środa, 21 maja 2014

36.

Z pozdrowieniami dla Muminga :)


- Tomlinson... - mruknąłem, widząc, że przyjaciel myślami odpłynął gdzieś HEN daleko. Wzrok mu jakoś zmętniał i jedyne na co go było stać to bezmyślne gapienie się przed siebie. "Jakby mu nagle zombie mózg wyżarło..." - Tomlinson do cholery! - trąciłem go w ramię, może trochę zbyt mocno. Ale przynajmniej zareagował. Spojrzał na mnie wścieknięty, jakby chciał mnie zastrzelić. - Wyglądasz jakbyś myślał. Zawołać lekarza? - wyszczerzyłem się, licząc, że to jakoś załagodzi jego temperament. Nic z tego. Tomlinson tylko obczaił mnie od góry do dołu pełnym politowania spojrzeniem i prychnął pod nosem.
- Zamknij się.
- Czyli się nie dowiem? - zmarszczyłem brwi. "A od kiedy on nagle taki tajemniczy?"
- Ludzie się rozstają, Jezu. - jęknął niecierpliwie. - Zadajesz pojebane pytania.
- Zazwyczaj mają też dobry powód. - skrzywiłem się. "On coś mi tu kręcił..."
- Coś ty się mnie tak czepił, co? - naskoczył na mnie nagle. - Jak taki ciekawy jesteś to zadzwoń sobie do Eleanor, może ona wie lepiej.
- Co się wściekasz, tylko zapytałem. - mruknąłem kapitulacyjnie, unosząc dłonie w geście pokoju. "Nie zabijaj, matko..." Ale nawet to nie pomogło, Tomlinson zamordował mnie kolejnym spojrzeniem.
- To nie pytaj.
- Pszczoła cię w dupę ugryzła, czy co? - zapytałem, lekko już wkurzony. I to nie pomogło. Louis tylko przewrócił oczami i wkurzony jeszcze gorzej minął mnie nawet bez jednego spojrzenia, już po chwili znikając za rogiem. "Boże, co za baba..." Pokręciłem głową, przez moment zagapiając się na pustą ścianę za którą zniknął. I gapiłbym się tak bez sensu pewnie i długie godziny, gdyby mój brzuch nie zawarczał i nie wybudził mnie z odrętwienia. "Chyba muszę coś zjeść..." Drapiąc się po ramieniu, rozejrzałem się wokół siebie, jakby nagle obok mnie miała się pojawić lawina żarcia. Oczywiście żadnej się nie doczekałem. A głód zaczął mnie boleśnie ssać w żołądku. "Sklepik..." Od razu ruszyłem przed siebie, zastanawiając się gdzie znajdę coś... "Chwila..." Przystanąłem, tchnięty nagłym niepokojem. Miałem przeczucie, że o czymś zapomniałem. "Tylko co to było...?"
"CHOLERA, KWIATY!" Zrobiłem gwałtowny obrót i prawie biegiem pognałem w kierunku wyjścia. "Może mnie nikt nie zauważy..."

*

- Ja wiem, jestem później, ale mam dobre wytłumaczenie. - zacząłem wesoło, od razu podchodząc do łóżka dziewczyny i wkładając nowy bukiet w pusty wazon. Nawet nie zawracałem sobie głowy rozkładaniem kwiatków w jakiś sensowny sposób, po prostu zgarnąłem spod ramienia książkę, którą udało mi się zwinąć z samochodu... "Bo oczywiście Styles nie pomyślał i zostawił ją na tylnym siedzeniu" ...i od razu klapnąłem na krzesło obok łóżka, wbijając wzrok w nieruchomą twarz dziewczyny.
- Wyobraź sobie, że nie pozwolili mi już chodzić na piechotę. - pisnąłem, szczerze oczekując współczucia. Założyłem jednak, że i tak żadnego się nie doczekam, więc od razu kontynuowałem dalej. - Wcisnęli mnie w samochód a to się ciągnęło i ciągnęło... A potem jeszcze Tomlinson zaczął coś odwalać z jakąś blondyną... - pokręciłem głową, oddalając tym samym od siebie jego dziwaczne zachowanie. "Teraz ważne było co innego..." - Nie wiem jak reagujesz na spóźnienia, ale mam nadzieję, ze kłótni nie będzie, co? - nachyliłem się w jej stronę, dając dziewczynie chwilę na reakcję. Oczywiście bez potrzeby... "Nic..." Wzdychając, ścisnąłem dłoń w pięść, miażdżąc przy okazji drożdżówkę, którą udało mi się kupić po drodze. "Ale chyba już przestałem być głodny..." - A to? - mruknąłem, marszcząc brwi i odkładając bułkę na szafkę. - Zgłodniałem po drodze. Poczęstowałbym cię, ale sama rozumiesz... - chrząknąłem dla rezonu, starając się nie myśleć jak niefortunnie to zabrzmiało. "Inny temat..." - Wiesz co sobie ostatnio przypomniałem? - rzuciłem, rozpromieniając się gwałtownie. Wbiłem wzrok w twarz dziewczyny, zupełnie jakby nagle miała się ocknąć, rzucić mi na szyję i pisnąć 'Nie wiem, ale możesz mi o tym opowiedzieć, skarbie!' Ale nawet brak jej reakcji nie zmącił mojej lekkiej radości i szczerzu wywołanym obrazkiem przed oczami. - Taki malutki, seksowny tatuaż na obojczyku. - "Naprawdę seksowny." - Kokardkę w dodatku. Słodkie, nie? - "Cholernie urocze..." -  Masz niezłą kolekcję, więc mam wrażenie, że to twój. Innego bym przecież nie pamiętał, nie? Aż taką zdradziecką małpą to chyba nie byłem... Ale pozwolisz, że zerknę? - nie czekając na cud, poderwałem tyłek z krzesła i odkładając książkę na siedzenie, powoli ruszyłem pod drugą stronę jej łóżka. - Tylko na momencik. - stanąłem tuż za jej głową i drżącą ręką sięgając do skrawka jej piżamy szpitalnej. - Bez podglądania, tylko się upewnię. - zapewniłem, czując dziwne poddenerwowanie w żołądku. - Ale bez darcia, dobra? Bo zaraz jakaś pielęgniarka wpadnie, powyzywa od zboczeńców i będę miał zakaz odwiedzin. - westchnąłem, czując, że i tak dłużej odwlekać tego nie mogę. Zagryzając wargę, delikatnie uniosłem śliski materiał, wyginając kark, żeby móc zobaczyć jak najwięcej, jednocześnie nie widząc za wiele. "To by było dziwne." Na szczęście mleczna skóra dziewczyny od razu pozwoliła mi zauważyć czarną plamę na wystającej kości. Dokładnie tę plamę, którą miałem w pamięci. "Czyli ona..." - Taaak, to ty. - wyszczerzyłem się, puszczając materiał, zanim cokolwiek podkusiłoby mnie do dalszych odkryć. A żeby tym bardziej o tym nie myśleć, pognałem do krzesła, siadając na nim z impetem, uprzednio zgarniając książkę w dłonie. "Apropo książki..." - Wiesz, że się dzisiaj nie wyspałem? - zmarszczyłem czoło, wbijając uważne spojrzenie w spokojną twarz dziewczyny. Bladą, bez cienia makijażu, a i tak cudowną. "Jezu, jaka ona piękna..." Jeden kącik moich ust mimowolnie podskoczył. - To twoja wina. Cały czas siedziałaś mi w głowie. A teraz ja jestem padnięty. Mój mózg praktycznie śpi i z gadaniem to u mnie dzisiaj niekoniecznie... - ziewnąłem mimowolnie dla demonstracji. - Więc wziąłem to. - delikatnie uniosłem książkę, lustrując wzrokiem tą dramatyczną, ciemną okładkę. - Leżało na szafce nocnej i tak sobie pomyślałem, że mogłaś to czytać... Jeśli chcesz, mogę ci dokończyć, co? - przekładałem książkę w dłoniach, powoli podnosząc wzrok na dziewczynę. - Milczenie oznacza zgodę. Uważaj, bo mogę to bardziej wykorzystać... - uśmiechnąłem się pod nosem, układając się wygodniej na krześle i otwierając lekturę na zaznaczonej stronie. - Uprzedzam, jestem dupnym lektorem. - zaznaczyłem przed wczytaniem się w tekst. - Nawet Lux mi dała książką przez łeb jak jej kiedyś bajkę czytałem. Ale jak ci się nie będzie podobać, powiedz tylko słowo, zaraz przerwę. To zaczynam... - chrząknąłem, przykładając dłoń do ust i w końcu wczytałem się w literki.
- "Znów słyszę jęk. Ha! Moja wewnętrzna bogini jest podekscytowana. Umiem to robić. Umiem pieprzyć go ustami...?" Jezus Maria, co ty czytasz? - oderwałem wzrok od kartki i zszokowany wbiłem go w dziewczynę. - Myślałem, że to jakiś kryminał, czy coś. O psycholu co zabił 50 osób na 50 różnych sposobów... A ty z pornolami wyjeżdżasz?! - pisnąłem, zamykając na moment książkę i wgapiając się w okładkę. "50 twarzy Grey'a" "No kto by mógł przypuszczać, że to takie zberezeństwa...?" Kiedy jednak uświadomiłem sobie co właściwie trzymam w ręku, wyszczerzyłem się szeroko. "I tak można popróbować pobudki..." - Dobra, będę czytać dalej. - kiwnąłem głową, na powrót otwierając książkę. - Ale jakby się ktoś pytał, czytałem ci Czerwonego Kapturka, okej? Potem będzie, że cię deprawuje... - posłałem jej uważne spojrzenie, zanim wróciłem do czytania. - "Ponownie owijam język wokół główki, a on unosi biodra. Oczy ma teraz otwarte. Zaciska zęby, ponownie się wyginając, a ja wkładam go głębiej do ust..." -  zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową. "Nie, to mnie chyba przerasta..." - Cudowna lektura, nie ma co. - zagryzłem wargę, posyłając śpiącej dziewczynie odpowiednie spojrzenie. - Czytałaś to sobie do snu? Mmm, albo mi. To by było niezłe. Znaczy pewnie spania po tym i tak dużo nie było, ale... - urwałem, marszcząc brwi, kiedy fala gorąca rąbnęła mnie po kręgosłupie. "Nie teraz, Styles..." - Dobra, czytam, nic nie mówię. - mruknąłem, kolejny raz wbijając wzrok w tekst. "No jak to mówią, do trzech razy sztuka..."

*

-  ZACZNIESZ TY KURWA PATRZEĆ POD NOGI?! - coś wrzasnęło mi koło ucha, kiedy wychodziłem zza rogu i całkiem przypadkiem drasnąłem kogoś ramieniem. "KOGOŚ..." Nie musiałem nawet patrzeć, samo wydzieranie wystarczyło, żebym skojarzył to z tą tą. Ale i tak spojrzałem. I zobaczyłem jak panna wbija we mnie mordercze spojrzenie, podnosząc się z ziemi i otrzepując swoją niebieską bluzkę. "No bez przesady, aż tak na nią nie wpadłem..."
- A ty nie możesz?! - rzuciłem bez zastanowienia, czując jak żółć po rozmowie ze Stylesem zalewa mi wnętrze. Sam widok pełnej pretensji miny tej dziewczyny też nie działał relaksująco... - Po jakiego chuja ty się tu w ogóle tyle kręcisz? Siedź sobie w domu, na dupie, w telewizji wyglądam tak samo.
- To miało być zabawne? - panna spojrzała na mnie krzywo, zakładając ręce przed sobą, jakby hamowała się, żeby mnie nie pacnąć po gębie.
- A nie? - wyszczerzyłem się sztucznie. Laska przewróciła oczami i zaczęła coś na mnie przeklinać. Tak cicho, że za chuja nie mogłem dosłyszeć co dokładnie. To było cholernie wkurwiające.
- Co ty tam mruczysz pod nosem? - dopytałem, nachylając się lekko w jej stronę. Fałszywy uśmieszek z jej strony upewnił mnie, że niczego miłego nie usłyszę.
- Serenady pochwalne, nie widać? - "No właśnie..." Ale zamiast się wściec, wyszczerzyłem się durnowato, czując podejrzane rozbawienie. "Odchujało, Tomlinson?" Zanim jednak zdążyłem się odciąć, zza tego samego rogu, zza którego znokautowałem laskę, niespodziewanie wyszedł ten doktorek Hazzy. I zatrzymał się zaskoczony, ze zmarszczonymi brwiami patrząc na tą pannę. "Hm?"
- Annie? - rzucił, a laska odwróciła się w jego stronę. "Annie, jak słodko..." Ale w ogóle mi się to nie kleiło do tej czarownicy... - A ty nie miałaś być w tym tygodniu u matki? - "Ahaaaa, co tu się działo?"
- Muszę tam dojechać. - panna niespodziewanie uśmiechnęła się słodziutko i zrobiła oczy cielaka w stronę doktorka. - Potrzebuję na przejazd. I na zakupy. - wyciągnęła do niego rękę. Facet oczywiście przewrócił oczami, ale sięgnął do tylnej kieszeni po portfel, wyciągając jeden banknot. - Większe zakupy... - 'Annie' westchnęła niecierpliwie. Doktorek zrobił zrozpaczoną minę, ale dał jej najwidoczniej odpowiednią sumkę, bo panna aż pisnęła radośnie. - Dziękuję, tatusiu! - wyszczerzyła się, cmokając gościa w policzek i zanim mrugnąłem, oddaliła się do wyjścia. "Ahaa..." Zmarszczyłem brwi, zakładając ramiona przed sobą i w zamyśleniu obserwowałem jak laska się oddala. Nie słuchałem nawet komentarza doktorka, który chyba nie był zbyt zadowolony z oczyszczonego portfela, bo gadał coś o niesprawiedliwości tego świata. Byłem zbyt zainteresowany tą całą Anne, żeby cokolwiek do mnie docierało. Spokojnie lustrowałem jej sylwetkę, zaczynając od ciemnych włosów, przebiegając przez zgrabne plecy, dochodząc aż do samego tyłka opiętego w jasnych dżinsach. Tam zatrzymałem się o wiele dłużej. "Bo może i czarownica, ale tyłek nadal ma fajny..."

