- Louis... - rzuciłem przyjaźnie otwierając drzwi i patrząc na kumpla, który spokojnie wszedł do salonu. - Jak cudownie cię widzieć! - uśmiechnąłem się szeroko, zatrzaskując drzwi i rozkładając ręce w niewiadomym celu. "Niewiadomym?" Okej, za tym głupio rozciągniętym tonem próbowałem ukryć, że jego wizyta wyleciała mi z głowy. Ale nawet on nie był na tyle głupi, żeby się nie połapać...
- Zapomniałeś? - spytał tylko. Nawet nie miałem co zaprzeczać, po prostu opuściłem głowę i westchnąłem ciężko.
- Na śmierć! Przepraszam, trochę mnie zakręca ostatnio...
- Masz szczęście, że cię znam. - Louis podniósł lekko torbę, w której coś znajomo zabrzęczało. - Mam też soczek dla ciebie, żeby ci nie było smutno. - spojrzał na mnie uważnie, uśmiechając się lekko.
- Eeeej, ja nie mam siedmiu lat. - oburzyłem się od razu, marszcząc brwi. "Jak do jakiegoś gówniarza, no!"
- Ale pić tak czy tak nie możesz. - słusznie zauważył. Nie miałem odpowiedniej riposty, więc tylko skinąłem ręką na korytarz.
- Chodź do sypialni. - zaproponowałem, robiąc w tamtą stronę mały krok. Jeden, bo po chwili zauważyłem, że Louis nawet się z miejsca nie ruszył i tylko gapi się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Stary... - prychnął w końcu. "No przecież nie...!" Westchnąłem ciężko, przeczesując włosy palcami.
- Oj no... Kuchnię okopuje Gemma. Pichci coś dobrego i lepiej jej nie przeszkadzać. - wyjaśniłem. To przekonało Louisa, bo w końcu ruszył za mną. Powoli, ale zawsze. - Marna z niej kucharka, więc powinna się skupić. Sorry za bałagan. - rzuciłem jednym tchem, bo akurat weszliśmy do pokoju. Który zdecydowanie nie wyglądał reprezentacyjnie...
- Mi tam nie przeszkadza. - Tommo bez skrępowania usiadł na krześle obrotowym przy biurku, na blacie zostawiając swój 'prowiant'. - To gdzie masz te zdjęcia? - powoli przejechał dłońmi po udach i rozejrzał się wokół jakby serio ich szukał.
- Już je poukładałem. - spokojnie przysiadłem na krańcu niepościelonego łóżka i spojrzałem na kumpla poważnie. - Zresztą, ja nie dlatego. Trochę kiepsko się ostatnio rozstaliśmy. - westchnąłem smutno, opuszczając głowę i wpatrując się w swoje buty. Tak mi jakoś było łatwiej. "Ty tchórzu..." - Ja nawet nie mam pojęcia dlaczego. Tylko zapytałem o co poszło ci z El. - dodałem niepewnie i cholernie cicho, jakby moje gardło przestało ze mną współpracować.
- W porę ci się przypomniało... - ironiczny ton Lou zmusił mnie do podniesienia wzroku. Tommo nawet na mnie nie patrzył. Nadal rozglądał się wokół, zupełnie na niczym nie zawieszając wzroku. W tym momencie wydał mi się obcy jak nigdy dotąd. Jakby musiał siedzieć tu za karę, nie z chęci spędzenia czasu z przyjacielem. "I jeszcze ten ton..." Serio poczułem się winny.
- Bo ja ten... - westchnąłem, na powrót wgapiając się w podłogę. Ale nawet to nie zapewniło mi dobrego wytłumaczenia. Tak, olewałem go przez kilka dni i to po całości. W tej sytuacji nie pozostawało mi nic innego, jak tylko paść na kolana i błagać o wybaczenie... - Przepraszam, serio jestem zakręcony. - rzuciłem tylko, ale za to wyjątkowo skruszonym tonem. Takim, który zmusił Louisa do poderwania tyłka z krzesła i klapnięcia obok mnie.
- No daj spokój, tak pieprznąłem. - lekko trącił mnie łokciem w bok. - Stary...
