Szok to zdecydowanie zbyt małe słowo, żeby opisać to, co mnie obezwładniło już przy drzwiach. Nie byłem pewny czy istnieje nawet coś odpowiedniego na jednoczesny paraliż, szum myśli w głowie i głębokie niedowierzanie na to, co się widzi. I czuje. Bo słowo daję, waliło okropnie, cokolwiek to było. "No ja pierdolę..." Rozejrzałem się wokół siebie, mentalnie próbując zebrać swoją szczękę z podłogi. I nawet po paru minutach nie potrafiłem ogarnąć skąd tu do kurwy taki syf. Puste butelki walały się wszędzie. Na meblach, na podłodze, na parapetach. Jedne stały prosto, inne były powywalane, niektóre nawet i rozbite. Pudełka po żarciu tylko dopełniały widoku. "Co on tu kurwa robił?" Strach ścisnął mnie za serce. Widok sugerował niezłą libację alkoholową. Nawet nie chciałem myśleć ile Liam tu wychlał. I w jakim jest teraz stanie. "Gdzie do kurwy on w ogóle jest?!" Zrobiłem ostrożny krok w stronę salonu i uważając, żeby niczego nie podeptać, rozglądałem się wokoło. Sam już nie byłem pewny czego mam się spodziewać. To napawało mnie strachem. Najzwyczajniej w świecie bałem się teraz o kumpla. Jego problem z nerkami to nie było byle co. Zawsze musiał się miarkować. Nawet jak oblewaliśmy coś razem, to pił z umiarem. "A teraz co?!" Widok każdej mijanej butelki ściskał mnie w żołądku. A od smrodu roznoszącego się po wnętrzu zaczęło mi się robić niedobrze. Dlatego kiedy mijałem okno, otworzyłem je na całą szerokość. Gówno mi to dało, więc to samo zrobiłem z kolejnym i z kolejnym. Aż dotarłem do sypialni Payne'a i zlokalizowałem go leżącego obok łóżka. Nie na łóżku. Obok, w kupie brudnych szmat. Aż nogi się pode mną ugięły. Przez moment pomyślałem, że już po nim. Leżał nieruchomo, z każdą kończyną w inną stronę i z głową w ciuchach. Dopiero po sekundzie i ku wielkiej uldze zauważyłem, że jego plecy się poruszają. Ledwo widocznie, ale zawsze. Szybko doskoczyłem do przyjaciela i przekręciłem go na plecy. Nawet się nie obudził. Był śmiertelnie blady i walił alkoholem. "Ja pierdolę..."
- Liam... - klęcząc obok niego i przytrzymując jego głowę, klepnąłem go po policzku. Na to też nie zareagował. Serce normalnie podeszło mi do gardła. - Liam, kurwa, ocknij się... - walnąłem mocniej, aż głuchy odgłos rozszedł się po pokoju. Ale przynajmniej coś tam mruknął pod nosem i na oślep machnął mi ręką przed twarzą. Poczułem jednocześnie ulgę pomieszaną z pustką w głowie. "Ale przynajmniej żył..." Powoli położyłem jego głowę na stercie szmat i nie ruszając się z kolan, rozejrzałem po zagraconym pomieszczeniu. - Ja pierdolę, co ty odwalasz...
Westchnąłem ciężko, czując kompletną bezradność. Nie miałem pojęcia co miałbym teraz zrobić. Wezwać kogoś? Budzić go za wszelką cenę? "Posprzątać..." Z odrazą spojrzałem na ohydną kałużę, tego co Liam najprawdopodobniej zwrócił. Zanim zdążyłem cokolwiek o niej pomyśleć, ostry dźwięk oznajmił nadchodzącego smsa. Z bezradności sięgnąłem po komórkę. "No i czego Hazz ode mnie chce?"
"I jak?"
Wypuściłem głośno powietrze przez zęby. "On ma teraz inne problemy, Malik..." Na pewno nie będę go zamartwiać...
