Przepraszam za poniższe. Wiem, że nie wyszło, ale... no musiałam to uwzględnić. Nie popadajcie z nudów :)
kilka godzin wcześniej.
Nie mogłem tam dłużej zostać. Normalnie po ludzku nie mogłem. Wkurzenie Horana czułem przez ściany. Złość ściekała nawet z sufitu. Atmosfera była tak gęsta, że siekierę można było powiesić. Nawet Eve uczciwie uprzedziła mnie, żebym nie wchodził Niallowi w drogę. No to się usunąłem. Jak w końcu oboje usnęli spakowałem wszystkie swoje rzeczy i wylazłem przez okno. Lepszego pomysłu nie miałem. Szkoda tylko, że nie pomyślałem dokładnie dokąd mam się udać. Chłopaki odpadali. Byłem pewny, że gdyby tylko dowiedzieli się o naszej kłótni, szybko by mi poprawili z drugiej strony. A tego wolałem już uniknąć. "Już i tak moja warga zaczęła przypominać oponę..." Do nikogo z rodziny dzwonić nie chciałem. Podejrzewam, że ich reakcja byłaby identyczna jak w przypadku chłopaków. A co do innych znajomych zwyczajnie nie miałem pewności w jakich stosunkach i z kim teraz jestem. "Amnezja to jednak problem..." Ciągnąc za sobą jedną, jedyną walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami zwyczajnie błąkałem się po ulicach. Trzecia nad ranem, ziąb niemiłosierny, żywego ducha na zewnątrz, a ja, Harry Styles zwiedzam sobie Londyn... "Styles, popieprzyło cię już całkowicie..." Mimo wszystko cieszyłem się jednak, że mogłem pobyć sam. Bo chociaż ulice jak na tę porę były wyjątkowo puste, udało mi się minąć kilkoro ludzi. Do tej pory jak już coś takiego mi się zdarzyło, nie obywało się bez robienia zdjęć, dawania autografów i rozmów z fanami. Teraz cisza. Nie mam pojęcia jak menagerowie to załatwili, ale miałem spokój. Nikt nie ganiał za mną z aparatem, nie było histerii, nagłych krzyków, płaczu, fanów. Nic. Wiedziałem, że o mnie gadają, udało mi się podejrzeć jedną czy dwie gazety w szpitalu, nawet zobaczyć jakiś program w telewizji... Nie oszukujmy się, głównym tematem byłem ja. 'Harry Styles miał wypadek' widziałem już w każdym możliwym miejscu. Więc tym bardziej trudno było mi zrozumieć całą sytuację. Menagerowie obiecali mi wprawdzie spokój, ale żeby aż tak...? "Musieli chyba kurde grozić sądem wszystkim, którzy chcieli do mnie podejść..." Westchnąłem ciężko od natłoku dziwnych myśli, powoli kręcąc głową, jakbym chciał je wszystkie stamtąd wytrząsnąć. Nawet mi się udało, bo gdy już ogarnąłem okolicę w jakiej w niewytłumaczalny sposób się znalazłem, wszystko inne przestało mieć znaczenie. "Jakim cudem ja się tu cholera znalazłem.?" Marszcząc brwi przejechałem wolną ręką po mokrych od londyńskiej mżawki włosach i z uwagą wbiłem wzrok w budynek przede mną. Całkiem znajomy budynek. Ten... "Dom." Jednopiętrowy, malutki, skromny. Żadnych wymyślności, prosta konstrukcja, prosty wygląd, prosty ogród, prosty podjazd, proste ogrodzenie. Niewielki, niewyszukany domek potrzebujący remontu i należący do przeciętnej rodziny. "A podobno miałem miliony na koncie..." Patrzyłem na żółty budynek z nieukrywanym powątpiewaniem. "Jakim cudem...?" Nie to, żebym od razu gwiazdorzył, ale z moim majątkiem chyba było stać mnie na coś, z czego nie odłaziła farba. I co nie wyglądało jakby zaraz miało się rozlecieć. I było w przyjemniejszej dzielnicy. I miało jakąś skuteczniejszą ochronę niż wątłe, metalowe ogrodzenie... "Chyba, że Ona ciągnęła ze mnie tyle kasy, że nie starczało już na nic innego..." Sumienie natychmiast ścisnęło mój żołądek. Poczułem się tak, jakby znowu ktoś przypierdzielił mi w twarz. I to jeszcze mocniej niż poprzednio. Mimowolnie się nawet skrzywiłem, przypominając sobie ten cały ból. Tym razem silniejszy tysiąckrotnie. "Styles, może