- Okropnie się zmieniłeś. Chyba najbardziej z wszystkich. Wydajesz się bardziej wycofany. - palnąłem, zanim zdążyłem pomyśleć i z poważną miną spojrzałem na kumpla. Zdziwił się. Naprawdę się zdziwił. Do tego stopnia, że po chwili potarł czoło i niepewnie opuścił głowę.
- Każdy kiedyś musi wydorośleć. - wzruszył w końcu ramionami. "Ale na wkurzanie to ci nie pomogło stary..." pomyślałem, przypominając sobie jego wzburzenie kiedy jeszcze leżałem w szpitalu.
- Drażliwy jesteś tak samo.
- Serio, Hazz. O tym chciałeś gadać. - Tommo w końcu podniósł na mnie wzrok. Nie był zbyt sympatyczny... - Rodzinka jest od trucia dupy.
- Przy tobie jednym czuję, że chyba serio się oddaliliśmy. - wyjaśniłem. - Aż tak źle było? Zupełnie przestaliśmy gadać, że ze wszystkiego robisz tajemnicę? Ja tylko próbuję zebrać do kupy poprzednie życie. Co ja poradzę, że jesteś jego częścią. Z tamtego okresu pamiętam tylko jak się upierałeś na mnie i na Lou...
*
- A co ty tu robisz? - wrzask Louisa pojawił się znikąd i nieźle przestraszył. Drgnąłem przestraszony, prawie upuszczając kartę. I spojrzałem na kumpla z pretensją, że śmie mi tak nagle wyskakiwać zza pleców, wrzeszcząc jak opętany. "W ogóle to o co mu chodzi?"
- Em... Wchodzę do swojego pokoju. - wyjaśniłem najoczywistszą rzecz na świecie, skupiając się na trafieniu kartą do czytnika.
- Ale Ruda poszła do tamtego. - Tommo prychnął pod nosem, majtając mi ręką przed twarzą. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie.
- No i?
- Powinniście być gdzie indziej. - usłyszałem, coraz bardziej się przekonując, że mój przyjaciel właśnie upadł na głowę.
- Niby gdzie? - spytałem, chociaż wiedziałem, że nie powinienem, bo mądrej odpowiedzi na pewno nie uzyskam.
- RAZEM. - Louis z klapnięciem złączył dłonie, znacząco trzymając je przed sobą splecione przez dłuższą chwilę. - Wiesz, zawsze to fajniej, można się poprzytulać. Albo... poprzytulać. - stwierdził, uśmiechając się dziwnie. Patrząc na niego kątem oka tylko pokręciłem głową, odblokowując w końcu drzwi i uchylając je lekko. Miałem nawet zamiar wejść do środka, olewając Louisa, ale oczywiście mi nie pozwolił. Stanął blisko mnie i zatarasował mi przejście swoim ramieniem, opierając dłoń o futrynę naprzeciwko.
- No i co jest z tobą nie tak? - spojrzał na mnie wymownie, jakbym mu powiedział, że wieczorem z nudów porywam ludziom chomiki, żeby uszyć sobie z nich futro. Szkoda tylko, że kompletnie nie wiedziałem o co mu chodzi... - Panna wgapia w ciebie oczy, ty w nią też. Chcesz mi powiedzieć, że spędzacie tyle czasu razem i nic? - patrzył się we mnie z wyraźnym niedowierzaniem. Już nawet wziąłem głęboki wdech, żeby mu wyjaśnić, że mnie i jej kompletnie nic nie łączy, kiedy znowu zaczął gadać.
- A te noce co u niej przesiedziałeś to co? W scrabble graliście? - prychnął bez przekonania, kiedy posłałem mu wymowne spojrzenie. - Weź, bo ci jeszcze przypadkiem uwierzę.
- Moje relacje z nią nie różnią się od tych jakie mam z tobą. Tylko się przyjaźnimy. - zapewniłem szczerze. Jego wzrok powiedział mi, że kompletnie mi nie wierzy.
- Ale ja nie mam cycków ani takiego tyłka, to jest ogromna różnica. Nie powiesz mi chyba, że ona cię w ogóle nie kręci.