"Wszystko w najlepszym porządku"
*
"Wszystko w najlepszym porządku"
Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na literki przysłane przez Zayna i z zamachem otworzyłem drzwi, sprawnie wchodząc do szpitala. Przemierzając korytarz, schowałem telefon do kieszeni i poprawiłem jakość obu bukietów, przekręcając niektóre kwiaty, czy listki. Patrząc na lilie w różnych kolorach, poszerzyłem tylko uśmiech. Osobiście, bukiety mi się bardzo podobały. Miałem też nadzieję, że i Lou byłaby nimi zachwycona. W wyobraźni już widziałem jej uśmiech i ten wzrok pełen podziwu wbity w kwiaty. "Skarbie, błagam, zaskocz mnie..." Przed drzwiami do jej sali, przystanąłem na moment i westchnąłem głęboko, dopiero po paru sekundach otwierając drzwi. Zero zmian. Sala wyglądała tak samo, łącznie z Lou leżącą w bezruchu na łóżku. Serce załomotało mi smutno. "Ale Styles, nie zamulamy..."
- Nawet nie chcesz wiedzieć co mi się wczoraj przypomniało... - rzuciłem, zamykając drzwi i szybkim krokiem podchodząc do jej łóżka. Siadając na krześle, spojrzałem na jej cudowną twarzyczkę. Uśmiech zamarł mi na ustach, kiedy zobaczyłem moją dziewczynę niezmiennie pogrążoną we śnie. Ale postanowiłem się nie rozklejać póki co. - Czy może jednak chcesz? - mruknąłem wesoło. - Biorąc pod uwagę książki, które czytasz sam nie wiem... - wyszczerzyłem się prawdziwie. - Co by nie mówić, fajne wspomnienie. Trochę wyniszczające, ale fajne. Długo po nim dochodziłem... - zmarszczyłem czoło, uświadamiając sobie drugie znaczenie tego słowa i cicho chrząknąłem pod nosem. - do siebie. - zakończyłem ciszej. - No i przynajmniej wiem o kolejnych tatuażach. - dodałem szybko, dla zmiany tematu. "Ten był o wiele przyjemniejszy..." - Ta łapka tutaj jest całkiem słodka. - zniżyłem głos, odkładając kwiaty na kolana i przekładając rękę nad barierkę, żeby sięgnąć po jej dłoń. Układając tam swoją, pogłaskałem lekko jej delikatną skórę. I mimowolnie wyprostowałem najmniejszy palec, muskając nim jej biodro. Dokładnie w miejscu, w którym powinien być wspomniany tatuaż. Wystarczyło, żeby ciarki przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa, więc dla własnego bezpieczeństwa po prostu otoczyłem całą jej maleńką dłoń swoją. - A to serduszko... - pobieżnie zerknąłem wyżej, na zakryty szpitalną piżamą dekolt, gdzie według mojej pamięci powinien być kolejny tatuaż. - To od Bon Joviego, nie? Tak coś mi świta, że byłaś fanką. Dobrze, że facet jest już stary... - westchnąłem, lustrując wzrokiem jej twarz. - Nie, żebym był zazdrosny, ale... - urwałem, właściwie nie wiedząc czym mam się tłumaczyć. Bo na dobrą sprawę nie miałem żadnego dobrego i przede wszystkim prawdziwego wytłumaczenia. Musiałbym skłamać, a tego nie chciałem. Nie jej. - Dobra, jestem. - uśmiechnąłem się pod nosem, opuszczając głowę, jakby Lou dosłownie spojrzała na mnie z tym swoim rozbawionym błyskiem w oku. - Troszeczkę. Ale to normalne, że nie można spać spokojnie, skoro się ma tak fantastyczną dziewczynę... - ponownie spojrzałem na nią z całą swoją pewnością, milknąc na moment. Nieustannie gładząc kciukiem jej dłoń, uważnie lustrowałem spojrzeniem jej spokojną twarzyczkę. Dałem jej moment na reakcję. Nie wykorzystała go. Znowu mnie olała, co smutnym echem odbiło się w moim wnętrzu. Musiałem to zagadać.