po prostu nie myśl o Niej..." Westchnąłem głęboko, przez moment zastanawiając się co dalej. Nie miałem pojęcia co teraz mógłbym zrobić. Iść dalej.? Wchodzić do środka.? "Dylematy młodocianej gwiazdy kurde..." Jakoś nie miałem ochoty znowu włazić z butami w życie o którym nie miałem pojęcia, ale innego wyjścia chyba nie miałem. Zanim więc wymyśliłem jakiś powód przeciwko, gwałtownie ruszyłem do przodu, już po sekundzie z trzaskiem otwierając metalową bramkę. Nie zastanawiając się nad niczym po prostu szedłem przed siebie. Odgłos moich kroków niebezpiecznie roznosił się po nocnej okolicy, ale miałem to gdzieś. Nim ktokolwiek mógł tu przyjść i opieprzyć mnie za hałasy, już zdążyłem wspiąć się na niewielkie schodki i stanąć centralnie przed drzwiami. Szybko sięgnąłem po klucze, które wciąż dziwnym trafem ciążyły mi w tylnej kieszeni, ale gdy tylko chłodny metal dotknął mojej rozgrzanej skóry, mój zapał do wchodzenia tam dziwnie zmalał. Zmarszczyłem czoło, wpatrując się intensywnie we własne dłonie, jakbym tam miał napisaną odpowiedź co dalej. Przez chwilę przekładałem mały, srebrny kluczyk w palcach, zastanawiając się czy go przypadkiem nie wywalić i odejść stąd w cholerę. Zostawić wszystko za sobą. Szybko jednak doszedłem do wniosku, że będą mnie później zżerać wyrzuty sumienia. Cały czas zastanawiałbym się co by było gdyby. "A, pieprzyć to." Zacisnąłem szczękę jak do jakiejś walki i szybko wbiłem kluczyk w drzwi. Odgłos otwieranego zamka zabrzmiał złowrogo, ale to i tak było nic w porównaniu z cichym skrzypnięciem drzwi, kiedy delikatnie je uchylałem. "Jak w horrorze..." Przekląłem dzień w którym przyszło mi do głowy oglądać te wszystkie denne straszne historyjki. Mógłbym przysiąc, że czułem czyjąś obecność za plecami. Prawie wyczuwałem oddech na karku. Ale dla świętego spokoju wolałem się nie odwracać. "Klątwa to ostatnie co chciałbym zobaczyć..." Biorąc głęboki wdech, zacisnąłem mocniej pięść na rączce walizki i bez namysłu wszedłem do domu, zamykając za sobą drzwi. "I jestem..." Czułem dziwny spokój. Rozejrzałem się powoli po zagraconym pomieszczeniu, a każdy oddzielny przedmiot rzucający mi się w oczy nasuwał kolejną myśl. Nie minęła sekunda, kiedy głowa łupała mnie już konkretnie przez natłok skojarzeń, więc mimowolnie zamknąłem oczy i ścisnąłem nasadę nosa. "Tak dłużej być nie może..." Westchnąłem ciężko, zakładając przed sobą ręce. Wprawdzie ten dom był mi obcy, ale przecież nie miałem się gdzie podziać. A jak już miałem się tu zatrzymać to musiałem to ogarnąć. "Przecież nie będę mieszkać w burdelu..." W sekundę odsunąłem od siebie setki skojarzeń, które moja łepetyna zdołała wymyślić w związku z tą idiotyczną myślą. "Lepiej już w ogóle o Niej nie myśl, Styles... A tym bardziej w ten durny sposób..." Chrząknąłem głośno, co rozniosło się echem po domu. Nieprzyjemne uczucie osamotnienia ścisnęło mnie w środku. Musiałem je jako wytłumić. Niewiele myśląc sięgnąłem więc do kieszeni, skąd wyciągnąłem swój nowiutki telefon. Nastawiłem pierwszą z brzegu piosenkę, która już po chwili otuliła mieszkanie swoimi gitarowymi dźwiękami. "Od razu lepiej." Wprawdzie nie poczułem się jakbym tu należał, ale z niewytłumaczalnych powodów Aerosmith jakoś mi tutaj pasował. "Może często go tu słuchałem...?" Pokręciłem natychmiast głową, przekonując się, że przecież miałem nie myśleć. I żeby uśpić nadaktywny mózg, po prostu ruszyłem przed siebie, zakasując rękawy. Miałem od cholery rzeczy do ogarnięcia i tak mało czasu, żeby się z tym wyrobić... "Serio ci się gdzieś śpieszy, Styles.?" No tak, przecież miałem do groma czasu. Pokręciłem głową, nie chcąc nawet