środa, 14 maja 2014

35.

ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ  SCARLETT Z NAJSZCZERSZYMI ŻYCZENIAMI.
Dziękuję, że jesteś. I udanych jutrzejszych urodzin! :)



Chrząknąłem na rozbudzenie, podnosząc głowę z niewygodnego ułożenia. "Kurna, moja szyja..." Powoli otworzyłem ślepia, nie chcąc oślepnąć nagle od jaskrawego światła i zacząłem rozmasowywać obolały kark. "No jakby mi się każdy krąg poprzesuwał..." Wzdychając ciężko, rozprostowałem kręgosłup i na śpiąco rozejrzałem się wokół siebie. "No cudownie..." Sądząc po piekielnym bólu od strony południowej i tym, że jedyne co przed sobą widziałem to uśpiony ekran laptopa, doszedłem do wniosku, że przysnęło mi się przy biurku. "Kiepska sprawa..." Ziewnąłem szeroko, rozciągając się jak najbardziej tylko mogłem, po chwili przejeżdżając dłońmi po twarzy. Nijak mnie to nie rozbudziło. Byłem połamany, zmęczony, ale z drugiej strony całkiem szczęśliwy. W sumie spędziłem z nią noc... "Szkoda tylko, że nie na takich zasadach, na jakich naprawdę chciałem." Niespodziewany dreszcz przeszedł przez mój kręgosłup, kiedy w głowie rozświetlił mi się obraz kuszącej wzrokiem dziewczyny, powoli rozpinającej guziki swojej bluzki. "Skończ, Styles." Zanim obraz rozbudził mnie na dobre, poderwałem się z krzesła, biegnąc do łazienki. "Zimny prysznic, tego mi było teraz trzeba..."

*

- O, Hazz. Mam nadzieję, że się nie obrazisz... - stanąłem jak wryty, widząc Liama krzątającego mi się przy kuchence. "No czy on oszalał?! Chałupę mi spali!" - Byłem trochę głodny, a oni się zlecieli. - chłopak spokojnie kiwnął głową na zasiedziałą przy stolę resztę, która rozprawiała o jakimś tam meczu. I wydawała się być wyjątkowo spokojna o to, co Payno wyrabia. "To to była norma, tak...?" Zmarszczyłem czoło, drapiąc się po głowie w zastanowieniu. "Kiedy on nauczył się nie palić połowy domu przy gotowaniu...?"
- Nie ma sprawy. - wzruszyłem ramionami, starając się zapamiętać, żeby na wszelki wypadek nie dziwić się już niczemu. - Tylko mi posprzątać przed wyjściem, jasne? - wskazałem groźnie na Payne'a, starając się przybrać jak najbardziej poważną minę. - Moja pani od sprzątania chyba leży gdzieś zakopana pod płotem, a ja nie zamierzam się z tym potem babrać. - stwierdziłem lekko, ignorując podejrzliwe spojrzenia chłopaków i spokojnie podszedłem do szafki na końcu kuchni, gdzie Gems chowała wczoraj jakąś butelczaną wodę. "Piciu i do szpitala..."
- A ty nie zostaniesz? - Zayn przyglądał mi się uważnie, kiedy już prawie wychodziłem z kuchni.
- Jadę do Lou. - rzuciłem. I zaraz sobie przypomniałem, że tak lekko to mi to nie przyjdzie. "Durna ochrona..." Już nawet się zatrzymałem, wyciągając telefon z kieszeni, żeby zadzwonić po tą moją obstawę, kiedy usłyszałem skrzeczącego Louisa.
- Super, jadę z...
- CO MNIE IDIOTO KOPIESZ! - urwał, kiedy Malik wrzasnął donośnie i ze skrzywioną miną zerknął na Nialla. Nieźle zaskoczonego Nialla... "Haha, nietrafiony!"
- To miało być w Louisa... - Horan zerkał na Mulata niepewnie, z jawnym przerażeniem w oczach.
- No dzięki, naprawdę. - Louis prychnął obruszony.
- Złamałeś mi nogę... - ...a Zayn opadł ciężko głową na stolik i przestał dawać jakiekolwiek znaki życia. "Kopnięcie go zabiło...?" Zaciskając palce na trzymanym przed sobą telefonie, wychyliłem się nieco w prawo, rejestrując nieruchomą sylwetkę przyjaciela. "E, oddycha..." Szybko wróciłem na miejsce, obserwując jak zatroskany Payno podchodzi do Malika, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Na pewno nie jest tak źle... - mruknął. Mulat tylko jęknął i gwałtownie strącił dłoń Liama. Który wymienił z Horanem wymowne spojrzenia.
- Sorry, stary. - blondas mruknął niewyraźnie, nachylając się w stronę poszkodowanego. Dalszej części nie zarejestrowałem, bo znikąd stanął przede mną Louis i rzucił mi zniecierpliwione spojrzenie.
- Dobra, olej ich. - machnął ręką, ciągnąc mnie za rękaw w stronę drzwi. - Zawiozę cię.
- Louuuu, miałeś przecież... - Niall natychmiast wyprostował się na krześle i spojrzał na nas spanikowanym wzrokiem.
- ...iść na trening z dzieciakami? - Payno dokończył za niego. "Cholernie przekonujące..."
- Co? Pierwsze słyszę... - Louis tylko zmarszczył czoło, wywołując u mnie parsknięcie śmiechem. "Nawet ja kurczę zrozumiałem..." - A ty nie stój, chodź. - Tomlinson odwrócił się do mnie i znowu zaczął ciągać do wyjścia.
- Muszę poczekać na ochroniarzy. - wyrwałem się, podnosząc dłoń z komórką do góry. - Zacząłem sobie spacerować i fanki mnie dopadły, więc... mam teraz strażników. - odsunąłem się, kiedy jego ręka znów chciała chwycić jakiś skrawek mojego ubrania. - Nie dotykaj, bo cię znokautują...
- Też jestem w zespole, nie? - Tommo prychnął pod nosem. - Nie mogą mnie ruszyć.
Pokręciłem głową, wybierając 9 na telefonie, pod którą miałem zapisany numer do tej całej agencji. Obserwując Louisa, zacząłem odliczać mijające sygnały. Doszedłem do 3, zanim ktoś ruszył tyłek do telefonu.
- To tylko ja. - zakomunikowałem chrypliwie, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać. - Chciałem się zapytać czy mogę sobie powędrować do szpitala...?

*

Patrząc na Stylesa czułem się wewnętrznie dumny. Może i biadolił w kółko o tym samym, ale z drugiej strony przyjemnie było słuchać jak w końcu bez żadnych zahamowań opowiada o Lou. I jeszcze mu się tak ślepka jarzą w pakiecie... "No prawie jak kiedyś..." Westchnąłem, jak gówno gaci trzymając się myśli, że w tej pałce jakieś zakochanie jeszcze mu zostało. Ale czy mogłem mieć jakieś wątpliwości, kiedy Młody na tysiąc różnych sposobów opowiadał o tym jak ona się uśmiecha? "A w sumie co się było dziwić..." I ja wyszczerzyłem się automatycznie, przypominając sobie wyraz szczęścia na tej bladej twarzyczce, kiedy tylko Hazz krążył gdzieś w pobliżu. "Co ja bym dał, żeby to wrócić..." Chrząknąłem pod nosem, starając się przybrać zainteresowaną minę i nie pokazać Stylesowi, że na moment odpłynąłem. Zauważyłem, że niezmiennie gadał o tym jak to go wykiwała z rozpinaniem koszuli, więc tylko pokiwałem głową, po czym i tak rozejrzałem się wokół siebie. Tak machinalnie. No i żeby przypadkiem nie wyrąbać w coś zębami, na szpitalnym korytarzu kręci się przecież do groma ludzi w ostrymi narzędziami... Na szczęście nikt w pobliżu nie miotał mi się ze skalpelem przed twarzą, więc spokojnie tuptałem nogami obok Stylesa, starając się uważnie słuchać co ma do powiedzenia. A to i tak przestało mieć znaczenie, kiedy mijaliśmy automat z jakimiś napojami i mój wzrok padł na... "ONA!" Zatrzymałem się gwałtownie, wypatrując się na tyłek dziewczyny, który gdzieś tam krążył mi po umyśle. Tak bardzo starałem się zgadnąć skąd go kojarzę, że nawet nie zauważyłem jak Styles przystanął obok mojej osoby i zaczął się na mnie gapić, durnie marszcząc czoło.
- Żyjesz ty tam w środku jeszcze? - trącił mnie w ramię, ale nawet to nie przerwało mojego skupienia.
- To ten tyłek... - zakładając ręce przez sobą, z zamysłem kiwnąłem głową na dziewczynę, która coś tam działała z wyciąganiem coli i akurat stała do nas tyłem.
- Co? - Hazz parsknął śmiechem. Dokładnie w momencie, kiedy panna odwróciła się w naszą stronę i zmierzyła mnie przepełnionym politowaniem spojrzeniem.
- Przepraszam? - pisnęła znajomo. "To ta ta!" Momentalnie przewróciłem oczami, zapominając o całej sympatii, którą wcześniej zdołałem wykrzesać. Do tej laski spod drzwi nie miałem żadnych sentymentów.
- A nie, to ty... - uśmiechnąłem się cierpko, zakładając ręce przed sobą. - Sorry, pomyłka.
- Marzenia też fajna sprawa. - panna pokiwała głową i z przytupem ruszyła przed siebie, miażdżąc mnie spojrzeniem. "Żebyś się nie zdziwiła..."
- Nie schlebiaj sobie. - mruknąłem, kiedy mnie mijała. Oczywiście tylko wyniośle przewróciła oczami i po chwili zniknęła za zakrętem. Akurat w momencie, kiedy moje spojrzenie padło na uchachanego Stylesa. - Co japę cieszysz? - rzuciłem nieprzyjemnie, za co od razu opieprzyłem się w duchu. "Miałeś być grzeczny, Tomlinson..."
- To było zabawne... - Hazz pokiwał głową. "...no ale chyba nie dzisiaj."
- No od cholery. - skrzywiłem się. Hazz natomiast wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Nie bój się, nic nie powiem Els. - stwierdził znikąd.
- Jaka Els? - palnąłem automatycznie, nawet nie próbując zrozumieć kogo chciał mi teraz wytknąć.
- Stary... - Styles popatrzył na mnie uważnie. I dopiero pojąłem, że w jego towarzystwie mam się cofać o pięć lat. A wtedy miałem dziewczynę... O imieniu Els... "Geniusz skojarzeń."
- Aaaa, nie. - wyjaśniłem szybko, czując na skórze palące spojrzenie zgorszenia rzucane przez Młodego. - Nie jesteśmy razem.
- Dzięki, że mi powiedziałeś, naprawdę. - zironizował, mlaskając gumą, którą chyba dotąd cały czas żuł. "A może nie...?" - Mogę się chociaż dowiedzieć dlaczego? - usłyszałem i aż mnie zmroziło. Zaciągając się powietrzem z paniką spojrzałem na twarz Stylesa. I równie szybko odwróciłem wzrok. Patrzenie na niego chyba nagle zaczęło boleć... Niestety, Młody nie czuł tego samego w stosunku do mnie, bo cały czas, nieustępliwie gapił mi się w czoło. I słowo daję, zaczęło mnie od tego palić od środka. Ale niestety, było już o wiele za późno, żebym tak łatwo odsunął od siebie tamten wieczór.