- Dziewczyna jak dziewczyna. - wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem jak inaczej mam zareagować, przecież się tylko przyjaźniliśmy. Jej się podobali inni faceci, mnie inne dziewczyny. Często gadaliśmy o związkach, ale jako przyjaciele. Czego oczekujemy i te inne bzdety. Między nami nie było nawet ociupinkę chemii, więc kompletnie nie jarzyłem o co teraz chodziło temu debilowi.
- I nie wyobrażałeś sobie jej nago...? - Louis nie dawał za wygraną.
- Nie. - westchnąłem niecierpliwie. - Między nami nic nie ma, to czysta relacja.
- Nie ma czystych relacji między facetem a laską. Mówię całkowicie poważnie. Zawsze się coś zagmatwa. Albo ty znajdziesz laskę i później odkryjesz, że nie jest ci z nią tak dobrze jak się czułeś w towarzystwie Rudej. Albo ona się ogarnie, że jej się twój związek nie podoba i będzie zazdrosna. Albo odwrotnie, ona będzie miała faceta. Albo żadne z was póki co się nie zwiąże, za to w końcu najdzie cię na nią ochota. Albo ją na ciebie. I co wtedy?
- Albo po prostu będziemy się przyjaźnić dalej, a ja nie będę słuchał twojego gadania... - walnąłem go w ramię, chcąc w końcu wejść do mojego pokoju. Nie pozwolił mi, co więcej, nawet nie mrugnął po moim ciosie.
- Mhm, a potem ci się odmieni i do kogo przyjdziesz smędzić? - prychnął tylko. - Mówię ci, zaproś ją w jakieś romantyczne miejsce póki sobie kogoś nie znajdzie.
- Chyba muszę cię uświadomić... Nie jesteś Kupidynem. Nie będę się umawiał z kimś, bo tobie się tak podoba. - spojrzałem na niego z góry.
- Ja tylko ostrzegam. - Tommo w końcu uniósł ręce w typowo pokojowym geście, ale jego mina mówiła, że nadal jest święcie przekonany w swoich racjach. Już nawet miałem go za to poważniej opieprzyć, kiedy jego wzrok skupił się na czymś za mną. Do tego stopnia, że mina natychmiast mu zrzedła i pobladł niemiłosiernie. Marszcząc brwi, natychmiast podążyłem za jego wzrokiem, widząc nikogo innego jak Lou, która tak samo blada robiła właśnie teatralny odwrót.
- Em... W sumie już nieważne. - rzuciła tylko, znikając za rogiem. Przez moment patrzyłem na puste już miejsce, po czym spokojnie spojrzałem na Louisa. Pobladł jeszcze bardziej, zupełnie jakby zobaczył ducha. A ja czułem się jak najgłupszy człowiek na ziemi, kompletnie nie jarząc co tu się dzieje. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się co ta dwójka knuje, ale niczego nie mogłem wymyślić. Ostatecznie westchnąłem, uważnie lustrując twarz przyjaciela.
- Piliście coś razem, czy jak...
*
- Przyznaj, to było dziwne. - zaznaczyłem z lekkim uśmiechem, kończąc opowiadać własną wersję wydarzeń. Liczyłem, że Tommo odwdzięczy się tym samym, ale zdecydowanie na to nie wyglądał.
- Nie możesz tego zrzucić na mój szósty zmysł? - zmarszczył brwi i przybrał zaciekłą minę. Ale nie umknęło mi też, że na moment uciekł wzrokiem w bok, co w jego przypadku było dziwne. Zazwyczaj przy rozmowie lampił się na ciebie przeszywającym wzrokiem, a dzisiaj... "I znów." - Widziałem, że do siebie pasujecie. I co? I miałem rację. - stwierdził z przekonaniem, tym razem podnosząc wzrok na sufit.
- Kto tu się miga, co? - prychnąłem natychmiast, przypominając sobie jego wcześniejsze, szpitalne zarzuty. - Jak to zerwanie to taka tajemnica to zatrzymaj je dla siebie. Ale mi nie kręć, kumple nie zachowują się jak baby przy okresie.