myśleć co z nim zrobię. Tym się zajmę potem. Na razie skupiłem się na ogarnianiu mieszkania. A przynajmniej kanapy, do której podszedłem z wielką niepewnością. Miałem wrażenie, że kremowy mebel pod naciskiem kupy szmat zaraz się rozwali. Nawet jeśli wyglądał jak wyciągnięty z katalogu. "Takiego zagracenia nic nie wytrzyma..." Od razu chciałem wszystko zwalić na podłogę, ale kiedy tylko wyciągnąłem po to rękę, zaraz ją cofnąłem. Tam były same Jej ciuchy. Jej. Nosiła je. One dotykały Jej skóry. Przesiąkały Jej zapachem. "Miałem prawo...?" Z niepewnością popatrzyłem na szarogranatowy, sprany sweterek leżący na samym wierzchu. Zrobiłem ze trzy podejścia zanim ostatecznie wziąłem go w dwa palce i delikatnie uniosłem. Patrzyłem na niego jak na kosmitę. Był mi kompletnie obcy i jednocześnie nie do pojęcia. Że mógł sobie tak spokojnie leżeć na kanapie która podobno była moja. "No jakim cudem do cholery pojawiły się tu nie moje ciuchy.?!" Odważniej złapałem szorstki materiał, tym razem w dwóch dłoniach. Ścisnąłem go nerwowo, jakby chcąc wydusić z niego całą prawdę. Nic nie powiedział. Nadal jedyne co słyszałem to głos Stevena Tylera. Który w jednej sekundzie pobudził dziwne sfery mojego rozumowania. Dałbym sobie rękę odciąć, że ten głupi sweter miał jakiś związek z Aerosmith. "Tylko kurde jaki.?" Zmarszczyłem brwi, próbując jakoś skojarzyć fakty. I chociaż miałem setki pomysłów, żaden jakoś nie wydał mi się odpowiedni.
"Mama długo nie pisała tacie, że jest w ciąży."
Westchnąłem. "No tylko tego mi tu jeszcze brakowało..." Niepokój już ogarnął moje ciało i automatycznie przygotowałem się na ciemność przed oczami. A tu nic. Nie czułem się słabo, nie kręciło mi się w głowie, mózg nie uciskał na czaszkę. Nie było nalotu myśli, chaosu. Ledwo jedna myśl błyskała mi w łepetynie. Ledwo jedna. Cicha, słaba. Jakiś mętny obraz. Bardzo mętny. Wyblakły. Jak stare zdjęcie. "No Styles, wysil się..." Westchnąłem, próbując się skupić. Chciałem się dowiedzieć. Po prostu. Wytężyłem każdą możliwą komórkę, że aż prawie zabolało. Ale zobaczyłem. ZOBACZYŁEM.! Ten salon, bardziej posprzątany. Ogarniętą kanapę. Ktoś na niej siedział. Ubrany w ten sweterek. Zdecydowanie za duży jak na tę osobę. Zwisał jej z ramienia. Bladego ramienia. Ramienia z tatuażem. "To Ona..." Mimowolnie otworzyłem oczy, patrząc na materiał w moich dłoniach. Wbijałem w niego wzrok, jakbym z niego miał wyczytać odpowiedź. Co najdziwniejsze - wyczytywałem. Bardzo wyraźnie. Nie wiem skąd, ale w mojej głowie natychmiast wyplotła się opowieść o dziewczynie, która pojechała na koncert Aerosmith ze swoim chłopakiem. I która zaszła z nim w ciążę właśnie na tym koncercie. I która bała się mu to powiedzieć, bo chłopak wyjechał za pracą. I która przyznała się dopiero na kolejnym koncercie, co najdziwniejsze, też Aerosmith. "Jej rodzice..." Poczułem się cholernie dziwnie. Nawet nie wiedziałem co mam myśleć. "Skąd do cholery o tym wiedziałem.?" Westchnąłem ciężko, kręcąc głową. "Lepiej nie myśleć..." Na odsunięcie wszystkich durnowatych pomysłów, na wszelki wypadek szybko zmieniłem piosenkę i starannie złożyłem sweterek, odkładając go na stolik. Już nawet się nie zastanawiając, szybko sięgnąłem po kolejny ciuch, tym razem podarte na kolanach dżinsy, robiąc z nim mniej więcej to samo. Nie minęło wiele czasu jak uporałem się z kanapą, mechanicznie składając kolejne ciuchy i mimowolnie nucąc sobie pod nosem. Zdenerwowanie, że robię coś nie tak szybko odeszło w zapomnienie. Nie myślałem już nawet, że grzebię w Jej ciuchach. Po prostu zająłem się tym, czym powinienem. Bez większej filozofii. "Tak było najlepiej..."