*

Ciągle łapałem jakieś szmery z lewej i nie było sposobu, żebym mógł je ignorować. Pakując łapska do kieszeni, w końcu powoli spojrzałem w tamtym kierunku. Zauważyłem jak Lou ściska w swoich drobnych dłoniach to polaroidowe zdjęcie, które jej załatwiłem z Dannym 'na gębę' i patrzy na nie jak na pierwszą świętość. Moja męskość w sekundę sięgnęła nowego levelu. I nawet urosłem ze dwa metry. Że o durnym wyszczerzu to już nie wspomnę... "A wystarczyło tak niewiele..."
- Masz o wiele lepsze dojścia niż Hazz. - dziewczyna po chwili uniosła swoje oczęta na mnie i uśmiechnęła się szeroko.
- Bo to pierdoła. - prychnąłem, wzruszając ramionami. W odpowiedzi usłyszałem śmiech Rudej, co lekko mnie zmroziło.
- Powiedziałem to na głos? - zmarszczyłem czoło, przyglądając się jej uważnie. A pogłębiony śmiech tylko upewnił mi, że od zakulisowego alkoholu już zaczynam nie wiedzieć co czynię... "Tomlinson, hamuj." Westchnąłem więc na otrzeźwienie, na przemian przymykając to jedno to drugie oko i przejechałem dłonią po twarzy. Marszcząc czoło rozejrzałem się wokół siebie. Nadal tkwiłem na tylnym siedzeniu jakiegoś ochroniarskiego autka, wracając do hotelu z niby dziewczyną Stylesa, który wyciągając mnie najpierw na koncert, w połowie imprezy nagle się zmył. "I właściwie co tu się do kurwy działo...?" Moja ciekawska osobowość kazała mi rozprostować ramiona i z uwagą spojrzeć na Rudą, nadal namiętnie wgapiającą się w fotkę. "Ale nie o niej będziemy teraz rozmawiać..."
- To jak to jest między wami? - rzuciłem powoli, uśmiechając się zachęcająco. Lou spojrzała na mnie ze zmarszczonym czołem, wyraźnie zbita z tropu.
- Jakimi nami?
- Tobą i Harrym. - wyjaśniłem. Dziewczyna wbiła we mnie jeszcze bardziej zdziwione spojrzenie.
- A co ma być? - pisnęła, zaciskając palce na fotografii. "O, ktoś tu się chyba denerwował..."
- Umawiacie się tak? - spytałem miękko, żeby jej nie wystraszyć. - Teraz on popierdala jak na skrzydłach do Taylor. - kiwnąłem głową gdzieś za okno. - Coś tu poważnie nie gra.
- Jest dorosły. - Lou na moment opuściła głowę, więc jej twarz zniknęła mi za firaną jej włosów. Już nawet miałem podejrzewać, że panna się rozkleiła i będę musiał robić za ramię do wypłakiwania, kiedy nagle podniosła wzrok i spojrzała na mnie podejrzanie pewnie. - Może sobie randkować z kim mu się podoba. Nawet z kimś, kogo nie lubię. - lekko uniosła prawy kącik ust, co nadało jej twarzy babskiej zawziętości.
- Czyli jednak jesteś zazdrosna? - wyszczerzyłem się mimowolnie. "Nareszcie jakieś emocje..." Niestety, wszystkie zgasły, kiedy Ruda przewróciła oczami.
- Nie, po prostu ona wydaje mi się fałszywa. - westchnęła cierpliwie, znikąd szczerząc się szeroko. - Już odliczam dni kiedy pojawi się piosenka o Stylesie. To będzie hit.
- Nie odpuszczę mu, będzie ją słyszeć w dzień i w nocy. - zaśmiałem się, kręcąc powoli głową. W wyobraźni już widziałem jak znęcam się nad Młodym konsekwencjami tego jego nagłego uczucia i jak bardzo to go wkurwia. Już się prawie cieszyłem do samego siebie, kiedy mój wzrok wylądował na Rudej. I zupełnie niezależnie ode mnie zaczął błądzić po jej sylwetce. Od czubka pochylonej głowy, aż po same zielone trampki, które miała na stopach. Najdłużej oczywiście zatrzymałem się na jej ramieniu. Na tym pieprzonym, odkrytym przez zsuwający się sweter ramieniu, które aż krzyczało o dotyk. Zwilżyłem wargi, wyobrażając sobie jak ta blada, praktycznie biała skóra musiała być miękka w dotyku. Zwłaszcza, kiedy się ją dotykało ustami. "Ja pierdolę, jak Styles może przy tym normalnie funkcjonować..." Westchnąłem głęboko, opierając głowę o zagłówek i wyciągnąłem lewą rękę tak, że prawie dotykała pleców dziewczyny. Prawie, a mimo to czułem czysty prąd przepływający między nami. "Jakimi nami, kretynie..." Boleśnie wbiłem zęby w dolną wargę, odwracając głowę w stronę okna. Na wszelki wypadek założyłem ręce przed sobą, bezmyślnie wgapiając się w obraz za przyciemnionym oknem. Nawet nie wiedziałem co miałem przed oczami, bo całą siłę mózgownicy musiałem skupić na ignorowaniu Rudej. I nawet nieźle mi szło, dopóki auto nie zatrzymało się nagle na tylnym parkingu hotelu, a ochroniarz, który wcześniej prowadził, wyskoczył z auta, otwierając nam drzwi. "No i w domku..." Bez zastanowienia wyparowałem z samochodu, czekając moment na dziewczynę. Udawałem, że nie widzę jak jej granatowy sweterek pokazuje o wiele za dużo, kiedy nachylała się do wysiadania i nawet wyszczerzyłem się do Rudej, jak już stanęła obok mnie. Wyprostowana, z uśmiechem. I z pieprzonym zsuniętym brzegiem sweterka, odkrywającym ramię. "Ona chce mnie wykończyć..." Cholernie korciło mnie, żeby poprawić jej ten rękaw, ale zanim jakakolwiek myśl przemknęła mi przez łeb, ochroniarz, który pojawił się znikąd trącił mnie w ramię i kiwnął głową na hotel. "No tak, parking niebezpieczna sprawa..." Ruszając w stronę budynku obok dziewczyny, rozglądałem się wkoło siebie, w poszukiwaniu jakichś mend. Na szczęście żaden paparazzo nie błyskał mi fleszami po oczach i już po chwili w ciszy i spokoju wchodziłem po niewielkich schodkach do hotelu. I wszystko byłoby idealnie, gdybym nie zapieprzył nogą o jeden schodek i nie pierdolnął cudownego orła na samym środku... "No kurwa..."
- Żyjesz? - usłyszałem z góry głos Rudej, kiedy powoli podnosiłem się do pionu. "No cholera świat wirował..."
- Ktoś chyba po pijaku montował te schody. Spierdolił całą robotę.- poskarżyłem się, otrzepując pobieżnie ubranie i gestem pokazując błąkającemu się przy mnie ochroniarzowi, że może sobie już iść. Zadowolony nie był, ale chyba uznał, że nie ma sensu się ze mną kłócić, bo po chwili ślamazarnie wycofał się do samochodu.
- Ta, jasne. - Ruda zaśmiała się i pokręciła głową. Natychmiast się wyszczerzyłem, tym razem uważniej wchodząc po schodach i otwierając drzwi przed dziewczyną. Jak na jakimś spowolnieniu obserwowałem jak powoli uniosła dłoń do połowy schowaną w za dużym rękawie i płynnie założyła kosmyk włosów za ucho, po czym czmychnęła przez drzwi. Ruszyłem zaraz za nią, kierując się od razu do windy. Ze schodami raczej nie chciałem już zadzierać. "Tylko właściwie gdzie ja miałem iść...?"
- To gdzie ja dzisiaj mieszkam... - westchnąłem, przystając i gmerając w kieszeni w poszukiwaniu portfela, skąd szybko wyciągnąłem kartę pokojową. Natychmiast przeniosłem ją przed oczy, ale za chuja pana nie mogłem rozczytać numerka. "Ja nie wiem, trzęsienie ziemi, czy jak?" Zmarszczyłem czoło, próbując jakoś ustabilizować swoją pozycję, ale coś nadal dziwnie trzęsło.
- Pokaż mi to. - usłyszałem z boku, a kiedy podniosłem głowę zobaczyłem Rudą, która wyciąga do mnie dłoń.
- A jak mnie okradniesz? - szybko schowałem kartę za plecy, rzucając jej podejrzliwe spojrzenie. - Albo zgwałcisz w nocy? Nie wiem czy mogę ci ufać.
- Tylko cię odprowadzę. - brew dziewczyny natychmiast się podniosła, a na jej ustach wykwitł drwiący uśmiech. - Boję się, że przypadkiem wleziesz komuś do łóżka.
- Myślę, że nikt by nie narzekał. - wyszczerzyłem się.
- Powodzenia z facetami. - Ruda wzruszyła ramionami i zrobiła maleńki krok z tył. "Zaraz, co?!"
- 307, chodź. - w porę złapałem ją za brzeg swetra, przyciągając do siebie i kierując w stronę windy. Ale ledwo się odwróciłem, już wypieprzyłem się jak długi. "NO KURWA MAĆ!"
- Ja pierdolę, co za człowiek ten hotel budował! - warknąłem pod nosem, próbując zebrać się z podłogi. Trochę mi zeszło, ale chwilę później już stałem na nogach. Chwiejnie, bo chwiejnie, ale w ogóle.
- Chodź, bo się jeszcze zabijesz. - usłyszałem jej śmiech, a chwilę potem poczułem jak jej drobne palce zaciskają się na moim ramieniu. - I będzie na mnie. - złapała mnie w talii, zarzucając sobie moją rękę na barki. - Raczej nie chce pójść siedzieć. - spojrzała na mnie z boku, uśmiechając się szeroko.
- W pierdlu miałabyś powodzenie. - wyszczerzyłem się, czując piekielne zadowolenie z bliskości dziewczyny. Która rzuciła mi pełne politowania spojrzenie.
- Już mnie lepiej nie pocieszaj. - stwierdziła, prowadząc mnie prosto do windy. Jak już znaleźliśmy się w środku, nawciskała jakieś guziki i po chwili ruszyliśmy. Próbowałem zebrać myśli, żeby jakoś ją rozśmieszyć, ale zanim nawet mrugnąłem, winda zatrzymała się, a Ruda wyprowadziła mnie na korytarz.
- Proszę bardzo, twój pokój. - zatrzymała się przed jakimiś drzwiami, ku mojemu niezadowoleniu puszczając mnie w końcu. Po czym zlustrowała mnie od góry do dołu. - Cały, zdrowy, wszystko gra. To ja się odmeldowuje. - uśmiechnęła się znowu, naciągając rękawy na dłonie i zrobiła delikatny obrót. I ja się odwróciłem, w stronę drzwi, próbując trafić kartą do czytnika, żeby dostać się do pokoju. Ale znowu zaczęło się to pierdolone trzęsienie ziemi...
- Kurwa no... - jęknąłem, kiedy milionowy raz karta tylko obiła się o drzwi. - Lou, to się rusza.
Usłyszałem westchnięcie, a po chwili obok mnie pojawiła się Ruda. Wyrwała mi kartę z garści, ale tak gwałtownie, że lekko mną zachwiało. Zacząłem lecieć, ale na szczęście dziewczyna w porę złapała mnie za ramię i pomogła stabilnie oprzeć się o ścianę.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że nie powinieneś tyle pić? - spojrzała na mnie kątem oka. "Ale przecież nie byłem pijany..."
- Nie. Zawsze powtarzali, ze po pijaku robię się zajebiście śmieszny. - wyszczerzyłem się, a Lou spojrzała na mnie z politowaniem. - Nie?
- Sorry, nie. - spojrzała na mnie przepraszająco.
- Całe życie w kłamstwie... - pokręciłem gwałtownie głową. Niestety, już tak zapijaczoną, że równowaga znowu mi się gdzieś zgubiła i zacząłem lecieć na łeb na szyję. I pewnie bym sobie tę szyję połamał, gdyby czyjeś sprawne ręce nie złapały mnie w porę za brzegi kurtki i nie przygwoździły do ściany za mną. "A co tu się działo...?" Zamroczony rozejrzałem się wokół siebie. Chwilę potrwało, zanim zorientowałem się, że przede mną stoi Ruda, całą swoją wątłością próbując utrzymać mnie w pionie. Starała się jak mogła, napierała na mnie całym swoim ciepłym ciałem, prawie wbijając mi palce w klatę. Ale wcale nie bolało. W sumie to było całkiem przyjemne.
- Wszystko gra? - spytała jakoś tak ciszej i powoli zwilżyła wargi. Ze zmarszczonym czołem obserwowałem jak jej usta zyskują fantastyczny połysk, który zaczął mi szumieć w głowie. Tak mocno, że powietrze wokół mnie zgęstniało okropnie i nagle nie miałem czym oddychać. "No kurwa, no, zaraz się uduszę..." Byłem pewny, że tylko jedna rzecz może wrócić mi powietrze. Jedna rzecz. Inaczej zdechnę na miejscu. "Ona musi mi zrobić usta-usta..." Bez zastanowienia złapałem materiał jej swetra po bokach i zacisnąłem na nim pięści, przyciągając dziewczynę do siebie. Zaskoczona zatrzymała mi się na klatce piersiowej, ale zanim zaprotestowała, sięgnąłem dłonią do jej karku. Wplatając palce w ten rudy aksamit, wpiłem się w jej usta, nagle zapominając o reszcie świata. "Kurwa mać..." Czułem się tak, jakbym wsadził palce do kontaktu. Albo i gorzej. Jakby pieprzone tsunami w sekundę zmyło mnie z powierzchni ziemi i od razu przeniosło do nieba. "Ja pierdole..." Nie mogłem pojąć jak coś może być jednocześnie tak porażające i tak słodkie. Tak piekielne i tak niewinne. Tak ostre i tak kruche. "Zdecydowanie zbyt kruche..." Przyciskając dziewczynę jak najmocniej do siebie, upewniłem się, że nic mi się nie wydaje. Bo zaczynałem się bać, że Ruda zaraz wyparuje. Zmieni się w jakąś pierdoloną mgiełkę i całkowicie zniknie z powierzchni ziemi. "Nie pozwolę, kurwa, nie pozwolę..." W razie czego mocniej oplotłem ramiona wokół jej talii, czując piekielną przyjemność z tego, że jej piersi ocierały się o klatkę. Nawet jeśli było tam kupę materiału. "A może by się tak go pozbyć...?" Już nawet zacząłem myśleć od czego by tu zacząć to całe rozbieranie, kiedy wyczułem jak Ruda... "Ja pierdolę..." Zamroziło mnie, kiedy w końcu po długiej batalii dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Lekko, bo lekko. Cholernie delikatnie. Ale porażająco. Zapomniałem nawet co powinienem w tej sytuacji zrobić. Odblokowało mnie dopiero kiedy poczułem ciepłą dłoń na policzku, która drżącą ścieżką przesunęła się na mój kark. W odpowiedzi zacisnąłem mocniej ramiona wokół talii dziewczyny, jakbym nigdy już nie miał jej wypuścić. "Tak kurwa było niesamowicie."