- Po prostu stwierdziłem, że to nie ma sensu, okej? - Tommo w końcu spojrzał mi w twarz, przybierając smutną minę. Zrobiło mi się przykro, że doprowadziłem go do tego stanu, ale z drugiej strony wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie najprzyjemniejsza...
- Jak mogę być z kimś, skoro... - urwał niespodziewanie, wzdychając głęboko.
- Skoro?
- Całowałem się z inną. - Louis zmarszczył czoło i aż ukrył twarz w dłoniach. A moja szczęka prawie huknęła o podłogę, czego właściwie nie chciałem pokazywać. "No to nieźle go musiało wziąć..."
- Jaką inną? - spytałem szybko, zainteresowany kim mogła być ta dziewucha, która do tego stopnia go zakręciła. Tommo tylko westchnął jeszcze ciężej.
- Z Lou.
*
- Znowu nic nie mówisz. - Liam niespodziewanie złapał mnie za dłoń i lekko pogłaskał kciukiem po jej wierzchu. Spojrzałam na niego zaskoczona, bo do tej pory zbyt zajęta byłam grzebaniem widelcem w jedzeniu, żeby skupić się na tym, że dziwnym trafem skończyły nam się tematy do gadania.
- Jestem kobietą, mam zmienne nastroje. - uśmiechnęłam się do niego sztucznie, mając nadzieję, że to zakończy jego śledztwo. Niestety, tylko bardziej wybałuszył oczy... - Nie gap się, to nie od ciąży. - westchnęłam automatycznie.
- No przecież nie dlatego się gapię. - Liam zmarszczył brwi i spojrzał na mnie badawczo. - Ostatnio coś często o tym mówisz.
- To przez tego zboczeńca. - wyjaśniłam bez przekonania. Mój facet natychmiast to wyłapał, przysuwając się bliżej mnie i czule obejmując w talii. Wtuliłam się w jego ramię, odbierając całe wsparcie i ciesząc się, że wreszcie mam go przy sobie.
- Wszystko się ułoży, mówię ci. - chłopak pocałował mnie przelotnie we włosy i zacieśnił uścisk. Tak jak właśnie tego potrzebowałam. - Lou po prostu ciągle była w biegu. Studia, praca, Harry. Odsypia jak ma szansę. Jeszcze jej się znudzi. - stwierdził z lekką radością w głosie. Więc i ja automatycznie się uśmiechnęłam, czując niewyobrażalną lekkość w środku. Przy nim zawsze problemy dzieliły się tak, że były prawie nieodczuwalne. "Prawie..." Gdzieś tam nadal było mi ogromnie przykro z powodu stanu Lou i tego co się dzieje z moim bratem, ale póki co chciałam o tym zapomnieć. Na chwilę. Chociaż na sekundę. Dlatego bardziej wtuliłam się w ukochanego, niezmiernie się ciesząc, że znów mogę przytulić głowę do jego klatki piersiowej i usłyszeć uspokajające bicie jego serca.
- Strasznie się cieszę, że przyjechałeś... - westchnęłam niewyraźnie, prosto w jego tors. W odpowiedzi wplótł dłoń w moje włosy i uspokajającym gestem zaczął mnie gładzić kciukiem po szyi. Odpływałam w jego ramionach. Sytuacja stawała się coraz bardziej idealna. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie nagły trzask rozbijanego szkła, dochodzący z sypialni Harry'ego...
- Jezus Maria, a tam co się dzieje... - w sekundę oderwałam się od Liama i pognałam do źródła dźwięku. Wparowałam do pokoju z zamachem, zatrzymując się jednak już w progu, kiedy zauważyłam kipiącego złością brata, przerażonego Louisa i skorupy wazonu leżące u jego stóp. Z paniką patrzyłam na chłopaków, nie rozumiejąc co tu się dzieje.
- Hazz? - pisnęłam w końcu dziwnie wysokim tonem, bojąc się wyjaśnienia tego wszystkiego. I mój strach nie był bezpodstawny, bo Harry po chwili wbił we mnie to swoje wściekłe spojrzenie i z zamachem wskazał na Louisa.