*
Rozejrzałem się wokół siebie, czując nieodpartą radość i rozpierającą dumę. "Nareszcie czysto." Góry szmat zniknęły, walające się po podłodze papierki znalazły swoje miejsce w koszu, tumany kurzu opuściły meble, a dywan odzyskał swój dawny kolor. Salon nareszcie wyglądał jak należy. Porządnie i czysto. Może nie lśnił, ale przecież nigdy nie byłem mistrzem sprzątania. Najważniejsze, że odzyskał przestrzeń i jakąś taką przytulność. "Poprzednią...?" Nie byłem pewien, ale osobiście mi się podobało. No i starałem się niczego nie przestawiać. Każda najdrobniejsza ważniejsza pierdoła została na miejscu w którym ją zastałem. "To chyba było fair..." Zmęczony, ale uśmiechnięty potarłem mokre od wysiłków czoło. "Niezła kondycja, Styles..." Okej, może to i śmieszne, ale nieźle się zmachałem. Manewrowanie między półkami, wstawanie i klękanie, wspiananie i złażenie, podciąganie i opuszczanie... "Gorzej niż na wf'ie w szkole..." Wcale nie czułem się dobrze z myślą, że wszystko będę musiał powtarzać i w innych pokojach. "Ale miałem inne wyjście.?" Chrząkając, szybko złapałem stertę ciuchów, którą zdążyłem tu zebrać i trochę na ślepo ruszyłem do sypialni. Prawie się wywaliłem przy progu, ale na szczęście udało mi się nie zepsuć misternie ułożonej wieży. Zachowując większą ostrożność, podszedłem do szafy i nawet niedelikatnie wcisnąłem ciuchy w wolne miejsca na półkach, uważając, żeby się tylko z niej nie wysypały. "Niech tam siedzą..." Odchodząc od szafy, rozejrzałem się spokojnie po wnętrzu sypialni. Takim samym jak zapamiętałem go z wcześniejszej wizyty. Dokładnie takim samym. A jednak mimo wszystko trochę innym. Dzisiaj czułem tutaj seks. Z każdej możliwej strony. Jakoś dziwnie mi to działało na poczucie bezpieczeństwa i coś dziwnego natychmiast ścisnęło mój żołądek. "Bo czy to możliwe...?" Ciężko opadłem na łóżko, chowając twarz w dłoniach. Milion myśli przebiegło mi nagle przez głowę. Wszystkie, co do jednej wiązały się z Nią. Nią, jakąś nieznaną mi dziewczyną, którą każdy wciskał mi w łapy. I nie rozumiałem dlaczego. Przecież ona była mi obca. Nie znałem jej. Nic o niej nie wiedziałem. Nic nie kojarzyłem. Nic do niej nie czułem. W ogóle nic. "A podobno byliśmy razem..." "Nie, to durnota." Westchnąłem ciężko, prostując się gwałtownie. Nie mogłem dać się zwariować. Na żadne opowiastki nabrać się nie dam. Potrzebowałem dowodu. Mocnego dowodu. "Bez dowodu w nic nie uwierzę..." Walecznie nastawiony, dźwignąłem tyłek z łóżka, a mój wzrok mimowolnie padł na szafkę nocną. "No i masz kurna dowód..." Opadłem na łóżko jeszcze szybciej niż wstałem, tym razem już bez żadnej energii. Mimowolnie zatrzymałem całe powietrze w płucach, nie potrafiąc zrozumieć dlaczego cały świat mi to robi. Dlaczego widzę zdjęcie. Moje i Jej. "Nasze..." Kręcąc głową, sięgnąłem niepewnie po szklaną ramkę, przenosząc ją przed oczy. "Ja i ona..." To było zbliżenie naszych twarzy. Uśmiechniętych, szczęśliwych, z czymś w oku. Dałbym sobie rękę uciąć, że to zdjęcie było zrobione tutaj, w tej sypialni. Rano. "No tak geniuszu, ona nie miała makijażu..." "Ale i tak była ładna." Automatycznie powędrowałem dłonią to zarysu jej twarzy. Przejechałem palcem po jej zielonych oczach, po wystających kościach policzkowych, po zadartym nosie pokrytym piegami, po malinowych ustach... "Musiały być słodkie..." Ledwo ta myśl wykwitła w mojej łepetynie i zdążyłem się opieprzyć sam siebie, już pojawiło się przekonanie, że te usta były słodkie. Nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego, ale byłem pewny, że jej pocałunki