PS: Mumingu, nie zabijaj :)
PPS: I pozdrawiam anonimka nazywającego mnie hipokrytką :)

środa, 7 maja 2014

34.



Musiałem przyznać Louisowi rację. Komputer był zdecydowanie lepszą skarbnicą wiedzy o Lou niż setki jej zdjęć. Kilka kliknięć i mogłem poznać cały jej gust filmowy czy muzyczny. Zostawiłem to sobie jednak na potem. Póki co w głowie miałem ten filmik ze Skype'a, który Louis z takim zaangażowaniem oglądał. Krótka rozmowa a pozwoliła mi poznać reakcje dziewczyny, jej niektóre spojrzenia, gesty. Zdecydowanie chciałem więcej. Więc kiedy tylko udało mi się wcisnąć tym idiotom, że jestem kategorycznie padnięty i nie mam ochoty patrzeć już na ich gęby, jak na skrzydłach poleciałem do sypialni. I jeszcze szybciej odpaliłem komputer. Trochę potrwało, zanim dokopałem się do odpowiedniego folderu i pojąłem jak należy odtwarzać filmiki, ale w końcu mi się udało. I powitał mnie podzielony ekran, niestety znowu z Louisą w mniejszości. "No trudno..." 
- ...ochotę na coś słodkiego. - głośniki od razu rąbnęły jej głosem. Zmarszczyłem czoło. "No co jest...?" Szybko wyłączyłem filmik, włączając go jeszcze raz. Niestety, zaczynał się od tego samego momentu. "Cholera, urwany..." Westchnąłem ciężko, czując się oszukany. "No ale w sumie lepsze to niż nic..." Przewijając do początku, od razu wbiłem wzrok w kwadracik z dziewczyną, żeby niczego nie przegapić. I na wszelki wypadek, zapauzowałem pierwszą sekundę, by móc dłużej przyjrzeć się dziewczynie. Akurat się uśmiechała. Może nie szeroko, kąciki jej ust były ledwo wygięte, ale i tak wyglądało to cholernie uroczo. Poza tym te jej oczy dziwacznego koloru błyszczały zalotnie w blasku lampki, którą dostrzegałem w rogu pokoju. Szybko uznałem, że miała wtedy dobry humor, więc i mi zrobiło się jakoś tak przyjemniej. Nawet uśmiechnąłem się sam do siebie, opierając brodę na dłoni i dalej błądząc spojrzeniem po jej twarzy. A kiedy już dostatecznie się napatrzyłem, odważnie wcisnąłem przycisk PLAY.
"- ...ochotę na coś słodkiego.
- Kusząca propozycja. Ale nie mogę przyjechać. Mamy jutro próby od 7, za nic się nie wyrobię. Nawet nie zdążę cię rozebrać, bo będę musiał już wracać."
Parsknąłem śmiechem, patrząc na samego siebie, prawie rozbierającego wzrokiem dziewczynę, która w odpowiedzi zabijała mnie poważnym spojrzeniem.
"- Mówiłam o czekoladkach.
- Powinienem się martwić, że chcesz mnie zdradzać z jakimś czarnoskórym facetem...? Czy kilkoma...?"
"Co za debil..."
"- ...do jedzenia.
- Nie chcę słyszeć co ty chcesz z nimi robić!
- Chcę ciastko, idioto!
- Bo ja nie jestem wystarczająco seksowny, tak?
- Cukier. Potrzebuję cukru.
- Aaa, no i czemu nie mówisz od razu?
- Wiesz, cholernie żałuję, że cię tu nie ma. Z chęcią pieprznęłabym teraz twoją głową o ścianę.
- Bawić to się będziemy jak już wrócę. Nawet ostro, skoro masz taką ochotę. To nawet dosyć seksowne..."
Zaśmiałem się, widząc jej pełną politowania minę i wściekłe spojrzenie.
"- I czemu ja się z tobą męczę, co? Jest tylu fajnych i miłych facetów, wystarczy wyjść na ulicę. Miałabym go cały czas przy sobie, nie stękałby mi wiecznie nad uchem o seksie, przynosiłby mi czekoladę nawet o trzeciej nad ranem...
- Ja mam czekoladę. Wiesz jaka dobra? Pokażę ci...
- Zaraz ja ci coś pokażę."
Wyprostowałem się gwałtownie na krześle, widząc jak ręka dziewczyny ląduje na jej karku, po czym niebezpiecznie zaczyna przesuwać się po szyi w dół. "O cholera..." Nawet nie wiem kiedy, wstrzymałem w sobie całe powietrze, zamierając w niemym oczekiwaniu.
"- Co?"
Nie zwróciłem uwagi na ekranowego mnie, przełykając głośno ślinę. Jak zahipnotyzowany obserwowałem jak dłoń Lou zatrzymuje się u nasady dekoltu, a jej palce subtelnie zaczęły okręcać się wokół pierwszego guzika. "NO DALEJ!"
"- Czego nie będziesz dotykać przez najbliższe pół roku."
Wypuściłem całe powietrze z płuc, obserwując jak mina Lou z zachęcającej, zamieniła się w tą poirytowaną. A jej ręka niestety szybko opada w dół... "NIE! Nie, nie, nie, nie, nie!" Poczułem się więcej niż oszukany. "No jak ona tak mogła, no?!" Zacisnąłem szczękę, powoli przejeżdżając dłonią po twarzy. Głęboko zaczerpnąłem powietrza i na moment przymknąłem oczy, starając się całkiem nie wyjść z siebie. "Jakby mnie tu było dwóch, tak samo sfrustrowanych... Ah." Wzdychając ciężko, próbowałem przekonać sam siebie, że najlepiej jest o tym nie myśleć. Zapomnieć co mogłoby się stać, gdyby jej palce jednak rozpięłyby ten guzik... A potem drugi... I trzeci... I kolejny, aż koszula nie miałaby czego zakrywać... "Ciekawe jak wyglądała tak zupełnie bez niczego..." Gwałtownie pokręciłem głową, starając się wyrzucić moje wyobrażenia z głowy. To naprawdę nie był dobry moment. Naprawdę. Zwłaszcza, że już zaczynało mi się robić gorąco. Klepnąłem się więc po gębie dla otrzeźwienia, prawie gotowy wrócić do oglądania relacji z rozmowy. I dopiero wtedy zauważyłem, że odtwarzacz sam się wyłączył. "W sumie dobrze..." Szczerze wolałem już nie wracać do widoku Lou w tej koszuli, bo już na samą myśl zaczynało mi szumieć po łepetynie. Miałem nawet ochotę olać komputer i po prostu paść na łóżko, żeby oddać się setce skojarzeń, ale szybko doszedłem do wniosku, że z tym co mam w głowie i tak nie zasnę. Więc z bijącym sercem włączyłem ostatni filmik, mając nadzieję, że nie będzie tam naga, czy coś. Na szczęście nie była. "Kurde..." Miała na sobie pełen komplet ubrań, przynajmniej tych na górze. Szara koszulka i czarny sweterek idealnie wszystko przykrywały. "Zbyt idealnie..." Chrząknąłem pocierając kark i starając się nie patrzeć na krągłości, wyraźnie rysujące się spod materiału. "W sumie mnie za to nie opieprzy, nie...?" Bezczelnie wbiłem wzrok w jej sylwetkę, korzystając z momentu, że mimo połączenia, na większym kwadracie była jedynie pusta przestrzeń jakiejś garderoby. Nawet mnie nie obchodziło gdzie wtedy byłem. Jak na mnie mogłem się w ogóle już tu nie pojawiać. Byleby Lou się nie rozpraszała... Taka skupiona na ścieraniu lakieru z paznokci wyglądała całkiem uroczo. Marszczyła czoło i zagryzła wargę, jakby to było najważniejsza czynność na świecie, co w pewien sposób nawet było słodkie. No i to opanowanie na jej twarzy... Automatycznie i ja poczułem się jakiś spokojniejszy. "To aż przerażające jak jej emocje działają na moje..." Niestety, długo się nie napatrzyłem, bo na większym kwadracie po chwili pojawił się... "Louis?!" Zmarszczyłem czoło. "A co on tu robił do cholery?"
"- Powiedział, że potrzebuje jeszcze minuty."
Z narastającym niepokojem patrzyłem jak siada na krześle i szczerzy się do kamerki. Na szczęście dziewczyna niczym takim mu nie odpowiedziała. Po prostu odłożyła to białe coś, czym pucowała paznokcie i z całym poprzednim opanowaniem spoglądała przed siebie.
"- To gdzie on jest?"
"Kto...?"
"- W łazience. Kona. Tak przynajmniej twierdzi. Ale siedzi już tam ohoho.
- Sprawdzał ktoś czy na pewno żyje?
- A po co?"
Prychnąłem. Skojarzyłem, że mogli gadać o mnie. "No bo o kim innym..." I oczywiście Louis jak zwykle się o mnie troszczył. "Ciekawe tylko co takiego mi się stało..."
"- No i proszę, twój rycerzyk nadciąga. Może bez białego konia, ale..."
Zmarszczyłem bardziej brwi, widząc jak Louis z jeszcze bardziej debilnym uśmiechem patrzy gdzieś w bok.
"- O, zamknij się."
Usłyszałem swój głos i już po chwili mogłem oglądać siebie na ekranie. Jak zgarbiony, trzymając się za brzuch opieram się o jakiś blat. Ale średnio mnie to nawet obeszło, wolałem skupić się na Lou. Która uśmiechając się lekko, patrzyła cielęcym wzrokiem w kamerkę. "No i tak powinno być..." Od razu poczułem się dwa metry większy.
"- Masz, siadaj babciu. Jakby się coś działo, wołaj."
Kątem oka zauważyłem, że Louis poderwał tyłek z krzesła, przysuwając je od razu do mnie. Trochę mnie zdziwiło z jakim ciężarem na nim usiadłem, wykrzywiając się z bólu. "Co oni mi tam zrobili...?"
"- Nie umieram, co by się niby miało dziać?
- A bo ja wiem, Lou zaczęłaby się rozbierać, a ty nie..."
"ZBOCZENIEC." Na szczęście zanim dokończył, w wypowiedź wcięła mu się Lou.
"- Gadamy przez kamerkę.
- Nawet przez kamerkę teraz nie da rady."
Już nawet miałem się rzucić do pokoju obok, gdzie Louis spał w najlepsze, żeby mu nawciskać za takie teksty przy dziewczynie, ale w ostatniej chwili zauważyłem, że Lou to rozbawiło. Zaśmiała się cicho, przykładając rękę do ust i lekko przekrzywiając głowę. "Całkiem uroczo..."
"- Bardzo zabawne.
- Co tym razem?
- Nie wiem. Zrobiło tylko bzzzzzzzzzzzz i zaczęło boleć. Dalej nie pamiętam."
Aha. I wszystko jasne. Znowu dostałem czymś na koncercie. "No tylko ciekawe czym, skoro TAK się zwijałem z bólu..." Automatycznie ścisnąłem kolana, wciągając głęboko powietrze. "Zacznę nosić ochraniacze..." Chociaż z drugiej strony jak patrzyłem na jej pełne współczucia spojrzenie... "W sumie mógłbym się poświęcić dla jej uwagi."
"- Bardzo boli...?
- Jak cholera. Nie mogę chodzić."
Wyszczerzyłem się jak głupi, słysząc ten troskliwy ton. Miło było wiedzieć, że ktoś nie z rodziny się tak o mnie martwi. "Ktoś kogo olewałeś przez tyle czasu, kiedy samotnie leżała w szpitalu." Od razu ścisnęło mnie w żołądku. Ale wszystko się jakoś rozluźniło, kiedy znowu usłyszałem jej śmiech.
"- Zobaczysz, jak będziesz mieć okres też się będę śmiać. Wniebogłosy. Ciekawe czy ci będzie miło.
- Przepraszam... Jak mam ci pomóc?
- Jak, jak. Weź te swoje zręczne paluszki i przyjedź. Przydałby mi się dłuuugi masaż."
"Tak, to zdecydowanie mogłoby być ciekawe..." Wyszczerzyłem się na samą myśl co jej palce mogłyby wyczarować. I tylko poszerzyłem uśmiech, widząc jej pełne politowania, ale jednak rozbawione spojrzenie.
"- Jesteś obleśny, Styles. A już ci miałam zacząć współczuć.
- Ja chcę się dzisiaj tylko przytulić...
- Nienawidzę jak tak patrzysz."
Zarejestrowałem tylko jak Lou odwraca wzrok, a potem filmik się wyłączył. Westchnąłem ciężko, układając łokcie na blacie biurka i przeczesując palcami włosy. Czułem poważny niedosyt. Poważny. Dlatego w akcie desperacji zacząłem przeszukiwać każdy możliwy folder, licząc na to, że jakiś filmik jeszcze się tam przypadkiem zaplątał. Żeby jakoś zagłuszyć ciszę panującą w pokoju, włączyłem pierwszy lepszy odtwarzacz muzyki, zainstalowany na komputerze. Nie musiałem nawet szukać do niego muzyki. Od razu rozbrzmiał jakąś piosenką. Zdecydowanie nie angielską. Dziwną, ale melodyjną. I chociaż nie rozumiałem ani słowa z tekstu, miałem pewność, że wiem o czym śpiewa wokalista. Znałem sens, nie znając języka... "To możliwe?" Najwidoczniej było, bo nawet nie wiem kiedy zacząłem mruczeć melodię pod nosem. "Tylko skąd ja to znałem?!" Chrząknąłem, poprawiając się na krześle i włączyłem pierwszą lepszą wyszukiwarkę. Wpisałem tytuł i wykonawce, ignorując dziwne kreseczki przy niektórych literach, szukając tłumaczenia. I znalazłem. Było identyczne z tym, co siedziało mi w głowie. "No co do...?" Sumienniej wczytałem się w tekst.
"Lubiła tańczyć 
Pełna radości tak
Ciągle goniła wiatr
Spragniona życia wciąż
Zawsze gubiła coś
Nie chciała nic
Nie rozumiałem kiedy mówiła mi:
Dzisiaj ostatni raz"
Widok uśmiechniętej dziewczyny, wychodzącej z samochodu praktycznie uderzył mnie po głowie. I zanim zrobiłem cokolwiek, pełne wspomnienie zaczęło się materializować...
Rozpuszczone włosy, rozwiane na wietrze.
Granatowy sweterek zsuwający się z ramienia.
Szeroki uśmiech.
Malinowe wargi.
Gwiazdy.
Szum wody.
"Ciekawe..."