- ON CAŁOWAŁ MOJĄ DZIEWCZYNĘ!
- Zapomniałeś? - spytał tylko. Nawet nie miałem co zaprzeczać, po prostu opuściłem głowę i westchnąłem ciężko.
- Na śmierć! Przepraszam, trochę mnie zakręca ostatnio...
- Masz szczęście, że cię znam. - Louis podniósł lekko torbę, w której coś znajomo zabrzęczało. - Mam też soczek dla ciebie, żeby ci nie było smutno. - spojrzał na mnie uważnie, uśmiechając się lekko.
- Eeeej, ja nie mam siedmiu lat. - oburzyłem się od razu, marszcząc brwi. "Jak do jakiegoś gówniarza, no!"
- Ale pić tak czy tak nie możesz. - słusznie zauważył. Nie miałem odpowiedniej riposty, więc tylko skinąłem ręką na korytarz.
- Chodź do sypialni. - zaproponowałem, robiąc w tamtą stronę mały krok. Jeden, bo po chwili zauważyłem, że Louis nawet się z miejsca nie ruszył i tylko gapi się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Stary... - prychnął w końcu. "No przecież nie...!" Westchnąłem ciężko, przeczesując włosy palcami.
- Oj no... Kuchnię okopuje Gemma. Pichci coś dobrego i lepiej jej nie przeszkadzać. - wyjaśniłem. To przekonało Louisa, bo w końcu ruszył za mną. Powoli, ale zawsze. - Marna z niej kucharka, więc powinna się skupić. Sorry za bałagan. - rzuciłem jednym tchem, bo akurat weszliśmy do pokoju. Który zdecydowanie nie wyglądał reprezentacyjnie...
- Mi tam nie przeszkadza. - Tommo bez skrępowania usiadł na krześle obrotowym przy biurku, na blacie zostawiając swój 'prowiant'. - To gdzie masz te zdjęcia? - powoli przejechał dłońmi po udach i rozejrzał się wokół jakby serio ich szukał.
- Już je poukładałem. - spokojnie przysiadłem na krańcu niepościelonego łóżka i spojrzałem na kumpla poważnie. - Zresztą, ja nie dlatego. Trochę kiepsko się ostatnio rozstaliśmy. - westchnąłem smutno, opuszczając głowę i wpatrując się w swoje buty. Tak mi jakoś było łatwiej. "Ty tchórzu..." - Ja nawet nie mam pojęcia dlaczego. Tylko zapytałem o co poszło ci z El. - dodałem niepewnie i cholernie cicho, jakby moje gardło przestało ze mną współpracować.
- W porę ci się przypomniało... - ironiczny ton Lou zmusił mnie do podniesienia wzroku. Tommo nawet na mnie nie patrzył. Nadal rozglądał się wokół, zupełnie na niczym nie zawieszając wzroku. W tym momencie wydał mi się obcy jak nigdy dotąd. Jakby musiał siedzieć tu za karę, nie z chęci spędzenia czasu z przyjacielem. "I jeszcze ten ton..." Serio poczułem się winny.
- Bo ja ten... - westchnąłem, na powrót wgapiając się w podłogę. Ale nawet to nie zapewniło mi dobrego wytłumaczenia. Tak, olewałem go przez kilka dni i to po całości. W tej sytuacji nie pozostawało mi nic innego, jak tylko paść na kolana i błagać o wybaczenie... - Przepraszam, serio jestem zakręcony. - rzuciłem tylko, ale za to wyjątkowo skruszonym tonem. Takim, który zmusił Louisa do poderwania tyłka z krzesła i klapnięcia obok mnie.
- No daj spokój, tak pieprznąłem. - lekko trącił mnie łokciem w bok. - Stary...
- Okropnie się zmieniłeś. Chyba najbardziej z wszystkich. Wydajesz się bardziej wycofany. - palnąłem, zanim zdążyłem pomyśleć i z poważną miną spojrzałem na kumpla. Zdziwił się. Naprawdę się zdziwił. Do tego stopnia, że po chwili potarł czoło i niepewnie opuścił głowę.