potrafiły mącić w głowie. "Ja pierdolę..." Zdecydowanie lepiej było mi bez tej wiedzy. Teraz tylko poczułem się bardziej skołowany. I winny. Nie odrywając wzroku od jej twarzy wiedziałem, że odzywa się we mnie sumienie. "Debilu, jak mogłeś być tak głupi..." Poczułem się jak ostatni tuman. Cham. Idiota. Egoista. Arogant. I setka innych określeń na zwykłego dupka. "Ona tam..." Jęknąłem, przyduszony własnym poczuciem winy. I pierwszy raz pomyślałem o tym co by było gdyby role się odwróciły. Gdybym to ja leżał w śpiączce, a moja ewentualna dziewczyna rękami i nogami broniła się przed odwiedzinami. "A jeśli się obudzi...?" Westchnąłem jeszcze ciężej. Nawet wolałem sobie nie wyobrażać co by było gdyby ona się nagle obudziła, przeświadczona tak jak wszyscy, że między nami jest jakieś uczucie. Że ja do niej... Że ona do mnie... A ja ją olewam. "Przecież gdyby to wszystko była prawda, serce by jej pękło..."
"Przeze mnie..."
Milion negatywnych uczuć natychmiast zalało mój mózg. W końcu dotarło. W końcu. Byłem przytłoczony i wściekły sam na siebie. Najchętniej sam sobie bym teraz walnął. I to porządnie. "Debil.!" Kompletnie bez energii opadłem plecami na łóżko, mając zwyczajną ochotę się rozryczeć. Albo przypieprzyć głową o ścianę. Wszystko jedno. "Styles, pacanie..." Byłem na siebie więcej niż wściekły. To było nawet trudno opisać. Jakieś cholerne poczucie winy paliło mnie od środka, ściskało za gardło, prawie dusiło. Przez moment nawet nie mogłem oddychać. "Styles jesteś najgorszym idiotą jakiego świat widział..." Westchnąłem ciężko, podnosząc się znowu. Kiedy odkładałem zdjęcie na półkę, mój wzrok padł na coś kolorowego wystającego spod łóżka. Zmarszczyłem czoło, ale sięgnąłem po dziwną rzecz. Wyciągając ją stamtąd szybko okazało się, że to komórka. Czerwona. Z klawiszami.! W zabawnej obudowie. "To nie mogło być moje..." "A więc Jej..." Niepodziewanie coś ścisnęło mnie za gardło, a dziwne głosy w głowie zaczęły podpowiadać, żebym to przepatrzył. "Przecież szukasz dowodu..." No bo szukałem... Ale czy mogłem...? "Styles, nie bądź ciota..." Drżącą ręką szybko nacisnąłem odpowiedni guzik, włączając telefon. Rozbłysł już po chwili, nawet nie pytając mnie o hasło. "I całe szczęście..." Mina mi jednak zrzedła, kiedy na tapecie zobaczyłem swoje zdjęcie. Nienajlepsze, jakieś poranne. Miałem ledwo otwarte ślepia. "Ona serio tak...?" Pokręciłem głową, woląc nie wiedzieć. Szybko wszedłem w menu, zastanawiając się co właściwie dalej. Nie zdążyłem jednak dobrze się nad tym zastanowić, kiedy telefon zawibrował niespodziewanie, a u góry pojawiła się ikonka wiadomości. "Mogłem...?" Rozejrzałem się niepewnie wokół. Nic nie powiedziało mi, że nie. Nie zastanawiając się długo, szybko wszedłem w wiadomości. "Niall...?" Ostro mnie zdziwiło kiedy zauważyłem jak Horan wydzwaniał do mojej... do Niej, zostawiając Jej trzy wiadomości na poczcie pod rząd. "Ciekawe czego chciał..." Kierowany już czymś więcej niż zwykłą ciekawością, szybko wybrałem numer poczty głosowej, spokojnie i cierpliwie przechodząc przez durne wciskanie przycisków, zanim udało mi się dostać do wiadomości. Jednak niczego innego niż zwyczajne 'oddzwoń później' się nie dowiedziałem. "Horan, mógłbyś być wylewniejszy..." Westchnąłem, już mając się rozłączać, kiedy automatyczny głos kobiecy zapytał mnie czy chcę odsłuchać zapisane wcześniej wiadomości. "Chciałem...?" Nie musiałem się nawet pytać, od razu wcisnąłem odpowiedni numerek. I aż mnie zmroziło, kiedy usłyszałem swój własny głos. Zdenerwowany. I pełny czegoś dziwnego. "Ale mój..."