*

- Przytrzymaj to tak samo tam. - westchnąłem ciężko, próbując jakoś założyć koc na dach samochodu. Lou z drugiej strony starała się zrobić to samo, oczywiście z wielkim niezadowoleniem na twarzy.
- I mam tak niby trzymać cały wieczór, żeby cegły miały uroczą randkę? - spytała, zerkając z powątpiewaniem na prowizoryczne makiety, które miały sprawdzić czy mój pomysł w ogóle wypali. Nie wypalił. Kiedy tylko puściłem materiał, od razu wylądował na ziemi. "No ja pierniczę..." Wkurzony przeczesałem włosy palcami, mając ochotę w coś uderzyć. Mieliśmy rocznicę, pierwszą rocznicę. Od miesiąca planowałem ten wieczór. Sprawdzałem pogodę, szukałem odpowiednio wyludnionego miejsca, zadbałem o odpowiednią oprawę muzyczną. Wszystko miało pójść idealnie. Najpierw krótka przejażdżka, później długi, romantyczny wieczór spędzony na siedzeniu na samochodzie, gapieniu się w gwiazdy i pieprzeniu o pierdołach. Nie przewidziałem tylko, że jedno z moich ulubionych autek tak perfidnie mnie zdradzi i kiedy tylko na nim siądziemy, zaraz i tak się z niego zsuniemy. "I nici z przytulania..."
- Na filmach to wygląda jakoś bardziej romantycznie. - stwierdziłem wkurzony, nerwowo opierając się bokiem o auto. - Może przyklejają koc do samochodu, co?
- A chcesz spróbować? - Lou uśmiechnęła się chytrze, opierając łokcie o maskę i dłońmi przytrzymując brodę.
- Żeby mi się potem samochodzik kleił? Na pewno. - prychnąłem, zmuszając wszystkie szare komórki do myślenia. To nie było łatwe, ale jakieś rozwiązanie w końcu mi się nasunęło... - Dobra, zrobimy inaczej. - westchnąłem, ruszając w stronę dziewczyny. - Siadaj tam. - rozkazałem, kiwając dłonią na maskę. Oczywiście Lou rzuciła mi tylko niezadowolone spojrzenie.
- Ale zaraz się zsu... - urwała, kiedy złapałem ją w talii i z lekkością podniosłem, sadzając na samochodzie.
- Bez gadania. - zaznaczyłem, stając przed dziewczyną i rzucając jej ostrzegawcze spojrzenie.
- A ty co? - zapytała, kiedy już układałem jej dłonie na kolanach i z lekkością rozsunąłem jej nogi. Zanim mrugnąłem, dziewczyna już je złączyła. - Ej, bez takich. Miał być najpierw romantyczny wieczór. - obruszyła się, marszcząc brwi. Zaśmiałem się pod nosem, zadzierając głowę, żeby móc spojrzeć w ten ogień kryjący się w turkusie jej oczu.
- Będzie, mały zboczeńcu. - zapewniłem, powoli sunąc obiema dłońmi wzdłuż jej ud. A kiedy dotarłem do talii, wróciłem tą samą drogą, jeszcze bardziej powoli, zatrzymując ręce na jej kolanach. Kreśląc na nich nieokreślone znaki, w końcu postawiłem na swoim, lądując między jej udami. - Ja sobie tu tylko postoję, żebyś nie spadła. - stwierdziłem, szybko odwracając się tyłem do dziewczyny i mniej więcej wygodnie opierając się tyłkiem o przedni zderzak. Usłyszałem cichy śmiech z jej strony, a sekundę później poczułem na bokach jej ciepłe dłonie, które powoli, drażniąco i cholernie ogniście przesunęły się na mój brzuch, gdzie zacisnęły się w pięści na materiale mojego swetra. Ale to nie był koniec. Lou przylgnęła do moich pleców, opierając brodę na moim ramieniu i dmuchając mi gorącym powietrzem prosto w kark.
- Nogi cię zabolą. - stwierdziła cicho, praktycznie szeptem, przejeżdżając kciukiem po moim mostku tak delikatnie jak to tylko ona potrafiła, jednocześnie wywołując falę dreszczy wzdłuż całego mojego ciała.
- Czego się nie robi dla dziewczyny. - uśmiechnąłem się, zaciskając dłoń na jej kolanie. - Ale to słodkie, że się martwisz.
- O siebie się martwię. - usłyszałem prychnięcie, a po chwili całe ciepło z pleców gdzieś zniknęło. Westchnąłem z niezadowoleniem. - Potem będę musiała słuchać pieśni żałobnych, że konasz z bólu.
- Cały czas się zastanawiam gdzie ty chowasz to całe współczucie dla innych... - kręcąc głową odchyliłem się w prawo, żeby z odpowiedniej odległości móc spojrzeć na Lou. Zauważyłem jak marszczy brwi w niezadowoleniu i już otwiera usta, żeby się odszczeknąć, kiedy niespodziewanie zwróciła uwagę na właśnie rozpoczynającą się w odtwarzaczu piosenkę. "A ile ja się jej naszukałem..."
- A skądś ty to wytrzasnął? - uśmiechnęła się szeroko, unosząc dłoń w zaskoczeniu.
- Zrobiłem mały wywiad... - wyjaśniłem, czując rozlewającą się po wnętrzu dumę. - Wieczór miał być idealny i musiałem zadbać o każdy szczegół. Nie ma księżyca, komarów i innego robactwa, za to masz milion gwiazd, szumiące morze, cudowną muzykę i przystojnego faceta. Nie możesz powiedzieć, że ci się nie podoba. - wyszczerzyłem się, lustrując z uwagą rozbawioną twarz Lou.
- Zawsze mogę. - stwierdziła nonszalancko, powoli prostując plecy. Po chwili znów się do mnie przytuliła, zaciskając ramiona na moich barkach. Radosne ciepło rozlało się po moim wnętrzu, zwłaszcza kiedy dziewczyna ułożyła głowę u podstawy mojego karku, ostrożnie odsuwając garść swoich włosów na lewo. Po chwili przytuliła swój policzek do mojego, wbijając wzrok w granatowy ocean, rozciągający się przed nami kilometrami. I ja skupiłem na tym spojrzenie, obserwując leniwe fale rozbijające się o zarośnięty, przez nikogo nie zadbany brzeg. 
- Jest niesamowicie... - szepnęła niespodziewanie. Nie mogłem się nie zgodzić.
- Jakbyś marzła to powiedz. - uniosłem dłonie, prawą wsuwając pod rękaw jej bluzy, żeby samemu przekonać się czy aby na pewno nie było jej zimno. Ale rozgrzana skóra mówiła sama za siebie.
- Jest dobrze. - potwierdziła na głos, mocniej otulając mnie ramionami i wsuwając swoją drobną dłoń w moją. Ku mojemu utrapieniu, subtelnie przesunęła paznokciami po moim śródręczu docierając do samych opuszków i dopiero wtedy przeplatając nasze palce. Na wszelki wypadek, mocniej zacisnąłem palce, unieruchamiając jej dłoń, zanim zabiłaby mnie kolejnym dotykiem. I póki jeszcze mniej więcej kontaktowałem, zacząłem cichutko mruczeć pod nosem osłyszaną przez kilka wieczorów melodię, która idealnie wpasowywała się w nastrój.
- A tak serio, kto ci to wymyślił? - usłyszałem nagle. Wychyliłem się odrobinę w prawo, żeby móc spojrzeć na dziewczynę z pretensją.
- Dziękuję skarbie za wiarę, naprawę. - prychnąłem. - Sam, własnym umysłem wszystko ogarnąłem. Nawet piosenki. Wiesz ile musiałem się naczytać tych tłumaczeń, żeby znaleźć coś odpowiedniego?  - pokręciłem głową nad wszystkimi nocami spędzonymi nad dobieraniem playlisty. - Chciałem się też czegoś nauczyć, ale ten język mnie zdecydowanie przerasta. - przyznałem. Lou natychmiast uśmiechnęła się szeroko. I trochę podejrzanie...
- A powiedz 'chrząszcz brzmi w trzcinie.' - zastrzeliła mnie nagle tym swoim szeleszczącym czymś, patrząc na mnie z rozbawieniem.
- Spadaj. - prychnąłem i odwróciłem się przodem do widoku, nie mogąc jednak powstrzymać durnego uśmiechu. Usłyszałem jak i Lou cicho się śmieje, jednocześnie mocniej się do mnie przytulając. "Już nie mogło być lepiej..."