- Każdy kiedyś musi wydorośleć. - wzruszył w końcu ramionami. "Ale na wkurzanie to ci nie pomogło stary..." pomyślałem, przypominając sobie jego wzburzenie kiedy jeszcze leżałem w szpitalu.
- Drażliwy jesteś tak samo.
- Serio, Hazz. O tym chciałeś gadać. - Tommo w końcu podniósł na mnie wzrok. Nie był zbyt sympatyczny... - Rodzinka jest od trucia dupy.
- Przy tobie jednym czuję, że chyba serio się oddaliliśmy. - wyjaśniłem. - Aż tak źle było? Zupełnie przestaliśmy gadać, że ze wszystkiego robisz tajemnicę? Ja tylko próbuję zebrać do kupy poprzednie życie. Co ja poradzę, że jesteś jego częścią. Z tamtego okresu pamiętam tylko jak się upierałeś na mnie i na Lou...
*
- A co ty tu robisz? - wrzask Louisa pojawił się znikąd i nieźle przestraszył. Drgnąłem przestraszony, prawie upuszczając kartę. I spojrzałem na kumpla z pretensją, że śmie mi tak nagle wyskakiwać zza pleców, wrzeszcząc jak opętany. "W ogóle to o co mu chodzi?"
- Em... Wchodzę do swojego pokoju. - wyjaśniłem najoczywistszą rzecz na świecie, skupiając się na trafieniu kartą do czytnika.
- Ale Ruda poszła do tamtego. - Tommo prychnął pod nosem, majtając mi ręką przed twarzą. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie.
- No i?
- Powinniście być gdzie indziej. - usłyszałem, coraz bardziej się przekonując, że mój przyjaciel właśnie upadł na głowę.
- Niby gdzie? - spytałem, chociaż wiedziałem, że nie powinienem, bo mądrej odpowiedzi na pewno nie uzyskam.
- RAZEM. - Louis z klapnięciem złączył dłonie, znacząco trzymając je przed sobą splecione przez dłuższą chwilę. - Wiesz, zawsze to fajniej, można się poprzytulać. Albo... poprzytulać. - stwierdził, uśmiechając się dziwnie. Patrząc na niego kątem oka tylko pokręciłem głową, odblokowując w końcu drzwi i uchylając je lekko. Miałem nawet zamiar wejść do środka, olewając Louisa, ale oczywiście mi nie pozwolił. Stanął blisko mnie i zatarasował mi przejście swoim ramieniem, opierając dłoń o futrynę naprzeciwko.
- No i co jest z tobą nie tak? - spojrzał na mnie wymownie, jakbym mu powiedział, że wieczorem z nudów porywam ludziom chomiki, żeby uszyć sobie z nich futro. Szkoda tylko, że kompletnie nie wiedziałem o co mu chodzi... - Panna wgapia w ciebie oczy, ty w nią też. Chcesz mi powiedzieć, że spędzacie tyle czasu razem i nic? - patrzył się we mnie z wyraźnym niedowierzaniem. Już nawet wziąłem głęboki wdech, żeby mu wyjaśnić, że mnie i jej kompletnie nic nie łączy, kiedy znowu zaczął gadać.
- A te noce co u niej przesiedziałeś to co? W scrabble graliście? - prychnął bez przekonania, kiedy posłałem mu wymowne spojrzenie. - Weź, bo ci jeszcze przypadkiem uwierzę.
- Moje relacje z nią nie różnią się od tych jakie mam z tobą. Tylko się przyjaźnimy. - zapewniłem szczerze. Jego wzrok powiedział mi, że kompletnie mi nie wierzy.
- Ale ja nie mam cycków ani takiego tyłka, to jest ogromna różnica. Nie powiesz mi chyba, że ona cię w ogóle nie kręci.
- Dziewczyna jak dziewczyna. - wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem jak inaczej mam zareagować, przecież się tylko przyjaźniliśmy. Jej się podobali inni faceci, mnie inne dziewczyny. Często gadaliśmy o związkach, ale jako przyjaciele. Czego oczekujemy i te inne bzdety. Między nami nie było nawet ociupinkę chemii, więc kompletnie nie jarzyłem o co teraz chodziło temu debilowi.