- A to w kwestii wczorajszych zaległości. Żeby nie było, że łamię dane słowo. - westchnąłem, wolną dłonią sięgając po oba bukiety i odkładając je do jednego wazonu. Akurat się zmieściły. - Jak to dzisiaj kupowałem to dziewczyna która je sprzedawała prawie piszczała z zachwytu, że też chce takiego faceta. - uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie tamtej dziewczyny. Była naprawdę energiczna i rozgadana, właściwie nie mogłem przy niej wtrącić słowa. Nawet chciałem się tym podzielić z Lou, ale szybko doszedłem do wniosku, że gdyby była przytomna za takie gadanie dostałbym po prostu w łeb. - Dobra, zapomnij o tym. - dodałem szybko, machając ręką, jakby chcąc odgonić moje słowa. - Kojarzę twoją zazdrość... - uśmiechnąłem się szeroko. I znowu chwila ciszy. Bez jakiejkolwiek jej reakcji. "Może jednak powinienem się zachwycać inną, żeby wstała i mnie opieprzyła...?" Pokręciłem głową nad własną głupotą i nachyliłem się ku niej, opierając brodą o barierkę przy łóżku. Cały czas muskałem kciukiem wierzch jej dłoni, oczywiście uważając na kabelki. Chciałem, żeby zareagowała, jakoś na to odpowiedziała. Niestety nie miałem na co liczyć. I to naprawdę ściskało mnie za serce.
- No to powiedz mi, kiedy ty się w końcu obudzisz, co? - szepnąłem nagle, ledwo dosłyszalnie. - Nudno mi bez ciebie. Nie mam co robić w nocy. W sensie... Siedzenia w ogródku, gapienia się w niebo i gadania oczywiście. - dokończyłem, uśmiechając się szeroko. - Nie myśl, że jestem jakimś zboczeńcem... Może tylko troszeczkę... Ale i tak wiem, że to lubisz.
*
Pakując ostatnią znalezioną butelkę do szóstego z rzędu czarnego worka, odrzuciłem go pod ścianę i spojrzałem na w miarę uprzątnięty salon. Czysto w nim jeszcze nie było, ale przynajmniej ogarnąłem butelki i powody smrodu. Już tak nie waliło, chociaż zaduch nadal był. "Ciekawe jak z Liamem..." Otrzepując ręce z niewidzialnego brudu, ruszyłem do sypialni, gdzie wcześniej z ogromną siłą udało mi się wtaszczyć Payne'a na łóżko. Wcale się nie zdziwiłem, że nadal tam leżał w identycznej pozycji jak go zostawiłem. Niestety to był problem, bo spędziłem tu trzy godziny, a moja dziewczyna była przez ten czas sama w domu. Jednocześnie nie mogłem zostawić tu tego idioty samego, a wszystko wskazywało na to, że prędko się nie obudzi...
- Do kurwy Liam, ocknij się wreszcie... - powoli podszedłem do łóżka i stuknąłem go po policzku. Doczekałem się tylko mruknięcia. - Zaraz muszę wracać... - jęknąłem, bardziej do siebie. Zaczynałem chyba panikować. Potrzebowali mnie w dwóch miejscach na raz, a rozdwoić się jeszcze nie potrafiłem. "I co kurwa teraz?" Westchnąłem ciężko, przeczesując włosy. Spojrzałem na śpiącego kumpla, czując jak coś ściska mnie w gardle. Wyglądał okropnie. Łazienki to on chyba kilka dni nie widział. "I ja miałem go zostawić?"
"Nie, nie ma mowy..." Decydując szybko, sięgnąłem po telefon i wybrałem numer mojej dziewczyny. Słysząc pierwszy sygnał, poczułem się jak ostatni zdrajca, który zostawia swoją dziewczynę w ciążowych chwilach, ale wiedziałem, że nie mogę inaczej.
- Pezz? - rzuciłem, gdy tylko usłyszałem, że odebrała. I spanikowałem od razu, nie wiedząc co mam dalej mówić. - Chyba... em... Harry znowu coś od nas... ten. - jąkałem się jak debil, spojrzeniem szukając oparcia w czymkolwiek. Nic mi nie pomogło.