"Odrzuciłaś mnie... Miło, naprawdę. Powinienem strzelić focha, ale wiem, że jest 3 nad ranem, więc ci wybaczam. Miałem straszliwy koszmar i chciałem tylko usłyszeć twój głos. Nawet nagrany na automatycznej sekretarce... Chociaż przyjemniej by mi było, gdybym mógł się teraz do ciebie przytulić. Dwa tygodnie to jednak tortury. Mam nadzieję, że chociaż porządnie się wyśpisz i nie będziesz na mnie warczeć za próby kontaktu. No dobra... Oddzwoń jak tylko wstaniesz, okej.? Kocham cię."
Przełknąłem głośno ślinę, nie wiedząc nawet co myśleć.
Ja.
Jej.
Powiedziałem.
Że.
Ją.
...
"Kurwa..."
Uhahahahaha :D
OdpowiedzUsuńBoże, dałabyś już spokój z tą nudą... Wiesz, jakie to jest ekscytujące?!
Usłyszał jak jej mówił że ją kocha!!!
ŁAŁ!!!
<3
Z której strony to jest ekscytujące...?
UsuńNo może rzeczywiście ten moment jest fajny. Ale poczekaj aż dokopie się głębiej w jej telefonie :).
Buziaki xx
mhyhyhyhy muahahahaha już nie mogę się doczekać :D
UsuńW zasadzie to nie wiem gdzie skończyć jego kopanie, żeby nie wyszło za słodko... Mam nadzieję, że nie zniszczę tego :)
UsuńEee, ja myślę że z komentarzami wewnętrznymi nie wyjdzie za słodko nigdy :P w ogóle - to przecież Harry! to nie może być ZBYT słodkie. niemożliwe. bo on jest bęcwałkiem <3 :D
UsuńBęcwałek... Ahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha :). Pozwolisz, że to wykorzystam gdzieś kiedyś.? :). Zabawnie to zabrzmiało :).
UsuńA co do słodkości, jeszcze się zdziwisz. Jak Ci się będzie robić niedobrze to daj znać, przerwę wszystko :).
Nudne? chyba Cię coś pokręciło.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Usłyszał, że mówił jej, że ją kocha.
To takie słodkie. Aww. xd
Czekam na nn.
No bo zero dialogów w tym... To jak to może być ciekawe :).
UsuńNie wiem czy to słodkie, czy nie. Dla niego z pewnością szokujące. Ale poczekaj na inne rzeczy, które znajdzie na jej telefonie :).
Buziaki xx.
Ja przepraszam, że poprzednio nie napisałam nic. Jak tylko przeczytałam to jakoś nie mogłam, a potem nie zdążyłam, a teraz weszłam bo się w końcu zebrałam, a tu proszę NOWY rozdział. I to jaki! :)
OdpowiedzUsuńW sumie to fajnie, że tak nas wkręciłaś, serio. Mi się podobało. Podoba mi się znacznie bardziej, kiedy wiem, że ona jednak żyje, ale wciąż. Taka adrenalina w żyłach jest czasem bardzo przydatna:D
Harry w tym opowiadaniu jest moim mistrzem, nie pytaj czemu, po prostu tak jest i sama nie potrafię tego wytłumaczyć.