- I nie wyobrażałeś sobie jej nago...? - Louis nie dawał za wygraną.
- Nie. - westchnąłem niecierpliwie. - Między nami nic nie ma, to czysta relacja.
- Nie ma czystych relacji między facetem a laską. Mówię całkowicie poważnie. Zawsze się coś zagmatwa. Albo ty znajdziesz laskę i później odkryjesz, że nie jest ci z nią tak dobrze jak się czułeś w towarzystwie Rudej. Albo ona się ogarnie, że jej się twój związek nie podoba i będzie zazdrosna. Albo odwrotnie, ona będzie miała faceta. Albo żadne z was póki co się nie zwiąże, za to w końcu najdzie cię na nią ochota. Albo ją na ciebie. I co wtedy?
- Albo po prostu będziemy się przyjaźnić dalej, a ja nie będę słuchał twojego gadania... - walnąłem go w ramię, chcąc w końcu wejść do mojego pokoju. Nie pozwolił mi, co więcej, nawet nie mrugnął po moim ciosie.
- Mhm, a potem ci się odmieni i do kogo przyjdziesz smędzić? - prychnął tylko. - Mówię ci, zaproś ją w jakieś romantyczne miejsce póki sobie kogoś nie znajdzie.
- Chyba muszę cię uświadomić... Nie jesteś Kupidynem. Nie będę się umawiał z kimś, bo tobie się tak podoba. - spojrzałem na niego z góry.
- Ja tylko ostrzegam. - Tommo w końcu uniósł ręce w typowo pokojowym geście, ale jego mina mówiła, że nadal jest święcie przekonany w swoich racjach. Już nawet miałem go za to poważniej opieprzyć, kiedy jego wzrok skupił się na czymś za mną. Do tego stopnia, że mina natychmiast mu zrzedła i pobladł niemiłosiernie. Marszcząc brwi, natychmiast podążyłem za jego wzrokiem, widząc nikogo innego jak Lou, która tak samo blada robiła właśnie teatralny odwrót.
- Em... W sumie już nieważne. - rzuciła tylko, znikając za rogiem. Przez moment patrzyłem na puste już miejsce, po czym spokojnie spojrzałem na Louisa. Pobladł jeszcze bardziej, zupełnie jakby zobaczył ducha. A ja czułem się jak najgłupszy człowiek na ziemi, kompletnie nie jarząc co tu się dzieje. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się co ta dwójka knuje, ale niczego nie mogłem wymyślić. Ostatecznie westchnąłem, uważnie lustrując twarz przyjaciela.
- Piliście coś razem, czy jak...
*
- Przyznaj, to było dziwne. - zaznaczyłem z lekkim uśmiechem, kończąc opowiadać własną wersję wydarzeń. Liczyłem, że Tommo odwdzięczy się tym samym, ale zdecydowanie na to nie wyglądał.
- Nie możesz tego zrzucić na mój szósty zmysł? - zmarszczył brwi i przybrał zaciekłą minę. Ale nie umknęło mi też, że na moment uciekł wzrokiem w bok, co w jego przypadku było dziwne. Zazwyczaj przy rozmowie lampił się na ciebie przeszywającym wzrokiem, a dzisiaj... "I znów." - Widziałem, że do siebie pasujecie. I co? I miałem rację. - stwierdził z przekonaniem, tym razem podnosząc wzrok na sufit.
- Kto tu się miga, co? - prychnąłem natychmiast, przypominając sobie jego wcześniejsze, szpitalne zarzuty. - Jak to zerwanie to taka tajemnica to zatrzymaj je dla siebie. Ale mi nie kręć, kumple nie zachowują się jak baby przy okresie.
- Po prostu stwierdziłem, że to nie ma sensu, okej? - Tommo w końcu spojrzał mi w twarz, przybierając smutną minę. Zrobiło mi się przykro, że doprowadziłem go do tego stanu, ale z drugiej strony wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie najprzyjemniejsza...
- Jak mogę być z kimś, skoro... - urwał niespodziewanie, wzdychając głęboko.
- Skoro?