Seven Of Hearts - One Story. <- ostatnio się wciągnęłam :)

piątek, 2 maja 2014

33.


- Dobra, a to? - Harry podniósł jedno ze zdjęć wyciągniętych z kolejnego albumu i pokazał je Louisowi. Ten od razu zmrużył oczy, ale oglądanie zdjęcia z drugiego końca pokoju chyba coś mu nie szło, bo ruszył tyłek i na kolanach doczłapał do Hazzy.
- Pokaż, nie widzę. - wyrwał mu zdjęcie, przyglądając mu się bliżej.
- Haaaaa, ślepniejesz na starość? - Młody zaśmiał się tylko, wydrzeźniając się. I od razu dostał po głowie. Aż się skrzywił.
- Ups, rączka mi się omsknęła. - Lou uśmiechnął się przesłodzenie, ostatecznie wbijając wzrok w zdjęcie. Zmarszczył czoło, intensywnie mu się przyglądając. - Dużo zieleństwa. - stwierdził, przejeżdżając dłonią po brodzie. - Ale za chuja nie wiem co to. Wygląda mniej więcej na 13. Co myślisz? - wyciągnął do mnie zdjęcie. Sięgnąłem po nie, wpatrując się w nie z uwagą, żeby niczego nie przegapić. Ale co mogłem stwierdzić, widząc tylko Hazzę obejmującego Rudą i kupę drzewek za nimi? "Duchem Świętym nie byłem..." Na szczęście znalazłem dobry sposób określania czasu. Tatuaże. Oboje mieli do nich dziwną słabość, więc jak po nitce można było dojść gdzie, co i kiedy. Trzeba było tylko dobrze wytężyć wzrok... Więc wytężyłem. "No i proszę..."
- Bardziej 14. - stwierdziłem, przyglądając się na czarną plamę na ramieniu dziewczyny. - Lou ma tu klepsydrę, a w 2013 nie miała. Niall? - wystawiłem zdjęcie do blondyna, który poległ na fotelu z miską czipsów na kolanach, całkowicie poświęcając im swoją uwagę. "I tak lepiej niż Zayn..." Kątem oka zerknąłem na chrapiącego na kanapie przyjaciela, wracając wzrokiem na Horana. Ten tylko wyszczerzył się szeroko, wystawiając kciuk do góry.
- Skończ żreć, poplamisz mi wszystkie zdjęcia. - Hazz obruszył się natychmiast, gromiąc go spojrzeniem. W zasadzie wcale mu się nie dziwiłem. "Mógłby się chociaż trochę zainteresować..."
- Wypiernicz go do kuchni i spokój. - Lou wzruszył ramionami.
- Przesadziłeś... - Horan zgarnął kilka czipsów z miski i rzucił nimi w Tomlinsona. Myślałem, że to rozpęta wojnę, ale nie spodziewałem się, że i Hazz do niej dołączy...
- EJ! - wrzasnął i aż podniósł się z podłogi. - Deklu, patrz co zrobiłeś! Uświniłeś mi zdjęcia... Koniec z żarciem. - wkurzony podszedł do Horana i z zamachem wyrwał mu miskę, z gniewem odstawiając ją na stolik.
- Ale ja bez tego nie myślę! - Niall zaprotestował od razu, wyciągając przed siebie rękę. Po której od razu dostał. Aż się skrzywił. "Ma za swoje."
- Do łazienki łapska umyć. Już! - Harry wskazał dłonią na drzwi. - I spróbuj coś dotknąć po drodze, to cię osobiście przywiąże sznurkiem do samochodu i zrobię... 
- Nie możesz prowadzić... - podpowiedziałem, dokładnie wiedząc do czego zmierza.
- I Liam zrobi kilka kółek po Londynie! - Hazz zakończył twardo. Niall skrzywił się tylko, ale podniósł tyłek i wyszedł z pokoju, odprowadzony gniewnym spojrzeniem Stylesa. - Co za człowiek, no... - lokowaty westchnął, kucając przy porozrzucanych czipsach i ostrożnie zaczął je zbierać.
- Malik nie lepszy. - Lou kiwnął głową w stronę rozłożonego na kanapie Mulata. Hazz się nawet nie obejrzał, powoli podnosząc jedną z fotek i niczym największą świętość, delikatnie wytarł o koszulkę.
- I tak go nie dobudzę. - wzruszył ramionami, robiąc dokładnie to samo z drugiem zdjęciem. Byłem pod wrażeniem tej jego przemiany. Jeszcze tydzień temu nie był w stanie patrzeć na siebie i Lou razem, a teraz nie dość, że oczu od tego oderwać nie mógł, to jeszcze wzrok robi mu się jakiś taki maślany. I chociaż bałem się wyprzedzać fakty, to miałem wrażenie, że ze wspomnieniami wraca mu i uczucie. "Albo i nigdy nie uciekło..." Uśmiechnąłem się pod nosem, czując ten uspokajający stan, że wszystko zaczyna powoli wracać na miejsce.
- Zresztą, niech się wysypia. - Hazz stwierdził po chwili, z niespotykaną u niego rozwagą przekładając fotki. - Zaraz ślub, potem pewnie dzieciak... Będzie miał niezłe koncerty po nocach. - stwierdził, szczerząc się i patrząc po nas, chyba spodziewając się, że przyznamy mu rację. Ale nie mogłem się nie zgodzić. Uśmiechnąłem się nawet pod nosem, uświadamiając, że to się stanie nawet szybciej niż Hazz mógł sobie nawet wyobrazić. - Co? - Harry od razu to wyłapał. Spojrzałem na Louisa, który podobnie się szczerzył. Dla Młodego to była wystarczająca odpowiedź. - Pezz już...? - pisnął. Na wszelki wypadek pokiwałem głową, wspominając tą dumę w oczach Malika, kiedy nam o tym opowiadał. "Temu też się poszczęściło..." - O ja pierniczę... - Hazz aż przysiadł z wrażenia, z namysłem przeczesując palcami włosy. - Kiedy...?
- Trzeci miesiąc. - odpowiedziałem z niewytłumaczalną dumą. - Dopiero się dowiedzieli.
- Mini Malik... - Hazz pokręcił głową i parsknął śmiechem. -  Boże, czemu mnie to bawi. Zawsze myślałem, że ty pierwszy... - spojrzał na mnie rozbawiony, ale nie minęła sekunda, kiedy wzrok mu zgasł. - Sorry. - mruknął poważnie, posyłając mi przepraszające spojrzenie, po którym wbił wzrok przed siebie i sztucznie zaczął przerzucać zdjęcia. Kiwnąłem głową. Bo co innego miałem zrobić? Rzeczywiście coś w środku ukuło mnie boleśnie. Nie dlatego, że miałem to za jakiś wyścig i rzeczywiście chciałem być pierwszym ustatkowanym. Chciałem się w ogóle ustatkować. Ale nie miałem z kim. Dwa razy się pomyliłem. Danielle, Sophia... Na więcej nie miałem już siły. Ciągłe podejrzenia czy 'ona' jest ze mną czy z Liamem Paynem z One Direction by mnie zabiły. No i to wariactwo wokół zespołu wcale mi nie pomagało... W pewien sposób to bolało, ale nie byłem jedynym singlem w zespole. "Przynajmniej tyle..."
- A ja stawiałem na ciebie. - Louis podłapał moją minę i szybko wyszczerzył się do Hazzy. Z wdzięczności kiwnąłem do niego głową, a Lou tylko łypnął do mnie okiem. - Tylko czekałem aż mi sprezentujesz takiego malutkiego Stylesika.
- Przepraszam, ale co ty byś miał do mojego Stylesika? - Harry zmarszczył czoło, ale też się uśmiechnął. A błysk w jego oku i mnie jakoś poprawił humor.
- Ojciec chrzestny. - Tomlinson wyprostował się nienaturalnie i wskazał na siebie obiema dłońmi. Mimowolnie parsknąłem śmiechem, widząc minę Hazzy kiedy na to patrzył.
- Ty? - prychnął jeszcze.
- A kto jak nie ja?
- Żebyś mi dzieciaka na złą drogę zbałamucił. - Hazz pisnął. - Gwarantuję ci, że jak już się to stanie, będziesz ostatnią osobą na mojej liście. Ostatnią.
- I ja cię żmijo trzymałem u siebie w domu... - Louis zmrużył oczy i pokręcił głową.
- Masz racje, to było głupie. - Styles wyszczerzył się niespodziewanie, ku westchnięciu ze strony Louisa. Ale było tak teatralne, że i ja nie mogłem się nie roześmiać. Śmiech mi jednak przeszedł, kiedy Hazz zmarszczył groźnie czoło i spojrzał na drzwi. - A Horan co, lodówkę w całości wżera?
- Jak go nie ma, to może znaczyć tylko jedno... Znalazł coś pysznego i wpierdala w samotności. Lepiej pójdę mu pomóc. Znaczy sprawdzić. - Tomlinson zerwał się na równe nogi i w kilku susach wyparował z salonu.
- Tylko potem łapska umyć! - Harry krzyknął za nim, ale nawet ja wiedziałem, że do żadnego i tak to nie dotrze. Styles chyba nawet to zauważył, bo posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. - Wiedziałem, że to się tak skończy. - westchnął, sięgając po kolejne zdjęcie i wracając do ciężkiego układania tej swojej osi życia. Ja natomiast tylko wziąłem głęboki oddech, uświadamiając sobie, że w jego mniemaniu nadal wszystko było jak na początku. Poczułem z tego powodu nawet lekkie ukłucie zazdrości. "Jak miło byłoby tak po prostu zapomnieć o wszystkich dramatach..."
- Co? - Styles wyłapał moje spojrzenie, przerywając zajęcie.
- Nic. Po prostu ci zazdroszczę, że nie pamiętasz tej całej kłótni. - wyjaśniłem.
- Nie pamiętam też własnej dziewczyny, więc... Sam widzisz. - uśmiechnął się krzywo. Od razu zalała mnie fala wyrzutów sumienia. - Dobra, weźmy się w końcu do roboty, co? Naprawdę chciałbym to skończyć... - z westchnieniem nachylił się do podłogi, przebierając w wyjętych z albumu zdjęciach. - Może jak sobie więcej przypomnę to Lou przestanie się fochać i się w końcu obudzi... - stwierdził cicho, nie odrywając wzroku od fotek. Poczułem okropne ukłucie w żołądku. "To było takie nie fair..."
- A do tej pory nic...? - spytałem z nadzieją, że usłyszę coś o jej poprawie. Niestety...
- Nic. - Harry pokręcił smutno głową. - Lekarka powiedziała, że jak do końca miesiąca się nie obudzi... - na szczęście urwał w porę. - Ale ma trzy tygodnie, to sporo czasu. - uśmiechnął się smutno, nerwowo przejeżdżając dłonią po karku. "Okropność..." Nie wiedziałem nawet co powiedzieć. Czułem, że Hazz potrzebuje wsparcia, ale robienie czegokolwiek wydawało mi się być nie na miejscu. "Ale co było teraz na miejscu...?"
- Obudzi się. - mruknąłem w końcu, przybliżając się do Stylesa i kładąc mu rękę na ramieniu.
- Wiem. - stwierdził z ogromnym przekonaniem, posyłając mi poważne spojrzenie. Zaraz jednak wrócił do grzebania w zdjęciach, a ja w zdumieniu zabrałem rękę i usiadłem na nogach. 
To był właśnie moment, kiedy zrozumiałem, że Harry naprawdę jest o tym przekonany. Nie tylko wierzy, czy ma nadzieję. On poważnie ma pewność, że Lou się obudzi. To było nawet budujące. "Tylko kiedy on tak zmienił front?" Spojrzałem na przyjaciela uważnie. Na czworakach krążył wśród zdjęć, przekładając skojarzone fotki na odpowiednie miejsca. Widać było, że poświęcał temu całą energię, jakby przypomnienie sobie każdego elementu z ich wspólnego życia było najważniejszym zadaniem na świecie. Od razu poczułem się dumny. "On naprawdę chciał..." Po chwili zauważyłem, że Styles mruczy sobie coś pod nosem. A kiedy skojarzyłem co to za piosenka i wyłapałem jeszcze ten maślany wzrok wbijany w zdjęcia, uśmiechnąłem się pod nosem. "Zakochaniec..." Postanowiłem mu w końcu pomóc i wsłuchany w jego mruczenie, schyliłem się do zdjęć, zaczynając układać je na odpowiednie miejsca.
"Cause she's so high
High above me
She's so lovely
She's so high
Like Cleopatra, Joan of Arc, or Aphrodite
d-d-d-da da
she's so high-- high above me"
- Czuję gofry z czekoladą... - ochrypnięty głos wyrwał mnie z odrętwienia. Od razu spojrzałem na Hazzę, ale zauważyłem tylko jak wgapia się w kanapę. I ja odwróciłem tam głowę, widząc Malika, który nieprzytomnie podnosi się z leżenia. I zataczając się sennie, kieruje się w stronę wyjścia z salonu, przy okazji wpadając Hazzie na plecy.
- Oj sorry. - rzucił zaspanym głosem, obiema dłońmi pocierając twarz. - Zaraz wracam. - stwierdził. Ze zmarszczonym czołem odprowadzałem go wzrokiem, aż zniknął na korytarzu. A potem i mnie przyzwał zapach, któremu oprzeć się nie mogłem. "Jedzenie..."
- Co Gemma miała robić? - mlasnąłem, starając się nie zapluć i z uwagą spojrzałem na zapracowanego Harry'ego.
- Jakieś papierki z roboty wypełniać. - mruknął pod nosem, nie odwracając wzroku od zdjęć. - A co?
- Bo ja też czuję gofry. - wyjaśniłem. - Prosto z kuchni. A tam jest Niall. - zaznaczyłem poważnie, oczami wyobraźni widząc jak Horan właśnie wyjada cały talerz pyszności. Miałem się nawet poderwać do biegu, żeby złapać jeszcze chociaż jednego gofra, kiedy zauważyłem, że Harry nawet nie ruszył się z miejsca. "Przykleiło go do podłogi?" - Nie idziesz? - zapytałem na wszelki wypadek.
- Nie jestem głodny. - wzruszył ramionami. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się jak to jest możliwe. Spodziewałem się, że rzuci się w pogoń do kuchni i zacznie drzeć się z Niallem o jedzenie, jak to zazwyczaj robili. A ten nic. "Opanowany jak nigdy..."
- Na pewno? - mruknąłem, powoli krocząc do wyjścia. - Może chociaż przyniosę ci jednego?
- Jak mi tu przyjdziesz z żarciem, osobiście cię kopnę. - Hazz w końcu podniósł wzrok, ale tylko po to, żeby zamordować mnie spojrzeniem. - Żadnego jedzenia nad zdjęciami. - oświadczył, wracając do przerwanego zajęcia. Z prawdziwym podziwem spojrzałem na jego skupioną minę. I pewnie gapiłbym się jeszcze długo, gdyby z kuchni nie zaleciał mi kolejny podmuch cudownego zapachu. Nie mogłem go ignorować... I jednocześnie było mi głupio, że opuszczam Harry'ego... "Dobra, pomogę mu później."

