie słodkie i takie cudne i takie asdfghjkl *.* pisz częściej coś takiego <3
OdpowiedzUsuńKocham ciebie i twój styl pisania <33333
P.S. tylko ja przeczytałam cały rozdział z zamkniętym okiem??????
Oh, cieszę sie, że Ci się podobało :) Niestety nie wiem czy będe miała okazję jeszcze pisać takie rzeczy, ale jak tylko się jakaś nadarzy, skorzystam :)
UsuńBuziaki xx.
PS: Przynajmniej Ci jedno oko odpoczęło ;)
Aaa to jest takie słodkie.
OdpowiedzUsuńZakochałam się. ojejku. Tyle Hazzy i Lou, awrr, rozklejam się. haha
ja ci składałam już życzenia na tt, ale złożę jeszcze raz spóźnione.
Najlepszegoooo. ♥
Podobało Ci się? Nawet nie wiesz jak się cieszę :) To ulga, bo w zasadzie to nie byłam do tego przekonana... Ale skoro tak... :)
UsuńI dziękuję jeszcze raz za życzenia :)
Buziaki xx.
Tyle osób sądzi, że to słodkie a Ty ugh..... Daj nam już spokój i obudź Lou!!
OdpowiedzUsuńproszę c:
I widzisz jakie to fajne kiedy Lou chodzi i ma się dobrze? Genialne! Świetnie się to czyta, ale nie Lou musi ugh.
Wszędzie pluszaki hahahaha a tak wgl to co dał jej Lou? To ważne! O a Zayn też dał jej pluszaka?
Ojej Dani awww. To ona pomoże Liamowi? Prawda? Powiedz tak lub nie i będzie po sprawie. POTRZEBUJĘ STANOWCZEGO POTWIERDZENIA ewentualnie zaprzeczenia, ale muszę wiedzieć! Nieświadomość mnie dobija, serio.
To " I tylko chuj ostatni może mnie poinformować o przyjęciu dzień przed. Mówię o tobie, Styles." strasznie mnie rozbawiło, tak jak "Ranisz."(idk dlaczego xd) i wszystkie teksty Panny Bez Imienia :D swoją drogą.... pojawiła się ona w RM w tej em no wiesz normalnej wersji?
A początek, końcówka i środek były baaaaaaaaaaaaardzo słodkie :) środek bardziej zabawny ale jednak słodki c:
Ahh oni razem, to takie piękne :')
I jak to jest przestać być nastolatką? (czy to pytanie jest poprawne i ma jakikolwiek sens? lol)
Bardzo minie cieszy to, że te urodziny były najlepsze, staruszko :>
Scarlett ♥
Aż tak Ci się nie podobają sceny odwiedzin Hazzy u Lou? Aż tak? Obudzić jej nie obudzę, ale mogę z nimi skończyć jak tak bardzo chcesz :) Więc bez narzekań :)
UsuńNo taki był zamysł. Nie wiem czy pamiętasz, ale gdzieś była wzmianka, że Lou nie lubi być obdarowywana. Pluszaki są wyjątkiem :) A Louis dał jej bransoletkę. Jakąś zwykłą, na sznureczkach, za góra piątaka. Pewnie z napisem 'I serce ROCK' :) A od Zayna też misiaka dostała :)
Ojjjj cicho, ten imagin nie ma nic wspólnego z akcją, no :)
Cieszę się, że miałaś tyle rzeczy do śmiechu :) I nic Ci nie powiem odnośnie Panny Bez Imienia :) Sama zobaczysz :)
Jak to jest przestać być nastolatką? Złą osobę wybrałaś do pytania :) Ja w środku czuję się szesnastolatką, więc... Spróbuj z kimś innym :)
Buziaki xx.
PS: Nie nazywaj mnie staruszką, małolato ;) Pogadamy jak będziesz w moim wieku... :)
no, top z dragonem mi przygrywają, więc mogę się brać za komentarz. zastanawiam się od czego by tu zacząć... najlepiej od początku..
OdpowiedzUsuńscena lou i hazz... no niestety, do głowy przychodzi mi jedynie ogromne AWWWWWWWWWWWWWW i HAHAHAHAHAHAHAHAHA. oni we dwoje są po prostu tak genialni, i przede wszystkim uroczy że no jdnbfindgjng jestem sziperem aż po grób! i tak na marginesie to sobie myślę że częściej powinnaś pisać takie imaginy. jest naprawdę dużo okazji, które można świętować w ten sposób. imieniny joanny, luizy, Wielkanoc, rozpoczęcie wakacji, pierwszy śnieg, Boże Ciało, Zielone Świątki, albo chociażby dzień twojego poczęcia... można by tak wymieniać w nieskończoność. powinnaś świętować w taki sposób! na pewno byśmy się nie obrazili.
oj, niall… jak ja cię chłopie rozumiem… jakby mi ktoś przed nosem postawił jakiś super smacznie wyglądający tort, to też bym psychicznie nie wytrzymywała. jakby go eve schowała gdzieś chociaż, to by było co innego! bo jak to moi koledzy próbowali się posłużyć mądrym przysłowiem – czego oko nie widzi, to go serce nie boli. a tak bidny takie katorgi musiał znosić… i dostał tego torta w końcu czy nie?
zayna trochu mało w całym imaginie jest, i trochu szkoda:( ale dobrze że go perrie chociaż przez telefon wspierać może. chociaż powinna olać te wywiady wszystkie i przyjechać! pf, co tam kariera, lou i jej bersdej parti najważniejsze!