- Stało się coś? - głos mojej dziewczyny spływał troską. "Debilu, ona nie może się martwić!"
- Nie, skąd! - zapewniłem szybko. "Za szybko..." - Po prostu układa te zdjęcia i wiesz... Dasz sobie radę, prawda? - spytałem z nadzieją na ukojenie mojego sumienia.
- Dam. - Perrie odparła spokojnie. I to mnie przekonało. - Ciąża to nie śmiertelna choroba, wyluzuj. - zaśmiała się cicho, co jeszcze bardziej mnie uspokoiło.
- Jakby się coś działo, dzwoń.
- Dla świętego spokoju przytaknę. Masz się rozerwać przy chłopakach słyszysz?
- No nudno mi na pewno nie będzie... - spojrzałem na nieprzytomnego Liama, który z mamrotaniem przewrócił się na prawy bok i wykręcił do mnie dupą. "Jak miło..."
- Miłego wieczoru. - dla kontrastu usłyszałem w słuchawce przyjazny głos.
- Pa, skarbie. - rzuciłem miękko, rozłączając się. Chowając telefon do kieszeni, westchnąłem ciężko. - Nie ockniesz się szybko, nie? - rzuciłem do śpiącego przyjaciela. Odpowiedział mi mruknięciem. - A spróbuj zacząć rzygać... Ciebie głaskać po plecach na pewno nie będę.
- Liam... - klęcząc obok niego i przytrzymując jego głowę, klepnąłem go po policzku. Na to też nie zareagował. Serce normalnie podeszło mi do gardła. - Liam, kurwa, ocknij się... - walnąłem mocniej, aż głuchy odgłos rozszedł się po pokoju. Ale przynajmniej coś tam mruknął pod nosem i na oślep machnął mi ręką przed twarzą. Poczułem jednocześnie ulgę pomieszaną z pustką w głowie. "Ale przynajmniej żył..." Powoli położyłem jego głowę na stercie szmat i nie ruszając się z kolan, rozejrzałem po zagraconym pomieszczeniu. - Ja pierdolę, co ty odwalasz...
Westchnąłem ciężko, czując kompletną bezradność. Nie miałem pojęcia co miałbym teraz zrobić. Wezwać kogoś? Budzić go za wszelką cenę? "Posprzątać..." Z odrazą spojrzałem na ohydną kałużę, tego co Liam najprawdopodobniej zwrócił. Zanim zdążyłem cokolwiek o niej pomyśleć, ostry dźwięk oznajmił nadchodzącego smsa. Z bezradności sięgnąłem po komórkę. "No i czego Hazz ode mnie chce?"
"I jak?"
Wypuściłem głośno powietrze przez zęby. "On ma teraz inne problemy, Malik..." Na pewno nie będę go zamartwiać...
"Wszystko w najlepszym porządku"
*
"Wszystko w najlepszym porządku"
Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na literki przysłane przez Zayna i z zamachem otworzyłem drzwi, sprawnie wchodząc do szpitala. Przemierzając korytarz, schowałem telefon do kieszeni i poprawiłem jakość obu bukietów, przekręcając niektóre kwiaty, czy listki. Patrząc na lilie w różnych kolorach, poszerzyłem tylko uśmiech. Osobiście, bukiety mi się bardzo podobały. Miałem też nadzieję, że i Lou byłaby nimi zachwycona. W wyobraźni już widziałem jej uśmiech i ten wzrok pełen podziwu wbity w kwiaty. "Skarbie, błagam, zaskocz mnie..." Przed drzwiami do jej sali, przystanąłem na moment i westchnąłem głęboko, dopiero po paru sekundach otwierając drzwi. Zero zmian. Sala wyglądała tak samo, łącznie z Lou leżącą w bezruchu na łóżku. Serce załomotało mi smutno. "Ale Styles, nie zamulamy..."