- Całowałem się z inną. - Louis zmarszczył czoło i aż ukrył twarz w dłoniach. A moja szczęka prawie huknęła o podłogę, czego właściwie nie chciałem pokazywać. "No to nieźle go musiało wziąć..."
- Jaką inną? - spytałem szybko, zainteresowany kim mogła być ta dziewucha, która do tego stopnia go zakręciła. Tommo tylko westchnął jeszcze ciężej.
- Z Lou.
*
- Znowu nic nie mówisz. - Liam niespodziewanie złapał mnie za dłoń i lekko pogłaskał kciukiem po jej wierzchu. Spojrzałam na niego zaskoczona, bo do tej pory zbyt zajęta byłam grzebaniem widelcem w jedzeniu, żeby skupić się na tym, że dziwnym trafem skończyły nam się tematy do gadania.
- Jestem kobietą, mam zmienne nastroje. - uśmiechnęłam się do niego sztucznie, mając nadzieję, że to zakończy jego śledztwo. Niestety, tylko bardziej wybałuszył oczy... - Nie gap się, to nie od ciąży. - westchnęłam automatycznie.
- No przecież nie dlatego się gapię. - Liam zmarszczył brwi i spojrzał na mnie badawczo. - Ostatnio coś często o tym mówisz.
- To przez tego zboczeńca. - wyjaśniłam bez przekonania. Mój facet natychmiast to wyłapał, przysuwając się bliżej mnie i czule obejmując w talii. Wtuliłam się w jego ramię, odbierając całe wsparcie i ciesząc się, że wreszcie mam go przy sobie.
- Wszystko się ułoży, mówię ci. - chłopak pocałował mnie przelotnie we włosy i zacieśnił uścisk. Tak jak właśnie tego potrzebowałam. - Lou po prostu ciągle była w biegu. Studia, praca, Harry. Odsypia jak ma szansę. Jeszcze jej się znudzi. - stwierdził z lekką radością w głosie. Więc i ja automatycznie się uśmiechnęłam, czując niewyobrażalną lekkość w środku. Przy nim zawsze problemy dzieliły się tak, że były prawie nieodczuwalne. "Prawie..." Gdzieś tam nadal było mi ogromnie przykro z powodu stanu Lou i tego co się dzieje z moim bratem, ale póki co chciałam o tym zapomnieć. Na chwilę. Chociaż na sekundę. Dlatego bardziej wtuliłam się w ukochanego, niezmiernie się ciesząc, że znów mogę przytulić głowę do jego klatki piersiowej i usłyszeć uspokajające bicie jego serca.
- Strasznie się cieszę, że przyjechałeś... - westchnęłam niewyraźnie, prosto w jego tors. W odpowiedzi wplótł dłoń w moje włosy i uspokajającym gestem zaczął mnie gładzić kciukiem po szyi. Odpływałam w jego ramionach. Sytuacja stawała się coraz bardziej idealna. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie nagły trzask rozbijanego szkła, dochodzący z sypialni Harry'ego...
- Jezus Maria, a tam co się dzieje... - w sekundę oderwałam się od Liama i pognałam do źródła dźwięku. Wparowałam do pokoju z zamachem, zatrzymując się jednak już w progu, kiedy zauważyłam kipiącego złością brata, przerażonego Louisa i skorupy wazonu leżące u jego stóp. Z paniką patrzyłam na chłopaków, nie rozumiejąc co tu się dzieje.
- Hazz? - pisnęłam w końcu dziwnie wysokim tonem, bojąc się wyjaśnienia tego wszystkiego. I mój strach nie był bezpodstawny, bo Harry po chwili wbił we mnie to swoje wściekłe spojrzenie i z zamachem wskazał na Louisa.
- ON CAŁOWAŁ MOJĄ DZIEWCZYNĘ!
Wybaczcie, choróbsko mnie dopadło i mózg nie współpracował z chęcią pisania. Mogłam tylko leżeć i oglądać durne filmy na komputerze... Zresztą nieważne. Rozdział i tak nie jest najlepszy, więc po prostu mam nadzieję, że się nie zanudziliście :) A jeśli macie wolną sekundę, obok jest link do sondy w której prosiłabym o głosy na RM... :)