*

"She calls to speak to me
I freeze immediately
Cause what she says sounds so unreal
Cause somehow I can't believe
That anything should happen
I know where I belong
And nothin's gonna happen
hey-hey yeah yeah

Cause she's so high
High above me
She's so lovely
She's so high
Like Cleopatra, Joan of Arc, or Aprhodite"

Nie mogłem wyrzucić tej piosenki z łepetyny. A może nawet się nie starałem... W sumie pasowała do tego wieczoru, do układania zdjęć, do wspominania Lou... "Ona naprawdę była taka... nade mną." Nawet jeśli to ja miałem wszystko, za czym większość cały czas się ugania, a ona 'tylko' studiowała i próbowała utrzymać się z pracy w schronisku. "Co za popieprzona logika..." Bo tak naprawdę co miałem jej do zaoferowania? Kasy nie chciała, od sławy i tak próbowała się odciąć, prezentów nie przyjmowała. A ja nawet nie miałem dla niej czasu, bo wiecznie albo trasy, albo wywiady. "Chociaż..." Z niepokojem spojrzałem na góry zdjęć piętrzące się po podłodze. "Ciekawe kiedy znaleźliśmy na to czas..." Postanowiłem to jednak olać. Ważne, że wśród jej studiów i moich tras w ogóle się jeszcze widywaliśmy. "Reszta jest nieważna." Wziąłem głęboki wdech, wracając do nucenia i sięgnąłem po kolejne zdjęcie. Z Grecji, sądząc po budynkach w tle i tej kremowej, zwiewnej bluzce, którą dziewczyna miała wtedy na sobie, co wywnioskowałem po poprzednich fotografiach. "Cholera, jak seksownie wtedy wyglądała..." Niby nic takiego, zwykłe szorty, koszulka, rozpuszczone włosy i okulary na nosie. Ale cieszył mnie sam fakt, że na zdjęciu była sama i ukazana całą sylwetką. Takie fotki najbardziej mi się podobały, bo nic mnie nie rozpraszało i mogłem swobodnie pogapić się na jej ciało. "A było na co..." Dziewczyna miała zarąbiste nogi. "A wiadomo, jakie szyny, taka stacja." Nie były patykowate, ani nic. Miały fantastyczny kształt, zwłaszcza biodra. Idealnie zaokrąglone. Po plecach zawsze przechodził mnie dreszcz, kiedy myślałem o tym jak cudownie moja ręka by się tam wpasowała. "Albo na plecach..." Nie mam pojęcia dlaczego, ale cholernie kręciły mnie jej plecy. Trafiłem wcześniej na takie zdjęcie, gdzie była w jakimś stroju kąpielowym, odwrócona trochę tyłem, trochę bokiem do obiektywu. Normalnie jakby mnie piorun strzelił. Ściągnięte łopatki, wyraźna linia kręgosłupa i ten kontrast niżej. Tu wgłębienie w dole pleców, tu krągły tyłek... Długi czas nie mogłem gał oderwać, próbując zebrać myśli do kupy. Naprawdę nie było łatwo. A to było tylko zdjęcie... "Strach pomyśleć co się działo, kiedy znajdowałem się w jej pobliżu..." Uśmiechnąłem się pod nosem, wracając myślami do zdjęcia które trzymałem. Ostatni raz rzuciłem na nie okiem, odkładając je na odpowiednie miejsce i od razu sięgnąłem po kolejne. Ledwo na nie spojrzałem, żeby nie tracić zbyt wiele czasu, już sekundę później biorąc do ręki kolejną fotkę. I kolejną. A przy następnej poczułem jak coś niemiłosiernie zaczyna cisnąć mnie w pęcherz, więc niechętnie, bo z przymusu podniosłem się z podłogi, od razu kierując się w stronę korytarza. Spokojnie minąłem kuchnię, z której dobiegały wesołe odgłosy posiłku i po chwili zamknąłem się w łazience. Szybko zrobiłem co miałem do roboty, mając w zamiarze tylko umyć ręce i szybko wrócić do salonu, kiedy podchodząc do umywalki mój wzrok padł na niewielką, granatową paczuszkę, wystającą z otwartej szafki w rogu łazienki. Diabelska ciekawość zmusiła mnie, żebym do niej podszedł. Odważnie sięgnąłem po paczuszkę, podnosząc ją przed oczy. I pierwsze co zauważyłem to wielki rysunek skrzydlatej podpaski. Zaśmiałem się pod nosem. "Ciekawe jak to działa...." Mój mózg nie zdążył się nawet dobrze nad tym zastanowić, kiedy jakieś mgliste wspomnienie strzeliło mnie po łepetynie...

*

Wparowałem do łazienki, trzaskając drzwiami. Zaczynałem się już powoli wkurzać. "Gdzie ona do cholery wsadziła tą wodę utlenioną...?!" Ścisnąłem mocniej przerżnięty palec, żeby zatamować cieknącą krew i szybko podszedłem do szafki koło lutra, otwierając ją szeroko. Pierwsze co wyleciało to oczywiście jakaś granatowa, babska paczka. Już miałem ją podnieść, by wsadzić ją na miejsce, żeby potem Lou nie kłapała mi dziobem za przestawianie jej rzeczy, kiedy kątem oka zauważyłem co właściwie właśnie przede mną leży. Największy kobiecy sekret, temat tabu. "Podpaski..." Nie mam pojęcia dlaczego, ale wyjątkowo mnie to ubawiło. Nigdy wcześniej nie trzymałem czegoś takiego w rękach... Co właściwie było dziwne, bo praktycznie całe życie mieszkałem pod jednym dachem z dwiema babami. "Ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz..." 
"Bo właściwie jak to działało...?" Ścisnąłem mocniej paczuszkę, patrząc kontrolnie na drzwi. Nie otworzyły się nagle, ani nic. "No czyli chyba mogę..." Pospiesznie opłukałem rozcięty palec z krwi, byle jak owijając go papierowym ręcznikiem i ostatecznie skupiłem całą uwagę na paczce. Poprzekręcałem ją kilka razy w rękach, zastanawiając się jak właściwie mógłbym się dobrać do środka. "Rozerwać opakowanie..." Niewiele myśląc, mocno złapałem jakiś fragment folii i szarpnąłem. Nic. "O cholera, jakie mocne." Szarpnąłem drugi raz. Znowu nic. Szarpnąłem trzeci raz i w końcu tysiące małych, różowych pakuneczków rozsypało się po podłodze. "Cholera!" Z bijącym sercem zacząłem je zbierać, na oślep wsadzając wszystko z powrotem do zmarniałego opakowania i modląc się, żeby Lou teraz nie weszła do łazienki. "Przecież w życiu bym się z tego nie wytłumaczył..." Na szczęście nikt się nie pojawił. Odetchnąłem nawet z ulgą, kontrolnie zerkając na drzwi. "No skoro nadal byłem sam..." Schowałem opakowanie tam, skąd go wyjąłem, zostawiając sobie ten jeden różowy zawijasek. Z lekkością go rozpakowałem i rozłożyłem na całą szerokość. Z zaciekawieniem przyjrzałem się zawartości. "Skrzydełka!" Parsknąłem śmiechem, namyślając się chwilę po jakiego farfocla ktoś to doczepił. "Do latania?" Rzuciłem tym przed siebie, w nadziei, że zacznie szybować w przestworzach. Niestety, siłą grawitacji upadło tylko na podłogę. "Nędzny badziew..." Z westchnieniem sięgnąłem po tą białą tajemnicę, przez moment przekładając ją w rękach. "No i jak to niby się trzymało?" Pookręcałem to na wszystkie strony, aż w końcu zauważyłem maleńki pasek na środku od dupy strony. Oderwałem go bez zastanowienia, od razu przykładając palec do tego miejsca. "Haha, klei się!" Moja radość gwałtownie sięgnęła zenitu. I równie szybko opadła, kiedy nagle drzwi otworzyły się na oścież i stanęła w nich Lou. "KURWA MAĆ!" Natychmiast schowałem ręce za siebie, próbując upchnąć gdzieś to coś. Ale to cholerstwo tylko pokleiło mi się do palców! "Ja pierniczę..."
- A co ty tu robisz w ogóle...? - na moje nieszczęście Lou stanęła na środku łazienki i wbiła we mnie podejrzliwe spojrzenie, zakładając przy tym ręce przed sobą. "No i wpadłem..." 
- No szukam... Em... No... - plątałem się, bo całą uwagę skupiłem na próbach odklejenia tego debilstwa od ręki. Wszystko na nic.
- Pokaż ręce. - Lou rzuciła nagle rozkazem. Natychmiast pokręciłem głową. - Hazz...
- Nie. - mruknąłem odważnie. Brew dziewczyny natychmiast podskoczyła do góry. "No to miałem przewalone..." Zamknąłem oczy, kiedy Lou zaczęła się do mnie zbliżać. "Ona mnie zabije..." Wziąłem głęboki wdech, gdy jej palce dotknęły mojego ramienia i mocno się na nim oplotły. A potem siłą przeciągnęły moje ręce na przód. I zapadła cisza... Wstrzymałem powietrze, niepewnie otwierając jedno oko i spoglądając na dziewczynę powoli. Słowo daję, takiego szoku jeszcze u niej nie widziałem. Ale przynajmniej się nie wściekła... Za to z poważną miną zaczęła zrywać to cholerstwo z mojej ręki.
- Nawet się nie tłumacz. - rzuciła niespodziewanie. - Ja postaram się o tym zapomnieć... - dodała, mnąc to coś w ręku i patrząc na mnie uważnie. Jakoś nie miałem odwagi spojrzeć jej w twarz...
- Tak będzie najlepiej. - kiwnąłem głową, wyparowywując z łazienki jak najszybciej to możliwe. "Nigdy więcej..."