- Nawet nie chcesz wiedzieć co mi się wczoraj przypomniało... - rzuciłem, zamykając drzwi i szybkim krokiem podchodząc do jej łóżka. Siadając na krześle, spojrzałem na jej cudowną twarzyczkę. Uśmiech zamarł mi na ustach, kiedy zobaczyłem moją dziewczynę niezmiennie pogrążoną we śnie. Ale postanowiłem się nie rozklejać póki co. - Czy może jednak chcesz? - mruknąłem wesoło. - Biorąc pod uwagę książki, które czytasz sam nie wiem... - wyszczerzyłem się prawdziwie. - Co by nie mówić, fajne wspomnienie. Trochę wyniszczające, ale fajne. Długo po nim dochodziłem... - zmarszczyłem czoło, uświadamiając sobie drugie znaczenie tego słowa i cicho chrząknąłem pod nosem. - do siebie. - zakończyłem ciszej. - No i przynajmniej wiem o kolejnych tatuażach. - dodałem szybko, dla zmiany tematu. "Ten był o wiele przyjemniejszy..." - Ta łapka tutaj jest całkiem słodka. - zniżyłem głos, odkładając kwiaty na kolana i przekładając rękę nad barierkę, żeby sięgnąć po jej dłoń. Układając tam swoją, pogłaskałem lekko jej delikatną skórę. I mimowolnie wyprostowałem najmniejszy palec, muskając nim jej biodro. Dokładnie w miejscu, w którym powinien być wspomniany tatuaż. Wystarczyło, żeby ciarki przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa, więc dla własnego bezpieczeństwa po prostu otoczyłem całą jej maleńką dłoń swoją. - A to serduszko... - pobieżnie zerknąłem wyżej, na zakryty szpitalną piżamą dekolt, gdzie według mojej pamięci powinien być kolejny tatuaż. - To od Bon Joviego, nie? Tak coś mi świta, że byłaś fanką. Dobrze, że facet jest już stary... - westchnąłem, lustrując wzrokiem jej twarz. - Nie, żebym był zazdrosny, ale... - urwałem, właściwie nie wiedząc czym mam się tłumaczyć. Bo na dobrą sprawę nie miałem żadnego dobrego i przede wszystkim prawdziwego wytłumaczenia. Musiałbym skłamać, a tego nie chciałem. Nie jej. - Dobra, jestem. - uśmiechnąłem się pod nosem, opuszczając głowę, jakby Lou dosłownie spojrzała na mnie z tym swoim rozbawionym błyskiem w oku. - Troszeczkę. Ale to normalne, że nie można spać spokojnie, skoro się ma tak fantastyczną dziewczynę... - ponownie spojrzałem na nią z całą swoją pewnością, milknąc na moment. Nieustannie gładząc kciukiem jej dłoń, uważnie lustrowałem spojrzeniem jej spokojną twarzyczkę. Dałem jej moment na reakcję. Nie wykorzystała go. Znowu mnie olała, co smutnym echem odbiło się w moim wnętrzu. Musiałem to zagadać.
- A to w kwestii wczorajszych zaległości. Żeby nie było, że łamię dane słowo. - westchnąłem, wolną dłonią sięgając po oba bukiety i odkładając je do jednego wazonu. Akurat się zmieściły. - Jak to dzisiaj kupowałem to dziewczyna która je sprzedawała prawie piszczała z zachwytu, że też chce takiego faceta. - uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie tamtej dziewczyny. Była naprawdę energiczna i rozgadana, właściwie nie mogłem przy niej wtrącić słowa. Nawet chciałem się tym podzielić z Lou, ale szybko doszedłem do wniosku, że gdyby była przytomna za takie gadanie dostałbym po prostu w łeb. - Dobra, zapomnij o tym. - dodałem szybko, machając ręką, jakby chcąc odgonić moje słowa. - Kojarzę twoją zazdrość... - uśmiechnąłem się szeroko. I znowu chwila ciszy. Bez jakiejkolwiek jej reakcji. "Może jednak powinienem się zachwycać inną, żeby wstała i mnie opieprzyła...?" Pokręciłem głową nad własną głupotą i nachyliłem się ku niej, opierając brodą o barierkę przy łóżku. Cały czas muskałem kciukiem wierzch jej dłoni, oczywiście uważając na kabelki. Chciałem, żeby zareagowała, jakoś na to odpowiedziała. Niestety nie miałem na co liczyć. I to naprawdę ściskało mnie za serce.