Chciałeś dowód? To masz! I to niepodważalny! Teraz już rozumiem czemu koniec końców Styles w końcu pojawił sie w szpitalu. #inaglewszystkostajesiejasne
I jeszcze zaczyna czuc się winny. Awww. to takie. To za dużo. Ale to dobrze. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Sprawiłaś, że moja niedziela ostatecznie nie była tak tragiczna. Dziękuję.
Grzeb w tym telefonie dalej, chłopie, grzeb dalej, dobrze ci radzę.
Mam do ciebie takie pytanie odnośnie studiów. Mogę? Co studiujesz i gdzie i na którym roku? Oczywiście możesz nie chcieć udzielać nam tej informacji. I ja to jak najbardziej rozumiem :)
Ściskam i tak btw zaostrzyłaś mój apetyt na kolejne rozdziały aż za bardzo :3
H
Ja wszystko rozumiem, czasu sama mam niewiele :). Osobiście niczego od nikogo nie wymagam, ale z drugiej strony kocham czytać wszelkie uwagi. Mniejsza o to :).
UsuńCo do wkręcania to to wyszło dzień przed dodaniem rozdziału. I nie mój pomysł. Cała zasługa leży po stronie Eve :).
Harry mistrzem? Okej, nie pytam :). Każdy ma swoje odchyły :).
Dowodów Harry jeszcze znajdzie co niemiara, zaręczam :). O to nie musisz się martwić :). Oprócz teraźniejszości zamierzam też skupić się na przeszłości, wrócić do ich lepszych czasów. Trochę słodkości trochę się przyda tak myślę :).
A studiuję dziennikarstwo na UMCS pierwszy rok. Okropność, nie zamierzam tego kontynuować :). Nie polecam :).
Buziaki xx.
Uważam, że rozdział nie jest wcale nudny. Myślę że w opowieści są potrzebne takie dłuższe rozdziały, gdzie są same opisy. To nadaje takiego specyficznego charakteru. Super rozdział, nie moge sie doczekać kolejnego. :) Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńDziękuję za wsparcie i za poparcie :). Myślałam, że taki opisowy rozdział zabije cały kontekst, no ale skoro nie... Jestem szczęśliwa :). I cieszę się, że Ci się podobało :)
UsuńBuziaki xx.
Ja nie wiem jak to możliwe, że nie trafiłam tutaj wcześniej. To jest naprawdę bardzo dobre, a ten rozdział jest moim ulubionym. Kocham opisy a dzisiaj coraz mniej osób potrafi zrobić to tak, by nie nudziło. Cóż, tobie się udało, dzięki czemu zostanę tutaj na dłużej i z chęcią dowiem się co będzie dalej. Czekam na kolejny rozdział. x
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie zapraszam do siebie. :)
http://banshee-fanfiction.blogspot.com/
A widzisz, bo ja się nie lubię wychylać i genialnie się ukrywam :). Ale cieszę się, że jesteś i że postanowiłaś skomentować :). No i że Ci się podoba! Zazwyczaj do moich opisów są głosy na nie, zwłaszcza jeśli chodzi o te na Piekarni, no ale skoro nic Cię nie zanudziło... Jestem szczęśliwa :). Dziękuję za tak miłe słowa :).
UsuńBuziaki xx.
Super rozdział wcale nie jest nudny masz za niską samoocenę. Twój blog tak wciąga że mogłabym go czytać cały czas. Już nie mogę się doczekać nastepnego rozdziału. Kiedy go dodasz?
OdpowiedzUsuńDziękuję za każde miłe słowo z Twojej strony :). Nawet nie wiesz jak cudownie móc po ciężkim dniu przeczytać taki komentarz :).
UsuńCo do nowego rozdziału... Na razie mam zastój twórczy, Hazzowanie mi się zblokowało... Postaram się po weekendzie coś dodać, ale obiecać też niczego nie mogę :).
Buziaki xx.
Omg jeden z najlepszych rozdziałów <3 Nawet nie mów, że to jest nudne! Jesteś na prawdę świetna!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na 1.rozdział :)
http://you-are-my-drug-zerrie.blogspot.com
No dobrze, dobrze, nic już nie mówię :).
UsuńJuż idę czytać, już... :).
Buziaki xx.
PROSZĘ DODAJ KOLEJNY ROZDZIAŁ:>
OdpowiedzUsuńPostaram się skrobnąć coś do piątku :)
Usuń