no i moja absolutnie ulubiona część tego imagina…
zacznę od
wiesz co louis??!?!?!?!?!?! jak możesz mendo społeczna ty najpierw rozpieprzyć tak misterną robote a potem jeszcze bezczelnie zganiać na bidną dziewczyne co pewnie harowała cały dzień żeby to ułożyć!!!!!!!!!!!!!!
dobrze zrobiła że mu przyłożyła! mogła mocniej!!!
ale rly tommo, zapomnieć się laski zapytać jak ma na imie…… ONLY LOUIS. nie zdziwiłabym się gdyby dowiedział się jak ma na imię dopiero na tym jego ślubie…. a tak swoją drogą, też chciałabym to zobaczyć ahahahha. z perspektywy.. no, domyślasz się chyba czyjej.
i w ogóle ta scena była taka fajna jsngvijfng i chyba się nie zdziwisz jak powiem że ich szipuje lel xd JA CHCĘ WIĘCEJ TAKICH!!!! a przynajmniej w miarę możliwości.
no ale powiedz ty mi, czy mój gust jest dobry i czy lou się spodobała bransoletka???? bo mi nie powiedziałaś w końcu, a ja ciekawa jestem.
no i nawet nie wiesz jak mnie cieszy to, że lou i pbi (panna bez imienia, jakby co, żeby nie było, chociaż ja dobrze wiem że ona ma imię)się polubiły! mogłyby zostać partnerkami w zbrodni na swoich chłopakach… ale to tak wiesz, już w ostateczności. żeby nie było że ja im źle życzę czy coś…
no i liam mi został… awww, jak to miło że pośród tłumu zakochanych znajdzie się jeszcze jakaś dobra duszyczka z drinkiem która nawet jeśli jest twoją byłą, potrafi umilić ci wieczór :”) chociaż poczytałabym jeszcze troche ich rozmowy, na pewno byłaby urocza :”)
jak mi to wysłałaś to zamiast „jest najsłodszy” przeczytałam „jesteś”, ale od razu na wstępie stwierdziłam że to jest bardziej niż nieprawdopodobne, żeby lou powiedziała coś takiego do hazzy.. a przynajmniej, sądząc po tym co już widziałam w ich wykonaniu c:
i wiesz co? dla mnie to też był bardzo miły dzień. i jestem szczęśliwa, że tak ważną uroczystość jaką są twoje urodziny spędziłam z tobą od samego początku. a ze świadomością, że wywołalam uśmiech na twojej twarzy, mogę fruwać pod sam sufit c:
mam nadzieje, że taki komentarz cię satysfakcjonuje.. c:
adijoz, sajonara
kocham cię, moja lou x
twój mumineggg
Też mam zawsze problemy z początkiem, więc się nie martw :) Ale jak się napisze pierwsze zdanie to już jakoś leci. A skoro to mam już za sobą... :)
UsuńGenialni i uroczy, tak, tak... Nie zauważyłaś, że to patologia? ;) On chce ją gwałcić, ona go bije... Na policje tylko podać :)
Ty mi już okazji nie wynajduj, słodkich scen i tak nie brakuje w samej akcji. Zwłaszcza przy wspomnieniach Hazzy. Pocałunki, pierwsze razy. Mało Ci? :) Poza tym ja chcę to jak najszybciej skończyć, no...
Nialla chyba każdy rozumie :) Eve to go chyba chciała potorturować widokiem tego tortu :) Też niezła z niej agentka :) Bo torta nie dała :) Może dostał w zamian inne słodkości, kto wie :)
Oj Zayna ogólnie traktuję tak po macoszemu. Serce mi pęka, ale co zrobić... Nie mam na niego większych planów, poza tym to Harry odgrywa tu najważniejszą rolę.
Ha, wiedziałam, że Louis wyjątkowo Ci się spodoba :) Szczerze mówiąc, to coś napisałam tylko po to, żeby odwdzięczyć się Tobie i Eve za wspaniałe urodziny. Hazz chyba nie zauważy tego, ale kij mu w oko... A wracając...
Louis może trochę zachował sie wrednie, ale taki charakter. Jak czegoś nie wywinie to chory chodzi :) No i musiał się jakoś poznać z PBI, nie? Pomysł wziął się z Twoich zamków, więc nie narzekaj :)
Na ślubie o imię? No a co by niby krzyczał podczas... Oj dobra, masz niewiele lat, nie będę lepiej kończyć ;)
Więcej? Nie wiem czy dużo więcej się da, ale popracuje nad tym :)
Tak, Lou była zachwycona bransoletką! Uwierz mi, jak założy to nigdy już jej nie ściągnie :)
Haha, już się nie tłumacz w zabójstwie :) Chociaż jakby co to PBI by ich broniła. Obie wiemy, że ma gadane :)
Czy rozmowa Liama z Dan była urocza... Byli wstawieni, więc mogło się skończyć łóżkiem. Oj, ja nic nie mówię znów :)
Hahahahahahahahaha, Lou do Hazzy 'jesteś najsłodszy'????? Hahahahahahahahahaha, jasne :) Chyba by musiało ją nieźle przygrzać, żeby z czymś takim do niego wyleciała :)
Aw, już skończ, bo się znowu popłaczę ze szczęścia. Nawet sobie nie wyobrażasz ile uśmiechów przez Ciebie wtedy zużyłam! Zwłaszcza przy imaginie... O, już się wzruszam. Może będę kończyć lepiej :)
Dziękuję Ci za jak zwykle CUDOWNY komentarz :) KKKKKKKKKKKKOOOOOOOOOOOOOCCCCCCCCCCCHHHHHHHHHHHHHAAAAAAAAAAAMMMMMMMMMM CCCCCCCCCIIIIIIIIIIĘĘĘĘĘĘĘĘ! :)
Buziaki xx.