- No to powiedz mi, kiedy ty się w końcu obudzisz, co? - szepnąłem nagle, ledwo dosłyszalnie. - Nudno mi bez ciebie. Nie mam co robić w nocy. W sensie... Siedzenia w ogródku, gapienia się w niebo i gadania oczywiście. - dokończyłem, uśmiechając się szeroko. - Nie myśl, że jestem jakimś zboczeńcem... Może tylko troszeczkę... Ale i tak wiem, że to lubisz.
*
Pakując ostatnią znalezioną butelkę do szóstego z rzędu czarnego worka, odrzuciłem go pod ścianę i spojrzałem na w miarę uprzątnięty salon. Czysto w nim jeszcze nie było, ale przynajmniej ogarnąłem butelki i powody smrodu. Już tak nie waliło, chociaż zaduch nadal był. "Ciekawe jak z Liamem..." Otrzepując ręce z niewidzialnego brudu, ruszyłem do sypialni, gdzie wcześniej z ogromną siłą udało mi się wtaszczyć Payne'a na łóżko. Wcale się nie zdziwiłem, że nadal tam leżał w identycznej pozycji jak go zostawiłem. Niestety to był problem, bo spędziłem tu trzy godziny, a moja dziewczyna była przez ten czas sama w domu. Jednocześnie nie mogłem zostawić tu tego idioty samego, a wszystko wskazywało na to, że prędko się nie obudzi...
- Do kurwy Liam, ocknij się wreszcie... - powoli podszedłem do łóżka i stuknąłem go po policzku. Doczekałem się tylko mruknięcia. - Zaraz muszę wracać... - jęknąłem, bardziej do siebie. Zaczynałem chyba panikować. Potrzebowali mnie w dwóch miejscach na raz, a rozdwoić się jeszcze nie potrafiłem. "I co kurwa teraz?" Westchnąłem ciężko, przeczesując włosy. Spojrzałem na śpiącego kumpla, czując jak coś ściska mnie w gardle. Wyglądał okropnie. Łazienki to on chyba kilka dni nie widział. "I ja miałem go zostawić?"
"Nie, nie ma mowy..." Decydując szybko, sięgnąłem po telefon i wybrałem numer mojej dziewczyny. Słysząc pierwszy sygnał, poczułem się jak ostatni zdrajca, który zostawia swoją dziewczynę w ciążowych chwilach, ale wiedziałem, że nie mogę inaczej.
- Pezz? - rzuciłem, gdy tylko usłyszałem, że odebrała. I spanikowałem od razu, nie wiedząc co mam dalej mówić. - Chyba... em... Harry znowu coś od nas... ten. - jąkałem się jak debil, spojrzeniem szukając oparcia w czymkolwiek. Nic mi nie pomogło.
- Stało się coś? - głos mojej dziewczyny spływał troską. "Debilu, ona nie może się martwić!"
- Nie, skąd! - zapewniłem szybko. "Za szybko..." - Po prostu układa te zdjęcia i wiesz... Dasz sobie radę, prawda? - spytałem z nadzieją na ukojenie mojego sumienia.
- Dam. - Perrie odparła spokojnie. I to mnie przekonało. - Ciąża to nie śmiertelna choroba, wyluzuj. - zaśmiała się cicho, co jeszcze bardziej mnie uspokoiło.
- Jakby się coś działo, dzwoń.
- Dla świętego spokoju przytaknę. Masz się rozerwać przy chłopakach słyszysz?
- No nudno mi na pewno nie będzie... - spojrzałem na nieprzytomnego Liama, który z mamrotaniem przewrócił się na prawy bok i wykręcił do mnie dupą. "Jak miło..."