*

- Utopiłeś się tam, czy jak? - głos Louisa i natarczywe pukanie skutecznie wyrwały mnie ze wspomnienia. Aż westchnąłem. "Ale skąd on właściwie wiedział gdzie jestem...?"
- Czy nawet w kiblu człowiek nie może mieć spokoju? - podniosłem głos, kopniakiem wrzucając paczkę do półki i ostrożnie zamykając jej drzwiczki.
- Podobno masz jakieś krwotoki, zostawiać cię samego to wiesz. - usłyszałem, kiedy kierowałem się do umywalki i odkręciłem wodę. W tym momencie miałem ochotę walnąć Nialla. "Zamknę mu kiedyś tą gębę, słowo daję..."
- Gadasz ze mną, nie? To chyba się upewniłeś, że żyję. - rzuciłem, dla rozładowania sytuacji. Poza tym, przy myciu rąk przypadkiem zerknąłem w lustro. A widok swojego odbicia od razu przypomniał mi o tej durnej sytuacji z podpaskami, więc mimowolnie się wyszczerzyłem. "Jak Lou to wytrzymywała..."
- Niekoniecznie. - Louis westchnął głośno. Akurat w momencie, kiedy zakręciłem kran i mozolnie zacząłem wycierać ręce. - Może ty już tego, a ja z duchem sobie gadam.
Kręcąc głową, podszedłem do drzwi, otwierając je na całą szerokość. Louis zlustrował mnie uważnym spojrzeniem.
- Z czego się cieszysz? - zmarszczył czoło, zauważając mój szczerz, którego nijak nie mogłem powstrzymać.
- A coś mi się przypomniało. - wzruszyłem ramionami, mijając Tomlinsona i kierując się od razu do salonu. Z którego zaczęły dobiegać mnie strzępki rozmów. "MOJE ZDJĘCIA!" Od razu przyspieszyłem, żeby jeszcze uratować co się dało.
- Co? - Louis natychmiast zrównał ze mną krok.
- Nieważne.
- Jakiś ostry seks?
- Nigdy się nie dowiesz. - pokręciłem głową.
- No weź, Hazz... Obiecałeś, że będziesz weryfikować z nami każde wspomnienie, żeby się upewnić czy jest prawdziwe.
- Raz, nic nie obiecywałem, coś mi tu wmawiasz, a dwa, skąd ty znasz takie słowa?
- Wrodzona inteligencja. - Lou wyszczerzył się.
- Ta jasne. - prychnąłem. Tomlinson od razu rąbnął mnie w ramię. "Cham..." - Aaaaał. - zmarszczyłem czoło, masując się po obolałym miejscu i wyprzedzając kumpla, żeby szybciej wejść do salonu.
- Coś ty mu zrobił?! - Niall natychmiast poderwał się z podłogi i zgromił spojrzeniem wchodzącego Louisa.
- Spokojnie, ludzie, żyje. - sprostowałem natychmiast, uspokajając towarzystwo. Horan siadł więc spokojnie na podłodze, ale na wszelki wypadek nie spuszczał wzroku z Louisa. - To tylko żart, Jezu. - pokręciłem głową. "A co oni tacy drażliwi..." Zanim zdążyłem się z nich z tego powodu ponabijać, dźwięk z mojej kieszeni wypełnił pomieszczenie. Automatycznie tam sięgnąłem, wyciągając odpowiedni telefon. Ten nie mój. Ten Louisy. Ale ledwo odblokowałem klawiaturę, ktoś wyrwał mi komórkę z garści.
- A co ty to masz? - Louis pisnął jak panienka, odkręcając się do mnie tyłkiem, obserwując uważnie przedmiot jak jakiś spadek z kosmosu. - Antyki kolekcjonujesz?
- To telefon Lou. I oddaj mi to. - próbowałem mu wyrwać komórkę, ale oczywiście czmychnął na drugi koniec pokoju. "Co za wkurzające dziecko..."
- Żartujesz? - prychnął, pomimo mojego wkurzonego spojrzenia. - Zawsze chciałem mieć do niego dostęp, żeby sprawdzić co za zbereźne rzeczy jej wysyłasz. - powciskał parę klawiszy, zaśmiewając się nagle w głos. - Dureń, jak miło...
Reszta popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Postanowiłem to ukrócić póki miałem okazję.
- Możemy wrócić do tego co ważne? - spojrzałem na Nialla, Liama i Zayna po kolei bardzo uważnie. Payne z Malikiem szybko pokiwali głowami, od razu wbijając spojrzenie w zdjęcia przed sobą.
- A mogę...? - Niall uśmiechnął się nieśmiało, wskazując dłonią w kierunku Louisa, który zaczytany w ekranie, z durnym uśmiechem na twarzy, poległ na fotelu.
- Nie. - mruknąłem groźnie. Blondyn postanowił się nie wychylać i westchnął głęboko, sięgając po jedno ze zdjęć. Chociaż minę miał zawiedzioną. "Wystarczy mi jeden leń patentowany..." Rzuciłem ostrzegawcze spojrzenie Louisowi, ale on nawet go nie zauważył, ciesząc się z nie wiadomo czego. "Kretyn..."

*

Czytanie SMSów pochłonęło mnie w całości. Bawiły mnie ich dialogi, wyzwiska, mini kłótnie i słodzenia. To było tak cholernie urocze, że nie sposób było się oderwać. A kiedy doszedłem do ostatniej wiadomości, miałem tylko ochotę na więcej. "Ale skąd to wziąć...?"
"KOMPUTER!" Porażony własnym genialnym pomysłem podniosłem dupę z fotela i niezauważony przez nikogo, przemknąłem przez korytarz, prosto do ich sypialni. Od razu rozsiadłem się przy biurku, odpalając szarego laptopa. Na szczęście nie pytał mnie o hasło... Zamknąłem okno internetu, które dziwnie nadal było otwarte i zacząłem przeszukiwać dysk twardy. Folder ze Skype'a. "No musieli się chyba czasami nagrywać..." Na szczęście coś tam udało mi się znaleźć. Trzy filmiki, pewnie w dodatku nagrane przez przypadek, ale przecież zawsze coś. Bez zastanowienia odpaliłem pierwszy, zadatowany na miesiąc wstecz. "I super." Oczywiście zanim ten grat w ogóle zaczął myśleć, minęły długie godziny i kilometry pierdzenia komputera. Piętnaście razy zdążył mnie też szlag trafić, ale w końcu system się namyślił i zobaczyłem na ekranie podzielony obraz. Wielki Harry i Lou w malutkim kwadraciku w rogu. "No dobra, niech będzie..." Pierwsze co zrobiłem to przyjrzałem się dziewczynie. Hazz jakoś średnio mnie interesował, poza tym ona była jakaś dziwna. Wymięta. Owinięta kocem, wycierająca nos, nieogarnięta i bardzo niedoczesana. A mimo to Harry patrzył na nią jak na ósmy cud świata. Ślepia to mu się świeciły jak psu jaja na Wielkanoc... "Co za zakochaniec, ja pierdzielę..." Czekałem na rozwój akcji. Cokolwiek. Ale oboje tylko się kręcili, ciągle coś poprawiając przy swoich kamerkach. I tak przez jakieś dwie minuty...
- Jak się dzisiaj czujesz.? - Hazz przemówił w końcu, uśmiechając się od ucha do ucha. Lou kichnęła, wytarła nos i zmęczona spojrzała w kamerkę.
- Jak zombie. - zachrypiała gorzej niż Styles. "Serio była chora..." - Ten wirus mnie mutuje. - kaszlnęła parę razy, przykładając dłoń do ust. Hazz natychmiast ściągnął brwi, wyraźnie zmartwiony.
- Może lepiej nic nie mów... Nie powinnaś nadwyrężać gardła. - stwierdził. Lou chyba postanowiła się oburzyć, bo spojrzała na niego groźnie.
- No jasne, każda wymówka jest dobra, żeby przymknąć...
- Luluś... - Hazz wszedł jej w słowo, patrząc na nią uważnie. "Jak słodko..." Dziewczyna zamknęła się natychmiast i chyba fochnęła, bo odeszła od komputera. Sądząc po minie, Harry też był nieźle zdziwiony, ale uśmiechnął się szeroko, kiedy po chwili Ruda wróciła na krzesło. Z blokiem rysunkowym i mazakiem w ręku. Nawet nie spojrzała w ekran, skupiając się na bazgraniu po kartce. Którą już po chwili odwróciła w stronę kamerki. I dzięki temu mogłem zobaczyć cudowny, koślawy napis "PASUJE?" Parsknąłem śmiechem, zresztą tak jak Hazz.
- Idealnie. - kiwnął głową. Lou opuściła blok i na nowo zaczęła koncert z kaszleniem. Styles posmutniał w sekundę i tylko patrzył w ekran wzrokiem zbitego psiaka. - Moje biedactwo... Bardzo się męczysz.? - spytał, prawie głaszcząc komputer. Nie minęła sekunda jak mogłem przeczytać odpowiedź.
"DAJĘ RADĘ"
- Nawet nie wiesz jak chciałbym się stąd wyrwać i przyjechać... - Hazz uśmiechnął się smutno. Ruda natychmiast zaczęła coś skrobać po kartce, a kiedy ją odwróciła, spojrzała groźnie w kamerkę.
"ANI MI SIĘ WAŻ!"
- Luluś, proszę cię... - zaczął. To wystarczyło, żeby dziewczyna zaczęła ciężko bazgrać. - Widzę, że ledwo trzymasz się na nogach. Na odległość nie mogę ci pomóc. Przynosić herbatek... - urwał, kiedy Ruda z westchnieniem odwróciła w końcu kartkę.
"NAWET NIE PRÓBUJ PRZYJEŻDŻAĆ. TU SĄ SETKI BAKTERII. OSTATNIE CZEGO CI TRZEBA TO CHOROBA W TRASIE."
Chwila ciszy akurat się przydała, żebym przebrnął przez tekst. A potem równocześnie z Harrym parsknąłem śmiechem. "Jak oni o siebie dbają..."
- To nie byle jakie bakterie, a twoje. Byłbym zaszczycony, gdyby mnie rozwaliły. - Harry odezwał się dokładnie w momencie, kiedy moje sumienie zaczęła zżerać zazdrość, że już dawno nikt o mnie tak nie dbał.
"JA CI HERBATEK PRZYNOSIĆ NIE BĘDĘ." - przeczytałem po chwili. "No ale z drugiej strony ominęły mnie dymy i wieczne pretensje..." Bilans się więc wyrównywał i wcale nie czułem się aż taki stratny. "Chociaż to jak na siebie patrzyli..."
- Czy ty wiesz co to prywatność? - usłyszałem nagle głos Harry'ego. I to wcale nie tego z komputera. Odwróciłem się natychmiast, zauważając, jak Styles stoi oparty o drzwi i z durnym uśmiechem wgapia się nie tyle we mnie, co w ekran. "Ciekawe od kiedy tu jest..."
- SMS'y się skończyły. - wytłumaczyłem, wzruszając ramionami. - A to jak czekolada, spróbujesz trochę i chcesz więcej. Jesteście przesłodcy. - wyszczerzyłem się, mając nadzieję, że to w jakiś sposób złagodzi moją karę. I chyba podziałało, bo Hazz nawet nie patrzył na mnie groźnie. Chociaż w ogóle na mnie nie patrzył. Cały czas gapił się za to w komputer. "To on wcześniej nie ten...?" - Siadaj, tu są jeszcze dwa takie. - uśmiechnąłem się zachęcająco, poklepując kawałek wolnego krzesła na którym przysiadłem. Harry w końcu na mnie spojrzał. Ale z jawną niechęcią.
- Wypad. - rzucił, kiwając głową na drzwi.
- Jak to wypad? - obruszyłem się. "MNIE chciał wywalić?!" - Nie ma mowy.
- Wypad. To nie jest twój komputer. - Hazz podszedł do biurka i zamknął pokrywę laptopa.
- Twój też nie. - odciąłem się. Styles przewrócił oczami i szarpnął mnie za rękaw koszuli. - A jak tam jest jakiś pornol w waszym wydaniu? Ja chcę to zobaczyć!
- Na pewno. - prychnął, siłą podnosząc mnie z krzesła. - Tam są setki zdjęć, które trzeba ułożyć. - odwrócił mnie w stronę wyjścia i lekko popchnął. - Idziemy.
Westchnąłem ciężko pod nosem, powoli przebierając nogami. "No co za chamstwo..."



***
Czy ten anonim z zastrzeżeniami do moich dialogów mógłby wyjaśnić co dokładnie w nich nie gra? :) Bo nawet nie wiem na czym się skupiać następnym razem...