- Miłego wieczoru. - dla kontrastu usłyszałem w słuchawce przyjazny głos.
- Pa, skarbie. - rzuciłem miękko, rozłączając się. Chowając telefon do kieszeni, westchnąłem ciężko. - Nie ockniesz się szybko, nie? - rzuciłem do śpiącego przyjaciela. Odpowiedział mi mruknięciem. - A spróbuj zacząć rzygać... Ciebie głaskać po plecach na pewno nie będę.
Wiem, że dzisiaj krótko, ale z mojego planu nic więcej nie mogę wrzucić. Nie obiecuję też, że następny rozdział nadrobi zaległości... W każdym bądź razie mam nadzieję, że mimo długości rozdział nie zanudził :)
Mam jeszcze małą prośbę do Was. Obok jest link do sondy, w której można zagłosować na RM w konkursie na blog miesiąca. Jeśli by ktoś chciał, bardzo prosiłabym o głosy. Z góry dziękuję! :)
O boziu, Liam co z tobą?! Musiało stać się coś okropnego, skoro doprowadził się do TAKIEGO stanu :c No ale na szczęście jest nasz bohater, Zayn Malik :) To takie kochane, że go nie zostawił samego. :)
OdpowiedzUsuńHarry... Boże, chłopie, jak ty nie przestaniesz mi się rozklejać uczuciowo przy Lou, to mi serce pęknie, a tego chyba nie chcemy, prawda? :c
Mam świadomośc, że masz w planach całkiem inne zakończenie, niż raczej wszyscy by chcieli i ja to szanuję, ale tak strasznie mi szkoda Harrego :c
No nic, w ogólnie nie wiem co mogłabym jeszcze dodac...
A wiem jednak! :) Jakie to uczucie skończyć z nastoletnim życiem? :)
No cóż... Weny ;*
Twoja fanka,
Tusiak <3
PS. Na prawdę nie wiem co mi ostatnio jest, dlatego wybacz za ten komentarz :c
Cóż, Liam jest normalnym człowiekiem i też popełnia błędy... Najważniejsze, że jest ktoś, kto potrafi mu pomóc je rozwiązać :) Tak mogę skomentować jego zachowanie :)
UsuńHarry się rozkleil? Hm... Powinnam przestać pisać te sceny...
Szkoda Ci Hazzy? Mogę zapytać z jakiego powodu?
Jak już mówiłam, w środku czuję się 16latką, więc dla mnie różnicy w ogóle nie ma :) Dzięki za troskę :)
Buziaki xx.
PS: Na komentarz u siebie poczekają do jutra, dobrze? Nie gniewaj się...
Tak wiem i cieszę się, że ma kogoś takiego :)
UsuńCO?! NIEEEEE! Są świetne. Tylko ja jestem zbyt wielką beksą :*
No, bo... Kurde on ją kocha...I chcę dla niego jak najlepiej :)
PS. Co ty, w życiu się nie gniewam, dziękuję, że w ogóle to co my piszemy, czytasz ;)
Może zacznę wysyłać Ci chusteczki, co? Tak w ramach rekompensaty za wylane łzy... I nie płacz już więcej na tym, proszę :)
UsuńHazz przy Lou jest taki słodki.No niech ona się w końcu obudzi no! wszyscy tego chcemy!
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle mi się podoba.
Ach ten Liam, co w niego wstąpiło?
Czekam na nastepny.
Pozdrawiam. x
Hazz jest... No sobą. Myślę, że to wyjaśnia wszystko :)
UsuńCo do Lou... Daj dziewczynie odpocząć, no. Studiowała ciężko, pracowała, teraz chce spać :)
A Liam... Zobaczysz. I mam nadzieję, że się nie zrazisz :)
Buziaki xx.
Hazz i lou aww... liczę na to że się w końcu obudzi!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że główna para Ci się podoba, ale niestety nie mogę niczego zagwarantować w kwestii pobudki Lou...
UsuńBuziaki xx.